niedziela, 28 marca 2021

Żyj z całych sił...

 

 



   W marcu jak w garncu! – Chciałoby się zakrzyknąć nie raz. No bo tegoroczny marzec rzeczywiście pokazuje całą paletę swych możliwości. Od śnieżnych zawiei aż po osiemnaście stopni na plusie. Od lodowatych poświstów wiatru, po chóralne, radosne śpiewy ptasie o poranku. Od kompletnego brudnoszarego zachmurzenia wraz z deszczem i mgłą aż po błękitne, optymistyczne niebo oraz jaskrawość barw wszelakich. 


 

   Wiosna robi swoje. Nie ogląda się na nasze ludzkie sprawy. Ma swój plan i się go trzyma. Bo tylko jeden marzec jest w roku a po nim jeden kwiecień i maj. Czas nie poczeka. Trzeba iść za głosem odradzającej się natury. Cieszyć się wszystkim, co ona daje. Doceniać każdą chwilę. I tę pochmurną i tę słoneczną. I wykorzystywać każdy moment istnienia na życie po prostu. Innego przecież nie będzie. A co najważniejsze -  ono umyka tak szybko, że ani się spostrzeżemy, jak nastanie lato, potem jesień i znowu zima. I wcale może nie nadejść to, na co czekamy, czego wypatrujemy. Nadal najwięcej zależy od nas samych. Od tego, co czujemy, czego chcemy, jacy tak naprawdę jesteśmy. Jak patrzymy na rzeczywistość. Czy mamy skłonności do jej zachmurzania czy rozpogadzania. Czy potrafimy wyłuskać z niej to, co najważniejsze i nie przegapiać, nie marnotrawić chwili obecnej...




   Wiosna dopomina się o działanie. A zatem wczoraj po raz pierwszy tej wiosny przez cały dzień pracowaliśmy z Cezarym w ogrodzie. Nareszcie zrobiło się na tyle ciepło, że nie groziło nam przeziębienie. Ptaki śpiewały radośnie. Psy wylegiwały się na słonecznych plamach. A pierwsze zielone roślinki odważnie wystawiały łebki spod ziemi i wołały: dzień dobry, gospodarze! A gospodarze tak zawzięcie po zimie sprzątali, że dzisiaj daje im o sobie znać prawie każda kostka i każdy mięsień! Ha! Czują, że żyją!:-) A przy tym zadowoleni z siebie bardzo, bo kawał ważnej roboty za nimi i mogą już planować następne prace. Poprawienie uszkodzonej przez śniegi wiaty na drewno. Przesadzanie zbyt gęsto rosnących krzewów berberysów, tawuł oraz hibiskusów. Przekopywanie grządek i pierwsze wysiewy warzyw. Sadzenie pnących róż w przygotowanym dla nich jesienią miejscu pod oknami kuchni i przyległego do niej pokoju. Zrobienie dla różanych krzewów płotków, które choć trochę ograniczą destrukcyjne zapędy naszych czterech psisk. Cięcie schnącego od jesieni stosu drewna i przewożenie go do wysprzątanej pięknie drewutni. I co tam jeszcze przyjdzie na bieżąco zdziałać. Wszak wiosna dopiero się zaczęła. A zatem dopiero się rozkręcamy. Ale nie tylko robota nam w głowie. Spoglądamy z tęsknotą na nasze zakurzone rowery i marzą nam się przejażdżki po okolicach. Tyle tu ciekawych, niezbadanych jeszcze dróg, schowanych za lasami przysiółków i wiosek. Tyle pięknych widoków do podziwiania i fotografowania. Na wszystko przyjdzie pora. Byle siły były, zdrowie i optymizm w duszy. Byle się chciało chcieć!:-)






 

  A póki co znowu wołam, że w marcu jak w garncu! Nocą bowiem fala opadów przeszła przez nasze Pogórze i mocno się oziębiło. Nie przeszkodziło to jednak ptaszętom w entuzjastycznych, porannych świergotach i migotliwych przelotach między drzewami owocowymi. Nie przeszkodziło też mnie w wyjściu na krótki spacer i obfotografowaniu ogrodu oraz najbliższych okolic. Po deszczu wszystko zrobiło się mokre i lśniące. Powietrze krystaliczne i pachnące mieszanką arbuza z cynamonem oraz dodatkiem anyżu i paru jeszcze innych tajemniczych, typowo wiosennych ingrediencji. Pączki bzów nabrzmiały obiecująco a gdzieniegdzie trawa nabrała bardziej niż wczoraj soczystego koloru. Nawet suche badyle i stare chaszcze na łąkach zezłociły się i wypiękniały. A na wierzbach i leszczynach bazie, pączki i gałązki ustroiły się w  leciutką,  seledynową woalkę. Przemiany następują bezustannie. A nam pozostaje tylko patrzeć i podziwiać. Oddychać głęboko i swobodnie. Nie dręczyć się tym, co się na świecie wyprawia i w tym nie uczestniczyć. Do miasteczek oraz miast jak najrzadziej z naszego siedliska się ruszać, bo tu u nas jak w górskim uzdrowisku a tam, nie dość, że smrodliwe wyziewy z kominów, to jeszcze podobno zarazić się czymś łatwo można (na szczęście w naszych stronach ludzie mniej tym wszystkim zestresowani, z większą rezerwą na obecne sprawy patrzący).  Po drugie w tych maskach bardzo człowiekowi niewygodnie a po trzecie na inne zamaskowane istoty aż przykro patrzeć. Tutaj na naszej górce pod lasem rzeczywistość całkiem inna, niż w dużych skupiskach ludzkich, niż na dramatycznych obrazkach, które pokazują media. Tutaj pora zwyczajnie wiosenna. Prosta i bezpieczna. Uśmiechnięta ufnie. Niczym nie zakryta. W oczy bez lęku patrząca. Normalna. Taka jaką była zawsze. I oby taką właśnie pozostała.






 









   Zbliżają się święta, ale nie będziemy ich z Cezarym jakoś szczególnie obchodzić (ciekawie mówi też na ten temat Graszka na swoim wideoblogu - klik). Z każdym rokiem bowiem coraz mniejszą czujemy potrzebę świętowania. Nie pociągają nas święta ani religijnie ani towarzysko ani nawet jako odmiana w monotonii dni, bo żadnej monotonii nigdy tu nie odczuwamy. Ucieszymy się natomiast dobrą pogodą, jeśli wiośnie zechce się nas nią obdarzyć. Ucieszymy się pójściem na spacer albo przejażdżką rowerową. Widokiem odradzającej się przyrody. Psimi zabawami. Baletem obłoków na niebie. Ptasimi trelami. Powrotem bocianów w nasze strony. A jeśli pogoda nie dopisze znajdziemy sobie zajęcia czy rozrywki w domu. I też będzie dobrze. Dostroimy się do tego, co nas otacza. I czy to w chmurach, czy to w słońcu będziemy sobą. Bylebyśmy mogli żyć jak dotąd – razem, blisko natury, w jako takim zdrowiu. I żeby wszystkich naszych bliskich choroby omijały. Więcej nam chyba nie trzeba.

 




I jeszcze na koniec do posłuchania piosenka grupy Dżem – "Do kołyski" (Żyj z całych sił), która była dla mnie inspiracją do napisania powyższego posta.

 

 

Oboje z Cezarym pozdrawiamy Was serdecznie i wszystkiego dobrego na ten wiosenny czas życzymy!:-)


niedziela, 21 marca 2021

Na wiosnę…

 


   Kochani, u nas wszystko w porządku. Ot, potrzebowałam małego przystanku w blogowaniu. Ale czas ten wykorzystałam m.in. na myślenie i pisanie. I wyszedł mi z tego bardzo długi poemat, rozmowa z samą sobą i z Wami a propos tematu poprzedniego wiersza. Ot, trochę refleksji na wiosnę. Kolejną wiosnę...


 

Trzecia fala wzbiera, szósta, milionowa

Kręci się ta karuzela szalona, wszechwładna

I nadzieje z nią wirują, obietnice, słowa

Że już wkrótce rzeczywistość powróci normalna

 

Dzień za dniem przemija, wiosna nowa bieży

Tupie w przedpokoju, przynosi swe blaski

Lecz niełatwo ją powitać śmiało, jak należy

Kiedy w sercu cień zalega, trudno o oklaski

 

Bo tam smok z pieczary ogniem nadal pluje

Groźnie straszy, ryczy i pragnie ofiary

Więc jesteś bezradny i lęk tylko czujesz

Chcesz stwora przebłagać i składasz mu dary

 

Dałeś mu już spokój, otworzyłeś serce

Wolność mu w daninie złożyłeś z rozpaczy

Ale jemu mało, ciągle pragnie więcej

Co ci dotąd zabrał, nic dlań wszak nie znaczy

 

Redukujesz swe marzenia, ograniczasz cele

Albo pragniesz się czym prędzej z koszmaru obudzić

By uśmiechnąć się beztrosko w wiosenną niedzielę

I zwyczajnie pójść na spacer, między innych ludzi

 

Niech no tylko ten kolec, co w sercu uwiera

Choć na moment wyjdzie, odetchnąć pozwoli

Ucieszyć się słońcem, co z dala spoziera

Znaleźć w duszy iskrę i blask silnej woli

 

Coś robisz bez myśli, coś myślisz, ustajesz

Na tej samej stronie wciąż otwarta powieść

Gdzie to wszystko dąży? Co się z nami stanie?

Byle jakoś dotrwać, do mety się dowlec

 

Ale gdzie ta nasza meta? Ciągle odsuwana

Nadal we mgle niedosiężna niczym Atlantyda

Może gdzieś tam czeka w dali ziemia obiecana

Ale może jej tam nie ma? W końcu się to wyda?

 

Może świat za rogiem tak przygotowany

Że bajka, wyobraźnia będzie niepotrzebna

Ktoś wyznaczy sztywne role, ktoś określi ramy

A wszelka inwencja stanie się wręcz zbędna?

 

Nie o baśń tu idzie, lecz o czystą duszę

Która ciągle żyje, chociaż tak stłamszona

Trzeba ją dotlenić, dać światła okruszek

Potrząsnąć, jeśli trzeba, apatię pokonać

 

Odgruzować siebie, nie dać się nicości

Co pożera chciwie radość i fantazję

Pofrunąć daleko na skrzydłach wolności

Wykorzystać każdą ku temu okazję

 

Gdzie brakuje życia – jest tylko czekanie

Oraz zawieszenie w nieskończonej chwili

Noce, dni wypełnia chocholi ten taniec

I tylko gdzieś w sercu bez sensu coś kwili

 

A co, jeśli nie będzie lepszego już jutra?

A co, jeśli właśnie wszystkim jest teraz?

Ta obecna chwila – i piosnka twa smutna

Że w biernym czekaniu usychasz, zamierasz

 

Inni też tak samo głowy pochylili

Stoją, śpią, zastygli w upartym stuporze

A świat się niezmiennie ku przepaści chyli

A oni ci szepczą – nic zrobić nie możesz

 

Jak tylko doczekać cudu wybawienia

Od zła, co narasta jak wzburzony strumień

Czaru, co ludzi  w głazy pozamieniał

Które widzą i słyszą a nie chcą rozumieć

 

Bo gdy nic nie zmienisz, nie będzie odmiany

I nie zburzysz muru, gdy nie strącisz cegły

Gdy nie popchniesz mocniej, nie otworzysz bramy

I padniesz wśród wichrów, bezwolny, uległy

 

Jeśli się skowronek rankiem nie przebudzi

I pieśni nadziei nie wzniesie do nieba

Kruki będą krakać, wrony wrzaskiem łudzić

Że ci już skowrończej pieśni nie potrzeba

 

Że ci dreptanina codzienna wystarcza

I kawałek chleba albo ryżu miska

A mantra czekania to jedyna tarcza

Przeciw ogniom smoczym co zioną już z bliska

 

I nie będzie baśni, skoro jest milczenie

I nie będzie wierszy, gdy ich nie wykrzeszesz

A mrok wnet ogarnie tę nieszczęsną ziemię

Lecz ty, żuczku, mrówko, tego nie dostrzeżesz

 

Dalej będziesz nucić na tę samą nutę

Do świętego nigdy odkładać sny śmiałe

I nawet nie poczujesz, gdy ktoś twardym butem

Zdepcze cię bezmyślnie,  potem pójdzie dalej

 ***

 Teraz jest właśnie pora na baśnie

 Tym bardziej jest na nie pora

Gdy czarna magia nie gaśnie

Gdy słychać wciąż ryki potwora

Teraz jest czas na wiersze

Tym bardziej jest na nie czas

Gdy dni się zdają chmurniejsze

Gdy ciemny gęstnieje las

Teraz jest czas na śpiewanie

Co może ożywić ducha

Zagłuszyć smocze chrapanie

I swego serca znów słuchać

Teraz jest czas na budowanie

Swej siły i wiary w siebie

Nie pora na smutne trwanie

Gdy wiosna już gna po niebie

 

Trzeba się zebrać, wsiąść na rumaka

Wyruszyć dzielnie hen, do pieczary

Zamienić bestię choćby w kociaka

Ożywić przyjazne znów czary…

 

 


Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost