piątek, 21 grudnia 2012

Baśń Zimowego Lasu - Cz.5 "We dwie"




   …W domu rzeczywiście czekał na Kasię świeżo ugotowany rosół, który mamusia, szczęśliwa z powrotu córeczki, zaraz na stół podała. A wierny Ares, nie mogąc się swoją panią nacieszyć, wciąż tańczył wokół dziewczynki w podskokach, lizał jej dłonie i policzki, kładł łeb na kolanach i patrzył tak wymownie, jakby mówił:  no i gdzie Ty tyle czasu beze mnie chodziłaś?

   Potem Kasia opowiedziała dokładnie mamie całą swoją leśną przygodę a mama, nie dziwiąc się niczemu, pilnie tej opowieści słuchała i spoglądała z czułością i dumą na swą małą, dzielną córeczkę.

- Mamusiu kochana! Czy Mamusia słyszała kiedyś o tym Opiekunie Lasu? Czy go kiedyś widziała? – pytała Kasia, kładąc główkę na ciepłym podołku mamy i głaszcząc wciąż spragnionego jej pieszczot, wtulonego w jej stopy Aresa.

- Słyszałam legendy o nim, bo ludzie zawsze dużo bają. Ale zawsze wierzyłam w jego istnienie! To nie była dla mnie jakaś tam bajka. Ja po prostu czułam, iż jest w niej jakieś ziarnko prawdy. Poza tym kiedyś, razu pewnego, rwąc na skraju łąki dziurawiec wydawało mi się, że czuję czyjś wzrok na sobie. Ale nie bałam się. Czułam się bezpiecznie. Spojrzałam w głąb Lasu i zdążyłam dostrzec tam zamgloną sylwetkę starca o błyszczących jak toń jeziora oczach…Dlatego wczoraj, gdy Ares przyniósł przyczepioną do obroży karteczkę z wiadomością nie zdziwiłam się bardzo a tylko martwiłam się o Ciebie, czy się nie przeziębisz po tej lodowatej kąpieli, moja Ty córuś kochana – odrzekła mama dziewczynki, po czym wzięła szczotkę i pieszczotliwym, delikatnym ruchem zaczęła przeczesywać lśniące jak łany zboża włosy córeczki.

- A czy Mamusia coś wie o tej żonie Opiekuna Lasu – Jaśmince? Ja nie chciałam więcej go o to wypytywać, żeby nie zasmucać bardziej tego dobrego staruszka – szeptała Kasia, przymykając oczy i poddając się z lubością dotykowi miękkiej, włosianej szczotki.

- I o tym słyszałam opowieść. Podobno z dawien dawna żyją w naszym Lesie zaczarowane istoty takie jak elfy, skrzaty, rusałki. Byli tacy, co je tu widzieli. A Lasu zawsze strzegł tajemniczy Opiekun, zwany przez ludzi Modrzewiowym Czarodziejem. Czemu Modrzewiowym? Nie wiem, może ktoś kiedyś widział ten jego modrzewiowy, zaczarowany dom, w którym byłaś? I krążą też opowieści, że gdyby któryś z zaczarowanych mieszkańców Lasu chciał opuścić jego teren, to natychmiast zamienia się w jakieś drzewko lub krzew, rosnący na jego obrzeżach. I chyba to właśnie stało się z żoną Twojego nowego Przyjaciela. Mogę sobie wyobrazić, jak ciężko mu tam samemu i smutno bez niej… - oczy kobiety zalśniły, zaszkliły się podejrzanie, więc prędko otarła je rękawem swetra, nie chcąc by Katarzynka zauważyła jej wzruszenie.

I chociaż bardzo chciała coś jeszcze powiedzieć, to zamilkła, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu i wspominała własny ból oraz nie dającą się niczym uleczyć pustkę w sercu, jakiej wciąż doznawała po stracie męża. Męża, który zginął na wyrębie w lesie, gdy Kasia była jeszcze maleńka…

- Dlaczego wówczas Opiekun Lasu nie uratował go? Dlaczego nie zapobiegł tej tragedii? – pomyślała z nagłą goryczą i żalem – A może jej mąż – drwal wyciął jakieś zbyt cenne dla Lasu drzewo i został w ten właśnie sposób ukarany?

- Ale na cóż teraz te nie wiodące do nikąd rozmyślania, na cóż te smutki? Co się stało, to się nie odstanie! Na szczęście mam Kasię i nie jestem samotna tak, jak ten biedny starzec, żyjący sam jak palec w głębi Lasu…

   Tymczasem Katarzynka zasnęła smacznie wtulona w ciepłe kolana swej mamy. Kobieta odłożyła na bok szczotkę a potem wzięła na ręce śpiącą córeczkę i zaniosła ją ostrożnie do pachnącego świeżutką pościelą łóżka…

                                                                    *  *  *

   Mijały dni…Grudzień roztaczał dookoła swoje wspaniałe, śnieżno-lodowe blaski a z komina ich chatki codziennie, od rana do wieczora, wesoło się dymiło. Obie, mama z córeczką zajęte były przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia. We dwie piekły pierniczki i ciasteczka z makiem a potem zamykały je w szczelnych, glinianych słojach, aby jak najdłużej zachowały świeżość i kruchość. Gotowały kapustę z grochem i lepiły pierożki z grzybami. Kleiły papierowe łańcuchy na choinkę, piękne gwiazdki i figurki aniołków, zwierzątek leśnych oraz krasnalków. Sprzątały domek, szorowały okienka, wnętrza szafek i podłogi. Wymiatały pajęczyny zza wiszących na ścianach obrazków. 


   Ale większość czasu poświęcały na pieczenie ciast, które zamawiali u nich mieszkańcy wioski i pobliskiego miasteczka. Mama Kasi była mistrzynią w robieniu cudownie przystrojonych lukrem makowców, pierników i serników. Jej talent był znany i doceniany w okolicach, dzięki czemu mogła trochę dorobić i przynajmniej na święta pozwolić sobie na nieco dostatniejsze, niż na co dzień, życie. Bo ciężko im było czasami, szczególnie wczesną wiosną, gdy zimowe zapasy już się kończyły a do nowych zbiorów było daleko. Miały małe poletko, na którym uprawiały swoje ziemniaki, trochę pszenicy, buraków i kapusty. A w przyległej do chaty obórce mieszkały zaprzyjaźnione ze sobą krówka Mietka i kózka Miłka. Na przednówku matka z córką jadły więc zazwyczaj tylko zupę mleczną z ziemniakami albo nieokraszoną kapustę z kluskami. Ale były zdrowe, szczęśliwe, niezależne od nikogo i bezpieczne w swoim małym domku za łąką. 
   Łąka  była dla nich skarbnicą ziół i kwiatów. Las dostarczał im mnóstwa drzewa na opał, grzybów, jagód, pięknie powykręcanych korzeni i gałązek a także żołędzi i szyszek, z których potrafiły robić śliczne ozdoby świąteczne i zabawki. Te zrobione z darów Lasu przedmioty także bardzo podobały się miastowym ludziom, a więc często w dni targowe wędrowały na jarmark do pobliskiego miasteczka i sprzedawały tam zrobione przez siebie z szyszek choinki, żołędziowe ludziki i kolorowe, pachnące ziołami suche bukiety.



   W dzień wigilijny w ich domu, maleńka, przyniesiona z Lasu choinka stała na stołku wspaniale przez nie ustrojona. Wszystkie potrawy były gotowe. A sprawy, które miały być wcześniej załatwione – pokończone i zamknięte. Od wielu lat spędzały ten dzień tylko we dwie. Nie miały bliskiej rodziny a członkowie dalszej byli tak dalecy, że nie znali się właściwie i nie tęsknili za sobą wzajemnie.

    Dobrze im tu było razem w ciepłej chatce. Bezpiecznie, zacisznie, serdecznie. Pachniało piernikami, świerkowym igliwiem, zupą grzybową i smażonymi pierożkami z kapustą. Ares spał sobie przy piecu a krówka i kózka, napojone i nakarmione czekały tylko w obórce na północ, kiedy to jak zwykle miały przemówić ludzkim głosem.

I wydawało się, że wszystko jest jak należy, a jednak coś było nie tak…Czegoś brakowało…

   Kasia popatrywała co chwila na mamę i bardzo chciała ją o coś poprosić, ale bała się, że mama odmówi. Jednak i mama chyba czuła podobnie, bo spoglądała często za okno i nie wiadomo czego tam wypatrywała. W południowym słońcu na dworze widoczna była ich łąka a za nią ciemna linia Lasu. Las był dzisiaj spokojny, cichy, jak gdyby uśpiony. Żadna gałązka nawet lekko nie drżała, żaden ptak nie śpiewał. Puszcza trwała w swym dziwnym śnie, a może w czekaniu…Tylko na co?

- Kasieńko, mam pomysł! Jest jeszcze wcześnie. Gdybyś chciała mogłybyśmy pójść do Lasu i spróbować znaleźć chatę Modrzewiowego Czarodzieja. Jeśli jej nie znajdziemy, to i tak przed zmrokiem zdążymy wrócić – powiedziała w końcu mama i z uśmiechem dostrzegła ogromną ulgę i radość na twarzy córeczki

- Och, Mamuniu moja kochana! Skąd Mamusia wiedziała, że właśnie o tym marzyłam?! Tak bardzo żal mi Opiekuna Lasu. On jest tam zupełnie samotny a przecież nikt nie powinien być sam w wigilię Bożego Narodzenia! – zawołała, tańcząc z radości na środku izby dziewczynka

- Spakujmy do koszyka trochę wigilijnych smakołyków, weźmy kilka papierowych ozdób na choinkę, ubierzmy się ciepło i chodźmy szybciutko! – rzekła mama i nie marnując czasu postawiła na stole wiklinowy koszyk z przykrywką. Włożyły doń garnuszek pierożków, zawinięte w lnianą ściereczkę pierniczki, makowiec i sernik oraz delikatne gwiazdki i aniołki do powieszenia na choince.

   Już wkrótce ubrane cieplutko, trzymając się za ręce, maszerowały raźno w stronę Lasu. Słońce pięknie im przyświecało a i mróz za bardzo nie szczypał w policzki. Minęły leszczyny, zamarznięte jeziorko i brzózki a potem szły dziarsko w stronę gęstych kniei, które porastały stare, ogromne, splecione ze sobą w serdecznym uścisku drzewa. Ares biegł obok nich i bardzo się cieszył, tą niespodziewaną południową przechadzką…

... - Babuniu najmilejsza! Tak się cieszę, że już wkrótce będzie wigilia. Mamusia i tatuś wrócą wreszcie z daleka i przywiozą na pewno coś ciekawego na Gwiazdkę! - rozmarzyła się dziewczynka
   - Tak, Aneczko! I ja czekam na nich z wielką niecierpliwością. Nie wyobrażam sobie, by mogli te święta spędzać z dala od domu! A czy przeczytałaś juz tę książkę z bajkami, którą dostałaś od nich ostatnio?
   - Już ją znam prawie na pamięć! - zawołała dziewczynka - Ale wiesz, Babuniu...najbardziej lubię Twoje zaczarowane baśnie. Masz ich tyle w głowie, ze żadna książka nie mogłaby ich w sobie pomieścić!
   - Bo to są baśnie, które wciąż szepcze mi do ucha nasz stary, mądry Las... - odrzekła z uśmiechem babcia
   - A Baśń Zimowego Lasu właśnie teraz puka nam w okienko i pragnie byś posłuchała jej delikatnej melodii...





 Pozdrowienia dla naszego Rosyjskiego czytacza.

28 komentarzy:

  1. Jestem bardzo ciekawa zakończenia :)
    Pozdrawiam Was serdecznie wraz z moją córcią której owa baśń wielce do serca przypadła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, witaj serdecznie ranny ptaszku!
      My - opiekunki kurek musimy kłaść sie spać z nimi i wstawać z nimi, nieprawdaż?
      Cieszę się, że Twojej córeczce sie moja baśń podoba... Uściskaj ją ode mnie!Jutro finał baśni!
      Pozdrawiamy oboje ciepło i dobrego dnia życzymy!

      Usuń
    2. Zawsze wstajemy wcześnie , kładziemy się późno w dodatku jeszcze bezsenność często , gęsto mnie męczy , więc albo czytam , albo patrzę na swoje ulubione filmy teraz gustuję w komediach francuskich .
      Najbardziej chciałabym mieć Twoją baśń na papierze czyli w formie książkowej , jak jeszcze kilka dojdzie takich opowiadań to pomyśl o tym .
      A dziś moja bezsenność mnie męczyła z powodu tego co napisałam u siebie , pasowało by temat zakończyć , ale się namyślam , gdyż widzę że osoby które zawsze komentowały wchodzą ale chyba nie bardzo wiedzą co napisać , jeszcze pomyślą że mam nierówno pod sufitem , myślę że chyba te dwa ostatnie posty skasuję , jak możesz to doradź mi Olgo i sorry że Cię na Twoim blogu męczę :)

      Usuń
    3. Ilonko! Nie męczysz mnie wcale! Ja jestem wzruszona, że prosisz mnie o radę. I podchodze bardzo powaznie do tego, z czym sie do mnie zwróciłaś.
      Uważam, że masz prawo pisać na swoim blogu o czym tylko chcesz. Po to mamy blogi, by pisać o tym, co nas najbardziej interesuje i co nas dotyka naprawdę. Ilonko kochana! Nie ilosć komentarzy, ale ich jakość jest istotna. To jest sedno tego wszystkiego! Po co Ci komentarze w stylu, "całuski pprzesyłam i pa, pa?". Mysle, ze masz prawo oczekiwac od ludzi czegos wiecej. Nie jesteśmy dziecmi z przedszkola, by bawić się w jakieś głupstewka. I to, że napisałaś u siebie tak otwarcie o tym, co Cię bolało i co miało dla Ciebie i ma nadal tak ogromne znaczenie - to nie jest żadnym ekshibicjonizmem. Masz prawo byc sobą i już!A prawdziwych, wrazliwych ludzi Twoja otwartość powinna do Ciebie właśnie przyciągać a nie zniechęcać. Pomyśl o tym, kochana!
      Ale nie chcę za bardzo ingerować w Twoje sprawy. Ostatecznie zrobisz, jak czujesz. Trzymam kciuki byś się nie bała niczego, a przede wszystkim osądów ludzkich i niezrozumienia.Dla mnie to, o czym napisałaś było przejmujące, prawdziwe, dotykajace do samej głębi i bezcenne!
      Ilonko! Jesli chciałabys pogadać o tym wiecej, to proszę napisz na moją pocztę.
      Ściskam Cię, serdecznie, tulę i proszę - głowa do góry, blogowa siostrzyczko!:-))

      Usuń
    4. Olgo dzięki:) rodzeństwa nie posiadam to z miłą chęcią byłabym wdzięczna za blogową siostrę :)
      Nie Masz pojęcia jak że ja tak samo za komentarzami ala , słodkie niunie nie przepadam takie kizi mizi o jaka śliczna kurka , Oczywiście Wasze komentarze wczorajsze czy wcześniejsze są dla mnie jak balsam pełne zrozumienia i szczerości .
      Jak co to będę pisać na pocztę :)
      Dzięki kochana Olgo :) Dałaś mi odwagę aby dokończyć temat :)

      Usuń
    5. Otóż to!Jesteśmy dorosłe, odważne baby, a nie żadne tam lelum polelum!
      Ściskam Cię Ilonuś i uśmiecham się do Ciebie najserdeczniej, boś mi bliska od wczoraj jeszcze bardziej...:-))

      Usuń
    6. oczywiście zachowałam się jak okropnie wścibska baba i zajrząłam do Ciebie na Bloga, żeby poczytać co za straszne głupoty tam wypisujesz...:) Ilonko pięknie i szczerze napisane i uwierz mi wiele kobiet to czyta i mówi w duchu - "ja też tak mam" i może wiele z nich zobaczy jakąś nadzieje w tym twoim pisaniu. Myśle też, ze Bloga piszemy po częsci dla siebie i dla potomnych. Ja tez czasami mam wrażenie, ze czasami ludzie odbierają mnie jak zdziecinniałą dziwaczke, ktora bzdury wypisuje, no ale trudna taka jestem, takie jest nasze życie, nie będe redagowac własnego życia:) Będę częsciej zaglądać do Ciebie:)

      Usuń
    7. Sznupeczko kochana! Popieram w całej rozciągłości Twój punkt widzenia. Wlejmy otuchę w serce Ilony, że są jeszcze prawdziwi, czujący ludzie na tym świecie. Najlepiej prześlij jej ten komentarz na jej bloga! Bo jak napisałam powyżej, nie ilość komentarzy sie liczy, ale jakość. A Twoje słowa są bardzo wazne i cenne dla Ilonki i dla mnie też...
      Ściskam gorąco Sznupeczko i dziękuję za to, że czytasz uwaznie i zabierasz głos w ważnych sprawach!:-)))

      Usuń
  2. Dzisiaj udalo mi sie pospac troche dluzej, wiec to bajka czekala na mnie, a nie odwrotnie. A obudzily mnie mokre buziaki tym razem dwoch psiskow, w tym jednego 30-kilowego.
    Czekam niecierpliwie na zakonczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja zasyłam całusy - nieco zmarznięte, bo w piecu jeszcze nie napalone!
      Dobrze, że się troszkę lepiej wyspałaś. Dużo masz ostatnio roboty, jeżdżenia i biegania, to musiałaś w końcu jakoś zregenerować przemęczony organizm!
      Uściski o poranku zasyłamy!:-))

      Usuń
  3. Ile ciepła i miłości dostaje ta dziewczynka! Uwielbiam być w takich klimatach. Gdybym mogła wszystkie filmy, książki i bajki zawsze kończyły by się dobrze. Miło ogrzać się u Was przy tych ciepłych uczuciach, jak przy ogniu.
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niechby w zyciu było tak sprawiedliwie i ciepło w sercu, jak w basniach. Wciąz o tym marzymy, tęsknimy, wzruszamy sie dramatycznymi historiami o dzieciach i czekamy na ich dobre zakończenie.
      Wczoraj w TV, w programie interwencyjnym Jaworowicz był pokazany właśnie taki reportaz, po któym nie mogłam powstrzymać sie od płaczu. Niepełnosprawna dziewczynka z Przemysla, osierocona nagle przez kochającego ojca...i grono dobrych ludzi, któzy jak anioły pojawili sie natychmiast by tej dziewczynce pomóc i znów stworzyc jej dom...:-))

      Usuń
  4. Ola przypomniała mi się moja ukochana ksiązka z dziciństwa i przysięgam, aż mi łzy poleciały na wspomnienie Bułeczki. Tak myślę, ze to jest ksiązka ktoa przeczytałam setki razy. Pezepiękna opowieść o dziewczynce, która chiała być kochana i lubiana, a kórej życie nie oszczędzało. Taka nasz "Ania z Zielonego Wzgórza" Ciekawa jestem czy jest jeszcze w sprzedaży. "Bułeczka" Jadwigi Korczakowskiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sznupeczko! I ja znam "Bułeczkę"! najpierw czytała mi ją mama, wypozyczywszy te ksiazke pierwej z biblioteki. A potem udało mi się znaleźć ją w jakimś antykwariacie i czytałam ja sobie nie raz, popłakując nad smutnym losem tej sierotki i nad jej niedobrą siostra przyrodnią!
      Potem jeszcze czytałam tę ksiażkę mojej córeczce i pamietam, jak bardzo przezywała tę niesprawiedliwosc, któa wciaz Bułęczkę spotykała i jak obie byłyśmy szczęsliwe, gdy ja w końcu przyrodnia siostra doceniła i pokochała...
      Niestety, nie wiem co się potem z tym moim egzemplarzem ksiązki stało. Wiesz, liczne przeprowadzki, wyjazd na koniec świata...Ale wciaż, tak jak i Ty, mam ją żywo w pamięci. Nawet ilustracje pamietam!Była tam taka okraglutka dziewczyneczka z pyzatą twarzyczką w paltociku i bereciku!:-))

      Usuń
    2. tak tak..pamiętam ten berecik....jestem ciekawa czy dzieciaki wciąż czytają tą ksiązke?

      Usuń
    3. Te dzieciaki kochające książki, na pewno czytają, bo wszyscy od małego do starego lubią to, co naprawdę wzrusza...To się pamięta i do tego się chce powrócić nawet po latach.
      Przypomniało mi się teraz, że przyrodnia siostra Bułeczki (Bułeczka chyba naprawdę miała na imie Marysia) była sliczną, ciemnowłosą dziewczynką o imieniu Wandzia...
      I jeszcze a propos niezapomnianych książek z dzieciństwa - czy czytałaś Pollyannę?

      Usuń
  5. Nieee Bułeczka miała na imię Bronia..:)Polly anne czytałam wiele razy i film oglądąłam setki razy..:)

    Chociaż i tak chyba najblizej serca jest dla mnie Ania z Zielonego Wzgórza...Kiedyś pojadę na wyspe Księcia Edwarda i odnajde ten domek i może spotkam Matylde..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - Bronia jej było!Patrz, co wiek robi z pamięcią! Pollyannę czytałam też wiele razy.I nawet próbowałam stosować w zyciu jej metodę - patrzenia na wszystko przez różowe okulary i wierzenia w to, że w każdym jest cząstka dobra, tylko trzeba ją ozywić...

      A w sprawie Ani z Zielonego Wzgórza mam tyle wspomnień i skojarzeń, że całą epistołe można by o tym napisać. Począwszy od tego, że w dzieciństwie wyglądałam prawie jak Ania - ruda, piegowata, no i wiecznie z głową w obłokach!:-)
      A o jaką Matyldę Ci chodzi? Chyba miałaś na myśli Marylę???

      Usuń
  6. hahaha..Bronia, Marysia....Matylda Maryla....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawa z naszą zawodną pamięcią i ze wciąż żywymi wspomnieniami jest przednia! Dzięki, Sznupciu! Haaa, haa!:-)))

      Usuń
  7. Witaj Olgo. Zajrzałam do Ciebie i spodobało mi się. W wolnej chwili przeczytam cała baśń, wówczas coś napiszę. A teraz dorzucam link Twojego bloga do moich ulubionych. Serdeczności przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, iż skorzystałas z mojego zaproszenia i cieszę się, że zamierzasz przyść ponownie. Spokojnego wieczoru życzę i ciepłe mysli zasyłam!

      Usuń
  8. :))))) Ciepło na sercu się zrobiło:))) A od komentarzy jeszcze cieplej:))) Dobrze czytać takie dobre słowa :)))
    Uśmiechy dla wszystkich :)A dla gospodyni najserdeczniejszy od ucha do ucha (dobrze,że mam te oporniki, bo przeleciałby dookoła głowy )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zima za oknem, to niech przynajmniej w serduchach będzie ciepło! Grzejmy sie od środka tym grzańcem pozytywnych uczuć!
      Pozdrawiam serdecznie i rzecz jasna gorąco!:-)))

      Usuń
  9. "Bratnie dusze nie są więc
    aż taką rzadkością, jak kiedyś myślałam.
    To cudowne, że jest ich aż tyle na świecie."

    (Lucy Maud Montgomery)

    Bratnie dusze, które czytają baśnie.
    Siostrzane dusze, które pocieszają się
    wzajemnie i dodają sobie otuchy...

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czasem odnajdują się te dusze własnie dzięki ciepłym wspomnieniom z dzieciństwa. Bo dzieciństwo to czas, gdy wszyscy byliśmy prawdziwi, bez masek, bez gry pozorów. Było niewinnie, prawdziwie, pieknie a serca biły z pełną pogody i nadziei mocą.
      Po latach odnajdujemy to w sobie, podajemy dłoń dziecku w nas i otaczamy je opieką...:-)))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost