Ocknęła się jakiś czas potem i to,
co ujrzała kazało jej na nowo zamknąć oczy. Znajdowała się w jakiejś nieznanej
sobie, pachnącej igliwiem chacie. Leżała na posłaniu z mięciutkiego mchu,
otulona grubym kocem z owczej wełny. Ktoś niewidoczny grubym lecz przyjemnym
głosem nucił kołysankę, taką samą, jaką zawsze śpiewała jej mama:
…W dalekim lesie, w głębokim borze
Stoi krasnalek przy muchomorze….
- Nie śpisz już Katarzynko? – zapytał ten ktoś i ciepłą dłonią dotknął jej
czoła
Dziewczynka zdecydowała się
otworzyć oczy. Przy jej łóżku usiadł ten sam starzec, który wczoraj uratował
jej życie. Uśmiechał się do niej i troskliwie otulał kocem jej stopy.
- Nie bój się mnie dziecko. Jestem tylko starym leśniczym, opiekunem tego Lasu – powiedział spokojnym, ciepłym głosem
- Nie stanie Ci się tutaj, malutka, żadna krzywda – dodał patrząc
serdecznie w jej oczy
Kasia oparła się na łokciu i
spojrzała ciekawie w twarz starca. Nigdy w życiu nie widziała nikogo o tak
dziwnych, przejrzystych, bladoniebieskich oczach. Nie śmiała jednak zapytać o
te oczy, więc zawstydziła się nieco i sama nie wiedziała, co powiedzieć.
- Jak wydobrzejesz, to wrócisz do swojego domu. Na razie zostaniesz tutaj,
bo na dworze tęgi mróz a Ty przemarzłaś do kości – rzekł
tajemniczy leśniczy i z lekkim stęknięciem wstał z fotela a potem podreptał
w stronę dużego pieca kaflowego, stojącego w kącie pomieszczenia.
W wielkim garze zamieszał coś drewnianą łyżką a potem nastawił w imbryku
herbatę.
- Zaraz sobie zjemy gorącego bigosu, herbatką popijemy. Nie ma to jak prawdziwy,
domowy bigos – zamruczał sam do siebie przy piecu a potem ni stąd ni zowąd
zaśpiewał:
Kiedy zima rządzi stara
Czas kapustę dać do gara
Czas jej dodać ziaren kminku
Oraz boczku i prawdziwków
Hej, ho! Hej, ha! Bucha para
Imbryk gra!
Niech wesoło wszystko pyrka
Niech się cieszy ma rodzinka
A rozgrzana, nakarmiona
Zimie nie da się pokonać
Hej, ho! Hej, ha! Bucha para
Imbryk gra!
Chodźcie moi podopieczni
Już czas najeść się bez reszty
Potem w Lesie opowiecie
Jak się jada w ludzkim świecie…
A gdy skończył nucić swoją
piosenkę do drzwi chaty dało się słyszeć cichutkie skrobanie. Także za
oszronioną szybą pojawiły się jakieś tajemnicze, ruchliwe kształty.
Starzec otworzył drzwi i do domku, kręcąc ogonkami, pomiaukując i
popiskując wbiegły jego zwierzęta. Były tam dwa rude koty, trzy wesołe
kundelki, sarenka, zajączek, bażant i trzy ciekawskie sroki.
Gospodarz nałożył im do wielkiej michy, stojącej przy piecu pachnącego
bosko bigosu a potem uśmiechnął się szeroko, przyglądając się jak zajadają ze
smakiem i raz za razem popatrują na swego opiekuna z miłością i wdzięcznością.
- Proszę Pana, a gdzie jest mój
Ares? – zapytała wówczas Kasia, przypomniawszy sobie nagle, że przecież pies
był z nią w Lesie i nie wiadomo, co się z nim potem stało. Może się utopił w tym
zdradliwym jeziorku?
- Nie martw się dziecko – zwrócił się do niej uspokajającym głosem leśniczy
- Napisałem karteczkę z wiadomością dla Twojej mamy, żeby nie martwiła się
o Ciebie, karteczkę przyczepiłem do obroży Twego pieska i posłałem go do Twej
chatki! – wyjaśnił, nakrywając do stołu i nalewając dla nich dwojga herbaty do
dwóch dużych, fajansowych kubków
Dziewczynka odetchnęła z ulgą i spojrzała z sympatią na mądrego gospodarza
a zachęcona jego serdecznym, zapraszającym gestem wstała z łóżka i zasiadła
razem z nim przy wielkim, dębowym stole.
Bigos był najlepszą potrawą, jaką
kiedykolwiek jadła w życiu! Tego samego zdania były chyba i zwierzątka, bo
pałaszowały ze smakiem, popatrując na siebie, błyszczącymi ze szczęścia oczami.
Ciekawe było to, że żadne z nich nie rozpychało się przy misce, ani nie
zabierało sobie zazdrośnie co tłuściejszych kąsków boczku. Trwała między nimi
zgoda, spokój i jakaś już dawno chyba ustalona hierarchia, bo gdy jedne jadły,
inne w tym czasie czekały na swoją kolej, oblizując tylko niecierpliwie mordki,
pyszczki i dziobki!
Pierwsze najadły się ptaki. A
najedzone ulokowały się na drewnianej poręczy fotela i troskliwie zajęły swą
toaletą. Potem dołączyły do nich koty i przysiadłszy na plecionym ze szmatek
dywaniku poczęły się wzajemnie wylizywać.
Tymczasem także i dziewczynka była
już syta. Popijała teraz gorącą, miętową herbatę i popatrywała z ciekawością na
gospodarza domu.
Wreszcie i ten skończył posiłek a skończywszy otarł wąsy i wyciągnął zza
pazuchy grubą fajkę, którą napełnił tytoniem a potem wyciągnął się wygodnie na
fotelu i z rozkoszą sobie pykał, wypuszczając z fajki wesołe kółeczka dymu.
- A dlaczego ja Pana nigdy wcześniej nie widziałam? Myślałam, że znam
wszystkich okolicznych mieszkańców! – zapytała z ciekawością Katarzynka,
ośmieliwszy się już teraz zupełnie i przysiadła na małym zydelku tuż przy
piecu, by spoglądać w radośnie tańczące w nim iskierki
- Nigdy nie wychodzę z Lasu, moje drogie dziecko. Jestem jego opiekunem a
on jest moim domem i moim życiem. Jesteśmy ze sobą związani, zrośnięci jak
drzewa…Ale wiem o wszystkim, co dzieje się tutaj i dookoła. Moje zwierzęta
przynoszą mi ciekawe wieści z okolicznych wiosek. Dlatego znam z ich opowiadań
i Ciebie i Twoją mamusię i Aresa… - mówił spokojnie staruszek, przerywając
tylko opowieść kolejnymi pyknięciami z fajeczki
- A nie czuje się Pan tutaj samotny? Przecież nie może Pan rozmawiać ze
swoimi zwierzętami a ludzie są daleko! – zauważyła mądrze dziewczynka, patrząc
z nagłym współczuciem na staruszka
- Rozmawiam ze zwierzętami i z Lasem. Tyle tu ciekawych,
codziennych historii się toczy, tyle jest spraw do naprawienia, żywych istnień
do poratowania… - rzekł gospodarz domu i uśmiechnął się do Kasi
- Nie musisz się o mnie martwić. Las daje mi wszystko, czego potrzebuję. A
ja staram się mu odpłacać, jak tylko potrafię! – dodał spokojnie lecz w jego
głosie pojawiła się jedna, boleśnie drżąca nutka
- Jest tylko jeden dzień w roku, gdy odczuwam wielki smutek. To dzień
wigilijny, w którym przychodzą do mnie wspomnienia sprzed lat, z czasów, gdy
był tu ze mną ktoś bliski, kto potem odszedł na zawsze…- zwierzył się staruszek
i jego jasnobłękitne, niezwykłe oczy zalśniły ogromnym wzruszeniem…
- A kto to był? – nie mogła się powstrzymać od tego pytania dziewczynka i
trochę przestraszona swoją śmiałością zaczerwieniła się i zamrugała nerwowo
powiekami, tak jakby jej coś raptem do oczu wpadło.
