… W lesie zrobiło
się teraz nieomalże ciepło. Promienie słońca tańczyły między drzewami i na
polankach, malując na śniegu kolorowe smugi radosnej żółci, seledynu i złota.
Przechodzili przez kolejne przesieki, mijając po drodze, modrzewiowe, świerkowe
i sosnowe zbiorowiska drzew. Wszędzie witały ich radosne świergoty ptasie,
miauczenia rysi, pochrząkiwania dzików i pohukiwania sów. Las tętnił znowu
pełnią życia.
- A co się stało
z tym człowiekiem, który strzelał? – ośmieliła się w końcu zapytać Kasia,
której zrobiło się teraz ciepło i jakoś lekko na duszy – A co z tą łanią? Czy
stała jej się krzywda?
- Ten człowiek
wziął nogi za pas i uciekł przerażony tym, co tu zobaczył! Już długo nie
ośmieli się wejść tutaj z fuzją! – poważnym głosem lecz z wyraźnie psotną miną
oświadczył opiekun lasu – A łania, na szczęście, zdążyła umknąć w bezpieczne
knieje i jeśli wszystko będzie dobrze, to na wiosnę powije parę ślicznych
bliźniąt!
– Póki ja tu
jestem, dopilnuję by nikomu, kto jest pod moją opieką, nie stała się żadna
krzywda! A ja się jeszcze w zaświaty nie wybieram!
Tymczasem lasek widoczny
przed nimi zaczął się przerzedzać. Minęli właśnie małe, zamarznięte jeziorko, z
ziejącą tuż przy brzegu wielką dziurą w lodzie, który skuwał jego powierzchnię.
To właśnie tu wczoraj Kasia wpadła i gdyby nie pomoc leśniczego marnie by z nią
było! Popatrzyła z pełnym wdzięczności uśmiechem na swego wybawcę a on
odwzajemnił jej uśmiech i lekko ścisnął jej dłoń.
Wokół nich nie
było już teraz olbrzymich świerków i buków, jakie rosły w głębi lasu. W tym
miejscu wyrastało tu tylko mnóstwo młodych brzózek, iw i osik. Do nozdrzy dziewczynki i czarodzieja zaczął
docierać zapach dymu z pobliskich widocznie, ludzkich siedzib.
- Och, ja
poznaję! Poznaję już te okolice! – zawołała dziewczynka, rozglądając się pilnie
i podskakując radośnie jak piłeczka.
- Za tamtymi
krzewami leszczyny jest wyjście na łąkę. A za łąką widać już mój zielony domek! –
śmiała się i nieomal biegła, ciągnąc prawie staruszka za sobą.
- A więc
doszliśmy, gdzie mieliśmy dojść! Teraz bez problemów trafisz do siebie. I tutaj
się Kasieńko moja miła pożegnamy! – rzekł starzec i zatrzymał się tuż przy
leszczynach
- Jak to? – zdziwiła
się Kasia – Myślałam, że razem pójdziemy do mamusi, że ugościmy pana jakoś i
podziękujemy za ratunek! Mama na pewno bardzo chciałaby pana poznać! – mówiła
dziewczynka, próbując namówić swego towarzysza na wyjście z puszczy.
- Nie Kasieńko!
Nie mogę z Tobą pójść – odrzekł zdecydowanie leśniczy – Pamiętasz, jak
wspomniałem Ci wczoraj, że jestem częścią tego Lasu? To oznaczało, że tylko tu
mogę żyć. A jeśli zdecyduję się stąd kiedyś wyjść, to już na zawsze pozostanę
na obrzeżach tego boru, tęskniąc za jego mrokiem, jego głębią i sercem, które tętni
tam, gdzie jest moja modrzewiowa chata…
- Pożegnajmy się
więc teraz, moje drogie dziecko. I nie smuć się kochanie! Ja tu jestem zawsze.
Czuwam i troszczę się o wszystko. Obserwuję też czasem Ciebie, jak biegasz ze
swoim pieskiem Aresem, jak zbierasz zimą chrust na opał albo jak latem rwiesz
kwiaty na łące. Słucham, jak śpiewasz razem ze swoją mamusią i cieszę się, mogąc
być tak blisko dobrych, bliskich memu sercu osób – mówił pogodnie leśniczy,
kucnąwszy teraz przed Kasią i spoglądając serdecznie w jej oczy
- A czy się
jeszcze kiedyś zobaczymy? – zapytała dziewczynka ze smutkiem i nie mogąc się
już dłużej powstrzymać, z całej siły przytuliła się do staruszka, już teraz za
nim tęskniąc. A tak mocno na niego swym małym ciałkiem naparła, że aż się oboje
przewrócili i śmiejąc się serdecznie przeturlali po śniegu.
Zatrzymali się u stóp krzewu jaśminu, który
choć zupełnie bezlistny teraz, to jednak ubrany w delikatne bławatki płatków
śniegu i migotliwe kryształki lodu wyglądał niezwykle pięknie. Wstali,
otrzepali się wzajemnie ze śnieżnego puchu, oblepiającego ich ubrania a potem
staruszek westchnął głęboko i pogłaskał z niezwykłą delikatnością cudowny,
jaśminowy krzak. Gałązki pod wpływem jego dotyku zadrżały, zamigotały i
zadzwoniły milionami tęsknych dzwoneczków…Starzec zrobił jeszcze jeden krok w
przód, by dotknąć rosnącej wyżej gałęzi, gdy wtem zbladł, zachwiał się i gdyby
nie podtrzymująca go teraz ręka dziewczynki, upadłby znowu na śnieg.
- Widzisz, co się
ze mną dzieje? Nie mogę pójść dalej, choćbym chciał – szepnął czarodziej –
Proszę, podprowadź mnie do tamtej brzozy. Oprę się o nią, sił szybko nabiorę i
będę mógł wrócić w moje knieje… - mówił słabym, drżącym głosem i podparty na
ramieniu Katarzynki powolutku doszedł do dającego mu oparcie drzewa.
Tam szybko wróciły mu rumieńce na policzkach
i blask w zmatowiałych przed chwilą oczach. A z drżącego, skurczonego jakby
dopiero co staruszka zamienił się na powrót w pełnego czerstwej mocy i wigoru
wspaniałego, wysokiego starca.
- No widzisz?
Teraz ja jestem Tobie wdzięczny za pomoc, drogie dziecko! Będę o tym zawsze
pamiętał i gdybyś jeszcze kiedyś była w potrzebie, będziesz mogła na mnie
liczyć! Uściśnij mnie jeszcze raz tak mocno, jak przedtem i leć Kasieńko do
domu, bo chyba Twoja mama właśnie rosołu na obiad nagotowała! – powiedział czarodziej
i pogładził z wielką czułością główkę dziewczynki, która teraz objęła go w
pasie rączkami i z ogromną sympatią spoglądała w jego oczy.
Potem pomachali
sobie jeszcze na pożegnanie i rozeszli się każde w swoją stronę. A gdy
dziewczynka weszła na pokrytą śniegową pierzynką łąkę i spojrzała za siebie,
chcąc jeszcze raz zobaczyć sylwetkę czarodzieja, nie dostrzegła już nawet śladu
po nim. Tylko krzew jaśminu drżał jeszcze leciuteńko a lodowe dzwoneczki,
ukryte w jego gałązkach, grały rzewną, tęskną melodyjkę…
...Och, babuniu moja kochana! To taka smutna historia! I biedny ten starzec, uwięziony w swym Lesie - szepnęła Ania, obserwując, jak babcia zaczyna dziergać rękaw mięciutkiego, ciepłego swetra
- Nie sądzę, by tak naprawdę czuł się tam uwięziony. Myślę, że kochał swój Las i pragnął w nim być. Tylko czasami jego serce płakało i tęskniło za kimś bliskim obok... - odrzekła babcia i nabrała na druty następe oczko wełny
- A czy oni się jeszcze spotkają? Czy Katarzynka odwiedzi jeszcze jego cudowną, modrzewiową chatę?
- Słuchaj cierpliwie dalszego ciągu mej opowieści a dowiesz się o wszystkim, kochana wnuczko. I podaj mi proszę tamten motek białej wełny. Wplotę teraz w ścieg bielutki wzorek śniegowych gwiazdek...
To czekam dalej :)
OdpowiedzUsuńŚciskam :)
Cieszę się, że Cię ta historia wciągnęła, Ilonko!
UsuńTeż ściskam gorąco!:-)
Nie tylko mnie ale jeszcze Laurę moją najmłodszą :)
UsuńTo super, że i Twoją córeczkę zainteresowała ta baśń. To dla mnie ważne wiedzieć, jak duża jest rozpiętość wiekowa moich czytelników!
UsuńMam nadzieje, ze to jeszcze nie koniec tej ciekawej i tajemniczej opowiesci. Bardzo zajmujaca lektura. Czlowiek niby dorosly, zeby nie powiedziec - stary, a tu nie moze sie oderwac od czytania bajki. Dzieciecy pierwiastek w kazdym z nas, bierze gore nad pragmatyzmem. COS zostalo przegnane na zawsze i juz nie przeszkadza mi w odbiorze opowiesci o swiecie, w ktorym nie ma zla.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze czujecie sie zdrowsi. Przyjemnego dnia!
Jeszcze dwa odcinki czekają na publikację.
UsuńI ja uwielbiam powracać do baśni. Mam ich zresztą u siebie na półkach trochę i z przyjemnością je sobie czasami podczytuję.
Zdrowsi jesteśmy na pewno. Dziękujemy za pamięć!:-)
Tobie także zyczymy dobrego dnia, Panterko!
Mnie wszelkie dolegliwosci juz przeszly, ale moje dwie cory leza plackiem. Maz zaraz jedzie do jednej z zakupami i odebrac od niej psa, zeby mogla lezec w lozku, a pozniej do drugiej zawiezc ja do lekarza.
UsuńJaciekrece! Co za przeklety wirus lata po swiecie, a swieta za pasem.
To rzeczywiście - ta tegoroczna Potworzyca jakaś mega złośliwa jest! Żeby akurat ludzi przed samymi świętami tak dręczyć! I jak tu się wczuć w nastrój świat, jak w domach istne szpitale??? Oby do poniedziałku to przynajmniej trochę odpuściło!
UsuńZeby w domu, to mialabym co najmniej wszystko na miejscu pod kontrola, ale obie chore mieszkaja na przeciwleglych krancach miasta i jest troche jezdzenia.
UsuńMamy dodatkowego piesa w domu.
Cos mnie te swieta coraz mniej rajcuja.
Nie dziwię się, że nie masz zbyt dobrego humoru przed tymi świętami. Wszystko się sprzysięga...
UsuńZawsze jest jednak jakieś światełko nadziei, że Twe chore córki jako młode i silne osoby zdołają szybciej przezwyciężyć chorobę, niż my- ludzie z innej epoki.
Dasz radę, Panterko! Musisz być teraz silna za Was wszystkie! Trzymam kciuki, by każdy dzien przynosił Twoim córkom jakąś poprawę zdrowia a Tobie więcej nadziei i optymizmu!:-))
Dzieki, Olenko. Show must go on, wiec co mi pozostalo? Swiat nie da sie przesunac. Oby tylko dzieciaki (he he he, 30-letnie stare konie) byly w formie.
UsuńSpokojnej nocy Wam zycze.
:-)))
Usuńno włąsnie no właśnie , czy Katarzynka spotka jeszcze Leśnego Przyjaciela???
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko dwa odcinki i wszystko sie wyjaśni, bo się moja baśń skończy
UsuńUściski zasyłam!:-)
no i pozostalo nam cierpliwie czekac na cdn..
OdpowiedzUsuńOtóż to! Ale już naprawdę niedużo zostało! Cierpliwości!:-)
UsuńTeż tu byłam.
OdpowiedzUsuńOch, niesamowita jesteś!:-))
Usuń