Żył, był las. Stary i przepastny. Mieszany. Nikt nigdy nie zszedł go wzdłuż i
wszerz, bo poprzedzielany był bagniskami i nieoczekiwanymi rozlewiskami. Można
było w nie wpaść i przepaść na wieki. Można było napotkać zaczarowane miejsca, zerknąć
w oczy wiecznie zielonej tajemnicy. O ile miało się na tyle odwagi, na
tyle nadziei...
A wiosna zawsze ożywiała wody, śniegi, marzenia. I kusiła chłopców i dziewczyny
z miasteczka, by pójść do lasku nałamać witek brzozowych, bazi, borowinek. Wstawić
to potem do wiosennego bukietu. I rozśpiewać wnętrze domu, rozświetlić, zaczarować
szare początki przedwiośnia. Wesołe zgraje dzieciaków krążyły więc po obrzeżach
lasu. Nikt jednak nie odważał się zapuszczać głębiej. Dorośli zawsze przestrzegali
by tam nie chodzić. Ale czego się bali? Nikt nie wiedział...
A
tymczasem kwiecień kusił nowymi zapachami, kolorami, śpiewem ptaków i
odwieczną tajemnicą odrodzenia. Las zachęcał tęsknym wołaniem. Coś w nim
szeptało, coś drżało, coś szumiało i przygrywało cichutko na piszczałce z
trawy.
Mama chorowała. Tak jakoś jesienią się do niej choroba przyplątała i nie popuszczała,
pomimo wielkich starań doktora z miasteczka. Szczupła, blada kobieta spoglądała
ze smutkiem w okno. A tam ciągle z rynien i z dachów kapała bura woda.
Przechodnie człapali na przemian to w błocie odwilży to w zamarzającej breji snieżnej.
Stara magnolia pod oknem chyba już uschła, bo jej wiecznotrwałe, ciemnozielone
liście zszarzały. Pączków kwiatowych też ani śladu. A w
jej, niegdyś ślicznym pokoiku, tak mało było słońca. Tak mało go było w
jej duszy. Aż wreszcie przestała w ogóle wierzyć w jego powrót, w jego
odrodzenie.
Joasia patrzyła na to wszystko z bezradnością. Gdzie ten cudowny uśmiech mamy?
Gdzie jej piosenki, nucone przy codziennej robocie? Gdzie siła i wiara,
że mimo wszystko jakoś to będzie?
I Joasia postanowiła wyruszyć do lasu na poszukiwanie pierwszych wiosennych
kwiatów. Może gdyby mama poczuła ich zapach i zobaczyła te niepowtarzalne
kolory jej serce znowu zaczęłoby żywiej bić? Może zniknąłby ten bezbrzeżny
smutek z jej oczu?Może nabrałaby sił?
I jak pomyślała, tak zrobiła. Nie zawahała się ani na moment. Weszła w ciemną,
tajemniczą, leśną czeluść. Powitała ją dziwna cisza. Miała wrażenie, że jest
obserwowana. Rozglądała się wokół uważnie lecz nadal wkraczała w głąb. Tak
właśnie trzeba było zrobić. Bo mama opowiadała jej kiedyś legendę o
tym, że w środku lasu jest niezwykła polana, na której trawa nigdy nie zamarza.
Gdzie strumień zawsze śpiewa a zaczarowane kwiaty obrastają pień wiecznej
brzozy - opiekunki lasu. Tam właśnie trzeba było pójść. Bo przecież w każdej
legendzie tkwi cząstka prawdy. I ta właśnie cząstka była teraz jej nadzieją. A
bez nadziei nie można istnieć. I tak, jak ziemia potrzebuje choćby
jednego promienia słońca, tak Joasia potrzebowała teraz tej jednej, maleńkiej
nadziei. Tyle od niej zależało.
Las wstrzymał oddech. Pierwszy gość tej wiosny. Pierwszy widz spektaklu wiosennych przemian. Pierwszy zwiastun przebudzenia magii.
Las wstrzymał oddech. Pierwszy gość tej wiosny. Pierwszy widz spektaklu wiosennych przemian. Pierwszy zwiastun przebudzenia magii.
A w środku lasu, ukryta w różowej mgle złota polanka migotała żółto-zielonymi błyskami i
przeczuwała wielką odmianę. Żółciły się tam najdelikatniejsze mlecze, stokrotki
z różowymi środkami, liliowe koniczynki i błękitne niezapominajki. Brzoza
szumiała im delikatnie i łaskotała młodziutkimi listeczkami stopy kobiety,
ukrytej wśród jej
gałęzi. To Wiosna siedziała na drzewie i wesoło machając nogami gwizdała
skoczne melodyjki. Zaraz będzie musiała się stąd ruszyć. A nie bardzo jej
się chciało. Tyle przed nią roboty! Tyle starania! Co roku ogarniało ją to
dziwne lenistwo. Co roku opóźniała, jak tylko mogła swój powrót, bo tak dobrze
jej było tu, w krainie niezmiennego trwania.
Ktoś się zbliżał. Głośno sapał. Szeleścił zeschłymi liśćmi. Łamał stopami stare
gałązki. Las zapytał Wiosnę, czy można wpuścić na polanę to zmęczone, uparte
dziecko, które przeszło tyle kilometrów bez zatrzymania, bez najmniejszego
zawahania. A zielonooka pani wyjrzała spośród delikatnego
listowia i z zaciekawieniem zerknęła w serce dziewczynki. Znalazła tam troskę i
głęboką miłość. Zobaczyła wielką siłę i tęsknotę. Było tam tyle wiary, tyle
uporu i determinacji, że ten ogrom wzbudził zachwyt i zazdrość
rozleniwionej nic nierobieniem Wiosny.
- Hej! Dziewczynko! - zawołała a zaskoczona Joasia zadarła wysoko głowkę i zobaczyła twarz prześlicznej, podobnej do elfa, szmaragdowowłosej kobiety. Nie przestraszyła się, bo przecież dzieci potrafią wierzyć w to co piękne i niezwykłe. To dopiero późniejsze życie odbiera im zdolność wiary w magię. Dziewczynka dygnęła grzecznie, tak, jak uczyła ją mama i powiedziała:
- Dzień dobry! Przepraszam, że przeszkadzam, ale moja mama jest bardzo smutna i chora. Chciałabym jej jakoś pomóc, jakoś ją rozweselić i dlatego przyszłam tu po pierwsze, wiosenne kwiaty.W miasteczku jest tak szaro, tak zimno. Ludzie doczekać sie już wiosny nie mogą!
Zachwycona jej odwagą i rezolutnością zielonooka pani zeskoczyła na ziemię i zaśmiała się, spoglądając z zadowoleniem w chabrowe oczęta Joasi.
- No dobrze! - zawołała - Najwyższa już była pora, by ktoś przywołał mnie do porządku! Koniec lenistwa. Przecież nie mogę zostawić na głowie wróżki Konstancji całej roboty! Zamknij na chwilę oczy dziewczynko i policz do dziesięciu.Niech się dzieją nareszcie wiosenne czary-mary!
- Hej! Dziewczynko! - zawołała a zaskoczona Joasia zadarła wysoko głowkę i zobaczyła twarz prześlicznej, podobnej do elfa, szmaragdowowłosej kobiety. Nie przestraszyła się, bo przecież dzieci potrafią wierzyć w to co piękne i niezwykłe. To dopiero późniejsze życie odbiera im zdolność wiary w magię. Dziewczynka dygnęła grzecznie, tak, jak uczyła ją mama i powiedziała:
- Dzień dobry! Przepraszam, że przeszkadzam, ale moja mama jest bardzo smutna i chora. Chciałabym jej jakoś pomóc, jakoś ją rozweselić i dlatego przyszłam tu po pierwsze, wiosenne kwiaty.W miasteczku jest tak szaro, tak zimno. Ludzie doczekać sie już wiosny nie mogą!
Zachwycona jej odwagą i rezolutnością zielonooka pani zeskoczyła na ziemię i zaśmiała się, spoglądając z zadowoleniem w chabrowe oczęta Joasi.
- No dobrze! - zawołała - Najwyższa już była pora, by ktoś przywołał mnie do porządku! Koniec lenistwa. Przecież nie mogę zostawić na głowie wróżki Konstancji całej roboty! Zamknij na chwilę oczy dziewczynko i policz do dziesięciu.Niech się dzieją nareszcie wiosenne czary-mary!
I wówczas Joasia mocno zacisnęła powieki a gdy skrupulatnie doliczyła do dziesięciu otworzyła oczy i tam, gdzie dotąd była tylko różowa mgła ujrzała teraz upragnioną polankę. Tylko tej tajemniczej kobiety nigdzie nie było widać...Joasia nie miała jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Kucnęła wśród świeżej, pokrytej rosą trawy i nazbierała mnóstwo kwiatów.
Potem zapłakała ze zmęczenia i nieoczekiwanej radości. Pogłaskała pień dobrej
opiekunki tego miejsca - wiecznej brzozy. Wyszeptała podziękowanie i ruszyła w
drogę powrotną. Szła bardzo szybko. Tak szybko, na ile pozwalały jej strudzone,
małe nóżki.
A tymczasem Wiosna przeleciała w liliowej chmurze ponad lasem. Rozpuściła złote
warkocze. Rozmigotało się w nich słońce. Rozszalał się pijany szczęściem wiatr.
I magnolia nagle zakwitła. Zrzuciła z siebie jak zły czar kurz i chłód.
Rozświetliła się różowością. Roztańczyła amarantem. Rozświergotała wróblami.
Zapachniała świeżością. Mama Joasi otworzyła szeroko oczy. Czy to jej się śni?
Tak nagle to wszystko! Tyle barw nie widziała dawno. I przestała już
przecież wierzyć, że kiedykolwiek ujrzy odmianę, że poczuje chęć odżycia.
Nie, to na pewno sen - pomyślała i znowu z rezygnacją przymknęła oczy. Takie
rzeczy nie dzieją się naprawdę.
Wtedy do
jej pokoiku wbiegła Joasia z całym naręczem kwiatów. A przez okno zajrzała
ciekawska Wiosna. I w oczach mamy Joasi nareszcie znalazła swe prawdziwe
przebudzenie...
Juz sie balam, ze bedziemy miec kolejnego trupa ;)
OdpowiedzUsuńNa szczescie determinacja i odwaga malej dziewczynki przekonaly wiosne do nadejscia, a chorobe do odejscia.
Szkoda tylko, ze pani wiosna w ferworze pracy, ominela moja skromna Getynge, przeoczyla, zapomniala...
Mamy piateczek, przyjemnego weekendu, Kangurki!
Trupów na razie wystarczy, no chyba, że mi sie ktoś bardzo narazi!:-))
UsuńNie bój zaby, wiosna na pewno juz jest w Getyndze, tylko na razie doczłapać sie do Ciebie po tej chlapie nie może!
Serdeczności w piatkowy dzień zasyłam!:-))
...optymistyczne i ...piękne!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Patrzmy na małe dziewczynki i szukajmy w sobie takiego zapału, wiary i optymizmu, jakie mają one. O ilez świat byłby piekniejszy, gdybysmy nie stracili tej dziecięcej ufności i wrażliwości!
UsuńCiepło pozdrawiam!:-)
...czas obudzić w sobie dziecię...najwyższy czas :)
UsuńTak, właśnie tak!:-)
UsuńTeż myślałam, że będzie kolejna tragedia, ale nie :) Dość jej za oknem.
OdpowiedzUsuńOptymistyczne, piątkowe opowiadanie :)
Tak, na razie dość tragedii. Najwyższa pora na usmiech i nadzieję.Zaklinam wciąż tę Wiosnę i czaruję. Czy słyszysz Wiosno???
UsuńDobrego dnia Lidko!:-)
To bardzo wzruszające i ładne.
OdpowiedzUsuńŻeby jeszcze w życiu codziennym tak łatwo było pokonywać trudności i smutki!
Ciepełka życzę!
Moze w zyciu codziennym nie jest tak łatwo, ale tym niemniej trzeba mieć nadzieję i wierzyć, że będzie dobrze, że cos jednak zalezy od nas, że nie tylko smierć, lęk i smutek rządzą tym światem, ale też radosć i siła odrodzenia.
UsuńMiłego dnia Gabrysiu!:-))
Szkoda,że też tylko w bajce wiosna jest tak piękna ...
OdpowiedzUsuńLecz po to własnie są baśnie, by było tam piękniej, niż w rzeczywistości i bysmy czytając je, mogli od tej rzeczywistości odpocząć!:-))
UsuńO wiele łatwiej jest szukać dla kogoś. Inna moc.
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała znaleźć cud dla siebie i podzielić go :)
Zgadzam się, że o wiele łatwiej szukać dla kogoś. Może więc ktoś znajdzie dla nas? A może jutrzejsze spojrzenie rozsunie odrobine wiecznotrwały bluszcz z furtki tego upragnionego ogrodu?:-))
UsuńAch... i poczułam wiosnę!
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze - oto siła wyobraźni!:-))
UsuńCzytałam uśmiechając się i oczekując happy endu!
OdpowiedzUsuńZawsze go oczekuję i nawet, gdy go nie ma,
to kolejnym razem też go wyglądam i wierzę
w szczęśliwe zakończenie.
Taki już ze mnie naiwniak ;)))
Masz, Oleńko, baśniową wyobraźnię, a my, czytający,
możemy czerpać z tej magii, którą wlewasz w swoje
baśnie.
A małe dziewczynki są w nas!
Trzeba je tylko obudzić, bo często lenią się,
jak ta wiosna!
No właśnie!Te małe dziewczynki są teraz bardzo potrzebne, by pomóc ośmielic tę wiosnę uśmiechem,wiarą w dobro, piosenką, wierszem, wspomnieniem,marzeniem, baśnią, zabawą, skocznym biegiem przed siebie!Trzeba nam optymizmu, gdy na świecie szaro i straszno! Bo to my tworzymy dobre chwile i to one są potem naszą dobra przeszłoscią!Nie bójmy sie marzyć i być radosne!
UsuńSłyszysz Wiosno - siostro nasza???!:-)))
Oluś nie zdążyłam dzisiaj przeczytać wstąpię jutro.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Zapraszam serdecznie!:-))
Usuń