- To była moja ukochana żona, Jaśminka – powiedział cicho leśniczy i na
chwilę zamilkł, wtulił głowę w ramiona, które drżały, jakby w chacie zrobiło
się bardzo zimno. A przecież ogień nadal radośnie buzował w piecu…Potem
westchnął głęboko i powiedział już głośniejszym lecz ochrypłym ze wzruszenia
głosem
- Spójrz, dziecko! Tam, na ścianie wisi jej autoportret. Pięknie malowała!
– starzec zapatrzył się w malowany na drewnie delikatnymi pociągnięciami pędzla
portret urodziwej, młodej pani
- Gdybym tylko umiał płakać, gdyby z moich oczu mogła spaść chociaż jedna
łza, może Jaśminka mogłaby wrócić tu chociaż na chwilę. Ale moje oczy wyschły
zupełnie i chociaż serce łka, to szczery płacz, jest ponad moje możliwości…Nie
potrafię ronić łez, choć tak bardzo bym chciał.. – staruszek zamilkł, bezradnie
pochylił głowę i głęboko oddychał, przejęty swoim wciąż świeżym wspomnieniem i szczerym
zwierzeniem.
Kasia spojrzała ze współczuciem na
starca. Nie pojmowała jego opowieści. Nie wiedziała, dlaczego niemożność płaczu
ma tak duże znaczenie ani co tak naprawdę stało się z jego ukochaną żoną…Wiedziała tylko, że jest jej go bardzo, bardzo żal i chciała podejść i
przytulić się do niego, pocieszyć jakoś…Nie miała jednak teraz na tyle
śmiałości w sobie, by to zrobić. Podeszła więc do obrazu, przedstawiającego
sylwetkę przepięknej pani i z zachwytem wpatrywała się w jasnobłękitne oczy
widocznej na nim kobiety. W oczy takie same, jakie miał jej mąż. Pełne ciepła,
mądrości oraz nieodgadnionej magii. Włosy Jaśminki były białe, jak śnieg, ale
jej twarz wydawała się młoda, subtelna, niezwykle piękna, kojarząca się z
przedstawieniami wróżek i czarodziejek, pamiętanych z grubej książki z
obrazkami, którą miała w swym domu Katarzynka.
- A co się z nią stało? – nie mogła się wprost powstrzymać od następnego
pytania dziewczynka
- Kiedyś, pomagając komuś, kto zabłądził w Lesie podczas zbierania poziomek
zbytnio się od niego oddaliła i została już na zawsze tuż na skraju tej polany,
która jest zaraz za ostatnimi brzózkami… - westchnął staruszek i pogłaskał z
czułością sarnę, która jak gdyby wyczuwając niewesoły nastrój swego pana
położyła na jego kolanach pyszczek i stała teraz przy nim, patrząc z oddaniem w
jego oczy
…Wszystko to jest bardzo tajemnicze i smutne – myślała dziewczynka, drapiąc
za uchem czarnego, jednookiego kundelka, bezceremonialnie wciskającego jej się
teraz na kolana. Ale czuła, że nie powinna teraz o nic więcej już pytać. Nie
chciała jeszcze bardziej zasmucać tego dobrego człowieka. Przecież każdy ma
jakieś schowane przed innymi w najgłębszych zakamarkach serca wspomnienia i
sekrety, których nie powinno się czasami wydobywać na powierzchnię. Jej mama
też niekiedy popłakiwała cichutko nocą a rano wstawała jak gdyby nigdy nic i z
wesołą miną krzątała się po obejściu, zagadując swą córeczkę i śpiewając razem
z nią ulubione piosenki. Kasia wiedziała, że nocami mamusi przypomina się jej
tatuś. Tatuś, którego dziewczynka nie
pamiętała, bo zginął dawno temu w lesie przywalony drzewem, które ścinał i
które poleciało nie w tę stronę, gdzie powinno spaść.
- No, czas już kłaść się spać, Kasiu! – dźwięczny, ciepły głos staruszka
przerwał jej niewesołe rozmyślania.
- Musisz odpocząć po dzisiejszych przygodach, wyspać się i nabrać sił na
jutrzejszy powrót do swego domu - dodał jeszcze z uśmiechem gospodarz i
dorzuciwszy drew do ognia stanął przy okienku i zapatrzył się w granatową,
nieprzeniknioną ciemność lasu.
Dziewczynka ułożyła się wygodnie na łożu wyściełanym pachnącym mchem. Wtuliła buzię w miękki koc i przymknęła oczy.
Gospodarz jeszcze chwilę krzątał się po izbie a potem zanucił cichutko
dziwną, niesłyszaną przez nią nigdy przedtem kołysankę…
Chociaż ciemność dookoła
To Las szepcze, szumi, woła
Opowiada swe legendy
Czas odwieczny, Las zaklęty
O tych ludziach, co tu byli
Którzy drogi pogubili
I zostali już na zawsze
Aby słuchać, aby patrzeć…
O tym dębie wielkim, złotym
Co na siebie ściągał grzmoty
I ochraniał inne drzewa
Swe ramiona rozpościerał
O tej sarnie i koźlątku
Które w cichym swym zakątku
Śpią bezpieczne od obławy
Co jest ludziom dla zabawy
O Jaśminie, co radośnie
Kwiatem białym szepcze wiośnie
Że od dawna trwa na straży
Słodkich wspomnień, tęsknych marzeń
Chociaż ciemność dookoła
To Las szepcze, szumi, woła
Opowiada swe legendy
Czas odwieczny, Las zaklęty…
Kasia zasypiała spokojnie a głos opiekuna lasu oddalał się, cichł, wtapiał
w szum drzew i wiatru…
Witaj :)
OdpowiedzUsuńJeszcze pod wczorajszym postem się dopisałam , a dziś sam tekst kołysanki mnie zadziwił :)
Tylko to jeszcze nie koniec bo nie ma C.D.N.:)
Przyjemnego dnia życzę :)Ilona
Witaj Ilonko! No pewnie, że nie koniec. Codziennie będzie kolejna część a zakończenie...no,zresztą sama zobaczysz!
UsuńA tajemnicze kołysanki to to, co tygrysy lubią najbardziej...A czemu Cię jej tekst zadziwił?
Ściskam serdecznie!:-)
Olgo
UsuńPo pierwsze mam nadzieję że napisałaś świąteczne opowiadanie u Madllen :)bo zamówiłam dwie książeczki , po drugie zadziwiło , zauroczyło , przy Twoim pisaniu można dosłownie poczuć się jak dziecko choć na chwilę , łaknąć różne rzeczy jakby pierwszy raz się o tym czytało .
Trudno mi tak w komentarzu opisać co myślę czuję , napiszę tak ; książki czytam nałogowo od piątej klasy , moja biblioteczka rozrasta się systematyczne , są książki które czytam raz a bywają takie co lubię do nich wracać i nie są to książki szeroko reklamowane jako hity choć i bywają takie głośno reklamowane , zmierzam do tego że papier wszystko zniesie może pisać każdy a czytelnik przeczyta książkę z przyjemnością lub będzie się okrutnie męczyć ją czytając , a Ty droga Olgo piszesz tak lekko , pięknie i logicznie że myślę że z Ciebie jest pisarka , więc tylko kwestia czasu abyś się ujawniła i pokazała nam swoje dzieła :)
A na razie musi mi wystarczyć co piszesz na blogu :)
Ilonuś! Po pierwsze cieszę się, że tak się rozpisałas i wiecej mi o sobie opowiedziałaś. Ja już kiedyś przeczytałam na Twoim blogu, że lubisz baśnie.Po cichu więc liczyłam, że i tę będziesz chciała przeczytać...
UsuńPo drugie ja też uwielbiam książki. A tyle jest tematów, gatunków literackich i autorów, którzy mnie interesują, że długo by wymieniać.
Od wczesnego dzieciństwa gros czasu spędzałam w bibliotekach. A i potem, już w dorosłym życiu czułam się tam, jak ryba w wodzie.
I zawsze coś tam sobie do szuflady skrobałam, znajdując w tym dużą przyjemnosć i oderwanie od codziennych problemów.
Tak, jak napisałam w swoim profilu pisanie to moja pasja i jedna z większych radości. Ale musze mieć na to czas i specjalne natchnienie...Czasem więc klawiatura odpoczywa od moich stukań. Wówczas tylko chłonę świat dookoła. Napawam się jego kolorem i sekretami. Czytam. Nabieram sił na opisanie jakiejś następnej historii czy na nowy wiersz...
A baśni na blog Magdy Kordel, niestety, nie wysłałam! Za duzo miałam wówczas rzeczy na głowie a i weny akurat brakło!
Teraz to nadrabiam u siebie na blogu!
Uściski przesyłam i serdeczne podziękowania dla mojej wiernej czytelniczki!:-)
Z całą pewnością ze mnie wierna czytelniczka :)
UsuńA ja to doceniam, Ilonuś!:-))
UsuńO! Ten post zostawiam sobie na dobranoc, przed samym zaśnięciem :)
OdpowiedzUsuńNo, to będziesz wobec tego miała Aneczko czytania na kilka następnych wieczorów!Oby Ci się tylko po tych zimowo-baśniowych klimatach dobrze spało!:-)
UsuńKiedyś czytałam "Lato leśnych ludzi" teraz czytam coś lepszego "Zima lesnych ludzi" Uwielbiam Cię Olga i twój bajkowy świat...:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę cieszę się, że spotykam dorosłych ludzi, którzy wciąż maja w sobie dziecko i wciąż z zainteresowaniem czytają baśnie, nie wstydząc się tego...
UsuńNiektóre z baśni są nawet bardziej dla dorosłych, niż dla dzieci, nieprawdaż?
Niech się więc zaczarowana opowieść toczy i niech wprawia w ciepły nastrój moich drogich czytelników!
Ściskam serdecznie!:-)
Czytam Weronice na głos, bo chora paskudnie, a jeszcze do kompletu ma zapalenie spojówek.
OdpowiedzUsuńTo dla niej niezwykły i chyba trudny przeskok, z twardego i dość okrutnego życia szkoły ...
Może "zmięknie" na chwilę, bo przecież w domu może ...
Pozdrawiam serdecznie!
Och! Biedna Weronika! Oby tylko do Gwiazdki jej przeszło!
UsuńMoja córka w dzieciństwie też dużo chorowała i wtedy wymyslałam dla niej bajki, by urozmaicić jej jakoś żywot i by zapomniała choć na chwilę, o zatkanym nosie, czy bolących uszach.
I zapominała nie tylko o chorobie, ale w ogóle o prozie codziennego życia...Potem jej się wcale do szkoły nie chciało wracać! A jeszcze potem tak bardzo polubiła ksiażki, a szczególnie fantasy, że dzisiaj sama pisze!
Ściskam serdecznie mamę i córeczkę i duzo ciepłych mysli zasyłam!:-))
Bardzo lubię jak piszesz o swojej córce!
OdpowiedzUsuńCzyli mocno pisząca, z Was, rodzina!
Cieszę się ogromnie, że Weronika czuje moc czytania, co w obecnych czasach, powoli staje się rzadkością (mam na myśli dzieci, a nie rozczytanych dorosłych)
Dziękuję za ciepełko!
To pisanie, to jakieś nasze genetyczne "obciążenie", bo i moja mama coś tam sobie do szuflady skrobała a nawet babcia dawnymi czasy zasypywała nas swoimi cudnymi listami...
UsuńA propos Weroniki, to czytałam u Ciebie na blogu jak wrażliwa i niezależna to osóbka, obdarzona niezwykłą wyobraźnią. Takie dzieci mają w dzieciństwie trudniej, bo rówieśnicy często stąpają twardo po tej ziemi i spoglądają na wrażliwców jak na jakieś dziwadła...
I w dorosłości też czasem nie lepiej. Ale jak juz ktoś odgarnie zarosłą bluszczem furtkę, prowadzącą do duszy takiej rozczytanej, pełnej wyobraźni osoby, to już często nie chce z tego ogrodu wychodzić...:-)))
Jak mi się miło zrobiło-po prostu bajka!:)
OdpowiedzUsuń"Chcecie bajki, oto bajka..."
UsuńPotrzeba nam przecież w życiu trochę oderwania od jego prozy, odpoczynku od wytężonego dziania.A bajania nikt nie wzbrania!:-)
Czytam zafascynowana klimatem tej basni, jezykiem, jakim jest napisana, tajemnica, jaka jest owiana. Czytam, pograzajac sie w tym niezwyklym nastroju, kiedy nagle...
OdpowiedzUsuńZza szafy, spod podlogi, z lodowki wychodzi COS i przeszkadza mi zadawaniem glupich pytan:
- Jak to, tak palic przy dziecku, w dodatku chorym? Nie uchodzi!
- A co to za matka? Jakis starzec, kto wie, moze pedofil, wysyla psa z wiadomoscia, ze ma dzieciaka w chacie, a matka spokojna? Przeciez nikt go nie zna, bo z lasu nie wychodzi.
- A pies tez jakis dziwny, zostawil swoja podopieczna i dal sie wyslac do domu?
To ja w leb tego COSIA, szczotka do zamiatania przepedzam go z domu, tlumaczac:
- To przeciez bajka, a tam wszystko jest inne, ludzie sa dobrzy...
- Akurat - wchodzi mi COS w slowo - nie slyszalas o czarownicach, leniwych Dorotkach, zlych macochach i calym tym bagnie bajkowym? Ten lesniczy wyglada mi na niezlego zboka!
Nie zdzierzylam! Zlapalam mlotek i... pograzylam sie z powrotem w swiat ludzi dobrych.
Ależ jesteś zepsuta, Panterko! A fee!
UsuńMoże jeszcze czekasz, aż o poranku leśniczy zaprosi Kasię do zabawy w zlizywanie bitej śmietany z kolan?!:)
Kobieto - Take it easy!!!Oczyść umysł!
Powróć myślami do czasów sprzed oszalałych od złych wieści massmediów i zanurz się w niewinności wczesnego dzieciństwa. W świat beztroskiego usmiechu i wspaniałego poczucia bezczasu, którego zaznawałaś, czytając pierwsze baśnie...Znajdź tam maleńką, słodką Panterkę, weź ją za rączkę i powiedz - niczego się nie lękaj.To tylko baśń, a baśnie zwykły kończyć się dobrze dla dobrych a źle dla złych...
No co, no co, to przeciez wcale nie ja jestem zepsuta! Ja jestem oczarowana, bo jak wiadomo
Usuń...powrocmy jak za dawnych lat
w zaczarowanych bajek swiat...
Ale, jak wiadomo, lajf is brutal end ful of zasadzkas.
Uff! Jesteś tu znowu, Panterko!Cieszę się, bom już nieco spanikowała, żem cosik Cię za mocno zbeształa!:-)
UsuńAle, zauważam z ulgą, że jednak nadajemy na tej samej fali...Hurra!:-)
Ja jestem wszedzie naraz, na blogach, na forach dyskusyjnych, na fejsie, wiec nie zawsze moge tak od razu odpowiedziec.
UsuńI nie przejmuj sie niczym, obrazalska nie jestem ;)
Jak tam Wasze zdrowko? Ja, po kilku dniach dobrego samopoczucia, dostalam wczoraj wieczorem tak silnych bolow zoladka, ze maz byl na granicy wezwania karetki. Ale wzielam odlozone juz ad acta kropelki i jakims cudem mi przeszlo. Nie mam czasu przed swietami na chorowanie.
A ja, panikara, nawet juz w tej sprawie urażania zdązyłam do Ciebie liścik skrobnąć!Ale jeśli nie było sprawy, no to po sprawie i koniec tematu! Uff!
UsuńZ moim zdrowiem jest już OK, ale choroba Cezarego nie odpuszcza. Słabuje wciąz i kaszle strasznie więc cosik mi się wydaje, że tym razem domowe leczenie czosneczkiem i aspirynką nie wystarczy i trzeba będzie na tę paskudną potworzycę wytoczyć cięższe jakieś działo!
I do Ciebie też widzę się na dłuzej ta wampirzyca przyssała! To chyba jakiś mutant, Godzilla jedna ohydna!Jak by tu jej zdrowo dokopać coby poszła wreszcie gdzie pieprz rośnie?!
Najgorsze jest to, ze jesli nie odpusci, to nici ze swiatecznego obzarstwa. Trzeba bedzie trzymac diete. Caly rok czlowiek czeka na te wigilijne przysmaki, a co jeden to bardziej ciezkostrawny.
UsuńOj, biedna ja, biedna!
Biednaś Ty, biedna rzeczywiście! Może do wigilii jakoś przebieduj na sucharkach i kleiku ryżowym, to zagłodzisz potworzycę i pójdzie gdzie indziej poszukać żywiciela?
UsuńA jak się nie uda teraz gada przegonić,to następny full wypas w wigilię 2013! Tylko czy ona w ogóle będzie?!
Będzie, będzie - jak co roku i przyniesie ciepło, spokój
smakołyki i pierniki
gwiazdki, świeczki, brylanciki...:-))
Ty sie lepiej martw, czy w tym roku bedzie jakas wigilia. Przeciez mozemy jej nie doczekac, zapowiedziany koniec swiata i te rzeczy... Za dwa dni sie okaze, dlatego czekam z gotowaniem do weekendu, bo moze sie nie oplaca.
UsuńZapowiadany koniec świata jest bardzo dobrym powodem by sobie jeszcze troszkę poleniuchować! Popieram w całej rozciągłości!
UsuńA więc do piątku róbmy jak najwięcej przyjemnych rzeczy i nie katujmy sie tym, co może poczekać...Bo potem najprawdopodobniej jeszcze zdążymy w dżungli życia się zamroczyć...
I to jest wlasnie zdrowe nastawienie do tego corocznego cyrku.
UsuńA taki koniec swiata nie zdarza sie przeciez codziennie! Trzeba go celebrowac, bo kto wie, kiedy nadejdzie nastepny, moze nie bedzie dane nam go przezyc?
I tym optymistycznym akcentem...
Dobrej nocki zycze.
Wyśpijmy się więc jako tako, póki ten świat trwa i póki noc swą ciszę oraz święty spokój ma...
UsuńDobrej nocy Panterko i do jutra!:-)
No! Bo już też się niepokoiłam,
OdpowiedzUsuńgdzie się podział Ares i odetchnęłam z ulgą.
Cholender, że też ja takiego leśniczego
w swoim życiu nie spotkałam!
Przynajmniej by się nie dziwił
kiedy ja gadam z drzewami i zwierzętami ;)
I to posłanie z mchu, i koc z owczej wełny,
mmmm... bajka!
Póki co - zamieniam się w srokę
(żeby mieć pierwszeństwo do michy)
i będę ich tam w nocy pilnować,
leśniczego szczególnie będę mieć na oku,
żeby Panterka mogła spokojnie spać ;))
Olu, dzięki za przeniesienie mnie
w czasie i przestrzeni...
uwielbiam te Twoje baśniowe klimaty.
Dobrze, miła sroczko - trwaj
UsuńI nam wiersze swoje baj
Pilnuj Kasi, leśniczgo
By nie stało się nic złego
A gdy przyjdzie znów poranek
To ciąg dalszy mych bajanek
Więc niech Las Zimowy śpi
Jutro znów otworzy drzwi...
Mar,bardzo mi miło i ciepło na duszy, gdy widzę,że codzień mnie odwiedzasz i piszesz!Dziękuję gorąco!:-))
:)
UsuńWkrótce ta moja frekwencja nieco spadnie... Nie to, żebym szalała ze świętami, ale przyjeżdża córcia, więc to czas, aby się sobą nacieszyć :) Komputer pójdzie w odstawkę...
No pewnie, że córcia i w ogóle rodzina najważniejsza!:-))
Usuń(Jak nie będzie końca świata, to jeszcze zdążymy sobie po blogach potem polatać.Poza tym tutaj wszystko zapisane, może czekać na przeczytanie)
Idę już spatki, droga Mar, bo mi się łepetyna sennie kiwa...
Dobranoc, pchły na noc i karaluszki do poduszki!:-))