…Na zmianę dzisiaj pada, leje potężnie albo siąpi i mży
delikatnie. Rośliny z zapałem piją tę wodę prosto z nieba i wręcz rosną w
oczach. W związku z mokrą i chłodną aurą siedzimy z Cezarym, psami i kotem w
domu odpoczywając, gotując zupę jarzynową ze spora ilością natki pietruszki i
słuchając piosenek z wielce popularnych w latach dziewięćdziesiątych gal piosenek biesiadnych. Ach! Jak ludzie potrafili się wtedy razem bawić, jak wiele w nich
było nieudawanej radości i młodzieńczego optymizmu. Czy i dzisiaj potrafili by
tak się cieszyć, śpiewać wspólnie, podrygiwać i tańcować spontanicznie, zapominając
o wszelkich podziałach między nimi a co ważniejsze, o tym, co na co dzień
niepokoi i dręczy? Czasy się zmieniły i ludzie się zmienili. A może tylko tak
mi się wydaje, bo i ja się zmieniłam a co ważniejsze odmienne jest moje
patrzenie na rzeczywistość? Tak czy siak, gdy deszcz monotonnie stuka w
parapety okien miło jest przypomnieć sobie stare, dobre piosenki i po prostu
zanucić nostalgicznie uśmiechając się do wspomnień…
Wiedząc o tym, że pogoda zmieni się diametralnie postaraliśmy się wczoraj z Cezarym uprzątnąć grządki, przeorać je, nawieźć i przygotować pod zasiew różnych warzyw. Mamy na terenie ogrodu dwa ogrodzone warzywniki, które choć niewielkie, to i tak coroczne przekopanie ich i odchwaszczenie na wiosnę było dla nas zawsze sporym wyzwaniem. Dlatego w tym roku wpadliśmy na pomysł by kupić małą glebogryzarkę spalinową, czyli kultywatorek i nieco ułatwić sobie robotę. I oto wczoraj nareszcie poszła ona w ruch i od razu nie bez przyczyny nazwana została przez nas wielce narowistym rumakiem.
Tenże rumak lśniąc nowością stał dotąd w swojej stajni, czyli w budynku gospodarczym, gdzie przycupnięty obok kosiarek, podkaszarek, pił i łuparki cierpliwie czekał na dzień swej chwały. Choć to, czy okaże się on godzien pochwały, czy wręcz przeciwnie – porażki nie było wiadome. Już raz bowiem, kilka tygodni temu próbnie użyliśmy owej glebogryzarki , ale nie byliśmy wtedy zachwyceni jej pracą. Okazało się, że po pierwsze gleba, na której pracuje taki kultywatorek powinna być porządnie podeschnięta, a do tego uprzątnięta z liści i większych chwastów. Jeśli bowiem jest za mokro to ziemia przykleja się do kopiąco-tnących łopatek glebogryzarki, co powoduje jej zwolnienie i wymuszony przestój albo wręcz przeciwnie, rwące szarpnięcie, zaskakująco silne i szybkie ruszenie z miejsca, gdy grudy mokrej ziemi i poplątane korzenie chwastów oraz kłęby liści nagle zdecydują się z niej odpaść.
Do tego
jasne stało się dla nas, że to nie jest lekka praca. Do utrzymania bowiem w
rękach kierownicy tego ustrojstwa, do zapanowania nad jego narowami potrzeba
sporej siły fizycznej. Dlatego też operatorem owej wymagającej machiny na razie
jest u nas Cezary a ja tylko obserwuję z podziwem jego poczynania i tęsknie wzdycham
sobie, że może kiedyś i mnie uda się spróbować okiełznać tego szalonego rumaka.
A będę jeszcze miała okazję by się tego nauczyć, bowiem na obróbkę czeka
niewielki kawałek pola za naszym ogrodem. Najpierw jednak musimy go trochę powiększyć, wycinając
stamtąd płaty gęstej trawy i perzu, pobieżnie chociaż wypielić a potem przeorać
i wytyczyć nowe grządki. Będą tam rosły cukinie, dynie, fasolka szparagowa,
pomidory i może coś jeszcze, jeśli się tylko zmieści.
Wiem, że
niektórych spośród Was zainteresuje nasza opinia o pracy glebogryzarki. Powiem
Wam, że pominąwszy wszelkie początkowe trudności oraz towarzyszące im złorzeczenia, to raczej jesteśmy
z niej zadowoleni. W ciągu mniej więcej godziny porządnie przekopała i
rozdrobniła ziemię w dwóch warzywnikach. Gdyby chcieć to samo zrobić przy użyciu łopat i motyk trzeba
by poświęcić na to pewnie kilka dni. A nie muszę chyba mówić jak bardzo uciążliwa
jest dla ogrodników w pewnym wieku taka robota. A czy obsługa glebogryzarki nie jest męcząca? Cezary
mówi, że niestety jest, ale to zupełnie inny rodzaj wysiłku i inne mięśnie przy
tym pracują. Niech się przy tym narowistym rumaczku schowają wszystkie wymyślne
urządzenia w siłowniach! No, ale
przecież ćwiczenia na siłowni nie wiążą się raczej z żadnym pożytecznym
działaniem a tylko z pracą nad swoją sylwetką i wagą. Tymczasem obcowanie z
gryzącym glebę żelaznym konikiem to same korzyści dla ciała, ducha oraz co najważniejsze
dla ziemi w ogrodzie oraz rosnących tam w przyszłości roślin. No, może tylko
biedne dżdżownice nie były zadowolone z tego co działo się z należącym dotąd
tylko do nich terenem. Pewnie zginęły biedaczki na polu chwały i przemielone zamieniły
się w użyźniający, naturalny nawóz.
A jeszcze co do
glebogryzarki, to podczas gdy urządzenie jedzie do przodu, nie trzeba go pchać,
bo maszyna po włączeniu napędu sama jedzie przed siebie. Do człowieka należy utrzymanie
w ryzach oraz zniesienie jego mocno wibrujących drgań. Znacznie bardziej wymagające
jest ciągnięcie kultywatorka do tyłu, ponieważ maszyna jest dość ciężka a do tego zagłębiając
się cały czas w ziemię niekiedy wjedzie za głęboko i trzeba szybko wyciągnąć ją
z dołka żeby błyskawicznie nie przekopała się na drugą połowę kuli
ziemskiej!:-)
Wiosna w naszym
pogórzańskim przysiółku z każdym dniem poczyna sobie coraz śmielej. Co rano
wychodzimy do ogrodu żeby rzucić gospodarskim okiem na to, co jest do zrobienia,
by zobaczyć jak przyjmują się posadzone niedawno roślinki albo czy już wychodzą
na światło dzienne te nowo posiane. Jednak przede wszystkim spacerujemy po to
by odetchnąć świeżym powietrzem i zachwycić się nowymi odcieniami zieleni na
drzewach i krzewach, na kwietnikach i w warzywnikach, zauważyć co nowego pojawiło
się na okolicznych polach, łąkach i w pobliskim lesie. Szmaragdowa, soczysta trawa rośnie na potęgę,
więc za mną już pierwsze koszenie. Uff! To dla mnie nie lada wysiłek, ale
zawsze to pierwsze, wiosenne koszenie jest najcięższe, bo człowiek jeszcze nie
rozruszał dostatecznie mięśni, nie przywykł do wielogodzinnego pchania albo ciągnięcia
terkoczącej monotonnie, ciężkiej maszyny. Jednak satysfakcja z dobrze wykonanej
pracy wynagradza wszelki wysiłek. A poza tym przecież także podczas koszenia
obcować można z cudem pełnej życia przyrody. Na biało i różowo kwitną już wiśnie,
śliwy, brzoskwinie i czereśnie. A niemal
zakończyła już kwitnienie posadzona kilka lat temu mirabelka. W warzywnikach
zieleni się lubczyk, rukola, natka pietruszki i czosnek niedźwiedzi. Pełno już wszędzie
motyli, biedronek, mrówek i trzmieli. A do tego wiosenne niebo co dnia przebiera
się w kolejne błękitno-białe, zwiewne sukienki.
Przed nami kilka
chłodniejszych, pochmurnych dni. To dobrze dla ogrodu, całej przyrody i dla nas
też. Odpoczniemy sobie z Cezarym, poplanujemy co będziemy robić potem, gdy
znowu się wypogodzi. Posłuchamy też starych piosenek, pośpiewamy a jak nas
najdzie ochota, to może i potańczymy przez chwilę, pokręcimy się trochę po
kuchni, bo nogi same się ruszają, gdy słyszy się takie przeboje jak: Sobota w
Michałkowicach, Nie płacz, kiedy odjadę, Wando bando, Obozowe tango, Kupujcie bubliczki i
wiele, wiele innych…
Tutaj link do tekstow piosenek biesiadnych https://piosenki.biesiadne.com/
A ponizej Gala piosenki biesiadnej z 1998 r.