poniedziałek, 11 marca 2013

Kangurze wzgórze - cz.2



   
    Nasza ścieżka prowadziła teraz nieomalże stromo w dół. Tam, kamiennymi schodkami zeszliśmy na samą plażę. Powitał nas ciepły piasek w kolorze ecru i ożywcza bryza oceaniczna.  Stopy, nieźle już zmęczone kilkukilometrową wędrówką z radością przyjęły zzucie butów i bosy bieg po plaży. Wokół nas rozciągał się bezkres wody, piaszczysto skalistego wybrzeża i błękitnego nieba. Poza nami nie było tam nikogo! Para Robinsonów porzuciła więc w cieniu wszystkie ciążące niepotrzebnie manele, zdjęła wierzchnie odzienie, podciągnęła nogawki spodni i poprzez płytką, ciepłą rzekę, która tutaj wpływała do zatoczki pobiegła prosto do oceanu.


   Och, jakaż zimna wydała się na początku ta woda! Był przecież październik, środek australijskiej wiosny a my, niepoprawni wariaci, brodziliśmy sobie z przyjemnością po tej lodowatej wodzie, uciekając przed nadciągającymi falami i przeskakując, przez wyrzucone przez nie kawałki drzewa i wodorosty.
Wypoczęci, zregenerowani i głodni jak wilki rozłożyliśmy sobie nasze krzesełka turystyczne i spożyliśmy zasłużony posiłek, składający się z kanapek z jajkiem oraz sałatki Colesław.


    Potem powędrowaliśmy wzdłuż wybrzeża, podziwiając struktury i niezwykłe kształty skał, fotografując i napawając się ciepłem, wolnością i tym cudownym odosobnieniem od reszty ludzkości. Zresztą tutejszy krajobraz wyglądał, jak gdyby ludzkość niewiele weń ingerowała. Było dziko, czysto, pachnąco wodą, rybami i wodorostami. Po jakimś czasie wróciliśmy w pobliże rzeki i przez kilka godzin radośnie i beztrosko, jak para dzieciaków budowaliśmy tamę, tworząc maleńki basen z ciepłą wodą. Miło było usiąść na brzegu, zanurzyć tam stopy, twarze wystawić ku słońcu i zupełnie o niczym nie myśleć!
Potem położyliśmy się na trawie powyżej plaży i zdrzemnęliśmy się troszkę. A ocean szumiał nam najwspanialsze, aborygeńskie kołysanki…


   Aż wreszcie późne popołudniowe słońce połaskotało nasze twarze i stopy, każąc budzić się, wstawać i ruszać w drogę powrotną. Tym razem musieliśmy stale się wspinać, zatem nie szło już nam to wędrowanie tak łatwo, jak poprzednio. Jednak mijając skąpane w ciepłym słońcu polanki i wzgórza po półtorej godzinie dotarliśmy wreszcie  do parkingu.
 Nie chciało się nam jeszcze jednak wracać do domu (była to stamtąd mniej więcej godzina jazdy malowniczymi drogami, przebiegającymi w pobliżu oceanu) a więc postanowiliśmy udać się jeszcze na przeciwległe wzgórza. Kusił nas do odwiedzin, mieszczący się tam rezerwat, zamieszkały licznie przez stada kangurów.


   Przed nami rozpościerały się rozległe wzgórza porośnięte paprociami, krzewinkami oraz kwitnącymi na biało i żółto krzewami. Wspięliśmy się wyżej i ujrzeliśmy nieprzeliczone ilości kangurów, pomykające w różne strony lub pasące się leniwie w bliskim zachodowi słońcu. Powędrowaliśmy w stronę stojącego najbliżej nas stada i zatrzymaliśmy się w bezpiecznej odległości, przyglądając się im z zapartym tchem.
Mieliśmy tu czas by rozstawić w dogodnym miejscu nasz statyw. Mogliśmy też nakręcić kilka krótkich filmików. A było o czym, albowiem oto przed naszymi oczami rozgrywał się spektakl godów!


   Na początku wygląda to niewinnie. Wybrana samica pasie się samotnie gdzieś z boku i niby nie zwraca uwagi na żadnych zalotników, ale tak naprawdę popatruje na nich od czasu do czasu i pewnie śmieje się pod nosem z ich poczynań. A poczynania te są niezbyt wyrafinowane! Powiedziałabym, że wręcz śmieszne! Najpierw zainteresowane nią samce przez kilkanaście minut drapią się i wyginają w każdą stronę, prezentując przy okazji swoją posturę oraz wielkość męskich atrybutów. Następnie dwa, najbardziej zainteresowane samicą osobniki przystępują do kangurzego boksu. Podskakują i wymierzają sobie raz silniejsze a raz słabsze kuksańce i lewe sierpowe. Nie zwracają przy tym w ogóle uwagi na otoczenie a my, korzystając z tego faktu, mogliśmy podejść bliżej i czuć ich wyrazisty zapach, słyszeć dźwięki przez nie wydawane, być widzami w tym niezwykłym, oblanym promieniami zachodzącego słońca teatrze.


    Nie tylko my przypatrywaliśmy się temu spektaklowi. W bliskiej odległości gromadziły się także oseski i niedorostki, ciekawe jak się to wszystko potoczy. Patrząc tak, uczyły się zasad życia w stadzie i między sobą symulowały podobne walki, skacząc i boksując się wzajemnie.


Na wzgórzach panował nastrój podniecenia i oczekiwania. Matki z dziećmi zastygły niedaleko, obserwując z ciekawością skomplikowane potyczki. Natomiast najbardziej tym wszystkim zainteresowana samica sprawiała wrażenie kompletnie nie zainteresowanej. Skubała sobie tylko jakieś trawki, zajmowała się swą toaletą i wystawiała znudzony pyszczek ku słońcu.


   Wreszcie walka była rozstrzygnięta. Po mniej więcej pół godzinie zażartego boksu mniejszy samiec ustąpił pola większemu i oddalił się w krzaki by wylizać swe rany. Natomiast zwycięzca odpoczął przez chwilę, przyczesał zmierzwione futerko, podrapał się tu i ówdzie i tak zrelaksowany oraz wypiękniony podążył w kierunku wybranki swego serca. Wybranka zerknęła zalotnie i zachęcająco poruszyła ogonem. Potem pochyliła się, wystawiając w ten sposób tylną część ciała nieco w górę a jej amant zbliżył się, oparł na niej przednimi łapami i już po chwili zaczął swą zbożną, prokreacyjną działalność…


   Podglądaliśmy to chichocząc i komentując miny dwojga miłośników a ponieważ trwało to wszystko zdumiewająco długo, to wreszcie znudzeni nieco monotonią ruchów tych kochanków oraz zażenowani swym wścibstwem odwróciliśmy się i obserwowaliśmy poczynania innych kangurów.  A na okolicznych łąkach działo się mnóstwo. Z toreb matek powychodziły całkiem duże oseski i bawiły się ze swymi rówieśnikami, dokazując i wydając śmieszne, piskliwe dźwięki. Stare, posiwiałe na pyszczkach kangury pasły się nieco z boku i spoglądały filozoficznie na igraszki młodzieży. Starsza młodzież uganiała się po wzgórzach, ćwicząc biegi na krótkie dystanse. Inne grupki kangurów obradowały o czymś w skupieniu, stojąc w cieniu krzewów i nachylając ku sobie swe podobne do zajęczych mordki.


   Ponieważ byliśmy w tym miejscu już dobrą godzinę, to kangury widać oswojone z nami przemykały całkiem blisko nas i nie płoszyły je nawet nasze rozmowy, śmiechy i raptowne ruchy.


   Czuliśmy się tam wspaniale i moglibyśmy tak stać i obserwować je w nieskończoność. Jednak słońce schowało się już za linią ostatnich wzgórz i teraz malowało niebo na brzoskwiniowe i fioletowe odcienie. Czas był ruszać w drogę powrotną. Pożegnać się z tym kangurzym światem, obiecując sobie, że wrócimy tu jeszcze nie raz. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na parę kochanków, która niezmordowanie realizowała swoje najśmielsze pragnienia a potem już tylko schodzenie pagórkami i polami w dół, tam gdzie czekał nasz wierny jeep…


44 komentarze:

  1. ...nie dość, że opis wzorowy to jeszcze te fotografie...wspaniałe! Wybacz, że tak zachwalam, ale mam małego bzika na punkcie pstrykania, a tu widzę bardzo dobre pstryki :)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy bardzo bliźniacze bziki, droga Meg! Fotografia to poza pisaniem moja największa od kilku lat pasja!I strasznie się ciesze, spotykajac podobnych sobie pasjonatów, którzy doceniają moje pstryki! Dziękuję za ciepłe słowa!
      Odwzajemniam serdeczności!:-))

      Usuń
    2. ...fotografowanie to moja druga pasja, pierwszą było pisanie, piszę nieco dłużej niż fotografuję i przyznam, obie czynności kocham ...czasem z wzajemnością, czasem nie ;)
      Miłej nocki:)

      Usuń
    3. I ja piszę już od bardzo dawna, od kiedy pamiętam chyba.W porównaniu z długim stażem pisania fotografowanie jest u mnie dopiero w przedszkolu! Ale jedno świetnie drugie uzupełnia!Ciekawe, jakie jeszcze pasje pojawia się w naszym życiu i jakich ciekawych ludzi znajdziemy na naszych pisarsko-fotograficznych ścieżkach?
      Śpij dobrze, Meg!:-))

      Usuń
  2. Zabawne to zwierzaki, te kangury. Nieproporcjonalnie maly lebek i krotkie raczki, w porownaniu z rozbudowana dolna czescia ciala i masywnym ogonem. Niewinnie toto wyglada, a moze byc bardzo niebezpieczne, dla siebie nawzajem i dla intruzow.
    Zachwycajace sa te nadmorskie skaly, piekne.
    Buziaczki dla Kangurkow z Podkarpackiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze, ilekroć spotykalismy kangury zdumiewałam się, jak bardzo są podobne do zajęcy! Wyraz mordek i sposób skoków ten sam, tylko gabaryty nieco inne.Australia cierpi obecnie na nadmiar kangurów, wobec czego w wielu miejscach są one odstrzeliwane, między innymi dlatego, że stanowią zagrożenie na drogach.Myśmy tez kiedys jednego potrącili, jadąc nocą. Na szczęście odkicał w busz jak gdyby nigdy nic!
      Podobają Ci się zdjęcia skał Panterko? Żałuj więc, że nie wzięłaś swego czasu udziału w naszym australijskim konkursie. Miałabyś fotkę takich m.in. skał teraz u siebie fizycznie, a na dodatek ślicznie przeze mnie oprawioną...
      Pogodny usmiech zasyłam dla ulubionej, dzikiej kocicy w świecie Panter!:-))

      Usuń
    2. To rozumiem! Ale nic straconego! Może jeszcze kiedyś listonosz zapuka do Twych drzwi z kopertą od kangurków?!:-))

      Usuń
    3. Potwierdzam, że śliczną bo dostałam takową :)))

      Usuń
    4. Cieszę się, że potwierdzasz Mireczko!Dajesz oto dowód, że nie jestem gołosłowna!
      Serdeczności z południa zachmurzonego przesyłam!:-))

      Usuń
  3. No patrz pani, długi i nudny seks ...
    U kóz sprawa rozgrywa się w ułamkach sekund i nigdy nie jestem pewna, czy to była jakaś przymiarka, czy już po wszystkim.
    Piękne miejsce i pora roku fajna, pewnie dwadzieścia parę stopni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co pamiętam, to australijskie październiki przypominają polskie czerwce. Nie za gorąco, nie za zimno i bardzo ożywczo!
      A długotrwały seks kangurów mógłby doprowadzić niejednego samca innego gatunku do wielkich kompleksów!Lepiej więc pocieszać się widokiem kóz!:-))

      Usuń
    2. A propos kompleksów, to Cezary radził mi jeszcze bym tu napisała o niezwykłej budowie męskich atrybutów kangurów, ale ze względu na przyzwoitosć dałam sobie z tym spokój! Zdecydowanie powróćmy więc do koziarni!:-))

      Usuń
    3. "Rzecz sama w sobie dość przyjemna, tylko ruchy niegodne filozofa" jakby rzekł mistrz Kant, jakoś tak to było. Pozdrawiam serdecznie, Olgo, ciekawe obserwcje zwierzaków, które mają bardzo sympatyczne pyski, ale okładają się pięściami, kopią, biją ogonem, depczą ... skały nad oceanem, kamienie na plaży - przecudne.

      Usuń
    4. Kant święte słowa rzekł, nie tylko zresztą w kwestii kopulacji!:-) Natomiast Kangurki rzeczywiście bywają bardzo sympatyczne, poza tymi rzecz jasna, które są niebezpieczne.
      A to miejsce skalisto, piaszczysto, kamieniste- Cape Schanck - było moim ulubionym...
      Uściski serdeczne!:-))

      Usuń
  4. Oj Oleńko jakie przepiękne zdjęcia nie tylko kangurków bo i sceneria przepiękna. Zachwyciły mnie te zdjęcia i opisy. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Cezarego. Buziaczki
    Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, było tam naprawdę przepięknie! I nadal pewnie jest, tylko nas już tam nie ma...
      Pozdrowienia zasyłamy Ci Alinko serdeczne z zachmurzonego Podkarpacia!:-))

      Usuń
  5. bajeczne krajobrazy,zazdroszczę Wam.Bylem w Azji Wschodniej,dalej nie dało rady.Wietnam i Tajlandia kryją w sobie dużo uroku,ale moim marzeniem zawsze była Australia i Nowa Zelandia

    pozdrawiam i zapraszam do mnie na bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróże to cudowna rzecz, ale wspomnienia z nich są równie dobre. We wspomnieniach pewne rzeczy widać wyraźniej, niż w czasie, gdy sie je przeżywało.Zyczę Ci byś dotarł kiedyś do celu swych marzeń, a przynajmniej bardzo blisko nich.
      Pozdrowienia!

      Usuń
    2. To fakt, jeśli chodzi o wspomnienia. Jeśli chodzi o podróże to jak na razie plany idą w zupełnie innym kierunku

      pozdrawiam i zapraszam

      Usuń
    3. Życie wciąz stawia przed nami wyzwania. Czasem na nic plany i marzenia. Życie pcha nas znienacka na zupełnie nieprzewidywalne tory!
      Pozdrawiam również!

      Usuń
    4. Tu może nie chodzi nawet o realizacje marzeń,po prostu jadę do pracy na zachód.Marzenia idą w odstawkę

      pozdrawiam i zapraszam



      Usuń
    5. To normalne, że trzeba najpierw zapewnić sobie jako taki byt a potem odłożyć coś na swoje marzenia. No chyba, że totolotek i te sprawy!:-)

      Usuń
  6. Pięknie, cudnie i te postawne kangury budzące respekt. Ależ Wam zazdroszcze tych lat w Australii..;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kangury spotykalismy potem jeszcze wiele, wiele razy, ale ten pierwszy raz pamiętam najbardziej.A propos pobytu w Australii, to czasem wydaje mi sie, że wszystkie te lata tylko mi sie przyśniły...!:-))

      Usuń
    2. Skoro tak Ci się wydaje, to znaczy że były piękne! Ja tak mam ze wspomnieniami z podrózy, czasem mi się wydaję że to mi się śńiło. Swoją drogą - piękne uczucie!

      Usuń
    3. Były przepiękne!Dobrze, że jest teraz co wspominać, o czym marzyć i śnić. Samo wyobrażenie, ze teraz tam w tych cudnych miejscach jest gorąco, zielono i pachnąco jest niesamowite, gdy tymczasem tu na razie tak szaro i pochmurnie...
      Ale nic to - czekajmy wytrwale na odrodzenie zieleni!
      Serdeczności dla miłych krasnalków zasyłam:-))

      Usuń
  7. Pół godziny boksowania, i jeszcze potem długi seks ... ależ mają kondycję :)))
    Wspaniała wycieczka, gdy za oknem śnieg po kolana :)
    Będzie coś jeszcze ... i "pstryków" poproszę więcej, bo ta biel za oknem już zaczyna mnie przytłaczać.
    Lubię zimę, ale ta to już sama nie wie jak długo siedzieć. Zachowuję się jak mało kulturalny gość, nie może zrozumieć, że już czas nas opuścić :))))
    Całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogger potraktował Twój pierwszy komentarz jako spam. Wyłuskałam go więc spośród spamów i przywróciłam nalezne mu miejsce!:-))

      Usuń
  8. Matko, w nocy pisałam komentarz i go nie ma :( Może żle zatwierdziłam i potem nie sprawdziłam czy jest ? Już sama nie wiem :(
    Chciałam więcej Australii i "pstryków". Za oknem biało po kolana, to chociaż troszkę zieleni u Was :)
    Pół godzinki boksu i potem dłuuugi seks, ale mają kondycję :)Bardzo stadne z kangurków zwierzątka, i chyba ogromna frajda tak na żywo je oglądać. Ja nawet chyba kangura na żywo nie widziałam, bo w zoo ostatni raz to na koloni byłam i nie pamiętam :))),a więcej to nawet okazji nie było.
    A u Ciebie cała kangurza kolekcja.
    U nas zima zachowuje się jak niemile widziany gość, siedzi i siedzi i nie wie kiedy domostwo opuścić :))))
    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już są oba Twoje komentarze Mireczko - wytłumaczenie powyżej.
      A obserwacja kangurów jest rzeczywiście niezwykle ciekawym doświadczeniem. Bywaliśmy na kangurzym wzgórzu wielokrotnie i zawsze widzieliśmy coś ciekawego. A i same te wzgórza były piekne - kolorowe, dzikie, ciągnące sie w nieskończonośc. A z ich szczytu widać było w dali ocean...
      Przed wyjazdem do Australii widziałam jakieś marne kangury w Chorzowskim zoo, ale to zupełnie co innego ogladać je na żywo.
      Do nas jeszcze ta snieżna i mroźna zima wciąz jeszcze nie dotarła.Ale jest chłodno, nie ma słońca i zieleni prawie żadnej (bo na szczęście troszkę jej sie odsłoniło w postaci mchów).
      Tak, jak wszyscy doczekać sie nie moge na wiosnę i ckni mi sie za kolorami i ciepłem.
      Przytulenia gorące zasyłam!:-)))

      Usuń
  9. Dziękuję za tę podróż, którą mogłam odbyć z Wami.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my dziękujemy, że ją z nami odbyłaś Gabrysiu!
      Serdeczności zasyłam!

      Usuń
  10. Niesamowite:)))) Wspomnienia fajne a tu szara rzeczywistość skrzeczy:( Nie wiem, czy mieszkając tam, wróciłabym tu. Najbardziej podoba mi się zdjęcie kangurów z odchylonymi łepkami i zdjęcia morza. Takie nostalgiczne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele spraw w życiu sie liczy - nie tylko piękno i bajkowość otoczenia. A poza tym wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
      Bardzo sie ciesze, że udało nam się zrobic wówczas tę serię kangurzych zdjęć podczas kangurzych godów.Było to jedno z najniezwyklejszych moich przezyć w życiu!
      Serdeczności zasyłam!:-)

      Usuń
  11. Druga część Olgo jest jeszcze lepsza, niż pierwsza, wspaniała wyprawa, piękne zdjęcia, a najważniejsze,że zwierzęcy spektakl został w piękny i wesoły sposób uwieczniony.
    Czytałam 'Tomka w Krainie Kangurów' - A. Szklarskiego, ale twoja opowieść bije Wszystkich na głowę.
    Prześmieszne te kangury.Nawiasem mówiąc stawiałam na tego większego.
    Mniejszy ma poczucie swojej wysokiej wartości, a to w gruncie rzeczy słabeusz.
    Serdeczności Olgo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niezwykłe uczucie, móc być reporterem tak niecodziennych i wspaniałych zjawisk, jakimi na pewno są kangurze gody. Czulismy sie tam nieomal jak E.Dzikowska i Tony Halik!
      Cieszę się, że moja opowieśc spodobała się. Lubię opowiadać o swoich australijskich przygodach!
      Pozdrowienia wieczorne zasyłam!:-))

      Usuń
  12. To zdjęcie jak dają sobie po pysku znowu uznaję za genialne. Czytając ten opis szczerze zazdrościłam Ci tych przeżyć, tej wędrówki, oceanu, podglądania kangurzych godów. Wiesz, Olgo, jaką jesteś szczęściarą, że to przeżyłaś? Ach, zazdroszczę okrutnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staliśmy tam i cykalismy te zdjęcia w nieskończoność. Szybko! Cyk, cyk!A kamerą kręciliśmy filmy przyrodnicze z odgłosami wydawanymi przez kangury i swoimi podnieconymi szeptami w tle.
      Było to dla nas obojga wspaniałe przezycie! Potem jeszcze wiele razy odwiedzaliśmy to miejsce i widywaliśmy kangury w trakcie swych podróży, nigdy jednak nie mieliśmy potem okazji obserwować kangurzych godów. Tak, byliśmy szczęściarzami, że wtedy to ujrzelismy na własne oczy.
      Teraz opowiadam Wam na blogu o moich australijskich zachwyceniach, bo mysle, że żal byłoby nie podzielić się tak egzotycznymi opowieściami z Wami!:-))

      Usuń
    2. Oczywiście, że tak! Dziel się, dziel!

      Usuń
    3. Za jakis czas opowiem Wam wobec tego kolejną historię z Antypodów!:-))

      Usuń
  13. Wyjątkowa podróż po kangurzym raju.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost