Kilka dni temu
skończyłam czytać powieść historyczną pt. „Szkoła luster” autorstwa Ewy
Stachniak. I odtąd odnajduję wciąż jej
ślady w sobie. Ślady, które są niby wszechobecne haczyki, do których
przyczepiają się spostrzeżenia dotyczące tego, co obserwuję współcześnie, tego
jaki jest świat, jacy wciąż są ludzie. I choć mam cały stos książek do
przeczytania, to myślami wciąż wracam do „Szkoły luster”. Nie pora zatem jeszcze
brać się za nic kolejnego, skoro w duszy wciąż brzmi tamta melodia. Nie ma pośpiechu. Najwidoczniej trzeba ją do końca przeżyć, wyśpiewać i przebrzmieć
by w sposób naturalny mogła ucichnąć i zrobić miejsce dla następnej. Listopad
wszak wyraźniej niż inne miesiące sprzyja długim, swobodnym namysłom, podróżom po
krainie refleksji i wzruszeń. A ja cenię sobie taki właśnie czas…
No tak. Lecz pora
napisać, co właściwie mnie tak urzeka, przywołuje i przytrzymuje wciąż przy
owej opasłej, bo prawie 500 stron liczącej powieści? Cóż. Próbuję samej sobie to wytłumaczyć i za każdym
razem odpowiedź jest inna, wręcz trudna do ujęcia w słowa. Bo to trochę jak
zakochanie. Przychodzi znikąd by owładnąć człowiekiem. Śpiewa mu w duszy słodko
brzmiącą melodią i nie dopuszcza do głosu innych. A po jakimś czasie nie
wiadomo dlaczego – cichnie…
Lecz teraz, póki
jeszcze melodia gra, spróbuję jakoś w sobie te wszystkie uczucia okiełznać i
nazwać. Po co? Dla siebie samej, gdyż pragnę zatrzymać chwile, pozostawić po
nich jakiś ślad a po kilku latach zajrzeć do tego tekstu i odnaleźć coś ważnego
na nowo. Przypomnieć sobie czym kiedyś żyłam, co mnie ożywiało i przejmowało a
zatem jaka byłam. I zapytać samą siebie – czy nadal taka jestem? Czy piasek
stale przesypujący się w klepsydrze czasu wyrzeźbił na nowo moje „ja”? I piszę
to też dla Was, czyli dla tych, co szukają wciąż wartej przeczytania lektury i którzy
jak mniemam cenią w niej podobne jak ja rzeczy. Prawdę uczuć, szczerość i odwagę
ich wyrażania. Umiejętność poruszenia w duszy czegoś najważniejszego,
czegoś, co otwiera furtkę do śmiałego wejścia
w głąb siebie…Do przejrzenia się w kolejnym zwierciadle niczym w ogromnej sali pełnej
luster…
Wróćmy do książki. Po pierwsze fascynuje mnie
sama epoka, w której rozgrywa się akcja powieści. Czasy rządów Ludwika XV, jego
wnuka Ludwika Augusta XVI (Kapeta) i jego żony Marii Antoniny a wreszcie terror
rewolucji francuskiej. Epoka z jednej strony rozpasanego luksusu i wyzysku, przebogatych,
rozłożystych sukien, rozbudowanych, pokrytych pudrem fryzur i doklejanych tu i
ówdzie pieprzyków, braku norm moralnych, sztywnej etykiety dworskiej,
zakłamania i rozwiązłości seksualnej. A z drugiej czasy skrajnej biedy,
cuchnących rynsztoków, braku perspektyw na poprawę losu oraz straszliwej
samotności, która dotyczy i dotyczyć będzie tak samo biednych, jak i bogatych. Bo
człowiek mimo tego co ma, czy pomimo tego, czego nie ma w środku wciąż
pozostaje tak samo złaknionym dobra i akceptacji człowiekiem. A osiągnięcie
tego wciąż jest tak samo trudne. Pozostają więc tylko pozory, złudzenia, udawanie,
samooszukiwanie się i gonienie za cieniem…
Główna bohaterka
powieści, Veronique, trafiając do królewskiego domu rozpusty zwanego „Parkiem
jeleni” jako kilkunastoletnia, naiwna elevka – panienka do towarzystwa, szybko dojrzewa i rozumie tym więcej, im
więcej złudzeń traci, im bardziej pożegnać się musi ze swoimi wyobrażeniami i dziecinnymi
marzeniami. Ma bowiem grać wciąż taką rolę, jaka jest przez innych oczekiwana i
akceptowana. Najlepiej by była jak śliczna, żywa lalka. Gotowa zawsze do zabawy,
ale i mająca świadomość tego, że właśnie niczym zużytą lalkę można ją będzie
kiedyś wyrzucić w kąt. O tym m.in. traktuje
poniższy fragment powieści:
„Kobiety mają w życiu
szczególne obowiązki, klarowała nam mademoiselle. Winnyśmy być ujmujące,
posłuszne, wolne od perfidii i pozy. Musimy nieustannie kontrolować emocje.
Wystrzegać się wszystkiego, co ordynarne. Jedzenia zbyt szybko i zbyt dużo,
biegania, podskoków, tupania, podnoszenia głosu, przeklinania, okazywania
smutku czy radości. Wiadomość o śmierci bliskiej osoby oraz oświadczyny należy
przyjąć z takim samym opanowaniem – powtarzała. Zawsze się uśmiechajcie, czy
jest wam wesoło, czy nie. Niech wasze oczy błyszczą, niezależnie od tego, o
czym myślicie.”(„Szkoła luster”. s. 78)
Po drugie najważniejszy
jest dla mnie w powieści sposób opisania spraw i uczuć ludzi tamtej epoki, ukazanych głównie poprzez żywot zwyczajnej dziewczyny a potem kobiety, istoty
od której tak niewiele zależy, która może być tylko zabawką w rękach możnych,
cynicznych i wszechwładnych panów, i której uczucia nie mają dla nich
najmniejszego znaczenia. Najbardziej
chyba ciekawym aspektem owej powieści jest przedstawienie całego życia głównej
bohaterki a potem jej córki. Ich naiwności i marzycielstwa przeradzającego się z
czasem w mądrą dojrzałość, rezygnację, smutek, rozpacz, gorycz, demencję czy
nawet szaleństwo. Ich kompletną bezradność wobec sztywnej roli, którą na nich
nałożono. I próby odnalezienia w tym wszystkim odrobiny szczęścia. A tego
szczęścia na równi przecież poszukują magnaci, żebracy i prostytutki. Królowie
i służący. Gospodynie i hrabiny na włościach. Prostacy i szlachcice. I wszystkim ono umyka
niczym niepochwytny motyl….Ale dla wszystkich bezcenne są chwile, których nie
da się kupić za wszystkie dobra świata. Chwile, które się nagle znikąd pojawiają
i błyszczą w sercu niczym najcenniejsze brylanty. A zdarzają się wówczas, gdy
czuje się, że ktoś nas akceptuje takim, jakim jesteśmy, gdy czujemy spokój,
dobro, miłość, wzajemne zaufanie i bezpieczeństwo, gdy nie męczą złe sny i przeczucia,
gdy nie musimy gonić za niczym, zazdrościć nikomu, ale po prostu poczuć się dobrze
tu i teraz, w swojej skórze, w swojej codzienności, w swojej epoce. A wszystkie
epoki, choć na pozór tak różne, to przecież bardzo są do siebie podobne. I w
tamtej, osiemnastowiecznej i w obecnej tak samo dużo jest niesprawiedliwości,
niepewności i zakłamania. Lecz my na ogół widzimy tylko część prawdy. Tę, którą
rządzący chcą abyśmy dostrzegali. I póki tylko mogą korzystają z władzy aby uszczknąć
dla siebie tak dużo jak się da. A zwykli ludzie znoszą wszystko potulnie aż do
czasu gdy czara niesprawiedliwości i bezwstydu się przeleje i znowu jakaś
rewolucja nie ogarnie mas….Bo przecież ludzie się nie zmieniają a historia lubi
się powtarzać, czyż nie?
„Nie ma dnia bez zamieszek i demonstracji. Przeciwko rosnącym cenom, spekulantom żywności, kontrrewolucjonistom ukrywającym się wśród „prawdziwych patriotów”(…) A król? Ludwik XVI? Uwięziony z całą rodziną w Temple. Ludwik Ostatni – jak mówią o nim teraz na ulicach, bo Francja jest już republiką wolną od królewskiej władzy.(…) To nie do wiary, że był kiedyś tylko Ludwikiem Augustem, niezgrabnym chłopcem na pałacowym dachu, marzącym by uciec na morze, myśli Marie-Louise.Przekupki z Les Halles nazywają Ludwika wieprzem o nienasyconym apetycie. A jego żonę – harpią sycącą się francuskimi pieniędzmi(…) Austriacką suką odpowiedzialną za wszystkie nieszczęścia Francji”, („Szkoła luster”,s.343-344)
Nie chcę i chyba
nie powinnam pisać więcej o treści „Szkoły luster” aby nie zdradzić nic z jej
fabuły, aby zachować ciekawość przyszłych czytelników, co do losów jej
bohaterek. Tak czy siak pewna jestem, że warto wziąć tę powieść do ręki. Warto poświęcić
na nią kilka wieczorów. Na pewno nie był to zmarnowany czas…
Autorka książki,
filolog - anglista Ewa Stachniak mieszka
od dawna w Kanadzie. I napisała tę i kilka innych powieści w języku angielskim.
A na język polski przy aprobacie autorki przetłumaczyła je świetnie Ewa
Rajewska. Okazuje się, iż powieści E.Stachniak są znane i poczytne w wielu
krajach. Jestem dumna, że polska autorka jest w świecie tak bardzo ceniona. I
doczekać się nie mogę, kiedy będę mogła poznać inne książki tej pisarki. Muszę
podpowiedzieć bibliotekarkom w mojej bibliotece by koniecznie zakupiły inne jej
dzieła. Spodziewam się, że zanurzona w kolejnych jej powieściach znowu będę
mogła uczestniczyć w prawdziwej uczcie literackiej. Bo przecież tylko takim
ucztom warto poświęcać czas i umysł. Od tego się nie tyje, od tego zdrowie nie
szwankuje a wręcz przeciwnie pojawia się w duszy kolejna, nieznana dotąd
komnata, którą można po swojemu wypełniać myślami, emocjami, skojarzeniami i
wspomnieniami.
I jeszcze wspomnieć
chcę na koniec o pewnym indywiduum, które żyje obecnie a które ze swoim
umiłowaniem do luksusu jak ulał pasowałoby do epoki Ludwika XV. Pewnie zresztą
tego typu postaci znaleźć można dzisiaj na pęczki. Bo przecież zawsze byli i istnieć
będą tacy, co pchają się do władzy dla spodziewanych zysków, dla ogromnych bogactw
i lukratywnych apanaży. Otóż przeczytałam artykuł o obecnym wiceministrze rolnictwa, Michale
Kołodziejczaku, który kocha się w drogim obuwiu i bez najmniejszego wstydu
chwali się tym, że paraduje po budynku Sejmu w mokasynach za 17 tys. zł….Tylko czekać aż sprawi sobie fryzurę w stylu Marii Antoniny!:-)))
"Szkoła Luster", Ewa Stachniak, wyd. Znak, Kraków 2022, 485 s.