Moim ukochanym, australijskim filmem od
zawsze był „Piknik pod Wiszącą skałą” Petera Weira. Film ten jest adaptacją
książki Joan Lindsay pod tym samym tytułem. Opowiada on o tajemniczym zaginięciu
wśród skał w okolicach Woodend w stanie Wiktoria kilku uczennic i nauczycielki
z pensji dla młodych panienek.
Co mnie tak urzekło w owej historii? Jej
mistycyzm, piękno krajobrazu, dziwny, oniryczny nastrój, niewyjaśniona nigdy
tajemnica i zawarta w niej głęboka alegoryczność. Najważniejsza jest tu jednak sama
Australia, jej pradawne, potężne piękno, nie poddające się wpływowi cywilizacji
brytyjskiej a nawet potrafiące ową cywilizację, symbolizującą w historii
„Pikniku..”zaginięcie owych uczennic, przerazić i wyprowadzić na nieznane
manowce.
Dziewczęta znikają na zawsze, opętane
wpływem magii ukrytej między ogromnymi, starymi jak świat skałami. Najpierw jednak
pozbywają się atrybutów swojego cywilizacyjnego spętania, by zbliżyć się do
źródła swej tajemniczej fascynacji. Ściągają czarne pończochy, tańczą boso na
gorących od słońca skałach. Jak zahipnotyzowane podążają za nieznanym,
przyzywającym je nie wiadomo skąd głosem tego dziwnego miejsca. Z oddali
słychać niepokojące, rytmiczne dudnienie. Czas staje w miejscu, co młode
Australijki czują wyraźnie, zaś ich nauczycielka dostrzega ów fakt na
unieruchomionym nagle damskim zegarku.
Tymczasem dziewczęta, jak zaczarowane
podążają za swym przeznaczeniem. Niczym baśniowe, ubrane w biel driady, suną w
sennym, niemym korowodzie do bezczasu, do miejsca pradawnej mocy, w którym już
na zawsze pozostaną tak młode i niewinne, jak w tym momencie, w którym liczyć
się będzie tylko naga prawda i nic więcej…
Niezwykły urok tego
filmu pogłębia wspaniała muzyka Georga Zamfira, sącząca się cały czas w tle. Zachęcam
do odnalezienia jej sobie w necie i posłuchania.
Choć historia zaginięcia owych pensjonarek
jest w całości zmyślona, to jednak oparto ją w pewnym sensie na podobieństwie
do wielu tego typu zdarzeń, do których dochodziło i wciąż w Australii dochodzi. Co
roku, w niewyjaśnionych okolicznościach ginie tam około pięciuset osób. To olbrzymi, nie dający się do końca poznać
ani okiełznać kraj, pełen niebezpiecznych miejsc, dzikich zwierząt, czasami nie
nastawionych zbyt przychylnie do białych Aborygenów i nieustannie wabiących do
zbadania tajemnic.
Ktoś mógłby powiedzieć, że bez Europejczyków
byłaby dzisiaj Australia dzikim, nieznanym nikomu lądem. Nie istniałaby jako
państwo. Nie stała by się miejscem emigracji ponad stu pięćdziesięciu nacji z całego świata. Nie rozwinęłaby się
tutaj kultura, sztuka, przemysł i wszystko to, co charakteryzuje współczesne
kraje, bez czego świat obyć się dzisiaj nie może. To wszystko prawda, jednak
żal bardzo tej wydartej dzikiej naturze ziemi, żal tej deptanej przez
cywilizację tajemnicy i niezwykłych mitów tego lądu.
Na szczęście pradawne źródło wszechrzeczy
żyje i choć w ukryciu, choć coraz mniej jest tych, którzy potrafią do niego
dotrzeć i kultywować jego magię, to nigdy nie da się zdławić do końca, pokryć
kruchą pozłotką współczesności.
Australia fascynuje, wabi, kusi,
hipnotyzuje, tętni prawdą zawartą w starych, potężnych lasach deszczowych,w postaciach kolorowych, dzikich zwierząt, w
przeczystych źródłach i wodospadach, w dzikich, bezkresnych terenach, w
ciągnących się setkami kilometrów górach, a wreszcie w aborygeńskich,
przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach…
Wobec powyższego możecie sobie wyobrazić,
jakim przeżyciem było dla mnie kilkukrotne odwiedzenie miejsca mej fascynacji –
magicznych wzgórz i górujących nad nimi skał w Woodend. Mogłam spacerować wśród
nich do woli, wsłuchując się w szept tego miejsca. Mogłam przystanąć pod
Hanging Rock, przymknąć oczy i po prostu być częścią tej tajemnej, pradawnej
mocy…
A po naszym ostatnim
powrocie z takiej wyprawy ( Hanging Rock mieści się całkiem niedaleko Melbourne
– to tylko około 100 km, czyli godzina jazdy samochodem), będąc wciąż pod
wpływem uroku tego miejsca napisałam ten oto wiersz:
Hanging Rock
Pradawne wołało z
daleka i przyzywało pomrukiem
Omszałym
kamieniem szeptało, łagodnym, samotnym smutkiem
Olbrzymie głazy w
czekaniu uwiły kryjówki swym duchom
A wiatr trwał
zaczajony i płakał cichutkim podmuchem
Czy wróci to, co
przepadło w nadejściu nowego świata?
Czy czasy
odmienią swe kroki i wrócą świetności lata?
Legendy drzemały
w ukryciu, już długie im brody porosły
A szept ich o
dawnym życiu jak szelest brzmiał pełen troski
Nikt legend od
dawna nie szuka, bezmyślny tłum depcze skarby
I obcym językiem
przemawia ten wiek pełen śmiechu i wzgardy
Tu szarość,
cichość lękliwa i echo w przepaściach króluje
Pradawne chowa
się w cieniu, wspomnienia pielęgnuje
Ach, pachnie
...To wiosna przychodzi pogładzić serdecznie kamienie
Otuchę im wlewa
do serca i daje kolejną nadzieję
Bo wszystko się
przecież powtarza, bo głazy się kiedyś ockną
I ruszą nową
legendą, wiarą zbudzone tą prostą
Ożyją, polecą i
runą, czar nowy się będzie tu toczył
Wiek wskrzesi
wiarę w pradawne, pradawne otworzy oczy...
Prawdę powiedziawszy czekałam kiedy coś napiszesz więcej o Australi , z boku na pasku piękne zdjęcia a histori brak , oglądałam ten film zrestą od dawna go mam jest fascynujący i muszę sprawdzić bo z tego co pamiętam jest on na faktach , a Ty piszesz że nie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam sobotnio Ilona
Oboje z Cezarym nosimy w sobie mnóstwo ciekawych historii z Australii i w miarę czasu będziemy starali sie je spisywać i tu zamieszczać. Na dodatek mamy stamtad ponad 60 tys. zdjęć, a więc będzie czym to wszystko zilustrować. Ale na wszystko przyjdzie pora...Nie chcemy Was tym zanudzić!:-)
UsuńHistoria zaginięcia uczennic jest nieprawdziwa (wiem to na pewno, rozmawiałam na miejscu z przewodnikiem), ale opisana i sfilmowana została tak przekonywająco, że wierzy w nią lub też chce wierzyc mnóstwo ludzi.
Owszem,podobno rzeczywiście istnieje podobne do tej historii wydarzenie, mające miejsce dawno temu w australijskich górach.Zginęły tam naprawdę bez wieści jakieś dzieci, ale działo się to w innym czasie i miejscu, niż w "Pikniku..."Mogłabym o tym pisać i pisać, bo Australia mój konik, ale już cicho sza...
Pozdrawiam ciepło!:-))
Zanudzać no coś TY , z niecierpliwością będę oczekiwała histori i zdjęć :))))
UsuńBędę to miała na względzie, Ilonko i wkrótce przygotuję coś, co mam nadzieję, że Cię zadowoli!
UsuńCałusy!:-)))
:)))
UsuńG'day Ilonko!:-))
UsuńPrzyłączam się do tego co napisała Ilona, z wielką przyjemnością poczytam, pooglądam zdjęcia.Już samo słowo "Australia" to dla mnie brzmi egzotycznie i wiem, że to miejsce dla mnie nieosiągalne.
UsuńWięc chociaż oczy "nakarmię", pokazujcie ile się da :)))
Serdecznie pozdrawiam
Miło mi czytać takie słowa Mirko, bo prawdę mówiąc miałam wątpliwości czy warto pisać dużo o Australii - właśnie z powodu tej egzotyki i szczególnie tu, w polskich realiach, pewnej abstrakcyjności.Wiesz, oglądam czasem blogi podróżnicze i widzę, że z zainteresowaniem tą tematyką u naszych rodaków bywa różnie.
UsuńAle skoro już kilku osobom tutaj chce się o tym czytać i oglądać australijskie zdjęcia, to tym lepiej. Nie będzie się to marnowało w naszych przepastnych zasobach pamięci i komputerów!
Pozdrowienia ciepłe, poranne zasyłam!:-))
Z banalnej recezcji filmu zrobilas prawdziwe dzielo sztuki literackiej. Ty sie naprawde marnujesz! Powinnas pisac ksiazki.
OdpowiedzUsuńPieknie opisujesz Australie, moze lepiej byloby, gdyby ta przekleta cywilizacja bialego angielskiego czlowieka, ja ominela. Wszedzie, gdzie postawil swoja wraza stope, tubylcy wyladowali w rezerwatach, trawieni alkoholizmem, bez widokow na przyszlosc.
Też myślę, ze dla Australii pod wieloma względami byłoby lepiej, gdyby nie zbrukała ja cywilizacja anglosasów. Jednak nie ci, to inni wzięli by ją pod włądanie. Nie ci, to inni podporządkowali by ja sobie i wprowadzili w niej swoje dziwaczne, destrukcyjne porządki.
UsuńTak niewiele czystej, nie dottknietej cywilizacja natury ostało sie na świecie.
Cywilizacja prze do przodu, czy tego chcemy czy nie. Nie ma przed tym ucieczki. I choćbyśmy nawet nie byli do końca tego świadomi, to jednak korzystamy z "dobrodziejstw" cywilizacyjnych opartych na wyzysku człowieka przez człowieka i natury przez zachłannych homo sapiens.To temat na dłuższą dyskusję Pantero! Jedno musze przyznać Australijczykom - w porę zatrzymali się w swych destrukcyjnych zapędach i teraz starają się chronić i naprawiać cokolwiek się da. Utworzyli tysiace parków narodowych, gdzie jest tak wiele zakazów i obostrzeń, że juz się na szczęście niczego za bardzo tam zdeptać nie da. Ale Aborygenów najbardziej żal...Och, to też dłuższa historia!
Na razie wystarczy!
Dziekuję za miłe słowa pod moim adresem!:-)
Pozdrawiam po australijsku: G'day!:-))
Kiedy przyjechalam do Niemiec, nie znalam ani slowa w tym jezyku. Na szczescie przywiozlam ze soba niezla znajomosc angielskiego i nawet z Niemcami szlo sie dogadac. W hotelu, w ktorym nas zakwaterowano mieszkal Australijczyk, a ja zostalam poproszona o tlumaczenie. Uwierzycie? Nie zrozumialam prawie niczego z tego slangu quasi-angielskiego. Dopiero na moja prosbe o wyrazniejsze formulowanie zdan, troche zaczelam rozumiec.
UsuńG´day! ;)))
Rzeczywiście - australijski angielski jest ciut( a może więcej niż ciut!) inny niż wersja brytyjska czy amerykańska.I czasem się ciężko dogadać.Zresztą to zależy z kim się rozmawia. Inaczej mówią prości ludzie, inaczej Ci wykształceni.
UsuńNatomiast australijskie pogodne usposobienia,odważne podejście do życia oraz siła i prostolinijność charakterów nie mają sobie równych!W końcu aby przetrwać w tym surowym i miejscami mało gościnnym kraju musieli wykształcić w sobie pewne cechy mocniej.Myślę, że ta skrótowość i niewyraźność w mowie wynika poniekąd z ich małomówności oraz z uznawania przewagi czynów nad słowami.Innym nacjom też by się coś takiego przydało, nieprawdaż?:-))
G,day and Good evening my dear Leopard!:-))
Thx (dosyc skrotowo?)
UsuńWhat???? !!!
UsuńGłowimy się z Cezarym i głowimy, cóż też nasza Leopardzica nam tu zaszyfrowała!
A to będę miała o czym podczas bezsennego przedświtu rozmyślać....
Film jest magiczny, nic dziwnego, że się wierzy w historię o której opowiada. Bardzo dobra i rewelacyjnie napisana recenzja! Dodatkowo przeplatana wspomnieniami, to coś co Tygryski lubią najbardziej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
A coś, co zobaczyło się we wczesnej młodości i co wówczas wywarło na nas duże wrażenie już potem zawsze dobrze się wspomina. To jakoś nas kształtuje. To samo jest z dobrymi książkami. Fakt - w młodości ma sie inną, o wiele silniejszą wrażliwość. Odbieramy wtedy świat tak, jakby był smakowitym, oszałamiająco pachnącym owocem cytrusowym.Niewiele owoców potrafi dzisiaj tak urzekać zapachem...
UsuńPozdrowienia ciepłe zasyłam!:-)
Tak pięknie to opisałaś! Nasi znajomi wrócili niedawno z Australii i o dziwo ich zdjęcia i opowieść zniechęciły nas do odwiedzenia tego kraju. U Ciebie to wygląda inaczej.
OdpowiedzUsuńAneczko! Wszystko zależy od punktu widzenia i od oczekiwań, jakie się ma w związku z tym krajem. Poza tym ludzie mają różną wrazliwość, zainteresowania i potrzeby (nie ubliżajac tu, oczywiście, nikomu!).
UsuńAustralia jest krajem, w którym sie normalnie żyje, pracuje, ma się miliony zmartwień i niepokojów. To banał, ale trzeba to powiedzieć - ludzie wszędzie są tylko ludźmi. I nie ma tu nic do rzeczy otaczająca ich egzotyka.
Kraj kangurów na pewno jest piękny i fascynujący. Życia by nie starczyło, by go zwiedzić, poznać, opisać wszystko to, co by się chciało!
Tym wpisem Aniu natchnęłaś mnie do pomysłu na nasz następny post. Dzięki, kochana!:-))
Ciepłe uściski zasyłam!:-))
Do Australii się nie wybieram, ale po Twoim wpisie, na pewno zobaczę ten film :)
OdpowiedzUsuńMasz rację z tym, jakie tematy są na blogach bardziej popularne, ale może nie każdy ma do wyboru, nie każdy ma o czym pisać, jeśli nie o tym co wszyscy...?
A Ty masz:) więc na pewno przynajmniej ja, zamiast czytać coś, o czym piszą wszyscy, poczytam chętnie o Australii. Nigdy tam nie byłam i nie znam nikogo, kto by tam mieszkał ...
Wyskakuj więc ze swoich historyjek, sekretów, tajemnic i nie martw się, że będziesz kogoś zanudzać...:)))))
Magio kochana! Jakże trafnie ujęłaś w słowa to, co mnie tylko chodziło po głowie - "Nie każdy ma do wyboru o czym pisać, jeśli nie o tym, co wszyscy".Coś w tym rzeczywiście jest.Dlatego czasami w poszukiwaniu czegoś oryginalniejszego przegladam mnóstwo blogów, zalinkowanych tu i ówdzie i czasami nie znajduję nic wartego przystanięcia na chwile i zastanowienia się, a cóż dopiero zabrania głosu!
UsuńTakim pełnym głębokiego zamyślenia i przez to niezwykle wartościowym dla mnie miejscem jest Twój blog. I po prostu cieszę się, że takie strony istnieją i dają pole do namysłu a nawet autoterapii!:-))
A o Australii, osmielona takimi, jak Twoje głosami, będę oczywiscie pisać. Bo naprawdę jest o czym i tyle!
Dobrego dnia magiczna koleżanko!:-))
Dobrego Dnia :))
UsuńI nawzajem:-))
UsuńTo też mój ulubiony film australijski, ever. Australia jest tak daleko, nie przeżyłabym podróży. Pisz jak najwięcej o Australii. Myślę, że i tam mogłabym żyć. Miłej niedzieli Wam życzę
OdpowiedzUsuńPodróż, rzeczywiście jest długa i wyczerpująca, ale Australia warta tego, jest by dla niej troszkę pocierpieć!Potem się to wszystko odsypia i szybko zapomina o wszelkich trudach.
UsuńFajnie, że i Ty lubisz ten film Owieczko.Podobne fascynacje jakos ludzi do siebie zbliżają...
Nawzajem, miłej niedzieli!:-))
To jeden z moich ulubionych filmów sprzed lat!
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś fascynującą książkę o Krainie Śnienia, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu. To było o malarzu aborygeńskim, który wyszedł od autentycznej sztuki plemiennej, a skończył na stukaniu cepelii dla turystów. I o dzieciach porywanych też było.
Paweł miał kiedyś czas didgeridoo, zrobił sobie "rurę" z bambusa (aborygeni by się załamali:)) i najlepiej mu się grało do wanny :)A zaczynaliśmy na rurze od odkurzacza ...
Pozdrówki!
A do "Pikniku..."warto powrócic po latach, bo ten film niczego nie traci ze swej magii. Przeciwnie, nabiera dodatkowych znaczeń i sensów, które dostrzega się dzięki swojej bardziej zaawansowanej dojrzałości.
UsuńNie wiem, niestety, o jakiej ksiażce piszesz - a sama bym ją chętnie przeczytała! Poszukam w internecie, może znajdę ją gdzieś w jakiejś księgarence.
A fascynację didgeridoo doskonale rozumiem! Miałam okazję grać na tym instrumencie w AU. To ciężka sztuka, bo trzeba umiejętnie dąć z całych sił w płucach, by w ogóle wydobyć z tego instrumentu jakiś dźwięk. Ale jak się juz wydobędzie, to człowiek nie chce się od tej tuby oderwać! Tak fascyujace buczenia i poświsty wychodzą z tej aborygeńskiej trąby!
Pozdrowienia dla Cię i Twojego P.!:-))
Widziałam film , bardzo poruszający, może ni estraszny, ale taki powodujący gęsią skórke...brrr
OdpowiedzUsuńTak, gęsia skórka też pojawia się podczas oglądania tego filmu, ale przede wszystkim takie magiczne zapatrzenie, oderwanie, fascynacja. I cięzko potem wrócić do "Normalnego", pozbawionego tej magii świata.
UsuńJa też widziałam ale dawno,dawno temu a teraz wrócę do niego.
OdpowiedzUsuńA warto, bo po latach dostrzega sie w nim wciaz nowe, zaskakujące rzeczy!:-)
Usuń