Cezary pisze…
A to dorosła Zuzienka.
Ileż to już lat mieszkamy pod lasem? Acha, Zuzia ma 10 lat,
a jest z nami prawie od samego początku więc wychodzi dziesięć. Prosta
matematyka do celu. Pamiętam pierwszy spacer po lesie z maleńką Zuzieńką.
Dzielnie przemierzyła parę kilometrów drepcząc za nami, ale sto metrów przed
domem położyła się i ani do przodu ani do tyłu. Wziąłem włochaty kłębek na ręce
i idę, aż tu nagle grupka ludzi ukazała się niespodziewanie za nami. Psina
nagle ożyła, wyrwała się z rąk i pobiegła w ich kierunku. Po gromkich wołaniach
zawróciła i znowu położyła się na ziemi kilka metrów od nas. Chyba testuje moją
cierpliwość albo od samego początku pokazuje kto tu rządzi -pomyślałem. Kobieca
dominacja w przyjacielskich stosunkach psio-ludzkich? Wtedy po raz pierwszy
doznałem dotkliwej porażki. Nie może tak być! Okazało się, że był to tylko
pierwszy raz, a potem kolejne i kolejne. Pogryzione worki do odkurzacza, kable
elektryczne, kupa na środku pokoju i buty rozwleczone po całym ogrodzie, to
tylko czubek góry zwanej lodową ponad jej możliwościami. Zawsze potrafiła mnie
rozbroić z doskoku wdrapując się na kolana i namiętnie liżąc po policzkach i za
uchem. Skąd psie panie wiedzą co chłopy lubią najbardziej? I to, że zawsze mają
rację zostało udowodnione po wielekroć. Dzisiaj dziesięciolatka zachowuje się
dokładnie tak samo. Najważniejsze nic na siłę. Konieczny, aczkolwiek wymuszony
zabieg zawsze kończy się obrażoną miną i czasem spędzonym na osobności z dala
od pana.
Hipcia jeszcze ze stojącymi uszami.
Misia -zdjęcie dzisiejsze
Cztery lata temu psia rodzina powiększyła się o milusi
przychówek. Dzisiaj mając stadko czterech możemy obserwować zachowania psów
jakże inne od samotników. Hierarchia, zależności, zachowanie, zwyczaje, obrzędy
to kwintesencja życia w mieszanej społeczności na domowy użytek oczywiście.
Mama Zuzia jest na samym szczycie w hierarchii. Nikt nie śmie okazać braku
szacunku i zawsze jej ustępuje. Poza tym w sytuacji, kiedy podnoszę głos na
inne psiaki zawsze interweniuje przymilając się do mnie z uśmiechem na pysku
chcąc obłaskawić niedobrego pana. Przeważnie wygrywa, a ja głaszczę ją po
zmierzwionej sierści i mówię; już dobrze niedobra suko. Oczywiście w pozytywnym
znaczeniu.
Psy w swoim żywiole.
Często zabieramy psy na spacer do lasu. Bardzo lubią wodę z
kałuż i lubią też taplać się w błocie, biegać po łąkach, szaleć, czyli być w
swoim żywiole, naturalnym dla nich środowisku. Oczywiście przed wyjściem psiaki
nie są o tym fakcie informowane lecz dziwnym trafem zawsze wiedzą na kilka
minut przed i zaczynają swoje szaleństwa. Skakanie, bieganie od drzwi do
bocznej bramki i tak w kółko aż do momentu, kiedy gospodyni zaczyna zakładać im
obroże. Szał. Skąd wiedzą? Przecież nie wymawiamy magicznych słów, zachowujemy
się bezobjawowo, a jednak. Misia i Hipcia są siostrami. Zawsze kiedy wybiegają
za bramę biegną obok siebie, co powoduje częste starcia, na szczęście
niegroźne. Psy szybko znikają pomiędzy drzewami, a Misia staje w pozycji „na
zająca” czyli na tylnych łapkach i bacznie penetruje najbliższą okolicę, by
potem szybko dołączyć do watahy.
Piesiaki jak zawsze przy gospodyni.
Ze względu na linienie psy są bardzo często czesane. Do tego
zabiegu używamy dwóch żółtych wiaderek, na widok których psy ustawiają się w
kolejce, a właściwie to Jacuś pierwszy nadstawia zadek do czesania pomimo, że
obecnie nie gubi sierści. Niestety wypychany jest przez Zuzię, ale nie daje
się, dzielnie stawia opór. I tak na początek mam dwa zadki do czesania na dwa
grzebienie. Misia leży spokojnie i czeka na swoją kolejkę. Hipcię trzeba
przywołać, albo podejść do rozłożonej na trawie i tam dokonać zabiegu. W
obecnej chwili czynność ta jest wykonywana codziennie. Niestety!
Popatrzyłem na moją zmierzwioną czuprynę. Mnie nikt nie czesze… biedny Cezary.
Popatrzyłem na moją zmierzwioną czuprynę. Mnie nikt nie czesze… biedny Cezary.
Około godziny piętnastej dostają swoją zupkę. Cztery pełne
michy. Każdy je grzecznie ze swojej, ale nie zawsze do końca. Wtedy Hipcia robi
obchód i dojada z innych misek pomimo, że nie dokończyła swojego posiłku.
Oczywiście nikt nie śmie dojadać z jej miski, do której powraca by dokończyć
dzieła. Skład zupki jest stały i składa się z makaronu, rozgotowanej wątróbki
drobiowej, oraz wątróbki wieprzowej pokrojonej w kostkę, która to musi być na
wierzchu. Niekiedy mam ochotę poprosić gospodynię o piątą miskę. Niestety mój
obiad jest przeważnie jarski. Młode
ziemniaki z koperkiem, kefir a czasem nawet jajka. A gdzie wątróbki pytam?
Na kolację dostają kości porąbane na malutkie kawałeczki i biorą je tylko z rączki. Kość rzucona na trawę jest niczyja. I teraz rozpoczyna się modlitwa nad nimi. Po chwili któryś z psów zaczyna jeść, słychać trzask rozgryzanych gnatów i wtedy cała hałastra zaczyna biesiadę. Zdarza się, że Misia zabiera kość do domu i uporczywie próbuje schować ją pod narzutę na kanapie.
Na kolację dostają kości porąbane na malutkie kawałeczki i biorą je tylko z rączki. Kość rzucona na trawę jest niczyja. I teraz rozpoczyna się modlitwa nad nimi. Po chwili któryś z psów zaczyna jeść, słychać trzask rozgryzanych gnatów i wtedy cała hałastra zaczyna biesiadę. Zdarza się, że Misia zabiera kość do domu i uporczywie próbuje schować ją pod narzutę na kanapie.
Ulubiona pozycja Jacusia.
Zawsze na wysokości.
Jacuś ze skruszoną miną nad zamordowaną kurą.
Jacuś jest z nami od pięciu lat i drastycznie zmienił się na
korzyść. Nie liże już po rękach, jest bardzo posłuszny, ale pieszczot potrzebuje
w nadmiarze. Żaden z naszych psów nie lubi głaskania po głowie, lecz chętnie
nadstawiają zadki do klepania. Jacuś też! Zaczyna się rano, kiedy zasiadam do
komputera. Zawsze jest pierwszy i molestowanie pana trwa dobrą chwilę. A
przecież inne psiaki robią dokładnie to samo. Dobrze, że mój komputer startuje
powoli i mam dobrą chwilę na dokonanie codziennych obowiązków. A potem komenda;
wystarczy i każdy rozłazi się w cztery kąty pokoju psio-komputerowego.
Psie zabawy- czyli wzajemne zaczepianie się.
Kiedy to było - Zuzia ze swoim przyjacielem Łobuzem.
Misia szusuje leśnym duktem.
Zuzia jednak dziecinnieje pomimo braku oznak zewnętrznych.
Bawi się! Przewracanie i podgryzanie się wzajemne, łapanie za nogi czy ogon,
gonitwa wokół stawiku. Misia dzielnie bierze udział w zabawach, a wręcz
prowokuje do zabawy. Zuzia w gonitwach ma marne szanse, startuje jak powojenny
Ursus, a brak szybkości nadrabia sprytem. Nie okrąża stawu, leci na skróty
naprzeciwko właśnie pokazującym się psom. Waga i niestety jak my wszyscy
wiekowi mamy tak samo. Młodość nie przemija, tylko starzeje się. Ciągle młodzi!
Nasz dom przylega bezpośrednio do drogi. Psy nie lubią traktorów i rowerzystów. Bieganie i jeden jazgot. Nic nie umknie ich uwagi. Dziwimy się, kiedy nic nie widać a psy szaleją. Po paru minutach pokazuje się pieszy lub rowerzysta. Najczęściej jako pierwsza alarm podnosi Misia, daje hasło do szczekania. Wchodzący przez bramkę muszą na nią uważać. Pewnego razu nasz dobry znajomy został boleśnie ugryziony w łydkę. Co prawda krwi nie było, pozostał kilkudniowy ból. Za to Jacuś jest bardzo przyjacielski i ładuje się gościowi mu na kolana gdy ten usiądzie.
Nasz dom przylega bezpośrednio do drogi. Psy nie lubią traktorów i rowerzystów. Bieganie i jeden jazgot. Nic nie umknie ich uwagi. Dziwimy się, kiedy nic nie widać a psy szaleją. Po paru minutach pokazuje się pieszy lub rowerzysta. Najczęściej jako pierwsza alarm podnosi Misia, daje hasło do szczekania. Wchodzący przez bramkę muszą na nią uważać. Pewnego razu nasz dobry znajomy został boleśnie ugryziony w łydkę. Co prawda krwi nie było, pozostał kilkudniowy ból. Za to Jacuś jest bardzo przyjacielski i ładuje się gościowi mu na kolana gdy ten usiądzie.
Czasem wyjeżdżamy na
krótko i psy zostają w domu. Z relacji naszej sąsiadki wiemy, że przez około
dziesięć minut po naszym wyjściu słychać psie wycie. Nie wiem czy cieszą się bo
mają wolną chatę czy tęsknota bierze górę. Chyba zainstaluję wewnętrzną kamerę
by zobaczyć co dzieje się w czasie naszej nieobecności. A może nie, bo po
naszym powrocie słychać przeciągłe ziewanie, więc śpią łasuchy.
Niedługo koniec szaleństw - czas do domu!
To tak w skrócie. Nie da opisać się wszystkiego. A post to
nie książka. Myślę, że dobrze jest nam w tym stadzie, wszystkim. Już tęsknimy
za tym, co minęło i co dawało nam radość na co dzień. Wyczekujemy kolejnego
dnia, kolejnych doznań i przeżyć. Wierzymy w dobro przyszłości, ciągle budując
na podwalinach dotychczasowych przeżyć, doznań i niestety, chwilowych rozczarowań.
Zuzia do nogi… nie przyszła. Nie tresujemy psów, nie dają
łapy i nie siadają na rozkaz. One same wiedzą, jak mają się zachować,
współżyć z człowiekiem. Dziwne te
psiaki albo... albo!