Czas ożywić
grudzień na blogu. Wszak listopad wraz z jego mglistymi nastrojami oraz
pejzażami malowanymi szadzią to już odległa historia.
A co przyniósł
ze sobą początek grudnia na Pogórzu Dynowskim? Otóż śnieg i lekki,
kilkustopniowy mróz! Śnieg na razie w ilościach niewielkich, ale wystarczających
by diametralnie zmienić wygląd otoczenia, by odczuwać inną energię dokoła i w sobie. A
mrozik o tyle odczuwalny, że miękka dotąd ziemia na podwórku stwardniała i
pieski nareszcie przestały wnosić do domu błoto.
Przedwczoraj
śnieżek tylko delikatnie poprószył Pogórze. Wyglądało przez to niby smakowity
placek posypany cukrem pudrem. Jednak w ciągu paru godzin biel prawie zupełnie
z otoczenia zniknęła, budząc w sercu żal i tęsknotę za kolorytem prawdziwej
zimy.
Wczoraj znowu
napadało go trochę, przywracając tym samym odrobinę zimowej aury. Wychodząc do
drewutni po drewno na opał nie omieszkałam wziąć ze sobą aparatu
fotograficznego aby uwiecznić ten pierwszy śnieg. Podziwiam i uwielbiam jego
widok oraz obcowanie z nim prawie pod każdą postacią, no może tylko poza
rozmokłą, szarą breją. Podobnego zdania są chyba także cztery jaworowe psy,
gdyż widząc śnieżną pierzynkę na podwórzu od razu nabrały animuszu i porzucając
ciepłe, domowe pielesze pomknęły do ogrodu by hasać, szaleć, podgryzać się i
tarzać w przypływie nieokiełznanego szczęścia.
Spoza gęstych, srebrzystych
chmur przebłyskiwało słońce i błękit nieba. Ogród oświetlony był wyraziście
choć zarazem delikatnie. Jednak czułam, iż zbliża się jakaś zmiana, że jest to
cisza przed burzą. I nie myliłam się. Spojrzałam w dal poprzez drzewa w
ogrodzie sąsiada i dostrzegłam, że widok na tamtejsze wzgórza mętnieje, szarzeje,
zaciera się coraz bardziej. Wiedziałam, co to oznacza- potężną śnieżycę! Pierwszą w
tym roku i zapewne pierwszą z wielu jakie dane mi będzie podziwiać.
- Ach, dobra nasza! Świetnie się składa, że akurat jestem
na dworze! – zatarłam z ukontentowaniem ręce i naciągnęłam mocniej czapkę na
uszy.
- No to zrobimy Ci parę zdjęć, szalona Pani Śnieżyco!
Przybywaj kochana i pokaż na co Cię stać! – zaśmiałam się wyzywająco i wyszłam
na drogę, chcąc stawić czoła oddanej atakom wichru i śniegu pogórzańskiej przestrzeni.
Nie kazała długo
na siebie czekać. Pawie natychmiast dmuchnęła w twarz z całą mocą, każąc
odwrócić się od nawały ogromnych płatków śniegowych, co to niby nieulękła armia
otoczyła mnie w jednej chwili i sprawiła, że aż dech mi zaparło z wrażenia.
- Ach, nic to! Dalejże, Śnieżyco! Nie poddam się tak
łatwo! – zachichotałam i pobiegłam przed siebie w tę zimową zawieruchę, łowiąc
okiem aparatu fotograficznego śniegowe konfetti unoszące się wokół w ilościach
nieprzebranych. Oczywiście jak nieomal zawsze moje osobiste odczucia i
obserwacje nijak się miały do tego, co utrwalił obiektyw aparatu. Na dołączonych do tego posta
zdjęciach widać jakieś wirujące drobinki, jakieś ni to paproszki, ni to piórka
unoszące się ponad łąkami, na tle lasu i drogi. Żywa, pełna mocy i zapału Pani Śnieżyca nie dała się
pochwycić fotografii. Była ponadto! A tymczasem jej spotkanie było dla mnie, jedynej wówczas ludzkiej istoty przebywającej na dworze w naszych
okolicach naprawdę niezwykłym doznaniem. Muzyką i poezją. Śpiewem i krzykiem.
Wzruszeniem i jakimś pierwotnym lękiem. Śnieg osiadał mi na okularach, wdzierał
się do oczu, nosa i ust, przylepiał się do szkła obiektywu, oszałamiał i otaczał zewsząd tworząc dziwną, wspaniałą, niepojętą rzeczywistość. Wiatr szumiał
głośno i groźnie szamotał suchymi trawami na łąkach, przeginał długie badyle pokrzyw
to w lewo to w prawo, tańcował w gałązkach wierzb. A ledwo widoczne psy za
ogrodzeniem ogrodu wprawiał w jeszcze bardziej szalony nastrój i widziałam, że obsypane
śniegowymi cętkami niby strzały biegają dokoła wiaty na drewno w wariackim
amoku. Podzielałam w zupełności ich nastroje. Sama czułam się niby dzika
wilczyca. Wolna, nieulękła, przepełniona trudną do nazwania mocą i radością.
Połączona z naturą w węzeł porozumienia niewymagający żadnych pytań ani
potwierdzeń. Bezcielesna i wieczna. Daleka od siebie codziennej a jednocześnie
najbliższa siebie prawdziwej.
Tymczasem śnieżyca, jak szybko przybyła, tak równie szybko rozpłynęła się w powietrzu. I choć
zdawało się, iż tak była intensywna, nieposkromiona i obfita, to zostawiła po sobie zaledwie cieniutką,
śniegową kołderkę na trawie, polu i na drogach. A niebo znowu spoglądało na rzeczywistość
czystym, błękitnym okiem i mrugało do mnie porozumiewawczo, że cośmy się wyszaleli,
to wyszaleli a teraz czas na trochę normalności. I cóż. Trzeba mi było wracać
do domu, jak gdyby nigdy nic przywdziewając swą zwyczajną fizys oraz psyche. I chyba
nikt patrząc na mnie, tak spokojną i cichą zwykle osobę, w zaparowanych
okularach i przekrzywionej, mokrej czapce nie domyśliłby się nawet, istnienia wewnątrz
jeszcze przed momentem szalonej wilczycy, serdecznej siostry Pani Śnieżycy!:-)
Na szczęście nie
musiałam długo czekać na kolejne zimowe spektakle natury, zarażające energią, zapraszające
do czynnego uczestnictwa w nich i wydobywające ze mnie dzikość i wolność, które
tak uwielbiam odczuwać…
Oto dzisiaj rano
bajeczny wschód słońca kazał mi znowu wyjść z domu i fotografować bez
opamiętania, aż do wyczerpania baterii w aparacie wszystko to, co dane mi było
zobaczyć. Kazał ubrać się błyskawicznie, żeby nie uronić ani chwilki z tego
porannego spektaklu barw i iść w ekstazie pustą o tej porze drogą albo i biec przed siebie
na spotkanie słońca oraz magii, którą jego blask ożywia.
Już nie raz
pokazywałam na blogu cudowne tutejsze wschody obfitujące w odcienie różu,
czerwieni, purpury, fioletu, oranżu i złota. Jednak za każdym razem są one trochę inne. A przynajmniej ja dostrzegam w nich zawsze coś nowego i
fascynującego. Dlatego nie tracę ochoty aby je uwieczniać na zdjęciach i co
ważniejsze, doświadczać wszystkimi zmysłami czaru budzącego się dnia, jedności
z mocą natury, uwielbienia dla niej oraz wdzięczności za to, co dane jest mi
oglądać i odczuwać. A im jestem starsza tym bardziej to wszystko, co mogę tu
podziwiać doceniam, tym większą odczuwam więź z surową, nie zepsutą jeszcze przez
człowieka przyrodą oraz z porami roku, tym bardziej łaknę spokoju i prostego
piękna. Natomiast coraz dalsza jestem od świątecznych porządków, tradycyjnych przygotowań,
szaleństwa zakupów i w ogóle całej tej aury pośpiechu oraz rozbuchanej konsumpcji
kojarzącej się zazwyczaj z ostatnim miesiącem roku. Zdaję sobie sprawę, iż pewnie w szczątkowej formie
i mnie w końcu ogarną, zaprzęgną do roboty jakieś związane ze świętami
powinności i konieczności. Pewnie dopadną okołoświąteczne smutki i tęsknoty… Pewnie
jeszcze zanucę jakieś rzewne kolędy…
Ale póki co, daleka
jeszcze od tego wszystkiego po prostu staram się trwać w równowadze między tym,
co muszę, a tym, co mogę i chcę. Pomagam Cezaremu w remoncie łazienki na
parterze. Przynoszę niezliczone kosze drewna opałowego i co rano rozpalam w
piecach. Sprzątam i gotuję. Bawię się z psami. Pieszczę koty. Czytam książki, sama
coś tam piszę, słucham muzyki, oglądam filmy, dużo, bardzo dużo śpię. Lecz
przede wszystkim cieszę się urodą grudnia. Jego surowością i kolorytem. Żyję
chłonąc wszystko to, co przynosi ze sobą przestrzeń i pogoda, mróz, śnieg, słońce,
niebo i wiatr…
Witaj grudniu!
Nie odważę się obejrzeć zdjęć drugi raz, bo wpadnę w ekstazę i nie będzie komu ugotować obiadu:)!
OdpowiedzUsuńMam ten sam problem. Wciąż mnie coś od kuchni odrywa! Dlatego staram się gotować na zapas wielkie gary zupy, żeby starczyło nam na parę dni!:-)
UsuńCo za seria wspaniałych zjawisk. To tylko mieszkając pośród wolnej przestrzeni można doznać. Będąc wśród blokowiska nie bardzo. Uśmiechnęłam się radośnie wyobrażając sobie Ciebie tańczącą wśród śnieżycy. To musiał być wspaniały spektakl. U mnie póki co tak skromnie zagląda zima, raz błyśnie słońcem to dorzuci kilka stopni mrozu na wszelki wypadek nocą, tylko śniegiem skąpi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZima w naszych okolicach rzeczywiscie pokazuje sie w całej pełni. Zarówno w swej surowości, jak i w pięknie. Dziko tu, górzyście i lesiście, a przy tym przestrzennie. Ludzi i domów niewiele. Dlatego jest gdzie chodzić, jest gdzie robic zdjęcia. A nawet tańczyć wśród śnieżycy, jak sie człowiekowi zachce!:-)
UsuńPewnie wkrótce i u Ciebie, Olu zima pokaże na co ją stać. Też mieszkasz w przepięknych okolicach.
Pozdrawiam Cię serdecznie i wielu wspaniałych inspiracji do fotografowania życzę!:-))
Tak Agnes, zima na naszym Pogórzu jest naprawdę piękna!:-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.:) Nie przepadam za śniegiem. Zimę zdecydowanie wolę podziwiać na Twoich fotkach, ale najpiękniejsze są U Was wschody słońca, aż nie mogłam się napatrzeć. Pozdrawiam cieplutko.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Lenko!:-) Zima w moich stronach jest bardzo fotogeniczna.A śnieg lubię zarówno na zdjęciach, jak i na żywo.I mam nadzieję, że tegoroczna zima będzie piękna, śniezna, zróznicowana, jesli chodzi o widoki i zjawiska atmosferyczne.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Pięknie opisane powitanie grudnia ! Jakie Ty masz tam widoki z tej swojej góry !? Mieszkasz chyba prawie w niebie ?
OdpowiedzUsuńU mnie na Pomorzu chmura śnieżna tylko straszyła. Było z niej trochę gradu, trochę śniegu i deszczu - na przemian, ale śnieg nie przypudrował pól na biało. Pewnie nadejdzie jeszcze prawdziwa zima. Pozdrawiam ciepło :))
Zawsze lubiłam grudzień, z wielu względów. Z wiekiem trochę mi sie to zmienia, ale nadal ten miesiac jest dla mnie wyjątkowy, szczególnie jako powitanie prawdziwej zimy.
UsuńWidoki mam tu cudne, bo mieszkam na szczycie góry (a wiec blisko nieba:)Skąd mogę bez żadnych przeszkód podziwiac panorame wschodów słońca. Gorzej mam z zachodami, bo lasy mi je zasłaniają.
Z doświadczeń wielotetnich wiem, że Podkarpacie ma o wiele wyrazistsze i bardziej sniezne zimy, niz reszta Polski. Zawsze też dzieje sie to wcześniej, niz w reszcie naszego kraju. Jednak i do Was w koncu przyjdzie zimowa aura i biel.I będzie pieknie!
Pozdrawiam Cie z uśmiechem, Ulu i dobrego grudnia zyczę!:-))
Mąż przywiózł mi to niebo znad Przemyśla w telefonie, ponoć widok był tak spektakularny, że ludzie zatrzymywali się i robili zdjęcia:-) tak mam teraz, że "i chciałabym, i boję się" tej zimy, góry do pokonania na 4 kółkach, więc każdy dzień bez śniegu witam z ulgą, bo bywało, że poranna warstwa śniegu uziemiała nas do czasu przyjazdu pługu i piaskarki:-) niemniej jednak zima na Pogórzu jest przecudna; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że ludzie sie zatrzymywali i robili zdjecia komórką, bo to były istne cuda na niebie. Natomiast tutaj, w moich okolicach tylko ja wyszłam z aparatem aby uwiecznic to piękne zjawisko.Chyba sie tutejsi ludzie juz do tych cudownosci przyzwyczaili i nie robi to na nich wrażenia.
UsuńTak, zima potrafi byc trudna i walka ze śniegiem męcząca. Jednak zawsze jest cos za coś. Musi być śnieg i mróz, żeby było pięknie. Jest pięknie, ale od razu źle sie jeździ, robi sie niebezpiecznie na drogach.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Ale fajnie napisałaś, jakbym jakiś dreszczowiec czytała, aż mi się włoski na karku i na rękach zjeżyły:-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia przewżnie nie chcą oddać tego co widzimy. Też tak mam i ile się nieraz muszę natrudzić żeby na zdjęciach widać było to, co ogarniam wzrokiem. A jakże, zawsze coś innego wychodzi. Ale udało Ci się złapać płatki śniegu. Wyglądają jak jak te ze szklanych, śniegowych kul. Odwracasz i zawieja w kuli na całego. Tylko trzeba się trochę naodwracać żeby potrwała dłużej:-)
No i mamy piękny portret Jacusia. Ajajaj, ale z niego przystojny i dorosły facet wyrósł. Bystrzacha, że hej!:-)
U nas jeszcze pluchowato i szarugowato. Od czasu jak mnie naprawiono już tak nie lękam się zimy i nie obraziłabym się na trochę śniegu, trochę, bo ślizgawica, oj co to, to nie!
Wielkie "łoł" pełne zachwytu wyrwało mi się na widok zdjęcia z bezlistnym drzewem na tle nieba ogarniętego wschodem słońca. Skojarzyło mi się z afrykańskim niebem nad sawanną tak często ukazywanym w filmach i na zdjęciach. Czyli pod tym samym niebem żyjemy, my ludzie jakże różni i jakże do siebie podobni.
Co do świątecznych przygotowań, mam tak jak Ty:-). Już się tak nie spieszę. Chciaż kiedy patrzę na kalendarz, to mnie cienki głosik świątecznego ducha usiłuje nawrócić na dawne zwyczaje pytając: Jesteś pewna, że zdążysz, że nie musisz się spieszyć. No hej tam! Obudź się, święta już tuż, tuż! Taaa...
Witaj grudniu, powtarzam za Tobą Olu:-)
Pozdrawiam ze słonkiem za oknem i uśmiechem od ucha do ucha, buziaki posyłając serdeczne:-)*
Auć, auć, auć! Wracam jeszcze do zdjęć i...mam nadzieję, że się nie pomyliłam i że to portret Jacusia, a nie Hipci czy Zuzi. Bo jak nie to, oj wielką plamę bym dała i brawo ja:-( Tak mi ta psia mordka na faceta wygląda:-)))
UsuńCieszę się, Marytko że spodobał Ci się opis mego spotkania z Panią Śniezycą!:-)
UsuńMiałam kiedys taką szklaną kulę śniegową. Uwielbiałam wpatrywać sie w ten mini świat zimowy zamknięty w środku. Zawsze myślałam wtedy, że i nasz ludzki, niby to wielki świat, dla kogos patrzącego z góry jest zaledwie taką szklana kulą sniegową, którą sobie dowolnie obraca....
Ach, jak ja uwielbiam chodzic po pustych drogach i czuć sie tak wolna, swobodna i na zawsze młoda. No i robić zimowe zdjęcia. Czasem aparat odmawia mi posłuszeństwa (bo jak jest zbyt mroźno to sie zacina albo mówi mi, że bateria sie wyłądowała), ale nie tracę uporu i po chwili wszystko znowu działa.
Cudne mam tu wschody! Dlatego wciaz je tu pokazuję, dzieląc sie zwoimi zachwytami i zdając sobie sprawę, że w niewielu miejscach w Polsce można obserwowac tak oszałamiające spektakle barw.
Z roku na rok coraz mniej chce mi sie uczestniczyc w szalenstwie przygotowań do swiąt. I w ogóle coraz mniej mi sie samych świąt chce. Gdzieś mi, niestety, ta świateczna radosc i magia zniknęły...
Natomiast grudzień to nadal mój ulubiony miesiąc. A wiec witam go co dnia z wiarą i nadzieją, że będzie dobry i zostawi po sobie miłę wspomnienia.
Buziaki serdeczne ślę Ci o poranku, Marytko miła!:-)*
A co do portretu pieska, o którym wspominasz, to jest to portret Hipci, która tym rózni sie od Jacusia, że ma na sobie wiele kolorów, natomiast Jacusia zdobi wyłacznie biel z domieszką żółci.Zmienia mu się na zimę ten odcień. Im wokół jest chłodniej i bardziej biało, tym jego sierść staje sie bardziej żółta.
UsuńAle nie przejmuj sie pomyłka, Marytko kochana. Czasem i mnie trudno ogarnąć cztery psy, czasem sie tak kłębią, że nie wiadomo, kto jest kto. Nie oczekuję więc, że inni będą je bezbłednie rozpoznawać i nazywać.
Serdecznosci i uśmiechy wysyłam Ci Marytko raz jeszcze!:-)))
Witaj Olga witaj grudniu. Przyszedł. Cieszy mnie to bardzo. Bo grudzień niesie w sobie tajemnicę i Światło. W najbardziej ciemne dnie i noce roku wypatrujemy Światła i Ono przyjdzie... Żeby Światło mogło pokazać swoją moc musi być też i ciemność... Piękne grudniowe zdjęcia. Puchowy dywan śniegu... Pozdrawiam już grudniowo :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Asiu! I mnie cieszy nadejście tego miesiąca( niekoniecznie ze względu na świeta). Wiele innych miłych sercu wspomnień i skojarzeń mam co do grudnia. W grudniu urodziłam sie ja i moja córka. Zima to nasz żywioł. Uwielbiam robić zimowe zdjęcia i w ogóle doznawać wszystkiego tego ,co zima z sobą niesie - mrozu na policzkach, chrzęszczenia śniegu, diamentowych blasków na obsypanych sniegiem łąkach, szronu, szadzi, lśnienia lodu, sopli zwisajacych z dachów, no i widoku tych białych, bezkresnych przestrzeni dookoła.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
U nas jeszcze śniegu nie ma. :)
OdpowiedzUsuńAle i Ty sie go w końcu doczekasz, Agatko!:-)
UsuńZimowe barwy w zmieniającym się oświetleniu czynią cuda. Jak widać, każdy miesiąc ma do zaproponowania inne cudeńka. Fajnie, że możesz się wyspać. Ja śpię krótko, bo o 6 wstaję do dzieci, ale mimo tego budzę się w nocy kilka razy, dziś zakończyłam sen o 2.30!!!
OdpowiedzUsuńTak, zimowe barwy są cudowne, magicznie odmieniają i upiększają szarą dotąd rzeczywistość.
UsuńTak, duzo potrzebuje teraz snu. Myślę, że mam w sobie cos z niedźwiedzicy!:-) Ale i ja Basiu wstaje często w nocy, bo muszę psy wypuszczać na siku a potem znowu wpuszczać do ciepłego domku!Uch, jakie mnie czasem zimno owiewa, gdy stoję na progu domu w samej koszuli nocnej!:-)
Karcę takie zachowanie! Proszę ubierać służbową kurtkę, która ma dyżurować przy drzwiach!!!
UsuńOj, Basiu kochana a żebyś wiedziała, że naprawdę zasługuję na porządne skarcenie, albowiem od wczoraj jestem mocno pociągająca nosem! A kurtka przy drzwiach widzi, tylko że w pośpiechu przeważnie zapominam jej ubrać!:-)
UsuńPięknie Olu - naprawdę pięknie. A to, że dużo śpisz - to tylko na zdrowie Ci wyjdzie :) Akurat czytam książkę " Dlaczego śpimy" , bardzo ciekawa pozycja i... właśnie - wysypiajmy się na zdrowie :)U nas też już biała kołderka i zaraz jakoś milej jest.
OdpowiedzUsuńCieszę się, Gabrysiu, że podoba Ci sie moja grudniowa sesja fotograficzna!:-)
UsuńŚpię, bo o wiele lepiej mi sie teraz śpi, niz w ciepłych miesiacach. I pewnie odsypiam zaległosci. I lubię snić. Szkoda by tylko było cała zimę przespać, gdy tak pięknie jest na dworze.
Pozdrawiam Cie z serdecznym uśmiechem, Gabrysiu kochana!:-)
Jak ja kocham śnieg i zimę. Dziękuję za opis Pani Śnieżycy, prawie w niej byłam :) Tak tęsknię za mrozem, szybami z kwiatami lodowymi, chrzęstem śniegu, zamiecią. Za czystym, białym krajobrazem. Rzadko się to zdarza teraz.
OdpowiedzUsuńGrudzień płynie, ja akurat choruję. Złapałam zapalenie zatok i w bonusie doszła rwa kulszowa. Pierwszy raz w życiu. Jest już lepiej, ale jeszcze posiedzę w domu. Też dużo śpię ;) Listopad był bardzo ofity pod względem problemów. Jakoś straciłam z oczu spokój. Grudzień mnie boleśnie wyhamował. W sumie, teraz, jestem mu wdzięczna ;) Pohibernuję tak jak ty. Należy nam się :)
Cieszę się Aniu, że i Ty kochasz śnieg i zime. Fajnie tak znajdować łączące nas podobieństwa!:-)
UsuńWszystko przyjdzie, jak zawsze przychodzi - i mróz siarczysty i kwiaty lodowe i chcrzest śniegu i zamieć. I zdrowie też Ci wróci, tylko musisz sie w spokoju teraz wykurować, maściami rozgrzewajacymi smarować, wysypiać się i snic dobre sny.Miałam parę razy w życiu ataki rwy kulszowej, wiec wiem jak to boli i bardzo Ci współczuję, Aniu.
Hibernujmy się zatem, róbmy to, co nam organizm podpowiada. Zima kalendarzowa jeszcze przecież przed nami!
Ściskam Cię serdecznie!:-)*
Cudne zdjęcia i opisy, Olu :)) U nas szaro, buro i deszczowo... chociaż w ostatnie dni lekko przymroziło i zaświeciło słońce, to sobota i niedziela muszą być ponure.
OdpowiedzUsuńAle u Ciebie - pięknie jest i pieski mogą się w śniegu wytarzać, choć trochę.
Pozdrawiam Cię serdecznie i urodzinowo ściskam :*** chyba jutro masz urodziny :)
U nas też już śniegu niewiele. Pada deszcz i zapowiadają ocieplenie, wiec pewnie całkiem zniknie. Ale w końcu znowu się pojawi. Wszak kalendarzowa zima dopiero przed nami. I pieski znowu będą miały w czym sie tarzać. Moje polarne piesuńki kochane!:-)
UsuńTak, mam dzisiaj urodziny. Latka lecą, że ho,ho!:-) Serdecznie dziękuję Ci droga Lidko za pamięć i uściski!:-) Odściskuję Cię mocno i gorąco w ten pochmurny, grudniowy dzionek!:-)***
Jak ślicznie bielutko u Ciebie, u nas bywają niewielkie nocne przymrozki (naprawdę niewielkie) ale śniegu nie ma śladu. Liczę, że na święta dotrze i będzie tak jak być powinno, czyli śnieżnie, biało , mroźnie i pięknie :)))
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia zachwycają <3
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Dziękuję za pochwały odnośnie moich zdjęć. Było wówczas przepięknie i naprawdę zgrzeszyłabym, gdybym nie utrwaliła tego piękna na fotografiach.
UsuńU nas też śniegu coraz mniej, bo sie ociepliło i deszcz pokropuje, ale nie tracę wiary, że jeszcze zrobi sie biało. Tak jak lubię ja, polarna niedźwiedzica!:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie, miła Agness!:-))
Niektóre wykonane przez Ciebie zdjęcia to prawdziwe cudeńka. Aż miło zawiesić na nich wzrok. A zima... Może nacieszmy się nią na zapas, bo za kilka lat może zupełnie zniknąć z naszej sfery klimatycznej. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńRobię tyle zdjęć w moich okolicach, że pewnie większosc fotografowanych przeze mnie widoków już tu pokazywałam, ale nadejscie śnieznej zimy albo koloryt wschodu słonca tak mnie zachwycają, że robię kolejne i kolejne zdjęcia. I nigdy mi sie to nei nudzi.
UsuńCzy zima całkiem zniknie w przyszłosci? Jesli nawet, to chyba my, żyjący obecnie sie o tym nie przekonamy. Ale nasze dzieci, wnuki...Kto wie?
Pozdrawiam Cie serdecznie, Karolinko!:-)
Te rude drzewa cudowne!!! ♥️♥️♥️
OdpowiedzUsuńTo wschodzące słonce tak niesamowicie je oświetliło!:-)♥♥♥
UsuńJak to dobrze, że Was odwiedziłam bo teraz inaczej, plastyczniej i pełniej widzę to co opisujesz i pokazujesz. Te detale, znajome miejsca i widoki. Ja też kocham chattę na skraju za tę dzikość i pierwotność, zwłaszcza o takich porach kiedy w zasięgu wzroku i słuchu nie ma nikogo, tylko ja, wiatr, szum lasu i potoku, zapach wielkiej wody i łąk uśpionych.
OdpowiedzUsuńTak, zupełnie inaczej patrzy sie na zdjęcia miejsc, które widziało sie na żywo. Nabieraja one wówczas wielowymiarowości, konfrontujemy je ze wspomnieniami, dodajemy życia uczuciami, które ogarniały nas w tych miejscach. Wspaniale, że u nas byłaś. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zdołasz nas odwiedzić, Krystynko.A ja będę namawiała Cezarego byśmy kiedyś odwiedzili Cię w Twojej chatcie. Bo fajnie byłoby zobaczyc na zywo to, co w tak ciepłych słowach opisujesz u siebie!:-))
Usuń