Andrzej czekał na Małgosię w pobliżu jej
szkoły. Wypatrywał niecierpliwie jasnego warkocza dziewczyny, błyszczących w słońcu
okularów, szarej kurtki. W kieszeni miał wiersz, napisany dziś na dużej
przerwie. Wiersz - wspomnienie wczorajszego, wspaniałego dnia. Znali się od
kilku tygodni a byli sobie tak bliscy, jak gdyby znali się od zawsze. A
spotkali się niedawno, zupełnie przypadkiem, w tramwaju. Ona stała z nosem w
książce. On usiłował dostać się do uchwytu przy siedzeniu a zrobił to tak niezgrabnie,
że omal jej nie przewrócił. Zaczęło się więc banalnie. Ale potem było już
bardzo ciekawie, bo okazało się, że czytana przez nią książka to był
"Władca pierścieni" - jego ukochana powieść fantasy!
Małgosia, ta szara myszka, niepozorna okularnica tak się cieszyła, że ma nareszcie kogoś bliskiego, z kim można
ciekawie porozmawiać i czuć się bezpiecznie. Może mówić z Andrzejem o tym, o czym z nikim
do tej pory mówić się nie dało - o literaturze, o marzeniach, o świecie wyobraźni i snów. Jej koleżanki miały trochę inne zainteresowania. Dzieliły się uwagami na temat Facebooka, Twiterra, mody i oczywiście chłopaków. Włosy farbowały na wszystkie kolory tęczy. Na udach i kostkach miały poprzyklejane wymyślne tatuaże i gdyby tylko mogły pozakładałyby sobie kolczyki, gdzie tylko się da. Chichotały na widok przystojnych chłopców i robiły wszystko, by tylko oni zwrócili na nie uwagę. Najważniejsze były cotygodniowe imprezy w osiedlowym klubie albo w domu którejś z nich. Szykowały się na te wyjścia zawsze jak na swój pierwszy bal a potem godzinami omawiały wrażenie, jakie udało im się wywrzeć na czarnobrewym, ubranym w skóry Waldku czy blond czupryniastym Adamie, szkolnym mistrzu szermierki. Niejdedna z nich miała już za sobą jakieś seksualne doświadczenia i te z nich bez ogródek dzieliły się pieprznymi opowieściami ze swymi przyjaciółkami.
A chłopcy? Chłopcy popalali w kątach papierosy albo skręty. Wymieniali się niezbyt wyrafinowanymi lingwistycznie uwagami na widok długonogich lasek, czyli dziewczyn. Przechwalali się swoimi możliwosciami i osiągnięciami w miłosnych podbojach. Emocjonowali się sportem albo grami komputerowymi. Na przerwach szkolnych, spośród ogólnie panującego hałasu wyróżniały się ich oryginalnie brzmiące, naznaczone mutacją głosy i wulgarne rechoty.
Czy wypadało w takim gronie pokazywać swoją inność? Czy można było ujawnić kawałek swojej wrażliwości? Czasami wystarczyło wypowiedzieć się trochę odważniej i wnikliwiej na lekcjach polskiego, analizując jakiś wiersz czy opowieść o uczuciach ludzkich, żeby potem wciąż słyszeć pod swoim adresem uwagi na temat swojej dziwacznosci i śmieszności. Wypadało wszystko traktować lekko, banalizować i wyśmiewać uczuciowość a na piedestał wynosić to, co modne, cool, trendy...
Małgosia była inna i tę inność, niestety, było widać. Ale, że uważano ją przy tym za uczynną i przydatną istotę (dawała odpisać od siebie na klasówkach, pisała za koleżanki wypracowania z polskiego) nie szydzono z niej za bardzo a tylko traktowano trochę, jak nieszkodliwą lecz w sumie sympatyczną dziwaczkę.
Andrzej pasjonował się szachami i wygrał już kilka turniejów wojewódzkich, zyskując tym samym szacunek swoich kolegów i imponujac im swoją ponadprzeciętną wiedzą. Był dobry zarówno z przedmiotów humanistycznych, jak i ścisłych. Potrafił zadać czasami nauczycielowi z historii takie pytanie, że jego kolegom aż szczęki opadały! Dlatego, chociaż nie trenował żadnych sportów siłowych ani popularnej w jego szkole koszykówki i choć miał trochę widocznej nadwagi, dawano mu spokój i liczono sie z jego zdaniem.
Był początek wiosny. I wszystkim trudno było usiedzieć na lekcjach. Marzyło im się, by dzień wagarowicza był codzień albo by wszystkich nauczycieli rozłożyła naraz jakaś grypa stulecia i żeby szkołę zamknięto na cztery spusty. Wybiegali z niej wszyscy na wyścigi, jak chmara rozświergotanych, zbyt długo trzymanych w klatce ptaków. Po niektórych z nich przyjeżdżali rodzice, bo musieli jeszcze odbębnić jakieś pozaszkolne zajęcia. Ci mieli smętne miny skazańców, bo najchętniej pobiegli by teraz do parku i poganiali po pachnących świeżą ziemią alejkach, obrzucając się zeszłorocznymi, zbutwiałymi liśćmi.
Małgosia wybiegła ze szkoły jako jedna pierwszych. Nie zdążyła nawet zapiąć kurtki a czapkę nałożyła byle jak, na bakier. Frunęła na spotkanie z Andrzejem nareszcie wolna od hałasu, od męczącego, szkolnego stresu. W plecaku niosła dla niego nowoodkrytą w szkolnej bibliotece książkę Doroty Terakowskiej pt. "Samotność bogów". Przejrzała ją uważnie i już wie, że to będzie kolejne, literackie olśnienie.
A chłopcy? Chłopcy popalali w kątach papierosy albo skręty. Wymieniali się niezbyt wyrafinowanymi lingwistycznie uwagami na widok długonogich lasek, czyli dziewczyn. Przechwalali się swoimi możliwosciami i osiągnięciami w miłosnych podbojach. Emocjonowali się sportem albo grami komputerowymi. Na przerwach szkolnych, spośród ogólnie panującego hałasu wyróżniały się ich oryginalnie brzmiące, naznaczone mutacją głosy i wulgarne rechoty.
Czy wypadało w takim gronie pokazywać swoją inność? Czy można było ujawnić kawałek swojej wrażliwości? Czasami wystarczyło wypowiedzieć się trochę odważniej i wnikliwiej na lekcjach polskiego, analizując jakiś wiersz czy opowieść o uczuciach ludzkich, żeby potem wciąż słyszeć pod swoim adresem uwagi na temat swojej dziwacznosci i śmieszności. Wypadało wszystko traktować lekko, banalizować i wyśmiewać uczuciowość a na piedestał wynosić to, co modne, cool, trendy...
Małgosia była inna i tę inność, niestety, było widać. Ale, że uważano ją przy tym za uczynną i przydatną istotę (dawała odpisać od siebie na klasówkach, pisała za koleżanki wypracowania z polskiego) nie szydzono z niej za bardzo a tylko traktowano trochę, jak nieszkodliwą lecz w sumie sympatyczną dziwaczkę.
Andrzej pasjonował się szachami i wygrał już kilka turniejów wojewódzkich, zyskując tym samym szacunek swoich kolegów i imponujac im swoją ponadprzeciętną wiedzą. Był dobry zarówno z przedmiotów humanistycznych, jak i ścisłych. Potrafił zadać czasami nauczycielowi z historii takie pytanie, że jego kolegom aż szczęki opadały! Dlatego, chociaż nie trenował żadnych sportów siłowych ani popularnej w jego szkole koszykówki i choć miał trochę widocznej nadwagi, dawano mu spokój i liczono sie z jego zdaniem.
Był początek wiosny. I wszystkim trudno było usiedzieć na lekcjach. Marzyło im się, by dzień wagarowicza był codzień albo by wszystkich nauczycieli rozłożyła naraz jakaś grypa stulecia i żeby szkołę zamknięto na cztery spusty. Wybiegali z niej wszyscy na wyścigi, jak chmara rozświergotanych, zbyt długo trzymanych w klatce ptaków. Po niektórych z nich przyjeżdżali rodzice, bo musieli jeszcze odbębnić jakieś pozaszkolne zajęcia. Ci mieli smętne miny skazańców, bo najchętniej pobiegli by teraz do parku i poganiali po pachnących świeżą ziemią alejkach, obrzucając się zeszłorocznymi, zbutwiałymi liśćmi.
Małgosia wybiegła ze szkoły jako jedna pierwszych. Nie zdążyła nawet zapiąć kurtki a czapkę nałożyła byle jak, na bakier. Frunęła na spotkanie z Andrzejem nareszcie wolna od hałasu, od męczącego, szkolnego stresu. W plecaku niosła dla niego nowoodkrytą w szkolnej bibliotece książkę Doroty Terakowskiej pt. "Samotność bogów". Przejrzała ją uważnie i już wie, że to będzie kolejne, literackie olśnienie.
Na jego widok, tylko na chwilę,
powróciła jej dawna nieśmiałość. Ale on uśmiechnął się do niej tak ciepło, tak
serdecznie, że już bez wahania podbiegła do niego. I szli tak razem: on troszkę za gruby, ona troszkę za chuda. Dwoje zwykłych nastolatków z nieodłącznymi plecakami. Minęli ruchliwe ulice śródmieścia a
potem, chwyciwszy się za ręce powędrowali do parku. Jak to dobrze,
że w drodze do domu mogli iść tak sobie razem przez wiosenne, parkowe alejki.
Przedłużać tę chwilę w nieskończoność. Patrzeć sobie w oczy i rozmawiać, wymieniać się uwagami jedno przez drugie, śmiać się i żartować, albo po prostu milczeć i wsłuchiwać się w swe niewypowiedziane jeszcze uczucia...
Minęły ich dwie koleżanki Małgosi:
klasowe śmieszki i strojnisie Hanka i Danka. Robiły pod ich adresem jakieś
głupie uwagi. Chichotały znacząco i kręciły dziwacznie biodrami, usiłując
poruszać się z gracją w swych modnych bucikach na wysokim obcasie. Skręcili
więc w boczną alejkę, chcąc pozbyć się natrętnego towarzystwa tych laleczek
Barbie.
Przysiedli z tyłu placu zabaw. W
pobliżu rzeźby, przedstawiającej uskrzydloną, piękną kobietę. Wczoraj długo o
niej dyskutowali. Wyobrażali sobie, kim mogłaby być. Wymyślali jej historię,
fantastyczną przeszłość. Nadali jej nawet imię: Królowa Ptaków...
Znowu przyszły jednak te muchy
uprzykrzone - Hanka z Danką. I na złość im usiadły na tej samej ławce, oddając się
z lubością swemu ulubionemu zajęciu: piłowaniu paznokci. Spoglądały przy tym
wyzywająco na Małgosię i Andrzeja, tak, jakby chciały ich sprowokować do
kłótni. Oj, będą jutro miały o czym gadać w szkole! Ależ cicha woda z tej Małgosi - ho, ho! No, kto by pomyślał?!
Ale Andrzej i Małgosia, nie przejmując się niczym, po
prostu wzięli się za ręce i poszli przed siebie, nie zwracając uwagi na
dziecinne docinki koleżanek. Zaczarowani sobą. Niedotykalni.
Trzynastoletni zakochani...
Zerwał się ciepły, wiosenny
wiatr. Chmara wróbli, gołębi, sikorek i srok zataczała koła nad parkowymi
magnoliami. Wyglądało to tak, jakby tańczyły niezwykły, powietrzny balet. Czuły
wiersz płynął szeptem wśród drzew a Królowa Ptaków przysłuchiwała mu się
życzliwie i leciuteńko poruszała zaczarowanymi skrzydłami...
Brrawo! Nastepne piękne opowiadanie! Lubię historie ludzi dziwaków, w oczach ludzi stylowych oczywiście, sa najpiękniejsi, najbogatsi i najmadrzejsi, tak jak Małgosia i Andrzej..:)
OdpowiedzUsuńCieszę sie Sznupciu miła, ze opowiadanie przypadło Ci do gustu. Chciałam przedłuzyć w ten sposób temat walentynkowy i pokazać inny rodzaj miłości, która jesli jest prawdziwa, to zawsze roztacza cudny blask!Ale ludzie różnie na ten blask reagują!:-)
UsuńNie jest latwo dziwakowi w zyciu, a jeszcze trudniej w szkole. Niewazne, ze madry i utalentowany, wazne, ze nie chodzi modnie ubrany do modnych klubow. Szpetni 13-letni dobrali sie w korcu maku...
OdpowiedzUsuńJakie to szczęście jak trafi swój na swego! Ale rzadko zdarzają się takie cuda. Przeważnie ci grubi chłopcy i myszowate dziewczynki znajdują ujście dla swoich uczuć i potrzeb emocjonalnych w świecie swych zainteresowań i pasji.I przeważnie jest to świat samotny. Realny świat rzadko daje takim ludziom szansę na chodzenie w pełnym blasku. Realny świat zbyt dużą uwagę przywiązuje do zewnętrzności, kompletnie bagatelizując urodę wnętrza ludzkiego.
UsuńWcale nie szpetni, to brzydkie kaczątka , z których zawsze wyrasta piękny łabędź.
OdpowiedzUsuńŹle brzydkim kaczątkom w życiu : są wyśmiewani, nierozumiani, osamotnieni, czasem zakompleksieni.
Tak, źle brzydkim kaczątkom w zyciu. Czasami tak źle, że aż próbują na siłę upodobnić sie do otaczających ich pawi i bażantów. Czasami robią coś kompletnie wbrew sobie, byleby tylko zdjąc z siebie tę klątwę inności. A jest to wiek, gdy nastoletnim kaczątkom bardzpo zalezy na zdaniu rówieśników i cierpią nie mogąc wpasować sie w obowiazujący schemat.Czasem w ogóle odechciewa im sie chodzenia do szkoły, tak bardzo stresujące i upokarzajace to dla nich przeżycie.
UsuńBliski mi temat. Weronika oddała by wiele za akceptację rówieśników.
OdpowiedzUsuńTak wiele, aż się biję o tym myśleć
Szkoda, że to oni nie walczą o jej akceptację. Zawsze ci wrażliwi i inni muszą sie dopasowywać i upodabniać, a przeważnie i tak niewiele to daje, bo ich innośc jak oliwa na wierzch wypływa. A wyobcowanie, samotność, w tym wieku to ból i gorycz, które prowadzic mogą do niedobrych rzeczy...
Usuń