piątek, 5 kwietnia 2013

Baśń wiosennego lasu




   Żył, był las. Stary i przepastny. Mieszany. Nikt nigdy nie zszedł go wzdłuż i wszerz, bo poprzedzielany był bagniskami i nieoczekiwanymi rozlewiskami. Można było w nie wpaść i przepaść na wieki. Można było napotkać zaczarowane miejsca, zerknąć w oczy wiecznie zielonej tajemnicy. O ile miało się na tyle odwagi, na tyle  nadziei...

   A wiosna zawsze ożywiała wody, śniegi, marzenia. I kusiła chłopców i dziewczyny z miasteczka, by pójść do lasku nałamać witek brzozowych, bazi, borowinek. Wstawić to potem do wiosennego bukietu. I rozśpiewać wnętrze domu, rozświetlić, zaczarować szare początki przedwiośnia.  Wesołe zgraje dzieciaków krążyły więc po obrzeżach lasu. Nikt jednak nie odważał się zapuszczać głębiej. Dorośli zawsze przestrzegali by tam nie chodzić. Ale czego się bali? Nikt nie wiedział...

   A tymczasem kwiecień kusił nowymi zapachami, kolorami, śpiewem ptaków i odwieczną tajemnicą odrodzenia. Las zachęcał tęsknym wołaniem. Coś w nim szeptało, coś drżało, coś szumiało i przygrywało cichutko na piszczałce z trawy.

   Mama chorowała. Tak jakoś jesienią się do niej choroba przyplątała i nie popuszczała, pomimo  wielkich  starań doktora z miasteczka. Szczupła, blada kobieta spoglądała ze smutkiem w okno. A tam ciągle z rynien i z dachów kapała bura woda. Przechodnie człapali na przemian to w błocie odwilży to w zamarzającej breji snieżnej. Stara magnolia pod oknem chyba już uschła, bo jej wiecznotrwałe, ciemnozielone liście zszarzały.  Pączków kwiatowych też ani śladu.  A w jej, niegdyś ślicznym pokoiku, tak mało było słońca. Tak mało go było w jej duszy. Aż wreszcie przestała w ogóle wierzyć w jego powrót, w jego odrodzenie.

   Joasia patrzyła na to wszystko z bezradnością. Gdzie ten cudowny uśmiech mamy? Gdzie jej piosenki, nucone przy codziennej robocie? Gdzie  siła i wiara, że mimo wszystko jakoś to będzie?

   I Joasia postanowiła wyruszyć do lasu na poszukiwanie pierwszych wiosennych kwiatów. Może gdyby mama poczuła ich zapach i zobaczyła te niepowtarzalne kolory jej serce znowu zaczęłoby żywiej bić? Może zniknąłby ten bezbrzeżny smutek z jej oczu?Może nabrałaby sił?


   I jak pomyślała, tak zrobiła. Nie zawahała się ani na moment. Weszła w ciemną, tajemniczą, leśną czeluść. Powitała ją dziwna cisza. Miała wrażenie, że jest obserwowana. Rozglądała się wokół uważnie lecz nadal wkraczała w głąb. Tak właśnie trzeba było zrobić. Bo mama opowiadała jej kiedyś legendę o tym, że w środku lasu jest niezwykła polana, na której trawa nigdy nie zamarza. Gdzie strumień zawsze śpiewa a zaczarowane kwiaty obrastają pień wiecznej brzozy - opiekunki lasu. Tam właśnie trzeba było pójść. Bo przecież w każdej legendzie tkwi cząstka prawdy. I ta właśnie cząstka była teraz jej nadzieją. A bez nadziei nie można istnieć. I tak, jak ziemia potrzebuje choćby jednego promienia słońca, tak Joasia potrzebowała teraz tej jednej, maleńkiej nadziei. Tyle od niej zależało.                                                                   
Las wstrzymał oddech. Pierwszy gość tej wiosny. Pierwszy widz spektaklu wiosennych przemian. Pierwszy zwiastun przebudzenia magii. 

