Wczoraj po ósmej wieczorem, gdy było już kompletnie ciemno a my z Cezarym spokojnie szykowaliśmy się do odpoczynku nagle gdzieś blisko usłyszeliśmy przejmujący dźwięk syren strażackich. Wyjrzeliśmy za okno i przerażeni dostrzegliśmy ogromny pożar płonący i rozprzestrzeniający się w szybkim tempie mniej więcej dwieście metrów od naszego domu. Na miejsce przyjechał oddział straży pożarnej i od razu sprawnie zabrał się za gaszenie. Po nim zaraz pojawił się drugi. Jednak łuna pożogi długo jeszcze czerwieniła się i złociła na nocnym niebie. A wiatr przynosił do nas stamtąd gryzący zapach dymu. Psy, wypuszczone do ogródka strwożone tym widokiem i nieznanymi dźwiękami już po chwili dobijały się by wpuścić je do domu. Przez jakiś czas staliśmy z Cezarym przy oknie i spoglądaliśmy na gasnące pogorzelisko, rozmawiając o tym, że gdyby straż pożarna nie przyjechała tak szybko, to pewnie ogień w try miga pochłonął by kapliczkę z lat trzydziestych ubiegłego wieku, następnie spłonęłaby łąka i karczowisko na naszej górce a na końcu ogień przeskoczyłby przez drogę i mógłby bez przeszkód zaatakować nasz dom.
Nie był to niestety pierwszy taki przypadek celowego podpalania traw przez rolników. Od kilku dni co i rusz w naszych okolicach ktoś wypala trawy na polach, łąkach i nieużytkach. Co roku o tej porze jest z tym problem, co roku czyta się i mówi o niebezpieczeństwie takiego wypalania, ale do niektórych nie trafiają żadne argumenty i wciąż robią swoje, wierząc, że to najszybszy i tani sposób oczyszczenia pola z chwastów i szkodników a także jego użyźnienia. Obserwujemy takie pożary od lat, jednak nigdy jeszcze nie było ich tak dużo jak w tym roku. Najprawdopodobniej w związku ze zbliżającym się kryzysem żywnościowym (brak dostaw pszenicy i paszy dla zwierząt z Ukrainy i Rosji) miejscowi rolnicy postanowili spożytkować od dawna stojące odłogiem ugory, co samo w sobie jest słuszne i rozsądne, jednak metody, jakimi się za to zabrali absolutnie nie są chwalebne.
Dzisiaj rano postanowiłam wyjść z domu i zobaczyć miejsce po wczorajszym pożarze. Wypalone pole według moich szacunków zajmuje około pół hektara. Na pogorzelisku czernieją resztki traw i badyli. Mocno cuchnie tam dymem. Tuż obok owego pola przebiega droga wiodąca do transformatora napięcia elektrycznego. Sam transformator o włos uniknął kontaktu z ogniem. Paliło się naprawdę blisko nas a od starej kapliczki dzieliło go może dwa, trzy metry. W pobliżu jest kilka domostw i budynków gospodarczych. Dobrze, że im się nic nie stało. Mam nadzieję, że winni pożaru zostaną pociągnięci do odpowiedzialności i ukarani jeśli nie więzieniem, to przynajmniej grzywną. Ale pewnie naiwna to nadzieja, bo gdyby do tej pory kogoś za takie czyny dotkliwie karano, to by tych pożarów tyle od lat nie było. Na dodatek chodzą słuchy, że podobno nawet samej straży pożarnej takie pożary się opłacają, bo strażacy mają dodatkowo płacone za każdorazowe gaszenie. Może być więc tak, że cała sprawa jak zwykle zostanie zamieciona pod dywan.
Na szczęście nocne płomienie zostały w porę ugaszone. Na szczęście tuż obok pogorzeliska wiosenne krzewy i drzewa żyją i jak gdyby nigdy nic pokrywają się srebrzystymi baziami i żółtymi kwiatami. Oby wiosna bez przeszkód mogła nadal robić swoje i oby wczorajszy pożar był ostatnim w naszej okolicy w tym roku…