sobota, 23 marca 2013

Okiem pajęczycy, cz.1 - "W mieszkaniu"



    
    Wy, ludzie rzadko mnie dostrzegacie. Jestem mistrzynią w snuciu niewidzialnych sieci. Tworzę pajęczyny w najciemniejszych zakątkach waszych domów, szkół i biur. Jestem wszędzie i widzę wszystko. Gdybyście mieli lepszy słuch, docierałby do was mój cichy, szyderczy chichot.
     Jestem pajęczycą i od niedawna mieszkam w pokoju pewnej dziewczyny imieniem Luiza. Wiem o niej niewiele: nosi ona apetyczne nazwisko Wiśniewska, ma lat siedemnaście, jest w miarę spokojna, małomówna. Po szkole często pisze coś w swym oprawnym w czarną skórę pamiętniku. Nie zaprasza do siebie gości (co akurat dla mnie ma kolosalne znaczenie, bowiem ponad wszystko cenię sobie spokój!

     Wszystko zmieniło się tej nocy. Zamiast spać w ciszy i ciemności, jak zwykli to czynić ludzie, Luiza wstała nagle, zapaliła światło i nie bacząc na późną porę zasiadła do biurka. Ciężko wzdychając, na przemian pisała i skreślała. Mamrotała przy tym pod nosem. Wierciła się niespokojnie. Aż wreszcie, zamiast podpisu pod swą, pożałowania godną bazgraniną umieściła sążnistego całusa.
     Myślicie pewnie, że to już koniec jej nocnych wyczynów? Otóż nie! Udała się wprawdzie do łóżka lecz po mniej więcej kwadransie przewracania się z boku na bok i kopania Bogu ducha winnej kołdry,  zerwała się jak oparzona i wyrwała z pamiętnika zapisaną dopiero co kartkę. Czy Wy coś z tego rozumiecie? Cóż, właśnie miałam do zrobienia kilka zwojów wspaniałej, supermocnej pajęczyny, mogłam więc od niechcenia nadal podpatrywać poczynania mojej nierozumnej współlokatorki.

     Luiza usiadła przed lustrem. Przy tym samym, które zwykle służy jej do porannych, upiększających rytuałów. Teraz jednak przypatrywała się sobie z odrazą a nawet pogardą.
   - Co ja robię najlepszego? Jestem brzydka, głupia i gruba. Co ja w ogóle sobie roję? Że niby po wczorajszej zabawie mam prawo o nim marzyć? - jęknęła, spoglądając niechętnie na swą bladą, piegowatą twarz.

     No cóż, przyznaję, że jak na ludzkie kanony piękna Luiza rzeczywiście nie prezentowała się nadzwyczajnie. Te jej jasne rzęsy i zadarty nos nie wyglądały zbyt ponętnie. Ale żeby zaraz brzydka?!
Tymczasem szalona owa dziewczyna pootwierała na oścież szafy i zaczęła wyciągać z nich swoje ubrania. Po pokoju fruwały wkrótce tęczowe spódnice, kwieciste bluzki, migotliwe szale. A przypominam, że był to środek nocy!
     Muszę Wam wyznać, że przyglądałam się temu z lekkim niepokojem. Jeden z szali, podrzucony zbyt wysoko, zawisł na żyrandolu, omal nie strącając przyczepionej misternie do sufitu mojej cudnej, koronkowej sieci! A przecież tak bardzo się napracowałam by ją tam umieścić..
     Luiza tymczasem, nie wybrawszy niczego wepchnęła wszystko byle jak, z powrotem do szafy. Potem powlokła się do łazienki. Naprawdę nie wiem, co ona tam tak długo robiła? Wyszła bowiem stamtąd gdy na dworze zaczęło się już rozwidniać. Włożyła na siebie czarną, workowatą sukienkę i uśmiechając się do siebie zjadliwie powiedziała: "Czarny wyszczupla!".  Potem zmrużyła oczy i z dziwną, ponurą satysfakcją w opuściła pokój, trzaskając drzwiami.

     Przez takie właśnie hałasy wyniosłam się onegdaj z sąsiedniego mieszkania. Nic mnie tak nie rozstraja, jak dźwięk sprzątania przy pomocy odkurzacza i głośnego zamykania drzwi. Muszę przyznać, że dotąd żadna z tych rzeczy nie była domeną Luizy. Czyżby teraz miało się to zmienić?
     Tymczasem z daleka usłyszałam podniesiony głos jej mamy - pani Wiśniewskiej.
   - To ty tak zamierzasz iść dzisiaj do szkoły? Przecież nawet na pogrzeb ciotki ubrana byłaś bardziej kolorowo!

     Tu przyklasnę jednakże gustowi Luizy, gdyż moim skromnym zdaniem czerń jest niezwykle twarzowa. Nie wyobrażam sobie aby mój odwłok mienił się jakimiś barwami. Ohyda! Uwielbiam antracytową głębię mych oczu...A ciemne, jak noc sieci - to dopiero świetne pułapki!

   - I zjedz coś Luiza! Pamiętasz ten program o anoreksji, który oglądałyśmy ostatnio? Rośniesz jeszcze i musisz jeść! - mama Luizy coś tam jeszcze mówiła ale już jej nie słuchałam, bo musiałam się skupić na przepięknej muszce-owocówce, która wleciała właśnie do pokoju. Tak, najwyższy już czas na śniadanie!

     Byłam właśnie w trakcie wielce pasjonującego polowania, gdy wtem otwarły się drzwi pokoju i wbiegła doń jego młoda, od niedawna niezrównoważona psychicznie właścicielka. Z irytacją przeżuwała trzymaną w jednej ręce kanapkę i popijała czarną, jak smoła kawą z błękitnego kubka.

   - Tak, rosnę, rosnę...Ale wszerz, niestety! Tłuścioch i pokraka. Kto by mnie tam zechciał? Głupia byłam, że myślałam, głupie nadzieje jakieś miałam... - Luiza gderając tak pod nosem zarzucała swą torbę na ramię i już miała wychodzić, gdy niespodziewanie zadzwonił telefon...Poleciała do niego, na łeb, na szyję, parząc się kawą i niezdarnie potykając o swe kapcie.
   - Cześć! Ach, to ty? Tak, świetnie spałam. A Ty? Myślałeś o mnie? Naprawdę?!!! - Dziewczyna z całej siły przyciskała słuchawkę do ucha. Jej blada zwykle twarz pokryła się krwistym rumieńcem. Oczy zabłysły, jak reflektory.
   - Co? Dzisiaj? No nie wiem...Nie, chyba nie jestem z nikim umówiona. Poczekaj. Sprawdzę!...
     Co też ona wygaduje? Przecież nigdy z nikim się nie umawia! Och, jak ci ludzie lubią wikłać proste sprawy...Ale co to? Znów zbliżyła usta do słuchawki i niby to obojętnym tonem rzekła: -
    -Dobrze. Ostatecznie możemy się spotkać dziś o piątej. Będę miała akurat trochę wolnego czasu...

     Skąd ona bierze te teksty? Pewnie naoglądała się tych dziwacznych, ruchomych obrazków zwanych filmami. Wiem, co mówię! Przecież w zeszłym roku mieszkałam na zepsutej lampie w sali kinowej!

   - Luiza, spóźnisz się! Wychodź wreszcie! - popędzała tymczasem jej mama.
   - To na razie! Muszę kończyć! Cześć! - wychrypiała pośpiesznie do telefonu dziewczyna a potem otworzyła z impetem drzwi. Na progu stała jej rodzicielka i przyglądała się córce ze zdziwioną miną.
   - A cóż ty masz takie rumieńce, dziecko? Zdawało mi się, że z kimś rozmawiałaś?
   - Aaaa...To Kaśka! Czeka na mnie za rogiem. Muszę lecieć! - skłamała gładko a potem, ni stąd ni zowąd cmoknęła mamę w policzek. Następnie, jakby o czymś sobie nagle przypomniawszy, okręciła się na pięcie i zdecydowanym ruchem otworzyła szafę. Jak było do przewidzenia, wysypało się zeń ochoczo nieszczęsne kłębowisko kolorowych ubrań.
   - A co to znowu ma być? Kto to posprząta? - pani Wiśniewska za głowę się aż złapała.
   - Nie bój się mamuś! Jak wrócę ze szkoły wszyściuteńko ślicznie poskładam i pochowam. Poodkurzam też wreszcie, bo najwyższa chyba już na to pora. Tylko teraz muszę znaleźć jedną, bardzo potrzebną mi rzecz! - trajkotała Luiza gorączkowo gmerając w owym imponującym stosie. Wreszcie spojrzała na żyrandol i gwałtownie ściągnęła z niego tęczowy szal. Okręciła nim szyję a on zamigotał, jak skrzydła rajskiego motyla. Potem wybiegła z domu, pozostawiając z całym tym bałaganem, nie rozumiejącą niczego mamę i mnie - zdruzgotaną rozmiarem zniszczeń pajęczycę.

     Nawet moja muszka-owocówka gdzieś zwiała i w anoreksję i nerwicę, to z całą pewnością popadnę ja a nie to niemożliwe dziewczynisko. Moja sieć przy suficie kompletnie zepsuta...Chyba nie warto zaczynać jej od początku. Tym bardziej, że mówi się tu o odkurzaniu! I pomyśleć, że miałam nadzieję znaleźć tutaj wreszcie dla siebie wygodne lokum na starość!
   Pani Wiśniewska wybiera się właśnie do pracy. Może jeszcze zdążę wślizgnąć się do jej torebki? Żegnaj szalona Luizo!

26 komentarzy:

  1. Ech marzenia i rojenia,
    wiosna chyba idzie skoro dziewczyny randkują :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że idzie! Mimo zimy idzie. W sercach już dawno jest!:-)

      Usuń
  2. Wielce pomyslowe i niebanalne opowiadanie.
    Pamietam czasy, kiedy narratorka powyzszego opowiadania, mialaby sie calkiem niezle w pokojach moich corek. Ja, pedantka do przesady, cierpialam katusze i zastanawialam sie nawet, skad takie ich upodobanie do ekstremalnego bajzlu. Moze ktos je w szpitalu zamienil? Bo przeciez niemozliwe, zeby MOIM dzieciom taki chaos nie przeszkadzal.
    Kiedy poszly na swoje, nagle wszystko sie odmienilo! Najbardziej wymagajacy sierzant w wojsku, musialby zaakceptowac ulozone pod linijke bluzki w szafach i brak kurzu po katach, a z toalety prawie mozna pic, kiedy pragnienie meczy. Cud jakis, czy co?
    Pajaki nie maja szans na przezycie w ich domach, wszystkie gina w czelusciach odkurzacza, wessane bezlitosnie przy okazji czestego sprzatania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem przesada w sprzątaniu też nie jest dobra. Wejdziesz potem do takiego domu i nie wiesz, czy to muzeum czy prywatne mieszkanie!No i takie narratorki przy okazji giną, Bogu ducha winne - a przecież mogłyby jeszcze duzo ciekawych rzeczy podpatrzeć!
      Tu, na wsi pająki się szanuje. Nie zabija sie ich, ale łapie i wynosi. Ludzie uważają, że zabicie pająka przynosi nieszczęście. Poza tym latem pajaki bardzo się przydają, komary i muchy łapiąc.
      Ja pamietam, ze Ty pająków bardzo nie lubisz Panterko! U mnie kilka by sie po katach znalazło. Niech sobie spokojnie żyją...
      Uśmiech zasyłam pogodny!:-))

      Usuń
    2. Nie przepadam za nimi, ale tez nie zabijam, a na balkonie nawet pozwalam im mieszkac, mam tam swojego dyzurnego krzyzaka i pare pomniejszych.
      W domu wole nie miec, bo mnie pajeczyny denerwuja.

      Usuń
    3. Na wsi nie da się ustrzec przed pajęczynami. Żyje tu kilkadziesiat różnych rodzajów pająków, które potrafią wykorzystać każdą szparke i dziurkę, by się zadomowić.Niektóre z nich są tu chyba od bardzo dawna. Sprytne, inteligentne, znające sekrety tego domu lepiej niz ja... Co się jedną pajęczynę zlikwiduje, to pojawia sie nastepna. Chyba po prostu trzeba pajączki i ich sieci polubić...

      Usuń
  3. ...oj, boję się pająków...od dziecka. Małe, duże, w „futerku” i bez czaiły się wszędzie. W pokojach, pod kuchnią kaflową, w składziku i między drzewami. Czasem zawieszone na cieniutkiej nitce u sufitu spoglądały na mnie swoimi złośliwymi oczkami, albo łypały na mnie spode łba siedząc cichutko w kącie. Wszędzie na złość mi plotły te swoje sieci i czekały ...Mój krzyk zwiastował domownikom, że gdzieś na swojej drodze dostrzegłam długonogiego jegomościa. Krzyczałam tak długo, dopóki nie zjawił się ktoś z gazetą czy szczotką.Pomalowanie ścian na kolor różu miał zapewnić mi spokój i wygnać pająki. Przyciągnął ich więcej. Chyba nie był to ten odcień różu. Kotka, którą mieliśmy, zamiast chronić mnie przed nimi wolała wygrzewać się na słoneczku lub zapiecku. Z wielką i nieskrywaną radością przestąpiłam próg mojego nowego mieszkania sądząc – o naiwności – że tu nie spotkam moich naturalnych wrogów. I kto mnie przywitał niemalże w progu? Pająk! Zwisając z sufitu zadyndał tuż przed moimi oczami i zniknął...
    Odkurzacz poszedł od razu w ruch. Gdy wszystkie kąty, kąciki i zakamarki zostały starannie oczyszczone przez moją córkę i padła komenda – teren czysty – mogłam wreszcie zamieszkać.
    Jest zimno, na razie ich nie widuję. Siedzą sobie pewnie gdzieś spokojnie, ale już przędą te swoje nici tak jakby chciały w nie wpleść "całą życia swego treść "...a to nieprawda, one tylko czekają aż mnie w nie wplotą...:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To współczuję Ci Meg, że masz tak silną arachnofobię. Na pewno cieżko z tym żyć.To straszne gdy człowiek nie czuje sie pewnie i bezpiecznie w swoim własnym domu, bo gdzieś tam może czaić sie pająk...
      Ja nie boję się pająków. Tylko w dzieciństwie sie ich brzydziłam, ale potem pewna odwazna, niczego nie brzydząca sie koleżanka mnie z tego wyleczyła. Teraz egzystujemy razem, nie szkodząc sobie wzajem i szanując swoje terytoria...
      Ściskam!:-)

      Usuń
    2. ...masz szczęście, ja ze swoją fobią jakoś żyję...nie jest aż tak źle, jakby się wydawało...acz szczęśliwsza bym była gdyby nie stawały te stworki na mojej drodze nigdy :)

      Usuń
    3. Pamiętasz tę piosenkę Meg? - "każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma. A ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa" A trawestując: :W moim domu w mrok pomyka pająk, cichy, czujny brat...":-))

      Usuń
  4. No nieźle, pająk - ukryta kamera :)
    Jako nastolatka często sobie wyobrażałam, że jestem pod ciągłą obserwacją, bardzo męcząca zabawa ...
    Boziuuu, jak to dobrze, że już nie muszę się zakochiwać!
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakochiwanie według mnie to nie mus, ale nieprzewidywalna, ciężka choroba, której wirusy fruwają beztrosko po świecie i raz po raz kogoś napadają. Czy istnieje na nie jakaś skuteczna szczepionka? Wątpię!
      A co do ukrytej kamery, to sami dla siebie powinniśmy nią być, żeby spojrzeć z dystansem na naszą codzienną dreptaninę.
      Odściskam serdecznie!:-)

      Usuń
  5. Oj, mam nadzieję, że jednak się nie wyprowadzi, bo kto nam doniesie o dalszych losach Luizy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jakaś pajęcza sieć gdzieś tam zdoła się w mroku ukryć...
      Pozdrowienia poranne zasyłam!:-))

      Usuń
  6. Och ta Luiza, jak mogła wygonić pajeczycę.
    Czytałam i cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy.
    Zgodzę się z Anką- kto nam opowie dalszą część miłosnej historii ?
    Przekaż matce Luizy, żeby uważała na pajęczycę, bo jest świetne gumowe ucho i oko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wezmę pod uwagę. Pajęczyca nie lubi się nudzić pod sufitem i myślę, że wbrew narzekaniu na zamieszanie ma z tego wszystkiego jakąś frajdę!
      Fajnie Zofijanko, że się uśmiechałaś czytając, o to mi właśnie chodziło!
      Serdeczności o poranku zasyłam (za oknem minus dziewiętnaście stopni!):-)))

      Usuń
  7. Kochane Kangurki, zechciejcie przyjac w swoje rece...
    (szczegoly u mnie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Panterko za pamięć, życzliwosć i docenienie poprzez to wyróznienie. Równa z Ciebie babka!:-))

      Usuń
  8. Oo, te żyjątka, których nie widać na co dzień, widzą same wiele... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie tak, jak dzieci. One też widzą więcej, niż nam sie zdaje!:-)

      Usuń
  9. U mnie takie pajeczyce czesto goszcza i az sie boje co widza:))
    Swietne opowiadanie, najwyzszy czas okna otworzyc na cala szerokosc i przepedzic z domu to podgladaczki.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie przepędzam za bardzo, bo mi ich po prostu żal. A poza tym dają mi, jak widać, natchnienie do pisania! A że podgladaczki z nich okropne, to racja. Ale zawsze coś albo ktoś nas podgląda. Taki już jest ludzki los...
      Dziekuję za pozdrowienia i ściskam gorąco!:-))

      Usuń
    2. Olu, dzisiaj jestem jakas zakrecona i pisanie nie jest moja mocna strona, mialam na mysli swoje okna:))))))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost