Taki właśnie promień zamigotał o świcie w oknie samotnej kobiety,
mieszkanki domu z czerwonymi dachówkami. Tej samej, która jesienią siadywała
samotnie ze swym kotem na kolanach i czytywała wiersze sprzed lat. I ten
najbardziej ukochany, najbardziej bolesny:
"Przy kominie, o szarej godzinie
Siedzimy w półmroku
Śpią wspomnienia lata
Za oknem październik..."
Nie, dość
już cieni przeszłości. Dlaczego ten dzisiejszy promień tak się na nią uparł? Czego
on od niej chce?
Zdumiona
tym zaczepnym blaskiem wstała i wyjrzała z ciekawością na dwór. Resztki szarego śniegu dogorywały przy krawężnikach chodników, ale powietrze
migotało wielobarwnie a wiatr nucił wesołe, słoneczne pieśni. Pani Teresa, nie
bacząc na wczesną porę i na chłód ubrała się szybciutko i wyszła z domu,
zaciagając się z rozkoszą świeżym powiewem.Spojrzała na dachy domów. Błyszczały rosą i wszystkimi kolorami tęczy. Niebo ponad nimi ubrało się w królewskie odcienie różu i złota.W dole oszalałe ze szczęścia wróble obsiadły rosnące przy rynku klony i platany. Psy uganiały się radośnie wokół obsadzonego tulipanami skweru.Przyszedł jej wówczas na myśl zupełnie inny wiersz:
Co mi zbudzenie zsyła
Może tej wiośnie, co chce w końcu
Na dobre zostać chyba?..."
Coś kazało jej pójść w stronę studni na rynku. Kiedyś, w dzieciństwie, bardzo
lubiła spoglądać w jej tajemnicze mroki i wypatrywać tam z
nadzieją zaklętych korytarzy, fascynujących sekretów. Kiedyś miała tyle marzeń i planów. Potem życie oduczyło
ją tej ciekawości i tej nadziei. Nauczyła się zadowalać tym, co jest. Nauczyła
się cierpliwie znosić swój samotny los. Czasem tylko rozdrapywała swe rany, czytając
dawne miłosne listy i poezję. A czas biegł, zapomniawszy o niej, więc i ona zapomniała o czasie. Wrosła w swoją ciszę, w bezpieczny, cichy, nienaruszalny kąt żywszych niż rzeczywistość wspomnień.
Ale dzisiaj to na pewno nie był już czas przypominania sobie tego, co było i minęło.
Dzisiaj było jakąś dziwną, niezrozumiałą zupełnie obietnicą. Zapowiedzią ukrytą
w migotliwym powietrzu, w tańczącym wokół jej myśli promieniu. Ten
wiecznotrwały ból z serca gdzieś uleciał, znikł, prześnił się i został w
topniejących zaspach poszarzałego śniegu.
Stanęła przy cembrowinie studni i zajrzała w głąb. Na dnie coś lśniło
niewyraźnie, jak odległy poblask słońca. Wpatrzyła się w to zaintrygowana i
wyraźniej już zobaczyła maleńki krążek -
złoty dukat. Ach - westchnęła – a więc ludzie nadal to robią?
Wciąż mają marzenia i wciąż wrzucają tu swoje monety? Wierzą w legendę, w
przepowiednię, że kto o wczesnym, rozsłonecznionym różowością
świcie wrzuci tu dukata i wypowie najskrytsze swe życzenie, temu się
spełni...
Ze zdumieniem i niedowierzaniem sięgnęła do kieszeni swojego płaszcza i
namacała tam chłodny, okrągły kształt. Trzymała w palcach złotą, lśniącą teraz
pełnym blaskiem monetę. Obracała ją w dłoniach, nie potrafiąc zrozumieć skąd
się tam wzięła. Wszędobylski, figlarny promień zajrzał jej w oczy i połaskotał
policzki. A wtedy pani Teresa nagle i bez zastanowienia uśmiechnęła się do
własnych myśli i wrzuciła złoty krążek w czarodziejską toń studni. I
wypowiedziała przy tym bardzo śmiałe marzenie. Takie marzenie, w którym
zawierało się wszystko. A studnia odpowiedziała jej radosnym, pełnym obietnic
pluskiem...
Zeby to bylo takie proste, studnie zamiast wody, pelne bylyby zlotych dukatow. I jedynie dla wlasciciela studni mogloby to byc spelnienie marzen.
OdpowiedzUsuńJakby co, to slonce u nas przestalo swiecic, wiec na razie dylematy Teresy mnie nie dotycza :)))
Przyjemnego dnia, Kangurki Wy moje!
U nas też przestało, ale nie zauważam tego faktu, by mu siły i znaczenia nie dodawać. Śnieg mokry pada, ale to przejściowe.Uśmiech na gębusię jak make-up nakładam i dukata do mojej studni wrzucam. A co?!!!
UsuńI Tobie Panterko dobrego dnia, a przede wszystkim optymistycznego!:-))
A u nas właśnie słońce świeci i to to bardzo pięknie :-)
OdpowiedzUsuńNo to cudownie! W końcu musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie - wczoraj świeciło u nas, dzisiaj u Ciebie!Wróżka stara się jak może:-)
Usuń...czasem przeszłość wraca niespodziewanie, zaczyna rządzić...czasem nie daje się jej uśpić, albo postawić obok tabliczki z napisem "cii nie budzić"...takie bywa życie...moneta rzucona w toń, spełniająca marzenia, nie dla każdego też jest pisaną...acz nadzieję mieć warto...
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Czasem takie monety odnajduja się w kieszeniach naszych płaszczy zupełnie niespodziewanie. Odnajdują się właśnie wtedy, gdy ich nie szukamy i budzą nową nadzieję - mimo wszystko! A czasem, mimo tego, że moneta lśni zachęcająco, nie dostrzegamy, a może nie chcemy dostrzec jej blasku.
UsuńNie wszystko można na tym świecie naprawić, nie o wszystkim należy zapomnieć, ale trzeba mieć choćby maleńką nadzieję, że warto żyć.
Ciepłe mysli zasyłam!:-))
Cóż to za śmiałe marzenie?
OdpowiedzUsuńJakie byłoby moje?
Muszę pomyśleć...
Zależy w którym momencie życia jesteśmy, takie marzenia uznajemy za wielkie i śmiałe.O dziwo, te najśmielsze mają naprawdę duże szanse powodzenia, o ile sie w nie mocno uwierzy i robi wszystko, by sie spełniło. Bo wrzucenie dukata do studni to zaledwie początek czarów!:-)
UsuńCo jej odpowiedziała studnia? Spełni się to marzenie, czy nie?
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba poczekać długi i cierpliwie na odpowiedź studni. Ale ta odpowiedź na pewno będzie. Nawet wtedy, gdy już zapomnimy o dukacie!:-)
UsuńZnajduję czasem takie pieniążki, a marzenia- są, ale nie wiem ,gdzie szukać studni, która odpowiedziałaby radosnym pluskiem...
OdpowiedzUsuńStudnia to ta właśnie chwila. Chwila w której wypowiesz życzenie Zofijanko.To Ty nadasz jej znaczenie magicznej studni...:-))
Usuń