Z dnia na dzień
zrobiło się u nas nie tylko wiosennie, ale i letnio. Całe dnie przebywamy teraz
na dworze i pracujemy, sprzątając w ogrodzie po zimie, czyszcząc kurniki oraz
naprawiając uszkodzone przez mrozy płoty i drzwiczki, prowadzące do wybiegów
dla kur. Przygotowujemy grządki do siania warzyw i ziół. Ścinamy uschnięte albo
zbyt wysokie, stare śliwy. Dzięki temu będzie czym palić w piecu na ciepłą
wodę. Przeprowadziłam białą kurkę Ramonę na mały, ogrodzony wybieg. Ma tam
chatkę do swojej tylko dyspozycji. Za kilka tygodni, gdy młode kurki będą
gotowe do zamieszkania poza domem dołączą do samotnej na razie Ramony. Teraz
moja biała ulubienica całe dnie spędza na trawce, nasłuchując z ciekawością
gdakań innych kur za płotem, skubiąc i wyjadając z ziemi, co tylko się da.
Po zakończeniu
najpilniejszych prac ogrodowo-polowych zamierzamy wziąć się nareszcie za
kontynuację remontu naszego domu. Wisi ten remont nad nami wciąż jak jakaś
zmora i spokoju nie daje. Przyzwyczailiśmy się już wprawdzie do tych siermiężnych,
mało eleganckich wnętrz, w których mieszkamy od prawie trzech lat, ale czas
byłby coś wreszcie tutaj polepszyć!
Codziennie rano i
wczesnym wieczorem chodzimy do lasu, gdzie umieściliśmy na brzozach butelki, do
których ścieka nam codziennie po kilka litrów soku brzozowego. Pomysł na
pozyskiwanie brzozowego soku poddała mi Utygan z bloga „Ogród na końcu świata”.
Jest to bardzo zdrowy i smaczny napój, pomagający w oczyszczeniu organizmu,
wzmacniający i orzeźwiający. W smaku przypomina lekko osłodzoną wodę. Jest też
jak woda zupełnie przeźroczysty. Obdarowujemy nim naszych sąsiadów, którzy choć
z dziada pradziada tu mieszkają nigdy go jeszcze nie pili. Opowiadam im o jego
zaletach a także o pozytywnych zmianach naszego samopoczucia, które zaszły w
nas odkąd dwa miesiące temu zmieniliśmy sposób odżywiania. Od dawna mieliśmy
problemy z żołądkiem i wątrobą. Byle co nam szkodziło. Byliśmy bez energii,
zmęczeni zimą, bladzi i chorowici. Od dwóch miesięcy jadamy głównie kasze,
warzywa i owoce. Zrezygnowaliśmy zupełnie z żywności przetworzonej i
zawierającej jakiekolwiek konserwanty, barwniki i sztuczne dodatki smakowe. Nie
jadamy wypieków i makaronów na bazie pszenicy, słodyczy (czasem kupujemy sobie
tylko gorzką czekoladę) oraz wędlin. Nie jemy też nic smażonego. Słodzimy
potrawy miodem a doprawiamy tylko ziołami i solą. Co kilka dni piekę żytni
chleb na zakwasie. Kiszę buraki w wielkim słoju i popijamy pyszny, buraczany
kwas oraz chrupiemy pachnące czosnkiem buraczki.
Co nam ta zmiana
jakości pożywienia dała? Odzyskaliśmy siły, kolory wróciły na blade liczka,
wzmocniły się nam włosy, paznokcie i troszkę schudliśmy. Nic nas nie boli.
Zniknęły wszystkie nieprzyjemne doznania po zjedzeniu czegoś, co nam szkodziło.
Teraz nic nie szkodzi, bo wszystko, co jemy jest zdrowe, lekkostrawne i po
prostu pyszne. Jesteśmy bliżej natury!:-)
Cezary nadal dzielnie
nie pali, co też przyczynia się do polepszenia jego kondycji. Nie mamy
poczucia, że się czegoś wyrzekamy, że czegoś nam brakuje albo za jakimś
rodzajem produktów spożywczych tęsknimy. Cezary wprawdzie czasem po zjedzeniu
zupy jarzynowej, czy postnego żurku wzdycha, że teraz zjadłby kotleta
schabowego, ale widząc moje surowe, potępiające spojrzenie porzuca próżne
marzenia! Nie ma co go jednak żałować, że taki biedny pod moim władaniem. Po
pierwsze, to on lubi jak ja nadaję kurs wielu naszym sprawom, a po drugie najważniejsze
dla niego i dla mnie jest dobre samopoczucie i zdrowie. Już za długo męczyliśmy
się faszerując się byle czym i jęcząc potem oraz łykając tabletki przeciwbólowe
i usprawniające trawienie.
Pracując w
ogrodzie czy też chodząc codziennie do lasu spalamy dodatkowe kalorie. Napełniamy
płuca czystym powietrzem oraz wystawiamy twarze do słońca na skutek czego już
jesteśmy opaleni. Cezary jest złocisty. Ja różowa jak świnka!
Robimy zdjęcia wszystkiego, co się da.
Napawamy się tym ciepłem, młodą zielenią trawy, maleńkimi kwiatuszkami leśnymi
i polnymi, intensywnym błękitem nieba. Nareszcie jest to wszystko, na co tak
długo czekaliśmy! Popatrzcie proszę na wiosenne zdjęcia z Pogórza Dynowskiego. Oto nasz wiosenny las i jego cuda!
Zdjęcia przepiękne :) widać, że przyroda szybko nadgania zaległości.
OdpowiedzUsuńI bardzo optymistyczny wpis, Olgo :) Zresztą nie od dziś wiadomo, że to kobiety są często siłą napędową zmian w rodzinie - tych na lepsze. Bo czasem trzeba swojego chłopa troszkę przymusić, a potem okazuje się, że wyszło mu to tylko na dobre. Chociaż na początku z lekka wierzga ;) Tu oczywiście mam na myśli swojego chłopa i sytuacje z naszego życia.
Miłego dnia wszystkim :)
Tak, kobieta zazwyczaj wie, co jest dobre dla rodziny i zdrowia. A jesli tylko rodzina nie staje okoniem to daje się wprowadzic duzo pozytywnych rzeczy.Pod tym względem mam dobrze z moim Czarkiem, bo on się grzecznie do wszystkiego dostosowuje, wiedząc że chcę dla nas jak najlepiej. Natomiast sąsiadka, która tez bardzo chętnie wprowadziłaby u siebie zmianę diety nie może tego zrobic ze względu na konserwatyzm męża.
UsuńA na wiosnę chce się człowiekowi jakichś zmian!
Wspaniałego wekendu Lidko!:-))
Dziękuję dopiero dzisiaj, Olgo, bo weekend spędziłam głównie leżąco, chwilę spędzając przed komputerem. Od środy coś mnie zmogło, ale dzisiaj już jest lepiej.
UsuńJa też od przedwczoraj jestem zakatarzona a w gardle drapie. Takie to są wiosenne przyjemności!Mam nadzieję, ze przejdzie mi tak szybko jak Tobie!
UsuńŚciskam!:-)
Dokładnie, niech te choróbska przechodzą jak najszybciej, bo to już się nudne staje :)
UsuńZdrowia zatem życzę Tobie, sobie i wszystkim innym :))
I wzajemnie Lidko!Trzymajmy się!:-))
UsuńTego wlasnie mi u Was brakowalo: natury, zieleni, ogromnej dawki optymizmu, zdrowego samopoczucia i wspanialego humoru.
OdpowiedzUsuńPoprzednie wpisy byly smutne, pesymistyczne i trafnie odzwierciedlaly Olenkowy smuteczek.
Zuzka, jak widze, juz w swoim wodnym zywiole!
Pozdrawiam cieplo, proszac o wiecej takich postow.
Wiosna wzburzyła nastroje i humory, ale juz wszystko wraca do normy.Zreszta wzmozone działanie, praca i przebywanie na świezym powietrzu pomagają.No i na pewno dieta też robi swoje!
UsuńLasy pachna i zapraszaja codzień by odkrywać ich nowe tajemnice. Przez jedną noc wszystko potrafi urosnąć, nabrać innych odcieni, zapachnieć jak najlepsze perfumy.
Zuzia jest przeszczęśliwa! Kapie sie w każdym strumieniu i kałuzy.Goraco już pieskowi!Nam zresztą też - teraz przyda parę dni ochłodzenia.
Serdeczne mysli zasyłam do wiosennej Getyngi!:-))
U Was jakoś zdecydowanie cieplej...
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia ,aż czuć na nich wiosnę :-)))
To najdalej na południe wysunięty kawałek Polski - pewnie dlatego jest cieplej.Poza tym przyroda nadrabia teraz zaległości i zycie aż bucha zewsząd, kazdy skrawek ziemi do odrodzenia wykorzystując.Nawet na kamieniach kwiatki i trawki rosną!:-))
UsuńMnie dzisiaj poranne słońce obudzilo i od razu świat jest piekniejszy:) Gratuluję Cezaremu i dalej trzymam kciuki, mam nadzieję, że najgorszy okres już za nim:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Kochana takiego dostępu do świeżych i naturalnych produktów.
Wiosenne pozdrowienia zasyłam:)
Też mam nadzieje, że mój mąż wytrwa w tym rzucaniu palenia. Jednak wciaz ma ciagoty. To straszny nałóg! Czarek czasem wysępi od sąsiada jednego papierosa i wypala go z lubością, lecz na tym jednym sie kończy, gdyż sroga Ola czuwa!!!
UsuńA co do dostępu do zdrowych produktów, to zaopatruję sie w nie na targu, w młynie, dostaję czasem cos od sąsiadów. Latem będę mieć duzo własnych warzyw. Mamy kawał pola i w tym roku zaszaleję na nim z wysiewaniem róznosci. Tylko plewienia będzie a plewienia!
Serdeczne uściski wieczorne zasyłam!:-))
Pieknie!!! Mimo, ze kocham miasta, w dodatku jak widac ogromne miasta, to uwielbiam przebywac w lesie i podobnie jak Ty lubie fotografowac czubki drzew na tle nieba:)) Lubie lezec na ziemi i patrzec w niebo.
OdpowiedzUsuńU mnie to akurat Wspanialy jest glownym promotorem zdrowego zywienia. Pewnie to dziwnie zabrzmi bo on Amerykanin, ale jeden z nielicznych co to nigdy nie byl w McDonald:))
Czy moge prosic o przepis na kiszone buraczki? Tak apetycznie o nich piszesz, ze az mi slinka pociekla;)
Zawsze marzyłam o tym by mieszkać tuż przy lesie i wreszcie mi się to spełniło.Wokół lasów a lasów, łąk a łąk a sąsiadów niewielu, w co mi graj. Łazikujemy z męzem po okolicach nieomal codziennie i pstrykamy zdjęcia.A czubki drzew są cudne! Kiedyś zachwycałam sie eukaliptusowymi czubkami teraz mam bogactwo czubków wszelakich. I sama też jestem troszkę czubkowata, ale wcale mnie to nie martwi!:-))
UsuńNiesamowite, ze Twój wspaniały nigdy w McDonaldskie nie był. Pewnie stanowi ogromny wyjatek pośród Amerykanów. Dobrze, że taki mądry i wspaniały Wspaniały Ci sie trafił!:-)
A kiszone buraczki robi sie tak:
Gotujesz wode w czajniku. Studzisz ją.Obierasz buraczki (ilośc zalezna od słoja, którym dysponujesz). Ja obieram i kroje na plasterki albo w kostkę około dwóch kilo buraczków. Wypełniaja mi słój do połowy. Na to skrajam całą głowkę czosnku. Wsypuje łyzkę soli. Dodaję kawałek czerstwego chleba zytniego. Zalewam wodą prawie do pełna. Przykrywam niezbyt szczelnie pokrywką (bo nie mam gazy, a gaza i gumka wokół byłaby najlepsza). Po około czterech dniach kwas buraczany jest gotowy. A buraczki tak pyszne, że niech się kiszone ogórki schowają!:-))
Dzieki za przepis Olenko:***
UsuńDzielę sie nim z przyjemnością!***
UsuńWitaj Olgo.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dobra dieta polepszyła zdrowie. Moja dieta też mi pomogła. Najgorsze, że po drodze spotyka się wirusy. Dieta niejednemu już pomogła.
Te wszystkie zdjęcia wykonałaś ostatnio. Czyżby żywiec już kwitł?
Dlaczego nie ma zdjęcia kurki ?
Pozdrawiam Cię serdecznie, ściskam mocno. Pozdrawiam wiosennie.
Udanych spacerów.
Tak, zywiec juz kwitnie!Zamieszczone w tym poście zdjęcia zrobiłam w przeciagu ostatnich trzech dni. Dzisiaj zrobiłam nastepne zdjecia, bo znowu kolejne kwiatuszki wystrzelają ze ściółki leśnej i z łąkowej. Cudnie i magicznie jest na Pogórzu!
UsuńZapomniałam zrobić kurce tym razem fotkę, ale pewnie jeszcze nie raz ją tutaj pokażę.
Kolejne chlebki sie pieką. W domu pachnie wspaniale.Ta dieta nie dosć, że zdrowa i pyszna, to przy okazji jest i tania!No i na niepaleniu Cezarego jest mnóstwo oszczędności!
Jutro jedziemy na targ z jajkami, bo znowu mi sie pełno uzbierało.
Zdrowiej Zofijanko i przyjeżdżaj tu po jajka i spacery wzgórzami i dróżkami polnymi!:-))
Oj to dobrze, że jajeczka są.
UsuńNa razie grzeję plecy termoforem i jest ulga.
Życzę Czarkowi mocnej wiary w powodzenie zerwania z nałogiem. Najgorsze pierwsze 4 tygodnie, później idzie lżej. 6 rok już nie palę...
Oj, u Czarka najgorsze jest wtedy, jak sie czymś zdenerwuje. Wówczas papieros, według niego, byłby najlepszym uspokajaczem!
UsuńDobrze, że udało Ci sie uwolnic od nałogu Zofijanko!:-)
Prawdziwa wiosna!
OdpowiedzUsuńTak, prawdziwa i cudna. Las wiosną to żywa baśń!:-)
UsuńWreszcie zawitala! Piekne kolory wiosny pokazujesz Olu. Po zimowym lenistwie wszystko wraca do zycia i chce sie gory przenosic.
OdpowiedzUsuńOdpowiednia dieta jest b.wazna, widocznie i Wasze organizmy potrzebowaly zmian. Ja tez jestem milosniczka kasz, i bardzo czesto goszcza w naszej kuchni. Tego soku z brzozy troszke zazdraszczam, mozna rzec, ze to taki eliksir ktory jest dobry na wszystko.
Widze, ze Zuzia te jest w swoim zywiole.
Duzo sloneczka zycze, usciski:)
Cudna jest wiosna w moich okolicach, a tym cudniejsza, że tak przez ludzi i przyrodę wyczekana. W lesie coraz bardziej kolorowo, pachnąco, świergotliwie. Piszesz, że lubisz kasze, a czy w Stanach duzo jej rodzajów jest do dostania? W Australii miałam z tym kłopot. Popularny i dostepny był kuskus.Cudem zdobywałam gryczaną.O reszcie mogłam tylko pomarzyć. A najulubieńsza moja to kasza jaglana. Pyszna zarówno na słono, jak i na słodko. I podobno najzdrowsza!
UsuńSok z brzozy zaczyna sie juz kończyc, bo drzewa lada chwila zaczna puszczać listki i będą go potrzebować dla siebie. Ale cosmy się opili, tośmy sie opili!
A Zuzia kipi radoscia i energią. A tapla się z rozkoszą w najmniejszej nawet kałuzy. Szkoda tylko,że juz sie kleszcze pokazały. Codziennie jej po kilka wyjmuję.
Całusy zasyłam wieczorne!:-))
Olu, kasz ci u nas dostatek i eksportowane prosto z Polski. W Chicago jest b. duzo polskich sklepow wiec wybor jest.
UsuńJa dosc niedawno odkrylam kasze Quinoa, jak dla mnie super. Bogata w witaminy, latwa w przyrzadzeniu, polecam.
Przepis na buraczki kiszone, kradne bez pytania:)))
A ja nie znam kaszy Quinoa. Chyba tu jeszcze nie dotarła.Czy to pszenna, czy jakaś inna kasza?
UsuńA buraczki przyrządzaj i jedz ze smakiem, moja kochana - to podobno samo zdrowie!:-))
Olu, Quinoa polska nazwa to komosa ryzowa. Wlasciwie to ziarno nazywaja ryzem peruwianskim dlugo by pisac. Cytuje wikipedie:
UsuńRoślina uprawna: pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie jest uprawiana od 5 tysięcy lat. Była podstawowym pokarmem w państwach Inków i Azteków[potrzebne źródło]. Ziarno komosy ryżowej (zwane quinoa lub ryż peruwiański) jest niezwykle bogate w pełnowartościowe białko (zawiera wszystkie aminokwasy niezbędne dla człowieka, co w pokarmach roślinnych jest zupełnie wyjątkowe) oraz w sole mineralne i witaminy, jest więc idealnym składnikiem zrównoważonego odżywiania, zwłaszcza dla wegetarian i wegan. Nie zawiera glutenu, ma też niski indeks glikemiczny.
Moze podeslac Ci troszke?!
Kochana Ataner, strasznie dziekuję Ci za wyjasnienie w sprawie komosy ryzowej i propozycję przesłania mi tej kaszy, ale okazuje się (znalazłam własnie info w internecie), że mozna ją dostać i u nas w sklepach ze zdrową zywnością.Jak uda nam sie znowu dokaraskać do Rzeszowa albo Przemysla, to poszukam jej w takich sklepach i z radoscią spróbuję tego zdrowego smakołyku.Dobrze, że tyle naturalnych produktów na tym świecie istnieje. Jest w czym wybierać i urozmaicać swoją dietkę.
UsuńObecnie objadamy sie z mężem na sniadanko chlebkiem zytnim z czosnkiem i z cebulą. Popijamy to herbatką z cytryną i sokiem z dzikiego bzu. Chcę jak najszybciej powstrzymać przeziębienie, która mnie od przedwczoraj dopadło. Poranki są tu od przedwczoraj chłodne a dnie bardzo wietrzne. Zdradliwa pogoda!Ale słonko świeci jak gdyby nigdy nic i do wyjścia z domu zaprasza!
Serdecznosci gorące zasyłam do Chicago!:-))
W ślicznym miejscu mieszkacie. Bardzo lubię takie lasy. W moim poprzednim miejscu zamieszkania, na wzgórzu, za domem był las bukowy. O tej porze prześwietlony słońcem. Na dole kwitły zawilce i przylaszczki.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze taka dieta wam służy, a remont pobędzie i w końcu przeminie. byle zdrowie i humory dopisywały.
Tak, miejsce jest śliczne a tak mało znane (na szczęście - inaczej by nas tu turyści zadeptali!).Lasy bukowe rzeczywiscie przeważają. Duzo jest młodniaków brzozowych, trochę lasów świerkowych i sosnowych. A wśród ubiegłorocznych lisci wykwitają pojedynczo delikatnie kwiatuszki przerózne. Albo całe dywany kwiatów pokrywają zbocza wzgórz.
UsuńDieta dobrze nam robi. I wszystkim bym taką dietę polecała. remontu boimy się, bo wszystko robimy własnymi rękami i uczymy sie na swoich błedach.
Dzisiaj chłodnym wiatrem powiało i od razu kichamy oboje!
Uściski serdeczne zasyłam Jaskółko w Twoje beskidzkie, bliskie memu sercu strony!:-))
Jeszcze trzeba ostrożnie z tym wysiewaniem,
OdpowiedzUsuńbo zimni ogrodnicy z zimną Zośką
czasami bardzo zimni są! ;)
Eksplozję wiosny widać na Twoich zdjęciach,
Oleńko, pięknie!
A "dieta" niech w styl życia się zamieni na zawsze!
Wtedy będzie lepiej i lepiej,
coś wiem na ten temat ;)))
Jak dobrze, że Ramonka już na powietrzu,
ale dzielna z niej kurka.
Uściski dla wszystkich w domu i zagrodzie :)
Pewnie masz rację, by jeszcze sie troszke z tym wysiewaniem wstrzymac. Będziemy sledzic na bieżąco prognozy pogody. Na razie jest chwilowe ochłodzenie a w przyszłym tygodniu ma byc nawet 26 stopni. No po prostu lato!:-))
UsuńTez chcę by dieta została na zawsze, bo sie nam żadna krzywda nie dzieje a wręcz przeciwnie!:-)
Ramonka w porównaniu ze swoim pudełkiem ma teraz istne apartamenty. Ma problem z chodzeniem, ale na trawce przemieszcza sie podlatując tu i ówdzie. W nastepnym tygodniu uruchamiam inkubator. A w 21 dni potem wylędną sie słodkie pisklaczki!
Jutro znowu jedziemy z jajkami na targ!Kury niosa się nam teraz na potęgę!
I dla Ciebie droga Mar uściski serdeczne i całusy zasyłamy!:-)))
I taką cię Olgo lubię :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nastroje macie wspaniałe. Zresztą te zdjęcia mówią wszystko :)
Wiosna jest cudowna. Zuzia w tej wodzie ... brrr, aż zimno się robi. Ale nasze też by się kąpały.
Olgo, jeśli można, to mam pytanie. Też zaczynamy mieć problem z jajkami. Czy jak na ten targ jedziecie to macie stałych odbiorców czy nie ?
I jeśli to nie tajemnica to po ile sprzedajecie, bo my mamy problem po 50 gr. sprzedać.
Całuski
Kury niosą sie teraz na potegę i nie dziwię sie, że tez macie problem z nadmiarem jajek. Njlepiej mieć stałych odbiorców. Ideał jest wówczas, gdy sami po jajka przyjezdżają. Ale czasem trzeba takich znaleźc i im dowieźć do miasta. Mamy paru takich, na szczęście. Jednak jaj jest tak duzo, że czasem i na targ musimy jeździc. I tu istotne jest, gdzie ten targ. Najlepsze są te w dużych miastach. Czyli im dalej od wsi, tym lepiej. Ludzie miastowi stęsknieni są wiejskich jaj i bardziej świadomi tego, jak zdrowe są te zielononózkowe. My staramy sie sprzedawać nie taniej niż po złotówce. W internecie chodzą po 1,50! A więc złotówka to wg nas nic zanadwo! Tutaj kobiety sprzedają zwykłe, wiejskie jaja po 80 gr.A przecież zielononózkowe są o niebo lepsze! Tyle, że często dla ludzi liczy sie wielkosć jajek a nie ich jakość, niestety!Ileż ja sie nieraz nagadam, natłumaczę tym ludziom! Ech, długo by opowiadać!
UsuńWiosna szaleje i chłodnym wiaterkiem od wczoraj powiewa. W zwiazku z czym leje mi sie z nosa i kicham! Piję więc herbatki z imbirem, sokiem malinowym i cytryną. Ssę cytrynę i objadam sie chlebkiem z czosnkiem. Szkoda teraz czasu na katary!
Całuję siarczyście i gorąco!:-))
Piękne to nasze Pogórze.
OdpowiedzUsuńTak, Krysiu. O każdej porze roku!:-))
Usuń