poniedziałek, 28 marca 2022

Wypalanie pól…

 



 

   Wczoraj po ósmej wieczorem, gdy było już kompletnie ciemno a my z Cezarym spokojnie  szykowaliśmy się do  odpoczynku nagle gdzieś blisko usłyszeliśmy przejmujący dźwięk syren strażackich.  Wyjrzeliśmy za okno i przerażeni dostrzegliśmy ogromny pożar płonący i rozprzestrzeniający się w szybkim tempie mniej więcej dwieście metrów od naszego domu. Na miejsce przyjechał oddział straży pożarnej i od razu sprawnie zabrał się za gaszenie. Po nim zaraz pojawił się drugi. Jednak łuna pożogi długo jeszcze czerwieniła się i złociła na nocnym niebie. A wiatr przynosił do nas stamtąd gryzący zapach dymu. Psy, wypuszczone do ogródka strwożone tym widokiem i nieznanymi dźwiękami już po chwili dobijały się by wpuścić je do domu. Przez jakiś czas staliśmy z Cezarym przy oknie i spoglądaliśmy na gasnące pogorzelisko, rozmawiając o tym, że gdyby straż pożarna nie przyjechała tak szybko, to pewnie ogień w try miga pochłonął by kapliczkę z lat trzydziestych ubiegłego wieku, następnie spłonęłaby łąka i karczowisko na naszej górce a na końcu ogień przeskoczyłby przez drogę i mógłby bez przeszkód zaatakować nasz dom. 


 

   Nie był to niestety pierwszy taki przypadek celowego podpalania traw przez rolników. Od kilku dni co i rusz w naszych okolicach ktoś wypala trawy na polach, łąkach i nieużytkach. Co roku o tej porze jest z tym problem, co roku czyta się i mówi o niebezpieczeństwie takiego wypalania, ale do niektórych nie trafiają żadne argumenty i wciąż robią  swoje, wierząc, że to najszybszy i tani sposób oczyszczenia pola z chwastów i szkodników a także jego użyźnienia. Obserwujemy takie pożary od lat, jednak nigdy jeszcze nie było ich tak dużo jak w tym roku. Najprawdopodobniej w związku ze zbliżającym się kryzysem żywnościowym (brak dostaw pszenicy i paszy dla zwierząt z Ukrainy i Rosji) miejscowi rolnicy postanowili spożytkować od dawna stojące odłogiem ugory, co samo w sobie jest słuszne i rozsądne, jednak metody, jakimi się za to zabrali absolutnie nie są chwalebne.


 

   Dzisiaj rano postanowiłam wyjść z domu i zobaczyć miejsce po wczorajszym pożarze. Wypalone pole według moich szacunków zajmuje około pół hektara. Na pogorzelisku czernieją resztki traw i badyli. Mocno cuchnie tam dymem. Tuż obok owego pola przebiega droga wiodąca do transformatora napięcia elektrycznego. Sam transformator o włos uniknął kontaktu z ogniem.  Paliło się naprawdę blisko nas a od starej kapliczki dzieliło go może dwa, trzy metry. W pobliżu jest kilka domostw i budynków gospodarczych. Dobrze, że im się nic nie stało. Mam nadzieję, że winni pożaru zostaną pociągnięci do odpowiedzialności i ukarani jeśli nie więzieniem, to przynajmniej grzywną. Ale pewnie naiwna to nadzieja, bo gdyby do tej pory kogoś za takie czyny dotkliwie karano, to by tych pożarów tyle od lat nie było. Na dodatek chodzą słuchy, że podobno nawet samej straży pożarnej takie pożary się opłacają, bo strażacy mają dodatkowo płacone za każdorazowe gaszenie. Może być więc tak, że cała sprawa jak zwykle zostanie zamieciona pod dywan.



 



   Na szczęście nocne płomienie zostały w porę ugaszone. Na szczęście tuż obok pogorzeliska wiosenne krzewy i drzewa żyją i jak gdyby nigdy nic pokrywają się srebrzystymi baziami i żółtymi kwiatami. Oby wiosna bez przeszkód mogła nadal robić swoje i oby wczorajszy pożar był ostatnim w naszej okolicy w tym roku…


 

poniedziałek, 21 marca 2022

W kinie świata…

 



 

Siedzimy dziś stłoczeni, w kinie co zwie się świat

Grają przydługi horror, chce się już z niego wyjść

Lecz wokół szczelne story, dźwięk zamykanych  krat

I nawet nie wiadomo, czy wciąż istnieją drzwi

 

Nikt już nie chrupie chipsów, brak przerwy na reklamy

I groza wciąż narasta, wciąga w kolejną scenę

Strwożone szepty zewsząd, zdają się walić ściany

A widzów ktoś przykleił do siedzeń butaprenem

 

Jedni na drugich krzyczą, oskarżeń huk nabrzmiewa

Szukanie winnych, wrogów ukrytych pośród nas

Kuksańce, łzy, histeria i modły gdzieś do nieba

A film zagłusza wszystko, przystaje w miejscu czas

 

Jak muszki uwięzione w plecionej gęsto sieci

Miotamy się bezradnie aż się dopełni los

Choć horror na ekranie w najlepsze dalej leci

Nie robią już wrażenia widoki ani głos

 

Bębny demonów wojny, mediów złowróżbny wrzask

Stop klatki – łzy, krzyk, rozpacz, pędzony w nicość tłum

Pandemia, strach przed głodem – migawki nowej trzask

Wszystko się zlewa w jedno, w dręczący zewsząd szum

 

