poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Przesilenie...




   Od jakiegoś czasu dostrzegam u siebie coraz mniejszą chęć pisania nowych postów na bloga. Tak się dzieje z wielu przyczyn. Po pierwsze zdaje mi się, iż wszystko już było, że spowiła mnie rutyna i kręcę się wciąż wokół tych samych tematów a dawna świeżość spojrzenia gdzieś znikła. Po drugie mam spore trudności ze skupieniem uwagi. Po trzecie brakuje mi tak silnej niegdyś wiary w zwycięstwo dobra nad złem i w jakiś sensowny zamysł albo równowagę wszechświata. Dostrzegam za to coraz więcej chaosu, bólu i niesprawiedliwości. I trudno w tym wszystkim odnaleźć się w sobie. Odganiać chmury i zauważać błękit nieba czy drogocenny promień, który wciąż przecież jest, ale nie zawsze i nie dla każdego zsyła nadzieję i uśmiech…



   A tymczasem wiosna przyszła jak zawsze. Jak gdyby nigdy nic. Za nic mając ludzkie spadki formy, życiowe problemy, ciężkie choroby i zmienne nastroje po prostu robi co do niej należy. Zmienia to, co trzeba zmienić. Za oknem ptaszęta śpiewają od świtu. Pączki na drzewach i krzewach nabrzmiewają. Pierwsze kwiatki rozkwitają. Wszystko się odradza. Wszystko się śpieszy żeby przejść przez wyznaczone cykle rozwoju. Słońce świeci coraz mocniej. Inaczej dokoła pachnie. Dni coraz dłuższe. Wiosna wprowadza swoje porządki każąc człowiekowi ruszyć się, działać mimo wewnętrznej niemocy i ataków niewiary w sens działania. Bo istota ludzka, czy to rozumie czy też nie, chyba także jest częścią wielkiego kręgu życia. I dobrze jest poczuć się elementem jakiejś większej całości, jakiegoś mądrego planu Opatrzności. Popłynąć z tą falą, która zagarnia, która budzi i nie daje czasu na zbędne dywagacje. Bo teraz, właśnie teraz trzeba zrobić to i tamto, bo ta maleńka wysepka, na której przyszło człowiekowi żyć, wymaga jego troski, siły, zdecydowania, uwagi i czułości. Bo póki ma się jeszcze choć trochę energii, trzeba z niej korzystać. Wyznaczać sobie cele i iść za nimi. I umieć się cieszyć tym, co jest, póki jest…




   A dużo w tej mierze zależy od kondycji ciała.  Jeśli ono jest słabowite i zardzewiałe trudno odczuwać także i duchowy wigor. A zatem żeby przezwyciężyć w sobie pozimowe bóle w skrzypiących stawach, odegnać gnuśność i opieszałość, zrzucić parę zbędnych kilogramów a przede wszystkim mieć energię do nowych, wiosennych wyzwań jak co roku wprowadziliśmy z Cezarym do swojej diety dużo warzyw, owoców i soków. Zrezygnowaliśmy z cukru, produktów mącznych i czerwonego mięsa. Zajadamy pyszne, jarzynowe zupki, sałatki warzywne albo owocowe, pijemy ziołowe wywary. I pomalutku, pomalutku coś pozytywnego zaczyna się w nas dziać. Odrobinę przejaśnia się w głowie i w ciele. Jest więc nadzieja, że i w tym roku damy radę ogarnąć to, co konieczne i o ile nie przydarzy się nic nieprzewidzianego, będziemy mogli cieszyć się zwyczajną, prostą codziennością w naszym ukochanym Jaworowie. Kopaniem, sianiem, kiełkowaniem, plewieniem, kwitnieniem, zielenią, owocowaniem, zbiorami a w końcu i przetworami…Radością naszych czterech psów, spacerami i zabawami z nimi. Czasem wspólnego, popołudniowego odpoczynku pod wiatą, gdzie można się schronić przed ostrymi promieniami słońca, obserwować ogród, łąki i las albo i drzemać wśród ciepłych powiewów wiatru…




  Kilka dni temu zdarzyło się coś, co dało nam obojgu solidnego kopa, wyrywając z codziennej rutyny i po raz kolejny każąc docenić to, co tworzy naszą bezpieczną, zwyczajną rzeczywistość.  Piątkowy świt zmusił mnie i Cezarego do błyskawicznego ubrania się i wyjścia z domu pośród przystrojone szronem i pełne ptaszęcego świergotu pola. Ale to nie podziwianie natury było naszym celem, lecz nawoływanie seniorki jaworowej, psiej rodziny – Zuzi, która poczuwszy przemożny zew wiosny rozerwała zębiskami siatkę w ogrodzeniu i wraz ze swą córeczką Hipcią pobiegła w siną dal. Jacuś, o dziwo nie poszedł ich śladem. Być może nie miał ochoty na poranne wycieczki a może po prostu nie zauważył sposobności do wyjścia na zewnątrz. Także Misia z uwagi na swoją ślepotę nie zorientowała się, że istnieje dziura w płocie i pozostała w ogrodzie. Natomiast Zuzia z Hipcią szalały nie wiadomo gdzie a my z mężem daremnie zdzieraliśmy gardła krążąc w okolicy i wypatrując śladów beztroskich uciekinierek. 






   W końcu Cezary postanowił pójść w stronę lasu i tam poszukać gagatków. Baliśmy się czy goniąc za jakimiś sarnami nie wpadły gdzieś w kłusownicze sidła, tak jak to się przed paru laty już biednej Zuzi zdarzyło. Ja zamierzałam czekać na psiny w ogrodzie. A żeby szybciej przeleciał mi czas zajęłam się łataniem dziury w siatce ogrodzeniowej. Po kilkunastu minutach usłyszałam od strony lasu  charakterystyczny huk. Jakiś czas temu ktoś doradził nam kupno paczki małych petard i odtąd zabieraliśmy je ze sobą zawsze na spacery  do lasu, gdyż w razie niebezpieczeństwa można odgonić ich hukiem wilki, dziki, czy niedźwiedzia. Petardy nie raz też przydawały się nam do przyzywania niesfornych psów, które odbiegłszy za daleko nie reagowały na wołanie. Ten przypominający wystrzał ostry, przenikliwy dźwięk działał na nie niezawodnie i zawsze w try miga zjawiały się przy nas. Także i tym razem Cezary próbował w ten sposób przywołać uciekinierki. I oto parę minut potem zziajana Hipcia pojawiła się przy furtce naszego ogrodu. Jednak Zuzi nadal nie było a tymczasem słońce świeciło coraz mocniej cały poranny szron dawno zdążył stopnieć a żółte płatki  pierwszych wiosennych podbiałów otworzyć.
   Zamknąwszy wszystkie psy w domu i pozostawiwszy dla Zuzi uchyloną  furtkę wyruszyłam na pomoc Cezaremu i przez kilka godzin razem przemierzaliśmy drogi i bezdroża szukając zaginionej psiny, gwiżdżąc i nawołując a także co jakiś czas odpalając kolejne petardy. Z każdą chwilą baliśmy się o nią coraz mocniej. Przychodziły nam do głowy najczarniejsze scenariusze, że dusi się gdzieś w sidłach, że rozszarpały ją wilki albo stratowały dziki, że wpadła pod samochód. W naszych gardłach pojawiła się bolesna gula a serca dudniły niepokojem.  


- Zuzieńka w sierpniu skończy dziewiąty rok życia i jak dotąd cieszy się świetnym zdrowiem. Nasza ukochana Zuzieńka, która jest najmądrzejsza ze wszystkich psów, a przy tym pełna słodyczy i empatii miałaby zginąć tak nagle, tak marnie…? – to nie mogło się nam pomieścić w głowie.
- A jeszcze wczoraj wytarzała się beztrosko w truchle żaby i trzeba było wylać na nią kilka wiader wody, szorować i szorować…
- A jeszcze wczoraj Cezary wyczesał z niej całe wiaderko liniejących kłaków…
- A jeszcze wczoraj położyła nam głowę na kolanach i patrzyła w ten charakterystyczny, pełen oddania i czułości sposób, w taki, w jaki tylko ona zwykła to robić…
- A jeszcze wczoraj przytknęłam nos do jej zimnego nosa a ona popatrzyła na mnie z miłością…
- Och, jakimi szczęściarzami byliśmy do tej pory, gdy wszystko było na swoim miejscu a powtarzalna codzienność gwarantowała bezcenne poczucie bezpieczeństwa i spokoju! – biadaliśmy czując, że tracimy resztki sił i nadziei.


   Wreszcie ogromnie strudzeni, wlokąc się noga za nogą wróciliśmy do domu wierząc, że marnotrawna psina będzie już na nas czekać w ogrodzie. Niestety, płonne to były nadzieje…Zmartwieni usiedliśmy przy stole kuchennym i zwilżając gardła kawą wpatrywaliśmy się w pustą drogę i w to miejsce przed furtką, gdzie powinna pojawić się Zuzia, ale z nieznanych przyczyn się nie pojawiała…

- To co robimy? Masz jakiś pomysł? – zapytał po paru minutach Cezary spojrzawszy na mnie z mieszanką rozpaczy i determinacji.
- Możemy wziąć Jacusia, Hipcię i Misię i wyruszyć z nimi na poszukiwania. Może one znajdą Zuzię po zapachu? Może zauważą coś, czego myśmy nie zauważyli? – odparłam zerkając na leżące u naszych stóp pieski, które spoglądały wyczekująco w nasze oczy. One też czuły, że stało się coś złego. Im też udzielał się nasz niepokój. Wprawdzie nigdy nie szkoliliśmy psów tak by umiały znaleźć coś a następnie nam to pokazać, ale istniała przecież słaba nadzieja, że zrozumieją nasze intencje i staną na wysokości zadania.
- Też o tym myślałem! – rozpromienił się mój mąż.
 - Ale wiesz co? Może najpierw wsiądziemy w samochód i objedziemy okolicę, popatrzymy po polach i podwórkach, popytamy ludzi? – zaproponował.

   I tak właśnie zrobiliśmy. Jechaliśmy powolutku rozglądając się pilnie dokoła i próbując wypatrzeć  charakterystyczną, wilczą sylwetkę Zuzi, jej jasną główkę i podobny do pióropusza piękny ogon.


   I nagle, jakiś kilometr od naszego domu, przy starej chacie stojącej przy drodze ujrzeliśmy naszą uciekinierkę łaszącą się do nieznanego nam staruszka i usiłującą wejść przez uchylone drzwi do jego domu. Tenże głaskał ją po głowie i próbował delikatnie odsunąć natręta. Zbaranieliśmy na ten widok. Zdawało się nam do tej pory, że dobrze znamy naszą najstarszą suczkę i niczym już nas ona nie może zadziwić. A jednak! Po co tu przyszła i czego chciała od tego człowieka? To pozostanie jej słodką tajemnicą.
- Przepraszam pana za naszego psa. Już ją zabieramy! – zawołałam wysiadając z samochodu i wołając absolutnie nie zdziwioną naszym pojawieniem się Zuzię, która posłusznie wskoczyła na tylnie siedzenie auta i już za chwilę wjeżdżała jak gdyby nigdy na teren naszego siedliska. Och, z jaką radością przyjęła ją reszta psów! Jak ją obskakiwały, oblizywały, jak popiskiwały ze szczęścia. A potem trzeba było wszystkie wypieścić, wygłaskać, wytarmosić, smakołykami ulubionymi poczęstować by doszły w końcu do siebie i zapomniały o dziwnych zdarzeniach tego poranka. A ledwie nam z Cezarym zniknął bolesny ucisk w gardle, od razu zalśniły spojrzenia, od razu pojawił się apetyt na gorącą zupkę jarzynową, od razu pojawił się apetyt na życie.

   I mam nadzieję, że będzie trwać…


54 komentarze:

  1. co się stało, że Twój Olgo pierwszy akapit jest tak aktualny? I to nie tylko w odniesieniu do mnie, ale i kilku osób w pobliżu. Rozmawiałyśmy, debatowałyśmy, rozwiązania nie znalazłyśmy. Sfera ta nie dotyczy tylko blogów, ale innych spraw codzienności również. Dziękuję, ze tak prosto ubrałaś to w słowa. Taka plątanina uczuć, określona w tak prosty sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Alis. Zdaje mi sie, że dorastajac, a potem starzejąc się człowiekowi spadają różowe okulary i oślepia go a nawet przeraża to, co widzi. Wtedy szybko zakłada ciemne okulary żeby się chronić a wówczas dla odmiany wszystko staje sie zgaszone, płaskie i smutne, ale znowu nieprawdziwe...
      Ja też miałam problem aby ubrać we właściwe słowa to, co czuję.Ten pierwszy akapit początkowo był trzy razy dłuższy, pisałam go dłużej niż cały pozostały tekst.Dziś pewnie napisałbym go jeszcze inaczej.

      Usuń
    2. tak czas mija, ostatnio jestem przerażona, jak szybko i błyskawicznie następuje przemiana.... oddalamy się....

      Usuń
    3. Przemiana, stety albo niestety, jest treścia i sensem życia. A skoro nic nie możemy na to poradzić, to chyba musimy to zaakceptować i widzieć w niej jakieś pozytywy. Zdaje mi się, że jesli chodzi o dzieci (bo pewnie to miałaś na myśli), to to oddalenie w pewnym momencie musi nastapić, choc nas - matki tak to boli. Musi, bo ptaki szykują sie do wylotu z gniazda. Łakną samodzielności. Poczucia kim są naprawdę i co znaczą. Ale wiesz? Po pewnym czasie, gdy nazbieraja juz troche doswiadczeń, gdy zmadrzeją wracają,bo rozumieją więcej, bo ta więż, która na pewien czas byłą im kajdanami znowu staje sie dla nich cenna. I często tak bywa, że pojawia sie nowy rodzaj bliskosci, porozumienia międzypokoleniowego. Alis, to jest temat rzeka - dłuższego namysłu i osobnego wpisu. Tyle ludzi przeżywa podobne rzeczy i ma swoje spostrzeżenia na temat upływu czasu, przemian miedzy ludźmi i w ludziach, oddalenia...
      Ściskam Cię mocno!***

      Usuń
  2. Mnie tez dopadl jakis zastoj mentalny i tez nie chce mi sie pisac. Moze to minie, a jak nie minie to znaczy, ze przyszedl czas zakonczyc zabawe pt. blogowisko.
    W koncu to normalne, kiedys czlowiek wyrosl z piaskownicy, teraz moze wyrosnac z blogowiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje mi się, że takie zastoje to coś normalnego a przerwy w pisaniu są konieczne choćby właśnie po to by nie znudzić sie blogowaniem i nie popaśc w rutynę.
      Tak, pewnie tak samo jak z piaskownicy mozna wyrosnac z blogowiska. Każdy sam musi stwierdzić kiedy przychodzi na niego pora.I pójśc dalej, w jakieś nowe blaski i cienie.

      Usuń
    2. Olenko, zerknij jeszcze do mnie, bo odpowiedzialam na Twoj komentarz i mysle, ze moze Ci sie to przydac:***

      Usuń
    3. Och, dzięki za info! No to zaraz do Ciebie lecę, Marylko!:-)***

      Usuń
  3. Chyba większość z nas ma takie słabsze dni na przednówku. Myślę, że tylko to jest przyczyną Twojej słabości. I ja blisko dwa miesiące nie miałam ochoty na rozmowy, jakiekolwiek czynności. Jedynie krótkie wypady trzymały mnie w pionie. Przygoda z psiakami mogła zmrozić krew z żyłach. No cóż można poradzić na zew wiosny, to silniejsze niż posłuszeństwo. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, większosc z nas ma słabsze dni o tej porze roku, ale nie sądzę by o to właśnie chodziło w moim przypadku. Tak czy siak próbuję nie poddawać sie tej mrocznej fali, bo życie trwa a innego przecież nie będzie.
      Wiosna działa na wiele istot żywych lepiej niż szampan. Dlatego pieski chętnie by całe dnie biegały po polach. A człowiek musiałby biegać za nimi!:-)
      Pozdrawiam Cie ciepło, Oleńko.

      Usuń
  4. To chyba Przedwiosnie Olenko, to czas przesilenia, kiedy po zimnie sil nam ubylo, dusze wymeczylo , marzenia przydeptalo, a wiosna jeszcze nie nadeszla na dobre, aby to wszystko wyczyscic i zasiac na nowo i dac nam nowa energie i radosc zycia. Ale juz juz nadchodzi i juz za chwileczke znowu wpadniemy w wir Nowego Roku. Dla mnie on zaczyna sie wlasnie z pelnia rozbuchanej wiosny - takiej juz w rozkwicie.

    Oj, jak sie martwilam wasza Zuzia - co za ulga i radosc , ze uciekinierka sie znalazla.
    Czy to przypadkiem nie wiosenny "zew krwi"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedwiośnie przeważnie działa na ludzi w ten sposób, że czują, iz tak jak cała przyroda powinni sie odrodzic a tymczasem jakos mało w nich energii do tego odrodzenia. A im jest sie starszą, tym trudniej to przychodzi, bo coraz wiecej zmartwień ma sie na głowie i coraz mniej czarodziejsko działają na niego uroki przedwiośnia. Tym niemniej trzeba sie starać po raz kolejny obudzic w sobie siły zywotne, bo gdy sie juz one obudzą, gdy wpadnie sie w ten wir działania w koncu lżej sie oddycha i jaśniej patrzy na świat. Zmartwienia jak czarne kruki nie krążą juz stale nad głową, pojawia sie za to wiecej skowronków.
      Myslę, iż u Zuzienki była to potrzeba wybiegania sie do syta. Nie mogła sie widocznie doczekać codziennego spaceru i wzięłą sprawy w swoje łapy a pani Wiosna szeptała jej do ucha: dalej, dalej Zuziu!:-)

      Usuń
  5. Wielokrotnie w swojej karierze blogowej miałam takie przemyślenia, że to już chyba koniec, że już nic nie dodam nowego, znudziło się i mi i moim odbiorcom. Teraz też mnie nachodzą takie myśli. Nie ma to co prawda żadnej większej korelacji w pora roku, ale czasem tak mam, że tracę sens blogowania. W sumie to wtedy tracę sens wielu czynności.
    Zdarzało nam się szukać psa, strasznie stresujące to było. Nie zazdroszczę tych nerwów, obaw i lęków. Cieszę się, że psina się znalazła szczęśliwie.
    Pozdrawiam serdecznie i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luno, ze mną bywa tak samo - wiele razy nachodziły mnie myśli o bezsensie blogowania i o checi skończenia tej działalności, ale tak jak piszesz, czasem człowiek tak myśli o wszystkim. Ma sie lepsze i gorsze dni. Człowiek wciaz sie zmienia i trudno przewidzieć, co będzie myslał i czuł za jakis czas. Czy ogarnie go nowy zapał, czy wrecz przeciwnie - zgaśnie w nim jakiś promień. I rzeczywiście, sądzę że nie ma to jakiegos większego zwiazku z porą roku.
      Psina sie znalazła, ale teraz codzień mam jakis rodzaj nerwicy, że znowu spróbuje uciec. Jak jej sie spodobało ganianie po polach, to obawiam się, że zrobi wszystko by powtórzyc swój wyczyn!:-)
      I ja pozdrawiam Cie serdecznie, Ludno.

      Usuń
  6. Przesilenie wiosenne bardzo często powoduje, że czujemy się gorzej i fizycznie i psychicznie. Na szczęście wraz z wiosną, większą ilością słońca i ciepła, wraz z budzącą się do życia przyrodą i do nas wracają siły witalne, energia i chęć do życia :)
    Jak to dobrze, że historia psich uciekinierów skończyła się szczęśliwie i pieski wróciły do domu.
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek to skomplikowana istota. Niby jest częścia przyrody, ale często zachowuje sie tak, jakby nie był. Walczy w nim siła z bezsiłą. Chęć z niechęcią. Marzenie ze zniechęceniem.Blask z cieniem. Oby w końcu ten blask brał górę, oby sprawiał, że niebo spojrzy na nas życzliwie i pogodnie i udzieli sie nam ta pogoda a potem zaczną wyrastac w naszej duszy zielone liscie. Jak co roku o tej porze!:-)
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Agness!:-)

      Usuń
  7. Ale Zuzia! no popatrz! ciekawa jestemm czy sama wrocilaby do domu...no ale tegp sie nie dowiemy. A pauza w pisaniu bloga? pewnie wszystkim sie zdarzala i zdarzac bedzie. Przeczekac, zjesc dobra warzywna zupke i przejdzie. Pozdrawiam serdecznie, a moj Jacus jaki stateczny, nie wkorzystal dziury w plocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że prędzej czy póżniej wróciłaby sama, bo przecież zna te okolice na pamięć. Tylko my byśmy do czasu jej powrotu osiwieli chyba ze zgryzoty!
      Czasem trzeba sobie zrobic przerwę z pisaniem. A czasem wystarczy napisac o swoich przemysleniach, podziwilić sie nimi z czytelnikami by w głowie otworzyła sie jakaś klapka, by zrozumieć, że wszyscy mamy podobnie - a juz to przynosi człowiekowi ulgę i pociechę.
      Pisałam Ci niedawno Grażynko, że Jacus zrobił sie wyjątkowo grzeczny i rozumny. Mamy pociechę z tego pieska!:-)

      Usuń
  8. Może to tylko chwilowy brak weny? Mam nadzieję, bo bardzo lubię tutaj wpadać i czytać Twoje wspaniałe posty. Pamiętaj, to co dla jednych jest rutyną i kręceniem się w kółko, dla innych może być niezwykle ciekawe. Ja np. z zapartym tchem czytałam o ucieczce psów i aż się zaczęłam zastanawiać, czy się znajdą. I naprawdę odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że historia ma szczęśliwy finał. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, może to chwilowy brak weny a moze zmęczenie materiału. Tak czy siak napisanie powyższego posta nie przyszło mi łatwo. To była orka na ugorze. Ale udało mi się rozruszać nieco mózg, coś w nim odblokować. Może wiec teraz będzie już lepiej.
      Tak, ja wiem, że to ,co dla jednego jest rutyną i powtarzalnością ,dla drugiego moze byc interesujące i niezwykłe. Każdy siedzi w swoim pudełku i zna je na wylot. Zagląda do innych pudełek i wydaje mu się, że tam jest jakos ciekawiej.
      Pieski są częścią odradzającej sie natury i dlatego teraz, na wiosnę wręcz buzuje w nich energia. Oby jednak wiecej nie uciekały, bo to dla nas ogromny stres.
      Pozdrawiam Cie serdecznie Karolinko i dziękuję za życzliwe słowa!:-)

      Usuń
  9. Olu, jak dobrze, że Zuzia się znalazła. Ulżyło mi. Co za łobuzica. Ale miała swoje powody, to na bank. Ciekawe co ten starszy pan przeżywa, że u niego się znalazła. Psy to empatyczne stworzenia są. Nic się nie dzieje przypadkiem.
    Wiesz, ja też mam spadek formy. Przedwiośnie ciężkim czasem jest, bo energia się zmienia i człek nie nadąża. Ale tak jak na wszystko, jest też czas na oglądanie podszewki świata :-) Nie da się być cały czas na fali. Światło, Cień i Półcienie, to wszystko należy do Życia. Tak sobie tłumaczę :-) Przytulam i pozdrawiam Hobbitowo :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że Zuzi nic złego sie nie stało. Byłaby dla nas strasznym ciosem jej utrata. Mam nadzieję, że jeszcze wiele lat pozyje w zdrowiu i radości. A co do jej ucieczki, to zdaje mi się, że ta wiosenna chec wybiegania sie na polach była głownym jej motywem. A biegnac coraz dalej trafiła do owego staruszka.Dlaczego tam tkwiła? Myslę o tym, bo to naprawdę tajemnicze zachowanie. Moze słyszała wystrzał petard, ale wystraszyła się ich i dlatego nie przybiegała i dlatego pchała sie do domu owego człowieka?
      Tak, nie da sie być cały czas na fali, nie da sie też sprostać własnym, często zbyt wyśrubowanym oczekiwaniom. Człowiek ma prawo do chwil słabości, do swojego cienia, do przycupnięcia na boku i przetrawienia czegos w sobie albo i do letargu. Człowiek jest jak bylina, która musi na jakis czas pozostać w mroku ziemi a potem, w koncu wykiełkować jak co roku, o ile oczywiście w czas zimy mróz jej nie pokona.
      I ja przytulam Cię serdecznie, Aniu z naszego wiosennego Hobbitowa!:-)

      Usuń
  10. To chyba taki etap w życiu wielu osób, też przez niego przechodziłam... baaa... potrafi powracać jak bumerang. Mogłabym teraz rozpisywać się w poradach albo opisać moją historię z tymi myślami ale to nic nie da... przeczytałabyś bardziej lub mniej uważnie i tyle. Nie da się tutaj poradzić, trzeba przez to przejść. Jedynie co mogę napisać to to, że w takich chwilach pomaga mi pewna metodą, którą nawet nie wiem kiedy sobie wypracowałam. Kiedy na jednej szali ustawiają się troski to natychmiast na drugiej staram się przeciwstawiać miłe sobie rzeczy, otaczać się nimi, robić. Czym większy kaliber problemu tym większe coś co lubię. I to mi pomaga. Kiedyś trafiłam na ciekawe stwierdzenie w programie ,,Daleko od miasta", że na wsi ta praca daje sens zycia, bo coś się po coś robi i to też mi bardzo pomogło, bo niby takie oczywiste ale się zapomina.
    Ściskam mocno :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to uczucie bezsiły i zniechecenia pojawia sie i znika. A czasem trzyma dłuzej i człowiekowi zdaje się, że już mu to nie minie, że widocznie przyszedł czas zakończenia pewnego etapu. W ogóle nachodzą człowieka przerózne nastroje i stany i każdy musi sobie z tym radzic po swojemu, znaleźć swoja metodę.
      Podoba mi sie Twoja metoda, stawiania na drugiej szali spraw o pozytywnym ładunku. Tylko trzeba je widzieć, wierzyć w ich moc, uwierzyć znowu w siebie. A nieraz bywa tak, że człowiek w jakąś mgłe opada. gdzie zapomina o pięknie świata i trudno mu dostrzec promień.
      Tak, praca na wsi daje ten sens. Samo grzebanie sie w ziemi, czucie jej zapachu, jej faktury ma zbawienną moc. To tak jakby kontakt z tym co najbardziej pierwotne uświadamiał człowiekowi, że jest częścia natury i że ma jakąś moc sprawczą. Bo jak sie przygotuje tę ziemię i cos w niej zasieje, to prawie na pewno cis nam wykiełkuje - a juz samo to jest cudem.

      I ja ściskam Cię mocno, Agatko.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że miłość do przyrody i twoja pasja pozwoli Ci położyć coś mocnego na drugiej szali. Nie ukrywam, że będzie mi bardzo przykro, żal i szkoda, kiedy ten blog zapadnie w sen... tak mało jest blogów i prawdziwym życiu, takiej cudownej prostocie a zarazem magii codzienności... :)
      Mam nadzieję, że ,,do usłyszenia" :)

      Usuń
    3. Też mam taką nadzieję, Agatko. Nie poddaję sie w każdym razie - powyższy tekst jest tego dowodem. Jego pisanie sprawiało mi spore trudności, ale dałam w końcu radę. Myslę, że samo napisanie o swoich kiepskich nastrojach pomaga przezwyciezyc nieco te nastroje. To tak, jakby sie człowiek wyrywał z jakiegos kokonu.
      I myslę, że ma sens pisanie o swoich gorszych chwilach, czy zwierzanie sie komuś z nich, nie chowanie ich w sobie. Bo takie schowane straszniejsze są i silniejsze, niż gdy sie juz na swiatło dzienne wyciągnie...
      Dziękuję Ci z całego serca za tak ciepłe, zyczliwe słowa Agatko!:-)*

      Usuń
    4. Ale trzeba zachować dystans do ewentualnej krytyki swoich otwartych myśli zawartych w ogólnodostępnych postach. Ale takie wyrzucenie tego co zalega na wątrobie jest bardzo oczyszczające :D
      Myślę sobie, że to jest taka chwila, w której nie ma miejsca na kadzenie, sztukę konwersacji ale na proste, prawdziwe słowa, które mają szansę pokrzepić - mówiące, że twoja pisanina, twoje dzielenie się codziennością komuś też pomaga, sprawia radość, daje często kopa do działania :D. Jak mnie :)

      Usuń
    5. Masz rację! Trzeba umieć nie przejmować sie ewentualną krytyką, bo przeciez ludzie maja prawo mysleć róznie i pisać o tym. Też nie lubię cukierkowego kadzenia i towarzystwa wzajemnej, blogowej adoracji. Cenię szczerość i prawdziwość, ale oczywiście bez złośliwości, przytyków, dokuczania, czy natrętnego moralizowania.
      Odzew płynący ze strony wrażliwego, rozumnego człowieka, jego szczere słowa rzeczywiście potrafią pokrzepic, wydźwignac z dołka. My ludzie, nie jesteśmy wykuci ze stali i mamy prawo do swoich słabości, do swoich cieni i rys na wizerunku. Jesli inni powiedzą nam, że i oni mają podobne odczucia nie czujemy sie juz tak dziwni, wyobcowani, bezradni. Odważniej wtedy patrzymy w głąb siebie i na rzeczywistosć.
      Trzeba sie dzielic i blaskami i cieniami, bo rzeczywistosc nigdy nie jest jednostronna i tak prosta jak by sie z boku wydawało.
      Cieszę się i doceniam, że przychodzisz do mnie ze swoim szczerym słowem, Agatko!:-)*

      Usuń
    6. :)
      W dzisiejszych czasach dużo trudniej być sobą i ciągnąć stare, odwieczne wartości. Dlatego wydaje mi się, że tym bardziej dobrze jest obudować się tym co dla nas jest ważne, co daje nam radość, satysfakcję, psychiczny komfort a przede wszystkim to co jest dla nas wartościowe. Och! Nawet nie wiesz jak ta rozmowa i mnie pomaga :D

      Usuń
    7. Tak, każdy powinien mieć jakaś sferę swojskości, miejsca, gdzie czuje sie dobrze, swobodnie i bezpiecznie, gdzie może robić i mówić to, co chce, bez żadnej cenzury i lęku. Gdzie osiaga sie harmonię i spokój. Wcale niełatwo cos takiego osiagnąc.Czasem przeszkadza w tym nie otoczenie, ale cos w środku nas samych, jakaś skłonność do rozdrapywania ran albo do widzenia dziury w całym. Ale trzeba próbować, starać się bzustannie, rzeźbić swoje wnętrze i zewnętrze...
      Tak. Dobrze jest móc z kimś wymienic myśli, dla mnie też jest to ważne, Agatko!:-)D

      Usuń
  11. Od momentu zaginięcia Zuzi to już czytałam na jednym wdechu, aż mi w końcu powietrza zabrakło. Zuzinka, moja ulubiona. Myślę tak samo jak Ania, że Zuzia nie bez powodu usiłowała wtargnąć na posesję tego starszego pana. Coś musiało być na rzeczy.
    Nie na darmo ludzie ten przejściowy okres nazywają przesileniem wiosennym. Nie bez powodu ukuli powiedzenie, że jeżeli starzec przeżyje marzec to znaczy, że dalej będzie żył, czy coś w tym sensie. Starsi ludzie mają delikatne organizmy i mocno reagują na niesprzyjające okoliczności. Marzec to jakiś trudny, przejściowy miesiąc. Od kiedy pamiętam zawsze w tym okresie mam spadek formy fizycznej i psychicznej. Za to maj, ach Oleńko, ten maj, cudowny, piękny, pachnący, kwitnący, pełen szmaragdowego blasku:-) Ten maj piękny już blisko, już tuż, tuż:-))*
    Buziaki ślę, tulę to całe Wasze niesforne towarzystwo, a Ciebie przede wszystkim Oleńko:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuzia kiedyś, w czasach gdy była naszym jedynym psem miała o wiele więcej swobody niż teraz. Często, gdy wychodziliśmy na nasze pole brama boczna do ogrodu była otwarta a Zuzia mogła biegać przy nas albo po okolicznych łąkach.I nie odbiegała zazwyczaj daleko. A ponieważ mogła to robić, ponieważ nie było to niczym niezwykłym - nie uciekała.Od kiedy mamy więcej psów nie mozemy już pozwalać im na taką swobodę, bo nie chemy żeby rozbiegły sie nam we wszystkie strony świata i szukaj potem wiatru w polu. Szczególnie Misię trzeba chronić przed tym, bo by przecież biedactwo nie umiało wrócić do domu. Poza tym to duże psy i musimy pamietać o tym, iz ludzie maja prawo sie ich obawiać. Psy mają do dyspozycji duzy ogród i codzienne nieomal spacery do lasu. To musi im wystarczyć, ale jak sie okazuje Zuzi nie wystarcza i tęskni za dawną swobodą.Przynajmniej ja tak tłumaczę sobie jej zachowanie. A co do jej tkwienia przy chacie tego staruszka, to moze po prostu słyszać z daleka petardy wystraszyła sie i chciała sie schronic w jego domu?

      Oby do maja, Marytko. Też kocham ten cudny miesiąc. To kwitnienie dokoła, te zapachy, blaski i kolory. A to juz wkróce. Mam nadzieję, że schudnę do tej pory parę kilo i już przez to będzie mi łatwiej, lżej na duszy i ciele. Że znowu poczuję się młoda i silna!:-)
      Buziaczkujemy Ci serdecznie, Marytko droga i serdeczne myśli zasyłami. A ja dodatkowo ciepłe przytulenia oraz cmoki od wiadomokogo!:-)***

      Usuń
    2. Robiłam porządki i znalazłam kartki z kalendarza, z żarcikami. Może nie znasz Oluś. Moze się uśmiechniesz:

      Rozmowa przyjaciółek:
      - Wiesz, wczoraj mój mąż nie wrócił na noc do domu. Powiedział, że spał u kolegi. Zadzwoniłam do jego pięciu najlepszych kumpli.
      - I co?
      - Okazało się, że u dwóch spał, a u trzech jeszcze śpi.

      Wywiad z naskuteczniejszym domokrążnym sprzedawcą systemów antywłamaniowych:
      - Na czym po!ega sekret pańskiego sukcesu?
      - Eee, to nic wielkiego. Jak nie zastaję nikogo w domu, zostawiam ulotkę na stole w kuchni.

      W wojsku generał pyta:
      - Kto zna się na muzyce?
      Pięć osób podnosi rękę. Na co generał:
      - I bardzo dobrze! Mam pianino do wniesienia na 10 piętro.

      Dworzec kolejowy. Do informacji podchodzi podróżny i pyta:
      - O której odjeżdża pociąg do Warszawy?
      - Nie wiem.
      - Ale to pani powinna mnie poinformować.
      - Więc pana informuję, że nie wiem.

      Policjant spisuje mandat:
      - Jechał pan z prędkością 130km na godzinę! Nie przyszło panu do głowy, że może się pan zderzyć z innym samochodem?!
      - Taaa? Na chodniku?

      Jasio odmawia wieczorną modlitwę:
      - I jeszcze proszę, żeby Ankara była stolicą Finlandii.
      - Co ty wygadujesz? - dziwi się mama.
      - Bo tak napisałem na klasówce z geografii.

      Dzwoni Kowalski do lekarza umówić się na wizytę. Rejestratorka:
      - Nazwisko?
      - Kowalski, ale bez "ą".
      - W nazwisku Kowalski nie ma "ą".
      - No przecież mówię.

      ☺☺☺***

      Usuń
    3. Dziękuję, Marytko! Jak zaczęłam sie śmiać przy pierwszym kawale, tak łzy mi poleciały z oczu i z trudem dałam radę doczytac resztę!:-)) Świetny miałaś pomysł. Śmiech o poranku budzi lepiej niż mocna kawa!
      Kochana jesteś! Całusy siarczyste i uśmiechniete Ci zasyłam!:-))***

      Usuń
    4. Oleńko, obejrzałam właśnie film "Handlarz Cudów" z Borysem Szycem w roli głównej i...no właśnie i... Miała być komedia polska, zaczęło się niewinnie. Akcja taka jakaś niemrawa, nie komediowa, coś mi tu nie leżało, ale mimo to nie mogłam przestać oglądać. Dobry film, niełatwy w oglądaniu, momentami wkurzający, ale łzy poleciały. No trzepnął mną ten film. Bardzo dobra gra aktorska Szyca i dwójki dzieci. Dobro i zło, nałóg i miłość. Co silniejsze, co wygra, dla czego, kogo, po co warto żyć i stoczyć walkę z własnymi demonami?
      Pogoda nieładna, pada deszcz, chmury i tak przez przypadek trafił mi się ten film na przeczekanie deszczu, może w koncu ustanie i wyjdzie słonko. Trudny film, ale nie żałuję, że obejrzałam. Jest w nim jakaś ukryta nadzieja, głęboka wiara w tkwiące w człowieku dobro:-)
      Chciałam się tym z Tobą podzielić:-)
      Uściski serdeczne posyłam***

      P.S. A jak tam Zuzia? Nie próbuje kolejnej eskapady? Psica słodka. Oj, wytarmosiłabym ją serdecznie i pozostałą trójkę. Daj im tarmoszki ode mnie Oluś*

      Usuń
    5. Marytko! Widziałam "Handlarza cudów" pewnie już z ponad rok temu, ale pamiętam, że i na mnie wówczas wywarł duże wrażenie. Ja w ogóle lubie filmy o emocjach i wywołujące emocje. W sensie akcji dla mnie niewiele musi sie dziać, byłaby była tam oddana prawda psychologiczna, byleby móc się utożsamic i mocno przeżyc to, co przeżywaja bohaterowie filmu. Szyc zagrał tam swietnie - alkoholika, oszusta i degenerata a przy tym osobę, która odkrywa nieoczekiwanie w sobie serce i wrażliwosc na los tych dzieci. No i te dzieci...Prawdziwe, przeżywajace swój dramat oderwania od rodziny w obcym kraju, dążące do tej rodziny aby na końcu...Przeznaczenie, ku króremu dązyłą ta mądra, odważna dziewczynka - być poslubioną komuś obcemu, starszemu, od razu stac sie dorosłą. Szokujące to było i bardzo smutne dla mnie. Ale film przejmujący i piękny. Dlatego cieszę się kochana, że podzieliłaś sie ze mna wrażeniami. W człowieku czasem po obejrzeniu filmu buzuje tyle myśli i emocji, że trudno wrócic tak od razu do zwykłego życia, zapomnieć i isc dalej, tak po prostu. Też tak mam, więc tym bardziej Cie rozumiem. Wczoraj np. widziałam na Kulturze świetny film, który takze wywarł na mnie duze wrażenie - "Wichry Kołymy". Film o więźniarce obozu na Syberii w czasach stalinowskich. Wspaniale zagrane. Historia oparta na faktach. Przewijaja sie w tej opowieści fragmenty pięknych wierszy Puszkina.Są świetnym dopełnieniem tego dramatuPrzejmują same w sobie. . Aż chciałoby sie wziac do ręki tomik poezji tego poety i zatonąc w nim...
      U nas pogoda nadal ładna, ale zapowiadaja w tym tygodniu ochłodzenie i deszcze. Ziemi deszcz potrzebny, wiec mnie to nie martwi.No wody troche w stawiku przybędzie - w sam raz na żabie gody!:-)
      Zuzia nie ponawiałą od tamtej pory prób ucieczek. A moze i próbowała, ale nie dałą rady ,bo wzmocniliśmy ogrodzenia - he, he!:-)) Wygłaskam ja od Ciebie na pewno. Teraz pani Zuzia siedzi na balkonie i patrzy w dal, lubi mieć wszystko na oku!:-)
      I ja ściskam Cie serdecznie i dobrego dnia życzę, Marytko miła!:-)***

      Usuń
    6. Dziękuję Oleńko za odpowiedź* Odebrałam ten film tak samo jak Ty. A o tej dziewczynce myslałam wczoraj całe popołudnie. Też wolę filmy psychologiczne od kina akcji, od paru lat unikam filmowych dramatów, filmów o przytłaczającej, cięzkiej tematyce. Zbyt mocno je przeżywam, zbyt wiele dramatów było też w moim życiu. Nadal są w nim sprawy, bo nie wiem jak to nazwać, które musiałam oswoić, z którymi musiałam się pogodzić i z którymi muszę żyć do końca. Nie o wszystkim mogę napisać na Twoim blogu, chociaż wiem, że o wszystkim mogłabym Tobie Olu powiedzieć.
      Wiersze Puszkina...uśmiecham się, bo to dla mnie powrót do ogólniaka, często je wtedy czytałam i po polsku i po rosyjsku. Dawno do nich nie zaglądałam. Co do "Wichrów Kołymy"? Myślę, że dla mie byłby to już film, którego bym nie uniosła.
      Doczekałam się w końcu wczoraj słonka i mogłam poszorować na zakupy. Dzisiaj chłodno i pogoda taka tam sobie:-)
      Miłego dnia również dla całej Waszej gromadki. Uściski serdeczne dla Ciebie Oluś:-)***

      Usuń
    7. Tak, Marytko. Człowiek czujacy głeboko, przeżywajacy wszystko ma potrzebę dzielenia sie tym wszystkim z kimś drugim, czujacym i odbierajacym rzeczy podobnie.Albo nawet pomilczenia o tym samym, wsłuchania sie w echa, które pobrzmiewaja w sercu. Ale są i tematy, które choc czujemy w sobie bardzo mocno, to wolimy ich nie dotykać. Bo za bardzo bolą, bo są samym sednem. I pchają sie nieraz na powierzchnię, ale wpychamy je z powrotem. Bo nie pora, nie miejsce. I tak, na pewno nie nadaja sie do poruszania na forum publicznym. Rozumiem to Marytko, bo sama tez takie tematy mam - jak każdy z nas chyba.
      Przesyłam Ci fragment wiersza Puszkina o tym, że trzeba czuć cokolwiek, że choc to niepokoi, to bez tego czucia jesteśmy jak martwe morze, jak skorupa. Najmocniejsze było to czucie w młodosci, ale u nas obu chyba trwa nadal w całej wyrazistosci. Jakby z wiekiem serce wiecej rozumiało, jakby otworzyły sie kolejne wrota.
      "Fale, kto wstrzy­mał pęd wasz rwą­cy,
      Kto za­kuł w łań­cuch nie­wol­ni­czy,
      Kto zmie­nił stru­mień bun­tow­ni­czy
      W staw nie­ru­cho­my i mil­czą­cy ?
      Ja­każ to nie­po­ję­ta siła
      Uśpi­ła męki i ra­do­ści,
      Wzbu­rzo­ną du­szę, żar mło­do­ści
      W le­ni­wą drzem­kę po­grą­ży­ła ?
      Za­dmij­cie, wi­chry, wzburz­cie wody,
      Opo­kę bry­zgi niech roz­wa­lą !
      Bu­rzo ~ sym­bo­lu dni swo­bo­dy,
      Prze­tocz się nad nie­wol­ną falą."

      Ściskam Cie mocno i serdecznie, Marytko!***

      Usuń
    8. Piękny wiersz! Dziękuję Oluś***

      Usuń
  12. Dobrze, że psinka tak szybko się znalazła. Na pewno kosztowało Was to dużo nerwów. A Zuza po prostu potrzebowała trochę wiosennych zmian :) Zresztą tak jak i my wszyscy. Słonko wygrzewa i mami długimi wycieczkami, a tu dom trzeba wysprzątać po zimie, ogród odświeżyć... A tu jeszcze kolejny raz chorubsko się przyplątuje i męczy... Może lekarstwem na to przesilenie wiosenne będzie Twoje kolejne opowiadanie? Z niecierpliwością czekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, cała szczęście, że sie Zuzia znalazła. W okolicy jeżdzi ostatnio coraz wiecej samochodów, nie jest tak bezpiecznie jak niegdyś. No i zagrożenia płynące z lasu. Coraz wiecej wilków w naszych stronach. I dziki podchodzą prawie pod nasz ogród. Widzimy jak zryte są przez nie bliskie od naszej posesji miejsca.
      Zuzia poczuła wiosnę i potrzebę swobodnego, beztroskiego wybiegania sie o poranku, poczucia mocy wiatru, zobaczenia tego, co za horyzontem. W sumie to jej sie nie dziwę, bo sama często miewam takie ochoty!:-)
      Im człowiek jednak starszy, tym stateczniejszy, tym mniej ma odwagę do spontanicznych zachowan. A zresztą powstrzymują go rózne bóle, choroby i niemożności. Zniechęca sie, przestaje wierzyć w siebie. I skrzydła opadaja.
      Opowiadanie? Pisanie lekarstwem na niemożność pisania? Wszak często podobne leczy podobne. To jak klin klinem! No zobaczymy, jak to będzie u mnie!:-)
      Pozdrawiam Cię ciepło, Wietrzyku!:-)

      Usuń
  13. Jak mnie ogarnia taki stan, to idę czytać, nie ma mnie. Czasami piekę ciasta wymyślne, albo idę popracować w ogrodzie, dobrze się myśli wtedy. Czasami trzeba zrobić coś, co całkowicie przełamie rutynę.
    Jak też wprowadzam zmiany w diecie, improwizuję albo wyszukuję ciekawe przepisy i to też sposob na ciekawe oderwanie się. W zwycięstwo dobra nad złem i mądrości nad głupotą ciągle wierzę. Skupiam się na walce wewnętrznej, z ciekawością obserwuję jak łatwo mi sobie coś wytłumaczyć. Ogólnie łatwiej zyć, kiedy nie ma długiej i paskudnej zimy.
    Tak, ta ucieczka Zuzi to jak sensacyjny film, a wyobraznia szalała. Nie dziwię Ci się, że myslałas o najgorszym, pieski jak dzieci. Jak to dobrze, że wszyscy cali i zdrowi i są powody do świętowania. Pozdrawiam serdecznie Olu, uściski, pieknej wiosny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobrze jest oderwać myśli od tego, co martwi i zajać się czymś zupełnie innym, rozruszać ciało i sprowadzic myśli na inne tory. Tylko, że bywa, iż człowiekowi brakuje do tego zapału.Coś sie w nim wypala. Jakis taki przywiędnięty i zrezygnowany sie robi. Przestaje zauważać blaski i sensy. Najchętniej spod kołdry by nie wychodził. Ale trzeba walczyć z tym stanem, nie dawać mu się i robic wszystko, co mogłoby pomóc ogarnac sie na nowo. Robic tak dla siebie i dla bliskich, którzy na nas przecież polegają.
      Tak, pieski jak dzieci - kochane ale niesforne. Dają nam mnóstwo radości, sporo z nimi roboty, ale bez nich nie wyobrażamy sobie juz zycia. Pewnie nie raz jeszcze będą mieć dzikie pomysły - takei ich prawo.Ale my musimy ich strzec, by nie stało sie im nic złego, by nasza rzeczywistośc mogła jak najdłużej trwać w niezmienionym kształcie.
      Pozdrowienia gorące zasyłam Ci, Marylko droga!:-)*

      Usuń
  14. Może Zuzia chciała dostarczyć Ci ekscytujących przeżyć, żeby wytrącić Was z letargu i żebyś miała o czym pisać? Nasze pieski bardzo się o to starają. Dziś po powrocie do domu zastałam przewrócone wiadro na śmieci i mieszkanie ozdobione resztkami kości z golonki, które wczoraj wieczorem były na jego dnie. Przypomniało mi się, jak kiedyś Wasze pieski załatwiły wersalkę:). Za chwilę idziemy z Pikunią na pięćdziesiąty zastrzyk stabilizujący pracę jelit. Dobro musi zwyciężyć, jeżeli nie wszędzie, to przynajmniej w nas!
    Dla przełamania rutyny w kuchni polecam jako dodatek do potraw nieaktywne płatki drożdżowe. Pyszne! Wczoraj dodałam do placków ziemniaczanych i życie miało inny smak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Zuzia dostarczyła nam obojgu silnych wrażeń, ale nie sądzę by to było jej zamiarem. Po prostu uległa swemu nastrojowi, chęci beztroskiego szaleństwa, swobodnego wybiegania się bez smyczy. Dawno juz tego nie robiła i znowu przypomniały jej sie dawne czasy, cos pierwotnego w duszy obudziło. To pewnie sprawka tej wiosny.Tych zapachów dokoła i horyzontów bezkresnych, które wołają i przyzywają do siebie uparcie niczym syreny Odyseusza!:-)
      Pieski mają prawo do swoich szaleństw. Nie da sie wszystkiego przewidziec i zapobiec. Nasza kanapa w drewutni jest tego widocznym przykładem a także Wasze rozbebeszone wiadro na śmieci!:-) Ech, te nasze kochane huncwoty! Wszystko dobrze, wszystko pięknie - byleby były zdrowe i bezpieczne!:-)
      Płatki drożdżowe? Nie znam ich. Musze sobie wygooglać informacje o nich, skoro takie pyszne i zapewne zdrowe! Dziękuję za podpowiedź, Iwonko!:-)*

      Usuń
  15. Hi !Olga -widzisz czasami trzeba dostac przyslowiowego -KOPA aly zaczac zyc !
    Co mnie zajmuje w ostatnim czasie-KSIAZKI ale, to jakie uwaga DOSTOJEWSKI-................geniusz !
    co mnie jeszcze zajmuje a to ze maz September-idzie na emeryture (kiedy to zlecialo ?)wiec szykujemy sie na podroz na powitanie emerytury!!!uwazajcie na siebie ,sciskam lapki PISZ -prosze p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nawidoczniej trzeba czasami dostać kopa żeby wyjśc z jakiegos dziwnego letargu i spojrzeć na świat innymi oczami.
      Dostojewski? Nie dziwię się, że się w nim zaczytujesz. Też miałam kiedys czas, gdy chłonęłam go z zapałem. "Bracia Karamazow" i "Zbrodnia i kara" - ulubione, wzruszajace, przenikliwe, mądre po prostu. A Ty, Gosiu, którą ksiaże Mistrza Fiodora ulubiłaś sobie najbardziej?
      Fajnie, że organizujecie sobie podróz na powitanie emerytury. To z całą pewnością ważny przełom w życiu. Cos sie kończy, cos zaczyna. I o ile tylko zdrowie dopisuje, emerytura może stać sie upragnionym okresem wolnosci i powrotem do czasów młodosci. Duzo tu zależy na pewno od oczekiwań i usposobienia emeryta oraz jego rodziny.
      Ściskam mocno Twoje łapki i pięknej wiosny zyczę!:-))

      Usuń
    2. Olga pytasz co czytam -mi czyta Pszoniak IDIOTE-nie umie slowami wyrazic co czuje !Tytuly ktore wymienilas znam
      Ja zapomialam o literaturze Rosyjskiej wiesz ponad 30-lat tu zajmowalam sie tzw.proza zycia obecnie jestem chora ale wolna .a tytul wloga powinien byc ZUZIA NA GIGANCIE mysle ze ona to zrobila nie bez przyczyny!po prostu chciala swoja pania wyciagnac z letargu hi,hi .SCISKAM

      Usuń
    3. Po wymianie refleksji z Tobą, Gosiu nabrałam chęci by ponownie siegnąć do literatury rosyjskiej. Ale do wersji papierowej, bo podczas lektury tradycyjnie wydanej ksiazki zdecydowanie łatwiej jest mi sie skupić.
      Ha! Okazuje się, że choroba moze mieć takze dobre strony - daje więcej czasu, wolnosci, przyjemności z czytania bez wyrzutów sumienia, że powinno sie zamiast czytac zrobic to i tamto. To cenne i fajne, że potrafisz widziec pozytywy tam, gdzie większosc miałaby problemy z ich dostrzeżeniem!:-)To na pewno pomaga w życiu!:-)
      "Zuzia na gigancie"? Genialny tytuł i mądra Zuzia (jak i cała pozostała psia czereda), która stale dwoi sie i troi by cos sie działo i by jej opiekunowie nie zanudzili się w Jaworowie!:-)
      Buziaki i uściski zasyłam Ci, droga Gosiu oraz życzenia odnajdywania kolejnych fascynujących lektur!(polecam np. "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa):-))

      Usuń
  16. Czasem też mam takie zmęczenie materiału ale wystarczy mi przeczytać poprzednie posty z podobnego okresu i widzę, że jednak dużo się dzieje, nie ma mowy o monotonii i rutynie. A na wszelki ból i chaos świata pomaga mi hojne posypanie swoim skrawkiem nieba, niechby nawet tylko kilometr wokół. Wszystkiego nie naprawię.
    Kiedyś uciekła mi ze spaceru niemoja psinka, moje słabe serce przeżyło to tak, że rozumiem co czuliście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że to zmęczenie materiału dopada prawie każdego z nas i każdy jakos radzi sobie z nim po swojemu. Trzeba wierzyc, że nawet jak cos takiego nas dopadnie, to w koncu przejdzie, jak zachmurzenie na niebie. Bo przecież wszystko w koncu mija, zmienia sie, i my też sie zmieniamy, choc zdajemy sie sobie tacy sami.
      Wszelkie psinki mają to do siebie, że czasem chce sie im pobrykać na wolności. I niechby sobie brykały, ale pod naszym okiem!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost