spiżarka pełna latami gromadzonych przetworów
No i przyszła ta wyczekiwana złota, polska jesień. Jest pięknie, kolorowo i ciepło. Jedyne, co zaburza nam tę idyllę to inwazja azjatyckich biedronek, których armie co dnia obsiadają nasz dom i za wszelką cenę usiłują dostać się do wewnątrz. Najlepsza broń na nie to odkurzacz. Owa rycząca maszyna po kilka razy w ciągu dnia zasysa je w swój przepastny brzuch, ale nazajutrz znowu jest pełno tych kropkowanych owadów i zabawa rozpoczyna się od nowa...Ale nic to. Przecież bezczelne biedronki nie zepsują nam tej bezcennej, jesiennej radości. Korzystamy z tego, że można nasycić się słońcem na zapas, zrobić coś w ogrodzie można suszyć pranie na sznurkach na dworze, wybierać się na spacery czy na grzyby do lasu i po prostu cieszyć się tą cudną pogodą, póki trwa.
złocisty październik w naszym bukowym lesie Pod ostatnim
postem zamieściłam linka do vloga polskiego piekarza, który ma pomysł by na
wsiach budować ogólnodostępne piece do wypiekania chleba. Uważa on bowiem, że w
ciężkich czasach, które nadchodzą, wobec coraz bardziej realnej możliwości
braku prądu, gazu, węgla i innych źródeł energii mogą pojawić się problemy z
pieczywem. A przecież chleb to podstawa naszego wyżywienia. No tak, jeśli nie
będzie się dało kupić chleba w sklepie (bo nie dowiozą albo zamkną sklep albo z
braku prądu nie da się w nim dokonywać żadnych transakcji pieniężnych) ani
upiec go u siebie w domu, to co wtedy? Rzeczywiście przydałyby by się wówczas
bardzo takie ogólnodostępne piece, gdzie można by upiec chleb.
główne składniki mojego domowego chleba Nie wiem, jakie
szanse realizacji ta jego szczytna idea, ale podoba mi się głownie z tego
powodu, że piekarz ów nie myśli tylko o sobie (a sam poradzi sobie w razie
czego bo ma u siebie taki piec), ale o społecznościach lokalnych. Bo leży mu na
sercu los zwyczajnych, takich jak on, osób. Bo kiedyś, w dawnych czasach w
wielu wsiach były takie ogólnodostępne piece, z których ludzie na określonych
zasadach mogli korzystać. Ale kiedyś między ludźmi istniała większa wspólnota,
większa skłonność do współdziałania. Dzisiaj żyjemy w osobności, w oderwaniu od
innych. Każdy sobie rzepkę skrobie…I każdy próbuje jakoś sam przygotować się na
trudne czasy albo i nie przygotowuje się wcale licząc na to, że nie będzie tak
źle, a wszystkie obecne obawy okażą się śmieszne, przesadzone i funta kłaków niewarte.
Oby tak właśnie było, jednak tak czy siak myślę, iż byłoby wspaniale, gdybyśmy znowu nauczyli się ze
sobą współdziałać. Dzielić wiedzą, zdolnościami, umiejętnościami. Komunikować
się z miejscowymi ludźmi. Nie odcinać się od swoich społeczności a przeciwnie
żywo interesować się tym, co dzieje się w
bliskim i dalszym otoczeniu. Nie zamykać na potrzeby i problemy drugiego
człowieka…Nie szydzić z obaw innych osób. Umieć słuchać i nie bać się być
wysłuchanym. Ta przyjazna więź z innymi jest ważna zarówno w zwyczajnych jak i w niezwyczajnych czasach...
trzykrotnie zapasteryzowane przetwory mięsne
A wracając do
tematu…Niektórzy od lat się przygotowywali, gromadzili wiedzę i doświadczenia.
Wręcz pasją niektórych stał się preparing (z j. ang. przygotowywanie się).
Kiedyś spoglądałam na zainteresowania tych ludzi z przymrużeniem oka a w
najlepszym razie bez większej ciekawości. Teraz patrzę już na to inaczej. Cóż. Punkt widzenia zawsze przecież zależy od
punktu siedzenia. A wszystko wskazuje na to, iż czasy, gdy preparsi będą mogli
w praktyce wykorzystać swoje wiadomości są coraz bliższe. Oby nie, ale chyba
każdy z nas ma obawy, jak poradzi sobie, gdy zabraknie wszystkiego, co do tej
pory pomagało mu normalnie i spokojnie żyć.
kuchnia opalana drewnem
To temat rzeka a
my z Cezarym nie jesteśmy żadnymi znawcami ani nie czujemy się na siłach by
radzić innym, co mają robić. Zatem po prostu napiszę Wam jak my przygotowaliśmy się
do najbliższej zimy, bo chyba najlepiej opisywać takie rzeczy na własnym
przykładzie. Na wszystko nie da się przygotować, ale naszym zdaniem lepiej być
w jakiś sposób zabezpieczonym, niż potem żałować, że się czegoś nie zrobiło,
gdy był jeszcze na to czas. Żyjąc na wsi zawsze ma się jakieś zapasy, zawsze
robi się przetwory, zawsze trzeba się porządnie przyszykować do chłodnej pory
roku. Dlatego i my nauczyliśmy się jak radzić sobie przed dłuższy czas bazując na tym,
co mamy w domu. Wszak zdarza się zimą, że tygodniami nie ruszamy się z naszego
siedliska, bo drogi są tak zaśnieżone albo oblodzone, że nie ma co ryzykować
wyjazdu. Potrafimy więc obywać się byle czym i z niczego zrobić coś. Nie jesteśmy wybredni ani przyzwyczajeni do
luksusów. Przywykliśmy się do samowystarczalności i prostoty a nawet siermiężności. To
może nam się teraz przydać bardziej niż zazwyczaj, bo i czasy nie wydają się zwyczajne…
końcówka zimy w naszym obejściu
1. Zapasy
- zgromadziliśmy sporo konserw,
zupek chińskich, mąki, kasz, makaronów, fasoli, ziół, suszonych owoców i tym
podobnych rzeczy, które można długo przechowywać. Sposób przechowywania ma
ogromne znaczenie. Najlepiej trzymać to w suchych i szczelnych pojemnikach
szklanych, plastikowych albo metalowych, żeby nie zalęgło się w nich żadne
robactwo.
- zrobiliśmy dużo przetworów
do słoików. To przetwory owocowe i warzywne, ale także mięsne. Takie domowe
mielonki, duszone w sosie mięsa, pasztety, smalce, wywary z kości muszą być jednak
trzykrotnie zapasteryzowane w procesie tzw. tyndalizacji żeby się nie zepsuły i
żeby w dobrym stanie mogły przetrwać lata.
- mamy w domu zapasy suchej
karmy dla psów (kupione jeszcze przed podwyżkami cen), ale nie przewidzieliśmy
tego, że mogą się do nich dostać myszy i ostatnio musieliśmy z nimi ostro
walczyć by pozbyć się tych małych, ale bardzo dokuczliwych i destrukcyjnych
gryzoni. Na razie jest spokój, ale nauczeni doświadczeniem w wielu
pomieszczeniach zainstalowaliśmy pułapki na myszy. Mamy kilka tradycyjnych
pułapek, czyli takich, które łapiąc gryzonia jednocześnie go zabijają. Bardziej humanitarną nowością w tym temacie
są u nas pułapki w formie pokrytej kleistą substancją mat. Mysz zwabiona
zapachem umieszczonego na środku tej maty smakołyku włazi tam i się przylepia (jak
mucha do lepu). Potem można taką mysz wziąć i wynieść gdzieś na pole.Niech sobie gdzieś tam, z dala od naszego domu żyje...
takie lepy dobrze się sprawdzają w naszym gospodarstwie
2. Ogrzewanie i gotowanie
- zgromadziliśmy spore zapasy
drewna, które wykorzystujemy do ogrzewania domu (piec c.o) oraz do palenia nim
pod kuchnią. Zawsze tak robimy, a więc ten rok nie jest inny. No, może tylko
różni się tym, że mamy więcej niż zwykle „gałęziówki”(czyli pociętych na
kawałki gałęzi różnej grubości) a to
dlatego, że zrobiliśmy spore porządki w naszym lesie i wyzbieraliśmy stamtąd
chrust oraz wycięliśmy kilka martwych drzew. Piec kuchenny służy nam nie tylko
do gotowania na nim i do pieczenia wewnątrz niego. Jest też świetnym źródłem
ogrzewania kilku pomieszczeń na parterze. Zimą, zwłaszcza gdy marzną dłonie albo stopy
korzystamy z termofora albo wypełnionych gorącą wodą butelek. Często gotujemy
wówczas pożywne, gęste zupy, które wspaniale rozgrzewają od środka. Poza tym w
razie dużego zimna mamy w domu po kilka kołder, koców, grubych swetrów i
skarpet oraz kożuchów. A gdy zimno na ciele i na duszy dobrze jest się wspomóc
jakowymiś herbatkami, swojskimi nalewkami albo grzańcami!:-)
iglaste drewno rozpałkowe
3. Światło i energia
elektryczna
- w naszym domu jest kilka
lamp naftowych, zapas oleju do palenia w nich oraz trochę świec na wypadek braku elektrycznego oświetlenia.
jedna z dwóch lamp naftowych w Jaworowie
- mamy też kilka latarek,
które zostały zmodyfikowane przez Cezarego. Ta modyfikacja polega na tym, że baterie
do nich da się ładować w tzw. powerbankach, czyli ładowarkach na energię
słoneczną. Te powerbanki są bardzo użyteczne, bo przecież nawet zimą jakaś
ilość światła słonecznego dociera do naszych domów. Zatem wystarczy owe ładowarki
położyć na parapecie a one przez kilka godzin naładują się porządnie (a to pozwala potem m.in na naładowanie telefonu). Dobrze
jest też mieć zapas zwyczajnych baterii, zapałek, gazu w butlach oraz
zapalniczek gazowych.
powerbanki, czyli ładowarki na energię słoneczną
4. Woda
- mamy własne źródło wody,
czyli przydomową studnię. Jednak w razie braku prądu nie będzie działała pompa elektryczna,
zatem woda nie popłynie z kranów ani nie nagrzeje się w hydroforze. W takim
wypadku będziemy ręcznie, przy pomocy wiader na sznurze wyciągali wodę ze
studni ( już nie raz tak bywało w czasie awarii instalacji elektrycznych). Napełnimy
nią wannę, żeby było skąd czerpać ją do spuszczania w ubikacji ( a o ile będzie woda w naszym ogrodowym stawiku i nie zamarznie, to też można ja użyć do takich celów). Wodę do picia i
mycia będziemy grzać w wielkich garach na piecu kuchennym. Myć będziemy się w
dużej miednicy. W tym roku kupiliśmy nowe, ocynkowane wiadro, bo stare zaczęła
już zżerać rdza oraz porządny, metalowy gar. Natomiast taką ogromną miednicę nabyliśmy i
korzystaliśmy z niej dwanaście lat temu, gdy przez kilka miesięcy panującej tu
prowizorki z powodzeniem wzajemnie szorowaliśmy się w niej wieczorami po
robocie.
woda w naszym ogrodowym stawiku
5. Leki i środki czystości
- w domowej apteczce zawsze
mamy podstawowe leki takie jak przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, antyalergiczne, witaminy,
węgiel aktywny na wypadek zatruć, jodynę, bandaże, gazę i plastry na wypadek
skaleczeń czy innych zranień
- w łazience zawsze jest zapas mydeł
i szamponów
ostatnie zbiory gruszek i orzechów
6. Zabezpieczenie domu i
obejścia przed agresywnymi intruzami
- najlepszym zabezpieczeniem
przed niepowołanymi gośćmi są nasze trzy brytany (choć kto je tam wie, czy w
razie czego kochane pieski broniłyby nas, czy też podkuliwszy ogony uciekłyby i
schowały się za nami!:)
trzy dzielne brytany
- pozakładaliśmy kłódki na wszystkie
bramy, którymi dostać się można w obręb naszej posesji( co nie znaczy, iż nie
da się przeleźć przez płot:-).
- mamy wiatrówkę, czyli strzelbę
na śrut, którą można odstraszyć ewentualnych napastników
a jak
to nie pomoże to w odwodzie jeszcze wielka, ostra maczeta oraz zestaw siekier!:-)
gałęziówka - drewno kuchenne
7. Utrzymywanie poprawnych
stosunków z sąsiadami
- to naszym zdaniem ważne jest
w każdych okolicznościach, ale w trudnych czasach wcześniejsze dobre kontakty z
miejscowymi powinny zaowocować wzajemną pomocą, typu wymiana towarowa, pożyczka
czegoś, czego akurat zabrakło, wspólna obrona przed jakimś zagrożeniem,
uspokajająca rozmowa, gromadny śpiew albo proste, niewybredne żarty i serdeczny śmiech,
który nieraz najlepiej działa na psychikę.
mąka, zioła,suszone grzyby i owoce w słoikach
Oczywiście różne są możliwości
zabezpieczenia się na ciężkie momenty na wsi i w mieście. Jednak ludzie mają
ciekawe pomysły, które można wykorzystać w każdych okolicznościach. Nasz
polski, czołowy prepars, nieżyjący już Adolf Kudliński od lat uczył w swoich
filmikach na YT jak przetrwać w trudnych
czasach. To samo robi teraz jego syn. Podobne rzeczy mówią vlogerzy w wielu
krajach. Doradzają np. jak zrobić sobie jakieś prowizoryczne źródła światła i
ogrzewania. Jak upiec chleb w słoikach albo na patelni, jak zrobić
prowizoryczny piecyk „rakietowy”. Poniżej zamieszczam kilka linków do tego typu
filmików.
A.Kudliński - rady na wypadek blackoutu
Jak upiec chleb w słoiku
Jak ogrzać się przy pomocy doniczki i świeczek
Kochani! Proszę
Was żebyście również podzielili się swoimi radami i doświadczeniami w kwestiach
związanych z przygotowaniami na trudne czasy. Może uda nam się w ten sposób
jakoś pomóc sobie wzajemnie. Może dzięki temu ta zima, o której wielu z nas
myśli z niepokojem wcale nie będzie taka zła…
zimy bywają tu ostre, ale piękne!:-)