niedziela, 13 stycznia 2013

Roztańczona Agnieszka





     Krąży po miasteczku przygarbiona, dziwaczna, stara Agnieszka. Krąży, do siebie gada. Ni stąd ni zowąd wybucha śmiechem lub rozpaczliwym płaczem. Wcale nie chciała tutaj zostawać...Miasteczko nie było jej celem...I kiedyś wreszcie przecież musi się jej udać to, co sobie wymyśliła.... 
     Bo kiedyś, bardzo dawno temu wyruszyła na najważniejszą wyprawę swego życia. Ze sobą miała tylko starą, zniszczoną walizkę a w niej kilka książek, trochę ubrań. Chciała dotrzeć do Ameryki. Słyszała o tamtejszych cudach. Marzyła o ujrzeniu na własne oczy wspaniałości Wielkiego Kanionu, rozległych prerii, bizonów i dzikich mustangów. A przede wszystkim pragnęła zamieszkać z dzikimi Indianami i poznać ich najwspanialsze legendy...Ale zatrzymało ją słońce. Oślepiło Agnieszkę, zamazało drogę, zamieszało w pamięci.

     I została. Próbuje opowiadać wszystkim napotkanym mieszkańcom o swych wielkich planach, dawnych nadziejach...Nikt nie chce jej już słuchać. Wszyscy dobrze już znają jej niedorzeczne opowieści. Z pobłażaniem przyglądają się tej dziwacznej, przygarbionej postaci, która dzień w dzień siada na rynku, rozkłada małe, stołowe sztalugi by rysować węglem i pastelami dzikie twarze czerwonoskórych, ciemne sylwetki kojotów, pomarańczowe, o dziwacznych kształtach, skały.

     Żyje ze sprzedaży swych szkiców. Mnóstwo ich wisi w "Gospodzie pod złotym liściem". Ktoś z dużego miasta kupił je od niej na targu. Kilka ma też mieszkanka domu z czerwonymi dachówkami.

     Agnieszka codziennie jada ciepły posiłek w gospodzie. Życzliwa Gospodyni zawsze stara się ją serdecznie ugościć w podziękowaniu za jej niezwykłe obrazki, którymi za posiłki odwdzięcza się rysowniczka. W gospodzie ta stara, niezwykła kobieta przysłuchuje się opowieściom gości. Czasem spija resztki z pozostawionych przez nich kieliszków wina. Weselej jej potem. Wieczorami tańczy na rynku, wokół fontanny, w migotliwym blasku księżyca. Rozwiane, siwe włosy wirują wokół jej drobnej, pomarszczonej twarzy a wielowarstwowe, kolorowe spódnice unoszą się, jak skrzydła motyla. To taniec indiańskich duchów powietrza. Czuje wokół siebie ich obecność. Obiecują jej, że wkrótce czerwony pył prerii przeniesie ją do wyśnionej krainy...

     Wydawałoby się, że Agnieszka jest dziwacznym lecz zupełnie zbędnym elementem miasteczka. Ale nie...Wczoraj właśnie przybył do gospody ktoś, kogo nie interesowały pieczone grzyby i wesołe przyśpiewki tutejszego barda. Przybył człowiek ciekawy szkiców Agnieszki. Powiedział, że miasteczko właśnie z nich słynie. Z zachwytem przypatrywał się galerii jej rysunków na ścianach gospody. Agnieszka będzie sławna i bogata! - oznajmił wszystkim zebranym tu osobom.  - Muszę koniecznie z nią pomówić! - dodał tonem, nie znoszącym sprzeciwu. I wszyscy pobiegli szukać starej, niedocenianej dotąd rysowniczki.

     Lecz nigdzie jej nie było. Przepadła bez śladu. Na ławce, przy ulubionej fontannie zostawiła swoje sztalugi, szkicownik, książki Karola Maya. Wiatr tarmosił nimi bezlitośnie a dziwny, czerwony pył wciskał się wszystkim w nosy i oczy...





32 komentarze:

  1. Olgo jestem pod wrażeniem. Nie doceniamy tego, co mamy blisko.
    Dziękuję.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego póki żyjemy patrzmy uważniej, zeby niczego waznego nie przegapić. To samo z naszymi marzeniami. Szukamy ich realizacji gdzieś daleko, daleko. A przecież nitka do nich prowadzi od naszego serca, od naszego działania, od naszych talentów, które zasypujemy pyłem codzienności i nie dajemy im dojść do głosu.
      Uwierzyć w siebie i mieć tę wiarę już do końca jak lampkę przewodnią, oto prawdziwe spełnienie. Agnieszka wierzyła...Może więc była szczęśliwa...?
      Ciepłe mysli zasyłam!:-)

      Usuń
  2. Czesto docenienie tworczosci przychodzi zbyt pozno, biedna Agnieszka...
    Kazde miasto, miasteczko, czy wies ma taka lokalna Agnieszke, niekoniecznie kobiete, taka barwna postac, nieszkodliwa wariatke, czesto niezwykle utalentowana osobe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem myślimy, że prawdziwa wielkość, prawdziwy talent to jak pomnik na rynku. Wszyscy to widzą, dostrzegają, nikt nie przechodzi obojętnie. Wówczas łatwo dołączyć się do chóru pochlebców.
      Ale niekiedy prawdziwa wielkośc jest w tych małych, z pozoru szarych ludziach, którzy nie pchają sie na afisz, którzy po prostu robią swoje i skromnie, zwyczajnie lecz uczciwie żyją dzień po dniu...

      Ja jednak nie uważam Agnieszki za biedną. W pewien sposób była spełniona w tym swoim szaleństwie, w tej pasji rysowniczej. Robiła coś wbrew opinii publicznej. Realizowała swoje marzenie bardzo konsekwentnie. A ze zniknęła wreszcie? Czasem dopiero czyjeś znikniecie uświadamia tym, co zostają, co stracili...

      Usuń
    2. Zniknela, by moze odnalezc nareszcie swoja Ameryke, za ktora cale zycie tesknila. A moze po to, zeby zostac doceniona?

      Usuń
    3. To bardzo możliwe Panterko! Czasem trzeba zniknąć by się odnaleźć. Czasem trzeba pójśc nareszcie za głosem swego serca, by nie żałować potem, że się tego czy tamtego nie zrobiło. Czasem znikamy dla jednych a odnajdujemy się dla drugich...Nic nie znika zupełnie...

      Usuń
  3. Agnieszka żyła jak chciała, żyła bo lubiła takie życie w swoich szkicach, obrazach oddawała części siebie i to co kochała i ja fascynowało. To było jej bogactwo, nie pieniądze które mogła zarobić ale to ,że była wolna jak ptak o robiła co lubiła.
    Wielu ludzi zdolnych przez całe życie nie potrafi przebić się przez pancerz ludzkiej obojętności. Wielu docenionych zostaje po śmierci.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że Agnieszka żyła jak chciała.Co by jej przyszło właściwie z cudzego docenienia? Czy potrzebowała sławy, pieniędzy? Nie, miała swoje marzenia, swój kolorowy świat i nieograniczoną wolność...
      Gdyby ludzie docenili ją za czasów gdy była w miasteczku to tak naprawdę oni by na tym skorzystali, nie ona. Wykupywali by na pniu jej obrazy, by je zamykać w swych bogatych domach, gdzie nie ogladały by światła dziennego a tylko słuzyły by jako pewna lokata pienięzna...
      Może tylko ktoś, kto by wcześniej docenił Agnieszkę zechciałby jej poświęcić trochę czasu? Posłuchac jej? Zatańczyć z nią? Zarazić się jej pasją? Spróbowac zobaczyć świat jej oczami? Może byłaby troszeczkę szczęsliwsza, spokojniejsza dzieki bliskości drugiego człowieka? Przecież każdy potrzebuje bliskości...

      Serdecznie Cię ściskam Alinko i naprawdę trzymam kciuki za Twoje zdrowie, bo z zapaleniem płuc nie ma zartów!:-)

      Usuń
    2. Jak miło , że jest ktoś kto martwi się moim stanem zdrowia.Wiem, że z zapaleniem płuc nie ma żartów. Dawno temu będąc z dziećmi w górach zachorowałam na zapalenie płuc. Tam tylko helikopter mógłby mnie zabrać do szpitala.Uratowała mnie góralka, dwa dni byłam nieprzytomna.Moje płuca zawsze były słabe i często chorowałam na zapalenie płuc. Dlatego nigdy więcej nie pojechałam do niej w góry, choć widoki piękne Rano z okna widać było na stoku sarenki. I tylko ich dom a wokół góry, las i piękne niebo.Kiedyś siedząc pod domem z córką zobaczyłam jak idzie z góry Anna Dymna. Wzięła nie za góralkę i zaczęła zachwycać się moją córeczką wówczas 2,5 letnią Ewunią ,powiedziała , że tak pięknej dziewczynki nigdy w życiu nie widziała.Jak z obrazka Wyspiańskiego powiedziała .Nie chciałam jej mówić ,że nie jesteśmy z gór bo i po co. Spotkałyśmy się ponownie na wmurowywaniu kamienia węgielnego pod świątynię , ubrane byłyśmy w góralskie stroje , poznała nas i podeszła porozmawiać i koniecznie zrobić sobie zdjęcie. Wtedy jej powiedziałam , ze nie jesteśmy góralkami. I tak zrobiłyśmy sobie zdjęcie. Serdeczności zostawiam

      Usuń
    3. Urocza historia, Alinko! Nasza pamięc przechowuje takie historie, jak drogocenne perły. A zauwazyłaś, ze tym bardziej cos pamiętamy, im bardziej to sie wiąże z jakimś cierpieniem? Cierpienie ryje w nadzej duszy i w pamięci nieusuwalne zmarszczki pamieci i najgłebszych przezyć.
      Wyobrażam sobie, jak czułaś sie wtedy tam w górach taka chora, bezradna, zdana na opiekę obcej osoby i jeszcze z maleńką, niczego nie rozumiejącą córeczką przy boku.
      Na szczęście ta dobra góralka staneła na wysokosci zadania i pomogła Ci wrocic do zywych. A spotkanie z Anną Dymną dodało blasku i niezwykłości temu wspomnieniu. Było nagrodą za ten ból i strach.

      Bardzo lubię Annę Dymna - to taka wrazliwa, ciepła, serdeczna osoba. Nie ma w niej żadnej sztuczności i napuszenia. Ot, jedna z nas...
      Blisko mnie ma swój domek letniskowy inna, wspaniała aktorka - Anna Seniuk. Cieszy sie tu latem zasłuzonym spokojem i odosobnieniem. A warunki są tu po temu znakomite bo to ogromny, górski teren, pełen dzikich lasów i łąk z wioseczkami połozonymi z dala...

      Alinko! Raz w zyciu przeszłam ciężkie zapalenie płuc. Do tej pory, przy kazdej chorobie bolą mnie zrosty bliznowate w płucach. Do tej pory mam problemy z oddechem przy większym wysiłku. Więc tym bardziej rozumiem Twoje problemy z wielokrotnymi zapaleniami płuc. Rozumiem, współczuje i mam nadzieję, że tym razem szybko wyjdziesz z choroby i nie pozostawi ona po sobie kolejnych, utrudniających życie blizn.
      Sciskam bardzo serdecznie!:-)

      P.S. A Twoje zdjęcie z Anią Dymna chętnie bym zobaczyła. Moze opiszesz tę historię u siebie na blogu?

      Usuń
    4. Niestety jest gdzieś w pudle , wtedy robiłam slajdy a moja wnusia zmieszała mi je. Miałam zamiar z nimi zrobić porządek ale nie wystarczyło czasu . Jest tam tyle pięknych wspomnień w tych zdjęciach-slajdach. Za 3 miesiące idę na emeryturę może uda mi się wiele rzeczy uporządkować. Chciałabym wydać tomik wierszy , jak na razie mam tylko kilka w antologii pt "Drzewo jest jedno a liści tysiące",buziaczki

      Usuń
    5. Trzymaj sie swego marzenia, Alinko! Nie przysyp siebie samej pyłem codzienności i braku czasu.Ciesz się sobą i danym czasem.Pisz i idź za marzeniem...I ja staram się tak robić. Tylko w realizacji swych marzeń człowiek czuje prawdziwy sens swego zycia.
      Odbuziaczkowuję!:-)

      Usuń
  4. Ja odebrałam to tak, że każdy co chce zrobić w swoim życiu coś co inni uznają za głupie czyli nie w ich stylu jest uznawany ładnie mówiąc za "świrniętego". Według np.ludzi ze wsi przeprowadzka na wieś - niedorzeczność, przecież każdy chce zwiać ze wsi do miasta.Tak było w naszym przypadku :)
    Trzymanie zwierząt -kur, bażantów, dla przyjemności - po co przecież to nie przynosi zysku, i słyszy się wtedy coś w stylu, " że robota lubi głupiego". :)))
    I już jest się wtedy takim głupkiem, nie przyjdzie nikomu do głowy, że ktoś robi to co kocha. Że jest "bogatszy od wszystkich innych razem wziętych".
    Wystarczy nieraz ubierać się inaczej, kolorowo, i już przypięta łatka --wariatka.
    Według mnie dl wielu ludzi, ktoś co robi coś niezgodnego z ich punktem widzenia życia jest takim " miejscowym wariatem", taką Agnieszką .
    Całuski , jak zdrówko ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mimo wszystko trzymać się swego kursu. Nich tam mówią co chcą. Niech wytykają palcami i się śmieją. Mamy tylko siebie, swoje jedno, niepowtarzalne życie, Mamy to wszystko nie po to by się wciskać w jakieś ramy, by komuś dogodzić i tym samym nie wyrózniać sie z tłumu.
      Nie zgadzam sie na tę narzuconą, obowiązującą szarość i unifikację. Mamy prawo do inności i do cieszenia się tym, co nas cieszy. A jesli inni się dziwią i nie rozumieją, to chyba ich problem a nie nasz?

      A ze zdrówkiem jest juz właściwie OK, poza tym że kaszlemy oboje na potęgę.Ale to już mały pikuś! I nawet na krótkim spacerze zimowym dzisiaj byliśmy!I Zuzia sie nareszcie wybiegała radośnie!
      Uściski i usmiechy przesyłam od kaczki dziwaczki dla kaczki dziwaczki!:-))

      Usuń
    2. Czyli jednym chórem ... kwa, kwa, kwa :)

      Usuń
    3. Możemy pokwakać, czemu nie! To taki szyfr dla nieznających kaczego języka! Niech stoją, słuchają i się śmieją z tego "głupiego" kwakania!:-)))

      Usuń
  5. "zatrzymało ją słońce" - fantastyczne!
    Tylko Obcy mógł to powiedzieć i tylko Obcemu uwierzono.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewaznie tylko obcym się wierzy...Obcy a więc lepszy. Obcy a więc godzien wysłuchania i potraktowania poważnie. "Swoich" się lekceważy...Ach, niech tam gadają!
      "Oslepiło ją słońce". Była chyba za blisko spełnienia...Była przepełniona niemożliwym do udźwignięcia ogromem marzeń i uczuć. A wokół ślepy na to wszystko świat. I tylko słońce za blisko...

      Ach, znowu przypomina mi się moja ukochana "Boża Podszewka".I Maryśka, jej bohaterka, która też w pewnym momencie nie wytrzymała i zatańczyła swój szalony, pełen bólu i wolności taniec...

      Usuń
  6. "Nie możemy zatrzymać się
    w naszych poszukiwaniach.
    A na końcu wszystkich poszukiwań
    przybędziemy do miejsca,
    z którego wyruszyliśmy.
    I odkryjemy je po raz pierwszy."

    (T.S.Eliot)


    Agnieszka poszła dalej...
    do wyśnionej krainy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszka jest nareszcie tam, gdzie zawsze pragnęła dotrzeć. Szczęśliwa. Roztańczona radością i spełnieniem..

      Oby każdemu było to dane. Oby mieć tak silne marzenie, które przez całe zycie jest jak gwiazda przewodnia i chociaż czasem chowa się za mgłą zwątpienia i kłopotów, to tak naprawdę nigdy nie zapomniane kiedyś doprowadzi nas do krainy pełni. Do miejsca, w którym jest się jak w wytesknionym domu duszy...

      Usuń
  7. Piękna historia. Takie czarodziejki często są przez nas uważane ze dziwaczki. A to piękne wysłanniczki krain, do których wracamy tylko gdy pozwalamy sobie na ulotne chwile powrotu do czasów dzieciństwa, beztroski i pełnej radości z posiadania marzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bójmy się marzeń. Nie bójmy się rozszaleć, roztańczyć i rozśpiewać naszym marzeniom. Znajdźmy w tym dorosłym świecie intensywny smak i blask dzieciństwa. Kiedyś, dawno temu wszystko mocniej pachniało, kolory były weselsze a ludzie wokół piekniejsi, prawda? Czy to my sie zmieniliśmy, czy świat? Odważmy się czasem odrobinke na bycie takimi szalonymi Agnieszkami!:-))

      Usuń
  8. Poruszająca opowieść. Każe zastanowić się nad otoczeniem, ale i własnymi marzeniami... Co w końcu jest prawdziwym szczęściem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla każdego, co innego jest szczęściem, Oleńko.
      A marzenia są wieksze i mniejsze. Są te smiałe, które emanują z nas na zewnątrz, jak też te bardzo cichutkie, które trzymamy schowane głęboko w środku. Zbyt delikatne by wystawiać je na dzienne światło.
      A kazdy z nas ma swój skarbiec marzeń, pragnień i snów. I każdy ma prawo iśc w ich strone. Mimo wszystko.Choćby do końca zycia.
      Pozdrowienia ciepłe Twoim marzeniom zasyłam!:-)


      Usuń
    2. Dziękuję :)
      p.s. To nie moje imię :) ja tylko mam tego samego dnia imieniny, co tamta :)

      Usuń
    3. Upst! Sorry!
      Pozdrawiam serdecznie!:-))

      Usuń
  9. Pewnie wyruszyła za glosem jakegoś szamana w poszukiwaniu marzeń i natchnienia..:) Piękna opowieść:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie udało jej się pójśc tam, gdzie wołało ją marzenie. Oby każdemu z nas było to dane!
      Pozdrowienia Sznupeczko kochana na Twoich wakacjach! Cieszę się, że nawet taka wakacyjna masz chęc by zajrzeć do świata Oli i Czarka!:-)
      P.S.
      A może już wróciłaś???

      Usuń
    2. Wróciliśmy , bo Sznupek złapał tego wirusa grypowego co grasuje juz chyba po całej Europie, biedny ledwie dojechał:( Więc zrealizowalśmy Londyn i nie pojechaliśmy juz do siostry i do Cotswold , teraz Sznupek się kuruje, moze jeszcze uda nam się wyskoczyć w szkockie góry:)

      Usuń
    3. Niech to kaczka kopnie! My właśnie z choroby się wykaraskujemy (chociaz nadal kaszlemy jak licho i słabi jesteśmy) a teraz Sznupka dopadło! To naprawdę jakaś megapotworzyca z tej grypy, bo gdzie sie nie obejrzę, gdzie nie zadzwonie, to wszędzie ktoś chory z bardzo wysoką gorączką, kaszlem i bólami brzucha.
      Współczujuemy Twemu kochanemu Sznupkowi, bo rozumiemy dokładnie co przezywa. Nie chce Cię straszyć, ale o iles nie zaszczepiona, albo superodporna, to wszystko jeszcze przed Tobą!
      Kuruj się na zapas. Siebie i Sznupka faszeruj czym sie da. Przegoń dziadostwo w zarodku!
      ściskamy Was oboje serdecznie!:-))

      Usuń
    4. Ja juz niby miałam jakiś miesiąc temu, ale teraz to nic nie wiadomo..:( Sznupek już dzisiaj lepiej ,gorączka mniejsza , więc moze szybko mu przyjdzie..:) Zapas imbiru cytryny i miodu mam , nie damy się tak łatwo.

      Usuń
    5. Na zimno sie za często bez potrzeby nie wystawiaj i w ogóle jak najdalej od tłumów i supermarketów. Pełno tam teraz wirusów, co tylko czekają by sie nas uczepić.
      Piszesz, ze miałaś grypę miesiac temu? Miejmy nadzieję, ze przeszłas juz co miałaś przejsc i teraz tylko Sznupeczka swojego bdziesz kurować, sama pozostajac zdrowa. Ale z tymi mutanami wirusów to jest róznie. Niekoniecznie nabywa sie odpornosc od jednej grypy, bo nastepna moze być inna - ptasia, świńska, ludzka, bawola - ach, mnoży się to świństwo na potęgę!
      Trzymajcie sie oboje dzielnie!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost