W pierwszym,
grudniowym poście pisałam o powitaniu zimowej aury na Pogórzu, o śniegu,
zamieci, zabawach psów i kolorowym wschodzie słońca. Przez kilka dni nacieszyłam
się wówczas białymi pejzażami za oknem a potem nadeszło dziwne jak na tę porę
roku ocieplenie, szaruga, plucha i słota. I tęskniłam za bielą śniegu,
chrzęstem mrozu, błyszczącymi taflami lodu oraz słońcem potrafiącym wydobyć z
każdego krajobrazu piękno a w sercu obudzić zachwyt i wzruszenie. Tęsknotę tę
dzieliłam z mymi czterema psami, które w czas niepogody nudziły się niczym
mopsy, na chwilę tylko domowe pielesze opuszczały i przegonione deszczem zaraz wracały
z nosami spuszczonymi na kwintę i z nogami czarnymi od błota. Potem chcąc nie
chcąc przesypiały całe dnie albo bawiły się tarzając i podgryzając wzajemnie na
dywanie w pokoju komputerowym, co prowadziło nieraz do groźnych zatargów między
nimi a nieszczęsny dywan natychmiast pokrywało grubą mgiełką ich jasnej sierści
i wypadających im spomiędzy palców grudek zaschniętej ziemi.
Lecz oto
spełniło się wreszcie moje oraz psie marzenie i od soboty znowu mamy w
Jaworowie upragnioną zimę. Wrócił mróz i śnieg, wróciły dobre humory i wyraziste
kolory! Oczywiście nie ma róży bez kolców, albowiem droga prowadząca do
miasteczka pokryła się warstwą lodu, zniechęcającą skutecznie do ruszenia się z
naszego siedliska, gdyż po prostu zrobiło się niebezpiecznie. I trzeba było
odwołać zaplanowaną od dawna wizytę u lekarza specjalisty. I do sklepu po
sprawunki też na razie nie da się wybrać. Trzeba poczekać na ocieplenie, które
podobno już się zbliża. Z jednej strony to dobrze, bo znowu wyjazdy staną się możliwe,
z drugiej źle, bo zniknie ta moja ukochana biel za oknem a znowu pojawi się wszędobylskie
błoto.
Dlatego cieszę się
śnieżną aurą póki trwa i wychodzę na dwór łapiąc okiem aparatu fotograficznego
te ulotne momenty, gdy zima nareszcie jest zimą.
Wczoraj niebo
było u nas zachmurzone, dlatego w kolorycie widoków dominowała czerń oraz biel
z lekką domieszką żółci traw i rudości krzewów. Jednak mimo to uznałam, iż jest
cudownie i z samego rana poszłam przed siebie w stronę południowej części
naszego przysiółka robiąc zdjęcia temu surowemu, lecz dla mnie pełnemu uroku
krajobrazowi. Nie wzięłam ze sobą psów, chcąc się skupić tylko na spokojnym
podziwianiu okolicy, na wsłuchiwaniu w ciszę śniegu, na swobodnym fotografowaniu.
Jednak tuż po powrocie z mego samotnego spaceru pobiegłam z pieskami na tył
ogrodu i szalałam tam z nimi, bawiłam się jak mała dziewczynka, wzbijając w
górę tumany śniegu, hasając dokoła zielnej rabatki, nawołując wesoło moje
kochane basałyki i zachęcając je do jeszcze intensywniejszych igraszek. Pieskom
było w to graj! Ich oczy świeciły podnieceniem i radością a ogony kręciły
młynki i piruety. Szusowały wokół mnie z popiskiwaniem i poszczekiwaniem. Podgryzały
się i przewracały wzajemnie. Objadały śniegiem. Ryły w nim nosami. Tarzały się
w upojeniu i zapamiętaniu. I znowu biegły przed siebie niczym konie wyścigowe a
wiatr unosił im uszka i rozwiewał kudełki na szyjach i ogonach.
A dzisiaj pogoda
sprawiła mi kolejną radość. Znowu mogłam obserwować wielobarwny wschód słońca.
Znowu powędrowałam przed siebie fotografując te kolorowe przestrzenie, te
ciche, pokryte delikatną warstwą śniegu i lodu bezludne połaci.
Słońce stoi teraz
wysoko i zapowiada się, że przez cały dzisiejszy dzionek będzie pięknie. Może więc
uda mi się namówić Cezarego na wspólny spacer do lasu (choć to wątpliwe, bo
jest trochę przeziębiony). Może pobiegnę gdzieś sama z psami, bo wciąż jest we
mnie jakieś nienasycenie, jakaś buzująca od środka niczym bąbelki szampana
radość, wciąż pełna jestem energii i pragnienia wyjścia na spotkanie białej,
mroźnej i pełnej blasku przestrzeni. Chcę się tym cieszyć póki trwa. Chcę
napełniać oczy i serce tą zimową wolnością. Chcę żyć, póki życie nadal daje mi
tak radosne, odradzające ciało i ducha chwile.
Mógłby ktoś powiedzieć – Kobieto! Dorośnij w końcu i zachowuj się jak przystało na dojrzałą osobę! Porzuć wreszcie tę swoją egzaltację i nadmierny romantyzm! Spożytkuj energię na coś pożytecznego! Weź się za sprzątanie, gotowanie albo
inne, bardziej ważne i pilne czynności.
- Dobrze! - odpowiadam temu wyimagowanemu komuś (a tak naprawdę własnym kompleksom oraz wyrzutom sumienia ). Jednakże wszystkie ważne czynności przecież nie uciekną, w
przeciwieństwie do słońca, śnieżnej aury
i mroźnych nawoływań wichru. W przeciwieństwie do nastroju, który teraz młodzieńczo
tańczy w moim sercu i rozprzestrzenia się jak zaczarowana tęcza a już za moment
może zniknąć, jakby go nigdy nie było, jakby znowu ważny był tylko rzeczywisty
wiek, troski, obowiązki oraz zdrowy rozsądek, każący stulić skrzydła i działać
niczym robot.
Kochani! W
Nowym, 2020 Roku życzymy Wam takich małych, lecz przecież jednocześnie bardzo
ważnych radości. Byście chcieli i umieli się cieszyć czymkolwiek, by prosta radość
niczym lampeczka często lśniła na Waszym
niebie, by przeganiała chmury smutku, zniechęcenia i pesymizmu oraz by wskazywała kierunek, w którym warto
podążać.
Małych i wielkich
radości w Nowym Roku życzą Wam Jaworowie oraz ich wesoła, psia czereda!:-)))