Zupełnie
niedawno odkryłam, iż blog poza zapisywaniem zdarzeń, uczuć, stanów
emocjonalnych czy refleksji towarzyszących mi w danym momencie życia spełnia
także rolę „przypominacza” o pogodzie panującej w danym roku, miesiącu, dniu.
Bo przecież z czasem wszystko się zaciera i miesza, choć wówczas, gdy jest
teraźniejszością zdaje się tak ważne, tak niemożliwe do zapomnienia. Jednak
czas nieustannie otacza mgłą przeszłość i tylko niektóre fakty czy związane z
nimi przemyślenia albo uczucia zdają się po latach równie wyraziste, jak
niegdyś. Są oczywiście sprawy, których nie da się zapomnieć, bo były one
kamieniami milowymi w naszych losach albo zwrotnicami, po których tory życia
pobiegły w zupełnie inną niż do tej pory stronę. Są też takie, których
przypomnienie przywoływane jest z mroków głębokiej niepamięci przez zapach, smak, jakiś widok, słowo –
klucz czy skojarzenie. Ogromnie tajemniczy i trudny do pojęcia oraz okiełznania
jest świat naszych myśli i wspomnień. Kryją się tam dzikie, niezmiennie bujne
ogrody wiecznie żywych uczuć oraz pustynie wymarłych już emocji. Znaleźć tam
można słowa, które kiedyś miały moc huku armaty a teraz zdają się nic
nieznaczącym brzęczeniem komara. Siedzimy tam my sami w milionach przeszłych
wcieleń, masek i odsłon, w radościach, smutkach czy stanach zwyczajnej
stabilności, która jest koniecznym tłem i osnową dla wszelkiego dziania.
Nie miałam
dzisiaj zamiaru pisać o czymś więcej poza tym, że od kilku dni oglądać mogę co
rano szadź. Jednak nie byłabym sobą, gdybym w zwykłe stwierdzenie tego faktu
nie wplotła kilku rodzących się w mej głowie refleksji. Ha! Nic na to nie mogę
a chyba i nie chcę poradzić!:-)
Szadź jest
zamarzniętą mgłą a jej ilość i grubość zależy od natężenia owej mgły i niskiej temperatury
powietrza. Jej malowniczość zależy natomiast od nastroju obserwatora i
umiejętności zauważenia w niej czegoś ciekawego, od słońca, koloru nieba albo
od innego sposobu jej oświetlenia. Właściwie, to wiele rzeczy w życiu od tego
zależy. Czy widzimy, czy chcemy albo czy staramy się dostrzec coś bardziej
wielowymiarowego i fascynującego, niż pospolity obrazek za oknem. Jeśli naszą
uwagą „oświetlimy” jakiś fragment tego obrazka mocniej, niż resztę, wtedy
nabierze on nowego znaczenia i głębi. Wtedy też będzie trudniejszy do
zapomnienia. A gdy nie chcemy na coś zwracać tej uwagi, pamiętać o czymś,
przydawać mu znaczenia wówczas zazwyczaj pozostawiamy to w cieniu. Choć,
paradoksalnie, bardzo często to, co tkwi w owym cieniu najbardziej jest
fascynujące, drażniące, niepokojące, pełne rozmaitych uczuć, słowem - trudne do
zapomnienia.
Ale wróćmy do
zwyczajnej szadzi…To, jak wyraźnie widać ją na towarzyszących temu postowi
zdjęciach zależy od użycia przeze mnie lampy błyskowej, zbliżenia czy oddalenia
obiektywu oraz samego momentu, gdy dane mi było ową szadź fotografować. Duży
wpływ na to, co jest utrwalone na zdjęciach ma też, rzecz jasna, samopoczucie
fotografującego. A mnie marzły wówczas dłonie, bo z uwagi na wygodę obsługi
aparatu fotograficznego nie ubrałam rękawiczek, dlatego po kilkunastu minutach
spaceru w lodowatej mgle tak rozbolały mnie skostniałe palce, że musiałam
wracać do domu aby rozgrzać się w cieple kuchennego pieca. Na domiar złego tuż
po wyjściu z domowych pieleszy zaczęło mnie dręczyć donośne burczenie w
brzuchu. Dopadło mnie więc i nie chciało odstąpić wyobrażenie smaku porannej
owsianki oraz możliwość trzymania w zmarzniętych dłoniach gorącej miseczki z tą
mleczną zupą. Nie spędziłam zatem na dworze tyle czasu, ile wprzódy
zamierzałam. Coś mnie przez to ominęło z tych następujących tuż po świtaniu,
listopadowych widoków oraz ze zmian zachodzących w nich jeszcze potem. Nie widziałam
lśnienia szadzi w świetle księżyca. Ani nie wyszłam na dwór później i nie
zrobiłam zdjęć, w tym jednym, krótkim momencie, kiedy mocniej zaświeciło słońce
i na tyle ogrzało powietrze, iż szadź
osypywała się z drzew podobna do srebrzystego konfetti.
Ale w życiu tak to już jest, że nie można mieć
wszystkiego. Nieraz stokroć ważniejsze od zachwytów dla duszy jest proste
ciepło i wygoda dla ciała. Dzięki temu chyba udaje się zachować jako taką
równowagę, między tym co duchowe i cielesne. Nie odlecieć za daleko w jakieś
rejony abstrakcji, fantasmagorii, złudzeń czy mrzonek. Nie odejść za bardzo od
tego, co łączy człowieka nitką bezpieczeństwa ze zwyczajnym, prozaicznym, lecz
dającym mu poczucie spokoju życiem. A także, jak w tym konkretnym przypadku,
nie przemarznąć na kość i nie przeziębić się.
Umieć się zatrzymać i choćby z niemożliwą do zaspokojenia tęsknotą czy z
uczuciem niedosytu pójść za tym, co w tym momencie najważniejsze,
najkorzystniejsze dla człowieka. I jeszcze, idąc drogą tego typu refleksji,
czasem dobrze jest pofantazjować, odfrunąć w rozmowie w rejony poetyczne i
anielskie, zagłębić się w psychologiczne dywagacje, popisać albo poczytać coś
na blogach, ale niekiedy bardzo potrzebna jest też człowiekowi zwyczajna,
prosta rozmowa o życiu, o tym co się dzieje tu i teraz, o tym co dotykalne a
nawet przyziemne. Móc się z kimś pośmiać albo popłakać. Móc się kogoś poradzić
albo spróbować komuś pomóc. Popatrzeć w
czyjeś oczy, otrzeć się o jego ciepło, zapach, aurę a potem oddalić się by móc
znowu wrócić do swojego „ja”. Egzystować w różnorodności dziania i odczuwania.
Nie wykluczać niczego, ale i niepotrzebnie nie wartościować. Bo wszystkim można
się przecież zmęczyć, gdy trwa zbyt długo, gdy zawłaszcza zanadto. Wszystko też
może się człowiekowi przejeść – i niebo i ziemia.
Nie zmienia to
jednak faktu, iż gdybym tego konkretnego poranka wyszła na zewnątrz pół godziny
wcześniej albo pół godziny później wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Ani
lepiej ani gorzej, ale na pewno inaczej. Fotografie, które pokazuję Wam dzisiaj
robiłam tuż po szóstej rano, w trakcie rozwidniania się. Niebo było wtedy kompletnie
zachmurzone a mgła unosząca się dookoła zmiękczała i rozmywała kontury traw,
drzew, krzewów i innych szczegółów otoczenia. Było tak wcześnie, że przy naszym
karmniku dla ptaszków, gdzie wisiały spore kawałki słoniny nie dostrzegłam jeszcze ani jednej sikorki. Zleciały się
doń dopiero kilkanaście minut później, co dostrzegłam już siedząc wygodnie przy
stole kuchennym a zdjęć robić wygłodniałym sikoreczkom nie chciałam, żeby nie
płoszyć tych niebożąt i nie przerywać im upragnionego i jakże potrzebnego w ten
mróz śniadania. Ja też zresztą napawałam się już wtedy smakiem i ciepłem
upragnionej owsianki. W piecu, pośród pachnących lasem szczapek drewna buszował
wesoło ogień. I nic więcej mi do szczęścia w tamtym momencie nie trzeba było.
A tymczasem na
zewnątrz mgła wciąż upiększała rzeczywistość w kolejne wabiące nieznanymi
sekretami zasłony, w warstwy białej, delikatnej jak niepochwytne marzenie
szadzi…
No kochana! Nawet by mi nie przyszło do głowy, że można tyle napisac o szadzi albo pod jej wpływem... dobrze, że wyszłaś właśnie o tej porze o której wyszłaś... z aparatem :)
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia też Ci wyszły :)
Pozdrowionka :)
Och, czasem jakikolwiek impuls, czy pretekst wystarczy by sie rozpisać, by to samo leciało. A kiedy indziej mgła w mózgu ani słowa sklecić nie pozwala. Tym razem rozhulałam się na całego i tylko mi paluszki po klawiaturze śmigały!:-)
UsuńPozdrawiam Cię o poranku!:-)
Tuz po szostej rano to nikt by mnie z lozka nie wygonil:) ale jednak czasem wstaje bo potrzeba nie daje o sobie zapomniec;) Mimo to wiekszosc rankow zaczyna sie slonecznie, temperatury w dzien ciagle w okoliczach 6 do 10 stopni Celsjusza.
OdpowiedzUsuńNatomiast to co pokazujesz to prawdziwe jesienne widoki, jest w nich jednak duzo piekna. I masz racje pol godziny wczesniej lub pozniej juz byloby inaczej. Ot urok natury.
Ja chodzę spać z kurami i wstaję z kurami (choć kur już nie mam) Nieraz już o czwartej jestem całkowicie wyspana, dlatego wyjście na dwór o szóstej nie jest dla mnie niczym nadzwyczajnym.A o tak wczesnej porze świat wygląda bardzo ciekawie i często można zaobserwować takie widoki i zjawiska, które dla "śpiochów" są niedostępne!:-)
UsuńPozdrowienia serdeczne ślę ci Marylko o szóstej rano!:-)
Nie można mieć wszystkiego. Trzeba umieć i chcieć wybierać. Cenię jakość nie ilość... W każdej dziedzinie... A u Ciebie znowu pięknie ,idealny wpis i zdjęcia przed snem ,na wyciszenie na spokój... dobranoc
OdpowiedzUsuńNie mozna mieć wszystkiego, ale mozna dostrzegac piękno tam, gdzie to tylko możliwe.Czasem wystarczy po prostu wcześnie wstać, by ujrzeć cos niezwykłego. Dzisiaj czymś takim było dla mnie wspaniale rozgwieżdżone niebo. Dawno juz takiego nie widziałam, bo od wielu już dni wszystko zakrywałą u nas mgła. Gwiazdy tak jasno świeciły, jakby były lampkami choinkowymi, które wiszą tak nisko, że mozna by ich dotknąć.Ach, az dreszcz przenikał mnie z zachwytu.
UsuńDzień dobry, Asiu!:-)
U nas to samo:-) jakże pozostać obojętnym na takie zjawiska i widoki, choć niezbyt dalekie, bo przysłonięte wszechobecną mgłą:-) wilgotne zimno wkrada się za koszulę, jeszcześmy nieprzyzwyczajeni do chłodów; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCudne zjawiska oraz widoki obserwować możemy na naszych Pogórzach. Co dzień niby podobnie, ale co dzień cos innego. Dzisiaj np. gwiazdy bardzo wyraźnie lśniły. Coś pięknego! Idzie chyba zmiana pogody. Pewnie wkrótce mróz mocniejszy będzie i śnieg popada.Ale to dobrze. Znowu będzie sie czym zachwycić!:-)
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)
Mam podobne widoki za oknem. Całe osiedle zatopione jest w szaroburej mgle. Nie widać granicy między niebem, a ziemią. Spomiędzy mgły wynurzają się kontury domów i drzew, tylko szadzi nie ma.
OdpowiedzUsuńCo prawda wstaję o piątej dano, ale nic nie byłoby w stanie wygonić mnie na zewnątrz z aparatem fotograficznym w taką pogodę, chociaż po pięknie wyglądającym z Twoich zdjęć widać, że było warto.
Co do owsianki, ojej, to była kiedyś stalowa pozycja w moim dziecięcym wyżywieniu. Za jej pomocą mama wyganiała ze mnie szpitalne niedożywienie. Musiałam zjeść na śniadanie cały garczek takiej owsianki. Ponieważ odmawiałam, to mama stosując rózne sztuczki i metody wprowadzała mi owsiankę do paszczy wielką, jak mi się wtedy wydawało, łychą. Owsianka oczywiście zadziałała, bo zrobiłam się nad wyraz pulchniutka. Za to dzisiaj na widok i zapach proponowanej mi owsianki warczę "no pasaran":-))
Okutana polarowym kocem, z nosem zimnym jak sopel lodu, z gorącą herbatką pod ręką, warczę tym razem na przymilające się przeziębienie. No, takiej miłości to ja sobie nie życzę! A sio!
Pozdrawiam serdecznie jaworową drużynę, posyłając moc uścisków!:-)
U mnie prawie przez cały listopad mgła spowijała dni. Jednak wcale mi to nie przeszkadzało, bo lubię taki widoki.A poza tym jakos wiecej miałąm chęci i natchnienia do pisania. Dzisiaj pogoda będzie juz inna, na pewno powietrze będzie przejrzystsze niż ostatnio. Wiem o tym, bo gwiazdy bardzo wyraźnie migotały na niebie przed piątą rano, kiedy wstałam. Dawno juz takich cudnych gwiazd nie widziałam.Patrzyłam i napatrzeć sie nie mogłąm.
UsuńTo, co Ty czujesz do owsianki, ja czułam kiedys w stosunku do niewinnej zupy koperkowej. Pamiętam, siedziałam nad nią w przedszkolu i chlipiąc usiłowałam skończyć znienawidzony posiłek a pani przedszkolanka stała nade mną i groziła, że póki nie zjem, to nie pójdę do zabawy na podwórko. Na szczęście w dorosłości wyleczyłam sie z tej awersji i teraz własciwie lubie wszystko (ze szkoda dla figury, rzecz jasna!:-)
Oj Marytko, prostą rymowanką i przyjaznymi myslami odganiam od Ciebie czajace się gdzieś tam przeziębienie.
Odejdźcie wirusy, bakterie za chaszcze
Niechaj mróz was czule dłonią swoją głaszcze
Abyście pod lodem jak mamuty spały
I sie do Marytki nigdy nie zbliżały!:-))
Dziękuję Oluś, kochana! Ten wierszyk to najsmaczniesze lekarstwo jaie mi kiedykolwiek zaaplikowano. Teraz to one wirusy i bakterie uciekną na antypody pod wieczne lody. No i tak ma być! A kysz!
UsuńAle, ale? Ty też rannym słonkiem wstajesz? To my obie takie skowronki? Pewnie więcej tu takich rannych ptaszków wśród Twoich czytaczek:-)
Dziękuję jeszcze raz za wierszyk, taki dla mnie, ach!:-)*
Bardzo sie cieszę Marytko, że Ty sie tym wierszykiem ucieszyłaś. Zdaje mi się nawet, że wirusy i bakterie bardzo nie lubią uczucia radosci. Moze wiec rzeczywiscie umkną przed nim na antypody pod wieczne losy? oby!:-)
UsuńA co do rannego wstawania to zawsze tak miałam a im jestem starsza, tym jeszcze wcześniej sie budze. Zdaje mi się, że wile kobiet po okresie menopauzy ma to samo. Moze potrzebna nam mniej snu niż kiedyś, a moze nie chcemy marnowac czasu na sen, gdy tyle jest jeszcze pięknych rzeczy do zobaczenia, tyle uczuć do odczucia oraz serdecznych usmiechów do posłania innych "skowronkom"?
Posyłam Ci zatem taki promienny uśmiech ciesząc sie ,że dzisiaj u mnie po wielu mglistych dniach nareszcie słonce uśmiecha sie pełną gębą!:-))*
Płynność Życia ;)
OdpowiedzUsuńMiałam i miewam niejakie z tym trudności trudności. Co też chyba należy do tej płynności. Czasem boksuję w jakimś miejscu bez sensu. A może z sensem? Przyszło mi na to, że po 50-tce uczę się się zgadzać na życie, a może odkrywać zgodę, która była i znikła? W każdym razie szadź piękna. I ja ją lubię. I przypominam sobie o własnym, prostym komforcie. Bardzo rezonuje twój post z tym co teraz w moim życiu. Oświetlam świadomością siebie ;) I zobaczenie wystarcza.
Tak naprawdę to chyba wszystko jest po coś, nawet jak nam sie wydaje, iż nie ma w tym sensu. Każdy przestój, każdy bieg. Każda chwila, która mija coś może nam uświadomić, czegos nauczyć, na cos przygotować...Czasem udaje się spojrzeć poprzez mgłę i zobaczyć więcej, niż w czas pogody, na coś otworzyć.
UsuńTak, Aniu. Oswietlajmy świadomoscią siebie, to chyba w życiu najwazniejsze!:-)
Przeczytalam Twoje przemyslenia sprowokowane rannym spacerem , szadzia, pieknem przyrody i niezmiennie Cie podziwiam jak wyrazasz slowem stany ducha trudne do opisania. Szadz jest piekna, upodabnia swiat do bajki, czekam na takie widoki, Warszawa nam jeszcze nie zaofiarowala podobnego widowiska, Zima ma do nas zawitac, podobno, w poniedzialek.
OdpowiedzUsuńA jezeli chodzi o owsianke o ktorej piszesz tak poetycko to jej nie znosze. Lubie sobie podjadac na sniadanie dobry chleb z twarozkiem i jakimis zielonosciami i rzodkiewka czy pomidorkiem. Nigdzy mi sie nie nudzi ten sposob na sniadanie. Pozdrawiam Was i glaszcze piesiule a szczegolnie Jacusia.
Myślę, Grażynko, że to, w jakiej mieszkam okolicy ułatwia mi skupienie się nad tym co dzieje sie we mnie i wokół mnie. Nic mnie tu nie rozprasza. Dokoła cisza, surowość natury, czyste powietrze, dalekie przestrzenie.
UsuńSzadź juz zniknęła, bo i mgły dzisiaj nie ma. Dobrze, że mogłam zrobić wówczas te zdjecia. Dziś powietrze jest przejrzyste a mróz osiada siwym nalotem na łąkach. Zapwiada sie słoneczny dzionek.
Pewnie, że chleb z twarożkiem i dodatkami to pychota!:-) Ale ja nie mam żadnych uprzedzeń co do zupek mlecznych, bo lubie rozgrzać sie o poranku gorącym, lecz delikatnym w smaku posiłkiem.
Dziekujemy za pozdrowienia dla nas i piesków.A Jacuś staje sie coraz większym pieszczochem. cały dzień by sie do głaskania nadstawiał!:-)
Pozdrawiamy Cię Grażynko z przyjaznym z usmiechem!:-)
Obecnie nasz kraj jest podzielony ze względu na zjawiska pogodowe. Zresztą są to częste sytuacje. U nas raczej słoneczna jesień, u Was przejawy zimowych ekspresji. Chociaż mgły z wolna ogarniają nas, lecz napotykając na dość wysokie temperatury nie tworzą krainy baśni mrozem pisanych. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, rózna pogoda panuje w róznych częsciach naszego kraju. U nas prawie cały listopad spowity był mgłami. Dzisiaj sie przejaśniło, a wschód słonca był rózowy i wyrazisty, łąki pokryte są srebrzystym cieniem mrozu a szyby w domu zmętniały mocno od mroźnego powietrza.Znowu jest pięknie, ale inaczej niz ostatnio.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Oleńko!:-)
Oleńko, jesteś Mistrzynią odkrywania piękna.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Basieńko, ale ja po prostu mam szczęście mieszkać w pięknych okolicach.Wystarczy tylko w odpowiednim czasie wyjśc na dwór z aparatem!:-)
UsuńPiękna szadź. Aż żałuję, że tak jej mało w miastach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
I w miastach zima bywa piękna. Osnieżone dachy wyglądają nieraz baśniowo. A tegoroczna właściwie sie jeszcze nie zaczęła. W kalendarzu nadal przecież króluje jesień.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Karolinko!:-)
Dziękuję, Agnes!:-)
OdpowiedzUsuńOlgo , jeszcze pare takich wpisow i zaczne kochac listopad ��Pozdrawiam Kitty
OdpowiedzUsuńKitty, myślę, iż dużo zależy od naszego nastawienia, skojarzeń, od tego, co akurat się u nas w życiu dzieje. Listopad to w sumie miesiąc jak każdy inny.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło ciesząc się, że sie odezwałaś!:-)♥
Olgo, listopad zawsze bedzie dla mnie wyjatkowy, bo w listopadzie urodzilam syna.
UsuńJednak fakt, ze jego urodziny i urodziny innych bliskich mi osob przypadaja w listopadzie,
tylko na troche rozjasnia ten ponury miesiac. Nie wiem co to jest, ale aura wokol listopada
jest generalnie tak przytlaczajaca, ze doslownie odliczam co roku dni do grudnia, aby tylko ten miesiac minal.
Grudzien jest cudny. Zupelnie inny wymiar . W grudniu podnosze rano glowe z poduszki w takich samych okolicznosciach jak w listopadzie, za oknem taki sam ziab i szaruga , takie same ciemnosci , a w mnie wstepuje zupelnie inny duch.
W moim kalendarzu Listopad to miesiac smutny, ciemny i przygnebiajacy - Grudzien to miesiac jasny, lekki i radosny ( w tym roku bedzie inny , ale czuje jego cieply dotyk )
Twoja listopadowa szadz mnie zauroczyla, osrebrzyla cala te listopadowa otoczke, a wzmianka o cieplej owsiance przy piecu po prostu otulila mnie jak kolderka od srodka. I zaraz lece po swieza goraca owsianke na sniadanie (pisalam to o poranku )
Ciagle bardzo listopadowo u nas, ale nadchodzi piekny sloneczny wyz i zakonczenie miesiaca bedzie przesliczne.
Pozdrawiam cie goraco Kitty
Oczywiście, że listopad ma inną aurę niż np. październik czy grudzień. Mało światła, dużo szarości. Ogólnie nastepuje jakieś takie spowolnienie, przyciszenie, odpoczynek. Spracowana przez ciepłe miesiace natura nareszcie moze pozwolic sobie na odpoczynek. Jako i niektórzy ludzie, np. ci mieszkajacy na wsi, żyjący zgodnie z rytmem pór roku. Jednak taki a nie inny charakter listopada może wpływać przygnębiająco na niektóre osoby czy też budzic tęsknotę za wyrazistymi barwami i większą energią. Ja to rozumiem.
UsuńAle juz jutro grudzień. Jaki on będzie? Czy spełni pokładane w nim nadzieje? Zalezy to od nas tylko, od tego co chcemy a co mozemy zrobić, od skojarzeń z tym miesiacem związanych, no i od kolorów duszy i otoczenia, które na pewno będą inne niz w listopadzie, juz choćby przez to, że na widnokręgu są świeta i zwiażane z nimi dekoracje.
Dla mnie grudzień zawsze był ważny. W tym miesiacu urodziłam sie ja i moja córka.No i są święta...
Zapowiadaja zmianę pogody. Moze pojawi sie troche śniegu. Od razu zrobi sie jaśniej.Inaczej.Czas płynie tak szybko i wciaz przynosi zmiany.
Pieknego, przyjaznego grudnia życze Ci droga Kitty.A listopadowa owsianka dobra będzie takze w grudniu, bo dobrze przecież zacząć dzionek czymś rozgrzewającym.
Pozdrawiam Cię równie gorąco w ostatnim dniu listopada!:-))
Dla mnie od zawsze mój blog jest przypominajką, pamiętniczkiem, dzienniczkiem. Choć przyznaję, staram się omijać i marginalizować złe, przykre, smutne zdarzenia, emocje, uczucia by nie przydawać im wagi i znaczenia. Częściowo się to udaje ale czasem jakieś zdjęcie, jakieś słowo otwiera i zalewa ....
OdpowiedzUsuńOj tak Oleńko, świat naszych myśli, snów, wspomnień ... ogromny i niezbadany jest i chociaż chciałoby się nad nim panować, choćby częściowo to się nie udaje. Są wprawdzie jakieś techniki, jakieś ćwiczenia ale takie to nietrwałe, przelotne.
A zdjęcia cudne są, bo jak kocham szadź i szron a więc i późną jesień i zimę.
Obie prowadzimy blogi od ponad siedmiu lat. To szmat czasu. Mnóstwo zmian w nas i wokół nas. Blog dokumentuje wiele z tych zmian, bo nawet jak o czymś nie piszemy, to pewne zdarzenia czy myśli kojarzą nam sie z tekstami czy zdjęciami blogowymi.I tak jak piszesz, o pewnych rzeczach chce sie pamiętać a o innych nie, ale pamięć sama podsuwa, sama wybiera i kręci sie nieustannie w kalejdoskopie wspomnień, refleksji, skojarzeń.
UsuńMieliśmy teraz parę dni cieplejszych a od dzisiaj wyraźnie chłodniej. Moze szykuje sie jakis śnieg? Tylko na drogach trzeba uważać, bo slisko.
W ostatnim dniu listopada pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem, Krystynko. A już za chwilę nasz, "strzelcowy" miesiąc!:-)♥
Strzelcem jestem ja i moje oba wnuki, zięć i jego rodzice czyli swatowie. Właśnie wysłałam paczkę urodzinowo imieninową do starszego Dżeja czyli po prostu Andrzeja. Pełną miłości i słodkości, jest też tam książka i kopertka. Niech nam grudzień przyniesie biały, czysty śnieg ale nie zaspy i błotko pośniegowe.
UsuńOch, to cały tabun kochanych strzelców. Jak fajnie! Niech żyją i dobrze się mają strzelce miłe sercu. Strzelce wszystkich krajów - łączcie sie! (ja z moją córcią jesteśmy strzelcami).
UsuńDzisiaj troszkę pośniezyło, ale nawet biało sie nie zrobiło. Na prawdziwy śnieg trzeba jeszcze poczekać.
Najpiękniejszą szadź widziałam kiedyś we własnej loggi. Nie zdążyłam sprzatnąć kwiatków doniczkowych po jesieni więc zostały takie trochę zwiędnięte. I któregoś ranka zauważyłam że są całe białe z takimi frędzelkami i ozdobami.
OdpowiedzUsuńCudo to było...
A Twój tekst i zdjęcia jak zawsze przepiękne.
Serdeczności pozostawiam
To jest wspaniałe, że najpiekniejsze widoki można ujrzeć tak blisko siebie, że nie trzeba daleko szukać by dostrzec magię cudnej szadzi i zapamiętac ją na długo.
UsuńCzas szadzi na razie przeminął. Teraz czekamy na śnieg. Zawsze wzrusza mnie jego pierwsze pojawienie sie w roku.
Dziękuję za Twe ciepłe słowa, za wspomnienie o szadzi, która Cię zachwyciła!:-)
Pozdrowienia serdeczne dla Ciebie, Stokrotko.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń