Leje, wieje, zimno. Przełom lata i jesieni nie rozpieszcza nas dobrą pogodą. Ale nie narzekam, bo deszcz przecież bardzo potrzebny. Na przenikający przez ściany wilgotny chłód też jest rada. Od świtu palę pod kuchennym piecem i grzeję na nim wczorajszy krupnik. Taka zupa to idealne śniadanie oraz obiad w pochmurny, niezachęcający do wychodzenia na dwór czas. Psy śpią na swoich legowiskach jak zabite. Rano wyszły na dwór tylko na moment, aby zostawić naturze ponocne prezenty a potem w te pędy wracały do domu. Tu czekała na nie troskliwa pańcia wraz z wielkim prześcieradłem, którym zawsze wyciera ich zmoczone futerka. Na hasło: wytrzemy!” pchają się do pańci na wyścigi i podtykają grzbiety oraz główki, traktując pewnie te wycierania niczym kolejną, należną im pieszczotę. Bo pieszczot zawsze im mało, wiadomo! Trzeba je jeszcze wygłaskać, wytarmosić liniejące bez ustanku kudełki, wysmyrać…Jejku, jejku! No już, już. Zadowolone wskakują na kanapę albo leżankę obok. Pokręcą się, powiercą i już za chwilę dobiega stamtąd ich spokojny, głęboki oddech albo i chrapanie…
W międzyczasie krupniczek zdążył się zagotować, więc z przyjemnością zajadamy go z Cezarym racząc się nim powoli…Zdałyby się do zupy jakieś prawdziwki czy podgrzybki, ale w tym roku nie widziano grzybów w naszych lasach. Takie są pewnie skutki drastycznie suchego lata.
Dobrze żeśmy przed tą deszczową porą zdążyli sporo drewna z naszego lasu nawieźć. W trosce o następną jesień i zimę kupiliśmy też trochę buka i brzozy. Trzeba to wszystko pociąć i połupać, ale na razie grube bale muszą poczekać aż przestanie tak lać. Ale przecież nie będzie padać bez przerwy. Na pewno jeszcze tej jesieni zdarzą się słoneczne, przyjemne dni, w trakcie których da się popracować na podwórku, zrobić porządek ze wszystkim, ostatni raz skosić trawę, posprzątać liście itd.
Lecą z drzew dojrzałe i wielkie gruszki bery. Jak zawsze o tej porze roku obieramy je, kroimy i pakujemy do słoików, w których zalane słodko-kwaśnym, korzennym wywarem i porządnie zapasteryzowane będą zjadane ze smakiem w trakcie nadchodzącej zimy. Ślicznie czerwienieją już maleńkie owocki berberysu. Może spróbuję dodać je do tegorocznych przetworów gruszkowych. Podobno berberys ma mnóstwo zdrowotnych właściwości. Sporo jest też w ogrodzie fioletowych winogron i rubinowych malin. Na razie zajadamy je na świeżo. Jest nadzieja, iż uda się zebrać ich nieco na sok albo dżem.
Spoglądam na smacznie śpiącą Misię. Na szczęście nie wylizuje sobie zranionej parę dni temu łapki, w związku z czym nie muszę jej nakładać znienawidzonego kołnierza ochronnego. Widać, że wszystko dobrze się na niej goi, zaordynowany przez weta antybiotyk działa i za parę dni będzie można jej zdjąć szwy.
A co się jej właściwie stało? Otóż co jakiś czas przybiega pod naszą bramę pies z sąsiedztwa. Biega wzdłuż niej i irytuje nasze psy. A najbardziej Misię, która nie widząc obcego psa a tylko go wyczuwając denerwuje się i podskakuje wysoko albo pyszczek między siatkę usiłuje wciskać żeby dosięgnąć tamtego zuchwalca i go capnąć. I niestety, ostatnio zdarzyło się, iż podskoczywszy wysoko opadła na okucie bramy, które okazało się tak podstępnie ostre, że poważnie rozcięło jej łapę. I to w samym jej zgięciu. Głęboka rana koniecznie wymagała szycia, który to zabieg wykonał jej pod narkozą sympatyczny, młody weterynarz z odległego od nas o ok. 20 km Dynowa. Ale ileż się naczekaliśmy żeby wejść do gabinetu! Mnóstwo psów i kotków wpuszczanych było przed nami, bo kolejka do lekarza ciągnęła się od dłuższego czasu. Okazało się, że wcześniej w lecznicy przez kilka godzin nie było prądu, więc wszelkie planowane zabiegi musiały być odłożone. Potem, już w trakcie naszego czekania znowu wszystko zgasło a ponieważ na zewnątrz zapadł już zmrok nagle wszyscy znaleźliśmy się w ciemnościach egipskich. Na szczęście wkrótce prąd wrócił, ale te parę chwil w spędzonych w głębokiej czerni rozjaśnianej tylko światłem telefonów komórkowych po raz kolejny uświadomiło mi jak ogromnym problemem mogą się stać dłuższe wyłączenia elektryczności. Oby ich nie było!
Jak już Misia leżała na stole zabiegowym zgadaliśmy się z doktorem, że i on ma niewidomego psa, który tak jak nasza psina zazwyczaj wspaniale radzi sobie ze wszystkim i nikt nie poznałby po nim, że coś jest z nim nie tak. Ktoś parę lat temu przyniósł mu ślepego szczeniaka do uśpienia a on wziął go do siebie i wychował razem z resztą swej psiej czeredy. Jak wet opowiadał mi swoją historię, to jakbym o naszej słuchała…Siedzieliśmy w jego gabinecie do późnej nocy i gwarzyliśmy o wielu sprawach, ciesząc się, iż mamy bardzo podobne spojrzenie na rzeczy, które dzieją się teraz w naszym kraju i na świcie.
Szkoda, że nie będziemy mogli już sobie w ten sposób porozmawiać z naszym dawnym, starym doktorem z pobliskiego miasteczka. Że nie będziemy mogli do niego pojechać i o każdej porze dnia albo nocy móc liczyć na jego życzliwą troskę i pomoc. Niestety, tego roku gmina nie przedłużyła mu umowy o najem gabinetu i doktor wraz z żoną, także weterynarzem, zmuszony był zakończyć swoją działalności i wyprowadzić się daleko stąd, gdzieś aż za Przemyśl. Dzwoniłam do niego niedawno chcąc się dowiedzieć jak znosi tą przymusową, zesłańczą emeryturę. Kiepsko…Praca w lecznicy była dla obojga całym ich życiem. Nie potrafią sobie teraz znaleźć zajęcia ani celu. Smutni i zgorzkniali z żalem wspominają minione czasy. Mam nadzieję, że jak przywykną do obecnej sytuacji, to zdołają znaleźć w sobie dawną iskrę, dokopać się do swych zapomnianych pasji a może nawet otworzyć przy domu jakiś malutki gabinecik weterynaryjny. Czas pokaże. Byleby zdrowie im dopisywało…Jako i nam wszystkim.
A wracając do Misi, to ładnie teraz zdrowieje, a niebezpieczne części bramy Cezary będzie musiał jakoś zeszlifować albo przygiąć, żeby się więcej takie wypadki nie zdarzały. Bo namolne psisko z sąsiedztwa na pewno nie raz jeszcze przybiegnie pod nasz płot a więc powodów do irytacji Misi oraz reszcie ferajny nie zabraknie!
Spoglądam przez okno. Czyżby przestało padać? Ale niebo nadal zaciągnięte a na zaokiennym termometrze zaledwie kilka stopni. Brr! Trzeba dołożyć drew do pieca. I zjeść jeszcze jedną porcję krupniczku…Mniam!:-)
Muzyczną ilustracją tego jesiennego w nastroju posta niech będzie podesłana mi ostatnio przez Marytkę piękna piosenka pt. „Si jamais j’oublie” („Jeśli kiedykolwiek zapomnę”)śpiewana przez francuską piosenkarkę o pseudonimie Zaz. Utwór ten ma bardzo mądre, trafiające do serca słowa oraz wpadającą w ucho melodię. Poniżej fragment tłumaczenia tekstu oraz piosenka.
"Przypomnij mi tamten dzień i rok, Przypomnij jaka była pogoda. A gdybym zapomniała możesz mną potrząsnąć. A jeśli zechcę odejść uwięź mnie i wyrzuć klucz. Uszczypnij mnie i powiedz jak się nazywam. (...) Przypomnij mi me sny najbardziej szalone. Przypomnij mi łzy uronione. Jak uwielbiałam śpiewać. Gdybym zapomniała..."
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,zaz,si_jamais_j_oublie.html
Dziękuję Olu 💚 Jak dobrze było odnaleźć znowu w Twoim pisaniu zatracone gdzieś przez ostatni niedobry czas, radosne, pełne ciepła nuty życia 🍀
OdpowiedzUsuńCo do wizyt tego obcego sierściucha, skoro to piesek, to pewnie przychodzi z kawalerską wizytą do Waszych panienek 🐾
Ojej, to Misine życie bez widzących oczek niebezpieczne może być, ups. Dobrze, że się łapka goi.
Te granatowe, lśniące owocki na zdjęciu, czy to winogrona? Berberys rozpoznałam, he, he.
U nas też pada 😊
Pozdrawiam trochę deszczowo, a trochę słonecznie, bo się tak ostatnio miesza ta pogoda. Buziaki 😊
A ja dziękuję Tobie, Marytko. Mam wrażenie, iż ta piosenka, jej słowa pomogły mi coś odblokować w duszy. Odetchnąc głębiej. Przypomnieć sobie o sobie, jaka byłam i jaka nadal jestem. Ta piosenka jest magiczna...
UsuńTen obcy pies to taki wiejski powsinoga, jakich wiele w naszych stronach. Czasem całe watahy psie tu biegają. Na szczęście to spokojne, nieagresywne Burki.Tyle, że denerwują nasze jaworowe psiska.
Wkrótce wybieramy sie z Misią do kontroli weterynaryjnej. Mam nadzieję, że doktor potwierdzi, iz wszystko jest ok. A w przyszłym tygodniu czeka ją zdjecie szwów.
Tak, te granatowe owocki to winogrona. Bardzo dużo jest ich w tym roku i są przepyszne a do tego pachną różami!:-)
U nas wczoraj pogoda była w kratkę. W przerwach miedzy deszczem a deszczem zdołaliśmy sporo drewna pociąć!:-)Dzisiaj jak na razie mgliscie, mokro i zimno. Zobaczymy jak to sie później rozwinie.
Serdecznie pozdrawiam Cie Marytko, życząc Ci dobrego, spokojnego dnia!:-)*♥
Fluidujemy do Misi! 🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚
OdpowiedzUsuńU nas deszcz ze słońcem na zmianę, ale ciemne chmury krążą... U Młodego grzeją, a po mojej stronie bloku już nie. Bo od południa to zakładają chyba, że słońce nagrzeje cegłę...
Oj tak czas zupek - planujemy na weekend pomidorową 🍅🍅🍅
Dziękujemy za cudne, zielone fluidy!:-)♥
UsuńWczoraj i u nas widac było cudne, malownicze chmury a w pewnym momencie nawet tęczę. Niestety, nie zdązyłam jej zrobic zdjecia. I dzisiaj chyba też będzie pogoda w kratkę i zimno. Zupką znowu koniecznie trzeba sie wspomóc.
Buziaki serdeczne zasyłam Ci Kocurku!:-)***
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńOby przerwy w dostawach mediów nie spędzały nam snu z powiek.
Okres zup i dań jednogarnkowych, jedliśmy leczo, teraz czas na dynię!
Tak, najważniejsze. Misia czuje sie dobrze i mam nadzieję, iż żaden wypadek tego typu już jej sie nie przydarzy. Przerwy w dostawach prądu zawsze sie zdarzały. Byleby jednak szybko mijały i nie wynikały z tego, że elektrownie nie mają czym w kotłach palić, a wiele wskazuje na to, że tak być może.
UsuńDania jednogarnkowe są wygodne w gotowaniu a do tego bardzo pożywne. Też mamy trochę dyń na polu a zupę dyniową bardzo lubimy!:-)
Ogród Wasz uwielbiam, a w jesiennej oprawie jest zachwycający, cudowne zdjęcia. Misia mnie wzrusza na całego, jest silna, jest tak wdzięczna za życie, za miłość, że zawsze, ależ to zawsze mnie wzrusza. Cieszę się, że zdrowieje, że jest lepiej i niech już będzie bardzo dobrze. Cieszę się, że są młodzi weterynarze z pasją. Ta historia z pieskiem do uśpienia, tym, że on go przygarnął, wzruszające. Ja jestem totalną psiarą, totalną. Mój Timmi to moja rodzina, jest tak ważny, jak ja sama, bardzo go kocham. Bardzo mi przykro z powodu nieprzedłużonej umowy... Z całego serca życzę, by udało im się podnieść, założyć własny zakład i pracować, bo lekarzy z pasją nam potrzeba, a zwierzątka tak samo zasługują na zdrowie, na pomoc, na szczęście, jak my. Pozdrawiam Was cieplutko, utul, proszę ode mnie pieski, jesteście bardzo piękną rodziną. <3
OdpowiedzUsuńOgród w jesiennych szatach ma inny nastrój, niż ten letni. A te szaty będą sie teraz zmieniać każdego dnia, bo liście i trawy zmienią kolor, bo zakwitną ostatnie tego roku kwiaty, bo niebo też nabierze nowych barw.
UsuńTak, Misia jest silna. Wydaje się, że odziedziczyła tę siłę fizyczną po swoim tacie Jacusiu. A sporo w charakterze (czułość, chęć do zabaw) ma po mamusi - Zuzi...
Tak, psy są jak rodzina i dla nas, więc rozumiem to, co piszesz o swoim Timmim.
Gorące usciski zasyłam Ci Agnieszko wraz z życzeniami pieknej, spokojnej jesieni dla Ciebie i Twych bliskich!:-)***
Pełna drewutnia opału to poczucie bezpieczeństwa w zimie, podobnie jak pełna spiżarnia:-) Jeden transport opału już przyjęliśmy, chcieliśmy zamówić następny, a tu okazuje się, że nie ma drewna, do późnej jesieni trzeba czekać. A lasy wkoło tną, aż trzeszczy, że też zwykłej gałęziówki nie ma. Przywieźliśmy jeszcze dwie przyczepki odpadów potartacznych, cena atrakcyjna, bodaj na rozpałkę będzie, ale nie mamy sił, przechorowaliśmy covid, ciężko dojść do siebie. A zdawało by się, że w naszych krzakach wirus nas nie dopadnie, do sklepu trzeba jednak pojechać:-) Wzruszają mnie takie sytuacje, jak u weta, bo w dzisiejszych czasach zdawać by się mogło, że tylko biznes się liczy, a tu taki zwykły odruch serca. Mówią, że kto jaki do zwierząt, taki i do ludzi, czyli wet to dobry człowiek, jako i Wy:-) Pozdrawiam Olu serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, Marysiu - drewno na zimę zawsze jest ważne, ale w tym roku jeszcze ważniejsze, gdy tyle złego dzieje się na świecie, gdy nie wiadomo, co jeszcze sie moze zdarzyć. U nas też bardzo tną po lasach. Ludzie mają swoje prywatne lasy, wiec nie dziwota. Wszyscy próbują sie jakoś zabezpieczyc przed zimą, skoro szans za kupno węgla raczej nie ma.
UsuńZdrowie najwazniejsze. Bez niego wszystko sie sypie. Trzeba sie wzmacniać witaminą D, czosnkiem, cebulą, olejkiem z oregano, kiszonkami...Czymkolwiek, byleby jakos sie trzymać. Dbajcie tam o siebie za Sanem.
Cieszę się, że weterynarz z Dynowa jest takim fajnym człowiekiem. To dobrze rokuje na przyszłosć!:-)
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Przykra sprawa z Misią, ale dzięki temu poznaliście bardzo sympatycznego weterynarza. Smutno, że poprzedni musiał odejść, ale może i jemu ułoży się dobrze. Rzeczywiście wzruszająca historia, że nie uśpił, ale zaopiekował się ślepym psiakiem. Tak bezpiecznie wygląda Wasz zapas drewna, że aż czuję zapach ognia. Ogród w jesiennej szacie również uroczy, nawet nie wiesz jak dawno nie widziałam prawdziwego sadu. Tydzień temu pojechaliśmy do parku, żeby pospacerować, bo jak wiesz innych możliwości tu nie ma. Było po deszczu i ku naszemu zdumieniu wszędzie żółciły się kurki. Młode, twarde i pachnące. Napakowałam w torebkę, a resztę nieśliśmy w rękach. Następnego dnia wróciliśmy z koszami. Ależ wywołaliśmy sensację, mimo, że schodziliśmy ze ścieżek i buszowaliśmy pod dębami. Ludzie zaczepiali, pytali co zbieramy, myśleli, że dzikie winogrona. Na widok kurek zamieniali się w słup soli i przez grzeczność nie pukali w czoło. Jaka to była radość wcinać takie pyszności. U mnie nadal około 30 stopni codziennie, życie bez pór roku byłoby straszne, ale na jesień musze poczekać dobry miesiąć. Zdrówka dla Misi i uściski dla Was:)
OdpowiedzUsuńTego weterynarza poznaliśmy już przy okazji choroby Zuzi, ale nie było wtedy czasu ani nastroju na dłuższe rozmowy. Teraz zbliżyło nas podobieństwo losów naszych niewidomych psów. Nie co dzień przecież zdarzają sie takie historie. Tym niemniej bardzo będzie nam brakowało starego, od lat zaprzyjaźnionego z nami weterynarza.
UsuńI ja lubię jesienny ogród a w tym roku bardziej, niż zwykle bo niemal co dnia pada a ten deszcz bardzo jest przez wszystkie rośliny upragniony.
Znaleźliscie kurki w parku? Ale fajnie! Ale pychota! Nie dziwię się, że wywołaliscie tam sensację zbierając te żółte grzybki. Zazwyczaj anglosasi pojęcia nie mają o dzikich grzybach i uznają tylko pieczarki.Doświadczyliśmy tego w Australii, gdzie w dużych ilościach rosły maślaki i rydze a poza nami Ukraińcami i Rosjanami nikt ich nie zbierał. Jednak bracia Słowianie maja odmienne niż inne nacje zwyczaje kulinarne. W ogóle wiele nas łączy i ogromnie boli, że teraz tak bardzo też dzieli...
Uściski serdeczne zasyłam Ci Marylko!:-)*
Ten park przypomina wielki las, tyle, że ma asfaltową ścieżkę wokół jeziora. Świetnie, że nie zbierają, bo to znaczy, że po każdej ulewie będziemy mieli ucztę:) Olu zaczęłam czytać "Legendę" i przepadłam, w sobotę lecimy na krótkie wakacje i już się nie mogę doczekać na cudowne godziny w samolocie, gdzie całkowicie pochłonie mnie czytanie. To bardzo niezwykłe, że spotkały się tak wyjątkowe osoby z wyjątkowymi psami. Uściski Olu:)
UsuńJak dobrze, że masz tam takie leśne, kurkowe parki. Czyli jest lepiej niż w Polsce, bo tu konkurencja w zbieraniu grzybów ogromna, no a na dodatek w tym roku na Podkarpaciu grzybów brak.
UsuńCieszę się, że podoba Ci się "Legenda":-)
Buziaki serdeczne Ci zasyłam i zyczenia szczęsliwej podrózy!:-)
Smakowicie wygląda krupniczek na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńI to drewno takie dorodne, na waszym podwórku. Dużo drewna od razu daje człowiekowi spokój, gdy się obawia trudnej zimy. Jeszcze tylko zapas świec, nafty do lampy, książek do czytania i strachy w kąt.
Nasz pracownik dochodzący trudni się wycinką sprzedażą drewna, i teraz u nas w ogóle nie robi, bo cały czas ma zamówienia. Siedzi w lesie i tnie. I szybko zwozi na swoje podwórko, bo ( ciężkie czasy ) mu to drzewo ścięte i pocięte z lasu raz już ktoś ukradł. Różne są więc metody szykowania się na ciężkie czasy. Jeden kupi, drugi płacze że nie ma za co, a trzeci ukradnie.
W sierpniu byliśmy w Dynowie, Przemyślu i Dubiecku. To rodzinne strony mojej Mamy, i wybraliśmy się grupą rodzinną na coroczną wycieczkę. Pięknie tam u Was.
Drewno przed zimą to podstawa. Zresztą już teraz sie bardzo przydaje, bo chłód już wdziera sie do domu a ileż można jeśc najbardziej nawet rozgrzewajacy krupniczek?:-)
UsuńI w naszych okolicach codziennie ludzie tną i zwożą drewno. Śpieszą sie przez zimą. No i coraz wyraźniej zdaja sobie sprawę, że na węgiel chyba nie ma co liczyc w tym roku. Pewnie też zdarzają sie kradzieże. Jak zawsze zresztą. Nie da sie tego upilnować.
O, to byłaś bardzo blisko mnie, Agniecho!:-)) Tak, pięknie jest na Pogórzu Dynowskim. O każdej porze roku. A to mało jeszcze znane w Polsce strony, więc i turystów nie ma tu za duzo. Ciekawa jest tutejsza przyroda, ukształtowanie terenu i historia tych miejsc. Ciekawa jestem jakie wspomnienia ma Twoja mama z dawnych czasów, gdy tu mieszkała? Najcenniejsze zawsze dla mnie i najbardziej interesujące są takie osobiste, indywidualne wspomnienia.Będąc w bibliotece szukam zawsze takich ksiażek.
Ściskam Cię bardzo serdecznie!:-)*
Krupniczek! Będzie następny - dzięki za inspirację - bo teraz kończymy sagan żurku :) Mniam! Gruszek zazdroszczę! Naszą staruteńką gruszkę musieliśmy w tym roku wyciąć, bo uschła do cna. To niestety dłuższa i smutna historia o gospodarskich decyzjach naszych poprzedników, które to cudne drzewo o fantastycznych owocach przypłaciło życiem :( A nowej gruszki jeszcze nie wsadziliśmy. Hołubię te ostatnie słoje gruszek, co mam zachomikowane w piwnicy i wzdycham tęsknie.
OdpowiedzUsuńŁapkowy problem i nas ostatnio dopadł. Jeden z naszych dzikich, ogrodowych kotów najpierw przepadł, a potem pojawił się z łapą w opłakanym stanie - brzęk, zdarta skóra i mięśnie, zapalenie. Jak się udało dzika złapać i odstawić do wetów, okazało się, że jest ofiarą wnyków :( Jak napisała wyżej Agniecha - różnie sobie ludziska będą radzić w trudnych czasach, stawianie wnyków też wchodzi najwyraźniej w zakres "radzenia sobie". Łapę na szczęście udało się uratować, nawet zaczyna normalnie wyglądać tylko zostały okropne łyse blizny.
Żurek! Mniam! Mam swój zakwas, wiec pewnie wkrótce i u nas zapachnie żurkiem z dużą ilością czosnku!:-)
UsuńSzkoda Twojej starej gruszki...Ale co poradzić. Na wiele rzeczy niestety, człowiek nie ma wpływu.
Biedny Twój kotek!Wyobrażam sobie jak cierpiał. W naszych stronach też zakładają wnyki. Zawsze to robiono, niezależnie od tego czy czasy trudne, czy łatwiejsze. Ot, taka ponura tradycja! Kiedyś moja psinka Zuzia złapała sie w takie wnyki.Odbiegła w bok podczas spaceru i stało się.To było przerażające.Nagle usłyszałam jej straszny skowyt. Dzięki temu szybko ja znalazłam. Złapało ją w pół a im mocniej sie szamotała tym mocniej drut sie na niej zaciskał. Ależ to był ból.....Z trudem ją wtedy uwolniłam z tych drutów, które ktoś załozył w lasku tuz za naszym polem.Na szczęście poza otarciem skóry nic się jej wtedy nie stało...
Ech, są ludzie i ludziska. I obawiam się, że działalnośc owych ludzisk bardzo sie teraz wzmoże.
Serdeczne pozdrowienia Ci zasyłam i życzenia by kotkowi ani zadnemu ze zwierzaków już wiecej sie takie sytuacje nie zdarzały!*
Z pozytywnym uczuciem przyjęłam jesień i jej humory. Mieszkając w bloku, nie ma się większych zmartwień jak nie zapomnieć zabrać przeciwdeszczowego palta na spacer.
OdpowiedzUsuńI mnie nie martwi nadejście jesieni w tym roku. Po gorącym lecie to odpoczynek dla nas i przyrody. Nareszcie codziennie pada. Ale wieczorami czuć już chłodek i wilgoć...Trzeba w piecu troche palić.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-)
Oj jesień mało złocista przyszła. U nas w górach już śniegiem sypnęło. W dolinie pada i chłodno.
OdpowiedzUsuńByłam na trzy dniowym plenerze, łapaliśmy chwile ze słonce i suche. Dobrze, że humory dopisały.
Misia bardzo dzielna. Zawsze mnie złości to beztroskie bieganie psów po drogach. Takie skrajności
albo na łańcuchu albo luźno poza obejściem. Krupniczek mi zapachniał, chyba trzeba będzie ugotować sobie.
Póki co usmażyłam sobie trochę powideł ze śliwek, bo bardzo je lubię. Życzę ciepełka na zewnątrz
jak i przy kominku. Trzymajcie się zdrowo bo to najważniejsze.
Tak, coraz zimniej sie robi. U nas jeszcze śniegu ani przymrozków nie było, ale i tak odczuwamy już mocno wieczorny i poranny chłód. Dzisiaj pięknie świeci słonce. Moze zrobi sie cieplej.
UsuńTak, Misia jest dzielna, ale i bardzo uparta. To sprawia, że to ona własnie najdłużej ujada pod bramą. Nawet, gdy nie ma za nią już obcego psa.Ale ona tego nie widzi, wiec nadal biega podniecona i rozszczekana!
Po krupniczku była u nas zupa dyniowa a teraz grzeję zurek. Gorąca zupka na sniadanie to jest to!:-)
Pozdrawiamy cię serdecznie, Olu!:-))
Natchnienie mnie naszlo i ugotowalam krupniku 😂 Pieknej zlotej jesieni wam zycze Olu ( ale noca niech pada coby sie ziemia napila). U nas w ogrodku pojawil sie rudzik ( robin) , co definitywnie oznacza jesien .. W tym roku jakos tak lagodnie weszla i jakos dobrze na mnie dziala ... Przyroda jakby nagle zastygla , jakby nagle zatrzymala sie ...kolory zmieniaja sie pomalutku, przebarwiaja delikatnie, rosliny jakby ogladaja sie jedne na drugie , ale juz nie rywalizuja, juz nie rosna, juz nie buchaja checia ktora lepsza i wieksza urosnie...twraz czekaja grzecznie i po kolei skladaja ubranka szykujac sie do zimy .... Jest slicznie , cicho i spokojnie ... 😍
OdpowiedzUsuńZupy w czas chłodu to cudowna rzecz. A najlepiej takie gęste, treściwe, sycące na długo. U nas po krupniczku była dyniowa, teraz jest żurek na domowym zakwasie. Wszystko pycha!:-)
UsuńJesiennie się robi, to prawda. I jeśli do tego jest słonecznie, to za oknem jest kolorowo i przepięknie. Ale szczyt przebarwień dopiero przed nami. Jeszcze sie napatrzymy, nacieszymy, zdjec napstrykamy. Byle zdrowie było i spokój w duszy.
Kitty! Ściskam Cię mocno i serdecznie cudownej jesieni życząc!:-))
Czekam z utesknieniem na te dynie! Na razie w sklepach ani sladu - byly tylko takie maciupkie biale , ktore kupilam do dekoracji domu... Czekam na porzadne dyniochy - bedzie zupa dyniowa ze skwierczacym boczkiem - i bede mrozic na pozniej ... Goraco cie sciskam Olenko 🥰🥰🥰
UsuńU nas sezon dyniowy w pełni. To znaczy mam dynie ze swojego pola. I nawet nie wiem, czy już pojawiły sie w sklepach. Pewnie tak. Na myśl o zupie ze skwarkami mój żołądek zareagował bardzo entuzjastycznie!:-)
UsuńKitty droga! I ja ściskam Cię bardzo serdecznie!:-)♥
Biedne Misiątko! I jeszcze te stresy u weta. Tyle dobrego (szczęście w nieszczęściu), że gaśnięcie światła by jej nie wystraszyło dodatkowo, bo tak ma na stałe.
OdpowiedzUsuńCzemu Ci sąsiedzi tak po okolicy samopas puszczają tego psa? Nie boją się o niego?
Kocham, pozdrawiam!
Anita Jawor
Misiątko jest zawzięte i uparte, dlatego szczeka zawsze najdłużej pod bramą. Nikt by jednak nie pomyslał, że moze sobie przy okazji zrobic taką krzywdę. Na szczęscie, już z nia dobrze. A ten obcy pies, jak i parę innych tutejszych psów biega kiedy chce i gdzie chce. To nie są psy domowe, ale trzymane zazwyczaj przy budzie albo w stodole. Właściciele nie przejmują sie tym, co ich psy robią przez całe dnie. W ogóle to na wsiach w większosci albo psy są trzymane na łańcuchach przy budach (przez całe zycie) albo biegają sobie wolno jakby były bezpańskie...
UsuńJa też Cie kocham i pozdrawiam córeńko!:-)♥