...Kasi wydawało się, że pamięta jak należy iść, by trafić do siedziby czarodzieja, ale chociaż przedzierały się wytrwale przez zaspy i przesieki, to w żaden sposób do celu swej wędrówki się nie zbliżały. Krążyły tak już pewnie ze dwie godziny aż wreszcie mama popatrzyła z niepokojem na zniżające się coraz bardziej ku linii zachodu słońce.
- Kasieńko! Nie damy rady dzisiaj znaleźć tej chaty. Trudno! Musimy wracać do domu, bo nas tu jeszcze noc zastanie – zdecydowała wreszcie i szybko ruszyły w drogę powrotną.
Do wyjścia z lasu dotarły tuż przed zachodem. Było jeszcze na tyle jasno, że dostrzegły jak na samotnym, jaśminowym krzewie świecą się delikatnie zakrzepłe w lód kropelki…
- Mamusiu! Niech Mamusia poczeka chwilkę. Ja jeszcze tylko złożę życzenia świąteczne temu jaśminowi. Nie wiem dlaczego, ale po prostu czuję, że powinnam to zrobić! – rzekła zasapana nieco Katarzynka i podeszła do pięknego, okrytego bielą krzewu. Pogłaskała jego gałązki tak samo, jak niegdyś zrobił to starzec. Pocałowała zakrzepłą na końcu jedynego, nie opadłego listka lodową łezkę i szepnęła:
- Kochany jaśminie, zaczarowany krzewie! Życzę Ci byś był szczęśliwy i zawsze tak piękny, jak teraz. I byś już nie był tak samotny! Może wiosną wyrośnie tu obok Ciebie jakiś drugi krzew? – dziewczynka wtuliła twarzyczkę w drżące gałązki krzewu aż naraz usłyszała płynącą gdzieś od niego cichą, smutną piosenkę:
Pory roku mi mijają na wspomnieniach i
tęsknocie
Ptaki czasem przysiadają tutaj, które są w przelocie
Potem fruną gdzieś daleko, do swych ciepłych krain
Tylko ja zostaję tutaj z mymi marzeniami
Opadają białe płatki na zieloną ziemię
Lata biegną za latami a chmury po niebie
Gdzieś mój dom serdeczny został i moje kochanie
A ja tutaj wrastam, wrastam w me samotne trwanie…
Kasia wsłuchała się głęboko w tę tęskną pieśń i nagle wielkie łkanie wstrząsnęło jej ciałem. Stała taka bezradna i głęboko przejęta, a łzy kapały jej rzęsiście na nos, usta, brodę, szalik i wreszcie na drżący tuż obok krzak jaśminu…
A wówczas stała się rzecz niezwykła! Tam, gdzie jeszcze przed chwilą wyrastał samotny krzew teraz stała piękna, wysoka pani o białych, jak śnieg włosach i przeźroczystych jak górski potok, bławatkowych oczach.
- Kochane moje! – zwróciła się do dziewczynki i jej mamy, które na widok tego cudownego przeistoczenia chwyciły się za ręce i stały teraz na skraju łąki przelęknione i niepewne, jak się mają zachować.
- Nie bójcie się! Ja jestem Jaśminka – żona Modrzewiowego Czarodzieja! Wszak czułyście to zawsze, przechodząc tędy. Ja tak bardzo pragnęłam, by ktoś mnie wreszcie odczarował i bym mogła chociaż na ten jeden wieczór w roku wrócić do mojego domu w Lesie. I spełniło się! Dzięki Wam! Dzięki Kasi, która ma czułe i mądre serduszko!
Jaśminka chwyciła w dłonie rąbki swej długiej, zielonej sukni i zakręciła się dookoła w pełnym euforii, szalonym tańcu. Jej długie, podobne trochę do lamety z choinki włosy wirowały wspaniale w ostatnich promieniach słońca…
- Chodźcie! Chodźcie ze mną do mojego domu! Och, jakże się mój ukochany mąż z Waszych odwiedzin ucieszy! – mówiła ta cudna pani, wyciągając do nich radośnie dłonie.
- Bardzo byśmy chciały pójść, ale nie możemy! Za chwilę zrobi się ciemno i potem nie znalazłybyśmy drogi do domu – odrzekła mama i zamierzała się serdecznie lecz stanowczo pożegnać z odczarowaną Jaśminką lecz tamta zaśmiała się beztrosko i zawołała
- Ależ ze mną ani z mym Ukochanym nigdy nie zgubicie drogi! Jeśli teraz chwycicie mnie za ręce, to już za chwilę będziemy w mej modrzewiowej chacie. Spędzimy tam razem jakiś czas a późnym wieczorem odprowadzę Was bezpiecznie do Waszego domku. Nie bójcie się, proszę! Jestem Wam tak bardzo wdzięczna za to, że pomogłyście mi odzyskać ludzką postać. Zaufajcie mi i po prostu podajcie mi dłonie!
Jaśminka namawiała je i prosiła tak serdecznie, tak gorąco, że wreszcie ciekawe tego, co się teraz zdarzy chwyciły ją za ręce.
Wtedy zerwał się wielki wiatr. Jakiś niezwykły wir powietrzny oderwał ich stopy od podłoża i jak leciutkie płatki jaśminu, poleciały razem z tym wichrem w dal. Był to lot podobny do sennego fruwania, kiedy to człowiek bez problemu odbija się od ziemi i niczym balon unosi się w powietrzu, będąc samą myślą, czystym, uskrzydlonym marzeniem. I nie było w tym żadnego lęku ani chłodu a tylko przyjemność przemierzania podniebnych przestrzeni i obserwowania tego, co widać było na dole.
A już wkrótce na dole, w samym sercu Lasu pojawiła się modrzewiowa chatka. Zniżyły lot i delikatnie jak płatki śniegu opadły prawie na sam jej próg. A Jaśminka natychmiast, nie tracąc czasu nacisnęła klamkę. Weszły do środka.
* * *
Staruszek drzemał w swym fotelu. Twarz miał bladą, zmęczoną i pooraną głębokimi zmarszczkami. Siedział tak skurczony jakby i zziębnięty a tuż za nim stała oświetlona maleńkimi świeczkami wielka, pachnąca choinka. W izbie panowała przygnębiająca cisza, chłód i dziwny smutek…Przejęta do głębi tym widokiem żona zbliżyła się do Modrzewiowego Czarodzieja i ucałowała delikatnie jego czoło, powieki i policzki.
Starzec drgnął. Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie i zdumienie pomieszane z nieśmiałym wzruszeniem. Nie otwierał jeszcze oczu, nie chcąc płoszyć tego wspaniałego snu…
Ale to nie był sen! Jaśminka pocałowała go czule w same usta a wówczas na jego twarzy zaczęły zachodzić zdumiewające zmiany. Wszystkie bruzdy i zmarszczki zniknęły. Lica Opiekuna Lasu nabrały zdrowych rumieńców a on sam odmłodniał jakby o wiele, wiele lat.
I wreszcie otworzył oczy, wstał z fotela i pochwycił w ramiona swoją ukochaną Jaśminkę śmiejąc się i płacząc teraz na przemian. A jak się już tak wyściskali, utulili i odsapnęli, to podeszli oboje do stojących w kącie izby Kasi i jej mamy. Ucałowali je serdecznie, przytulili gorąco i zaprosili, by spędziły z nimi ten cudowny, wigilijny wieczór.
Czarodziej zaprosił je zaraz do stołu, na który Katarzynka wyjęła z koszyka przyniesione z domu smakołyki a papierowe ozdoby zawiesiła na choince czarodzieja. Jaśminka zakręciła się koło pieca, pobiegła do spiżarki i już za chwilę stół aż uginał się od przeróżnych potraw. Widocznie czarami można przygotować wszystko w okamgnieniu a sprawne dłonie czarodziejki potrafią prawie z niczego zrobić coś! Modrzewiowy Czarodziej raz po raz śmiał się radośnie i z miłością patrzył, jak jego żona krząta się jak niegdyś i wciąż coś nowego im donosi. W wielkiej misie parował gorący bigos z grzybami. W dzbanku pojawił się kompot z suszonych jagód i poziomek. Na drewnianych talerzach pyszniły się pieczone jabłka i gruszki. A na samym środku stołu królowały pierożki, pierniczki i ciasta przyniesione z zielonej chatki na skraju łąki.
Kasia raz po raz musiała opowiadać Opiekunowi Lasu o tym, jak swymi łzami odczarowała Jaśminkę i o tym jak leciały tu wszystkie razem, by zdążyć na wspólną wigilię. Jaśminowa Pani pieściła Aresa i pytała o swoje psy, za którymi się bardzo stęskniła. Kiedy odchodziła stąd były zaledwie szczeniakami a teraz to dorosłe, stare psiska. Czy ją w ogóle poznają?
Po chwili do drzwi chaty dało się słyszeć ich silne skrobanie i skamlenie. Ares zaszczekał głośno i zakręcił ogonem, szalonego młynka. Też był już dość starym psem, ale czasami zachowywał się jak mały psiak.
Kasia otworzyła na oścież drzwi i do środka wbiegły trzy, pełne radości kundelki. Obstąpiły swoją dawno niewidzianą panią, lizały jej twarz i dłonie aż wreszcie wszystkie wdrapały się jej na kolana i ledwo się na nich mieszcząc sapały ze szczęścia i wpatrywały z uwielbieniem w jej twarz.
I wszyscy byli szczęśliwi i uśmiechnięci, tylko mama Kasi znienacka dziwnie posmutniała i zapatrzyła się w ciemniejące za oknem niebo…
Modrzewiowy Czarodziej dostrzegł od razu jej smutek i wyciągnął do niej rękę, prosząc by razem z nim stanęła przy choince.
- Dzisiaj jest dzień cudów – powiedział wzruszony – Dzisiaj, dzięki Wam spełniło się moje największe marzenie. Już nie jestem i nigdy więcej nie będę sam. A właśnie dzisiaj zwątpiłem, bym jeszcze kiedykolwiek miał zaznać w tym życiu prawdziwego szczęścia u boku najbliższej osoby!
- Droga Anno! – zwrócił się do mamy Kasi, która tak właśnie miała na imię – Wiele lat temu, kiedy byłem pogrążony w świeżej, bolesnej żałobie po stracie mej żony, zdarzył się w Lesie straszny wypadek. Pewien młody, dobry człowiek, który pracował w Borze jako drwal zginął, przygnieciony bukiem, którego właśnie ścinał…
Anna drgnęła a jej serce zaczęło teraz bić jak szalone. Czarodziej znał jej najskrytsze myśli i bolesne wspomnienia. Mówił teraz o tym, co jej najbardziej dolegało. Wpatrzyła się w jego usta i słuchała z zapartym tchem tej opowieści sprzed lat.
Kasia podeszła do matki i wtuliła się w nią mocno a Jaśminka stanęła przy swym mężu i oparła czule głowę na jego ramieniu…
- Nie mogłem mu wtedy pomóc. Za bardzo skupiony byłem na rozpamiętywaniu własnej straty. Pamiętam, że w tamtym czasie działo się w mym Borze dużo niedobrych rzeczy. Upolowano wiele młodych zwierząt. Wycięto mnóstwo, będących pod ochroną drzew i krzewów. Splądrowano torfowiska. A ja, postarzałem się wówczas gwałtownie, straciłem siłę i ochotę do wszelkiego działania, a pozbawiony mej opieki Las pogrążył się w chaosie i smutku…Gdy się wreszcie ocknąłem z mego ponurego odrętwienia wielu rzeczy już się nie dało naprawić…
- Ale dzisiaj jest wieczór cudów! Dzisiaj nikt już nie będzie płakał ze smutku i samotności. Tego cudownego wieczoru mogą się polać tylko łzy radości! – mówił dalej czarodziej i uśmiechał się do wszystkich zgromadzonych w izbie
- Teraz odwrócimy bieg czasu! Teraz odstanie się to, co się przed wielu laty stało i wszystkich nas pogrążyło na długo w żałobie i bólu.
- Kochani! Życzę Wam wszystkim naprawdę wesołych, radosnych świąt i mam nadzieję, że odtąd już wszystkie takie będą! – Modrzewiowy Czarodziej westchnął głęboko, popatrzył na nie z miłością, uścisnął ich dłonie, jak gdyby żegnając się z nimi, a potem głośno i przejmująco zagwizdał.
Zawirowało wokół nich powietrze. Zatańczyły dookoła białe płatki śniegu i jaśminu. Ciemność i jasność wschodów i zachodów słońca rozpoczęły szaloną gonitwę. Pory roku przenikały się wzajemnie a za oknem śpiewały razem słowiki, sikorki, skowronki i świerszcze. A pośród tego wszystkiego dało się słyszeć pełen mocy śpiew Czarodzieja, któremu wtórowała dźwięczną, czystą melodią graną na lodowych dzwoneczkach jego prześliczna żona, Jaśminka.
Niech się wieczór cudów stanie
I niech wróci dawna pora
Zło się wszelkie niech odstanie
I niech wrócą czasy dobra
By się nikt nie smucił dzisiaj
I by uśmiech w sercach gościł
Niech zatańczy w naszych sercach
Światło piękna i miłości
Niech się spełnią nam życzenia
I powrócą młode chwile
Niech nam Gwiazdka opromienia
Nasze myśli, uczuć tyle
Czasie, Czasie – bieg swój zawróć
Spraw, by się zmieniły dzieje
I za dobroć dobrem nagródź
Niech się życie do nas śmieje…
Epilog
Było lato. W maleńkiej chatce na skraju łąki młoda Anna tuliła w ramionach maleńką, kilkumiesięczną córeczkę Kasię. Jej mąż – drwal Jan, stojąc obok patrzył z pełnym miłości i oddania uśmiechem na swoją żonę i dziecko.
- Kocham Was bardzo! – powiedział i ucałował żonę i córeczkę. Dziecko zakwiliło przez sen, więc wziął je ostrożnie na ręce i pohuśtał delikatnie aż na jego twarzyczce znowu zagościł słodki, beztroski uśmiech.
- Miałem iść dzisiaj do Lasu, żeby wreszcie zmierzyć się z wyrębem tego starego buka, co to jeszcze zeszłej jesieni został trafiony przez piorun i czeka tam na usunięcie, ale jakoś nie mam dzisiaj ochoty ruszać się od Was – powiedział mężczyzna i spojrzał w twarz urodziwej żony. Ta uśmiechnęła się do niego i wstała klasnąwszy radośnie w ręce.
- To cudownie, mój ukochany Janku! Bo właśnie dzisiaj jest jarmark w miasteczku i chciałam byśmy się tam we trójkę wybrali. Pamiętasz, zrobiłam tej zimy mnóstwo zabawek z żołędzi i szyszek. Niech się to w domu nie marnuje. Pójdźmy i rozdajmy to wszystko tym biednym dzieciakom, które się tam zawsze na placu kręcą i bawią kulkami z błota. Tak mi ich zawsze żal…- mówiła Anna a mała Kasia otworzyła modre oczęta i uśmiechnęła się promiennie do swych rodziców.
- Dobrze, moja miła! Ja wezmę na ręce naszą Kasieńkę, Ty weź koszyk z zabawkami i zróbmy sobie dzisiaj taką wesołą wycieczkę do miasteczka. I wiesz co? Kupimy tam tych pysznych obwarzanków, co to je tak lubiłaś zeszłego lata, gdy się na tym jarmarku poznaliśmy!
- Och, to pamiętasz o nich? Kochany jesteś! Kupimy, pewnie, że kupimy sobie po sznurze obwarzanków! A potem w domu jeden z nich namoczymy w mleku i damy naszej córeczce do spróbowania…
Tak właśnie rozmawiając i żartując wybrali się w ten piękny, lipcowy dzień na jarmark w pobliskim miasteczku…Słońce świeciło wspaniale. Było ciepło i kolorowo na świecie a pobliskie łąki parowały zapachem mięty i macierzanki…
A tymczasem Las za łąką tętnił spokojnym, bezpiecznym życiem. Wiewiórki skakały wesoło po gałęziach leszczyn. Jeże mościły się rozkosznie na miękkim mchu. A jaszczurki pomykały po leśnych ścieżkach jak wesołe, złociste zygzaki.
W modrzewiowej chacie, w samym sercu Lasu śliczna Czarodziejka Jaśminka kończyła właśnie malować swój portret. Modrzewiowy Czarodziej bawił się w tym czasie z trzema, rozbrykanymi szczeniakami, które kilka miesięcy temu ktoś zostawił w Lesie w parcianym worku. Znalazła je wówczas Jaśminka, przygarnęła i odchuchała te biedne, wychudzone podrzutki. Oboje pokochali te pieski, tylko martwili się, że jeden z nich, ten najweselszy, czarny kundelek nie ma oka…
- Jaśminko! Pójdę zaraz do bukowej części Lasu i usunę stamtąd to drzewo, które błyskawica zeszłej jesieni tak mocno trafiła, że prawie się rozpadło na pół a jedna z jego gałęzi zwisa niebezpiecznie nad ziemią…Żeby się tylko nikomu żadna krzywda nie stała! Żebym zdążył przed nadejściem drwali! – powiedział Opiekun Lasu i podszedł do żony, by się z nią przed wyjściem pożegnać
- Dobrze, mój Ukochany! Pójdź i zrób tam porządek. A ja, jak skończę malować zajrzę na skraj Lasu, bo widziałam, że tego roku będą tam bardzo dorodne poziomki! – odrzekła jego młoda żona i nadstawiła brzoskwiniowy policzek do ucałowania. On cmoknął ją siarczyście i podkręcając wesoło wąsa wyszedł z modrzewiowej chaty.
Tego dnia Jaśminka nazbierała mnóstwo pachnących, słodkich poziomek. Nikt poza nią się dzisiaj na poziomkowe zbiory nie wybrał. Las dźwięczał ptasimi głosami, piskami jej szczeniaków, pochrząkiwaniami młodych dzików. Żaden człowiek nie przyszedł dziś do Lasu, skuszony zapewne przez odbywający się właśnie w tym dniu w pobliskim miasteczku, jarmark. A więc Czarodziejka nazbierała dwa wielkie kosze tych wspaniałych owoców. Jak jeszcze i jagody tak obrodzą, to zrobi pysznych konfitur a nawet nasuszy trochę owoców na wigilijny kompot. Tego wieczoru, na podwieczorek zjedzą z Czarodziejem wspaniałą potrawę – poziomki polane miodem i kwaśną smietaną…
…I to już koniec tej baśni, moja kochana Aneczko! I sweter dla Ciebie także skończony...– rzekła z uśmiechem babcia Katarzyna i spojrzała z miłością w ukochaną twarz swej wnuczki. Ania westchnęła głęboko i szepnęła
- Dziękuję Ci babuniu za tę opowieść. To wspaniale, że wszystko się dobrze skończyło…A czy i my spotkamy tego Modrzewiowego Czarodzieja?
-Kiedyś na pewno, wnusiu, na pewno…I kiedyś Ty opowiesz o tym swojej wnuczce całkiem nową, piękną baśń…A teraz, proszę - przymierz swój nowy sweterek! Jak będzie pasował, to ubierzesz go pojutrze na wigilię...
Lecz dziewczynka nie zdążyła się przebrać, bo w tym momencie Bras zaszczekał wesoło i machając radośnie ogonem podbiegł do drzwi. Wkrótce dobiegły stamtąd jakieś tupania, śmiechy i szepty. A zaraz potem do ich zielonej, ciepłej chatki weszli rodzice Ani! Wrócili o dzień wcześniej, robiąc im tym cudowną niespodziankę.
Ach, jakaż radość zapanowała w domu! Ileż było ciekawych opowieści, tulenia się do siebie, wpatrywania w ukochane, dawno nie widziane twarze, oglądania podarków i próbowania przeróżnych, przywiezionych przez nich z dalekiej krainy, smakołyków. A potem wszyscy razem ubrali pięknie choinkę i usiedli na ławie przytuleni, by wpatrywać się z lubością w migoczące na niej maleńkie świeczki i gwiazdki...
Tymczasem Zimowy Las przyglądał się z uśmiechem temu serdecznemu domowi i szeptał:
Wesołych Świąt, kochani! Wesołych Świąt...!
Koniec baśni i tyle
Pora wytchnąć przez chwilę
Ale przedtem życzymy
Cudnych Świąt Wam i zimy
Niech w nas żyje baśniowo
Dobre, serdeczne słowo
Niech blogowa rodzina
Zawsze razem się trzyma
Wszystkiego dobrego, Kochani!
Pięknie się wszystkim kłaniamy i w naszej domowej baśni znikamy!:-)))
Olga i Cezary Jaworowie
Dziękuję i za baśń i życzenia- oby WASZE ŚWIĘTA były również baśniowe i pełne cudów:)
OdpowiedzUsuńŚciskamy serdecznie i samych dobrych rzeczy życzymy Olqo!
UsuńNiech chociaż przez chwilkę będzie baśniowo dla nas wszystkich!:-))
Nawet w najslodszych basniach nie brakuje ludzkich bestii, zostawiajacych w lesie bezbronne szczeniaki, zamkniete w worku. Nie brakuje jednak w tamtej, jak i tej rzeczywistosci, dobrych wrozek, czarodziei i duszkow, ktorzy ratuja potrzebujacych i wyszukuja dla nich lub sami daja cieple i kochajace domy. W zamian otrzymuja bezwarunkowa wielka milosc i przywiazanie.
OdpowiedzUsuńSzkoda jednak, ze w naszym swiecie nie da sie cofnac czasu, by przywrocic do zycia najdrozsze nam osoby, choc one nadal zyja w naszych sercach i pamieci.
Powialo mi smutkiem, choc Twoja opowiesc miala byc w zalozeniu szczesliwa i z pomyslnym zakonczeniem.
Aaach... Pieknie sie czytalo!
Powiało smutkiem, bo dla mnie częścią nastroju światecznego jest ten charakterystyczny smutek, który jest tęsknotą i żalem za tymi, co odeszli i nie zasiadą juz z nami nigdy przy wigilijnym stole...Te bożonarodzeniowe święta mają w sobie dziwną mieszaninę radosci i smutku. Dlatego własnie, ze z założenia są przecież rodzinne, a nie każdy ma kogoś, z kim mógłby je spędzić, nie do każdego powraca po latach jego utracona dawno żona, czy w ogóle ktokolwiek, kto chciałby rozjasnić ciepłem chociaz ten jeden, wigilijny wieczór.
UsuńCieszę się, tym niemniej, że Ci się pięknie moją baśń czytało. A mam takie malutkie pytanko - czy epilog obudził w Twym serduchu leciutkie wzruszenie...?
Nie bede kryla, ze tak. I nie leciutkie, a calkiem duze. Zaszklily mi sie oczy, powrocily swiateczne wspomnienia z dziecinstwa i ogarnal mnie wielki zal, ze to nigdy nie wroci. Nie chodzi mi nawet o samo dziecinstwo, ani o to, ze mojej ukochanej Babuni juz tak dawno z nami nie ma. To tamte czasy, tamto poczucie bezpieczenstwa, mimo brakow w zaopatrzeniu, tamta solidarnosc obcych sobie ludzi. Teraz jest inaczej, uwazam, ze znacznie gorzej. Sami ludzie zmienili sie, ich mentalnosc, charaktery i przekonania.
UsuńMykam pichcic. Tyle roboty, a ja sobie tu przesiaduje.
A mimo tego wzruszenia i bólu, które ono wywołuje w sercu, a może właśnie dla niego, warto wracać wspomnieniami do tamtych czasów, do dzieciństwa, młodości, do tych czasów siermiężnych, ale jakoś niezwykle kolorowych przecież i pełnych dobrych uczuć.
UsuńNasze babunie, dziadkowie, wszyscy którzy byli nam bliscy, a których fizycznie nie ma już wśród nas ożywają chociaz we wspomnieniach.
A dla mnie takim niezacieralnym wspomnieniem jest smak i zapach pomarańczy, które tata jakimś cudem zdobywał właśnie na święta. To był dla mnie początek cudownej baśni. Stałam obok taty, maleńka i niecierpliwa. A on obierał dla mnie pomarańcze a potem tłukł włoskie orzechy...
Robota trwa i u mnie, a między tym wszystkim chwile wzruszenia i oddechu na blogach, gdzie jest tyle pokrewnych dusz...
A pamiętasz jak pachniały serwetki w które były zawinięte :), i z jakim pietyzmem potem się oglądało i wymieniało je z innymi dziewczynami !!!
UsuńAno tak! Przypomniałaś mi o tych serwetkach, Mirko! One długo trzymały zapach i w ogóle były delikatnym dotykiem innego, tajemniczego, zamorskiego świata, w którym jest zawsze dużo pomarańczy i innych, nieznanych cudów...A poza serwetkami to mi sie przypomniały wymianki papierowymi historyjkami obrazkowymi, dołączanymi do gum Donald!To był luksus, nie z tej ziemi! A pachnące gumki do piórników!? - obiekt marzeń wszystkich dziewczynek...
UsuńWprawdzie juz prawie po swietach, ale mam dla Was malenki upominek, moje calkiem prywatne wyroznienie.
UsuńZa ciekawe pioro, interesujace tematy i uswiadomienie nam, ze wszystkich grzeje to samo slonce.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/u2lKKTM3VLBq-V6kmxYYytMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=directlink
Dziękujemy, Panterko za Twoje wyróżnienie! Cieszymy się, że nas doceniasz i pamiętasz. Zaraz sobie wkleję gdzieś z boku na blogu ten prezencik od Ciebie i będę go z dumą prezentować wszem i wobec!
UsuńPozdrawiamy oboje bardzo serdecznie!:-))))
Ja już dwa razy zakończenie przeczytałam, żeby bardziej zapamietać i dłuzej pozostać w tym baśniowym świecie.
OdpowiedzUsuńDziekuje Ci Olgo za cudny prezent..:)
A dla mnie najlepszym, świątecznym prezentem jest właśnie Wasze wzruszenie...Bo pisałam tę baśń, bojąc się czy kogokolwiek ona poruszy, czy trafi w czyjeś gusta i serca. Jeśli tak się dzieje, to jest to dla mnie najlepsza nagroda za to pisanie. Bo było go dużo! Wyszło tego ponad 22 strony tekstu!
UsuńUściski serdeczne zasyłam i podziekowania dla wiernej i cierpliwej czytelniczki!:-))
Olgo, dziękuję! Przeczytałam już kilka godzin temu i od tamtej pory wpadłam w nastrój refleksyjny, co by było, gdyby można było cofnąć czas...
OdpowiedzUsuńTaki stan jest dla każdego naturalny i czasem potrzebny, bo daje nam perspektywę na nasze obecne życie. Czasu cofnąć się nie da, ale można wiele zrobić i zadbać o dziś i jutro.
Napisałaś bardzo pozytywną, refleksyjną baśń z dobrym przesłaniem. Kończy się tak, jakbym chciała aby kończyło się zawsze wszystko! Tak już mam, że kocham bajki i nigdy pod tym względem nie dorosnę! Życzę Tobie i Cezaremu równie miłych końców i początków wszystkiego za co się weźmiecie (środków też oczywiście!).
:)
A ja dziękuję Aniu, że codziennie czytałaś moją baśń i wytrwałaś cierpliwie do końca (a trzeba było cierpliwości, bo przecież długaśne mi to wyszło niemożebnie!).
UsuńChciałam tą baśnią dać moim czytelnikom trochę odprężenia i oderwania od tego zabiegania przedświątecznego. Nastroić troszkę refleksyjnie i delikatnie uchylic Wam i sobie furtkę do dzieciństwa...
Oboje z Cezarym dziękujemy za Twoje życzenia. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by się spełniły!
Wszystkiego dobrego, Aniu!:-))
Poruszyło mnie najbardziej to, ile tracimy pogrążając się we własnym smutku. Ile nas wtedy omija, jak nieuważnie żyjemy. Smutku nie wolno lekceważyć, trzeba go przeżyć w pełni, to bardzo ważne. Znam jednak takich ludzi, którzy mogliby już się z nim pożegnać, ale nie chcą. Zatrzymują go, pielęgnują i hołubią. A życie płynie obok ...
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!
Niektórzy po prostu czują się w swym smutku bezpieczni i zasłonięci przed ekspansją świata zewnętrznego. I nie pozwalają zdjąć z siebie tej skorupki, choćby postępowac przy tym najdelikatniej, bezboleśnie zupełnie...Muszą to zrobić sami z siebie, bo wszelka ingerencja z zewnątrz to dla nich wrogi atak.Odcięli się od swego Lasu i pogrążyli w mroku...
UsuńCzarodziej mógł się ze smutku jakoś otrząsnąć, bo miał dużo do zrobienia i czuł się za swój Las odpowiedzialny. Ale przecież i on wpadał w swoje stany depresyjne, kiedy już wszystko było zrobione a on zostawał sam ze swoimi gorzkimi myślami...
Dziekuję za Twoje pełne smutnej refleksji słowa, Magdo!
I wszystkiego dobrego dla Ciebie i twojej Weroniki!:-)
A ja nie zaglądałam kilka dni, przyjechała córcia na Święta i trzeba się nagadać - bo to nie to samo co potem przez internet,i od razu przeczytałam trzy części !!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że chociaż raz w roku nie może tak być, że na ten jeden tylko dzień cofniemy czas. Ach ryczeć mi się chce, że to tylko w bajkach możliwe.
Olgo, nie wiem czy znajdę czas by jeszcze przed świętami wpaść i złożyć życzenia więc czynie to teraz.
Olgo, Tobie i Cezaremu życzę by ten nadchodzący czas był dla Was cudowny, wspaniały.
By te Święta przyniosły tylko radość i wytchnienie od codziennej bieganiny, krzątania się przydomowego. By natchnęły Was nowymi pomysłami na następne bajki :)))
Całuski ślę.
Dziękujemy Mirko, za cały skarbiec klejnotów ciepłych słów, które tu przed nami rozsypałaś!
UsuńCzasu realnie nie cofniemy, ale we wspomnieniach, w marzeniach, w snach i w baśniach - jest to jak najbardziej mozliwe!
Mireczko kochana! Tobie, Twojej córeczce i wszystkim Twoim bliskim życzymy ciepłych, dobrych i przynoszącym uśmiech i cudną pogodę świąt. A Twoim zimowym pieskom prześlicznym, by się mogły cieszyć gonitwami na świeżym śniegu. I by kurek nie łapały a tylko wzajemnie swoje ogonki!
Uściski zasyłamy gorące!:-))
Dziekuję :)
Usuń:-)))!
UsuńOlgo droga ja dziś na końcu się wpisuję , dopiero teraz mogę zasiąść na blogu i poczytać Waszą baśń , córci poczytam jutro już śpi , Twoja baśń jest tak bliska rzeczywistości że jestem wzruszona , w świąteczny czas będę chciała poczytać ją mojej rodzinie z mężem na czele :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam dobrej nocy :)
Ilonko kochana! W tym świątecznym zabieganiu trudno znaleźć jeszcze czas na internet. Teraz tyle się dzieje obok nas i tyle dziać sie musi, bo przecież święta są tylko raz w roku!Ja się cieszę, że w ogóle tu zajrzałaś i nawet nie wiesz jak duą zrobiłaś mi tym przyjemnosć!:-))
UsuńBaśń skończona i mozna ją teraz czytać kiedy tylko człowiek złapie wolną chwilę i odpowiedni po temu nastrój.
Dobrego dnia, moja bliska, blogowa duszyczko!:-))
Dzięki Olgo za Twe słowa , dziś ledwie mam siły na następną porcję roboty , mam nadzieję że podołam :)
UsuńMiłego dnia :)
Trzymam kciuki, bys podołała wszystkiemu, co sobie zamierzyłaś, Ilonko!
UsuńAle nie przesadzaj z tym wszystkim, bo przecież nikomu na święta nie urastają żołądki do rozmiarów słoniowych!Niech świąteczna tradycja nie będzie dla nas koszmarnym kieratem, ale radością przeżywaną wspólnie z bliskimi!
Całusy i usciski zasyłam i lecę do kuchni, bo mi grzyby kipią!!!:-)
Olgo , i Cezary życzę Wam wesołych Świąt .
UsuńPozdrawiam świątecznie Ilona .
Dzień dobry Ilonko! Cieszę się, że wpadłaś do nas na chwilkę w tym serdecznym, świątecznym czasie.
UsuńGorąco za życzenia dziekujemy i mnóstwo ciepłych myśli Ci przesyłamy!:-)
Tobie i wszystkim Twoim bliskim składam najserdeczniejsze życzenia zdrowych i spokojnych Świąt
OdpowiedzUsuńDziękuję, Halszko że znalazłaś czas na odwiedziny mojego bloga.I wdzięczna jestem za Twe ciepłe życzenia świąteczne!
UsuńOboje z mężem pozdrawiamy Cię bardzo ciepło i wszystkiego dobrego życzymy!:-))
Piękne :))) i wzruszające:)))
OdpowiedzUsuńA ode mnie życzenia:
"Gdy na dachy parkuje renifer,
Gdy kolędy ciepło mruczy kaloryfer,
Gdy choinka zdobi najważniejszy kąt
Życzę Szczęśliwego Nowego Roku i Wesołych Świąt !"
Dziękuję Jaskólko, że dałaś radę przeczytać do końca i cieszę się, że baśń wywołała w Tobie wzruszenie...To wzruszenie jest częścią świąt. Niech bedzie w nas - takie dobre, jasne, czyste, serdeczne. Niech to uczucie uosabia jedność z naszymi bliskimi i z całym światem ,który w wigilijny wieczór pochyla sie nad żłóbkiem ...przejęty, zamyślony, cichy...
UsuńDziękujemy za Twoje zyczenia Jaskółko! Każde ciepłe słowo dużo dla nas znaczy.
Wszystkiego dobrego na teraz i na potem!:-)
Olu, to właśnie Ty jesteś czarodziejką,
OdpowiedzUsuńbo tą baśnią przeniosłaś mnie w czasie
i przestrzeni...
Dziękuję Ci za tę przedświąteczną porcję
wzruszeń.
Życzę Wam magicznych Świąt -
niech dusza splecie się z ciałem,
by podążać nieskończenie
drogą serca...
Dziękuję Ci kochana Mar za te serdeczne słowa...Myslę, że wszyscy jesteśmy czarodziejami swojej rzeczywistości. Musimy tylko wierzyć w swoją magię i nie pozwolić jej zarosnąć chaszczami zwątpienia, bezradności i goryczy.
UsuńNiech w nas będzie zawsze dużo dobrych uczuć, które dają siłę, sens, napęd do działania i malują nam świat w ciepłe, życzliwe barwy.
I Wam, kochana Mar życzymy cudownych Świąt. Niech trwają w nas i w Was te magiczne chwile i zostawią serdeczne, pełne radości wspomnienia, które żywić nas będą swym ciepłem i magią aż do następnych Świąt.
Wszystkiego dobrego i do napisania po Świętach!:-)))
*♥*
OdpowiedzUsuń:-))!***
UsuńWszelkiej pomyślności, zdrowia i tego aby Was otaczali tylko mądrz, dobrzy i życzliwi ludzie.
OdpowiedzUsuńZ serca Wam życzymy
Zosia i Janusz
Bardzo za życzenia dziękujemy! I jeśli chociaż w części się one spełnią (niech tych mądrych, dobrych i życzliwych będzie chociaż połowa!), to już będzie cudownie!
UsuńWszystkiego dobrego i dla Was!
Ola I Cezary
Ależ mnie czeka rarytsik, dalsze czytanie baśni; pogodnych Świąt, radości i miłości, a także sił i zdrowia; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie za Twoje życzenia Marysiu dziękujemy i cieszymy sie, ze masz zamiar poczytać sobie w wolnej chwili tę zimową baśń.
UsuńWszystkiego dobrego!:-)
Zdrowych i pogodnych Swiat Bozego Narodzenia Tobie Olu i Twojemu Cezaremu
OdpowiedzUsuńzyczy Ataner.
Ostatnio bylam troszke zajeta wiec przeczytanie basni zostawilam sobie jako upominek swiateczny, serdeczne usciski dla Was od nas:)
Serdecznie za pamięć i za miłe życzenia dziękujemy! I przyjemnej lektury baśni życzymy (oby była ciekawa!)
UsuńWszystkiego dobrego, droga Ataner!:-)
Kto późno przychodzi, ten... czyta wszystkie odcinki w jeden wieczór! :) Ach, gdyby tak znaleźć tego Opiekuna Lasu i czymsik mu się przysłużyć! Dziękuję za baśń, Olgo, poniosła mnie ona w las głęboko. Dobrej nocy. :)
OdpowiedzUsuńJolkaM
A ja dziękuję, że przeczytałaś wszystko, Jolu!
UsuńI ściskam serdecznie!:-))
Fajna baśń,czekam na dalsze części.
OdpowiedzUsuńAle to już koniec!:-))
Usuń