Obok miasteczka płynęła rzeka. Bardzo stara i nigdy nieposkromiana żadnymi
wałami i obwarowaniami. Latem obrastało ją gęste sitowie, trzciny, wikliny i
krzaki dzikich róż. Zimą krajobraz był surowszy, ale równie piękny. Każdą
gałązkę pokrywała bielutka szadź. Stare, zamarznięte listeczki zasnęły w
tej na zawsze zaklętej chwili. Chwili zatrzymanej zieleni. Rzeka miała moc
przytrzymywania zagubionej chwili, straconego czasu. Wyczuwały to nawet dzieci,
które tu właśnie, pośród tej gęstej roślinności budowały sobie latem kryjówki,
zamki, magiczne domki. Tam bawiły się całymi godzinami a czas przyglądał im się
życzliwie. I nigdzie ich nie popędzał. Tutaj mogły być na zawsze dziećmi.
Kiedyś takim właśnie dzieckiem był Jan. Wtedy nazywany przez
wszystkich małym Jaśkiem. Zawsze nieśmiało stojący z boku. Cicho
przysłuchujący się głośnym, rozbrykanym zabawom rówieśników. Zapatrzający
się stale w płynące rzeką kawałeczki patyczków, w kolorowe, mknące w dal
listeczki i marzenia. Dzieci budowały z gałązek szałasy. On chętnie i wytrwale
znosił na miejsce budowy największe ich ilości, bo choć zawsze był zbyt mały,
jak na swój wiek i zbyt cichy, to wszyscy cenili go za chęć pomocy, za pogodne
i życzliwe wszystkim usposobienie, za niezwykłą, wewnętrzną siłę.
A kiedy już dzieciaki mościły się w szałasach i udawały dzikich Indian albo
walecznych rycerzy w swoich zamkach, Jaś siadał zawsze z dala by mieć widok na
ukochaną rzekę. Spoglądał w jej bezkres i wyobrażał sobie jej zakola, odległe,
tajemnicze meandry, wszystkie, drogi którymi podążała w szeroki, nieznany
świat.
Pewnego dnia zasiedział się tak bardzo, że nie dosłyszał nawet nawoływania
kolegów, wracających już do domu. A może słyszał, tylko tak dobrze było mu tam
samemu, że udał, iż nie słyszy?
Wrzucił do wody gałązkę nadrzecznej wierzby. Zawirowała, zakręciła się w
miejscu. Zamyśliła chwilkę, jakby nie wiedząc, w którą stronę ma właściwie
zmierzać. A Jaś popatrzył na nią serdecznie i dmuchnął z całej siły. Och, jak
dużo było mocy w jego drobnych piersiach! Gałązka obróciła się szybciutko i popłynęła.
Daleko, daleko! Zabrała ze sobą jego najskrytsze marzenie. Zabrała w świat
pragnienie zaklęte w tym małym, nieśmiałym Jaśku.
Potem Jaś dorósł. Jego życie płynęło skomplikowanymi zakolami. Jego los skręcał
nagle bardzo gwałtownie i bardzo boleśnie na boki. Czasem nawet zdawało się
Janowi, że już nic nie ma i nie może być dalej. Tak bardzo cierpiał i tak
bardzo przestał wierzyć w marzenia.
Rzadko
przychodził nad tę swoją ukochaną niegdyś rzekę. Bał się rozdrapywania ran.
Obawiał się bezsensownego obudzenia mrzonek.
Ale tego
dnia nie umiał oprzeć się dziwnej i niewytłumaczalnej niczym potrzebie. Był
koniec zimy. Śniegi topniały. Błotnista maź wciskała się do butów, przemaczała
spodnie i skarpetki. Ludzie z utyskiwaniem zdążali do pracy, do kościoła, do
swoich codziennych, zwykłych obowiązków. A Jan naciągnął na uszy starą,
granatową czapkę. Szybko narzucił na plecy swój znoszony kożuszek i poszedł a
właściwie pobiegł nad rzekę. Czego się tam spodziewał? Sam nie wiedział. Gnała
go jakaś pustka, jakaś tęsknota, jakiś dojmujący brak. Tyle lat już był sam.
Powinien przywyknąć do tego stanu. Powinien wrosnąć w samotność. Oswoić ją dla
siebie i nie łaknąć więcej. A jednak jego serce wciąż biło i wciąż dawało
znaki, że warto dać mu jeszcze jedną, może ostatnią szansę. Jeszcze jeden
wysiłek. A więc uwierzył sobie i porzucił swe codzienne sprawy by pobiec
do ukochanego miejsca swojego dzieciństwa. Nad starą, dobrą rzekę.
Trwały roztopy, a więc rzeka wydawała się szersza niż zwykle. Wzburzone wody
pędziły przed siebie jak szalone. Szumiał wiatr w nagich gałązkach wikliny.
Szeleściły nieopadłe, suche liście. Spojrzał w dal. I poczuł
rozczarowanie. Niczego tam nie było. Znowu bezmiar i znowu dojmujący brak. Po
co więc tu dziś przybiegł? Czego oczekiwał? I już miał się odwrócić i
odejść, bo głupio mu się nagle zrobiło, że taki wciąż jest
niepoprawnie naiwny, choć stary, gdy nagle usłyszał śpiew. Czy to
przywidzenie? Czy to przesłyszenie? Spojrzał na drugi brzeg rzeki i spostrzegł
tam kasztanowowłosą kobietę, nucącą jakąś starą melodię, znaną mu chyba jeszcze
z dzieciństwa. Nuciła cichutko, nieśmiało, delikatnie. Stała zapatrzona w
bezmiar wód a w dłoniach trzymała gałązkę nadrzecznej wierzby. W jej głosie był
smutek, tęsknota, melancholia, ale i ciepły upajajacy, magnetyczny
blask.
Spojrzał jak wiatr bawi się jej włosami. Dostrzegł ją ponad wodami. I zatonął w
zieloności jej spojrzenia...
Kiedy czegos bardzo pragniemy i powierzamy tych pragnien tajemnice drzewom, rzece w nieznane plynacej, trawie na lace albo morzu szumiacemu, one kiedys nam sie odwdziecza tych marzen spelnieniem. Przyroda jest wdziecznym sluchaczem naszych goracych pragnien i zalosnych westchnien, placzu i radosci, smutku i tesknoty.
OdpowiedzUsuńJa sama lubie przytulac sie do chropowatej kory drzew, sluchac szumu i plusku strumyka, obserwowac plynace obloki, kiedy leze na rozgrzanej lace, sluchajac niepowtarzalnego bzykliwego spiewu pszczol, przygladac sie mrowkom, czerpiac calym cialem sily witalne matki-natury. Ona chetnie oddaje czesc swojej nieskonczonej energii tym, ktorzy w pokorze i niemym zachwycie oddaja holdy jej pieknu.
We mnie jest cos z Jaska, wole nature od ludzi.
Przyjemnej niedzieli, kochani.
Też mam to wrażenie Panterko, ze jeśli tylko zawierzymy sie naturze, jesli będziemy ją szanować, dostrzegac i kochać, to ona odwdzieczy sie tym samym. Da nam moc i spokój. Ukojenie serc.Zapomnienie o tym, co wciaz boli. Zabliźnienie ran duszy.
UsuńUwielbiam ten spokój, ciepło i radosć z obcowania z lasem... Z dala od ludzi, od szumu, od brudu.
Dlatego tak cieszy nas z mężem mozliwosć mieszkania tuż przy lesie, w otoczeniu łąk i pól.To daje siły do życia!
I my blisko w duszy tego Jaśka jesteśmy, Panterko!:-)
Natura budzi sie pomalutku do zycia, budzi też nas i nasze marzenia...
Ściskamy Cię serdecznie rozmarzona dziewczyno i dziękujemy za piękny komentarz!:-)))
Taaaaaa.. Pantera ma rację. Ja jeszcze lubię włóczyć się w nocy po ogrodzie i wgapiać w niebo. Uwielbiam to.Czuję Kosmos. Kiedy położycie się na ziemi i przytulicie do niej ucho, możecie usłyszeć cichutkie brzęczenie. Albo wiosenny ciepły wiatr wiejący prosto w twarz, kiedy stoisz na wzniesieniu. Rozkładam wtedy ręce i chcę wzlecieć. Kurcze... chyba brak mi normy. Doskonale "czuję" Jana.
OdpowiedzUsuńŚlicznie opisujesz rzekę i "tęsknoty" Jana:)
PS. Kiedy mieszkałam w leśniczówce, ni z tego, ni z owego potrafiłam nagle ubrać się i polecieć do lasu. Coś mnie gnało, czegoś potrzebowałam. Taka melancholia we mnie jakaś była. I potrafiłam się włóczyć godzinami po łąkach, groblach, siedzieć nad stawami.
Dzień dobry Jaskółko!Ciepło mi na sercu, że tym postem obudziłam w Tobie rozmarzone,melancholijne wspomnienia o lesie, ogrodzie i cudzie natury, otaczajacym nas.Rozumiem Twoje "odloty" bo sama tez odlatuje wzruszeniem, zapatrzeniem, ciarkami na skórze, gdy pojmę jak mała jestem w porównaniu z tym Kosmosem.Piekne to są uczucia, odwołujace się w nas do czegos magicznego, pierwotnego, z czasów sprzed cywilizacji i jej spętania normami, religiami, bezpodstawnymi ograniczeniami.
UsuńCzasem gna człowieka, by po prostu pójśc boso po trawie i popatrzeć na gwiazdy nocą! Czego więcej trzeba by poczuć sie tak po prostu szczęśliwą?
Dziękuję za Twoje ciepłe słowa Jaskółko.
Moc ciepłych mysli zasyłam i życzenia dobrej, odpoczynek dającej niedzieli!:-))
Pięknie! Refleksyjnie! Metaforycznie! Po przeczytaniu zobaczyłam rzekę dzieciństwa, nad której brzeg uciekałam niemal codziennie, aby obmyć swoje myśli od brudu tego świata, od tego co przylepiało się, oblepiało ...zobaczyłam nastoletnią Meg, nad której głową przeleciał Pierwszy Motyl z brązowymi oczami...
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Rzeka dzieciństwa, rzeka życia...Miejsce niezmienne, miejsce ukochane, ponad inne wybrane, naszymi myslami i uczuciami przeniknięte. Nasz los meandrami płynący. A gdzies ten początek pełen marzeń, motyli, ważek i nadziei a czasami spełnień...
UsuńDziekuję za Twoje słowa Meg, wspomnieniami malowane!
Serdeczne mysli zasyłam!:-))
I spotkało się tych dwoje.
OdpowiedzUsuńWarto czekać.
Ja też zatęskniłam dzisiaj Olgo, za latem i kolorem nadziei.
Warto czekać i mieć nadzieję, bo nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie znajdzie nas nasze marzenie. Rzeka, gwiazdy, las, łąka - one nas słyszą i pomagają w spełnianiu najczystszych, najgorętszych marzeń!
UsuńUściski gorące zasyłam!:-)))
Przez moment myślałam, że ona już też przestała czekać i chce skoczyć w rwący nurt rzeki.
OdpowiedzUsuńSkojarzyło mi się z filmem "Dziewczyna na moście".
A tu się okazało, że tyle lat czekali na siebie ... Znam dwoje takich ludzi, którzy już prawie do cna zdziwaczeli w samotności. Spotkali się po czterdziestce, ciężko im było przełamać nawyki, ale ...
A rzeka
Pamiętacie tę starą piosenkę?
Tylko w tobie mogę rzeko dawnych dni
Tylko w twojej wodzie mogę ból zmyć z moich rąk
Rzeko dzieciństwa
Gdzie twa woda czysta, która koi ból
Tylko twoją wodą z moich rąk zmyć mogę ból
Rzeko dzieciństwa
Las nad tobą szumiał ale ścieli go
Las nad tobą szumiał, twoją wodą poił się
Rzeko dzieciństwa
Gdzie twa woda czysta, która koi ból
Daj mi twoją wodą z oczu moich spłukać łzy
Rzeko dzieciństwa
Zostawiłem ciebie rzeko dawnych dni
Opuściłem ciebie, miasto zwiodło gwarem mnie
Rzeko dzieciństwa
Gdzie mnie toczy niby kamień miasta nurt
Daj mi twojej wody nabrać w dłonie chociaż raz
Rzeko dzieciństwa
Toczy mnie jak kamień miasta wielki nurt
Toczy mnie jak kamień, jak mam wrócić na twój brzeg
Rzeko dzieciństwa
Gdzie mnie niesie coraz szybciej życia nurt
Giniesz z moich oczu, coraz dalej jesteś już
Rzeko dzieciństwa.
Moje rzeki dzieciństwa to lodowaty Dunajec w Witowie i Raba w Stróży.
Uściski!
WOW!!!!!!!!!!!!!!! Jestem pod wrażeniem tego komentarza.
UsuńDroga Magdo! Dziękuje Ci za tekst piosenki Breakoutów. Odnalazłam sobie tę piosenkę na "Wrzucie" i posłuchałam jej uważnie. Nie znałam jej wcześniej a jest przepiękna, wzruszajaca, przenikająca nostalgią,żalem, tęsknotą, pogodzeniem...
UsuńA jednak czasami rzeka dzieciństwa potrafi zdziałać cuda i sprawić, że spełniają sie marzenia i czas na chwile staje. Tak jak w przypadku Jana i kasztanowatowłosej kobiety.Tak, jak w przypadku Twoich znajomych, którzy mimo swoich "podeszłych" lat odnaleźli się i znów postanowili być razem. Czasem warto wierzyc w naiwne może i smieszne marzenia.I choć mało jest w zyciu happy endów, to jednak czasami sie zdarzają, na przekór zwątpieniom, lękom i goryczy...
Ja mieszkałam z dala od rzek, ale uwielbiałam wyjeżdżać na wycieczki, w czasie których brodziłam po rzeczkach, strumieniach, potokach, myśląc skąd i dokąd płyną i kogo ta woda po drodze napotyka i nurtem swym obmywa...
Magdo!Ściskam Cię mocno i serdecznie dziekuję za Twoje wspomnienie i za piosenkę!:-))
Uwielbiam Breakoutów. Kiedy byłem małym chłopcem...
UsuńJa też to lubię!:-))
Usuńjuz od rana zaglądam i czekam na dalszą część...:) Moja rzeka z dzieciństwa to Prosna - tyle cudnych wspomnień i ta droga między polami zbóż na plaże gdzie piasem był prawie biały jak mąka i wierzby kłaniające się do samego nurtu rzeki....oj cudne to były wakacje:)
OdpowiedzUsuńTak pięknie jest teraz na dworze, że coraz mniej mnie będzie przy komputerze i nie będę juz dawała postów tak często jak do tej pory. Życie przyzywa! Wiosna!Rzeki, lasy, zapachy! Ach!
UsuńDziekuję Ci Sznupciu za Twoje wspomnienie o Prosnej. Ona tez gdzieś tam na Ciebie czeka i przyzywa z daleka!:-))