Niech tylko nas uwolnią, niech to się szybko skończy

Opadli z sił czekamy na jakiś zbawczy pstryk

Bo jeszcze wciąż wierzymy, że światło ktoś nam włączy

I będzie znów normalnie, świat się odmieni w mig

 

Bo on istnieje nadal, ptaszęcym gra świergotem

Wiosennym odrodzeniem, co zjawia się co roku

Żurawi i bocianów zwyczajnym jest powrotem

Zapachem ciepłej ziemi i wiarą w prosty spokój

 

Wciąż o tym pamiętamy, choć horror chce to zgłuszyć

Widzimy w dali promień, zwyczajny nieba błękit

Lecz ktoś chce wydrzeć światło z każdej niewinnej duszy

Bawić się kosztem naszej wciąż podsycanej udręki… 

***

Po chwili odrętwienia dobiega nas  z góry wołanie:

- Znowu się nic nie dzieje! Jak flaki z olejem ten film!

Znudzony demiurg się rozsiadł na swojej otomanie

I popcorn je, film leci a my znów gramy w nim

 

czwartek, 17 marca 2022

Ballada o współczesnej babie Jadze...

 



Raz jedna dziwna babcia rodem hen, z Opola

Zabawić się pragnęła w złośliwego  trolla

Albo zostać wiedźmą – coś znaczyć w rodzinie

I nie tkwić przy oknie patrząc jak czas płynie

 A ona ciągle starsza, niewidzialna prawie

Podczas, kiedy inni żyją tak ciekawie

Ona w pokoiku z poduszką oraz kotem

Zdaje się już tylko antycznym klamotem

 A przecież jej prababka w czasach inkwizycji

Całkiem innej hołdowała rodzinnej tradycji

Warzyła trucizny, na miotle latała

Strażnikom obyczajów na nosie wciąż grała

 Tu rzuciła urok na kogoś miłosny

Tam sprawiła, że włosy łysemu odrosły

Tu skwaśniła mleko, tam klątwę rzuciła

Wolna była, mocna, co chciała robiła

 A dzisiaj jej prawnuczka ta z miasta Opola

Nie wie po co żyje, jaka jest jej rola

 - Jeszcze nie za późno bym wyszła z pieleszy

 - Jeszcze mogę me serce działaniem ucieszyć!

 Westchnęła staruszka i postanowiła

Że swój los rozrusza, nie będzie tu tkwiła

Jak na czarownicę prawdziwą przystało

Wyjdzie nocą przed blok, gdzie aut mrowie stało

 Zabierze ze sobą pogrzebacz zaostrzony

I tymże szpikulcem przebije opony

Bo od dawna pojazdy wielce ją gniewały

Które na parkingu osiedlowym stały

 Ten parking lata temu był wszak cudną łąką

Nad którą wspaniale przyświecało słonko

A w trawach pośród ziółek, kwiatków i makówek

Żyło pełno żuczków, pajączków i mrówek

 I ona dziewczynką jeszcze będąc małą

Tam była szczęśliwa, życie ją kochało

A ona wierzyła, że tak będzie wiecznie

Dzieciństwo i łąka, marzenia bajeczne

 Lecz minęło roczków osiemdziesiąt z hakiem

I nie wiedzieć kiedy świat się zmienił całkiem

Przeżarty zapachem spalin i plastiku

A łąki, pola, lasy – w żałosnym zaniku

 Ruszyła wiec do dzieła – czas wyrwać się z matni

Rzekła – choćby bój ten miałby być ostatnim

To się czymś odznaczę, to się czymś wykażę

Wszyscy zrozumieją, że i ja coś znaczę!

 Każdego wieczoru wychodziła z domu

I chyłkiem, niewidzialnie, sprytnie, po kryjomu

Przekłuwała koła wielu samochodom

Ciesząc się, że znowu odzyskała młodość

 Po czterech miesiącach dzielni stróże prawa

Orzekli, że musi się skończyć ta zabawa

Dziwaczną staruszkę wreszcie pochwycono

Pewnie teraz zapłaci za swe czyny słono

 Tu jedno pytanie wypływa na górkę:

Jak wielką staruszka ma emeryturkę?

Czy w ogóle zdoła pokryć wszystkie straty?

Zanim nie odejdzie w niebieskie zaświaty?

 I drugie pytanko się plecie dociekliwym

Czy kobieta żałuje swych czynów złośliwych?

A może psychicznie chora jest ta szelma?

Popatrzmy na jej minę – uśmiecha się wiedźma…*

 

*Skąd pomysł na taką właśnie balladkę? Otóż przeczytałam dzisiaj wiadomość, o ujęciu w Opolu pewnej 82 -letniej staruszki, która od kilku miesięcy parała się przebijaniem opon w samochodach stojących na parkingu pod jej blokiem. W nawale codziennych, monotematycznych  i przygnębiających newsów ze świata, ta wieść zdała mi się niczym ożywczy haust wody. I nie dość, że zdrowo się uśmiałam (oczywiście jednocześnie współczując właścicielom owych zniszczonych aut), to jeszcze moja wyobraźnia się rozhulała, gdy próbowałam dociec przyczyn takiego złośliwego postępowania owej dziwacznej starowinki. Powyższy wierszyk jest właśnie efektem tegoż swobodnego i pogodnego wyobrażania...


 

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost