Pani Wiśniewska
wbiegła szybko po schodach na piętro i gwałtownie otworzyła drzwi jakiegoś
pokoju.
- Dziewczyny! Nie
uwierzycie, co mi się przytrafiło! – zawołała od progu, a potem usiadła z
głośnym westchnieniem na krześle, wyrywając mnie natychmiast z błogiej drzemki.
Wspięłam się na skraj jej płaszcza i rozejrzałam uważnie po nowym miejscu. Poza
kilkoma osobniczkami płci żeńskiej pokój wypełniały szafy, zawalone stosami
papierzysk biurka oraz regały pełne segregatorów. Przy zasłoniętym żaluzjami
oknie stały dwie wielkie paprotki, które spodobały mi się, zatem postanowiłam
odwiedzić je w pierwszej kolejności. Jednak, gdy tylko zaczęłam przemieszczać
się po udzie pani Wiśniewskiej, ta wstała raptownie i zaczęła wykładać na swe
biurko wszystkie umieszczone w kieszeniach przedmioty. Widząc to szybko
wbiegłam za kołnierz jej płaszcza i stamtąd obserwowałam dalsze poczynania tej nieprzewidywalnej
kobiety.
- Wyobraźcie
sobie, że jakiś obleśny facet chciał mnie okraść w tramwaju! – żaliła się a jej
zaciekawione koleżanki podbiegły do niej z wyrazami współczucia i troski.
- Daj Ulka,
pomogę Ci zdjąć płaszcz, bo cała jesteś roztrzęsiona – rzekła sympatycznie
wyglądająca, gruba blondynka.
- A ja zrobię ci
zaraz kawy. Jaką chcesz – rozpuszczalną czy sypaną? – zapytała druga, włączając
elektryczny czajnik.
- Dobrze Joasiu,
zrób mi mocnej, sypanej kawy, bo rzeczywiście ledwo żyję po tym okropnym
wydarzeniu! – sapnęła zwana Ulką pani Wiśniewska a potem opowiedziała swym
koleżankom niedawne, tramwajowe perypetie. Na początku słuchałam ich z
ciekawością, czekając na opis mego bohaterskiego wyczynu. Jednak kobieta
zupełnie pominęła mój, jakże ważny w całym wydarzeniu udział, więc obrażona
postanowiłam przenieść się w jakieś ciekawsze niż kołnierz jej płaszcza
miejsce. Zadanie miałam ułatwione, albowiem blondynka powiesiła płaszcz na
stojącym w rogu pokoju wieszaku. Stamtąd szybko i bezszelestnie weszłam na
umiejscowioną obok szafę. Na niej z rozkoszą i radością znalazłam mile pachnący
kłąb kurzu i kilka starych, muszych trucheł. Ponieważ byłam już głodna (zawsze
tak reaguję na nerwowe sytuacje) schrupałam z rozkoszą owe suche smakołyki,
przyglądając się kątem oka rozgrywającym się w pokoju wydarzeniom.
Na razie działo się niewiele. Wszystkie
kobiety – a naliczyłam ich razem pięć - piły kawę, opowiadały sobie o swoich
mężach, dzieciach i obejrzanych wczoraj serialach. Niektóre poprawiały makijaż.
Niektóre gadały przez telefony komórkowe.
Punktualnie o godzinie
dziewiątej skończyła się sielankowa, leniwa atmosfera. Do biura zaczęli
napływać wciąż nowi i nowi interesanci. Drzwi co i rusz otwierały się i
zamykały a ja, oczywiście, zaczęłam z tego powodu odczuwać pewien dyskomfort.
Zaczęłam bowiem przed chwilą rozpinać już niezwykle piękną sieć między szafą a
wieszakiem a każdy powiew powietrza niebezpiecznie ja nadwyrężał, grożąc
pęknięciem tej delikatnej konstrukcji.
Kobiety też były chyba zmęczone tymi
bezustannymi odwiedzinami, gdyż około jedenastej zamknęły drzwi na klucz i
zabrały się za zasłużoną przerwę śniadaniową. Powyciągały ze swych toreb
pachnące kanapki, sałatki, batoniki, herbatniki i jabłka i wkrótce potem pokój
wypełniły ich chrupania, szeleszczenia, mlaskania, siorbania i nieustanne
chichoty. Tylko pani Wiśniewska nic nie jadła ponieważ, jak wyznała,
nie ma apetytu a poza tym postanowiła od dzisiaj przejść na dietę.
- Ty, na dietę? –
zdziwiła się blondynka – przecież masz świetną figurę! Chętnie bym się z Tobą
zamieniła! – dodała przypochlebnie.
- No właśnie!
Matka siedemnastoletniej córki a sama wygląda jak nastolatka! – zawołała
natychmiast brunetka, spoglądając przymilnie na mamę Luizy.
Ja tam na żadną dietę nie zamierzałam
przechodzić! Miałam chęć na nieco świeżego mięska, więc podążyłam w kierunku
paprotek, gdyż tam zawsze można znaleźć jakieś muszki i robaczki.
Po przerwie śniadaniowej pani Wiśniewska,
którą niektóre z obecnych zwały również panią kierowniczką, lub szefową wzięła pod pachę
ciężki segregator i poszła na jakąś ważną naradę. A ponieważ żaden petent nie
spieszył się na razie z wejściem do biura, pozostałe kobiety rozluźnione, odwróciwszy się
ku sobie usiadły swobodnie i zaczęły jakże miłą, przyjacielską rozmowę!
- Ależ się
ostatnio postarzała ta nasza szefowa! – rzekła gruba blondynka, pogryzając z
zadowoleniem tabliczkę ciemnej czekolady.
- Już dawno
miałam jej to mówić – dodała rudowłosa, chuda jak patyk dziewczyna spod okna –
I dobrze, że się chce brać wreszcie za odchudzanie, bo na te jej grube biodra
to już żadne wysokie obcasy nie pomogą! – zaśmiała się złośliwie.
- Myślisz, że uda
jej się schudnąć? Marne szanse! Przecież nasza Ulka w ogóle nie ma silnej woli
– prychnęła szatynka i pociągnęła wielki łyk napoju gazowanego, od którego
natychmiast dostała czkawki.
Wówczas drzwi otworzyły się i wszedł jakiś
spłoszony, więcej niz skromnie odziany klient. Przywitał się grzecznie, podszedł do lady i wyłożył na nią stos dokumentów, prosząc o
szybkie załatwienie swej sprawy.
Brunetka zerknęła
na niego niechętnie. Potem skrupulatnie przejrzała jego papiery a następnie z
niezrozumiałą dla mnie satysfakcją wyjaśniła temu panu, że brakuje mu jakiegoś
niezbędnego zaświadczenia i mężczyzna będzie musiał wobec tego pofatygować się
jeszcze raz do ich biura.
- Ale ja muszę
koniecznie dzisiaj to załatwić! – zawołał zrozpaczony mężczyzna – A po to
zaświadczenie musiałbym jechać aż do Warszawy! Bardzo proszę, aby panie poszły
mi dzisiaj wyjątkowo na rękę! Ja to zaświadczenie dowiozę w przyszłym tygodniu,
ale dzisiaj nie mogę! – mówił błagalnym głosem i wpatrywał się prosząco
w oczy zgromadzonych w pokoju kobiet.
- Ależ my mamy
określone procedury, proszę pana i nawet gdybyśmy bardzo chciały, to nic nie
możemy w tej sytuacji zrobić – odrzekła surowo blondynka, spoglądając wyniośle na
natrętnego petenta
- Moje drogie
panie! Jadę dzisiaj do siebie na wieś. Mam tam kozy i piękne, ekologicznie chowane kury! W przyszłym tygodniu przywiozę paniom na spróbowanie kozich oscypków i jajek! A
dzisiaj, jeśli mogę, chciałbym dać taki oto skromny prezent…- mówił pospiesznie
mężczyzna, wyciągając z teczki ogromną bombonierę.
Blondynka zerknęła wyczekująco na brunetkę.
Tamta spojrzała porozumiewawczo na rudą a ruda na szatynkę. Potem, bez zbędnych
już ceregieli brunetka wzięła skwapliwie ofiarowywany przez interesanta
podarunek, a chowając go pod ladą rzekła o wiele życzliwszym, niż przed chwilą
tonem:
- No to napisze
pan dzisiaj nam tylko oświadczenie, podpisze je czytelnie i spróbujemy
wyjątkowo załatwić te sprawę dla pana.
- A tak z
ciekawości, to jak tam panu się na wsi żyje? – zapytała uprzejmie ruda,
zbliżając się do lady i spoglądając taksująco na jego znoszony płaszcz i
ogorzałą od słońca twarz.
- Ciężko! Roboty
moc! Wydatków pełno a pieniędzy na wszystko mało! – odparł petent poważnym
tonem, ale zaraz, jakby sobie o czymś przypomniawszy dodał z uśmiechem – Ale powietrze tam
czyste, ptaszki od rana śpiewają, sarenki pod dom podchodzą i wiosna już na
całego!
-Już bym się za nic nie zamienił na życie w mieście! Tam mam spokój,
ciszę, las obok. Proszę mnie kiedyś odwiedzić, to zobaczycie, że biednie jest,
ale swojsko! – zawołał entuzjastycznie i roześmiał się nagle – A musiałybyście
widzieć panie, jak ciężko nam było z zoną na początku. Jak dużo błędów
popełnialiśmy zanim się człowiek gospodarzyć trochę nauczył!
Słuchałam tego wszystkiego z ogromną
ciekawością. Już nieraz bowiem słyszałam o zaletach wsi, ale nigdy nie miałam do czynienia z kimś, kto by tak bardzo zachwalał wiejskie uroki. Na dodatek
poczułam od owego jegomościa dziwny, upajający zapach, kojarzący się z czymś
dawno zapomnianym, a jakże przyjemnym.
Niewiele się namyślając podjęłam spontaniczną
decyzję i opuściłam się na srebrzystej niteczce wprost do otwartej teczki
mężczyzny. No, zobaczymy jak to się na wsi żyje! – postanowiłam, lokując się
wygodnie na dnie i wywąchując się z lubością w zapach starej skóry z niej
płynący…
Ksiazkowe okazy polskich biurew! Nic nie znaczace sfrustrowane babiszony, ktorym ta odrobina wladzy w stosunku do petentow, wali na mozgi. Skorumpowane i leniwe jednostki. Tez bym uciekla na miejscu pajaka.
OdpowiedzUsuńTak to w biurach, czy też w innych miejscach, gdzie baby przeważają liczebnie bywa.Chociaz są zapewne wyjątkowe biura, gdzie panie są miłe,bezinteresowne, pełne altruizmu i zrozumienia dla petentów.
UsuńA pająk ma coraz szersze pole do obserwacji!
No, to się dzieje:)babska przeokropne, ale ta pajęczyca to też niezłe ziółko:)
OdpowiedzUsuńPajęczyca widzi wszystko bardziej wyostrzone, niż pewnie jest w rzeczywistości. W końcu to dosc zrzędliwe i kapryśne stworzenie.Chociaż, kto wie? Moze właśnie widzi całkiem nieźle?
OdpowiedzUsuńSa ludzie i taborety, to jest moje ulubine powiedzenie. Panie biurwy prace mialy gdzies, ohydne wstretne baby brrr. Ja tez kiedys bylam biurwa i zawsze jak tylko moglam staralam sie pomoc. Z moim krzywm szczesciem oczywiscie trafilam na najbardziej oblegany urzad, wydzial komunikacji i nie bylo czasu na kawki, herbatki, ploty zawsze byly, jak wszedzie.
OdpowiedzUsuńNjagorsze sa te chore przepisy ktorych czasami naprawde nie da sie przeskoczyc.
Mysle, ze pajaczek dokonal wlasciwego wyboru:)
W biurach bywa różnie, bo i ludzie są różni.Obawiam się jednak, ze te naprawde pracowite i uczciwe osoby giną w tłumie pazernych na korzyści materialne i władzę osób.Rozdęta biurokracja i kumoterstwo sa trochę jak choroby zakaźne.A zresztą widać dobrze, co dzieje sie u szczytów władzy u nas. Kto ma dawać dobry przykład?
UsuńDobrze, droga Ataner, ze masz już ten biurowy epizod za sobą.Także moja pajęczyca postanowiła poszukać świeższego powietrza!:-))
Olgo, skąd Ty bierzesz tyle pomysłów do pisania?! Też bym tak chciała.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że pan nie musiał po bombonierę biegać, tylko skubany wiedział co i jak :)
Pozdrawiam serdecznie!
Pomysły biorą sie z samego życia. I ten pan, też z dotychczasowego doświadczenia życiowego wziął pomysł na wzięcie ze sobą bomboniery.
UsuńWszyscy żyjemy w tym kraju i mamy jakieś obserwacje i wnioski.Niekiedy trzeba sie, niestety, dostosować do systemu i robić to, co się opłaca. A że to nie za bardzo moralne?No cóz - czasem trzeba iść po najmniejszej linii oporu, żeby nie zwariować do końca!
Serdeczności przyjmuje i równie serdecznie pozdrawiam!:-)))
A to Ci pajęczyca podróżniczka- wszędobylska owadzica.
OdpowiedzUsuńCzy ona czasem nie wybiera się do Was , na wieś ?
Fajnie ma ta pajęczyca, co? Tak sobie za na gapę podrózuje. Marzenie! A co do miejsca, do którego jutro przybędzie, to Nie uprzedzajmy wypadków, droga Zofijanko! Jutro się wszystko okaże!:-))
UsuńCiekawie się akcja rozwija, ciekawe co jutro ją spotka ?
UsuńPewnie początek jakiejś nowej przygody, bo każdy dzień jest jak przygoda!:-))
Usuń
OdpowiedzUsuń...jaka mądra pajęczyca...niechaj plecie te swoje sieci daleko od miasta... O, moja fobia wciąż dyktuje mi komentarz:)
Serdeczności:)
Ps...świetny tekst! Doskonały!
Może po moich pajęczycowych opowieściach chociaż odrobinkę umniejszy sie Twoja fobia? No bo zobacz Meg, jakie to mądre i w gruncie rzeczy sympatycznie zwierzątko!
UsuńUsmiech wiczorny zasyłam i podziekowania za dobre słowo:-))
Hurra!!! Jedziemy na wieś..:-D
OdpowiedzUsuńAno jedziemy! Wiosna na wsi już powoli warkocze zielone rozplata a muszki budzą się z zimowego snu!:-))
UsuńMądra ta pajęczyca, a ja jestem ciekawa, czy to nie był czasem Cezary z tą teczką... Ty się lepiej, Olgo, dobrze rozejrzyj, czy aby nie przybył Wam w domu nowy pająk... :)
OdpowiedzUsuńZawsze o poranku przeprowadzam zbiórkę mojego pajęczego stadka. Po kilkukrotnym, dokładnym odliczeniu za każdym razem wychodzi mi inna liczba. Albo to ja tak kiepsko liczę albo moje sprytne pajączki naigrywają się ze mnie!:-))
UsuńUrzędnik petent standart a miało być tak dobrze.
OdpowiedzUsuńMoże kiedys wreszcie będzie dobrze!:-)
Usuń