poniedziałek, 26 września 2022

Malinowa balladka…

 



 

Entliczek – pętliczek, kuchenny stoliczek

A na tym stoliczku pełniutki koszyczek

W nim świeżo zebrane kłębią się maliny

A muszki-owocówki wirują nad nimi

 

Wprawia je w ekstazę upojny aromat

Coraz więcej w kuchni ich upartych gromad

Skąd się one biorą? Jak się dowiadują?

Jak zombie co wstają, gdy żywą krew czują

 

Wczoraj ich nie było, dziś zachłanna masa

Głodna i uparta - nic jej nie odstrasza

Owocowy skarbiec bierze we władanie

I trwa w krąg obłędny, malinowy taniec

 

Lecz wtem ta euforia raptem się urwała

Wsypał ktoś maliny do wielkiego gara

Miesza je, paruje, tłoczy soku strużki

Nic tu po nas – bzyczą i znikają muszki

 

Jeszcze tu wrócimy! - straszą na odlocie!

Myli się, kto sądzi, że już po kłopocie

Niech no jakiś owoc trafi na stoliczek

Znowu się rozpocznie muszy koncert życzeń

 

Niechże dżem, sok, ciasto nam zapachnie cudnie

Zaraz się zlecimy by ucztować tłumnie

By chóralnie śpiewać balladki bzyczące

O życiu, co choć krótkie, lecz przecież nęcące

 

Entliczek-pętliczek, kuchenny stoliczek

A na tym stoliczku, no sami widzicie…

 


 

wtorek, 20 września 2022

Pogoda zupowa…

 



 

   Leje, wieje, zimno. Przełom lata i jesieni nie rozpieszcza nas dobrą pogodą. Ale nie narzekam, bo deszcz przecież bardzo potrzebny. Na przenikający przez ściany wilgotny chłód też jest rada. Od świtu palę pod kuchennym piecem i grzeję na nim wczorajszy krupnik. Taka zupa to idealne śniadanie oraz obiad w pochmurny, niezachęcający do wychodzenia na dwór czas. Psy śpią na swoich legowiskach jak zabite. Rano wyszły na dwór tylko na moment, aby zostawić naturze ponocne prezenty a potem w te pędy wracały do domu. Tu czekała na nie troskliwa pańcia wraz z wielkim prześcieradłem, którym zawsze wyciera ich zmoczone futerka. Na hasło: wytrzemy!” pchają się do pańci na wyścigi i podtykają grzbiety oraz główki, traktując pewnie te wycierania niczym kolejną, należną im pieszczotę. Bo pieszczot zawsze im mało, wiadomo! Trzeba je jeszcze wygłaskać, wytarmosić liniejące bez ustanku kudełki, wysmyrać…Jejku, jejku! No już, już. Zadowolone wskakują na kanapę albo leżankę obok. Pokręcą się, powiercą i już za chwilę dobiega stamtąd ich spokojny, głęboki oddech albo i chrapanie…


 

   W międzyczasie krupniczek zdążył się zagotować, więc z przyjemnością zajadamy go z Cezarym racząc się nim powoli…Zdałyby się do zupy jakieś prawdziwki czy podgrzybki, ale w tym roku nie widziano grzybów w naszych lasach. Takie są pewnie skutki drastycznie suchego lata. 



 

   Dobrze żeśmy przed tą deszczową porą zdążyli sporo drewna z naszego lasu nawieźć. W trosce o następną jesień i zimę kupiliśmy też trochę buka i brzozy. Trzeba to wszystko pociąć i połupać, ale na razie grube bale muszą poczekać aż przestanie tak lać. Ale przecież nie będzie padać bez przerwy. Na pewno jeszcze tej jesieni zdarzą się słoneczne, przyjemne dni, w trakcie których da się popracować na podwórku, zrobić porządek ze wszystkim, ostatni raz skosić trawę, posprzątać liście itd.


 


   Lecą z drzew dojrzałe i wielkie gruszki bery. Jak zawsze o tej porze roku obieramy je, kroimy i pakujemy do słoików, w których zalane słodko-kwaśnym, korzennym wywarem i porządnie zapasteryzowane będą zjadane ze smakiem w trakcie nadchodzącej zimy. Ślicznie czerwienieją już maleńkie owocki berberysu. Może spróbuję dodać je do tegorocznych przetworów gruszkowych. Podobno berberys ma mnóstwo zdrowotnych właściwości. Sporo jest też w ogrodzie fioletowych winogron i rubinowych malin. Na razie zajadamy je na świeżo. Jest nadzieja, iż uda się zebrać ich nieco na sok albo dżem.





 

   Spoglądam na smacznie śpiącą Misię. Na szczęście nie wylizuje sobie zranionej parę dni temu łapki, w związku z czym nie muszę jej nakładać znienawidzonego kołnierza ochronnego. Widać, że wszystko dobrze się na niej goi, zaordynowany przez weta antybiotyk działa i za parę dni będzie można jej zdjąć szwy. 


 

   A co się jej właściwie stało? Otóż co jakiś czas przybiega pod naszą bramę pies z sąsiedztwa. Biega wzdłuż niej i irytuje nasze psy. A najbardziej Misię, która nie widząc obcego psa a tylko go wyczuwając denerwuje się i podskakuje wysoko albo pyszczek między siatkę usiłuje wciskać żeby dosięgnąć tamtego zuchwalca i go capnąć. I niestety, ostatnio zdarzyło się, iż podskoczywszy wysoko opadła na okucie bramy, które okazało się tak podstępnie ostre, że poważnie rozcięło jej łapę. I to w samym jej zgięciu. Głęboka rana koniecznie wymagała szycia, który to zabieg wykonał jej pod narkozą sympatyczny, młody weterynarz z odległego od nas o ok. 20 km Dynowa.  Ale ileż się naczekaliśmy żeby wejść do gabinetu! Mnóstwo psów i kotków wpuszczanych było przed nami, bo kolejka do lekarza ciągnęła się od dłuższego czasu. Okazało się, że wcześniej w lecznicy przez kilka godzin nie było prądu, więc wszelkie planowane zabiegi musiały być odłożone. Potem, już w trakcie naszego czekania znowu wszystko zgasło a ponieważ na zewnątrz zapadł już zmrok nagle wszyscy znaleźliśmy się w ciemnościach egipskich. Na szczęście wkrótce prąd wrócił, ale te parę chwil w spędzonych w głębokiej czerni rozjaśnianej tylko światłem telefonów komórkowych po raz kolejny uświadomiło mi jak ogromnym problemem mogą się stać dłuższe wyłączenia elektryczności. Oby ich nie było!  


 

  Jak już Misia leżała na stole zabiegowym zgadaliśmy się z doktorem, że i on ma niewidomego psa, który tak jak nasza psina zazwyczaj wspaniale radzi sobie ze wszystkim i nikt nie poznałby po nim, że coś jest z nim nie tak. Ktoś parę lat temu przyniósł mu ślepego szczeniaka do uśpienia a on wziął go do siebie i wychował razem z resztą swej psiej czeredy. Jak wet opowiadał mi swoją historię, to jakbym o naszej słuchała…Siedzieliśmy w jego gabinecie do późnej nocy i gwarzyliśmy o wielu sprawach, ciesząc się, iż mamy bardzo podobne spojrzenie na rzeczy, które dzieją się teraz w naszym kraju i na świcie.


 

   Szkoda, że nie będziemy mogli już sobie w ten sposób porozmawiać z naszym dawnym, starym doktorem z pobliskiego miasteczka. Że nie będziemy mogli do niego pojechać i o każdej porze dnia albo nocy  móc liczyć na jego życzliwą troskę i pomoc. Niestety, tego roku gmina nie przedłużyła mu umowy o najem gabinetu i doktor wraz z żoną, także weterynarzem, zmuszony był zakończyć swoją działalności i wyprowadzić się daleko stąd, gdzieś aż za Przemyśl. Dzwoniłam do niego niedawno chcąc się dowiedzieć jak znosi tą przymusową, zesłańczą emeryturę. Kiepsko…Praca w lecznicy była dla obojga całym ich życiem. Nie potrafią sobie teraz znaleźć zajęcia ani celu. Smutni i zgorzkniali z żalem wspominają minione czasy. Mam nadzieję, że jak przywykną do obecnej sytuacji, to zdołają znaleźć w sobie dawną iskrę, dokopać się do swych zapomnianych pasji a może nawet otworzyć przy domu jakiś malutki gabinecik weterynaryjny. Czas pokaże. Byleby zdrowie im dopisywało…Jako i nam wszystkim.


 

   A wracając do  Misi, to  ładnie teraz zdrowieje, a niebezpieczne części bramy Cezary będzie musiał jakoś zeszlifować albo przygiąć, żeby się więcej takie wypadki nie zdarzały. Bo namolne psisko z sąsiedztwa na pewno nie raz jeszcze przybiegnie pod nasz płot a więc powodów do irytacji Misi oraz reszcie ferajny nie zabraknie!


 

   Spoglądam przez okno. Czyżby przestało padać? Ale niebo nadal zaciągnięte a na zaokiennym termometrze zaledwie kilka stopni. Brr! Trzeba dołożyć drew do pieca. I zjeść jeszcze jedną porcję krupniczku…Mniam!:-)


 

   Muzyczną ilustracją tego jesiennego w nastroju posta niech będzie podesłana mi ostatnio przez Marytkę piękna piosenka pt. „Si jamais j’oublie” („Jeśli kiedykolwiek zapomnę”)śpiewana przez francuską piosenkarkę  o pseudonimie Zaz. Utwór ten ma bardzo mądre, trafiające do serca słowa oraz wpadającą w ucho melodię. Poniżej fragment tłumaczenia tekstu oraz piosenka.

"Przypomnij mi tamten dzień i rok, Przypomnij jaka była pogoda. A gdybym zapomniała możesz mną potrząsnąć. A jeśli zechcę odejść uwięź mnie i wyrzuć klucz. Uszczypnij mnie i powiedz jak się nazywam. (...) Przypomnij mi me sny najbardziej szalone. Przypomnij mi łzy uronione. Jak uwielbiałam śpiewać. Gdybym zapomniała..."


Przypomnij mi tamten dzień i rok Przypomnij mi, jaka była pogoda A gdybym zapomniała Możesz mną potrząsnąć A jeśli zechcę odejść Uwięź mnie i wyrzuć klucz Uszczypnij mnie I powiedz jak się nazywam Gdybym kiedykolwiek zapomniała tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem, po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie przyrzekłam Przypomnij mi me sny najbardziej szalone Przypomnij mi łzy uronione Jak uwielbiałam śpiewać, gdybym zapomniała Jeśli kiedykolwiek zapomnę tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem i po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie obiecałam

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html

 


Przypomnij mi tamten dzień i rok Przypomnij mi, jaka była pogoda A gdybym zapomniała Możesz mną potrząsnąć A jeśli zechcę odejść Uwięź mnie i wyrzuć klucz Uszczypnij mnie I powiedz jak się nazywam Gdybym kiedykolwiek zapomniała tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem, po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie przyrzekłam Przypomnij mi me sny najbardziej szalone Przypomnij mi łzy uronione Jak uwielbiałam śpiewać, gdybym zapomniała Jeśli kiedykolwiek zapomnę tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem i po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie obiecałam

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Przypomnij mi tamten dzień i rok Przypomnij mi, jaka była pogoda A gdybym zapomniała Możesz mną potrząsnąć A jeśli zechcę odejść Uwięź mnie i wyrzuć klucz Uszczypnij mnie I powiedz jak się nazywam Gdybym kiedykolwiek zapomniała tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem, po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie przyrzekłam Przypomnij mi me sny najbardziej szalone Przypomnij mi łzy uronione Jak uwielbiałam śpiewać, gdybym zapomniała Jeśli kiedykolwiek zapomnę tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem i po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie obiecałam

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Przypomnij mi tamten dzień i rok Przypomnij mi, jaka była pogoda A gdybym zapomniała Możesz mną potrząsnąć A jeśli zechcę odejść Uwięź mnie i wyrzuć klucz Uszczypnij mnie I powiedz jak się nazywam Gdybym kiedykolwiek zapomniała tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem, po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie przyrzekłam Przypomnij mi me sny najbardziej szalone Przypomnij mi łzy uronione Jak uwielbiałam śpiewać, gdybym zapomniała Jeśli kiedykolwiek zapomnę tamte noce Wśród gitar i wrzasków Przypomnij mi kim jestem i po co żyję Jeśli kiedykolwiek zapomnę, biorąc nogi za pas Jeśli pewnego dnia czmychnę Przypomnij mi kim jestem, co sobie obiecałam

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost