sobota, 6 kwietnia 2013

Czekoladowe uśmiechy

                                                                                                 
 

   U tego starszego pana w sklepiku ze słodyczami można było dostać przepyszne, niepowtarzalne w smaku czekoladowe serduszka. Staruszek Bazyli znał tajemną recepturę ich wytwarzania. Niegdyś nauczyła go tego babka - znana w całym miasteczku zawsze pogodna, srebrnowłosa Eulalia. Bazyli lubił co rano zatrzymywać się przed jej portretem, wiszącym nad drzwiami wejściowymi sklepiku i szukać w niej siły i rady na kolejny, trudny dzień. 

    Bazyli nie miał rodziny ani dzieci. Całe życie spędził ucierając cukrowe masy, lepiąc marcepanowe zwierzątka, piekąc piernikowe kamieniczki i bezowe śnieżynki. Bardzo lubił to zajęcie. Czuł się tutaj spełniony i szczęśliwy. Cichy i nieśmiały, zawsze ubrany w garnitur czekoladowego koloru, drepczący codziennie o szóstej rano do swojej maleńkiej cukierenki.

   Dzieci z miasteczka nazywały go Pan Pierniczek. I nie było w tym żadnej złośliwości a tylko życzliwe stwierdzenie faktu, bo przecież staruszek naprawdę wyglądał jak bajkowa postać z piernika oblana ciemną czekoladą. Na dodatek zawsze smakowicie pachniał piernikami. I gdziekolwiek by  się nie pojawił ludziom zawsze ślinka napływała do ust i pojawiały się najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Czuli ten jego słodki zapach, widzieli w nim symbol trwałości i niezmienności tutejszych tradycji.

   Ale Pan Pierniczek był coraz starszy i  słabszy. A z każdym dniem martwił się coraz bardziej, że nie będzie miał komu powierzyć swego sklepiku i sekretu czekoladek oraz pierniczków.

   Kupiec znalazł się niedługo potem, gdy pan Bazyli powiesił na drzwiach wejściowych swojego sklepu ogłoszenie o sprzedaży. Był to właściciel sąsiedniej piekarni. Potężny, gruby, wesoły i rubaszny piekarz Wacław. Bochny chleba z jego piekarni były ogromne, pachnące i chrupiące. Bułeczki, wyrośnięte jak wielkie buły zachęcały rozmiarem i apetycznie, złocistym kolorem. Ale jakże wielkie dłonie Wacława miałyby podołać wykonaniu misternych, czekoladowych serduszek? Czy można powierzyć mu ich tajemną recepturę? Recepturę, której zawsze w rodzinie Bazylego strzeżono, jak oka w głowie?

   Tego dnia Bazyli spoglądał ze smutkiem przez okno. Jakoś nie cieszyła go ciepła wiosna ani gwar dzieci, wracających ze szkoły. Za miesiąc jego sklep przejdzie w obce ręce a on odpocznie wreszcie i będzie mógł robić to, na co do tej pory nie miał czasu. Spacerować po miasteczku i po okolicznym lasku, wyjechać do sanatorium, przeczytać zaległe lektury, odwiedzić dawnych przyjaciół. Dlaczego dzisiaj ta perspektywa wcale nie wydawała mu się kusząca? Dlaczego czuł ból i pustkę w sercu?

   Westchnął ciężko. I znów spojrzał na portret swej babki. Siedziała na nim dzisiaj w towarzystwie starej wróżki Konstancji. Widząc go na chwilę przerwały pasjonującą grę w szachy i spojrzały na siebie porozumiewawczo. A może tajemniczo, filuternie, a nawet łobuzersko? Nie wiedział, co to by mogło znaczyć i trochę się przeraził, że z jego oczami też już jest całkiem kiepsko.

   Wtedy do sklepiku weszła Joasia - córeczka tej kobiety z kamieniczki naprzeciwko. Od niedawna znów się uśmiechała. Ludzie mówili, że jej matka po długiej chorobie cudem wyszła z ciężkiego stanu melancholii. Joasia przychodziła do sklepiku prawie codziennie. Kupowała zawsze dwa czekoladowe serduszka. Jedno dla siebie, drugie dla mamy. Bazyli starał się przeważnie wcisnąć jej coś jeszcze, zupełnie gratisowo. A to jakieś ciasteczko. A to cukierek. Wiedział, że w domu dziewczynki się nie przelewa. A tak lubił uśmiech Joasi. Od tego uśmiechu w jego sklepiku zawsze robiło się jaśniej, żywiej.

   Nagle wydało mu się, że jego babka z portretu chrząknęła znacząco. Spojrzał w górę zdumiony. Babka dyskretnie wskazywała mu palcem Joasię, która stojąc z boku zajęta była liczeniem swoich drobniaków natomiast wróżka Konstancja wyciągnęła zaczarowane szkiełko i niczym przez binokl przygladała się przezeń uważnie Bazylemu.

- Chyba oszalałem zupełnie! - pomyślał staruszek. Mam zwidy i omamy słuchowe. Oj, najwyższa już pora był poszedł na zasłużoną emeryturę! -  i myśląc tak, nagle powiedział coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewał, gdyż jak wspomniałam, był człowiekiem bardzo nieśmiałym:

   - Joasiu, prawda, że bardzo smakują Ci moje czekoladowe serduszka? Czy wobec tego nie chciałabyś się nauczyć tajników ich wytwarzania?

Powiedział to jednym ciągiem i znów mu się wydało, że jego babka chichoce delikatnie i życzliwie. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo dziewczynka aż podskoczyła w górę z radości. A potem obiegła ladę dookoła. Zawisła mu na szyi i zawołała:

 - Naprawdę? Naprawdę by mnie pan tego nauczył? Moja mamusia tak uwielbia te czekoladki!. Mogłabym potem robić je dla niej w domu sama. Na pewno byłaby szczęśliwa! I ja byłabym szczęśliwa, bo  tak lubię przychodzić do pana sklepu. I pana też lubię Panie Pierniczku! -  po wypowiedzeniu ostatniego zdania dziewczynka bardzo się zmieszała. Przecież oficjalnie nikt tak nie nazywał ogólnie szanowanego w miasteczku cukiernika Bazylego

   Ale pan Pierniczek, wzruszony niepomiernie uściskał dziewczynkę i wyszeptał:

 - Możesz Joasiu przychodzić do mnie po szkole. Możesz przychodzić, kiedy chcesz. Z wielką przyjemnością nauczę Cię wszystkich smakowitych przepisów mojej babki Eulalii. Teraz tylko my oboje będziemy znali te sekretne receptury i może kiedyś, kto wie? Właśnie Ty zajmiesz się moją cukierenką? - mówiąc to, zerkał ukradkiem na minę wróżki, która wyraźnie zadowolona z niego westchnęła z ulgą i schowała swe szkiełko do kieszonki w spódnicy.

-I nie martw się, bo bardzo lubię to moje smakowite przezwisko, wiesz? A za pierniczkami wprost przepadam. Wczoraj właśnie upiekłem nową ich porcję. Są jeszcze twarde, ale takie właśnie smakują mi najbardziej. Chcesz skosztować?- dodał jeszcze z uśmiechem staruszek i poczuł się wówczas jak mały, zupełnie beztroski chłopiec, który w towarzystwie swej  przyjaciółki właśnie zamierza się zabrać za upragnione łasowanie

   I kosztowali razem i zajadali a wielce z swego sprytu dumna babka Eulalia nareszcie mogła dokończyć przerwaną partię szachów...

                                                                                                                   *zdjęcie z Internetu

16 komentarzy:

  1. Dzien Dobry..jak miło z rana poczytac taką słodką opowieść..:-D SŁODKIEGO weekendu zatem życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Sznupciu! Niech nam dzisiaj będzie czekoladowo, ciepło i serdecznie!:-))

      Usuń
  2. Jaka szkoda,że mnie się nie przytrafił taki Pan Bazyli :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że się nie przytrafił, to wcale nie znaczy, że takich Bazylich w ogóle nie ma. Są czasem tylko zbyt zbyt nieśmiali by się do nas odezwać!:-))

      Usuń
  3. Slodko sie robi od tych pierniczkow i czekoladowych serduszek. Chetniej jednak zobaczylabym slonce za oknem. Wiem, jestem nudna i monotematyczna oraz zrzedliwa, ale nic na to nie poradze.
    Dobrego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynamy sie pomału znać jak te łyse konie i wiem, że blond Panterka lubi sobie czasem zdrowo pozrzędzić!Na szczęście lubi sie też często posmiac, światem pozachwycać i pyszne ciasteczka wypiekać!:-))

      Usuń
  4. Jak miło trafić w życiu na takiego pana Pierniczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy panowie i takie panie na pewno są wśród nas. Po czym ich rozpoznać? Może po miłym, ale nieco płochliwym spojrzeniu? Niewiele zazwyczaj mówią, ale są i tworzą wokół siebie atmosferę spokoju i ciepła.:-))

      Usuń
  5. Ooooo tak! Takie sekrety nie mogą się dostać
    w niepowołane ręce!

    A wiesz, taki jeden film mi się podczas czytania
    Twojego opowiadania przypomniał...
    też czekoladowy, i też z dziewczynką i jej mamą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko prawdziwie wrażliwa dusza wyczuje podobną sobie - w dorosłym, w dziecku, w słowach pisanych wierszem czy prozą.

      A czekolada zbliża, o słodyczy życia przypomina i jego drobnych, bezcennych radościach.

      Mama, córeczka i "Czekolada"...Piekny film, który oglądam czasem w szarobure, mgliste i chłodne wieczory. Wtedy w duszy rodzi się goraca magia i zaraz mam chęć by biec do tajemnej szafeczki, gdzie leży schowana słodka, brązowa słodycz...!:-))

      Usuń
  6. Przesłodka historia. Gdyby w życiu trafiała się nam częstszaa dawka takich słodkości bylibyśmy szczęśliwsi.
    Czy łatwo jest znaleźć kogoś takiego, jak Joasia ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyśl Zofijanko, czy przypadkiem sama nie byłaś taką Joasią w dzieciństwie? Myślę, że i dzisiaj takie kochane dziewczynki biegają po tym hałaśliwym świecie i przynoszą swoim mamom kwiaty,uśmiechy i czekoladki...

      Usuń
    2. Byłam diablątkiem wcielonym......zawsze odwrotnie, niż mama prosiła. Kwiaty owszem- dla Mamy zawsze....
      Miłej niedzieli Olgo.

      Usuń
    3. Uśmiech serdeczny diablątku zatem tamtemu przesyłam a Zofijance obecnej dobrego dnia życzę!:-))

      Usuń
  7. Ja juz sobie dopisalam w wyobrazni zakonczenie tego opowiadania:)))
    Jestem ciekawa, czy moje przypuszczenia sie sprawdza.
    Czekam na cd. i pozdrawiam slonecznie, u nas juz wiosna na calego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Ataner - na pewno Twoje przypuszczenia się sprawdzą, poniewać TO juz jest zakończenie opowiadania! Innego nie będzie. Zatem każdy może sobie dopowiedziec w myslach co tam będzie dalej.Myslę, że będzie dobrze, bo juz wrózka Konstancja i babka Eulalia dobrze się o to postarają!
      U nas też słoneczniej, ale na razie mroźno! Nic to - wiosna już robi swoje!
      Uściski i usmiechy poranne zasyłam!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost