To będzie opowieść o tym, jak dziwne i na pozór
mało szczęśliwe przypadki i wypadki losowe mogą pozytywnie wpływać na
życie. To refleksja na temat wiary, że nawet to, co straszne i bolesne
może pozytywnie odmieniać naszą przyszłość.
Spotkałam kiedyś pewnego cichego, niepozornego
człowieka. Nazwijmy go Pan Stefan. Był moim kierowcą podczas
służbowych wyjazdów w teren. Traktował mnie zawsze z sympatią i
szacunkiem. Nie wyciągał ode mnie zwierzeń, sam też przeważnie milczał. Nucił
sobie tylko pod nosem jakieś nieznane mi melodie. I pozostałaby ta znajomość na
tym etapie, gdyby nie przypadek. Pewnego dnia, gdy zbyt długo czekaliśmy przed
przejazdem kolejowym, on wyciągnął nagle zeszyt, w którym szkicował portrety i
pejzaże. Zapytałam gdzie nauczył się tak pięknie rysować. A on opowiedział mi
historię swojego życia.
W czasach beztroskiego szczeniactwa napadł z
kolegą na kiosk "Ruchu". Złapano go. Trafił na dwa lata do więzienia. I tam
przeistoczył się z głupiego smarkacza we wrażliwego, ciekawego świata faceta. A
stało się tak dzięki koledze z celi. Był nim malarz i filozof w jednym. Całe
dnie spędzali na rozmowach oraz na czytaniu książek (mój znajomy przez te
dwa lata przeczytał wszystkie tomy z więziennej biblioteki!). Trwała też tam intensywna
nauka rysunku i malarstwa. Po wyjściu z więzienia Pan Stefan miał oczywiście
problemy ze znalezieniem pracy. Jako karany odsyłany był zewsząd. Aż wreszcie
został malarzem pokojowym. Malował klientom na zamówienie pejzaże
i portrety bezpośrednio na ścianach. A po kilku latach
dodatkowo został zawodowym kierowcą.
Pewnego dnia, Pan Stefan widząc, że autentycznie zainteresowały mnie jego opowieści i ciekawa jestem jego twórczości zawiózł mnie do domu swojego aktualnego klienta i
pokazał tworzący się właśnie fresk. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak
wspaniałego! Przyglądałam się w cichym zachwycie, jak maluje przy mnie toczące się, jak
żywe kaskady wody. Kilkoma pociągnięciami pędzla wyczarowywuje potężne,
wielobarwne chmury i delikatne, przebijające spoza nich promienie słońca.
A potem jeszcze zaczął śpiewać! To, co znałam do tej pory jako
niewyraźne melodie, nucone przez niego w samochodzie - teraz zamieniło się we
wspaniałe pieśni. Pieśni pełne żaru i temperamentu, tęsknoty i melancholii.
Były naiwne momentami, owszem! Ale jakże przejmujące i prawdziwe.
Często się
zdarza, że odkrywając znienacka w sobie jakiś talent, tuż obok trafiamy na
następny, jakby talenty wyrastały w ożywionej glebie naszego umysłu, niczym
grzyby po deszczu. I właśnie tak stało się z nim. Malował, śpiewał, pisał
wiersze i piosenki, rzeźbił, majsterkował i za darmo naprawiał sąsiadkom radia
i telewizory! A poza tym wszystkim był szarym, nie wyróżniającym się niczym
specjalnym człowiekiem, wykonującym na codzień nie związany z tym wszystkim
zawód kierowcy.
Od tamtej pory minęło wiele, wiele lat... I nie wiem, jak
potem potoczyły się losy Pana Stefana. Wiem tylko, że spotykając na swojej drodze
takich ludzi , spotykam nadzieję, że nie warto załamywać się tym, co jest. Może
się przecież zdarzyć, ze nawet zło i cierpienie wyjdą nam na dobre...
A czy Wy, w Waszym życiu doświadczyliście już
tej dziwnej przewrotności losu? Czy kamienie na Waszej drodze zawsze były tylko
przeszkodą, czy może właśnie palcem opatrzności, który pchnął Was w ten
sposób na właściwe tory...?
Witaj Olgo
OdpowiedzUsuńPrzyszłam się przywitać i znikam mam wyjazd w celach karnawałowych , ale jak przyjadę chyba cosik po wieczór to z miłą chęcią poczytam i skomentuje .
Miłego dnia dla Was .Ilona
Witaj Ilonko! My też mamy dzisiaj parę ważnych spraw do załatwienia.Na razie więc pa, pa i do napisania potem!
UsuńUściski serdeczne zasyłamy!:-))
Jak widać, nic nie dzieje się przypadkiem. Piękna opowieść. Pytasz o przewrotność losu, hm...
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi właśnie tez dlatego nazywam siebie Dzieckiem Szczęścia.Wiele razy okazało się, iż to, czego bardzo pragnę , nie spełnia się, a wkrótce okazuje się,że gdyby się spełniło..... O MATKO KOCHANA, CO BY ZE MNĄ BYŁO!!!!!
Pozdrawiam serdecznie.
No cóż...Mnie tez życie parę razy zakoczyło. Dziwnymi meandrami losu biegło.
UsuńPo drodze było dużo smutku i zastoju. Nieznośnego poczucia pustki.A potem nagle ruszyło z kopyta, jak gdyby to, co było do tej pory przygotowywało mnie na dalszy ciąg. Życie pisze naprawdę dziwne scenariusze!
Odpozdrawiam ciepło!:-)
W ŻYCIU NIC NIE DZIEJE SIĘ PRZYPADKIEM, GDZIEŚ TAM ZAPISANE SA NASZE LASY I PRZED NIMI NIE UCIEKNIEMY.PAN STEFAN ZMIENIŁ SWOJE ŻYCIE I TO PIĘKNE .JEDNAK WIELU TRAFIA DO WIĘZIENIA I STAJA SIĘ GORSZYMI, BO NA NICH NIE DZIAŁA RESOCJALIZACJA.PAN BÓG POZWALA NAM WYBRAĆ DOBRĄ DROGĘ ALE NIE ZAWSZE KORZYSTAMY.POZDRAWIAM POŚWIĄTECZNIE
OdpowiedzUsuńWitaj u nas na blogu, Czardasz!Miło nam Cię tutaj gościć!:-)
UsuńJa już sama nie wiem czy coś się w życiu dzieje przypadkiem czy też nie. Wiem tylko, że jeśli potrafimy odpowiednio zareagować, zaryzykować,odpowiedzieć na wyzwania losu, zaufać intuicji czy przeczuciu, to zdarzyć się może naprawdę wiele.
Czasem się mylimy i wchodzimy nie w to, czego oczekiwalismy. A kiedy indziej znów spotyka nas tak miłe zaskoczenie i wspaniała odmiana losu!
Najważniejsze dla mnie jest to, że po prostu musi się nam chcieć robić ze sobą cokolwiek. Z siedzenia i czekania prawie nigdy nic nie wynika. Trzeba pomóc losowi - tylko, że czasem nie wiemy czy mu pomagamy, czy właśnie na odwrót - przeszkadzamy...
Jakież są te niezbadanie zamysły kosmosu, gwiazd, opatrzności, czy kto tam w co wierzy?
Czyżbyśmy byli jak bezwolne łodeczki, pchane to tu, to tam...? Chyba nie...
Musimy wierzyć w siebie - ta wiara jest naszą siła i motorem napędowym...
Dziękuje za miłe powitanie, to prawda wiara czyni cuda, jeśli nie wierzymy to i nawet nadzieja wcześniej umiera.
UsuńW nadchodzącym roku 2013 życzę oby był dla Was jednym nieprzerwanym pasmem radości i zadowolenia, oby los raczył stale zachowywać przy zdrowiu jak najlepszym, chronił od złego i otworzył skarbnicę wszelkiego szczęścia
A więc wierzmy w siebie i w ten Nowy, nadchodzący juz Rok!
UsuńWszystkiego dobrego życzymy Ci oboje Alinko! Zdrowia, spokoju, wiary i nadziei na przyszłość! Niech to będzie dobry dla wszystkich rok!:-)
Nasz los lezy w naszych rekach, jak sobie poscielimy, tak i sie wyspimy i zaden bog, ani modlitwy tego nie zmienia. Gdyby tak modlitwy miewaly moc sprawcza, zadne dziecko nie umarloby w meczarniach na raka, ani nie urodziloby sie niepelnosprawne.
OdpowiedzUsuńAlbo wiec ten bog jest sadysta, jakich malo, albo go nie ma!
Och, Panterko! Ty jak zwykle twardo i bez żadnych wątpliwości stawiasz sprawy. Masz swoją busolę wewnętrzną, która pomaga Ci żyć i jasno widzieć sprawy. Nie dasz się niczym omamić ani okiełznać. I dobrze. Czuć od Ciebie siłę i zdecydowanie.Nie każdy tak jednak ma albo nie każdy tak potrafi.
UsuńSą też ludzie, którzy wybierają inne ścieżki...
Też uważam, ze to od nas zależy dziewięćdziesiąt dziewięć, przecinek dziewięć procent tego, co się z nami dzieje. Ale pozostaje jeszcze ten jeden, malutki ułamek procencika, który jest albo czystym przypadkiem albo częścią jakiejś niezrozumiałej dla nas, kosmicznej układanki.
Jest coś takiego jak intuicja. To rzecz empirycznie niewytłumaczalna a jednak istnieje. Jakiś głos wewnętrzny, który nam podpowiada zrób to albo tamto. Zaryzykuj, chociażbyś miała być uważana za głuptasa i naiwniaka. No i czasem, posłuchawszy tego głosu odważasz się podjąć jakąś dziwną decyzję.I naraz wszystko odmienia sie o sto osiemdziesiąt stopni. I jest to tak dziwne, że aż wprost nie do uwierzenia i zrozumienia dla samego zainteresowanego oraz dla postronnych...A czy odmienia się na lepsze...? Nie zawsze, ale kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi!:-))
Jasne, ze niekiedy jakis splot okolicznosci moze nam splatac figla, ale tak jak piszesz, jest to ulamek procenta. Wiare w cuda i ksiecia na bialym koniu, pozostawmy gimnazjalistkom, a my liczmy na siebie.
UsuńNiech inni chodza do wrozek i prorokow, oni na pewno powiedza im to, co chca uslyszec.
Ja ryzykantka nie jestem, predzej asekurantka, ale mocno stapajaca po ziemi. Jest we mnie pewna doza romantyzmu i marzycielstwa, ale umiem rozgraniczyc real od wirtualu, a bajki od prawdy.
A we mnie jest tyle samo asekuranctwa co ryzykanctwa. Potrafię zaskoczyć samą siebie, podjąc momentalnie najdziwniejsza nawet decyzję i oczywiście różnie na tym wychodzę. A czasami siedzę cicho, jak mysz pod miotłą,a inni w tym czasie zbierają laury, albo po prostu bez wątpliwości prą naprzód.
UsuńI cieszę się, ze zdarzaja sie w zyciu ludziom takie dobre rzeczy, jak temu Panu Stefanowi. No bo pomyśl - gdyby nie nabroił i nie popadł do tiurmy, to by pewnie całkiem zszedł na psy, jak jego kolezkowie. A tymczasem stał sie prawdziwym człowiekiem.
Oczywiście, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.W większosci ci, którzy trafiają do ciupy przechodzą tam takie okropności i takich strasznych spotykają ludzi, ze zmieniaja sie tylko na gorsze...Ale niekiedy, na szczęście, zdarzają się piękne, zupełnie nieoczekiwane rzeczy, jak w przypadku Pana Stefana.I chyba żadna wrózka by tego nie przewidziała!:-))
Ha no cóż ... jak zwykle na Waszym blogu piękna opowieść ...
OdpowiedzUsuńJa uważam że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Nie raz spotkałam się z tym że czasem to co w danej chwili jawiło się jako wielkie nieszczęście obróciło się po jakimś czasie w radość.
A człowiek jak nie przeczytana księga, najczęściej każdy skrywa w sobie jakąś tajemnicę, czasami jest to talent, wspaniałe serce albo jeszcze coś innego ...
Pozdrawiam serdecznie
Wszyscy spotykamy w życiu tylu ciekawych ludzi, tyle różnych osobowości, poznajemy tyle historii, że żadna książka by tego wszystkiego nie pomieściła! A pamięć ludzka przechowuje w swoim skarbcu to wszystko i dzięki temu mozna z innymi podzielić tymi opowieściami. Można porozmawiać, jak teraz tu, na blogu...Takie chwile, gdy ludzi interesuje dany temat i zabierają głos, pisząc więcej niż jedno zdanie, są dla nas bardzo cenne!
UsuńBo każdy człowiek jest, jak napisałaś, jak ciekawa księga.Potrafimy samych siebie zaskakiwać i odkrywać w sobie takie rzeczy, o jakie nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. Czasem są to także złe rzeczy...Bo jesteśmy mieszanką złego i dobrego. Wierzę jednak, że w sprzyjających okolicznościach dobro jak oliwa na wierzch wypływa...A zło, jak osad opada na dno.
I ja pozdrawiam Cię ciepło!:-))
Podobno "nie ma tego złego,
OdpowiedzUsuńco by na dobre nie wyszło".
Ale to tylko podobno,
bo w rzeczywistości bywa tak,
że coś jest złe od początku do końca,
albo i jeszcze gorsze...
Chyba nie ma reguły.
Nasze codzienne wybory
powodują określone skutki,
a każdy znaczący wybór
powoduje wejście na inną życiową
ścieżkę.
Odczuwam bardzo wyraźnie,
że pewnych rzeczy nie da się
uniknąć i muszę przez nie przejść,
ale mam wybór, którędy dojdę
i jak sobie poradzę.
W moim życiu idea,
że wszystko stwarzamy sami
parę razy nie sprawdziła się...
Zdarzyło się też,
że zostałam jakby wepchnięta
na pewną ścieżkę w sposób
bardzo dziwny i nie do końca
dla mnie zrozumiały.
Przez jakiś czas miałam poczucie,
jakbym była sterowana, abym się nie wycofała,
a potem było już za późno, ale
konsekwencje trzeba było ponieść.
Przypadek nie jest przypadkiem
tylko dokładnie zaplanowanym
splotem okoliczności.
Człowiek ma zawsze wolny wybór
przy podniesieniu pierwszej nogi.
Ale po uniesieniu pierwszej -
druga zostaje na ziemi.
Tak jest ze wszystkim.
Skorzystanie z wolności i podniesienie
jednej nogi powoduje niemożność
podniesienia drugiej.
Istnieje więc ograniczona wolność...
Obszerniej pisałam o tym kiedyś tutaj:
http://www.taraka.pl/index.php?id=oprzemijaniu
Temat rzeka...
Tak, Mar. To wszystko to temat rzeka. Każdy ma swoje doświadczenia w tym względzie i chyba kazdego zastanawia w jego zyciu to, ze potoczyło się ono tak a nie inaczej. A przecież mogło, gdyby wybrac tamtą, boczną ściezkę, albo jeszcze wczesniejszą...Wybieramy tę określoną, jakby coś nas ku niej własnie popychało. Niekiedy żałujemy wyboru lecz kamień już się potoczył...
UsuńPrzeczytałam Twój tekst "O przeznaczeniu, przemijaniu i wolnej woli" Pięknie wplotłaś w niego myśl zawartą w Twoim wierszu o naszej nieznanej lecz już istniejącej przecież dacie smierci...
Dzięki, Olu!
UsuńOd dłuższego czasu
"drążę" temat śmierci,
bo to jedna z najważniejszych
chwil w naszym życiu...
Tamten wiersz napisałam
dawno temu, dziś jestem już
duchowo i mentalnie
w zupełnie innym miejscu...
Wiele się wydarzyło...
Pragnę przygotować się
do nieuniknionego odejścia
na tyle, na ile się da...
oswoić lęk, aby kiedy przyjdzie
ta ostatnia chwila
przejść jak przez próg
i zobaczyć w końcu, jak tam jest.
Ale to już temat
do całkiem innej baśni :)
Wszyscy przejdziemy kiedyś przez ten próg, ale czy da sie do niego tak do końca przygotować? Czy ta ostateczna rzecz jednak nas nie przerasta? Bo przecież będziemy w tym punkcie sami. Zdani na siebie i na swoje uczucia.Tacy mali w obliczu ogromu tej tajemnicy...
UsuńMyslę, że są chwile, gdy pragniemy odejścia, czyli jesteśmy na nie gotowi, pogodzeni z nim...To wtedy, gdy potrafimy uznać, że nasze życie jest już przeżyte a wszystko, co zamierzaliśmy zrobić zrobione. A może wtedy, gdy to życie za bardzo boli i odejście jest jedynym wyjściem...? Droga Mar! Też często o tym wszystkim rozmyslam. Taka mała jestem w obliczu wciąż wielkiej i niezgłębialnej tajemnicy...A ona wciąz kusi i przyciaga...
To jest tak głęboki temat,
Usuńże, pozwolisz Olu, nie będę
dalej go tu rozwijać,
bo nie skończę do rana...
Wiemy tak mało,
a tak wiele nie dowiemy się nigdy...
Ale jedno wiem na pewno:
ci, którzy umieją żyć -
umieją umierać,
zatem - żyjmy! :))
Tak, moja droga! Żyjmy, przeżywajmy nasze codzienne cuda, cieszmy się i doceniajmy to, co jest i miejmy piękne wspomnienia. To jest ogromny skarbiec naszej duszy i mam nieśmiałą nadzieję, że nie do końca obróci sie on w nicość...:-)))
UsuńNajważniejsza droga to ta, która prowadzi do szcześcia, zadna inna. Więc może Stefan nie zmarnował swojego talentu, nie zaprzepaścił mozliwości, bo znalazł szczęscie i spełnienie.
OdpowiedzUsuńMądra historia z morałem Olga..:) Pozdrawiam serdecznie..:)
Tak, Stefan dzięki zawirowaniom swego losu odnalazł prawdziwego siebie. Wyszedł ze swej kolczastej skorupki, jak kasztan na jesień. I zalśnił pełnym blaskiem.
Usuńoby nam się wszystkim takie cudowne rzeczy przydarzały i obyśmy doceniali to, co los nam przynosi. Nie marudźmy. Nie marnujmy chwili. Doceniajmy swój los.Przecież nigdy nie wiadomo na co się to wszystko może obrócić...Może być lepiej, ale może i gorzej...
Ściskam serdecznie!
Każdy nieraz bywa takim Stefanem , dzięki przewrotności losu i kamieniom rzucanym pod nogi zawsze byłam silnym psychicznie człowiekiem , pozorne przeszkody losu przekuwałam w swoje drobne sukcesy , staram się nie miewać słabości ( oprócz lodów ) i nie lubię ludzi z nałogami , którzy własną słabość przekuwają w chorobę .
OdpowiedzUsuńKończę bo zaczyna mnie ponosić .
Dobranoc Olgo :)
Tak przypuszczałam, Ilonko, ze Cię ten temat jakos poruszy. Obie przeszłysmy w życiu przez cięzkie chwile i obie przekułysmy je na dobre dla nas rzeczy.
UsuńTrzymaj się, kochana!
Niech nas zycie nadal uczy życia a my wychodźmy z tych lekcji z co najmniej czwórkami!:-))
Ciepłe uściski poranne zasyłam!:-))
Ciepłe uściski się przydają wiosna się skończyła i mróz jest dziś okrutny :)
UsuńAle, na szczęście, słonecznie i energetycznie za oknem. Kurki mimo mrozu baraszkują na trawie uszczęśliwione tym słoneczkiem!:-)
UsuńDzień dobry. tak jak pisaliśmy wcześniej chcemy dołączyć do grona Twoich podglądaczy :)Mamy nadzieję że nasza bezkompromisowość w opiniach i komentarzach nie zmusi Cię z czasem do napisania o nas tego co na swoim blogu napisała jedna z Twoich ,,obserwatorek-komentatorek'' (niektórym nie jest znana delikatność i sztuka dyplomacji) Mamy nadzieję że odrobina realizmu w tym rozlewającym się słodkim sosie będzie dla Ciebie do przyjęcia :)
OdpowiedzUsuńTeraz coś a propos bieżącego wpisu. Najbardziej zgadzamy się (na podstawie własnych przeżyć, doświadczeń i przemyśleń) z komentarzem Mar nie chcąc powtarzać, uważamy że nasza droga i drogi którymi kroczymy przez życie tylko pozornie wydaje się nam wyborem. Wielokroć sami czy słuchając relacji innych konkludowaliśmy, a jednak ktoś to zaplanował a nam pozwolił jedynie mieć poczucie trzymania kierownicy w ręku.
Naszą jedyną rolą jest wsłuchanie się w tego duchowego GPSa i tak na prawdę, sztuka życia i przeżycia,, tak aby nie bolało'' polega na umiejętności wsłuchiwania się i głębokiej wiary, że TEN który nam dał te ,,namiary GPS'' chce tylko naszego dobra
UFNOŚĆ-WIARA :)
Serdecznie Was pozdrawiamy :)
Witamy Was serdecznie u siebie, Zosiu i Januszu! Bardzo nam miło Was gościć i rozmawiać z Wami w tym internetowym, pełnym chaosu kosmosie, gdzie każdy rozumny, wrażliwy głos jest bezcennym skarbem.
UsuńNie przepadamy za zbyt słodkimi sosami, ani lukrami rozlewajacymi się po wszystkim tak bardzo, że wręcz zniechęcają do konsumpcji!
Najbardziej odpowiada nam prosty smak zwykłego chleba, maślanki i wody ze studni.W tym nie ma żadnych udziwnień, przekłamań ani sztucznych dodatków. I takie własnie komentarze - szczere, proste i bezkompromisowe pobudzją zgnuśniały mózg do namysłu a nawet do rewidowania własnych poglądów.Bo tylko pewne zwierzę czterokopytne ich podobno nie zmienia, chociaz ja i w tej kwestii mam wątpliwości...
A więc przychodźcie tu do nas na chlebowo-maślankowe, domowe dania i przynoście ze sobą swoją otwartość i prostotę. To najlepsze przyprawy, jakie znam!
A teraz a propos postu o "Panu Stefanie". Chociaz nie jestem osobą wierzącą w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, to jestem kimś mocno (może nawet zbyt mocno)czującym i wierzącym swojej intuicji. Doświadczałam w życiu wielu przedziwnych sytuacji i raptownych odmian losu.I po prostu czuję, że nie działo się to przypadkiem, że chyba tak własnie miało być. Czasami wydaje sie nam, że nie słyszymy naszego wewnętrznego GPS-u, albo przestał on działać. Ale chyba to jest tak mądre ustrojstwo, które wie, kiedy wyłaczyc sie w pozycję "Stand by" by odpocząć i dać nam chwilę do namysłu...
Zatem podsumowywując - wierzmy, że jednak to wszystko ma jakis sens i dokądś wiedzie. Ufajmy we własne siły i miejmy cierpliwość oraz siłę, by sprostać własnym zamierzeniom oraz wyzwaniom losu. Ufff!
Uściski serdeczne zasyłam i do napisania!:-))
My nie stawiamy znaku = między wiarą a religijnością dla niektórych te słowa są tożsame. Dla nas nie są to słowa jednoznaczne, powiemy bez zagłębiania się w szczegóły jesteśmy wierzący i mało religijni :)
UsuńDla drobnego wyjaśnienia, przez dobrze ponad dwadzieścia lat z racji zawodu (Renowatorzy Dzieł Sztuki) pracowaliśmy dla instytucji Kościelnych i t/z hierarchii :)słowo religijne znamy od zakrystii a nie od ołtarza :)
Pozdrawiamy
A my nawet nie musieliśmy pracować dla instytucji kościelnych, by zrozumieć kto zacz i by pójść w swoją stronę...:-))
UsuńJesteśmy tolerancyjni dla innych. To znaczy słuchamy tego, co mają do powiedzenia i szanujemy ich za to, że mają własne zdanie i potrafią je jasno wyrazić. I nikogo nie przekreslamy, nie odrzucamy i nie wyśmiewamy, tylko z racji tego, że jest inny, niż pierwej sądziliśmy a co ważniejsze, różni sie w wielu kwestiach od nas. Póki jest wzajemny szacunek, otwartość, brak apodyktyzmu i narzucania swoich pogladów, jest rozmowa i współegzystencja.
W wielu kwestiach nawet ja i Cezary różnimy się od siebie. Dyskutujemy na te rózniące nas tematy, spieramy sie nawet lecz wiemy, że pod spodem tego wszystkiego zawsze jest i będzie wzajemne uczucie, przyjaźń i tolerancja właśnie oraz nieustanna chęc zrozumienia.
Nie wyciągamy też pochopnych wniosków na podstawie strzępów informacji, niejasnych domysłów i plotek. Nikogo nie chcemy skrzywdzić swymi osądami. Nikomu nie zamykamy furtki do spokojnej rozmowy...
Pozdrawiamy serdecznie i cieszymy się, że rozmowa blogowa między nami tak owocnie się zainicjowała...!:-)
Często nasze życie to przypadek.
OdpowiedzUsuńTak, własnie...
Usuń