"Zabawa na gdyńskiej plaży" - fotografia ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
Często czytając książki albo oglądając filmy dziejące się w przededniu drugiej wojny światowej zastanawiałam się jak ci ludzie mogli wtedy żyć tak normalnie, tak zwyczajnie? Czy nie dostrzegali zwiastunów zła, które nieuchronnie nadciągało? Czy byli kompletnie nieświadomi tego, co dzieje się na świecie i za moment może też dziać się na ich podwórku? A może po prostu nie chcieli tego dostrzegać? Lepiej wszak przeżyć swoje życie, to dane nam króciutkie istnienie łątki jednodniówki we względnym spokoju i zadowoleniu, niż tracić czas i energię zamartwiając się tym, na co nie ma się wpływu. Dlatego pewnie ówcześni bagatelizowali wiadomości mogące zaburzyć ten ich optymistyczny ogląd rzeczywistości albo zupełnie odsuwali je od siebie, nie chcąc mieć do czynienia czy też wyśmiewając nawet osoby informujące je o zagrożeniach. Woleli wierzyć, że nie będzie tak źle. Bo nie może być. Bo zawsze wszak jakoś tam będzie. Nie z takich opresji się przecież wychodziło. A poza tym co może taki szary człowiek wobec całej machiny wojennej, wobec polityków, którzy realizują swoje interesy jak zawsze nie przejmując się losem zwykłych zjadaczy chleba? Niewiele, a zatem lepiej odwracać głowę i zajmować się sobą. Bo tylko na to, co blisko nas możemy mieć jakiś wpływ. Na nic więcej.
W sierpniu 1939 roku kawiarnie, kabarety, kina i teatry pękały wręcz w szwach. Ludzie bawili się, śmiali, tańczyli, znieczulali wszelkiej maści alkoholem i narkotykami, romansowali i kochali się na zabój, płodzili dzieci, wyjeżdżali na letniska, uprawiali sporty, pisali wiersze, piosenki i opowiadania, zbierali w sadach pachnące jabłka by robić z nich pyszne przetwory na zimę. A wszystko to czynili bardzo zachłannie, rozpaczliwie, jak gdyby na zapas, jak gdyby chcieli nacieszyć się tą cudowną intensywnością, zanim pryśnie ich tęczowa bańka mydlana…
Mam wrażenie, iż teraz jest podobnie. Mimo szalejącej drożyzny, mimo widma braku węgla do ogrzewania domów, mimo postępującej upadłości wielu firm, mimo zapchanych chorymi na depresję oddziałów psychiatrycznych, mimo realnej możliwości blackoutów oraz zagrożenia wojną jądrową życie kwitnie jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby istniały dwie różne, lecz równoległe rzeczywistości. I sama już nie wiem, która z nich jest prawdziwa, a która medialna i wirtualna. Może w ogóle wszystko to jest jednym wielkim Matrixem? Albo Titanikiem, na którym orkiestra będzie grać do samego końca, bo tratw ratunkowych i tak dla wszystkich nie starczy…? No bo spójrzcie. Kawiarnie i restauracje, mimo kosmicznych cen, pełne gości. Galerie handlowe – podobnie. Młodzież gromadnie bawi się w swoich pełnej ogłuszającej muzyki klubach. W telewizji jak zawsze jeden kiczowaty program rozrywkowy za drugim, a nieśmieszny kabaret za kolejnym, żenującym kabaretem. Reklama goni reklamę. Wymalowane wyzywająco panienki o bezmyślnych oczach nakręcanych lalek zachęcają do kupna takich to a takich napojów, ubrań, kosmetyków, chipsów oraz telefonów komórkowych. Udający farmaceutów aktorzy szczerząc się optymistycznie namawiają do nabycia leków oraz suplementów na wszelkie przypadłości. W Internecie popularni influencerzy i tiktokerzy kręcą swoje dziwne biznesy zarabiając na klikalności i oglądalności materiałów o modzie, kuchni, podróżach albo sportach ekstremalnych. Wszystko jak gdyby nigdy nic, a nawet bardziej niż zazwyczaj kwitną przejawy rozbuchanej egzystencji, życia aż do upicia…
I my też, wpisując się w ten trend tu na blogach, w tym naszym przytulnym, budyniowym świecie piszemy zazwyczaj o sprawach błahych i emocjonalnie neutralnych. Tak, jakby o poważnych rzeczach pisać nie wypadało. Jakbyśmy chcieli zostawić je za bramą tego zaczarowanego ogrodu. Jakbyśmy zawarli między sobą jakiś układ, by pewnych tematów lepiej nie poruszać, bo nieruszane zdają się niczym stary niedźwiedź, który śpi. Po cóż więc go budzić? Wystarczy, że zatykamy uszy by nawet nie słyszeć jego chrapania. Zamykamy oczy by nie widzieć jak zwierz przewraca się z boku na bok. I robimy swoje, jak zawsze. Bo cóż innego moglibyśmy zrobić…? Czy może odważnie rzucać się hurmem na owego drzemiącego zwierza, ryzykując iż pierwsi w szeregu zostaną dotkliwie pogryzieni i zjedzeni a reszta śmiałków w tym czasie zrejteruje i jak zwykle nic poza wstydem i jeszcze większym osamotnieniem nie wyniknie z naszego sprzeciwu…?
Wielu z nas zmęczonych, zniesmaczonych i znudzonych jest medialnym straszeniem, nagonką na jedną czy drugą opcję polityczną, bezustannym skłócaniem narodu, nawarstwiającymi się absurdami prawnymi oraz gładkimi kłamstwami panów w drogich garniturach. Wielu to nawet nie obchodzi, bo w tym czasie przeżywa swoje osobiste dramaty i zmaga się z problemami niezwiązanymi z tym wszechogarniającym polityczno-propagandowym bagnem. Komuś sypie się zdrowie. Komuś rozpada się małżeństwo. Ktoś nie może się pozbierać po czyjejś stracie. A ktoś umiera z samotności…Dlatego tu, na blogach stworzyliśmy sobie taką przyjazną, lecz nieco cukierkową enklawę, gdzie próbujemy odpocząć od trudnych tematów i spraw przerastających możliwości naszego zrozumienia oraz wpływu na nie. Wkraczamy do tego wielobarwnego ogrodu z ufnością, iż to miejsce jest naszym ciepłym schronieniem, ucieczką, haustem świeżego powietrza. Dlaczego jednak coraz częściej doznaję wrażenia, że ten blogowy raj utrzymywany w sztucznej sterylności zaczyna się dusić w nazbyt słodkim sosie, zaczyna odstręczać niby luksusowe aquaparki obfitujące w biały piaseczek, sztuczne palmy i turkusowe baseny, lecz bez powodzenia próbujące imitować prawdziwe, tropikalne plaże?
Ku czemu zmierzamy? Czego szukamy – prawdy, czy iluzji? Gdzie właściwie jesteśmy, my z krwi i kości? Czujący i myślący. Nieudający nikogo. Na pozór tak pewni swego i urządzeni w życiu a tak naprawdę otoczeni wzburzonym oceanem i coraz bardziej rozbujani na kruchej łódeczce swego losu…? Wiatr pcha tę łódeczkę to w jedną, to w drugą stronę a my skostniali z zimna, otępiali ze zmęczenia nawet już nie chcemy, nie umiemy podnieść porzuconych gdzieś w kącie wioseł…Niech się zatem dzieje co chce. Co ma się dziać. Byleby z tego wszechogarniającego Matrixu udało nam się wyszarpnąć dla siebie odrobinę świętego spokoju i przeżyć jak gdyby nigdy nic kolejny dzień. I kolejny. Bo gdzieś tam w duszy wciąż kołacze się nam nadzieja, że może wcale nie będzie tak źle, jak się wydaje i już za chwilę się rozpogodzi a my ujrzymy wreszcie na widnokręgu upragniony ląd. Tak sobie dumam razem z wszystkimi bezradnie dryfując na falach. A w deszczowe dni robiąc przetwory z gruszek i malin, czy też walcząc z inwazją myszy na mój dom oraz atakiem pleśni na owoce w ogrodzie, czekam z utęsknieniem na zapowiadaną złotą, polską jesień…
A lato 1939 roku było naprawdę piękne…
" Lato 1939 r." - fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Poniżej rozmowa z osobą, która w ciekawy sposób patrzy na to, co dzieje się obecnie, Mowi tez o tym co nas czeka. Moim zdaniem warto posluchac...
Poniżej link do vloga wspaniałego piekarza, który na YT próbuje przekonać ludzi do idei budowania wspólnych pieców chlebowych dla wsiach, z których ludzie będą mogli korzystać kiedy nie będą mogli kupić pieczywa w sklepie albo sami go sobie upiec...
Piece chlebowe do wspólnego użytku - ciekawy pomysł polskiego piekarza
Olu Twoj wpis to kwintesencja tego co sie dzieje wokol nas, ale ma w sobie dosc ciezkie, zlowieszcze przeslanie... Jesli nie chcemy chowac glowy w piasek i zaklinac rzeczywistosci , to jednak trzeba zaczac dzialac.. Ludzie organizuja sie w wielu krajach, zakladaja male spolecznosci wspierajace sie wzajemnie w wymianie fachowej wiedzy, w uprawach wlasnej zywnosci, w rekodziele. Jesli Siewcy Strachu naprawde pozbawia nas gazu, ogrzewania, paliwa to pierwsza rzecza ktorej zabraknie bedzie ... zywnosc. Nie mamy sie bac - mamy dzialac. Uprawiac na mala skale ile sie da, zbierac nasiona, robic zapasy, a ci ktorzy sa w miastach - musza z powrotem nauczyc sie zyc z ludzmi, z sasiadami, pomagac sobie wzajemnie , bo tylko tak mozemy przetrwac. Mysle ze z tego calego chaosu moze sie tez narodzic nowa sila w ludziach, ktora mieli , a ktora zatracili w ostatnich dekadach, ktora nam zastapiono gadzetami, reklama , kupowaniem tysiecy niepotrzebnych rzeczy, zaspokajaniem zachcianek bez kiwniecia palcem... Teraz przyjdzie czas , aby zrzucic te sztuczne loczki i zakasac rekawy, od poczatku. Oczywiscie ci, ktorzy sa na to zbyt leniwi, zbyt roszczeniowi badz zbyt glupi, aby dac cos z siebie - ci nie maja wielkiej szansy. Reszta sobie poradzi .
OdpowiedzUsuńKitty!!!
UsuńKochana Kitty! Być może jest jeszcze nadzieja na jakąs pozytywną zmianę, że jeśli ludzie rzeczywiście masowo sie przebudzą a potem zakaszą rękawy i wezmą sie za działanie, za współpracę, może jest jeszcze jakaś szansa na odwrócenie tego złowieszczego trendu związanego z globalnym resetem, który zaczyna sie przejawiać w każdej dziedzinie życia. Jeśli nie - będzie tak, jak chcą owi psychopatyczni reformatorzy...I wkrótce obudzimy sie w "Nowym, wspaniałym świecie", bez mozliwosci ponownej ucieczki w błogi sen...
UsuńNo pasaran Olu, no pasaran! Nie przejda z tym planem , nie przejda🤞🤞🤞
UsuńOby!!!
UsuńPrzed wojną bywało, że ludzie nie mieli czym palić w piecu choć węgiel był. Wcześniej czy później cały węgiel wydobędziemy i spalimy i co dalej?
OdpowiedzUsuńSlonce jest nieskonczonym zrodlem czystej energii - ale poki mozna na ludziach zarabiac, poty zadne rzady ( czytaj : koncerny) nie dopuszcza do tego, aby ludzie pobierali sobie czysta energie za darmo. Chyba, ze ludzkosc naprawde sie obudzi j zrzuci to jarzmo.🤞
UsuńZgadzam się z Kitty - jest słońce, jest energia geotermalna, wodorowa, atomowa, kwantowa itd. A pewnie wkrótce zostanie wynalezione jakieś nowe źródło czystej energii, o którym dzisiaj nawet nam sie nie śni. Tak czy siak, jak zapewniał prezydent, węgla miało nam starczyć na dwieście lat a tymczasem dzieje się to, co sie dzieje...To zdaniem wielu celowo wywoływany kryzys globalny, aby społeczeństwa w szybkim tempie przystosowały sie do zmian. A kto sie nie dostosuje - odpadnie z gry. Komuś tam na górze bardzo sie śpieszy by przewrócić świat do góry nogami...
UsuńNie wiem o czym myśleli ludzie w dużych miastach, znam tylko relacje moich bliskich. Dziadkowie borykali się z biedą, chorobami, problemami przetrwania w ogóle, a o kawiarniach i teatrze nikt nie myślał. nawet bilety kolejowe były drogie, dziadek pracował na kolei, wiec miał zniżkę.
OdpowiedzUsuńGdy wybuchła wojna, popadli w jeszcze większą biedę, w dodatku mieszkali obok obozu zagłady.
My i nasze dzieci tego nie pamiętamy, trudno wyobrazić sobie dziś funkcjonowanie bez prądu, nie mówiąc o innych niewygodach.
Być może obudzimy się jako społeczeństwa zbyt późno, by uratować cokolwiek.
jotka
Asiu! Oczywiście róznie to było w róznych miejscach naszego kraju. Wiele zależało od stylu zycia, od poziomu zamożności.I wojna w sumie niewiele tę rzeczywistość wiejską zmieniła. Bywało groźnie i biednie (pacyfikacje wsi, kontrybucje, wywozy na roboty, rewizje, donosicielstwo, palenie domów przez Niemców itp.), ale ogólnie to jednak nie było tam chyba tak strasznie jak w miastach( oczywiście z pewnymi wyjątkami, tak jak w przypadku Twoich dziadków, którzy mieli nieszczęście sąsiadować z obozem zagłady) . Dzisiaj też, moim zdaniem, zachodzące na swiecie zmiany najmniej są jeszcze odczuwane i najmniej dotkliwe na wsi. W końcu ludzie mają swoje pola, dzięki którym mają możliwośc zapewnienia sobie jakiegoś jedzenia. Maja lasy, z których pozyskują drewno na opał. Jednak postępująca drożyzna, zagrożenie wojną oraz coraz bardziej restrykcyjne prawo także na wsi doprowadzają ludzi do biedy i frustracji...
UsuńKiedy na terapii zaczynałam mówiłam na przykład: bo człowiek to już nie wie...; moja terapeutka zawsze mi przerywała i pytała: jaki człowiek??
OdpowiedzUsuńZawsze mnie to denerwowało, ale teraz się z tego śmieję. Bo przecież żaden człowiek, tylko JA. Ja siedzę na krześle i mówię o sobie. Kiedy mówiłam: człowiek; znaczyło to, że nie biorę odpowiedzialności za moje emocje, próbuję się dystansować od tej osoby, która opowiada, czyli mnie. Przeczytałam twój post tak jakbyś wszędzie mówiła: ja myślałam, ja mówiłam, ja robiłam.
Nie dawno była opowieść o pandemii, od początku czułam, że coś nie tak. Nawet w pierwszym miesiącu, kiedy strach był ogromny. Coś jest nie tak, to się nie klei. I nie kleiło się, rzeczywistość moja wokół cały czas mi to pokazywała. Teraz mam to samo uczucie. Jak na rasowego foliarza przystało :) Teraz ufam sobie bardziej. Kolejna opowieść trwa i nie klei się, coś jest nie tak, brak racjonalnych przesłanek do idiotycznych działań. Coś innego pracuje w tle. Więc nie zastanawiam się nad apokalipsą Ola, bo jej nie będzie :) Z utęsknieniem czekam na kosmitów, przynajmniej będzie ciekawie :D
Jesień sprzyja smutkom, depresjom i strachom. Ale raczej wydrążę dynie i wstawię w nie świeczkę. Będzie jak będzie, ale czuję, że wcale nie tak źle ;) Możesz cieszyć się życiem, nie martwic i nadal być dobrym człowiekiem.
Wszyscy możemy.
Aniu, to co napisałam dotyczy nie tylko moich odczuć (nie wypieram się swojego "ja" ani nie chowam się za nikim, ale rzeczywiście głównie ze względów stylistycznych lubię używać sformułowania „człowiek” czy też „ludzie”). Mój tekst odnosi się do odczuć wielu ludzi, z którymi rozmawiam, o których myślę, czytam i słyszę. Mam wrażenie, że wiele osób myśli podobnie do mnie, ale boi się albo nie potrafi wyrazić tych myśli na głos i spycha to wszystko gdzieś do podświadomości. Zatem powyższym postem chciałam wyrazić na głos nie tylko swoje refleksje i lęki, ale obawy wielu takich jak ja "człowieków".
UsuńBo moim zdaniem trzeba na głos wyrażać swoje obawy, dzielić się z innymi swoimi najbardziej nawet absurdalnymi niepokojami czy dziwacznymi przemyśleniami, nie pozostawać w zamkniętym kręgu wypierania, nie chować najważniejszych rzeczy w sobie. Trzeba być prawdziwym i wiernym sobie, nawet jeśli to miałoby pociągać za sobą ludzką niechęć, czy nawet jakiś rodzaj ostracyzmu. Także tu, na blogu trzeba być sobą, bo jeśli nie można być sobą, to lepiej w ogóle nic nie pisać... No właśnie. A przecież wiele osób w ostatnim czasie pisać przestało. Może jakaś taka bezsilność i apatia ludzi opanowała? Może chowają się w tym milczeniu, w cichej, niemożliwej do wyrażenia rozpaczy, w której uwięźli niczym muszki w pajęczynie… ?Nie wiem. Mogę tylko błądzić w czczych domysłach. Nie da się chyba jednak nie zauważyć, że wielu osobom obecne czasy podcinają skrzydła, bo coraz trudniej się w tym świecie odnaleźć, coraz mniej w nim miejsca na beztroskę i normalność.
Od dwóch i pół lat świat wariuje, staje się coraz mniej przewidywalny, to wywiera wpływ na każdego - czy tego chce czy nie. I coraz więcej osób to dostrzega, choć niestety wielu nie potrafi połączyć ze sobą kropek i zauważyć jak jedno wynika z jednego. I ja też mam z tym problem, bo w tym wszystkim trudno doszukać się logiki i oddzielić ziarno od plew...Niby pandemia, niby wojna, niby brak surowców energetycznych…Wszystko sprytnie wymieszane: to, co na niby z tym, co naprawdę. I też zastanawiam się Aniu, jako foliara i jako zwykła istota ludzka, co z tego wszystkiego wyniknie? Po co to wszystko? Bo przecież nie po nic. Może nawet i kosmici pojawia się w tej abstrakcyjnej układance! W tym wariatkowie wszystko jest przecież możliwe!:-)
Oczywiście potrafię cieszyć się tą normalnością, którą mam tutaj, ale nie da się przecież żyć i chyba się nie powinno w całkowitym oddzieleniu od tego, co się dzieje dokoła i na świecie, bo nawet jak my nie będziemy tym światem zainteresowani, to on prędzej czy później zainteresuje się nami.
Aniu, wiele razy już dyskutowałyśmy blogowo na podobne tematy, więc znamy mniej więcej swoje sposoby myślenia, odczuwania i przyjmowania tego wszystkiego. I ten raz pewnie nie będzie ostatnią dyskusja z tego cyklu!:-)
(Prawdopodobnie dołączę na końcu tego posta linka do wywiadu z osobą, która moim zdaniem w sposób jasny to wszystko tłumaczy. Może ktoś będzie miał chęć i czas by tego posłuchać.)
Kiedy zastanawiałam się co Ci, Olu odpisać, moim oczom ukazał się filmik na YT z takim tekstem :
OdpowiedzUsuń" Istnieją trzy pułapki, które kradną radość i spokój: żal z powodu przeszłości, niepokój o przyszłość i niewdzięczność za teraźniejszość. " Osho Chandra Mohan.
Uśmiechnęłam się do siebie. To była odpowiedź wszechświata na moje pytanie co Ci napisać w komentarzu.
Marytka***
Dziękuję, Marytko. Ten tekst autorstwa Osho naprawdę jest ważny wart przemyślenia. Wszechświat chyba cały czas coś do nas szepcze, tylko nie zawsze potrafimy go usłyszeć i zrozumieć a przede wszystkim wdrożyć w życie jego rady.
UsuńUśmiecham sie do Ciebie, Marytko!:-)
Wiedzieli, czuli przez skórę ale mieli syndrom wyparcia. Dokładnie jak my dzisiaj. Nikomu normalnemu, przysłowiowemu Kowalskiemu, który chce spokojnie żyć, spokojnie pracować, wychowywać dzieci, pojechać czasem na wakacje i mieć swoje przyziemne problemy, nie mieści się w głowie, że znowu ludzie ludziom gotują piekło. W '39 też wierzyć w to nie chcieli, bo dopiero co jedna OKROPNA wojna się skończyła, była na świeżo w pamięci i nikt normalny nie chciał do siebie dopuścić myśli, że ktoś może dążyć, może pragnąć powrotu tego koszmaru. Najlepiej to ilustrują ostatnie akapity książki Magdaleny Samozwaniec "Maria i Magdalena". Wczasy w Juracie. Maria ostrzega rodzinę, próbuje skłonić do ucieczki, do działania, bagatelizują, w końcu sama pakuje manatki i wyjeżdża - wtedy siostry widziały się ostatni raz w życiu... Nie chciało mi się całości przepisywać, więc zdjęcie tekstu wysłałam Ci Olu na maila. Możesz dołączyć do posta.
OdpowiedzUsuńPiesu, a moze komus zalezy, zeby to co normalnie zajmuje sie wojna - obecnie zajac bez wojny? Popatrz, wystarczy caly czas podsycac strach, niepewnosc, zagrozenie i ludzie tak jak Maria beda uciekac , zostawiajac za soba ziemie, domy , swoj kraj.. A to pozniej zagospodaruja nastepcy, ktorzy z checia przyjda na gotowe ... Ile ja osob znam, ktore robia juz konkretne plany wyjazdu , cale rodziny. Tylko czy naprawde trawa po tamtej stronie jest bardziej zielona? Kitty
UsuńMoże i tak. Rasowi foliarze i szury (czyli tacy jak my :D) twierdzą, że trzecia wojna światowa już trwa, bo jest to głównie wojna ekonomiczna. Tylko gdzie chcą ci ludzie uciekać Kitty? Bo od 1939 świat jakby nam się skurczył... Ta obecna degrengolada jest naprawdę globalna.
UsuńNo jak to gdzie? Na ten " normalny" cudowny Zachod!:)) Ha ha, ta normalnoscia , ktora ja tu poznalam przez te ostatnie lata chetnie sie podziele, mam jej az naddto. Jako rasowy " szur" ( a moze szura?:), chetnie pooprowadzam wycieczki po tej zachodniej normalnosci . Degrengolada jest globalna bo taka ma byc - nie od parady od lat slychac w mediach slowo : globalny ; odmieniane dziesiatki razy dziennie. Ale ono nie wzielo sie znikad - wychodzi z kilku " swiatowych" zrodel, ktore zarzadzaja swiatem : ONZ, WHO, WEF , i pare innych organizacji, stworzonych do tego celu. To one zafundowaly nam te normalnosc, ktora mamy dzis praktycznie w kazdym kraju ( globalnie solidarni sa) - trzeba wypelnic zalozenia Agendy 2030, pakietu klimatycznego i tzw. net zero. I po to trzeba wyrugowac ludziom gaz, paliwa stale i inne " przyjemnosci" Niech zdychaja, niech zra robaki, nuech marzna po to aby ci co zostana, mieli wiecej i lepiej. Kitty
UsuńPiesu! Dziękuję za przypomnienie książki M.Samozwaniec i tego momentu, gdy Maria usiłowała namówić swoich bliskich do ucieczki. Nie udało się, niestety...Tak, ale wtedy było jeszcze gdzie uciekać. Choć czasy zbliżały sie straszne, bo były miejsca na świecie, których wojna miała nie dotknąć. Dzisiaj niestety wszędzie jest podobnie.Ten sam plan realizuje sie w każdym zakątku globu. No, może gdzieś w dzikich ostępach Syberii, Alaski albo Afryki da się jeszcze żyć po swojemu, ale czy o takie życie nam chodzi?
