Witajcie zaprzyjaźnieni czytelnicy, goście
oraz obserwatorzy tego bloga!
Długo tutaj
niczego nowego nie publikowałam, ale prawie codziennie zasiadałam przy
komputerze i pisałam a to jakieś nowe opowiadanie, czy baśń a to wiersz albo
kontynuację powieści. Dopracowywałam i wciąż dopracowuję moje stare formy
literackie. Te, którymi można by ewentualnie zainteresować wydawnictwa. Mnóstwo z tym
roboty – aż czasem kręgosłup boli i oczy od tego ślęczenia przed ekranem
monitora. Ale jesień a zaraz potem zima to odpowiedni czas dla takiej właśnie aktywności. Niekiedy jednak zupełnie nie mam ochoty ani siły na pisanie. Nic mi się nie chce i już. Czuję się wówczas
wypalona, pusta i jałowa, jak wyeksploatowana ziemia albo robot, któremu przepaliły się łącza. I koniecznie muszę sobie
zrobić przerwę. Zająć się czymś zupełnie innym. Najchętniej czymś praktycznym i prozaicznym, jak sprzątanie, pranie czy szorowanie garnków.W tym odnaleźć sens i wytchnienie od wysiłku umysłowego.
Jak pogoda na dworze szpetna i nawet kurom nie chce się człapać w chłodzie po błocie i kałużach, wtedy i my z Cezarym najczęściej zostajemy w domu. Tu też zawsze jest co robić. A ponieważ ilość koniecznych do wykonania prac remontowych wciąż jest powalająca, to przytłoczeni tym faktem bierzemy się najczęściej tylko za rzeczy powierzchowne, przynoszące natychmiastowy efekt. Staramy się tym nie stresować, bo właściwie przywykliśmy już do naszego rozgardiaszu i warunków nieomalże polowych. Człowiekowi tak niewiele potrzeba do szczęścia! Ot, byle zdrowie jako takie było i dach nad głową, byle było co do garnka włożyć, no i najwazniejsze - by obok był ktoś bliski, taki na dobre i na złe...
Korzystając z ostatnich dni w
miarę ciepłej i wciąż jeszcze bezśnieżnej pogody wciąż jeszcze sporo rzeczy da się zdziałać w obejściu i ogrodzie. Dzięki temu nie dajemy popaść w
zgnuśnienie mięśniom, płuca nadal mają okazję by napełnić się ożywczym,
pogórzańskim tlenem a oczy by odpocząć od komputera. W kontakcie z naturą
odzyskujemy poczucie równowagi, spokoju wewnętrznego i siły. Jednak ciemności, które zapadają
już przed czwartą po południu z powrotem zaganiają człowieka do domu. Wówczas trzeba szybko rozpalić ogień w piecu, żeby ciepło powędrowało do wszystkich
kaloryferów i ogrzało nas oraz koty - piecuchy. Pożywną, jarzynową zupę szybko zagrzać czy ugotować albo jakoweś inne danie jednogarnkowe upichcić.
Ciasto upiec albo chleba miodem posmarować. Herbatki ziołowej w dzbanku naparzyć. Komputery włączyć. Zajrzeć weń co tam w wielkim świecie słychać. Poczytać. Popisać. Albo jeszcze lepiej - niczego nie włączać i najzwyczajniej cieszyć się spokojem oraz czasem spowolnionym, w zmierzch cichy ubranym. Celebrować domową, prostą, późnojesienną magię
zwykłych, skupionych na sobie wzajemnie chwil. Książki i zaległe czasopisma przejrzeć. Film jakis ciekawy w internecie czy w TV znaleźć. Wpaść do zaprzyjaźnionych sąsiadów albo serdecznie ugościć kogoś w naszym domu.Wszak wiosna znowu przyniesie nawał
prac w ogrodzie, na polu i w obejściu. A wtedy znów będziemy biegać od
świtu do zmierzchu, z trudem znajdując czas na beztroski odpoczynek, pisanie czy nawet ulubione, długie
spacery po lesie i łąkach.
Dużo teraz śpimy. Niekiedy już o siódmej czy ósmej wieczorem wpadamy w objęcia Morfeusza i na bok odchodzą wszelkie postanowienia o tym, co ciekawego można by jeszcze zdziałać. Bierze nas we władanie sen, błogi, twardy, dający odpoczynek po pracowitych miesiącach, oderwanie od rzeczywistości, zapomnienie o problemach czy też mało realnych pragnieniach i obawach. Poddajemy się tej fali senności bez sprzeciwu, rozumiejąc iż widocznie nasze organizmy tego właśnie potrzebują.
Niedawno skończyliśmy zwózkę, cięcie i
rąbanie drewna na zimę. Posprzątaliśmy ogród. Posadziliśmy czosnek. Wyczyściliśmy komin. Zrobiliśmy kilka nowych okien w budynku gospodarczym. Och, długo by wymieniać! Prawie
codziennie chodzimy na spacery z naszymi kózkami, które wciąż jeszcze wynajdują
sobie coś zielonego do zjedzenia. Teraz ich smakołykiem są liście jeżyn oraz
owsiana trawa - samosiejka na polu sąsiada. Urosły, nieco spoważniały i
uspokoiły się, ale nadal są jeszcze zbyt młode na dopuszczenie do capka. Pewnie
stanie się to dopiero na wiosnę. Oby tylko był jeszcze wówczas jakiś kawaler
dla nich w pobliżu, bo ten który jest dostępny teraz zostanie przez sąsiada
zjedzony w grudniu!
Być może zauważyliście na naszym blogu kilka
zmian. Np. zniknęły pomarańczowe zakładki u góry tej strony z opublikowanymi tu
wcześniej opowiadaniami i wierszami. Nie ma ich również w archiwum bloga.
Postanowiliśmy, że odtąd charakter tej strony będzie bardziej pamiętnikarski, refleksyjny,
fotograficzny a przede wszystkim relacjonujący nasze życie codzienne oraz przemyślenia związane z interesującymi nas problemami czy zjawiskami. A
dlaczego tak właśnie? Po pierwsze oboje mamy ochotę na wprowadzenie tu czegoś innego niż do tej pory. Chcemy jak gdyby zacząć tu wszystko od nowa. Począwszy od zmiany wyglądu bloga a skończywszy na treści. Czasem nie da się zmienić w życiu spraw zasadniczych, a wówczas jako erzatz pozostają drobne przemeblowania, dekoracje, porządki. I to wystarcza, bo musi wystarczyć. Zapewne i Wy znacie takie stany z własnych doświadczeń?.
A po drugie okazuje się, że teksty literackie na
blogu to bardzo łatwy łup dla wielu łowców cudzych pomysłów i wszelakiej twórczości.
Niczym są wszelkie zabezpieczenia przeciw kopiowaniu treści. Niczym prośby o
uszanowanie własności autorskiej. Okazuje się, że to, co raz się w Internecie
ukazało przez większość traktowane jest jako dobro wspólne, czyli niczyje i
prawie niemożliwe jest potem dowiedzenie praw autorskich do własnych tekstów.
Także wielu wydawców czy też organizatorów konkursów literackich nie życzy
sobie, niestety, by nadsyłać im teksty już gdziekolwiek publikowane (także w
Internecie).
Wcześniej nie mieliśmy z Cezarym pojęcia o
tym wszystkim i naiwnie wierzyliśmy, że prowadzenie bloga literackiego nie jest
głupim pomysłem. Ale okazuje się, iż na wszystko jest miejsce i na wszystko
pora. Człowiek uczy się na błędach i wyciąga wnioski.
Dlatego teraz będzie tu trochę inaczej, miejmy nadzieję, iż nie gorzej, i że niezrażeni powyższymi zmianami nadal
zechcecie odwiedzać to nasze miejsce „Pod tym samym niebem”. Wprawdzie nowe posty nie będą się tu zbyt często pojawiać, tym niemniej blog będzie żył swoim niespiesznym, spokojnym rytmem dwojga wędrowców, którzy na razie zzuli buty i odpoczywając mają ochotę by spotkać się z Wami, zajrzeć w Wasze światy, opowiedzieć co nieco o sobie i świecie. Powspominać. Snuć w cieple jakąś jesienno - zimową historię...
Pozdrawiamy Was
bardzo serdecznie!