Kwiecień. Godziny przedpołudniowe. Błotnista łąka pod lasem. Jakaś korpulentna i
rozczochrana od wiatru istota ubrana w dresowe spodnie, stary sweter oraz
zielone gumiaki biega w tę i we w tę. Znosi naręcza suchych gałęzi do ogniska.(*)
Dorzuca je i migiem rusza po następne. Z błyskiem w oczach, z bojową pieśnią na
ustach. Jej piegowatą twarz zdobią liczne, rozmazane sadze a rozwiana grzywka zdążyła
się od bliskości ognia nadpalić tu i ówdzie. Ale nic to. Ruchliwa owa istota
niestrudzenie, bez żadnego marudzenia nadal taszczy kolejne stosy gałęzi. I tak
przez kilka godzin. Pod koniec roboty czuje wyraźnie, że kończy się jej już zapas
energii. Bolą nogi i kręgosłup. Pot leje się po plecach. Zwalnia więc i
przystaje częściej. Zamyśla się. W niebo albo w ziemię na chwilę zapatrza. Tam zawsze przecież coś ciekawego można zobaczyć.
A to śliczny kawałek błękitu jaśniejący pośród gęstych chmur a to jakąś młodą
roślinkę przebijającą się dzielnie spośród twardych grud gliniastej ziemi.
Uśmiecha się na ten widok, cieknący nos rękawem ociera i znowu do roboty rusza.
Trzeba wszak skończyć to, co się zaczęło. Przy całym tym utrudzeniu jest
zadowolona z siebie, bo zrobiła to, co sobie założyła. A tak właśnie lubi – coś
zacząć i skończyć za jednym zamachem a nie rozwlekać się z robotą przez kilka
dni. Wszak jutro czekają kolejne wyzwania, do których też będzie potrzebować
nowego zapasu energii.
Dopiero po
powrocie do domu czuje jak jest zmęczona. Drżącymi dłońmi wyjmuje z szafki szklankę i łapczywie wypija sporo zimnej
wody z kranu. Strasznie jej gorąco, wiec rozbiera się do podkoszulka. Siada
przy kuchennym stole i raptem nie ma już siły na nic. Jakby ktoś wyłączył jej
wtyczkę z kontaktu. Odpoczywa, próbując znaleźć dla siebie jakąś wygodną
pozycję, co nie jest łatwe, bo w każdej coś ją boli albo uwiera. Mogłaby się położyć,
ale wie, że gdy to zrobi, to nie da rady już dziś wstać. Rozleniwi się całkiem,
rozbije na kawałki a obolałe mięśnie i stawy gwałtownie zaprotestują, gdy
będzie zmuszała je do jakiejkolwiek aktywności. Siedzi więc, cierpliwie ładuje
swoją wewnętrzną baterię i tępo spogląda przed siebie, lewą ręką podpierając
głowę a drugą machinalnie głaszcząc ufnie podtykającego swój grzbiet białego psa.
Ledwo przestanie głaskać już czuje łapę
psa namolnie przypominającą jej o pożądanej pieszczocie. Jaskrawozielone, kupione
onegdaj na ciuchach dresowe spodnie upstrzone są w malownicze, błotniste plamy
a brudna psia łapa jeszcze dopełnia dzieła zostawiając na nich kolejne bure
smugi. Przychodzi drugi pies. I trzeci. Wciskają się pod stół i zazdrośnie
odpychają tamtego. Teraz już dwie ręce mają zajęcie, bo przecież całej trójce
tak samo należą się pieszczoty. W końcu usatysfakcjonowane psiska pokotem pokładają
się wokół i zapadają w sen. Także ją ogarnia coś w rodzaju chwilowej drzemki.
Opada jej głowa, więc budzi się gwałtownie i spogląda wokół nie bardzo wiedząc
czy to nadal sen, czy już jawa. Przeczesuje
palcami sztywne, posklejane od potu i nadpalenia włosy.
- Ależ ja muszę wyglądać! – parska śmiechem i mimowolnie zerka w stronę stojącego naprzeciw na kuchennym blacie lusterka. Dostrzega w nim fragment swojego odbicia. Spogląda stamtąd pogodna, rumiana jak jabłuszko krótkowłosa i siwowłosa istota w nieokreślonym wieku. Wokół ust ma siateczkę zmarszczek a po nosem i na policzku ciemne smugi od popiołu z ogniska. Zaparowane okulary nie pokazują wyraźnie innych szczegółów.
- Może to i dobrze. Wszak w pewnym wieku ważniejsza jest uroda
duszy, niż ciała! – pociesza samą siebie a potem poczuwszy, że już jej
lepiej wstaje z głośnym stęknięciem i rozpalanie w piecu kuchennym a zaraz potem za obieranie ziemniaków się bierze. Wszak najwyższa pora jakiś obiad uwarzyć!
Istota szczęśliwa bo może spoko gorę palić. Inszej istocie w mieście to by mandat przywalili że ho, ho. Bo dymy trujo. Taa... a z ust rzundzców to niby trucizna się nie sączy? Ech... zrobiłabym ognisko że hej, takie na środku Podwórka, na złość. Bo zasiarczony wungiel jakoś w tej zimy władzuchny nie oburzał, droniki nie raportowały. Dziś mieliśmy w domu wiosnę, trzmiel wleciał i koty oszalały. Szczęśliwie udało mu się ujść z życiem. To ja już bym zniosła bawienie psów wszystkimi kończynami naraz, zamiast takiej wiosennej wizyty z kotami w roli przyjmujących. ;-D
OdpowiedzUsuńZwyczajnym ludziom, takim jak my, zabrania się coraz więcej. Powstają kolejne zamordystyczne przepisy, do których musimy sie stosować, choć są nielogiczne i po prostu durne. Trudno juz to wszystko ogarnac i spamiętać. Biurokratom i politykom przeszkadza małe ognisko na terenie własnego ogródka albo na gołej i mokrej ziemi. Za to im, rządzącym wolno wszystko i za nic nie ponoszą odpowiedzialnosci. Wzniecają coraz to nowe pożary między ludźmi i krajami, podsycają je nieustannie, bo zarabiają na tym nieźle.I tylko ich zysk sie liczy.
UsuńDobrze, że Twoje kotki nie dopadły trzmiela.Też przeciez ma prawo cieszyć sie wiosną!:-)
Trzymaj się dzielnie istoto pracowita jak mróweczka, bo chociaż wciąż masz wątpliwości, to przecież dobrą podążasz drogą :)
OdpowiedzUsuńSerce i dusza nie kłamią.
Praca fizyczna męczy, ale to najlepsze antidotum na bolączki duszy i rozkminy umysłu. A ten jest nadmiernie gadatliwy w sobie i wciąż nam podsuwa do przetrawienia i to i owo co go męczy. A poszedł sio.
Praca fizyczna, kontakt z ziemią i naturą to najlepsze czasem lekarstwa na nasze : dlaczego i po co?
Hanka C.
To prawda, Hanko. praca fizyczna jest najlepszą terapią na problemy duszy. Dodatkowo jeszcze palenie ogniska jest jakimś magicznym, atawistycznym działaniem, podczas którego człowiek odpręza się, czuje więź z naturą, zapomina o wszelkich problemach. Podobnie jest z plewieniem - ta czynność to najlepszy a do tego jakże pożyteczny rodzaj medytacji:-) Dlatego dobrze, jak pogoda pozwala na pracę na zewnatrz. I choc mięśnie bolą, choć w stawach skrzypi to gna tam człowieka, bo wie, że jego dusza tam, pośród dźwieków natury, zapachów ziemi i ciężkiej roboty oddycha swobodnie!:-))
UsuńNie ma to, jak konkretna praca, dająca radość i poczucie spełnienia. W ferworze pracy, kto patrzy w lustro? ważny jest efekt całego wysiłku i zmęczenie, które daje dobry sen!
OdpowiedzUsuńPiękne ognisko!
jotka
Pożyteczna, cięzka praca w bliskości natury jest czymś bardzo dobrym dla człowieka.Dla jego duszy szczególnie. Czuję to za każdym razem, gdy biorę sie za kopanie, plewienie, czy też palenie ogniska. Uwielbiam widok ognia.Ma w sobie jakąś magię!:-)
UsuńTakie ognisko mi się marzy, u nas , mimo , że to wieś, to nie wolno. Jeszcze by uszło gdyby dymu nie było, a tak to zapomnij człowieku o ognisku. Wszystko fajnie tylko co z tymi resztkami robić. Doskonale rozumiem Twój stan ducha i ciała :) Ale to zadowolenie z wykonanej , ciężkiej, pracy wynagradza wszystko. I taka spokojność na człowieka spływa jak popatrzy na to drzewko przygotowane na zimę. A teraz idzie czas wzmożonej pracy, bo wszystko wokół prawie , ze drze się .... chodź tutaj, przytnij, przekop, wypiel ..... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie - co z tymi gałeziami i innymi tego typu organicznymi śmieciami robić? Przecież nie da sie tego wszystkiego zapakować do tych śmiesznych worków, które raz w miesiącu wywożą. Potrzeba by było setek takich worków jak sie robi porządki w ogrodzie i na polu! W przypadku gałęzi pewnie dobra byłaby rozdrabniarka do gałęzi, taka co tnie je na zrębki. Ale nie każdego na taką maszyne stać a poza tym co robiłby z taka iloscia zrębków? Można to wysypać na grządki albo tym palic w piecu, ale nie w każdym przeciez.
UsuńOch, roboty na wiosnę mnóstwo. Ale póki człowiek daje radę to wszystko ogarnąć i póki go ta praca cieszy a nie przeraża, to jest wszystko w porządku. Taka praca w bliskości natur ma głęboki sens. To sie czuje i widzi.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Mirko!:-)
Olu, jakbym siebie widziała:-) opaliłam sobie brwi i rzęsy z jednej strony, a potem końcówkę warkocza, jak wiatr zamiótł ogniem:-) i ten brak sił na koniec dnia, zasypiam na siedząco i wydaje się, że rano chyba się nie ruszę, ale sen daje odpoczynek zmęczonym mięśniom i kościom, ruszam do dalszej pracy. Olu, pisałaś o nowym nabytku do pracy na grządkach, o kultywatorku, napisz coś, jak się sprawuje, czy pomaga? bo mnie już ręce urywa od tego kopania widłami:-) Też kupujemy do palenia gałęziówkę, ale przy okazji widzimy, ile drewna pozostawionego w lesie marnuje się tuż przy drodze, nie wolno zabrać, trzeba wykupić asygnatę, a porządek by się zrobiło przy okazji:-) W mieście na ogrodzie gałązki nie wolno spalić, sąsiedzi drażliwi na wyrost, mam wrażenie, że to wszystko ściema ta dbałość o klimat, ktoś na tym robi potężną forsę; oglądałam filmiki z innych miejsc na ziemi, tam to dopiero dbają, chociażby taki Norylsk. Lubię ognisko, lubię zapach dymu i kiełbaskę z ognia od czasu do czasu:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTrzeba uważać przy paleniu ogniska, bo jak sie podejdzie za blisko, to naprawdę może sobie człowiek opalic to i owo albo oparzyć. Ale uwielbiam widok i zapach ogniska. Do tego pieczone ziemniaki albo kiełbaski na patyku - istna poezja! Zaden grill sie nie umywa!
UsuńO to, czy możemy zebrać te gałęzie z łąki zapytaliśmy właściciela tartaku. Pozwolił nam i był jeszcze zadowolony, że za niego to wszystko posprzątamy!:-)
Tak, o dziwo człowiek daje radę sie jakos zregenerowac przez noc. I całę szczęście, bo inaczej kto by za niego wszystko, co trzeba zrobic zrobił?
Co do kultywatorka, to okazuje się, że nie da sie z nim sprawnie współpracować, jesli ziemia jest zbyt mokra.Zwłaszcza taka jaka jest w naszych stronach - ciezka, lepka i gliniasta. Taka ziemia z miejsca oblepia te jego łopatki i trzeba by go co chwile czyscić, bo utyka w miejscu. Poczekamy aż ziemia troche przeschnie i wtedy znowu spróbujemy uzyc tej naszej glebogryzarki. Mam nadzieję, że wtedy wszystko będzie ok. Zamierzam wtedy coś wiecej na ten temat napisać. A póki co - łopaty i grabie w dłoń, im żadna ziemia niestraszna, tylko biedne te nasze ręce!:-))
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!
Wiosna tak się ociąga...ogródek zarasta, ziemia mokra, jakoś inaczej w tym roku. I nasz stareńki labradorek niedomaga, mimo naszych i lekarza usilnych starań...z wszystkim trzeba się pogodzić, z zimnem i chorobami, i ze smutkiem...
OdpowiedzUsuńTak, bardzo mokra ziemia w tym roku. Dlatego na razie nie da sie używać glebogryzarki i nadal trzeba sie męczyć z łopatą.
UsuńOj, współczuje Ci Basieńko zmartwienia ze starym, chorym pieskiem. Tak to jest. Jesli sie do kogos przywiązujemy, jesli kochamy i ktoś jest częscią naszego życia, to trzeba sie też pogodzic z jego utratą. Ale to bardzo trudne. Smutek, choroby, bezradność też są częscią życia. Jak niepogoda...
Tulę Cię serdecznie, Basiu.
Jak Ty pięknie i malowniczo opisujesz <3. Aż z uśmiechem na ustach przeczytałam o tej cudownej, pracowitej, a zarazem szczęśliwej istotce. Hah aż mi się mój dziadek przypomniał, który z równym zapałem ostatnio biegał po gałęzie, jak usłyszał, że chcemy zrobić ognisko :). Nawet nie wiedzieliśmy kiedy naznosił, żeby mu pomóc.
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzliwe słowa. Cieszę się, że moim tekstem wywołałam uśmiech na Twojej twarzy. Wiosną jest dużo powodów do uśmiechu. Oby tak dalej!:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
Witaj wiosennie Olgo
OdpowiedzUsuńTak, praca fizyczna pozwala zapomnieć o wielu rzeczach, ale też sprawić, że człowiek po jej zakończeniu czuje się szczęśliwszy. Ja właśnie teraz często grzebię w ziemi. Wówczas moje smuteczki odpływają na jakiś czas.
Uśmiechnęłam się też do Twojej opowieści
Pozdrawiam kwietniowym słońcem
Witaj, Ismeno.
UsuńTak, praca fizyczna pomaga duszy. Trzeba tylko starać sie nie przepracować, nie przesilić, żeby za bardzo nie cierpieć po pracy i na drugi dzień. Ja, przyznaję szczerze, często nie umiem zachować umiaru. Ale jak człowiekowi cięzka robota sprawia przyjemność, to jest w jakims amoku. I robi póki nie padnie!:-)
Pozdrawiam Cie o pogodnym poranku!:-)
Olu, to wielka frajda uratować i wykorzystać to co inni zostawili jako odpady. Tylko dlaczego mało kto o tym wie? Kosztuje to mnóstwo wysiłku ale warto. Mnóstwo takich uratowanych przydasiów przewożę teraz z mieszkania do siostry
OdpowiedzUsuńTak, Krystynko. Uwazam, że zagospodarowywanie odpadów to dobra i pożyteczna rzecz - jak najbardziej zgodna z obowiązującą modą oraz założeniem, że trzeba dbać o planetę. Ja, po całej robocie, gdy juz wszystkie gałęzie były uprzątniete i wywiezione a ich resztki spalone, to jeszcze przeszłam sie po całej tej łące z dużym koszem i wyzbierałam większosc smieci pozostawionych tam beztrosko przez panów drwali ( butelki plastikowe i szklane, puszki, opakowania po czipsach, batonikach i papierosach). Teraz ta łąka może spokojnie na nowo zarastać trawami a już wkrótce zapraszać sarny, jelenie i zające do bezpiecznego pasienia się pośród nowej zieleni.
UsuńSzczęśliwa i zapracowana istotko pozdrawiam wikendowo :)) Och , aż tutaj poczułam zapach ogniska i pieczonej kiełbaski... Mniam :) W naszym małym ogródku nie ma szans, za blisko do drewnianej wiaty , za blisko do drzewek i krzewów albo płotu :) możemy tylko rozpalić taki mały fire pit , tez cieszy , ale to nie to samo co duży piękny ogień z ogniska... Uwielbiam patrzęc na dwa żywioły na ogień i wodę . Buziaki Olu
OdpowiedzUsuńKitty - wpisywać z kompa mogę się tylko u Ciebie , u innych tylko z telefonu
UsuńMyśmy tam kiełbasek nie piekli, ale sam widok i zapach ogniska działał na nas boje wręcz narkotycznie. To jest taka niesamowita euforia, gdy człowiek obcuje z żywiołem, który choć potrafi być straszny i destrukcyjny, to jednocześnie jest też piękny, oczyszczający, energetyczny, życiodajny. Coś pierwotnego sie w człowieku budzi. To łączy sie z doznaniem siły, nadziei, wiary w moce od ludzi niezależne, bo potężniejsze od nich . I ja tego samego doznaję w obecnosci ognia, wody i powietrza, gdy wiatr tak zawieje, że omal człowieka przewraca albo po prostu wtedy, gdy odetchnie sie głęboko i poczuje cudownie krystaliczne powietrze a w nim mnóśtwo wiosennych zapachów...
UsuńUściski serdeczne zasyłam Ci, droga Kitty!:-)*
I jest duży plus sporo drewna zostanie wykorzystane, chociaż drzew jako takich szkoda. No wyobrażam
OdpowiedzUsuńsobie ile potu Wylałaś a ile kalorii spaliłaś same korzyści. A tak poważnie to uważaj nie przeciążaj kręgosłupa
On jest nam potrzebny. Pozdrawiam i zabieram się do jakiś prac co by na lenia nie wyjść przy Tobie.
I mnei żal było tych pięknych buków, które zeszłej jesieni drwale bez litosci wycinali w pobliskim lesie. Ileż to czasu trzeba, by wyrosły tak wielkie, piękne drzewa. A potem przychodzi drwal z piłą i w ciągu kilku minut powala te wspaniałe kolosy...
UsuńOd wiosny do późnej jesieni w naszym gospodarstwie jest mnóstwo ciezkiej roboty, której nikt za nas oboje nie wykona. Ale póki dajemy radę, robimy co trzeba i cieszymy sie tą robotą, nawet jak potem przyjdzie troche pocierpieć.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Olu!:-)
Istotka się uwijała i rozpaliła ogień pod niebo, a potem jak prawdziwa czarownica cieszyła oczy czerwonym blaskiem. Ja bardzo lubię takie stany, kiedy energia roznosi i każdy pomysł chce się od razu realizować. Ja teraz zachowuję się podobnie jak istotka, wykopuję z jednego miejsca i wkopuję w drugie, tnę i gromadzę stos do spalenia. U nas można w określone dni, trzeba tylko przeczytać kiedy. Wychodzę wyrzucić śmieci, a wracam po dwóch godzinach mokra od potu i ze szczęściem na twarzy. Ta moc, że mogę kształtować swój świat od razu, sprawiać, że tam gdzie było brzydko robi się pięknie, nie da się porównać z niczym innym. Wróciłam ze sklepu ogrodniczego. Mam pomidory i paprykę, ależ będzie radość z każdej wyprawy do ogródeczka. W zasadzie, to wcale aż tak mi się nie chce ciężko pracować, dopóki nie wyjdę i nie postanowię zrobić jednej rzeczy. A potem, podobnie jak Ty, robię aż skończę. Wciąga to bardzo, każdego dnia przez całe lato coś skubię i mam powód, żeby wyjśc z domu. Tak barwnie opisałaś swoją działalność kochana, że chciałam stanąć obik istotki, żeby razem popatrzeć w ogień. Gorące uściski:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, Marylko. Cudne są te stany, gdy energia człowieka roznosi, gdy działa na całego, kiedy czuje, że żyje a to życie jest piękne, harmonijne, proste. Pieknie to napisałaś, o tej mocy, gdy sie zmienia swój świat, gdy czuje się, jak wiele mozemy, jak duzo od naszego działania zależy. Tak to właśnie jest. Wiosna uskrzydla.A z tą chęcia do ciezkiej roboty mam tak jak Ty - to znaczy, że początkowo nie mam na nią ochoty, ale powoli, powoli rozkręcam się i wpadam w jakis amok pracowitosci. I tak to leci samo!:-)
UsuńTeż często zaglądam na dział ogrodniczy w sklepach, które odwiedzam. Sadzonki, nasiona, drzewka - to wszystko kusi. I ogród coraz lepiej wygląda. A człowiek sie cieszy. Nareszcie po gnuśnej zimie ogarnia go czar nowej młodości i związanej z nią euforii.Niech to trwa!:-)
Uściski najserdeczniejsze zasyłam Ci Marylko!:-))
Piękne i pewnie niełatwe kwietniowe życie, ale jak blisko natury, jak blisko ziemi. To skarb, który zapomniany i niedoceniany, a jednak jest tym co mamy najcenniejsze. I to zmęczenie, dobre zmęczenie. Uściski.
OdpowiedzUsuńPraca na swojej ziemi, blisko natury zapewnia jakąś równowagę psychiczną, daje oderwanie od spraw szalonego świata.A to naprawdę jest bezcenne - szczególnie teraz, gdy tyle złego dzieje się w polityce i w sprawach wokół nas.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu:-)
"Śliczny kawałek błękitu" nauczyłam się dostrzegać dopiero gdy kupiłam sobie działkę za miastem. Bo w nim jakoś tak człowiek głowy nie podnosi ponad budynki...
OdpowiedzUsuńA ten kawałek błękitu nad głową jest przecież bardzo ważny dla stanu naszego ducha, dla poczucia wiezi z naturą, dla możliwości oderwania sie od tego, co nas gnębi, męczy i przeraża.
UsuńTyle miłości w tym poście ...Życzliwości w pełni dla WAS:):)
OdpowiedzUsuńTo z bliskosci natury płynie to uczucie wszechogarniającej miłości.
UsuńPozdrawiamy Cię ciepło, Pati!:-)
Hi !Olenko z ta uroda to bywa roznie !patrze w lustro i mysle wczoraj tego nie bylo ,a dzis jest co za grom aha wczoraj bez okularow sie przegladalam :-)Pracujesz oj pracujesz ,Sciskam mocno ,nie za mocno LAPKI -PRACUSIE serdecznosci pGosia
OdpowiedzUsuńHI, Gosiu! Dzisiaj odpoczywam, bo pada. A do tego spiewam sobie stare, dobre piosenki.
UsuńPozdrawiam Cie z usmiechem i sciskam lapki!