Pod tym samym niebem
Strony
- Strona główna
- Piosenki...
- Strofy pogody...
- Strofy półcienia...
- Wiersze inspirowane Australią
- Wyprawa w krainę słońca...
- Australijskie wspomnienia
- Emigrantki
- Australijska podróż noworoczna
- Miasteczko odnalezionych myśli
- Bal na powitanie jesieni
- Zimowy powrót wędrowców...
- Kulinarne wierszydełka
- Jadwiga z Modrzewiowej doliny
- Sekret naszego domu
- Baśń Zimowego Lasu
- Sceny z życia Henryczka
- Wiersze z czasów upadku
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Tacy ludzie...
Żyją jeszcze tacy ludzie, którzy są częścią tej ziemi, tej historii, którzy wiedzą, co najważniejsze i nie przychodzą po jakieś profity lecz po prostu po dobre, ciepłe słowo. Są jeszcze tacy ludzie, którzy mówią bez ogródek to, co im na sercu leży i oczekują w zamian tylko tego samego. A dają na dokładkę swoją pogodę ducha, swoją prostotę, gościnność i szczerość....Te zdania będą mottem poniższego postu...
Mamy niewielu sąsiadów, mamy kilkoro dobrych sąsiadów bliskich z racji bliskiego sąsiedztwa. I utrzymujemy z nimi poprawne kontakty, spotykąc się czasem na jakichś uroczystościach rodzinnych czy w razie innych, ważnych okoliczności. Szanujemy się, cenimy, pomagamy sobie wzajem, spędzamy razem dużo czasu. Ale znamy też takich, których poznaliśmy przypadkiem a mieszkają ciut dalej, bo w sąsiedniej wsi, bądź przysiółku.
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o Państwie Nowaków, których poznaliśmy kiedyś przypadkiem, ale chyba los tak dobrze nami pokierował, bo do dziś utrzymujemy bardzo bliskie stosunki. Lubimy się, zwierzamy się sobie i mimo różnicy wieku czujemy się razem nadzwyczaj dobrze...
...Było lato. Upał. Niebieskie, jak na pocztówkach niebo. Złociste, dojrzewające w łanach zboże. A my, którejś gorącej niedzieli wyciągnęlismy ze schowków nasze rowery, plecaki załadowaliśmy wodą mineralną i pierwszymi jabłkami - papierówkami. Zuzi założylismy na szyję obrożę i pomknęliśmy przed siebie drogami i bezdrożami Pogórza Dynowskiego.
Jak cudnie się tak mknie! Nie czuje się gorącego powietrza, tylko ten szum wiatru w uszach, tylko ten błękit nieba i zieleń pól wokół. My, na nowo młodzi. Zuzia szczęśliwa, wolna ,radosna! A tyle dróg dookoła! Tyle możliwości! Śmiejemy się jak dzieci, zjeżdżając z górki. Oj, jak stromo! I pachnie oszałamiająco. Czym? Tymi polami bezkresnymi. Tymi łąkami niekoszonymi. Tym wiejskim kurzem i spiekotą, która każe się raz po raz zatrzymywać i pociągnąć łyk wody z butelki. A Zuzia biegnie gdzieś na horyzoncie. Uszka jej tylko powiewają a w oczach ma euforię, szaleństwo nieograniczonej niczym przestrzeni i czyste szczęście.
Jedziemy dalej. Po wolność. Po spełnienie marzeń. Po cud odrodzenia. Nie ma żadnych granic. Granice wyznacza nam tylko własne zmęczenie, własne możliwości. Teraz czujemy się tak młodo, jakbyśmy mieli rzeczywiście po dwadzieścia lat i zero siwych włosów na głowie. Może to prawda? Może domowe lustro jakieś głupstwa nam wmawia? Przecież mamy tyle sił, tyle radości w sobie...
Zjeżdżamy bardzo stromo w dól. Po bokach naszej drogi ciągną się jakieś zabudowania, chatki, budynki gospodarcze i ogródki. Inna wieś.
Rozglądamy się wokół ciekawie - co to za miejsce? Okoliczne psy wybiegają nam na spotkanie. Obszczekują. Krążą podenerwowane obecnością intruzów. Zuzia ziaje jak miech kowalski. Upał i nam daje się we znaki. Zjeżdżamy w dolinę. Pięknie! Wokół modrzewiowe lasy. Paryje i strumienie. Bobrze żeremie. Pachnie tak bosko, jak gdyby świat chciał nam pokazać dzisiaj wszystko to, co ma najlepszego, a co specjalnie na tę okazję trzymał dla nas w zanadrzu.
I dróżka tajemnicza, którą jedziemy nie wiadomo gdzie. Wciąż w dół. Byleby dalej. Mijamy jakąś opuszczoną, drewnianą chatynkę. Zaglądamy do studni. Woda błyszczy jak kryształ. Ale nie ma wokół nikogo, kto chciałby się tej wody napić. Bezludzie.
Zjeżdżamy jeszcze niżej. Powietrze robi się chłodniejsze, żwawsze, żywiczne. Pachnie modrzewiami i grzybami...
Pojawiają sie pojedyncze zabudowania. Popatrujemy na siebie zdumieni. To i tu mieszkają ludzie? To i tu jest jakieś życie?
Gdzie jesteśmy? Co to za wieś?
Zatrzymujemy sie przy jakimś płocie. Pociągamy parę łyków wody mineralnej. Zuzia pije jak smok ze swojej podróżnej miseczki. Rozglądamy się wokół...Nagle...
- Dzień dobry! Czy pomóc w czymś może? Czy państwo się zgubili? - dobiega do nas jakiś głos, lecz nie bardzo wiemy skąd. Rozglądamy się.
Po drugiej stronie drewnianego płotku, przy którym się zatrzymaliśmy pojawia się kobiecinka. Cóż mówię - kobiecinka?! Kobieta postawna, rosła i rozłożysta jak kalina. Patrzy na nas z uśmiechem. Oczy ma wesołe i niebieskie. A w spojrzeniu ciekawość, życzliwość i ciepło...
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - pytam - A w ogóle, to dzień dobry pani! - przypominam sobie o dobrych obyczajach i przedstawiam naszą dwójkę a właściwie trójkę, bo oto i Zuzia łasi się i podskakuje w górę, by polizać i pocałować w same usta miłą panią.
Kobieta gwiżdże cichutko, uchyla furtkę i nasza psina natychmiast podbiega do niej ufnie. Błękitnooka głaszcze ją i delikatnie przebiera palcami w miękkim, gęstym futrze a do nas uśmiecha się serdecznie i otwiera jeszcze szerzej wrota, wiodące do swego obejścia.
- A cóż tak będziemy stać na drodze - mówi spontanicznie - Proszę zajść do środka ! Pierogów właśnie ruskich nagotowałam. I mleko kwaśne jest. To chodźcie! Zapraszam serdecznie!
Wahamy się tylko chwilę...Na nic konwenanse i wyuczone formułki. Trzeba zdać się na głos serca i iść. Bo serce podpowiada, że oto nowa, jedna z najpiękniejszych w naszym życiu przygód. A jeśli przekroczymy tę furtkę, to tym samym przekroczymy pęta własnej nieufności i cywilizacyjnych, zupełnie zbędnych tu ograniczeń.
Zupełnie obcy a nagle bliscy przekraczamy progi tego domu. Wita nas boski zapach skwarków na prawdziwym boczku, które skwierczą właśnie w małym rondlu na piecu. Bije na nas gorąco dochodzące z garnka pełnego, gotujących się pierogów. Do nóg łasi się łaciaty, niebojący się Zuzi kot. Dwie pstrokate kury przyglądają się nam ciekawie. A na parapecie kwitną wspaniale pomarańczowe pelargonie i petunie.
Na powitanie wychodzi do nas pan Nowak. Bardzo wysoki, starszy, na oko - chyba siedemdziesięcioparoletni mężczyzna. Wita się serdecznie. Ściska ręce. Całuje szarmancko. Śmieje się od ucha do ucha. Gościnny. Stęskniony wieści ze świata. W uchu aparat słuchowy. Mówi do nas głośno i bardzo wyraźnie.
- Ach! Witajcie w moich progach! Ja wiem, kto Wy jesteście, ale Wy pewno jeszcze nie wiecie, kto my!
- Wyście kupili ten dom po Staszku! On tak długo stał opuszczony, że żal było patrzeć...A za Waszym lasem jest mój las. I ja czasem obok Waszego domu po drzewo do mojego lasu jadę. I widzę, jak się w obejściu krzątacie. Oj, sporoście już tam rzeczy zdążyli zrobić. Cieszyłby się Staszek, gdyby wiedział, kto tam po nim zamieszka...!
Oszołomieni, wzruszeni i lekko skonsternowani słuchamy z Cezarym tego wszystkiego, nie bardzo jeszcze wiedząc, jak się zachować w tych nowych dla siebie okolicznościach. Nigdy przedtem nikt obcy, ot tak sobie, z biegu nie zaprosił nas do siebie. Nikt nieznajomy nie usadził nas tak serdecznie na ławie w kuchni. Nikt nie przyjmował nas tak ciepło, jak byśmy byli znanymi od dawna i wytęsknionymi gośćmi...
A tymczasem pani Stefcia Nowakowa już nakłada pierogi na bielutkie, obwiedzione błękitnym szlaczkiem talerze. A tymczasem bezpośrednia ta istota nalewa nam po kubku pachnącego oszałamiająco kwaśnego mleka. I zaprasza byśmy za stołem, słoneczną ceratą nakrytym, usiedli i jedli z nimi na zdrowie...
Jemy i pijemy aż się nam uszy trzęsą. Zuzieńka dostała zimnej wody do miski. A na talerzyku czekają na ostygnięcie, odłożone specjalnie dla niej pierogi...Jakiś raj!
Już dawno nic nam tak nie smakowało. Już dawno nie czuliśmy sie nigdzie tak dobrze. Może właśnie po to wróciliśmy do Polski, by poznać właśnie takich, jak Ci tutaj ludzie?
Pani Stefcia pokazuje nam swoje gospodarstwo. Oprowadza po oborze, stodole i podwórzu. Rwie dla nas do kosza dojrzałego, omszonego agrestu i pierwszych, pachnących truskawek. Wciska nam do plecaków butelki z sokiem malinowym.
Pan Nowak częstuje winem domowej roboty. Opowiada o dawnych, młodych latach, gdy wybrali się z żoną na saksy za ocean. Pokazuje zdjęcia dzieci i wnuków. Śmieje się do nas i poklepuje po ramionach.
Spędziliśmy z nimi dobrych parę godzin....Zupełnie nie chciało się nam wychodzić. Opowiadaliśmy tym słuchającym nas z życzliwą uwagą ludziom o perturbacjach, związanych z powrotem do Polski, o skomplikowanych układach rodzinnych. Wszystko dobrze rozumieli. Nic ich nie nudziło. Niczego nie udawali a po prostu byli z nami całymi sobą. Czuliśmy to oboje wyraźnie a Zuzia położyła łeb na stopach Stefci Nowakowej i pewnie była gotowa zostać w tej pozie na zawsze...
Od tej pory minęło już ponad dwa lata. Spotykamy się często z Nowakami. Dzwonimy do siebie. Robiąc przetwory na zimę, szykujemy je podwójnie, żeby starczyło dla nich i dla nas. Wpadamy do siebie bez zapowiedzi, gadając godzinami i śmiejąc się od serca. To starsi, pamiętający wiele z historii tutejszych okolic ludzie. Są dla nas istną skarbnicą wiedzy. Lubią opowiadać godzinami. Wypytujemy ich o wszystko. Słuchamy pilnie. Drążymy najciekawsze tematy. Lubimy się i cieszymy się najszczerzej tą cudem znalezioną przyjaźnią, tą bliskością, która zdarza się tak rzadko, ale przecież istnieje - jak brylant, jak pierwszy promień słońca na wiosnę...
Dziś też wpadli ni stąd ni zowąd. Jak zwykle serdeczni. Rumiani. Pachący mrozem i suszonymi jabłkami...Przywieźli łuskanych orzechów ze swego ogrodu, ciasteczek z kminkiem.
Aż do zmroku siedzieliśmy w naszej małej kuchni i opowiadaliśmy swe historie. Koty obsiadły nasze kolana. Zuzia pod stołem z zapałem obgryzała swą kość. A my piliśmy herbatę za herbatą i czas płynął nieśpiesznie, serdecznie i swojsko.
A na koniec spotkania złożyliśmy sobie najserdeczniejsze życzenia świąteczne, bo nie wiadomo czy dane nam będzie jeszcze się przed świętami zobaczyć. Drogi zawiane, zaśnieżone. Zima tańczy po polach coraz żwawiej.
Kolejna pora roku przed nami. Ileż jeszcze? Czas ludzki płynie osobnym lecz przecież zależnym od pogody torem...I tyle jest bezcennych chwil, które ochraniamy w skarbnicy swej pamięci. I tyle jest nadziei, nowych tematów do rozmów, spraw gorących, codziennych, omówienia wartych i tyle jest życzliwości na przyszłe nasze spotkania.Czy dane nam będą jeszcze...? Czas pokaże...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Aborygeni
afirmacja życia
agrest
apel
apel o pomoc
asymilacja
Australia
autoanaliza
bajka
bal
ballada
baśń
Beksińscy
Bieszczady
blackout
bliskość
blog
blogi
bór
cenzura
Cesarzowa Ki
Cezary
chleb
choroba
ciastka
czarny bez
czas
czerwiec
człowieczeństwo
człowiek
czułość
Dersu Uzała
deszcz
dieta
dobro
dom
dorosłość
drama
drama koreańska
drewno
droga
drzewa trawiaste
Dubiecko
Dwernik Kamień
dwudziestolecie międzywojenne
dystopia
dzieciństwo
dzikie bzy
ekologia
elektryczność
erotyk
eutanazja
fajka
fantazja
film
flash mob
fotografie
fotoreportaż
glebogryzarka
głodówka
głód
gospodarstwo
goście
góry
Góry Flindersa
grass tree
grill
grudzień
grzyby
Gwiazdka
historia
historie wędrujące
horror
humor
humoreska
idealizm
ideologia
II wojna światowa
informacja
inność
inspiracja
internet
jabłka
Jacuś
Jacuś. gospodarstwo
Jacuś. lato
jajka
Jane Eyre
Jawornik Polski
jesień
jesień życia
kalina
Kanada
kanały
kangury
kastracja
kiełbasa
klimat
klimatyzm
koala
kobieta
koguty
kolędy
komputer
komunikacja
konfitury
konflikt
koniec świata
konkurs
konstrukcja
kosmos
kot
koziołek
kozy
Kraków
Kresy
kryminał
kryzys
książka
kuchnia
kulinaria
kury
kwiaty
kwiecień
las
lato
legenda
lęk
lipa
lipiec
lis
listopad
literatura
los
ludzie
luty
łąka
maciejka
macierzyństwo
magia
maj
malarstwo
maliny
mantry
marzenie
maska
metafora
mgła
miasteczko odnalezionych myśli
Michael Jackson
Mikołaj
miłość
Misia
mit
młodość
moda
mróz
mróż
muzyka
muzyka filmowa
nadzieja
nalewki
nałóg
natura
niebezpieczeństwo
niezapominajki
noc
nowoczesność
Nowy Rok
obyczaje
ocean
odchudzanie
odpowiedzialność
odrodzenie
ogrody
ogród
ojczyzna
opowiadanie
opowiastka
opowieść
Orzeszkowa
osa
Osiecka
owoce
pamięć
pandemia
Panna Róża
park
pasja
patriotyzm
pejzaż
pierniki
pies
pieski
pieśni
pieśń
piękno
piosenka
piosenki
pisanie
płot
początek
podróż
poezja
pogoda
Pogórze Dynowskie
polityka
Polska
pomidory
pomysł
poprawność polityczna
porady
postęp
pożar
praca
prawda
prezent
protest
protesty
przedwiośnie
przedzimie
przemijanie
Przemyśl
przepis
przetrwanie
przetwory
przeznaczenie
przygoda
przyjaźń
przyroda
psy
psychologia
ptaki
radość
recenzja
refleksja
relatywizm
remont
repatriacja
reportaż
rezerwat
Riverland
rodzina
rok
rośliny
rower
rozmowa
rozrywka
rozum
rymowanka
rzeka
samotność
San
sarny
sąsiedzi
sens życia
siano
sierpień
silna wola
siła
skróty
słońce
słowa
słowa piosenki
słowianie
smutek
solidarność
South Australia
spacer
spiżarnia
spokój
spontaniczność
spotkanie
stado
starość
strych
susza
susza. upał
szadź
szczerość
szczęście
szerszeń
śmiech
śmierć
śnieg
świat
święta
świt
tajemnica
tekst piosenki
teksty piosenek
tęsknota
tragikomedia
trauma
truskawki
uczucia
Ukraina
upał
urodziny
uśmiech
warzywnik
wędrówka
wędrówki
węgiel
wiatr
wierność
wiersz
wierszyk
wieś
wigilia
Wilsons Promontory
wino
wiosna
wiosnaekologia
wirus
woda
wojna
wolność
Wołyń
wrażliwość
wrotycz
wrzesień
wschód słońca
wspomnienia
wspomnienie
współczesność
Wszechświat
wychowanie
wycieczka
wypadki
wypalanie traw
zabawa
zabawa blogowa
zachód słońca
zapasy
zaproszenie
zbiory
zdjęcia
zdrowie
zielarstwo
zielononóżki
zielononóżki kuropatwiane
zima
zioła
zmiany
zupa
Zuzia
zwierzęta
zwyczaje
żart
życie
życzenia
Żydzi
żywokost
Przepiękna historia!
OdpowiedzUsuńBezcenne spotkania, bezcenne chwile.
Ale najważniejsze, że to jest prawdziwe, dotykalne i trwa...
UsuńDo tej pory dojadam boskie ciasteczka z kminkiem!A tymczasem za oknem snieży i drogi coraz bardziej zawiewa:-)
I mnie urzekła ta historia :)Macie szczęście do ludzi :)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru Ilona
Jesteśmy otwarci na spotkania z ludźmi.Niczego nie udajemy. I chyba też dlatego mamy szczęście spotykania na swojej drodze prawdziwych ludzi, którzy cenią szczerość i prostotę...
UsuńI Tobie miłego wieczoru, Ilonko!:-))
Wspaniała historia, wzruszająca!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że i ja spotkam moich Nowaków po powrocie na ojczyzny łono :)
Jest na szczęście jeszcze mnóstwo takich Nowaków w Polsce. Są jak skarby Troi - tylko czekają na odkrycie i wydobycie na powierzchnię.Wydobędziesz ich uśmiechem, bezpośredniością i szczerością. Na pewno!
UsuńA więc wracaj i szukaj,bądź daj się odnaleźć miła Kamphoro!:-))
Jestescie ludzmi przyciagajacymi innych dobrych ludzi. Sami otwarci i emanujacy pozytywna energia, udzielacie jej innym, powodujac natychmiastowe porozumienie. To daje sie odczuc nawet tutaj, w wirtualu. Wasz blog jest taki cieply, zapraszajacy, przy czym niezwykle zajmujacy, napisany ze swada, pieknym jezykiem.
OdpowiedzUsuńKochana Panterko! Napisałaś tu tyle ciepłych słów pod naszym adresem, że po prostu nie bardzo wiem, jak się do nich odnieść...
UsuńNapiszę więc po prostu, że wzruszyliśmy się oboje z Cezarym Twoim komentarzem. I dziękujemy, że tak nas widzisz.
I cieszymy się, mogąc poznawać także tu, na blogu ciepłych, rozumnych ludzi...:-))
Nie odnoscie sie, po co? Przyjmijcie to jak cos naturalnego. Takiego porozumienia, jak z Nowakami, nie nawiaze sie albo nigdy, albo od razu. Tego nie da sie wyhodowac, nauczyc, kupic. To rodzi sie samo, nagle i nieoczekiwanie albo nie nastapi nigdy.
UsuńNawet nie wiecie, jak wiele mozna wyczytac na blogach miedzy wierszami. Jak latwo mozna zobaczyc rzeczy, ktore piszacy staraja sie ukryc. I odwrotnie, te odkryte czesto maja odorek falszu. Trzeba sie tylko uwaznie wczytac, kazde slowo to swiadectwo, czesto podswiadome i niechciane.
W Waszym blogu znalazlam pewna glebie, nie ma w nim plytkosci i powierzchownosci. Jeszcze Was poznaje, jeszcze brak mi calkowitej pewnosci, ale trop zlapalam i podaze nim, az sie przekonam w pelni.
Panterko! My też uważnie czytamy wszystkie komentarze na tym blogu i na innych, które odwiedzamy. Wczytujemy się w słowa, chcąc właściwie zrozumieć intencje piszącego.
UsuńCzasem zdarza się nam pomylić i wziąć za dobrą monetę coś, co było tylko sprytnie zastawioną siecią na naiwne, prostolinijne rybki...I to nas boli, bo zawodzi ufność, zabija dotychczasową prostą radość z wymieniania się myślami.
Ale na szczęście, przeważnie spotykamy tu ludzi pragnących jakiegoś rzeczywistego porozumienia, wysłuchania, życzliwej uwagi oraz ciekawych tego, co inni mają do powiedzenia.
Szanujemy takich ludzi i staramy się im dawać w zamian to samo. Bo jest dla nas wartością samą w sobie, że ktoś w ogóle pisze i szuka kontaktu z drugim człowiekiem. Na świecie jest tyle obcości, powierzchowności i obłudy, że tym bardziej cenimy prostotę i szczerość.
My w ogóle lubimy słowa. Ich znaczenia, etymologię, związki w zdaniach. Ostatnio widzieliśmy ciekawy film o wspólnych dla wszystkich Słowian wyrażeniach.Jest w tym zawarta jakaś magia, tajemnica, kawał naszej historii i wielka wspólnota, o której zapominamy.
Nigdy ze Sznupkiem nie zazdrościliśmy innym ludziom pięniedzy, majątku czy sławy, ale zazdrościmy takich wspaniałych przyjażni, wartych więcej niz pięć sztab złota..:)
OdpowiedzUsuńPięnie to Olga opisałas, az poczułam zapach tych pierogów okraszonych i smak wina własnej roboty..:)
I dla nas to bezcenne, tym bardziej, że Ci ludzie są już starzy i bardzo schorowani.Dlatego każde spotkanie z nimi doceniamy, jako dar od losu, jako jeszcze jedno cudowne odwleczenie tej nieuchronności, która nad nimi wisi...
UsuńPani Nowakowa robi najpyszniejsze na świecie kiszone ogórki! Jest to istna poezja i majstersztyk. Wobec tego jadamy je z Cezarym tylko od święta, by starczyły nam aż do przyszłego roku kiedy, miejmy nadzieję, znowu zostaniemy obdarowani następnymi, boskimi ogórkami kochanej pani Nowakowej!:-))
Wiesz Olu, teraz ludzie wiecznie sie spiesza, nie maja czasu na podtrzymywanie przyjazni, nie maja czasu dla siebie samych. Szczegolnie w duzych miastach jest to widoczne, ten poscig za pieniadzem i ciagla walka szczurow.
OdpowiedzUsuńTak nie powinno byc, a taka przyjazn jak Wasza z Nowakami jest bezcenna.
Jestescie bardzo milymi i serdecznymi ludzmi wiec nie jestem zdziwiona, ze spotykacie podobne do siebie osoby.
Pozdrawiam:)
Nowakowie są ludźmi starej daty. Cenią proste rzeczy, szczere uczucia, spokój...I potrafią tym zarażać innych. Wczoraj opowiadali, jak to dawniej bywało, gdy ludzie mieli więcej czasu dla siebie, bo z racji braku prądu, czy z powodu oszczędności zasiadali wieczorami razem przy wspólnym stole i robiąc coś pożytecznego rozmawiali godzinami...
UsuńMinęły już czasy wspólnego skubania pierza, robienia papierowych ozdób na choinkę, gromadnego łuskania bobu, czy orzechów. Dzisiaj wszystko się po prostu kupuje. Tylko przyjaźń wciąż jest nie do kupienia i tylko pogodnie spędzony wspólnie czas wciąż jest bezcenny...
Jejku!!! Ale bajka! Jak cudnie!
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod wszystkim, co napisali przedmówcy. I tak, jak napisała Pantera:
promieniujecie dobrą energią.
Zobacz Olgo - wpadłam do Ciebie nie dalej
jak trzy dni temu, a już czuję,
jakbym Cię znała od zawsze...
Jakie to szczęście, że wciąż jeszcze są
tacy ludzie jak Wy, jak Nowakowie...
Ja od jakiegoś czasu stawiam więcej
na czucie niż na słowa, ale Wy jesteście
mistrzami i w jednym, i w drugim.
A słowa poparte ciepłymi uczuciami
to wyborna mieszanka :))
Mar Canelo! My tak, jak Ty stawiamy na uczucia i na słowa nimi promieniujące. Ty wszystko o czym tu piszemy jest częścią nas, naszej historii i prawdy, która jest wokół nas i w nas, i która broni sie sama.
UsuńBardzo dziękuję za te wszystkie miłe słowa!:-)
(Odpowiadam z opóźnieniem, bo nie dosć, że przeziębienie nas teraz oboje dopadło, to jeszcze w domu tyle roboty...)
Pozdrawiam ciepło i uśmiech serdeczny zasyłam!:-))!
Chciałabym z mężem dożyć sprawnej i spokojnej starości, mieć warkoczyk spięty w koczek z tyłu głowy jak moja mama, siedzielibyśmy pod chatką, w słońcu, pies u stóp, kot na kolanach, gotowałabym pierogi i piekła chleb; człowiek tak niedużo potrzebuje do życia i szczęścia... warkocz mi rośnie, tylko oczy mam zielone; zdrowotności życzę, może jakiejś mikstury na ziołach trzeba zażyć; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMamy uzbierane z lata kwiaty lipy i rumianek, dziurawiec oraz miętę. Pijemy herbatki ziołowe. Do tego czosnek z miodem. Syrop z cebuli i na zbicie gorączki polopiryna. Będzie dobrze!:-)
UsuńPięknie napisałaś Marysiu o swojej wizji spokojnej, szczęśliwej starości. Oby i Wam i nam dana ona była właśnie taka - dojrzała jak reneta, sielska, szczęśliwa,spokój i dobro niosąca!
Pozdrawiamy ciepło! I Apsik!!!:-)
Na zdrowie!!!!
UsuńDziękuję!:-))
UsuńTaka przyjaźń- bezcenne :)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam!:-)
UsuńOlu, na przeziebienie najlepsze sa nalewki na "szpirytusie" :)))))
OdpowiedzUsuńZdrowiejcie jak naszybciej, duzo zdrwoka - usciski przesylam:)
Dziękujemy Ataner za ciepłe uściski i serdeczne słowa! Walczymy dzielnie! I pozdrawiamy serdecznie, zakatarzony uśmiech przesyłajac!:-))
UsuńAno właśnie, tacy ludzie... Tacy... Jaworowie. :)
OdpowiedzUsuńJolkaM
PS. Dużo mi teraz lepiej i lżej jakoś po tej opowieści o Nowakach. Ukłony dla tych wspaniałych ludzi, jak tylko ich znów zobaczycie.
J.
Jaworowie są troche jak dzieci: wędrują sobie i ciekawie poznają ten świat i ludzi, którzy pojawiają sie na ich drodze. I podchodzą ufnie, z uśmiechem, czekając na podobny odzew z tamtej strony. Nie zawsze się taki trafia. Ale gdy już jest, to Jawory cieszą sie jak dzieci i wracają tam często, by zaznać tej ciepłej atmosfery wzajemnego zrozumienia i pogody ducha...
UsuńPo Nowym Roku na pewno zajrzymy do Nowaków by posiedzieć razem, pogadać tak od serca i ciepłe myśli innych ludzi im przekazać:-))
jakie cudne sa takie spotkania....iść za głosem serca..to troszkę dla mnie dzis znak, odpowiedź na moje pytanie,które nosze w seruchu od paru dni:):
OdpowiedzUsuńIśc za głosem serca, to najlepsze co może sieczłowiekowi przydarzyć. Czasem wprawdzie to serce jest pełne wahań i nie wiadomo, którą drogę wybrac, ale potem krystalizuje sie jakaś wizja a potem podejmuje sie decyzję i ...już! Nowy lot! Odkrywanie samej siebie i oswajanie nowego kawałka rzeczywistości.
UsuńJesli to, co u mnie przeczytałaś jest Ci jakas pomocą w podjęciu decyzji, to cieszę sie Jolu!:-)
:):):):
UsuńA więc iść trzeba...
!:-)***
UsuńPopłakałam się ze wzruszenia jak to czytałam... brzmi jak moje wyśnione marzenie, taka przyroda, tacy ludzie...
OdpowiedzUsuńTak to było Dorisko! Spotkanie tak piekne,ludzie tak dobrzy i szczerzy, ze i my nigdy go nie zapomnimy!
UsuńPozdrawiam Cię ciepło wrazliwa duszo i witam na tym blogu serdecznie!:-))
Fantastyczna historia,która mogła sięzdarzyć tylko tam na pogórzu serdeczniepozdrawiam Nowaków.
OdpowiedzUsuńMieliśmy duzo szczęscia, trafiajac na nich!:-))
Usuń