Przyszedł czas na kolejną naszą literacką, blogową zabawę. Tym razem nie wierszowaną, lecz pisaną prozą. Obiecałam Wam to jakiś czas temu i czekałam na przypływ ochoty oraz natchnienia. I oto wreszcie wpadłam na pomysł, że napiszemy wspólnie wiosenną baśń. Prawie każda z nas opowiadała kiedyś dzieciom bajki. Bajki znane od dawna i przez kogoś spisane albo też wymyślane spontanicznie na poczekaniu. Te baśniowe historie dawały opowiadającym i słuchaczom sporo radości, pobudzały wyobraźnię, bawiły, śmieszyły i wzruszały. A niegdysiejsze dzieciaki, które nieuniknioną koleją rzeczy po latach przekształciły się w dorosłych często z rozrzewnieniem wspominają tamte dawne opowieści. I też opowiadają podobne swoim dzieciom…A te dzieci następnym dzieciom. I tak dalej, i tak dalej…
Myślę, że wspólne snucie baśniowej narracji może być kreatywnym, inspirującym zajęciem a do tego odrywającym nasz umysł od kompletnie nie baśniowych spraw dziejących się w bliższym czy dalszym otoczeniu. Poniżej krótki wstęp i początek wymyślonej przeze mnie baśni. Do Was będzie należeć jej kontynuacja. A jeśli trzeba będzie to i ja wplotę w opowieść parę słów…Kochani! Serdecznie zapraszam Was do wspólnej zabawy!
* * *
Wyobraźmy sobie zatem, że jesteśmy starymi czarownicami – bajarkami. Okutane w ciepłe szale gromadzimy się wieczorem wokół ogniska na leśnej polanie. Przedwiosenny las pełen jest dziwnej energii, zapowiedzi rychłych przemian, kiełkowania nowych nadziei. Kipi ukrytym życiem. Pachnie obietnicą wspaniałej przygody. Sprawia, że budzi się w nas nowa siła i ochota do działania. Wraca młodość. Śmiejemy się i tańczymy zapatrzone w ogień oraz w srebrzystą twarz księżyca. Rozgrzane odrzucamy w dal okrycia i w zapamiętaniu kręcimy się dokoła. Przetykane siwizną warkocze rozplatają się i włosy wirują swobodnie, skrząc się niczym lameta z choinki. Ponad nami fruwają nietoperze, sowy i puchacze. Wokół unoszą się tajemnicze dźwięki oraz melodie nocy. A cały świat zdaje się bardzo od nas daleko. W końcu zmęczone, ale zadowolone usadawiamy się wygodnie na pieńkach i grubych kawałkach brzozy leżących dookoła ogniska. Okrywamy szalami rozgrzane tańcem ramiona. Spoglądamy w swoje błyszczące natchnieniem oczy. Popijamy gorącą herbatkę z domieszką czarodziejskich ziół i swobodnie snujemy baśniową opowieść. Co jedna skończy szeptać, to ożywia się następna i coś tamtej dopowiada, kontynuuje wątek albo zaczyna nowy. Czasem jest to długa wypowiedź, czasem kilka zdań a jeszcze niekiedy tylko jedno, ale za to wielce znaczące zdanie, po czym niby zaklęty rumak baśń rusza śmiało w dal…
Skrzynia czarów
Nie tak dawno temu i nie tak daleko w pewnym małym miasteczku mieszkała dziewczynka imieniem Jagódka. Lubiła chodzić do szkoły a po lekcjach bawić się z innymi dziećmi w chowanego albo w klasy. Niestety, była słabowitym i anemicznym dzieckiem. Często się przeziębiała, długo chorowała i nie pomagały na to żadne leki. I choć ubierała się ciepło, choć grzecznie łykała tran, jadła dużo jabłek i piła mleko zawsze na przedwiośniu lądowała w łóżku z katarem, bólem gardła i gorączką. Tak było i tym razem. Za oknem marcowe ptaszki wyśpiewywały radośnie swoje piosenki. Resztki śniegu zalegające po obu stronach ulicy z każdym dniem malały i ukazywały się pierwsze zielone trawki i listki. Powietrze pachniało świeżością, radością i cynamonowymi bułeczkami, które piekła dla niej mamusia, ale Jagódka tego nie czuła, bo miała całkiem zatkany nos i zupełnie straciła apetyt. Spoglądała tęsknie w okno i dostrzegała pierwsze srebrzyste bazie na wierzbach. Ach, jak chciałaby wyjść na dwór i zrobić z nich piękny bukiet dla mamy! Jak chciałaby pobiegać swobodnie i ścigać się z wiatrem. Dziewczynka westchnęła ze smutkiem…
Wtem przypomniało jej się, że przecież wczoraj miała urodziny i dostała w prezencie grubą książkę z baśniami pod tytułem „Skrzynia czarów”. Książka leżała tuż obok niej na stoliczku. Wystarczyło tylko sięgnąć…
Wzięła książkę i przyjrzała się kolorowej okładce. Przedstawiała ona ogromną, drewnianą, ozdobioną w dziwne esy-floresy skrzynię, z której wydostawał się tajemniczy, wielobarwny blask. Zaciekawiona dziewczynka czym prędzej zaczęła czytać. Skrzynia należała do srebrzystowłosej wróżki Luny. Trzymała w niej ona zaczarowane suknie, tkaniny, chusty, pelerynki i narzutki. Wystarczyło, że wróżka otuliła się jasnozieloną peleryną i od razu stawała się niewidzialna. Natomiast zwiewna, błękitna chusta pozwalała unosić się swej właścicielce niby na skrzydłach. Tęczowa, delikatna i mieniąca się niczym motyl chusta potrafiła przemienić otuloną w nią osobę w kogo tylko zapragnęła. Dzięki cudownym materiom ze skrzyni wróżka przeżywała wiele wspaniałych przygód, czasem bardzo niebezpiecznych a innym razem śmiesznych i zwariowanych. Jedyną przyjaciółką Luny była jej mała różowa świnka Rózia. Towarzyszyła jej we wszystkich podróżach i przygodach. Była przy niej także wtedy, kiedy wróżka popadała w dziwny stan przygnębienia i nie wiadomo było co jest tego przyczyną. Może czegoś się bała? Może za czymś tęskniła? Często siedząc wieczorami przy oknie w swojej małej chatce pod lasem wpatrywała się w rogalikowe oblicze księżyca i ciężko wzdychała. I nawet serdeczne pochrząkiwania Rózi czy też jej czułe trącanie ryjkiem nie potrafiło rozchmurzyć poważnego oblicza Luny. Niepokoiło to Jagódkę, więc z tym większym zainteresowaniem czytała dalej, chcąc znaleźć rozwiązanie tej zagadki.
Wieczorem dziewczynka położyła książkę obok siebie na poduszce i gładziła ją z czułością póki nie usnęła.
…Dziwny sen miała Jagódka tej nocy. Śniło jej się, że łagodny wiatr unosi ją wysoko, gdzieś hen, pomiędzy wielobarwne obłoki i tam szepce jej wprost do ucha: Obudź się Jagódko! Obudź czym prędzej! Wróżka potrzebuje twojej pomocy!
***
kontynuacja Jotki:
Okazało się, ze wróżka zapatrzona w księżyc i zahipnotyzowana pięknem
nocy i gwiazd na niebie nie zauważyła intruza, który wdarł się do jej
samotni i zabrał wszystkie skarby ze skrzyni.
Nie zostawił żadnych śladów, nawet Rózia nie wyczuła jego krótkiej obecności.
Nie
pomogły nacierania czoła specjalnymi olejkami, by przywołać dar
jasnowidzenia, nie pomogło oglądanie śladów wokół domu, intruz pojawił
się i zniknął w tajemniczych okolicznościach, powodując smutek i wielkie
zdziwienie Luny.
Okazało się, ze wróżka zapatrzona w księżyc i zahipnotyzowana pięknem nocy i gwiazd na niebie nie zauważyła intruza, który wdarł się do jej samotni i zabrał wszystkie skarby ze skrzyni.
OdpowiedzUsuńNie zostawił żadnych śladów, nawet Rózia nie wyczuła jego krótkiej obecności.
Nie pomogły nacierania czoła specjalnymi olejkami, by przywołać dar jasnowidzenia, nie pomogło oglądanie śladów wokół domu, intruz pojawił się i zniknął w tajemniczych okolicznościach, powodując smutek i wielkie zdziwienie Luny.
Wspaniale! Cieszę sie, że podjęłaś wątek Asiu! Dziękuję!:-))
Usuń