piątek, 18 października 2019

I znowu Bieszczady!



Bieszczady widziane z parkingu w Lutowiskach

   I znowu rzuciliśmy wszystko i wyjechaliśmy w Bieszczady! Staje się to już pomału naszą coroczną, październikową tradycją. Wyczekujemy tylko na czas, gdy liście drzew porastające bieszczadzkie zbocza nabiorą nowych, zróżnicowanych kolorów i gdy pogoda będzie sprzyjała górskim wycieczkom.  A potem nim jeszcze słonce na dobre nie wstanie, hajda przedświtaniem! Mkniemy przed siebie niczym dzikie mustangi nareszcie wypuszczone ze stajni. Gnamy w nową przygodę, w magiczny czas wspólnego łazikowania, przemierzania pełnych tajemnic i ciekawych historii szlaków. Szeroko rozpościerają znów skrzydła stęsknione za swobodnym podróżowaniem dusze wędrowców, oczy nabierają nowego blasku a w żyłach żywiej krąży krew.


  Pieski jak zawsze, podczas takich jednodniowych wycieczek, zostawiliśmy w ogrodzie ufając, iż żadna krzywda im się przez te kilkanaście godzin nie stanie. Do dyspozycji miały swoje towarzystwo a więc na nudę i samotność narzekać nie mogły. Może tylko tęskno im było za nami oraz za wylegiwaniem się na kanapach i fotelach (co ostatnio z coraz większym zaangażowaniem czynią). Zostawiłam im pełne wiadro świeżej wody ze studni oraz dużą miskę suchej karmy, zatem nie zagrażał im głód ani pragnienie.  Zapowiadana na ten dzień aura nie zwiastowała żadnych deszczy ani innych przykrych niespodzianek. Mogły się zatem wyspać spokojnie na rozgrzanym słońcem trawniku, w cieniu pod wiatą albo w którejś z dwóch bud, niesłusznie zapomnianych przez nie ostatnio.

"Chatka Puchatka" na Połoninie Wetlińskiej w dużym zbliżeniu obiektywu widziana z dołu

   A konkretnie, gdzie wyruszyliśmy tym razem? Otóż zapragnęliśmy pojechać w miejsce już znane i podziwiane dwa lata temu – na Połoninę Wetlińską. Dlaczego tam, skoro jest tyle innych szlaków do przemierzenia? Po pierwsze dlatego, że przed dwoma laty Cezary nie dał rady wspiąć się na szczyt i utknął w połowie drogi, a po drugie tym razem nie jechaliśmy sami. Zabraliśmy ze sobą naszą zaprzyjaźnioną sąsiadkę, która jeszcze nigdy w Bieszczadach nie była a marzyła o ich zobaczeniu od dawna. Nie chcieliśmy forsować jej zanadto, ale pokazać to, co w tych górach najbardziej charakterystyczne a przy okazji i najpiękniejsze. Złocistą połoninę, z której oszałamiające widoki na wszystkie strony świata są nie do zapomnienia a uczucie euforii oraz dumy z siebie po udanym wejściu tak mocne,  tak napełniające duszę nowym blaskiem, że wręcz nieporównywalne do żadnego innego rodzaju radości. A takiej właśnie bezgranicznej radości, takiego ponownego rozniecenia ognia młodości trzeba czasami każdemu z nas. Każdemu też jest potrzebne chociażby chwilowe oderwanie od codzienności. Jakaś zmiana i nowe wyzwanie. To zastrzyk energii i optymizmu lepszy niż wszystkie syntetyczne lekarstwa razem wzięte.




   A czym jest właściwie sama połonina? To połać traw występujących ponad górną linią lasu, rosnących tam, gdzie już poza rachitycznymi krzewinkami nic innego rosnąć nie chce. Ich nazwa pochodzi z języka rusińskiego, gdzie  połonina a właściwie „płonina” oznacza miejsce płone, puste, nieużyteczne dla uprawy. Zwłaszcza jesienią te obszary wyglądają niezwykle zachęcająco. Kuszą z dołu i przyciągają jako tajemnicze, jasnożółte pola, wyglądające z daleka niczym pustynia, albo księżycowe pustkowia. To, czym w istocie są okazuje się dopiero na miejscu. Wiatr nieustannie przeczesuje gęste, jednolicie złotawe, trawiaste czupryny, dzięki czemu falują one i tańczą niby piaski na Saharze. Można ich dotknąć. Poczuć mieszaninę łagodności i ostrości. Dzikości i oswojenia zarazem.  I tu dygresja. Coś podobnego widzieliśmy z Cezarym w Australii Południowej a konkretnie w okolicach miejscowości Burra. Tam także malownicze, bladożółte, wyschnięte zupełnie trawy przypominały z daleka piaszczyste połaci. Coraz to pojawiały się i znikały na horyzoncie niczym fatamorgana. I budziły ogromną ciekawość, co do tego czym w istocie są.

 Połonina Wetlińska z bliska
    Połoniny w Australii Południowej

   Moim zdaniem wejście na Połoninę Wetlińską (najwyższy jej szczyt "Roch" ma 1255 metrów) jest stosunkowo krótkie i łatwe (a przynajmniej w porównaniu z innymi szlakami, które przemierzyliśmy do tej pory), dlatego przekonałam męża i ową sąsiadkę by udać się właśnie w tamte okolice. Wierzyłam, że tym razem Cezary zdoła wejść na ten szczyt bez problemu, że także dla chorującej na serce towarzyszki naszej wędrówki nie będzie on zbyt dużym wyzwaniem.




   I nie pomyliłam się. Stłuczony paluch Cezarego prawie wcale nie przypominał mu o swym istnieniu, zaś dobroczynnie działająca maść żywokostowa, którą od stóp do głów posmarował się zapobiegawczo przed wyjazdem, sprawiła, iż nic go ani w krzyżach ani w nogach nie bolało. Także naszej sąsiadce wspinaczka nie uczyniła żadnej krzywdy, a wręcz przeciwnie, dotleniła i sprawiła, że nabrała więcej sił oraz wiary we własne możliwości.




   Powoli, zatrzymując się po wielekroć po drodze, pokonując bardziej i mniej strome podejścia, fotografując co ładniejsze widoki nasza trójka dzielnie w nieco ponad dwie godziny wspięła się na samą górę. Tego dnia, choć słonko grzało prawie tak mocno, jak w sierpniu, mgła utrzymująca się w dolinach ograniczała nieco widoczność a wyjątkowo porywisty wiatr przenikał nas na wskroś. To jednak nie przeszkodziło nam w doznawaniu uczucia szczęścia i dziecięcej wręcz radości, gdy mogliśmy stanąć nieopodal „Chatki Puchatka”, maleńkiego schroniska górskiego na szczycie i rozejrzeć się na wszystkie strony, utrwalić te oszałamiające widoki aparatami fotograficznymi, odetchnąć głęboko, uśmiechnąć się do siebie, zjeść zabrane ze sobą kanapki i napić się zimnej wody. A potem posiedzieć w milczeniu i tylko patrzeć kontemplując w niemym podziwie uroki okolicy czy też wsłuchiwać się we własne myśli i bicie serca oszołomionego wysokością górską otoczenia. Ech! Po raz kolejny okazało się, że takie proste radości, takie dobre, spędzane razem chwile są czymś najlepszym i najcenniejszym w życiu. Czymś, co dodaje człowiekowi sił fizycznych i psychicznych. Czymś, co doprawia jego egzystencję olbrzymią dawką smaku, barw, ciepła, pozytywnych emocji wdzięczności oraz radosnego zdumienia, że mimo upływu lat i zmian zachodzących w organizmie nadal na wiele człowieka stać.













  Zejście w porównaniu z wejściem okazało się dziecinnie proste i powrotna droga, omal bez odpoczynku, zajęła nam niecałą godzinę. Samopoczucie mieliśmy znakomite. Podczas schodzenia nabraliśmy ochoty na żarty, zagadywanie do mijających nas turystów a nawet na wspólne śpiewanie. Odczuwaliśmy życzliwość dla całego świata i wszystkich napotkanych ludzi.  To pozytywne nastawienie do innych piechurów, te niespotykane już chyba nigdzie indziej pokłady życzliwości, tak powszechne jeszcze na górskich ścieżkach, są, zdaje się, prawdziwymi skarbami w naszym przeżartym wzajemną niechęcią i złośliwością, by nie powiedzieć wrogością, świecie. W górach nikt sobie nie dogryza, nie atakuje i nie prawi morałów (a przynajmniej nie powinien tego robić, gdyż byłoby to ogromną niestosownością i świadczyło o braku kultury osobistej). Tu daleko się jest od wszelkiej polityki i innych drażliwych kwestii. Tu przychodzi się po odpoczynek od szaleństwa cywilizacji, po zapas nowych sił żywotnych, po zagubiony gdzieś dawno temu optymizm. Chociażby po to tylko warto wybrać się na szlak, by mieć pewność, że za dobre słowo w zamian też takie samo dostaniemy a za uśmiech – uśmiech. Zastanawiam się, czy to jakiś zupełnie inny gatunek ludzki chodzi po górach, niż ten zamieszkujący niziny i doliny? Czy może tylko na czas wędrówki po tej bieszczadzkiej krainie łagodności ich usposobienie i nastawienie do innych kompletnie się zmienia? Oto zagadka! Jeśli jednak pobyt w górskich rejonach tak pozytywnie wpływa na bliźnich naprawdę dobrze by było, gdyby każdy z nas mógł choć raz w roku wybrać się na szlak i zostawić daleko w tyle wszelkie zmartwienia lub animozje, oczyścić się wewnętrznie, nabrać dystansu, do tego, co w tyle i dzięki temu, popatrzeć na sprawy kompletnie inaczej, niż do tej pory.





   Ech, góry nasze, góry! – wzdychaliśmy raz po raz, w ekstazie rozglądając się dookoła lub zerkając porozumiewawczo na siebie. Promienny uśmiech nie schodził z naszych ust a oczy z zachwytem chłonęły piękno październikowej, żółto-pomarańczowej buczyny. Podziwialiśmy też urodę młodych par pozujących do ślubnych zdjęć  w co urokliwszych miejscach na szlaku. Złociste liście buków i dębów, oranżowe grabów, czerwień klonów, ochry modrzewi, taniec blasków i cieni na górskich zboczach lub kamieniach stanowiły magiczne tło dla tego typu romantycznych fotografii. I my fotografowaliśmy z zapałem, co tylko wpadło nam w oko oraz siebie wzajemnie, chcąc w ten sposób przedłużyć i wzmocnić jeszcze radość tego wspólnego wędrowania. Promienie słońca serdecznie muskały nasze twarze, a rumieńce na policzkach  kwitły jak w czasach wczesnej młodości. Ech, można by tak iść i iść bez końca!





   Jerzy Harasymowicz (ur. 1933, zm. 1999), poeta polski, którego pamiątkowy obelisk znajduje się u stóp Połoniny Wetlińskiej tak pisał o tym, jak ważne są dla niego góry:

„W górach jest wszystko co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka



Zawsze kiedy tam wracam
Siedzę na ławce z księżycem
I szumią brzóz kropidła
Dalekie miasta są niczem



Ja się tam urodziłem w piśmie
Ja wszystko górom zapisałem czarnym
Ja jeden znam tylko Synaj
Na lasce jałowca wsparty



I czerwień kalin jak cyrylica pisze
I na trombitach jesieni głosi bór
Że jedna jest tylko mądrość
Dzieło zdjęte z gór”



   Ponieważ jednak o tej porze roku dni są coraz krótsze i słońce zaczęło już zbliżać się do linii horyzontu wkrótce po dojściu na usytuowany na Przełęczy Wyżnej parking ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, mijając po drodze i podziwiając już tylko zza szyb samochodu tak ciekawe miejscowości jak Wetlinę, Cisną, Baligród i Lesko.
  

   Do spokojnego siedliska na Pogórzu Dynowskim dojechaliśmy tuż przed zmrokiem. Psy nieomal oszalały z radości na nasz widok. Odtańczyły przed nami szalony taniec podskoków, obrotów i ukłonów. Wylizały dłonie. Wspinały się na piersi by dosięgnąć twarzy. Popiskiwały i poszczekiwały, czyniąc nam wyrzuty, że tak długo nas nie było a przecież nikt nie kocha jaworowych gospodarzy tak bardzo jak one! Najmilsze basałyki! Dzieciaki – ruburaki! Pieski – tralaleski! Pieszczochy nachalne i natarczywe! Najlepsi, niezastąpieni przyjaciele oraz towarzysze naszej zwyczajnej codzienności.


   Niebawem widząc, że szykuję dla nich wątrobianą zupkę ułożyły się rządkiem w kotłowni, czyli tam, gdzie zwykle jedzą posiłki i z niecierpliwością oczekiwały na swój codzienny obiadek. Zjadły swoje porcje z ogromnym apetytem, do ostatniej okruszynki! Potem zadowolone i strudzone całym dniem wiernego wyczekiwania na powrót swych wyrodnych przyjaciół ułożyły się w swych ulubionych, domowych miejscach i już wkrótce zachrapały smacznie.
   A my z Cezarym także mocno zmęczeni przegryźliśmy małe co nieco, pobieżnie obejrzeliśmy zrobione w Bieszczadach zdjęcia a niebawem poziewując i trąc oczy gotowi byliśmy do długiego, nocnego odpoczynku. Spaliśmy wyjątkowo mocno i spokojnie, śniąc o kolejnych, górskich wędrówkach i uśmiechając się przez sen niczym dzieci, które wróciły właśnie z zaczarowanej krainy Narnii i marzą, iż jeszcze nie raz dane im będzie tam powrócić…


* * *

   Pellegrina przysłała mi w komentarzu link do przepięknej "Pieśni łagodnych". Zamieszczam ją poniżej, bo chciałabym byście jej także posłuchali. Jeśli ktokolwiek z Was chciałby mi przesłać linka do swojej ulubionej piosenki traktującej o radości wędrowania, serdecznie zapraszam. Dodam te piosenki do treści posta!:-)



Marytka zaproponowała posłuchanie nastrojowej, jesiennej piosenki Jadwigi Strzeleckiej pt. "A w górach już jesień"


Aleksandra zaproponowała posłuchanie pogodnej piosenki  "Gitarą, poezją, muzyką..." karkonoskiego zespołu "Szyszak."


47 komentarzy:

  1. Z wielką przyjemnością chłonęłam tekst: emocje, przemyślenia, wzruszenia - osobiste, poruszające, mądre. Trudno coś dodać od siebie. Wszystko, co najważniejsze zostało wyakcentowane. Kocham góry, więc pozostaje mi tylko podpisać się pod każdym ze słów...Wspomnę tylko o przepięknych kadrach z Waszej cudownej bieszczadzkiej wędrówki.
    Przesyłam pozdrowienia i dzielę się radością na myśl o kolejnym słonecznym i ciepłym weekendzie. Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez cały rok czekaliśmy na tą bieszczadzką wycieczkę. Taka wyprawa jest dla nas nagrodą za całoroczną, cięzką pracę w gospodarstwie, jest też czasem radosnego powrotu do naszej pasji wędrowania, która, mam nadzieję, nigdy w nas nie zagaśnie.
      Oboje uwielbiamy robić zdjęcia, dlatego cieszę się, że innym podobają sie te fotografie, że oddają one urodę gór i że dzięki nim mozna poczuć smak i radość wędrowania a jeśli sie dotąd w tych górach nie było, to moze i samemu nabrać też ochoty na wyjazd w Bieszczady.
      Tak, ten weekend znowu zapowiada sie pogodnie. Bardzo nas to cieszy.
      Pozdrawiamy Cię przyjaźnie Anito jak wędrowcy zwykli pozdrawiać napotkana na szlaku wędrowniczkę!Dobrego dnia!:-)

      Usuń
  2. Życzę Wam jeszcze stu takich wycieczek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy serdecznie!I my też sobie tego bardzo życzymy, Iwonko!:-)

      Usuń
  3. Wspaniała wycieczka.:) Nigdy nie byłam w górach, więc tym bardziej ucieszył mnie ten post. Życzę Wam jak najwięcej takich udanych wyjazdów.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wycieczka była wspaniała - jak zresztą każda dotychczasowa nasza wyprawa w bieszczadzkie strony. To piękne i przyciągajace jak magnes góry. Życzę Ci Lenko byś i Ty miała kiedyś możność wybrania się w tamte okolice i zobaczenia tych cudów na własne oczy!:-)

      Usuń
  4. oj jak Co zazdroszcze, dwa lata temu zrobilam te trase i tez sie w niej zakochalam, chce wrocic tam jeszcze kiedys, Twoj reportaz te ochoty rozdraznil, pieknie opisalas wszystkie mysli, uczucia, ktore sie rodza bedac w gorach, euforia, optymizm, radosc, akceptacja, pozytywne patrzenie na swiat. A chatka Puchatka jest zaczarowanym miejscem. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa lata temu, Grażynko byłyśmy tam w tym samym czasie. Pogoda była cudna, tak jak obecnie a połonina zachwycająca. Warto pojechać tam ponownie, bo choc miejsce to samo, to człowiek za każdym razem dostrzega coś nowego. Sam też sie bezustannie zmienia. czas robi swoje. Dlatego tym bardziej sie ciesze, że nadal daje radę bez zmęczenia chodzic po górach, że ta wędrówki radosć w sercu jest coraz większa.
      Nieco poniżej Chatki Puchatka robotnicy budują coś. Nie wiem ,czy to nowe schronisko, czy coś innego, ale pewnie za dwa lata będzie juz gotowe. Trzeba będzie pójść i zobaczyć!:-)
      Pozdrawiam Cię ciepło, Grażynko!:-)

      Usuń
    2. Tez slyszalam, ze Chatka Puchatka bedzie mniej surowa, bede musiala tam sie wybrac, tym bardziej, ze wydaje mi sie ze jeszcze moge dac rade takim gorom. Bo juz na Swinice na pewno sie nie wybiore...Pozdrawiam

      Usuń
    3. Póki góry są, póki my jesteśmy w jako takiej formie, wędrujmy, Grażynko kochana!:-)

      Usuń
  5. Masz rację Olu, od dawna powtarzam, że w górach można spotkać inną kategorię ludzi:-) Zmęczenie po wędrówce jest takie zdrowe, a serce przepełnia radość, że się udało wejść na szczyt, dało radę pokonać słabości, a radość z powrotu do domu jest zawsze wielka. To dobry czas na wędrówki, jeszcze ciepło, sucho, to nic, że mgiełki przysłaniają dalekie widoki ... piszę te słowa mając przed sobą szarość poranka i dalekie widoki na naszą łąkę, przepełniają mnie te same uczucia radości, bo dziś wybierzemy się na łazęgę po naszym Pogórzu, pierwszą tej jesieni; pozdrawiam serdecznie zza Sanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest takie fajne porozumienie między napotkanymi ludźmi w górach. Wiele ich łączy: radość wspinaczki, wiara w sensowność chodzenia po górach, chęć oderwania się od rzeczywistości, chęc wygrania ze swoimi słabościami i parę jeszcze innych rzeczy.No i te wzajemne pozdrowienia, te uśmiech! To bezcenne w dzisiejszym świecie.
      Nadal trwa złota, polska jesień. na naszych Pogórzach tez jest cudnie. Byliśmy wczoraj z psami na długim spacerze. Ech, ile teraz złotego konfetti sypie sie z drzew!
      Pozdrawiamy Cie serdecznie, Marysiu zza Sanu!:-)

      Usuń
  6. Też się zawsze zastanawiam, czy szczególny gatunek ludzi chodzi po górach czy tam się zmieniają w tych krainach łagodności. Gdyby tak do polityki wybierać tych co chodzą po górach, świat byłby łagodny i pełen pokoju i życzliwości. Ale kto z wędrowców chciałby do polityki, tej krainy walki i władzy, pychy i pazerności.
    https://www.youtube.com/watch?v=QNVZrbo_hOg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, mam wrazenie, iż większosc wędrowców z krainy łagodnosci polityka odpycha, odrzuca, jako dziedzina obca im, nieprzyjazna, brukająca dusze, budząca uczucie niezrozumienia, bezradnosci a nawet lęku. Z troski o spokój duszy wolą się trzymać od niej z daleka.
      Dziekuję Ci Krystynko za link do piosenki. Piękne ma słowa, w sam raz jako komentarz do mojego posta. Dodam wobec tego link do niej na końcu posta by inni czytelnicy tego bloga również mogli poznać tę "Pieśń łagodnych".
      Serdecznie pozdrawiamy Cie z naszej górki!:-))

      Usuń
    2. OLu, az serce boli od tego piekna - zachwycam sie wiodokami, kolorami , sceneria gor i zaluje, ze nie moge tego przezyc osobiscie. W tym roku juz nie, ale obiecalam sobie solennie , ze w przyszlym wyjazd w gory musi nastapic.
      Jak zwykle chlonelam kazde slowo Twojej opowiesci, malujesz slowami lepiej niz Matejko! :)
      Usciski gorace

      Usuń
    3. I przepiekne te piosenki-pocztowki z polskich gor, wysluchalam juz kilka razy.

      Usuń
    4. Kitty kochana! Wierzę, że uda Ci sie wybrać w góry i na własnej skórze doznać tych cudownosci, zachwycić sie tym, co w nich znajdziesz.Pogodą, przestrzenią, kolorami, powietrzem, nastrojem, oddaleniem od spraw męczących na co dzień...Każdemu bym to poleciła. Taka wyprawa jest jak leczniczy plaster dla duszy!:-)
      Dodałam następne, piękne piosenki do posta!:-)
      Uściski gorące zasyłam Ci o poranku z podkarpackiego przysiółka skąpanego w słońcu!:-)

      Usuń
  7. Z wielką przyjemnością udałam się z Wami w podróż. Cudne opisy , a zdjęcia jeszcze piękniejsze. Jesień - piękna jesień... nic dodać - tylko się zachwycać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Gabrysiu! Życie potrafi być cudowne - szczególnie, gdy jesień jest tak urocza jak teraz i gdy człowiek wszystkimi zmysłami moze odczuwać jej piękno.
      Buziaki serdeczne zasyłam z Pogórza, nie mniej chyba ładnego niż Bieszczady!:-)

      Usuń
  8. Miła sercu wycieczka do pięknych miejsc wyczekanych. Patrzę na zdjecia, a tam tylu wędrowców. Nie spodziewałam się, że tylu ludzi jeszcze pałęta się radośnie po górach. Przypoamniała mi się piosenka "A w górach już jesień, królestwo niczyje" Jadwigi Strzeleckiej. To moja ulubiona piosenka, ulubiona furtka do jesiennej nostalgii.
    ~ ...A w górach już jesień królestwo niczyje, śpią w słońcu kałuże, świat żyje przez chwilę, nie krócej nie dłużej..."
    Buziaki:-)
    P.S. Linka nie wkleję, bo nie potrafię:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnóstwo ludzi pałęta sie po górach. Mam wrażenie, że z roku na rok coraz więcej. Trochę szkoda, że tak jest, bo uwielbiam ciszę i spokojną kontemplację dzikiej natury a zdarza się, że na szlaku przez te tłumy jest głośno jak w tramwaju.Najgłośniej było przy "Chatce Puchatka" bo były tam jakieś wycieczki hałaśliwej młodzieży.Jednak nie zdołało mi to zepsuc nastroju ani ogólnego poczucia szczęścia wynikajacej z odwiedzin tej zaczarowanej, górskiej krainy.
      Ja też bardzo lubię tę piosenkę J.Strzeleckiej. Dziękuje za Twoją propozycję. Dodałam ją już do treści powyższego posta.Można sobie piosenki posłuchać i odpłynąć na fali jej niepowtarzalnego nastroju.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Marytko i dobrej niedzieli życzę!:-)

      Usuń
  9. Och jak wspaniale poczułam się czytając o oglądając Twój aktualny wpis. Przez moment wędrowałam razem z Wami w wyobraźni mając wszystkie te piękne miejsca. Piszesz tak pięknie o radości wędrowania o przyjaznych uśmiechach na szlaku. Tak jeszcze można spotkać takich ludzi pełnych radości, prawdziwych turystów. Jednak spotykam równie dużo pseudo turystów, zachowujących się poniżej krytyki. nie mających za grosz szacunku do gór, ludzi spotykanych na szlaku. Nowe pokolenie jest często aroganckie i roszczeniowe, niestety. Równie jak Wy będąc w lesie czy na szlaku górskim zapominam o wszystkim i cieszę się chwilą. Tak pięknie piszesz, że kiedy czytam robi mi się tak jakoś ciepło na duszy. Pozdrawiam serdecznie, niezapominając poszmerać za uszami całą czwórkę sierściuszków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W górach ,w każdych górach jest pięknie. I naprawdę szkoda, że i tam wybierają sie czasem ludzie, którzy nie potrafia uszanować tego piękna, nie umieją poddac sie nastrojowi gór i złagodnieć. Na szczęscie mało jest takich osobników. O wiele mniej niż tych dojrzałych, spokojnych, pogodnych i traktujacych z szacunkiem naturę i bliźnich.
      Tak, najważniejsze to umieć cieszyć się chwilą. A ponieważ złota, polska jesień trwa - cieszmy sie nią Oleńko całym sercem!
      Pozdrawiamy Cię bardzo serdecznie!:-))

      Usuń
  10. https://www.youtube.com/watch?v=qqHf5z4cjcc Nasz karkonoski zespół folkowy "Szyszak"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Oleńko za Twoją piosenkową propozycje. Dodałam ją do treści posta i słucham sobie z wielka przyjemnością!:-))

      Usuń
    2. Przepraszam, ale tego utworu nie da się słuchać, muzyka fajna, ale wokalistka piszczy jak obłąkana mysz... zupełnie nie te rejestry do takiej muzyki...

      Usuń
  11. W Bieszczadach biłam raz, w lipcu 2000 roku, i zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Marzę, aby jeszcze kiedyś tam pojechać. A tymczasem z przyjemnością obejrzałam zaprezentowane przez Ciebie fotografie. Są cudowne. Pozdrawiam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w Bieszczadach naprawdę można sie zakochać, szczególnie chyba w tych jesiennych, wielobarwnych, malowniczych i ciepłych. Zdjęcia wychodzą tam świetnie, ale to nie zasługa fotografów, ale urody i magii tych gór.
      Pozdrawiam Cie z serdecznym uśmiechem, Karolinko!:-)

      Usuń
  12. Oleńko, który to był dzień? bo my z Mężem byliśmy w ostatnią środę i też wybieraliśmy się na Wetlińską, ale ostatecznie zwyciężyła Caryńska. Marzyliśmy o tej wyprawie. I też jednodniówka bo ja bawię Wnuki. Ale od nas trzeba jechać ok. 4 godzin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu! Cóz za zbieg okoliczności! Myśmy także byli tam w ubiegłą środę! Co wiecej, najpierw zastanawialiśmy się nad wejsciem na Połoninę Caryńską, ale wygrała Wetlińska, jako prostsza do osiagnięcia. I popatrz! Byłysmy tak blisko siebie i nie wiedziałysmy o tym!Ot, chyba los bawi sie z nami w kotka i myszkę!
      Cztery godziny jechaliście? To musieliście wyjechać pewnie przed świtem? Od nas jedzie sie w tamte okolice niecałe dwie godziny, a i tak jazda samochodem nuży - zwłaszcza powrotna!
      Buziaki serdeczne od wędrowniczki dla wędrowniczki!:-))

      Usuń
  13. Przecudne są te Wasze górskie wędrówki, świetnie, że czasami możecie się wyrwać i spędzić czas w tak miły sposób, który kochacie i do którego tęsknicie :) To cudownie oczyszcza głowę i serce i daje siłę i radość na długi czas :) Przepiękne widoki, cudne zdjęcia <3
    Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wędrowanie po górach ma dla nas w sobie cos z magii, jest dotknięciem czegoś najcenniejszego i najświetszego w duszy, zespoleniem z naturą, oczyszczeniem duszy z trosk, zapomnieniem o tym, co martwi. Długo jeszcze po takich wyprawach pełna jestem jakiegoś blasku.A jak mi on już zgaśnie, to tęsknię za jego powrotem.
      Pozdrawiam Cię równie serdecznie, Agness!:-)

      Usuń
  14. Czemuż rok czekaliście???? Tylko dwie godziny jazdy. Tak blisko. Kobieto Olgo, częściej, częściej należy. Ciężka praca nie jest wymagana, by se dawać przyjemność i szczęście. Ja się tego uczę bardzo.
    To nie góry wywołują ten stan szczęścia, radości, błogości. On w nas jest, wy tylko pozwoliliście mu wreszcie wyjść. Tak jak ja pod osikami :)
    Góry, niebo, drzewa, przestrzeń, woda, cała planeta nam o tym tylko przypomina! Macie to, korzystajcie.
    Przepiękny post, dziękuję. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sie człowiek zapętla w codziennym działaniu, tyle wciaż ma do zrobienia, że trudne jest wyrwanie sie z tego. No i zwierzątka kochane trzeba same na cały dzień zostawić!Ale jak już sie człowiek wypuści w dal, to dziwi sie, że tak rzadko to robi, bo tak naprawde jest to łatwe. Ot, podjac spontaniczną decyzje i wyruszyć. I cieszyc sie wyprawą.I obudzic w sobie znowu tę radosć, to szczęście, tą błogość niemalże ekstatyczną, tą wolność szaloną, skrzydlatą.
      Pozdrawiam Ci3 z uśmiechem Aniu, witając kolejny październikowy, piękny dzień!:-)

      Usuń
  15. Dziękuję Agnieszko!Pogoda była wówczas znakomita, więc i zdjęcia wyszły niezłe!:-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Co za wstyd - nigdy nie byłam w Bieszczadach. Oj, chciałabym zdążyć nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju! Zaden wstyd - po prostu mieszkasz daleko od Bieszczad, za to blisko innych ciekawych miejsc Nikt przecież nie może być cieleśnie blisko wszystkiego, choć duchowo jak najbardziej!:-)
      Może jeszcze kiedys uda Ci się dojechać w Bieszczady. One są i czekają zawsze cierpliwie i serdecznie!:-)

      Usuń
  17. W samo sedno trafiła Ania, góry wyzwoliły to, co w Was było. Cieszę się, że odsunęłaś na bok codzienną krzątaninę i wyciągnęłaś na światło takie piękne uczucia i radość. Ale najpierw trzeba się przełamać, zorganizować, potem dostać w kość, a na końcu drogi- euforia. Zabrzmię banalnie, ale ze wszystkim tak właśnie jest, tylko w górach dzieje się natychmiast. Nie potrzeba mozolnej i wytrwałej pracy, a do tego ta przyroda, poczucie wolności, zyczę ci kochana, żeby ta cudowna wycieczka zasiliła Cię na długo. A potem nie czekaj i sprawdz jak tam jest wiosną. To bardzo piękny wpis i poetycki opis. Pozdrawiam serdecznie Olu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - ze wszystkim tak jest. Najpierw pomysł, potem ogromny wysiłek w czasie jego realizacji, na koniec nagroda, czyli radość, satysfakcja a często i euforia. Podobne odczucia mieliśmy, gdyśmy wreszcie uporali sie z naszą górą drewna. Co za ulga, co za uczucie wolności i nagłej beztroski!:-)
      Bardzo bym chciała pojechać w Bieszczady wiosną, tylko wiosną najtrudniej jest sie stąd ruszyc ,taki jest wtedy nawał prac w ogrodzie. Tym niemniej będziemy próbować rzucic znowu wszystko i wiosną wyjechac w Bieszczady! O ile, oczywiscie, zdrowie pozwoli.
      Dziekuję Ci Marylko za serdeczny komentarz. Gorące uściski zasyłam Ci o poranku i życzenia jak najlepszego dnia!:-)*

      Usuń
  18. Oglądałam zdjęcia i co chwilę nowy zachwyt we mnie wzbudzały :) W Bieszczady jeszcze nie dotarłam, od nas to strasznie daleko, a latem, kiedy mam wolne nie chcę jechać i w te tłumy się pchać. Ale, moze w końcu, kiedyś.
    Cudnie, że się na ten wyjazd zdecydowaliście i przyniósł Wam tyle radości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Bieszczadach łatwo robi się zdjecia, bo dookoła jest tyle malowniczych, zapierajacych dech w piersiach widoków, że wystarczy tylko patrzeć i pstrykać.Na pewno kiedys sie tam wybierzesz, Lidko. Najlepiej na kilka dni - wtedy znajdziesz mało uczęszczane ścieżki i zobaczysz wiecej, niz my, podczas jednodniowych wypadów.
      Naprawdę, rację ma Jacek Kaczmarski w swojej piosence pisząc "Co Ty tam robisz jeszcze na zachodzie? Czy Cie tam forsa trzyma, czy układy? Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie. Ja zawsze, gdy jest jakis ruch w narodzie. Wyjeżdżam w Bieszczady!"
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Lidko!:-)

      Usuń
  19. świetnie wybrac się z Wami na wycieczkę. dziekuję. :D Czy to te Lutowiska w których mieszka popularna kiedyś na początku powstania blogów blogerka? http://chatamagoda.blogspot.com/2009/02/lutowiska.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Alis, że lubisz wirtualnie wybierać sie z nami na wycieczki!:-)
      Tak, to te same Lutowiska, w których położona jest Chatamagoda. Ale tę piękną chatę te znam wyłącznie z tego bloga i zdjeć. Nigdy nie ma czasu by pojechać i poszukać jej w Lutowiskach.
      Pozdrawiam Cie ciepło, Alis!:-)

      Usuń
  20. Odpowiedzi
    1. A zatem witaj Kingo w klubie wielbicieli Bieszczadów!:-))

      Usuń
  21. Bieszczady...kraina tajemnicza ,kraina z tajemnicami za pazuchą. Prosta i magiczna jednocześnie. Wspaniałe zdjęcia udana wyprawa widzę. Lutowiska znam, widziałam A teraz mi przypomniałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy sie przynajmniej raz w roku zrobić sobie wycieczkę w Bieszczady. Oderwać sie na jeden dzień od naszego "tu i teraz" i napełnic oczy i serce nową energią i bieszczadzką magią. W Lutowiskach widok z parkingu na Bieszczady zawsze mnie zachwyca. Jeszcze są daleko, ale potem wjeżdża sie między te góry, kolory i pejzaże a zachwyt rośnie i rośnie!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost