Pokój z sześcioma metalowymi łóżkami pochłaniał jej głos.
Szept rozchodził się pomiędzy metalowymi prętami łóżek i jeszcze bardziej
przycichał na gołych ścianach. Była rozbrajająca z walizką w jednej ręce, torbą
podróżną w drugiej i bezbronnym uśmiechem, który rozlewał się samoistnie, aż do
z lekka opadających włosów na policzki.
Zakłopotany John z niedowierzaniem patrzył na objawienie. Na
pozornie krótką chwilę przymknął powieki, a nieco przydługie rzęsy oparły się o
szczerą krawędź wyobraźni wiodącą do rzeczywistej abstrakcji materializującej
się pomimo wewnętrznego oporu. Postacie zmieniały twarze w zawrotnej szybkości,
sytuacje były dla nich tłem ich różności.
Doskonale pamięta wieczorek taneczny, ten i inne. Grzanie
ławy było dla niego wystarczająco dobrym zajęciem. Lubił patrzeć na wirujące
pary w poświacie rozlewających się uśmiechów, zalotności i nabrzmiewających
pragnień. Nic nieznacząca odległość pomiędzy spiętymi ciałami potwierdzała
przełomowość tego, co mogłoby być początkiem oraz kontynuacją. Wyrwany został zdecydowanym
głosem z hipnozy. „Masz zatańczyć ze mną!”. Dziewczyna z rozpuszczonymi włosami
stała tuż przed nim. Wbrew swojej naturze zawahał się. Po chwili, pod
kontrolowaną intensywnością spojrzenia wziął ją za rękę i wmieszali się w tłum
tańczących. Miała mokre dłonie. Kolejno wycierał je w białą koszulę. Tańczyli
na linii spojrzenia przenikającego na wskroś. Musiała poczuć skraplające się
opary na jego dłoniach. I tak, jak on poprzednio brała dłoń i wycierała w swoją
białą bluzeczkę zupełnie okrywającą kształtność wezbranych piersi. Suchą już dłonią
pieściła sterczące sutki, by po chwili wziąć drugą i ponownie nie gasząc
napięcia dopieszczała swój instynkt. Taniec przeistaczał się w taniec
niepokornej bliskości. Rytm ich własnych pożądań wyznaczał kroki. Kroki ku
sobie.
Ich samotność została przerwana głosem dyżurującego
nauczyciela. Nagłe polecenie: „Proszę zachować odstęp!” nie zachwiało wzajemnej
infiltracji. Postawili na esencjonalność spojrzeń, która miała pozostać
łączącym je elementem przez kolejne chwile. Przecież nie wymienili
niepotrzebnych słów. Nieprzydatne pomiędzy trwającym porozumieniem budowały
przyszłościowe wyobrażenia.
Dziewczyna mieszkała na obrzeżach miasta. Prawie wioska z
dymiącymi kominami przysiadłych domostw. Chrzęst zmrożonego śniegu pod nogami
grał im własną melodię. Cichą, przyciszaną rozpromienionym biciem serc, a
głośne rozmowy przeplatane wybuchami śmiechu dawały czas rozprężenia, tak im
potrzebny. Zatrzymywali się nazbyt często, a dociskane policzki dogrzewały
pragnienia i wzajemną chęć czegoś jeszcze bliższego.
Przed bramą zamykającą obszerny podjazd nadszedł czas
pożegnania. Widoczność zakłopotania znalazła odbicie w przeciąganym milczeniu.
Nie odmówił, kiedy zapytała czy wejdzie na chwilę. John nie wiedział, czy chęć ogrzania
ciała czy duszy była dominująca. A może to jej wdzięk i powabny uśmiech
sprawił, że po wąskich schodach prowadzących na poddasze poszedł za zjawą
wpasowaną w jego wyobraźnię?
Typowo dziewczęcy pokój jawił swój urok ilością
porozwieszanych ozdób i ozdóbek. Wypośrodkowana tonacja jednoznacznie określała
rozmarzenia, tu rozwieszone pomiędzy podłogą, a sufitem. Długo analizował
znaczenie obecności takich, a nie innych dystynkcji misternie wplecionych w
całość.
Zaczęła od rękawiczek. Zsuwała je powoli, palec po palcu
czekając na reakcję. Była. W szalejącej wyobraźni tulił pragnienia. Napięcie
wszystkich mięśni sięgało szczytu. Przechodziło w lekkie drżenie. Podeszła i
niby obejmując szyję, kocim ruchem zsunęła kurtkę. Miękko upadła na podłogę nie
niepokojąc względnej ciszy. John patrzył, z jaką zręcznością błyskawicznie
stanęła przed nim naga. Wzięła go za rękę i przysiadła na krawędzi łóżka w
znacznym rozkroku. Zachęcony przyklęknął przed nią. Z namaszczeniem dokonywała aktu
oddzielania klejącej się odzieży, od pulsującego ciała. Wcale nie sporadyczne
pocałunki jątrzyły jego ciało.
Ułożona na rozpiętości łóżka z dumą wypinała piersi. Piękne
kształtem, tryskające jędrnością zdominowały dzielącą ich przestrzeń. John
niecierpliwie przesuwał wzrok, tylko na trochę dłużej zatrzymując spojrzenie na
czerniejącym zagłębieniu pomiędzy podbrzuszem, a nieznacznie podciągniętymi
udami.
„No chodź!” - usłyszał po chwili, a jej blado drżące usta
pozostawały nieruchome w miejscu.
Wejdź powiedział John do kobiety z pociągu.
No nareszcie coś dla dorosłych! :)
OdpowiedzUsuńTeraz rozumiem czego oczekują kobiety.
OdpowiedzUsuńTo wcześniej nie rozumiałeś ?
OdpowiedzUsuńA dalszy ciag bedzie, czy mamy go sobie wyobrazic?
OdpowiedzUsuńWitojcie Gospodarzu!Jużesmy nanosili słomę ze stogu na podściółka, to możem se odsapnąć i ździebko poczytoć ksionżki. Ale żescie rychtyk pikny erotyk narychtowali! A Gospodyni obaczyła, jak Wy se z obcom babą poczynacie w ty ksionżce?
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle pośpieszyłeś się i jednak poszło w kierunku erotyki. Chociaż to tylko retrospekcja, a całość ujęta w ramy. Czy ten głowny bohater to nie lekarz (no bo te łóżka...)? Kiedy ciąg dalszy? Fajnie to tak czytelników za nos wodzić?
Trza mi już kończyć. Idę se sznekę z glancem pośrupać.
No... no... hmmmm... czekam na dalsze:))))
OdpowiedzUsuńCezary, chyba zapomniałeś napisać cdn :)))
OdpowiedzUsuńNie bez powodu powiadaja, ze mezczyzni sa wzrokowcami:)
OdpowiedzUsuńnieee no musi być ciąg dalszy..;0
OdpowiedzUsuńCiąg dalszy oczywiście będzie. Natchnienie na „pstrym koniu” jeździ. Na razie ucichło. Jak wróci to dam znać. Dziękuję za dotychczasowy doping i pozdrawiam serdecznie wszystkie czytelniczki.
OdpowiedzUsuńSuper to wycieranie mokrych dłoni.
OdpowiedzUsuńWolę czytać rano:)
Od razu mi choroba przeszła....czekam na ciag dalszy ..bardzo wciągające....
OdpowiedzUsuńCholera, jak nie konduktor, to dyżurujący nauczyciel!
OdpowiedzUsuńSzczęśliwie łóżko nie zarwało się...
Bezbronni mężczyźni... tak, tak, oczywiście ;))
Trzymam kciuki, Cezary, za powrót weny!
Może być ciekawie.
OdpowiedzUsuń