UsuńKitty! W odmętach Internetu znalazłam niedawno taką oto piosenkę Jacka Kaczmarskiego. Jej słowa, moim zdaniem bardzo pasują do obecnej sytuacji:
UsuńWróżba
Kary nie będzie dla przeciętnych drani,
A lud ofiary złoży nadaremnie.
Morderców będą grzebać z honorami,
Na bruku ulic nędza się wylęgnie.
Pomimo wszystko świat trwać będzie nadal –
W Słońce i Kłamstwo wierzą ludzie prości.
Niedostrzegalna szerzy się zagłada,
A wszystkie ręce lśnią aż od czystości.
Handel, jakich nie było, z chciwością się zmaga,
Na gorycz popytu, na zdradę ceny nie ma.
Uczynków złych i dobrych kołysze się waga
Z pełnymi krwi szalami obiema.
Nieistniejące w milczeniu narasta,
Aż prezydenci i gwiazd korce bledną.
Coś się na pewno wydarzy – to jasne,
Ale nam wtedy będzie wszystko jedno.
Teksty Kaczmarskiego są uniwersalne, bo on nie pisał o czasach ale o ludzkiej naturze i co ludzie ludziom zrobić potrafią.
UsuńDobrze, że tyle tych tekstów napisał, że nadal jest co odkrywać w ogromnym skarbcu Jego twórczości. Szkoda tylko, że już Go nie ma, bo ile jeszcze mógłby wspaniałych piosenek napisać, ile przenikliwych wierszy stworzyć w naszych czasach...No i nie widac na horyzoncie nikogo, kto choćby w minimalnym stopniu mógłby być uznany za następcę Kaczmarskiego. Nie ma Osieckiej, Kofty, Młynarskiego, Kaczmarskiego...Puste miejsce po nich czeka na wypełnienie. I czasy czekają, które potrzebują nowych, natchnionych twórców i bardów potrafiących dotykać ważnych spraw oraz budzić wzruszenie, poczucie wspólnoty, głęboki namysł, a wreszcie chęć działania...
UsuńMoże tak jak teraz, większość nie wierzyła, że będzie wojna? Są blogi na których pisze się o polityce. Ja mam jej tak dużo wokoło, że zrezygnowałam z niej na swoim blogu. Polityka nie jest moim hobby a treść blogów dobieram pod zainteresowania. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMoże większość rzeczywiście nie wierzyła a może wypierała ze świadomości obawę przed tym, co nadciągało? Teraz też wielu wypiera ze swojej psychiki obawy przed licznymi zagrożeniami. Odcina się od wiadomości i zyje swoim życiem jak na jakiejś wyspie. Moze to i dobre. Tylko nie każdy tak potrafi...
UsuńKtoś gdzieś napisał, że "nawet jak my nie interesujemy się polityką, to polityka prędzej czy później zainteresuje sie nami." . Niestety, dzisiaj życie i polityka przenikają się coraz mocniej, nie do oddzielenia od siebie...
I ja pozdrawiam Cie bardzo serdecznie, Agatku!:-)
Tez mnie czesto zastanawia to wypieranie czy moze "wiara w cuda", ale co ja moge? Kazdy robi jak lubi i nic mi do tego. Juz jesienia ubieglego roku pisalam, ze bedzie problem z zywnoscia... no ale spotkalo sie to jesli nie z grzecznym zdziwieniem, to z otwartym wysmianiem.
OdpowiedzUsuńMozna i tak.
Osobiscie wole "miec i nie potrzebowac, niz nie miec i potrzebowac".
Jakos mi ta zasada sie sprawdza wiec ja stosuje.
No cóż, każdy ma swój sposób na życie. I dobrze. Nigdy nie wiadomo przeciez jak sie rozwinie sytuacja i kto lepiej na swoim sposobie wyjdzie. ?Może i to wypieranie jest dobrym sposobem na przetrwanie. Może ma sie dzięki temu więcej świętego spokoju?
UsuńNie pamiętam tego, że pisałaś o nadciągajacym problemie z żywnością i ktos Cię wyśmiał... Wszak my, foliarze od dawna czujemy co sie święci, więc to prawdopodobnie nikt spośród nas...Pewnie to był ktoś lepiej od nas poinformowany!:-)
Tak, Star. Dobrze mieć zapasy na trudne czasy. Tylko trzeba pilnowac żeby ich myszy nie zjadły!:-)
Olu, pisalam o tym na innym blogu jako gosc:) w komenatrzu i wlasnie spotkalam sie z nazwijmy to delikatnie "glebokim niedowierzaniem":)))) Ale tez cos mi sie wydaje, ze to juz bylo wiosna, czyli po slynnym 24 lutego.
UsuńTak czy inaczej, bo to w sumie bez znaczenia, widze jak ludzie luzacko podchodza do sytuacji.
Nie moge powiedziec, ze ja sie tym katuje, ale lubie wiedziec i robie wszystko co moge zeby sie przygotowac.
No tak myszy to problem, wiec staram sie wszystko miec w sloikach, bo jednak szkla raczej mysz nie przegryzie. U nas niby nie ma (narazie) zagrozenia dostaw elektrycznosci itp. owszem ceny beda horendalne a na to nic nie poradze. Natomiast na calym swiecie moga byc ataki na internet a co za tym idzie generalne problemy z dostepem do gotowki. I na to tez jestem przygotowana, przynajmniej na jakis czas, bo nie da sie wszystkiego miec w domu pod poduszka:))
I dziekuje za link do wywiadu z Katarzyna Szewczyk, Kitty mi juz wczesniej o tym powiedziala. Ogolnie uwazam, ze caly kanal Grzegorza Kusz jest wart ogladania, tylko mnie juz czasu nie styka:))) ale bede tam wpadac od czasu do czasu.
UsuńStar! Wydaje mi się, że wielu ludzi z fazy niedowierzania przechodzi teraz (po zimnym prysznicu na głowy) do fazy przystosowania, do desperackiej próby urządzenia sie w nowej rzeczywistości. I moze wydaje im się, że jakos przecież dadzą sobie radę, że siermięzny socjalizm nauczył ich tego i owego...No tak, sle to co sie dzieje to przecież dopiero początek tych globalnych zmian. W socjaliźmie mogliśmy spoglądać z tęsknotą i zazdroscia w stronę kapitalizmu. Dzis nie ma gdzie spoglądać, znikąd brać nadziei bo cały swiat zaczyna się upodobniać i stawać na głowie.
UsuńNiestety, nie da sie wszystkiego zamknąc w słoiki. Myśmy zrobili spory zapas suchej karmy dla psów. Ta karma jest w wielkich, plastikowych worach. Trzymamy ją w jednym z pomieszczeń na pierwszym piętrze naszego domu. Wydawałaby sie tam zupełnie bezpieczna, ale nie, bo do niej właśnie dobrały nam sie myszy...A z kolei ludzie, którzy próbują przechować bezpiecznie swoje zboże w stodołach czy budynkach gospodarczych też maja problem z jego zabezpieczeniem. W niektórych sklepach zaczyna brakować pułapek na myszy. A ten pochód gryzoni przed zima, ta ich przemożna chęć znalezienia bezpiecznego schronienia i zapasu jedzenia dopiero sie zaczęła...
Cieszę się, że spodobał Ci sie wywiad z K. Szewczyk. Ta pani w niezwykle jasny i trafiający do przekonania sposób objaśnia zamysły psychopatycznych globalistów. A do tego potrafi natchnąć nadzieją...I ja uważam, że na kanale G.Kusza jest wiele interesujacych wiadomości i rozmów z ciekawymi ludźmi.
O kurde z karma dla psow to nie pomoge, bo sie nie znam. Ale np. kupilismy jeszcze w ubieglym roku wieksze ilosci suchej fasole, grochu itp. Wspanialy zapakowal to wlasnie w sloiki. Proces jest troche skomplikowany a na pewno wymagajacy czasu, bo najpierw trzeba to zamrozic na bodajze 3 dni potem rozmrozic i wysuszyc w piekarniku (niska temperatura). A potem zaladowac w sloiki i mamy takie ustrojstwo do odsysania powietrza ze sloikow. Tym sposobem mozna przechowywac zarowno groch czy fasole jak rowniez make oraz ziarna. I tak wlasnie zrobilismy.
UsuńLudzie powoli otwieraja oczy i nastawiaja uszy, ale to dlugi proces. Mysle, ze i tak wiekszosc sie ocknie jak juz bedzie za pozno. No ale Ty wiesz, ze ja jestem krolowa teorii spiskowych:)))) wiec jak by co to jestem przygotowana, na ile sie dalo i na ile moge przewiedziec. Najwiekszy problem to moim zdaniem bede mogla miec z kupnem benzyny bo ze bedzie cholerycznie droga to jedno, ale beda tez powazne braki.
Tak czy inaczej, ciesze sie, ze jestem juz na tyle stara, ze nie bedzie zal umierac.
Smutne to ale prawdziwe.
Olu, przydalyby sie wam metalowe pudla z pokrywami na te karme , badz wielkie szklane sloje. W ostatecznosci moga byc duze aluminiowe wiadra , ale trzeba by je nakryc jakimis metalowymi pokrywami i przycisnac kamieniem. Tez bym sie nie spodziewala myszy na pietrze w domu, dobrze ze sie w pore zorientowaliscie. Widac moze byc ostra zima skoro gryzonie tak szaleja . Moj chlop ciagle sie krzywi czemu zamykam wszystko w sloiki albo puszki, a ja tam wiem swoje. Mamy nieduze zapasy, gdyby wlazly w nie myszy albo inne robactwo , to stracilibysmy i to co mamy.
UsuńBardzo dlugo mozna przechowywac bialy ryz , nawet i do trzech lat ( brazowy tylko pol roku). I jest bardzo wydajny - do tego troche tluszczu i przypraw i mozna zrobic dobry sycacy posilek - wy macie wlasny opal i wode, wiec mozecie gotowac nawet w razie wylaczen ... 👍
UsuńStar! Tak, i my wiele rzeczy przechowujemy w słoikach, bo to rzeczywiście dobry i bezpieczny pomysł na przechowywanie. Ale wyobraź sobie, że w niektórych miejscach zaczyna już u nas brakować słoików a te, które są drozeją straszliwie. Słoik 0,9 litra, który w zeszłym roku kosztował ok. złotówki, dzisiaj kosztuje 2,50. Ludzie narobili mnóstwo przetworów, to robia zawsze, ale pewnie też inne zapasy przechowuja w słoikach. Jest na nie ogromne zapotrzebowanie.
UsuńA co do teorii spiskowych, to przecież na naszych oczach przestają być teoriami a staja sie smutna rzeczywistością. Ktos napisał: "Dajcie mi nowe teorie, bo stare już się zrealizowały". Strasznie szybko to teraz wszystko leci i coraz wiecej ludzi zauważa mnożące sie absurdy. Ale czy to pomoze w zahamowaniu tryumfalnego pochodu NWO? Oby!
A na umieranie zawsze jest czas. Na razie jest zbyt ciekawie by umierać!:-)
Nie wiem, czy to Ty Kitty, czy ktos inny wpisał sie anonimowo, ale odpowiadam, że przenieśliśmy ocalałą przed myszami psią karme do innego pomieszczenia i wokół rozstawiliśmy kilka pułapek na myszy. Jak na razie jest ok. Nic sie nie łapie, ale i nie ma juz sladów działalności myszy (czyli nic nie jest pogryzione, nie widać ich kupek, charakterystycznego zapachu). Psia karma strasznie podrożała od zeszłego roku. Nieraz nawet dwieście procent. I mięso, kości nawet coraz droższe. A psy przecież muszą cos jeść. Boję się o los psów należacych do ubogich ludzi. Skąd wezmą pieniądze na jedzenie dla swoich sierściuchów? I czym je będą karmic, jak w sklepach zaczną sie braki? Już teraz gdzieniegdzie sie ludzie awanturują jak ktos bierze z półki cały karton makaronu na promocji. Inni sfrustrowani klienci krzyczą, że przecież dla innych nie starczy...Obawiam się, iż w takiej sytuacji bardzo szybko zwiększy sie ilosc bezdomnych zwierzaków...
UsuńOlu, u nas tez problem ze sloikami, co moim zdaniem oznacza, ze nareszcie ludzie zaczynaja myslec. Ja mialam sporo sloikow jeszcze kiedy mieszkalismy w NYC, a tutaj juz dokupilismy dwa razy tyle wiec poki co mam wystarczajaca ilosc. No i w tym roku zrobilam zamiast klasycznych sosow pomidorowych proszek. Dzieki temu proszkowaniu mam caly plon tegoroczny w doslownie trzech sloikach... na sos potrzebowalabym ze 30 sloikow:)) Nawet w ubieglym roku to kupowalismy sloiki wiosna, bo jesienia juz byly problemy. I teraz tez widze, ze ludzie szukaja bo nawet na lokalnej grupie FB czesto ktos pyta czy ktos nie chce sie pozbyc niepotrzebnych sloikow.
UsuńMasz racje, bedzie jeszcze gorzej... faktycznie przyszlo nam zyc w ciekawych czasach.... ech........
U nas zawsze wystepują braki słoików w sezonie przetwórczym, może więc ten rok w niczym nie odbiega od tamtych. Tak czy siak ludzie robia zapasy, to widać w każdym supermarkecie jak wyjeżdżaja z pełnymi wózkami kasz, makaronów itp.
UsuńPomysł z pomidorowym proszkiem fajny, tyle, że do wysuszenia takiej ilości pomidorów trzeba zużyc sporo energii elektrycznej a wiec nie opłaca się przy tak horrendalnych i stale rosnacych cenach energii w Polsce. Ja, korzystając z tego, że mam kuchnię na drewno, wysuszyłam sobie w piekarniku sporo pomidorów(w formie łódeczek) i zrobiłam w słoikach suszone pomidory w oliwie z przyprawami.Z dwóch kg pomidorów wychodzi jeden słoik 0.75. A do tego zrobiłam rózne soki, przeciery i sosy. Na szczęscie miałam zapas słoików z poprzednich lat, ale i tak wciaz dokupuję, bo sezon przetwórczy u mnie trwa - mam sporo gruszek , malin i jabłek a wiec przerabiam je jak moge żeby nic sie nie zmarnowało.Takie czasy, że absolutnie nie można sobie pozwolić na żadne marnowanie...
Hej Olu, tak to ja, nigdy nie wiem czy wyskocze jako Kitty czy anonim, musze sie chyba zawsze podpisywac:)) To dobrze, zescie te myszy opanowali, generalnie dacie sobie rade coby nie bylo, bo macie wlasna Wode, Opal i Zywnosc. W takiej kolejnosci - woda najwazniejsza, a potem reszta ... Co do karmy dla psow to rozumiem, ze tu moze byc problem , w sytuacji ekstremalnej moze trzeba bedzie zaczac polowac? Macie wlasny lasek i jakas tam dzika zwierzyna pewnie sie zdarza... Ale nie bedzie tak zle, zawsze jest jakies wyjscie💪 Nie mozesz zamartwiac sie na zapas i brac na siebie los wszystkich , bo nie udzwigniesz. Jeden dzien na raz , malymi krokami. Roznica miedzy obecnymi czasami a tym przezylismy w PRLu jest taka, ze podczas siermieznej Komuny w sytuacji kryzysowej wladze robily wszystko, aby faktycznie ludziom pomoc : byly beczkowozy z woda, paleniska z weglem na przystankach, szuflowano wegiel w kopalniach ile sie dalo i rozwozono po kraju, zabezpieczano zboze i ziemniaki. Teraz - wladza wykonuje wszystko dokladnie odwrotnie : odcina ludzi od paliwa, wegla , zywnosci ( i pomocy medycznej) . I tak jest w kazdym kraju , bo jada wg tego samego scenariusza. Ludzie musza przejrzec na oczy i zaczac sie zabezpieczac na wlasna reke i wspolpracowac w malych spolecznosciach - to co teraz idzie z gory nie jest pomoca, to jest wpychanie wystajacych glow pod wode. Kitty
UsuńTak, myszy póki co opanowane. Myslę, że damy sobie jakos radę, o ile wyzwania które będą przed nami dadzą się we dwoje opanować.Ale cóż. Mamy wieloletnią zaprawę w radzeniu sobie z tutejszymi trudami życia na wsi. To powinno teraz się przydać.
UsuńMasz rację Kitty co do tej zasadniczej różnicy między traktowaniem nas przez władze PRL-u i obecne. Wszystko stanęło do góry nogami. Do czego to doszło, że człowiek wspomina teraz tamte, socjalistyczne czasy jako lepsze, normalniejsze, przyjaźniejsze dla ludzi...
Interesujący temat poruszyłaś Olu. Piszesz, że zrobiliśmy sobie takie zaciszne miejsce pisząc blogi.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, nie powiem, że nie. Od dawna przestałam interesować się tym co robi "warszawka"
i po kolei każde miasto w dół. Od czasu to znaczy od zawsze, porażało mnie to bezczelne kłamanie
i mamienie nas wszystkich sprzecznymi wiadomościami. Nie potrafię zrozumieć osoby, które są wybrańcami
spośród nas, którym zaufaliśmy, osobu które przed szerokim gremium mówią nie prawdę, zaprzeczają faktom.
Regularnie według mnie jest wprowadzany chaos we wszystkim. W takiej sytuacji mając tyle lat ile mam,
jest mi już nie po drodze z tą sytuacją. Będę stała z boku, starała się spokój w mojej minimalistycznej rodzinie.
Żyła na tyle uczciwie, żeby nikt przeze mnie nie płakał. Tak mnie wychowano i tego trzymam się. Diabli mnie biorą
jednak, że w wymiarze własnego miasta osiedla dzieją się różne nie przemyślane wydarzenia i zawsze jest jakieś wytłumaczenie. Nie koniecznie zrozumiałe przeze mnie. Dlatego mam swoje "zabawki" i swój świat, najlepiej w lesie, póki jeszcze są te lasy. No to teraz poznałaś Olu mój punkt widzenia na aktualną sytuację w kraju i nie tylko.
Pozdrawiam Was cieplutko życzę jak najwięcej spokoju.
Olu! Ja też dostrzegam ten chaos, który panuje w każdej już niemal dziedzinie życia. I wydaje mi sie, że ten chaos wprowadzany jest specjalnie by ogłupić społeczeństwo a takie ogłupione by zaganiać do kąta niby bezradne stado owiec. Nie mamy oparcia w naszym rządzie, w politykach wszelkiej maści. Polegać mozemy wyłącznie na sobie a nie wszystko przeciez zależy od nas. Niestety problemy, zakazy, nakazy, braki i lęki wciskają sie ze wszystkich stron.Zarówno w dużych miastach, jak na wsiach i na osiedlach. Bo wszędzie ludzie są tacy sami. I zmartwienia te podobne.
UsuńI tak, trzeba mieć jakąś ucieczke przed tym zwariowanym światem, ale trzeba też jednocześnie wiedzieć, co ten swiat knuje, by móc się przed tym jakoś bronić. Choć niestety, nie przed wszystkim obronić się da.
Dziękuję Ci za to, że napisałaś szczerze o tym ,co myślisz, jakie masz podejście do spraw życiowych, do tego, co sie dzieje!♥
Piekne masz lasy w swoich stronach. Jak dobrze, że są, że jeszcze wszystkiego nie wycięli!
I my pozdrawiamy Cię ciepło, zyczliwe myśli zasyłając!:-))
Może to ten właśnie świat Olu, jest prawdziwy? W nim ocalone jest to co w nas, a nie na zewnątrz. Be wpływu tego, co nam usilnie przedstawiają i czego wciąż mamy się bać? Tu ocaliliśmy nasze wewnętrzne dzieci, które stworzyły sobie świat taki, jakiego pragną i ceńmy to. Jeśli w nasze blogowanie wkradnie się lęk, co wtedy? Wtedy będziemy się karmili nim wzajemnie? I co nam to da. Jedyne na co mamy wpływ to na to, by chwila obecna była w pełni wykorzystana , nie mamy wpływu nawet na to, czy jutro rano wstaniemy. Nie przyszliśmy na ten świat, by się bać, ale by robić coś , co potrafimy a przede wszystkim kochać. Pięknie napisała Marytka, a ja dodam cytat " to czemu poświęcasz uwagę - wzrasta" Dlaczego mamy zasilać strach ?
OdpowiedzUsuńMoże masz rację, Gabrysiu...Moze ten ciepły świat naszych marzeń, naszych codziennych zachwytów, dobrych wspomnień i snów jest właśnie światem prawdziwym. Najprawdziwszym. Moze tylko ta chwila tkana naszymi pozytywnymi uczuciami sie liczy? Niczego nie jestem pewna. Tak jest teraz ten świat pomieszany, zwariowany, dziwaczny, że mozna się w tym zagubić, zapętlić, dobrnąć do jakiejś ściany. Chce sie rozumieć a rozumie się coraz mniej...
UsuńA Marytka naprawdę pięknie napisała...
Mam 75 lat i niczego mi już nie żal. Ale mam rodzinkę najmilejszą i o nią się troskam. Ale niewiele mogę, mogę tylko mniej się troskać, zaufać Źródłu i Boskiej Energii, by nie obniżać tej energii zbiorczej. Więc kupuję ciepłe koce na zimę, rolety w okna, ocieplam pokój zasłonkami i panelami, montuję kominek z doniczek i chowam się w sobie
OdpowiedzUsuńDobrze, Krystynko, że umiesz zaufać temu Źródłu i Boskiej Energii, że masz w czymś oparcie. Bo nie każdy przecież ma. A prawie każdy pełen jest teraz przeróźnych trosk, z którymi nieraz trudno dać sobie radę.
UsuńA ciepło najważniejsze na jesień i zimę. Oby wszystkim nam było ciepło, spokojnie i bezpiecznie.
Oboje pozdrawiamy Cię serdecznie z naszej górki!:-)
Posłuchajcie,jakie miałam zdarzenia w punkcie pobierania krwi.Otóż miałam zrobić wyniki TSH i inne (skierowanie od endykrynologa) i mówię do tej pani,że przy jednym kłuciu poproszę o badanie na cukier,za,które oczywiście zapłacę.A ona mi mówi,że nie może,bo już zamknęła w komputerze "czynność." No jak mnie to wkurzyło,że od razu mówię donośnym głosem ,że nie może być tak,żeby mi tego badania nie wykonali,bo jeżeli zamnknęła,to przecież można otworzyć i mówię "ludzie,co się z wami dzieje,jesteście jak roboty" Napewno mnie było słychać na tej poczekalni.Specjalnie głośno się zachowywałam,żeby niektórzy sobie przemyśleli,żeby nie poddawać się i walczyć o normalność.Ale wywalczyłam swoje,bo przyszła jakaś pani z innego pokoju i powiedziała "dobrze,pobierzemy i zrobimy analizę".Pozdr.M
OdpowiedzUsuńBrawo M - 👏👏👏 Obled goni obled , ja zachwuje sie podobnie do Ciebie :) Najczesciej tam gdzie chca mnie zmusic do przerzucania wielkich zakupow przez kase samoobslugowa.. Ci pracownicy , ktorzy stoja jako " gorliwi nadzorcy" nie rozumieja, ze za jakis czas oni tez zostana zastapieni - przez " lepszego " robota. Wylozyli sie jednak na "zwrocie towaru", tego kasa samoobslugowa ( czytaj : wykorzystujaca sile robocza klientow a nie pracownikow) nie dala rady przemielic👍 Wyszlam z niklym usmiechiem, ze jednak przyszla jednostka ludzka.
UsuńNo właśnie, M.! Wszędzie roboty i maszyny zamiast życzliwych ludzi. A to przecież dopiero początek. Wszystko zmierza w stronę, gdy usługi wykonywane będą przez jakieś cyfrowe urządzenia. Ludzie w wielu dziedzinach życia staną się zbędni. Ale póki co warto walczyć o swoje prawa, o człowieczeństwo, o uczciwe i dobre traktowanie. I jak widać z Twojego przykładu M. presja ma sens, nie tylko w tym konkretnym przypadku.
UsuńKitty! Nie podpisałaś sie, ale domyslam się, że to Ty! I ja nie cierpię kas samoobsługowych w dużych supermarketach i wolę stać w długich kolejkach do tradycyjnych kas, niż korzystać z tych wiecznie zawieszajacych sie albo wydających idiotyczne komendy kas samoobsługowych.
Niestety ten pęd do lokowania wszędzie maszyn zamiast ludzi nasila isę od wielu lat. I do zastępowania kontaktu z człowiekiem kontaktem z komputerem. Dobijało mnie to już na poczatku lat dwutysięcznych w bibliotece, w której wówczas pracowałam. Wszystko skomputeryzowane i odhumanizowane a bibliotekarz zredukowany do żałosnej roli wydawacza ksiązek. Tylko nie wiem po co takiemu wydawaczowi były studia bibliotekarskie czy jakiekolwiek inne...
Wiesz Olu, złapałam się na takiej samej mysli, że już kiedyś tak było. To co nadciągało wydawało się tak nieprawdopodobne, że mało kto wierzył. Dobrze to opisała Fleszarowa - Muskat w "Tak trzymać" i jeszcze innej trylogii. Wszyscy chcieli żyć i zapomnieć o poprzedniej wojnie. Boję się, że historia może się powtórzyć, ale to Rosjanie muszą coś zrobić. Jednak życie jest najważniejsze i lepsze niż najszlachetniejsza śmierć. Nie dziwię się, że wolą uciekać niż fruwać prezz okno.
OdpowiedzUsuńTo, że można zarabiać na klikalności, świadczy tylko o potrzebach społeczeństwa. Oryginalność nic nie znaczy, algorytmy uwielbiają wyliczanki typu: 10 najlepszych miejsc do wypicia piwa. A filmy i seriale powstają coraż durniejsze.
Ja myslę, że to dobrze, że tworzymy swoje bezpieczne światy. To nie znaczy, że nie widzimy. Interesuję się, ale nie chcę tym zyć. Myślę, że moja niechęć wypływa z tego, że wychowałam się na opowieściach o wojnie, filmach i książkach. Jakby urodzenie się w bezpiecznym świecie wymagało spłacenia długu. Hołd oddany i żałoba po przodkach odbyta, mam przesyt. Chciałabym się w końcu odciąć od przeszłości czyjejś i swojej i dobrze mi się to udaje. Wolę być łątką, niż dać się przemielić. Nie wiem czy blogowy raj jest sztuczny, czy jest odskocznią od codziennych dramatów, byle dawał ukojenie. Ciężko żyć bez swojej mydlanej bańki. Bardzo bym chciała, żeby nie było tak zle Olu, serdeczności i spokoju:)
Wiesz Marylko, to sie aż w głowie nie mieści jakich czasów dożyliśmy! Że minął czas spokoju, dobrobytu i pokoju, że to, o czym czytałyśmy w ksiazkach historycznych znowu dzieje sie na naszych oczach. Jednak większość z nas przeczuwała od dawna, że będzie jakaś zmiana, że tak jak jest, nie moze trwać wiecznie. Że ten rozbuchany konsumpcjonizm i niszczenie planety to droga donikąd. Tylko nie wiedzieliśmy, że ten czas zmian przyjdzie tak szybko i będzie odbywał sie naszym kosztem, w taki a nie inny sposób. Wszystko dzieje sie teraz bardzo szybko i bardzo drastycznie a metody działania tych, którzy zarzadząją naszym globem są przerażające....Ale i w takich okolicznościach musimy próbować jakoś żyć i znajdować swoje bezpieczne oazy, budowac je dla siebie. Jednak ważne jest też moim zdaniem budowanie wspólnoty międzyludzkiej. Rozmawianie ze sobą. Współdziałanie. Wychodznie z tych oaz. Próba opóźnienia albo i przerwania okrutnej i bezwzględnej destrukcji starego porządku świata. Bo jeśli będziemy tylko siedzieć w tych oazach z głowa schowana w piasku to oznacza, iż nie mamy i chyba nie chcemy mieć wpływu na nic. I uznajemy, że ten nowy porządek przyjdzie czy tego chcemy czy nie. Prędzej czy później.No tak, przyjdzie.Tylko jakim kosztem?
UsuńJa też mam często przesyt tymi powaznymi, bolesnymi tematami. I wolę wtedy po prostu zajać sie jakimś pozytywnym działaniem, poszukać dobra i piękna wokół siebie. Ale chcę też wiedzieć co sie dzieje, żeby wiedziec jak sie przed tym bronić, na co sie przygotować. A pisanie o tych trudnych sprawach na blogu jest forma rozmowy z innymi ludźmi, próbą skonfrontowania swojego spojrzenia na te sprawy z cudzym spojrzeniem. Bo nic, co ludzkie nie powinno nam być obce. Bo najgorzej to mieć wrażenie, że jest sie w czymś samym, że jest sie wobec tego czegos bezradnym a inni sobie jakoś świetnie radzą.Jesli nie powie sie o tym nagłos, jeśli nie napisze choćby na blogu można mieć niestety takie wrażenie...
I ja zasyłam Ci serdeczne mysli, Marylko ciesząc się, że zabrałaś głos pod tym postem i szczerze napisałaś co o tym wszystkim myślisz!:-)*
Olu, bardzo trafna analiza - uciekamy i chronimy się w swoich bańkach mydlanych, bo tam jest trochę bezpieczniej i jest trochę koloru. Sama tak robię, bo w ten sposób uciekam przed beznadzieją i marazmem. Gdybym widziała jakąkolwiek możliwość wpłynięcia na zastaną rzeczywistość to bym walczyła, ale nie widzę. Jestem jedną z wielu, która coraz mniej rozumie otaczający świat, która nie wie, jak żyć gdy zdewaluowano wartości. Dlatego skupiam się na tym na co mam wpływ. To prawda, że o wielu rzeczach nie chcę wiedzieć, bo wiedza pozbawiona możliwości działania obciąża. Żyję zachłannie, żeby zdążyć się nacieszyć, bo przyszłość rysuje się w czarnych kolorach. Zwykłe życie, przywiązanie do codziennych rytuałów, unikanie wiadomości świadczących o postępującej degrengoladzie świata, to ucieczka przed strachem. Strach wyniszcza, a ja chcę przeżyć ostatnie moja lata we względnym spokoju i poczuciu sensu. I to zapewnia mi moje życie osobiste, bo życie społeczne nie gwarantuje mi ani spokoju, ani poczucia sensu. Żyjemy w totalnym wariatkowie i brak nam pomysłu, jak przywrócić do życia zdewaluowane wartości. W ostatnim poście na moim blogu pisałam właśnie o tym, że uciekam w świat wewnętrzny, bo tylko tam czuję się normalnie i bezpiecznie. Dostało mi się od znajomej, że jestem aspołeczna, bo skupiam się na sobie, a ona skupia się na całym świecie i cierpi. Ja nie chcę cierpieć z nią, bo nie chcę oddać mojego życia walkowerem. Nie widzę sposobu na zmianę tego co na zewnątrz, więc ratuję to co mam i gromadzę siły, żebym mogła zawalczyć przynajmniej o siebie, najbliższych, moje najbliższe środowisko. Nie mam teraz lepszej recepty na to jak żyć.
OdpowiedzUsuńNiezmiennie cieszę się Olu, że mam z Tobą tyle punktów stycznych, że podobnie odbieramy świat. Te podobieństwa dają mi poczucie wspólnoty, zmniejszają wrażenie osamotnienia w tym coraz bardziej pokręconym świecie. Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę dużo pogody ducha i nadziei, że nie będzie tak źle jak się zapowiada.
Basiu! Każdemu w dzisiejszych czasach wręcz nieodzowne są owe bańki mydlane, inaczej byłby zupełnie nagi i bezbronny wobec tego, co sie dzieje, co sie wokół nas coraz mocniej zaciska. Jednak każda bańka mydlana - w założeniu nawet - jest tylko bańką. I jako taka nie obiecuje nam pełnego i trwałego schronienia. Ktoś ją prędzej czy później przebije. Lepiej więc przygotować sie na taką ewentualność.Mentalnie i fizycznie. Uczyć się mierzyć w tymi trudnościami, które czyhają na zewnątrz, przygotowywać sie do walki z nimi a nie stale odpychać wiedzę od nich od siebie, bo jeśli tak będziemy robić, to nie damy sobie potem rady z szokiem, który nas dotknie, z bezradnością i osamotnieniem. I tutaj dam Ci taki przykład. Nam wszystkim kroją sie przerwy w dostawach prądu a może i gazu. To u wielu spowoduje m.in. niemoznośc ugotowania czy upieczenia czegoś.A nawet zrobienia zakupów w sklepach, gdzie bez działania kas elekronicznych nie da sie dokonać transakcji ani kartą ani gotówką. A tymczasem nam moze zabraknąc chleba. I co wtedy? Przez jakis czas można sie bez niego obyć, ale co potem? Jesli nie mamy kuchni na drewno, czy węgiel to kicha.I ostatnio słucham z uwagą vlogów pewnego mądrego piekarza, który apeluje o to by w każdej wsi budować piece chlebowe do wspólnego użytku. Właśnie na taką okolicznosć. Moze jest to pomysł utopijny i naiwny, ale przynajmniej ów piekarz cos próbuje zrobić, nie myśli tylko o sobie, chce dzielić sie swoją wiedzą i doswiadczeniem...To moim zdaniem niezwykle szlachetne z jego strony i pomysł godny rozpowszechnienia. Bo przecież w wielu dziedzinach mozna by działać podobnie i jakos sie wspólnie zabezpieczać na ciezkie czasy. Wkleję na końcu tego posta linka do jego strony na YT.
UsuńI ja sie cieszę, że podobnie odbieramy świat, Basiu, że mozemy i chcemy ze soba rozmawiać, że nie istnieją dla nas tematy, których strach poruszać. Bardzo cenie to poczucie wspólnoty. Bez wymiany poglądów nie można jej przecież zbudować.Te nasze bańki mydlane muszą sie zazębiać i przenikać. Musimy umieć stanąc w prawdzie.I przy tym wszystkim nie tracic wiary w siłe ducha ludzkiego. Wierzyć, że nie wszystko jeszcze stracone.Że dobro zwycieży.
Basiu!Gorące uściski Ci zasyłam i mnóstwo życzliwości z głębi mojego serca!:-)*
Olu, wpisalam sie na szczycie tego posta , mowiac wlasnie o podobnym zjawisku jak ten piekarz! Dokladnie o tym . O tym ze trzeba wrocic do korzeni, do dawnych wartosci, do poczucia wspolnoty i solidarnosci ( ltos jeszcze pamieta to slowo?) , i ze tak juz sie dzieje w innych krajach. Juz sie ludzie organizuja, zakladaja male spolecznosci, aby dzielic sie wiedza fachowa, wspolnie uprawiac ziemie , tworzyc rekodzielo i tworzyc zycie " rownolegle" do systemu, w ktorym coraz bardziej nie daje sie zyc. Ten piekarz jest genialnym symbolem tego zjawiska. I to mialam na mysli mowiac, ze ludzie sobie poradza. Sila i przyszlosc jest w zwyklych ludziach Kitty 💪
UsuńKitty! I ja uważam, że budowanie wspólnoty jest bardzo ważne w naszych czasach. Powinniśmy sobie pomagać, doradzać, tworzyc coś razem, nie poddawać sie, tworzyć ten swiat równoległy do systemu, wierzyć, że cos jeszcze od nas zależy, ratować to, co w nas najlepsze - dobro, pomysłowość, altruizm, chęc wspólnego działania...
UsuńNa końcu posta dodałam linka do vloga tego szlachetnego piekarza. Moze będzie to dla czytelników tego bloga inspirujące i podbudowujące na duchu...
Olu, super obejrze, wysle ci linka badz pare innych do filmow pokazujacych jak na przyklad zrobic maly grzejnik z donicy i malej swieczki , jak to moze ogrzac caly pokoj itp. Oczywiscie starszym i schorowanym osobom bedzie bardzo ciezko bez pomocy innych, ale ludzie przecietnie sprawni sa w stanie bardzo duzo zdzialac. Jesli tylko bedziemy sobie pomagac wzajemnie - przetrwamy. Tak jak ludzkosc przetrwala tysiace lat wczesniej - jako wspolnota, a nie egoistyczna jednostka. 👍😘
UsuńFajnie, Kitty! Dzielmy się wiedzą i pomysłami na te ciezkie czasy. Jak będziesz miała cos ciekawego, to ślij a ja albo dodam to na końcu tego posta albo stworze nowego poświęconego tylko takim inspirującym pomysłom!Trza działać i byc razem, choć osobno!:-)*
Usuń👍🤗
UsuńCzłowiek potrzebuje nadziei, często okłamuje sam siebie, po to by nie skończyć tragicznie. I chyba to dobre rozwiązanie, złe i tak przyjdzie bez naszej zgody, więc nie można przywoływać go wcześniej i na różne sposoby. Czasami myślę, że Ci, którzy ostatnio odeszli z tego świata, wiele uniknęli...
OdpowiedzUsuńTak, Basiu. Człowiek ogromnie potrzebuje nadziei. Bez niej albo pogrąża sie w depresji i maraźmie albo tworzy sobie swoje bańki mydlane, w których tkwi niby to bezpieczny i oddzielony od złą tego świata, ale tak naprawdę bezbronny i niepewny każdej chwili, bo przeciez bańka nie jest czymś trwałym...
UsuńI ja boje sie tego, co dzieje sie na świecie i co dziać sie będzie. I dlatego chciałam napisać o swoich odczuciach a co ważniejsze, dowiedzieć się, jakie są odczucia moich czytelników. Nie być sama w tych swoich odczuciach. Bo uważam, że jak nie piszemy o tym, jak nie dajemy sobie znać, co sądzimy o pewnych tematów, to te tematy same z siebie nie znikają a my czujemy sie samotni i bezradni, bo zamknieci w swoich bańkach. A tymczasem jestesmy tacy sami. I powinniśmy podawać sobie ręce. Nie bać sie rozmowy. Próbować dzielic sie pomysłami, jak pomóc sobie wzajemnie w tej sytuacji. Nie czekać aż jakiś kamień spadnie nam na głowy, ale próbować dowiedzieć się, jak uniknąc siły jego uderzenia...
Popatrz na koniec mojego posta, Basiu. Dodałam tam linka do vloga pewnego szlachetnego piekarza, który chciałby pomóc innym ludziom w trudnych czasach. Myśle, że takich ludzi jak on jest mnóstwo. Trzeba ich szukać, dzielić sie wiedzą o nich, nie załamywać się...
Ściskam Cię mocno i serdecznie!:-)
Mamy Olu swój prywatny piec chlebowy, zbudowany własnymi rękami, na Pogórzu:-) Już kilka lat stoi nieużywany i teraz mówimy sobie, że chyba nadchodzi czas, żeby go odpalić. Choć przeżyłam ciężkie czasy i chyba nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, to nie chciałabym wracać do siermiężności, biedy przeszłego, ale ten powrót do korzeni niech byłby z przyjemności, z potrzeby serca, zachowania natury dla zdrowia:-) Boję się wojny, nieobliczalnych decyzji wielkich tego świata, których chora psychika wywraca zwykłym ludziom świat do góry nogami; pozdrawiam serdecznie, Olu.
OdpowiedzUsuńI całe szczęście Marysiu, że macie ten chlebowy piec. Samowystarczalność w dzisiejszych czasach to rzecz najwazniejsza i bezcenna. U nas na wsi dużo gospodarstw ma piece kaflowe albo inne kuchenki na drewno (jak my), w których da się w razie czego upiec chleb. Ale wiem, że jest wiele wsi, gdzie ludzie zupełnie pozbyli sie juz pieców starego typu i tam w razie czego mogą pojawić sie problemy z wypiekiem i gotowaniem (gdyby zabrakło gazu i elektryczności). Wiele osób na gwałt od jakiegos czasu montuje sobie w domu piecyki typu "koza" albo nawet buduja piece kaflowe, chcąc być zabezpieczonych na wszelką ewentualność. W gorszym położeniu są ludzie w mieście. I może właśnie tam przydałoby się budowanie takich ogólnodostępnych pieców chlebowych.
UsuńTeż nie chce wracać do ciezkich czasów. Nikt tego nie chce.Ale przynajmniej my, którzyśmy przezyli na własnej skórze siermiężne czasy socjalizmu mamy doświadczenie radzenia sobie w trudnych sytuacjach i poradzimy sobie lepiej, niż ci których tych doswiadczeń nie mają. Obyśmy nie musieli sobie radzić. Oby było zwyczajnie i normalnie...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu.