Wy, ludzie rzadko
mnie dostrzegacie. Jestem mistrzynią w snuciu niewidzialnych sieci. Tworzę
pajęczyny w najciemniejszych zakątkach waszych domów, szkół i biur. Jestem
wszędzie i widzę wszystko. Gdybyście mieli lepszy słuch, docierałby do was mój
cichy, szyderczy chichot.
Jestem pajęczycą i od
niedawna mieszkam w pokoju pewnej dziewczyny imieniem Luiza. Wiem o niej
niewiele: nosi ona apetyczne nazwisko Wiśniewska, ma lat siedemnaście, jest w
miarę spokojna, małomówna. Po szkole często pisze coś w swym oprawnym w czarną
skórę pamiętniku. Nie zaprasza do siebie gości (co akurat dla mnie ma kolosalne
znaczenie, bowiem ponad wszystko cenię sobie spokój!
Wszystko zmieniło się tej
nocy. Zamiast spać w ciszy i ciemności, jak zwykli to czynić ludzie, Luiza
wstała nagle, zapaliła światło i nie bacząc na późną
porę zasiadła do biurka. Ciężko wzdychając, na przemian pisała i
skreślała. Mamrotała przy tym pod nosem. Wierciła się niespokojnie. Aż
wreszcie, zamiast podpisu pod swą, pożałowania godną bazgraniną umieściła
sążnistego całusa.
Myślicie pewnie, że to
już koniec jej nocnych wyczynów? Otóż nie! Udała się wprawdzie do łóżka
lecz po mniej więcej kwadransie przewracania się z boku na bok i kopania
Bogu ducha winnej kołdry, zerwała się jak oparzona i wyrwała z pamiętnika
zapisaną dopiero co kartkę. Czy Wy coś z tego rozumiecie? Cóż, właśnie miałam
do zrobienia kilka zwojów wspaniałej, supermocnej pajęczyny, mogłam więc od
niechcenia nadal podpatrywać poczynania mojej nierozumnej współlokatorki.
Luiza usiadła przed
lustrem. Przy tym samym, które zwykle służy jej do porannych, upiększających
rytuałów. Teraz jednak przypatrywała się sobie z odrazą a nawet pogardą.
- Co ja robię najlepszego? Jestem
brzydka, głupia i gruba. Co ja w ogóle sobie roję? Że niby po wczorajszej
zabawie mam prawo o nim marzyć? - jęknęła, spoglądając niechętnie na swą bladą,
piegowatą twarz.
No cóż, przyznaję, że jak
na ludzkie kanony piękna Luiza rzeczywiście nie prezentowała
się nadzwyczajnie. Te jej jasne rzęsy i zadarty nos nie wyglądały zbyt
ponętnie. Ale żeby zaraz brzydka?!
Tymczasem szalona owa dziewczyna pootwierała na
oścież szafy i zaczęła wyciągać z nich swoje ubrania. Po pokoju fruwały wkrótce
tęczowe spódnice, kwieciste bluzki, migotliwe szale. A przypominam, że był to
środek nocy!
Muszę Wam wyznać, że
przyglądałam się temu z lekkim niepokojem. Jeden z szali, podrzucony zbyt
wysoko, zawisł na żyrandolu, omal nie strącając przyczepionej misternie do
sufitu mojej cudnej, koronkowej sieci! A przecież tak bardzo się napracowałam
by ją tam umieścić..
Luiza tymczasem, nie
wybrawszy niczego wepchnęła wszystko byle jak, z powrotem do szafy. Potem
powlokła się do łazienki. Naprawdę nie wiem, co ona tam tak długo robiła?
Wyszła bowiem stamtąd gdy na dworze zaczęło się już rozwidniać. Włożyła na
siebie czarną, workowatą sukienkę i uśmiechając się do siebie zjadliwie
powiedziała: "Czarny wyszczupla!". Potem zmrużyła oczy i z
dziwną, ponurą satysfakcją w opuściła pokój, trzaskając drzwiami.
Przez takie właśnie
hałasy wyniosłam się onegdaj z sąsiedniego mieszkania. Nic mnie tak nie
rozstraja, jak dźwięk sprzątania przy pomocy odkurzacza i głośnego zamykania
drzwi. Muszę przyznać, że dotąd żadna z tych rzeczy nie była domeną Luizy.
Czyżby teraz miało się to zmienić?
Tymczasem z daleka
usłyszałam podniesiony głos jej mamy - pani Wiśniewskiej.
- To ty tak zamierzasz iść dzisiaj do
szkoły? Przecież nawet na pogrzeb ciotki ubrana byłaś bardziej kolorowo!
Tu przyklasnę jednakże
gustowi Luizy, gdyż moim skromnym zdaniem czerń jest niezwykle twarzowa.
Nie wyobrażam sobie aby mój odwłok mienił się jakimiś barwami. Ohyda! Uwielbiam
antracytową głębię mych oczu...A ciemne, jak noc sieci - to dopiero świetne
pułapki!
- I zjedz coś Luiza! Pamiętasz ten program
o anoreksji, który oglądałyśmy ostatnio? Rośniesz jeszcze i musisz jeść! - mama
Luizy coś tam jeszcze mówiła ale już jej nie słuchałam, bo musiałam się skupić
na przepięknej muszce-owocówce, która wleciała właśnie do pokoju. Tak,
najwyższy już czas na śniadanie!
Byłam właśnie w trakcie
wielce pasjonującego polowania, gdy wtem otwarły się drzwi pokoju i wbiegła doń
jego młoda, od niedawna niezrównoważona psychicznie właścicielka. Z irytacją
przeżuwała trzymaną w jednej ręce kanapkę i popijała czarną, jak smoła kawą z
błękitnego kubka.
- Tak, rosnę, rosnę...Ale wszerz,
niestety! Tłuścioch i pokraka. Kto by mnie tam zechciał? Głupia byłam, że
myślałam, głupie nadzieje jakieś miałam... - Luiza gderając tak pod nosem
zarzucała swą torbę na ramię i już miała wychodzić, gdy niespodziewanie
zadzwonił telefon...Poleciała do niego, na łeb, na szyję, parząc się kawą i
niezdarnie potykając o swe kapcie.
- Cześć! Ach, to ty? Tak, świetnie
spałam. A Ty? Myślałeś o mnie? Naprawdę?!!! - Dziewczyna z całej siły
przyciskała słuchawkę do ucha. Jej blada zwykle twarz pokryła się krwistym
rumieńcem. Oczy zabłysły, jak reflektory.
- Co? Dzisiaj? No nie wiem...Nie,
chyba nie jestem z nikim umówiona. Poczekaj. Sprawdzę!...
Co też ona wygaduje?
Przecież nigdy z nikim się nie umawia! Och, jak ci ludzie lubią wikłać
proste sprawy...Ale co to? Znów zbliżyła usta do słuchawki i niby
to obojętnym tonem rzekła: -
-Dobrze. Ostatecznie możemy się
spotkać dziś o piątej. Będę miała akurat trochę wolnego czasu...
Skąd ona bierze te
teksty? Pewnie naoglądała się tych dziwacznych, ruchomych obrazków zwanych
filmami. Wiem, co mówię! Przecież w zeszłym roku mieszkałam na zepsutej lampie
w sali kinowej!
- Luiza, spóźnisz się! Wychodź
wreszcie! - popędzała tymczasem jej mama.
- To na razie! Muszę kończyć! Cześć!
- wychrypiała pośpiesznie do telefonu dziewczyna a potem otworzyła z impetem
drzwi. Na progu stała jej rodzicielka i przyglądała się córce ze zdziwioną
miną.
- A cóż ty masz takie rumieńce,
dziecko? Zdawało mi się, że z kimś rozmawiałaś?
- Aaaa...To Kaśka! Czeka na mnie za
rogiem. Muszę lecieć! - skłamała gładko a potem, ni stąd ni zowąd cmoknęła mamę
w policzek. Następnie, jakby o czymś sobie nagle przypomniawszy, okręciła się
na pięcie i zdecydowanym ruchem otworzyła szafę. Jak było do przewidzenia,
wysypało się zeń ochoczo nieszczęsne kłębowisko kolorowych ubrań.
- A co to znowu ma być? Kto to
posprząta? - pani Wiśniewska za głowę się aż złapała.
- Nie bój się mamuś! Jak wrócę ze
szkoły wszyściuteńko ślicznie poskładam i pochowam. Poodkurzam też wreszcie, bo
najwyższa chyba już na to pora. Tylko teraz muszę znaleźć jedną, bardzo
potrzebną mi rzecz! - trajkotała Luiza gorączkowo gmerając w owym imponującym
stosie. Wreszcie spojrzała na żyrandol i gwałtownie ściągnęła z niego tęczowy
szal. Okręciła nim szyję a on zamigotał, jak skrzydła rajskiego motyla. Potem
wybiegła z domu, pozostawiając z całym tym bałaganem, nie rozumiejącą niczego
mamę i mnie - zdruzgotaną rozmiarem zniszczeń pajęczycę.
Nawet moja
muszka-owocówka gdzieś zwiała i w anoreksję i nerwicę, to z całą pewnością
popadnę ja a nie to niemożliwe dziewczynisko. Moja sieć przy suficie
kompletnie zepsuta...Chyba nie warto zaczynać jej od początku. Tym
bardziej, że mówi się tu o odkurzaniu! I pomyśleć, że miałam nadzieję znaleźć
tutaj wreszcie dla siebie wygodne lokum na starość!
Pani Wiśniewska wybiera się właśnie
do pracy. Może jeszcze zdążę wślizgnąć się do jej torebki? Żegnaj szalona
Luizo!
Ech marzenia i rojenia,
OdpowiedzUsuńwiosna chyba idzie skoro dziewczyny randkują :-)
Pewnie, że idzie! Mimo zimy idzie. W sercach już dawno jest!:-)
UsuńWielce pomyslowe i niebanalne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPamietam czasy, kiedy narratorka powyzszego opowiadania, mialaby sie calkiem niezle w pokojach moich corek. Ja, pedantka do przesady, cierpialam katusze i zastanawialam sie nawet, skad takie ich upodobanie do ekstremalnego bajzlu. Moze ktos je w szpitalu zamienil? Bo przeciez niemozliwe, zeby MOIM dzieciom taki chaos nie przeszkadzal.
Kiedy poszly na swoje, nagle wszystko sie odmienilo! Najbardziej wymagajacy sierzant w wojsku, musialby zaakceptowac ulozone pod linijke bluzki w szafach i brak kurzu po katach, a z toalety prawie mozna pic, kiedy pragnienie meczy. Cud jakis, czy co?
Pajaki nie maja szans na przezycie w ich domach, wszystkie gina w czelusciach odkurzacza, wessane bezlitosnie przy okazji czestego sprzatania.
Czasem przesada w sprzątaniu też nie jest dobra. Wejdziesz potem do takiego domu i nie wiesz, czy to muzeum czy prywatne mieszkanie!No i takie narratorki przy okazji giną, Bogu ducha winne - a przecież mogłyby jeszcze duzo ciekawych rzeczy podpatrzeć!
UsuńTu, na wsi pająki się szanuje. Nie zabija sie ich, ale łapie i wynosi. Ludzie uważają, że zabicie pająka przynosi nieszczęście. Poza tym latem pajaki bardzo się przydają, komary i muchy łapiąc.
Ja pamietam, ze Ty pająków bardzo nie lubisz Panterko! U mnie kilka by sie po katach znalazło. Niech sobie spokojnie żyją...
Uśmiech zasyłam pogodny!:-))
Nie przepadam za nimi, ale tez nie zabijam, a na balkonie nawet pozwalam im mieszkac, mam tam swojego dyzurnego krzyzaka i pare pomniejszych.
UsuńW domu wole nie miec, bo mnie pajeczyny denerwuja.
Na wsi nie da się ustrzec przed pajęczynami. Żyje tu kilkadziesiat różnych rodzajów pająków, które potrafią wykorzystać każdą szparke i dziurkę, by się zadomowić.Niektóre z nich są tu chyba od bardzo dawna. Sprytne, inteligentne, znające sekrety tego domu lepiej niz ja... Co się jedną pajęczynę zlikwiduje, to pojawia sie nastepna. Chyba po prostu trzeba pajączki i ich sieci polubić...
Usuń...oj, boję się pająków...od dziecka. Małe, duże, w „futerku” i bez czaiły się wszędzie. W pokojach, pod kuchnią kaflową, w składziku i między drzewami. Czasem zawieszone na cieniutkiej nitce u sufitu spoglądały na mnie swoimi złośliwymi oczkami, albo łypały na mnie spode łba siedząc cichutko w kącie. Wszędzie na złość mi plotły te swoje sieci i czekały ...Mój krzyk zwiastował domownikom, że gdzieś na swojej drodze dostrzegłam długonogiego jegomościa. Krzyczałam tak długo, dopóki nie zjawił się ktoś z gazetą czy szczotką.Pomalowanie ścian na kolor różu miał zapewnić mi spokój i wygnać pająki. Przyciągnął ich więcej. Chyba nie był to ten odcień różu. Kotka, którą mieliśmy, zamiast chronić mnie przed nimi wolała wygrzewać się na słoneczku lub zapiecku. Z wielką i nieskrywaną radością przestąpiłam próg mojego nowego mieszkania sądząc – o naiwności – że tu nie spotkam moich naturalnych wrogów. I kto mnie przywitał niemalże w progu? Pająk! Zwisając z sufitu zadyndał tuż przed moimi oczami i zniknął...
OdpowiedzUsuńOdkurzacz poszedł od razu w ruch. Gdy wszystkie kąty, kąciki i zakamarki zostały starannie oczyszczone przez moją córkę i padła komenda – teren czysty – mogłam wreszcie zamieszkać.
Jest zimno, na razie ich nie widuję. Siedzą sobie pewnie gdzieś spokojnie, ale już przędą te swoje nici tak jakby chciały w nie wpleść "całą życia swego treść "...a to nieprawda, one tylko czekają aż mnie w nie wplotą...:)
Serdeczności:)
To współczuję Ci Meg, że masz tak silną arachnofobię. Na pewno cieżko z tym żyć.To straszne gdy człowiek nie czuje sie pewnie i bezpiecznie w swoim własnym domu, bo gdzieś tam może czaić sie pająk...
UsuńJa nie boję się pająków. Tylko w dzieciństwie sie ich brzydziłam, ale potem pewna odwazna, niczego nie brzydząca sie koleżanka mnie z tego wyleczyła. Teraz egzystujemy razem, nie szkodząc sobie wzajem i szanując swoje terytoria...
Ściskam!:-)
...masz szczęście, ja ze swoją fobią jakoś żyję...nie jest aż tak źle, jakby się wydawało...acz szczęśliwsza bym była gdyby nie stawały te stworki na mojej drodze nigdy :)
UsuńPamiętasz tę piosenkę Meg? - "każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma. A ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa" A trawestując: :W moim domu w mrok pomyka pająk, cichy, czujny brat...":-))
Usuń:)
Usuń:-)
UsuńNo nieźle, pająk - ukryta kamera :)
OdpowiedzUsuńJako nastolatka często sobie wyobrażałam, że jestem pod ciągłą obserwacją, bardzo męcząca zabawa ...
Boziuuu, jak to dobrze, że już nie muszę się zakochiwać!
Uściski!
Zakochiwanie według mnie to nie mus, ale nieprzewidywalna, ciężka choroba, której wirusy fruwają beztrosko po świecie i raz po raz kogoś napadają. Czy istnieje na nie jakaś skuteczna szczepionka? Wątpię!
UsuńA co do ukrytej kamery, to sami dla siebie powinniśmy nią być, żeby spojrzeć z dystansem na naszą codzienną dreptaninę.
Odściskam serdecznie!:-)
Oj, mam nadzieję, że jednak się nie wyprowadzi, bo kto nam doniesie o dalszych losach Luizy?
OdpowiedzUsuńZawsze jakaś pajęcza sieć gdzieś tam zdoła się w mroku ukryć...
UsuńPozdrowienia poranne zasyłam!:-))
Och ta Luiza, jak mogła wygonić pajeczycę.
OdpowiedzUsuńCzytałam i cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Zgodzę się z Anką- kto nam opowie dalszą część miłosnej historii ?
Przekaż matce Luizy, żeby uważała na pajęczycę, bo jest świetne gumowe ucho i oko.
Wszystko wezmę pod uwagę. Pajęczyca nie lubi się nudzić pod sufitem i myślę, że wbrew narzekaniu na zamieszanie ma z tego wszystkiego jakąś frajdę!
UsuńFajnie Zofijanko, że się uśmiechałaś czytając, o to mi właśnie chodziło!
Serdeczności o poranku zasyłam (za oknem minus dziewiętnaście stopni!):-)))
Kochane Kangurki, zechciejcie przyjac w swoje rece...
OdpowiedzUsuń(szczegoly u mnie)
Dziękuję Panterko za pamięć, życzliwosć i docenienie poprzez to wyróznienie. Równa z Ciebie babka!:-))
UsuńOo, te żyjątka, których nie widać na co dzień, widzą same wiele... :)
OdpowiedzUsuńPrawie tak, jak dzieci. One też widzą więcej, niż nam sie zdaje!:-)
UsuńU mnie takie pajeczyce czesto goszcza i az sie boje co widza:))
OdpowiedzUsuńSwietne opowiadanie, najwyzszy czas okna otworzyc na cala szerokosc i przepedzic z domu to podgladaczki.
Pozdrawiam serdecznie:)
Oj, nie przepędzam za bardzo, bo mi ich po prostu żal. A poza tym dają mi, jak widać, natchnienie do pisania! A że podgladaczki z nich okropne, to racja. Ale zawsze coś albo ktoś nas podgląda. Taki już jest ludzki los...
UsuńDziekuję za pozdrowienia i ściskam gorąco!:-))
Olu, dzisiaj jestem jakas zakrecona i pisanie nie jest moja mocna strona, mialam na mysli swoje okna:))))))
UsuńAcha!:-)))
Usuń