   A w środku lasu, ukryta w różowej mgle złota polanka migotała żółto-zielonymi błyskami i przeczuwała wielką odmianę. Żółciły się tam najdelikatniejsze mlecze, stokrotki z różowymi środkami, liliowe koniczynki i błękitne niezapominajki. Brzoza szumiała im delikatnie i łaskotała młodziutkimi listeczkami stopy kobiety, ukrytej wśród jej gałęzi. To Wiosna siedziała na drzewie i wesoło machając nogami gwizdała skoczne melodyjki. Zaraz będzie musiała się stąd ruszyć. A nie bardzo jej się chciało. Tyle przed nią roboty! Tyle starania! Co roku ogarniało ją to dziwne lenistwo. Co roku opóźniała, jak tylko mogła swój powrót, bo tak dobrze jej było tu, w krainie niezmiennego trwania.

   Ktoś się zbliżał. Głośno sapał. Szeleścił zeschłymi liśćmi. Łamał stopami stare gałązki. Las zapytał Wiosnę, czy można wpuścić na polanę to zmęczone, uparte dziecko, które przeszło tyle kilometrów bez zatrzymania, bez najmniejszego zawahania. A zielonooka pani  wyjrzała spośród  delikatnego listowia i z zaciekawieniem zerknęła w serce dziewczynki. Znalazła tam troskę i głęboką miłość. Zobaczyła wielką siłę i tęsknotę. Było tam tyle wiary, tyle uporu i determinacji, że ten ogrom wzbudził zachwyt i zazdrość rozleniwionej nic nierobieniem Wiosny.
- Hej! Dziewczynko! - zawołała a zaskoczona Joasia zadarła wysoko głowkę i zobaczyła  twarz prześlicznej, podobnej do elfa, szmaragdowowłosej kobiety. Nie przestraszyła się, bo przecież dzieci potrafią wierzyć w to co piękne i niezwykłe. To dopiero późniejsze życie odbiera im zdolność wiary w magię. Dziewczynka dygnęła grzecznie, tak, jak uczyła ją mama i powiedziała:
- Dzień dobry! Przepraszam, że przeszkadzam, ale moja mama jest bardzo smutna i chora. Chciałabym jej jakoś pomóc, jakoś ją rozweselić i dlatego przyszłam tu po pierwsze, wiosenne kwiaty.W miasteczku jest tak szaro, tak zimno. Ludzie doczekać sie już wiosny nie mogą!
Zachwycona jej odwagą i rezolutnością zielonooka pani zeskoczyła na ziemię i zaśmiała się, spoglądając z zadowoleniem w chabrowe oczęta Joasi.
- No dobrze! - zawołała - Najwyższa już była pora, by  ktoś przywołał mnie do porządku! Koniec lenistwa. Przecież nie mogę zostawić na głowie wróżki Konstancji całej roboty! Zamknij na chwilę oczy dziewczynko i policz do dziesięciu.Niech się dzieją nareszcie wiosenne czary-mary!
 

   I wówczas Joasia mocno zacisnęła powieki a gdy skrupulatnie doliczyła do dziesięciu otworzyła oczy i tam, gdzie dotąd była tylko różowa mgła ujrzała teraz upragnioną polankę. Tylko tej tajemniczej kobiety nigdzie nie było widać...Joasia nie miała jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Kucnęła wśród świeżej, pokrytej rosą trawy i nazbierała mnóstwo kwiatów. Potem zapłakała ze zmęczenia i nieoczekiwanej radości. Pogłaskała pień dobrej opiekunki tego miejsca - wiecznej brzozy. Wyszeptała podziękowanie i ruszyła w drogę powrotną. Szła bardzo szybko. Tak szybko, na ile pozwalały jej strudzone, małe nóżki.

   A tymczasem Wiosna przeleciała w liliowej chmurze ponad lasem. Rozpuściła złote warkocze. Rozmigotało się w nich słońce. Rozszalał się pijany szczęściem wiatr.

   I magnolia nagle zakwitła. Zrzuciła z siebie jak zły czar kurz  i chłód. Rozświetliła się różowością. Roztańczyła amarantem. Rozświergotała wróblami. Zapachniała świeżością. Mama Joasi otworzyła szeroko oczy. Czy to jej się śni? Tak nagle to wszystko! Tyle barw nie widziała dawno. I przestała już przecież wierzyć, że kiedykolwiek ujrzy odmianę, że poczuje chęć odżycia. Nie, to na pewno sen - pomyślała i znowu z rezygnacją przymknęła oczy. Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę.

Wtedy do jej pokoiku wbiegła Joasia z całym naręczem kwiatów. A przez okno zajrzała ciekawska Wiosna. I w oczach mamy Joasi nareszcie znalazła swe prawdziwe przebudzenie...

  


20 komentarzy:

  1. Juz sie balam, ze bedziemy miec kolejnego trupa ;)
    Na szczescie determinacja i odwaga malej dziewczynki przekonaly wiosne do nadejscia, a chorobe do odejscia.
    Szkoda tylko, ze pani wiosna w ferworze pracy, ominela moja skromna Getynge, przeoczyla, zapomniala...
    Mamy piateczek, przyjemnego weekendu, Kangurki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trupów na razie wystarczy, no chyba, że mi sie ktoś bardzo narazi!:-))
      Nie bój zaby, wiosna na pewno juz jest w Getyndze, tylko na razie doczłapać sie do Ciebie po tej chlapie nie może!

      Serdeczności w piatkowy dzień zasyłam!:-))

      Usuń
  2. ...optymistyczne i ...piękne!
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzmy na małe dziewczynki i szukajmy w sobie takiego zapału, wiary i optymizmu, jakie mają one. O ilez świat byłby piekniejszy, gdybysmy nie stracili tej dziecięcej ufności i wrażliwości!
      Ciepło pozdrawiam!:-)

      Usuń
    2. ...czas obudzić w sobie dziecię...najwyższy czas :)

      Usuń
  3. Też myślałam, że będzie kolejna tragedia, ale nie :) Dość jej za oknem.
    Optymistyczne, piątkowe opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na razie dość tragedii. Najwyższa pora na usmiech i nadzieję.Zaklinam wciąż tę Wiosnę i czaruję. Czy słyszysz Wiosno???
      Dobrego dnia Lidko!:-)

      Usuń
  4. To bardzo wzruszające i ładne.
    Żeby jeszcze w życiu codziennym tak łatwo było pokonywać trudności i smutki!
    Ciepełka życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze w zyciu codziennym nie jest tak łatwo, ale tym niemniej trzeba mieć nadzieję i wierzyć, że będzie dobrze, że cos jednak zalezy od nas, że nie tylko smierć, lęk i smutek rządzą tym światem, ale też radosć i siła odrodzenia.
      Miłego dnia Gabrysiu!:-))

      Usuń
  5. Szkoda,że też tylko w bajce wiosna jest tak piękna ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecz po to własnie są baśnie, by było tam piękniej, niż w rzeczywistości i bysmy czytając je, mogli od tej rzeczywistości odpocząć!:-))

      Usuń
  6. O wiele łatwiej jest szukać dla kogoś. Inna moc.
    A ja bym chciała znaleźć cud dla siebie i podzielić go :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że o wiele łatwiej szukać dla kogoś. Może więc ktoś znajdzie dla nas? A może jutrzejsze spojrzenie rozsunie odrobine wiecznotrwały bluszcz z furtki tego upragnionego ogrodu?:-))

      Usuń
  7. Czytałam uśmiechając się i oczekując happy endu!
    Zawsze go oczekuję i nawet, gdy go nie ma,
    to kolejnym razem też go wyglądam i wierzę
    w szczęśliwe zakończenie.
    Taki już ze mnie naiwniak ;)))

    Masz, Oleńko, baśniową wyobraźnię, a my, czytający,
    możemy czerpać z tej magii, którą wlewasz w swoje
    baśnie.

    A małe dziewczynki są w nas!
    Trzeba je tylko obudzić, bo często lenią się,
    jak ta wiosna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie!Te małe dziewczynki są teraz bardzo potrzebne, by pomóc ośmielic tę wiosnę uśmiechem,wiarą w dobro, piosenką, wierszem, wspomnieniem,marzeniem, baśnią, zabawą, skocznym biegiem przed siebie!Trzeba nam optymizmu, gdy na świecie szaro i straszno! Bo to my tworzymy dobre chwile i to one są potem naszą dobra przeszłoscią!Nie bójmy sie marzyć i być radosne!
      Słyszysz Wiosno - siostro nasza???!:-)))

      Usuń
  8. Oluś nie zdążyłam dzisiaj przeczytać wstąpię jutro.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost