Dzisiaj Zaduszki. Właśnie mija miesiąc od śmierci mojej Mamy...Choćbym nie wiem jak uciekała przed tematem tęsknoty i żalu, to i tak mnie to dopada. Wszystko jeszcze we mnie takie świeże... Kilka lat temu napisałam na bloga tekst o zwykłych kobietach z mojej rodziny. Teraz uzupełniwszy go o nowe fakty oraz kilka wspomnień publikuję ów tekst ponownie. Bo dzisiaj taki dzień...Bo nie mogę spychać kłębiących się we mnie uczuć w niebyt i udawać czegoś przed sobą...Bo są to w większości dobre wspomnienia...
Różne losy, kilka podobieństw, kilka różnic...A najważniejsza w tym wszystkim Miłość. To przede wszystkim właśnie ona kształtowała życie tych istot, których historie przeczytacie. Zwykłe kobiety, jakich pełno wokół nas. Niewidzialne na co dzień. Schowane w domowym zaciszu i tam przeżywające swoje pełne drobnych radości i zmartwień Życie. Któż by o nich pamiętał? Któż by o nich chciał pisać? A przecież są, były, będą…
Pierwsza z nich - Basia Naiwna. Urodzona przed
wojną w biednej, robotniczej rodzinie. Naiwnie ufająca w odmianę losu. Naiwnie
wierząca ludziom. Zaczytana w baśniach i romansach. Pisząca własne historie w
grubym zeszycie w kratkę. Ilustrująca je lekkimi pociągnięciami ołówka. Więziona w czasie wojny przez Niemców ciężko to odchorowuje. Jedno z jej płuc na zawsze przestaje pracować. Mimo to po wyzwoleniu odzyskuje wiarę w ludzi, w swe marzenia. Spontanicznie biegnie
za pierwszą miłością, chcąc uciec przed zaborczą, apodyktyczną matką Zofią. Na
zdjęciach z tego okresu wygląda, jak osoba szczęśliwa. Ma śliczne, błyszczące
oczy i kunsztownie upiętą fryzurę, modną w latach czterdziestych. Pierwsza miłość jej
życia odchodzi jednak i zostawia ją z małą córeczką, Hanią. Nie mając gdzie
się podziać Basia wraca do matki. Razem wychowują Hanię. Hania trochę boi się
tęgiej, cholerycznej z usposobienia babci Zofii, ale i uwielbia ją jednocześnie. Babcia zawsze ma słój pełen smalcu ze
skwarkami. I przymyka oczy, udając że nie widzi gdy łakoma wnuczka małymi
paluszkami dokopuje się do skwarków. I trzyma też babcia Zofia zawsze na parapecie
cytrynę - produkt zagraniczny i luksusowy. A przy pomocy tej cytryny i
ulubionej herbaty Assam zaparza wieczorami dla ich trójki przepyszny, aromatyczny
napój. Siedzą wówczas razem przy piecu i spiewają stare, chwytające za serce piosenki...
Sielanka nie trwa jednak długo. Gdy Hania ma siedem lat Basia odchodzi do nowej miłości. Nowa miłość spogląda na Basię z zachłanną namiętnością i kobieta świata poza nią nie widzi. Rzuca wszystko i pędzi, gdzie tylko on sobie zażyczy. Rodzą się bliźnięta. Amant zamienia się w alkoholika i domowego sadystę. Przerażona Basia, po kilkunastu latach udręki ucieka z dziećmi z powrotem do matki. Po jakimś czasie wreszcie wychodzi na prostą, odzyskuje wolność i mieszkanie, znajduje dobrą pracę, traci jednak pogodę ducha i ufność w dobry los...
Sielanka nie trwa jednak długo. Gdy Hania ma siedem lat Basia odchodzi do nowej miłości. Nowa miłość spogląda na Basię z zachłanną namiętnością i kobieta świata poza nią nie widzi. Rzuca wszystko i pędzi, gdzie tylko on sobie zażyczy. Rodzą się bliźnięta. Amant zamienia się w alkoholika i domowego sadystę. Przerażona Basia, po kilkunastu latach udręki ucieka z dziećmi z powrotem do matki. Po jakimś czasie wreszcie wychodzi na prostą, odzyskuje wolność i mieszkanie, znajduje dobrą pracę, traci jednak pogodę ducha i ufność w dobry los...
Druga – Hania Promienna. Pasją pulchnej, czarnowłosej Hani było zawsze pisanie, rysowanie, czytanie
książek oraz budowanie na podwórku cudownych zamków z piasku, kolorowych
szkiełek, kamieni i patyczków. W jednoizbowym mieszkaniu babci Zofii nie za bardzo dało się
bawić. Tam albo odbywało się szorowanie piaskiem drewnianej podłogi albo trwało
pranie w ogromnej balii i zewsząd buchały nieznośne kłęby pary. Często
też zbierały się w ich maleńkim mieszkanku na plotki i na
wspólne skubanie pierza sąsiadki - wdowy. Wtedy Hania cichutko siadała w
kąciku ze swą książką i przysłuchiwała się wspaniałym historiom o tym, jak to
beztrosko i dostatnio żyło się przed wojną. Ale to długo nie zajmowało myśli, bo oto za oknem kolejna pora roku zapraszała do wyjścia, do dzikiej gonitwy z płatkami śniegu, jesiennymi liśćmi albo z wiosennym deszczem...
Dziewczynka ma paczkę przyjaciół, z którymi biega po chaszczach, zarastających powojenne ruiny i wyśpiewuje na cały głos ulubione, radzieckie piosenki. Jednego razu skacząc radośnie po majowych kałużach wpada jedną nóżką między pręty przerdzewiałej studzienki kanalizacyjnej. A im mocniej usiłuje się wyswobodzić, tym bardziej klinuje sie w raniącym skórę żelastwie. Uwięźnięta płacze z bólu i strachu przed zdążającą właśnie w jej kierunku srogą babunią. Babcia Zofia nie zwykła przecież nigdy rozczulać się nad skłonną do ulegania co i rusz różnym wypadkom wnuczką.
- Utrapienie tylko z tą małą! Zamiast bawić sie grzecznie w domu to włazi tam, gdzie nie trzeba!Ileż to się nakrzyczałam na tę żywą jak srebro Hanię. Oj, będzie następne lanie! Trudno! - gderała zawsze w takich razach babka Zofia.
I oto korpulentna Zofia wezwana na pomoc przez podwórkowych urwisów nadciąga popędzając przed sobą znajomego hydraulika.Po kilkunastu minutach piłowania przerdzewiałych prętow Hania jest wolna. Od razu dostaje kilka mocnych klapsów od babci. Jednak chwilę potem zasmarkana i brudna jak nieboskie stworzenie, ale bardzo szczęśliwa tonie w szorstkim uścisku swej zatroskanej opiekunki.
- No nic, do lekarza trzeba natychmiast iść żeby Ci się jakaś infekcja nie wdała! - mówi wreszcie swym zwykłym, zrzędliwym głosem Zofia i prowadzi wnuczkę do starego, znanego jeszcze sprzed wojny doktora. Ten opatrzywszy zranioną nóżkę Hani spogląda z uwagą w oczy babci.
- To dziecko będzie miało w przyszłości duże problemy z nogami. Proszę na nią uważać. Wcześnie mogą pojawić się żylaki albo i co poważniejszego...
Hania zapamiętuje ostrzeżenie doktora na zawsze. Przyszłe jej życie pokaże, niestety, jak te jego słowa były prorocze...Ale na razie ta śliczna, kruczowłosa dziewuszka jeszcze jest mała, beztroska, ufna i pełna marzeń. Jeszcze wszystko przed nią. Teraz właśnie głośno zaburczało jej w brzuszku. A przecież w domu, w kamionkowym słoju czeka na parapecie smalec ze skwarkami. Obok stoi dzbanuszek z gęstą smietaną a na piecu zostało trochę pachnącego kompotu z jabłek...Mniam!
Dziewczynka ma paczkę przyjaciół, z którymi biega po chaszczach, zarastających powojenne ruiny i wyśpiewuje na cały głos ulubione, radzieckie piosenki. Jednego razu skacząc radośnie po majowych kałużach wpada jedną nóżką między pręty przerdzewiałej studzienki kanalizacyjnej. A im mocniej usiłuje się wyswobodzić, tym bardziej klinuje sie w raniącym skórę żelastwie. Uwięźnięta płacze z bólu i strachu przed zdążającą właśnie w jej kierunku srogą babunią. Babcia Zofia nie zwykła przecież nigdy rozczulać się nad skłonną do ulegania co i rusz różnym wypadkom wnuczką.
- Utrapienie tylko z tą małą! Zamiast bawić sie grzecznie w domu to włazi tam, gdzie nie trzeba!Ileż to się nakrzyczałam na tę żywą jak srebro Hanię. Oj, będzie następne lanie! Trudno! - gderała zawsze w takich razach babka Zofia.
I oto korpulentna Zofia wezwana na pomoc przez podwórkowych urwisów nadciąga popędzając przed sobą znajomego hydraulika.Po kilkunastu minutach piłowania przerdzewiałych prętow Hania jest wolna. Od razu dostaje kilka mocnych klapsów od babci. Jednak chwilę potem zasmarkana i brudna jak nieboskie stworzenie, ale bardzo szczęśliwa tonie w szorstkim uścisku swej zatroskanej opiekunki.
- No nic, do lekarza trzeba natychmiast iść żeby Ci się jakaś infekcja nie wdała! - mówi wreszcie swym zwykłym, zrzędliwym głosem Zofia i prowadzi wnuczkę do starego, znanego jeszcze sprzed wojny doktora. Ten opatrzywszy zranioną nóżkę Hani spogląda z uwagą w oczy babci.
- To dziecko będzie miało w przyszłości duże problemy z nogami. Proszę na nią uważać. Wcześnie mogą pojawić się żylaki albo i co poważniejszego...
Hania zapamiętuje ostrzeżenie doktora na zawsze. Przyszłe jej życie pokaże, niestety, jak te jego słowa były prorocze...Ale na razie ta śliczna, kruczowłosa dziewuszka jeszcze jest mała, beztroska, ufna i pełna marzeń. Jeszcze wszystko przed nią. Teraz właśnie głośno zaburczało jej w brzuszku. A przecież w domu, w kamionkowym słoju czeka na parapecie smalec ze skwarkami. Obok stoi dzbanuszek z gęstą smietaną a na piecu zostało trochę pachnącego kompotu z jabłek...Mniam!
Tak toczy się zwyczajne życie i trwa przeplatanka dobrych i złych chwil. Dziewczynka
rozpaczliwie tęskni za matką. Nawet za cenę szykan i prześladowań ze strony ojczyma odwiedza
ukradkiem Basię. Chowa się pod łóżkiem, gdy ojczym wraca do domu. Ucieka, gdy
ten zmożony kolejnymi kieliszkami wódki zasypia z głośnym chrapaniem. Kiedyś
wyszła spod tego łóżka za szybko. Nigdy nie zapomni tego, co się wówczas stało…
Kilkunastoletnia Hania pewnego pogodnego dnia spotyka w tramwaju Henryczka - swego księcia z bajki, pochodzącego z Kresów dobrego, przystojnego chłopca. Tenże z miejsca zachwycił się jej
promiennością, szczerością, cygańską urodą a nawet nieco zbyt obfitymi kształtami.
Zakochani w sobie bez reszty szybko się pobierają i razem budują swój maleńki, szczęśliwy świat. Stanowczy i zapobiegliwy Henryczek dba o młodziutką żonę i o dwoje dzieci, które
wkrótce przychodzą na świat. Kilka lat później Hania dopieszcza ich pierwsze
wspólne, małe mieszkanie. W lodówce stoi ulubiony przez wszystkich smalec ze
skwarkami. W szufladce kuchennego stołu Hania trzyma niepozorny zeszyt w kratkę a gdy
wszyscy wieczorem już zasną otwiera go i uśmiecha się do siebie rozmarzona...Pisze wiersze, kreśli delikatne szkice. Zbiera najciekawsze numery czasopism.
Z radością sprząta, gotuje, prasuje i pierze w swej supernowoczesnej
pralce
- Frani. Dużo czyta i śpiewa. Nareszcie czuje się pewnie. Nareszcie u siebie.
Tylko nocami czasem budzi się z płaczem. Śni się jej ojczym, który siłą
wyciaga ją spod łóżka...
Dla dzieci Hania jest najbliższą osobą i powiernicą. Miękka i wrażliwa często się wzrusza, przeżywając
ciężko każde ostrzejsze słowo męża, każde szkolne niepowodzenie dzieci. Codziennie z lękiem żegna swego ukochanego Henryczka, gdy ten wyrusza na szychtę do kopalni. Tyle tam niebezpieczeństw, tyle wciąż strasznych wypadków się zdarza...Najgorsze są nocki, gdy go nie ma w domu. Wówczas Hania długo nie kładzie się spać. Krąży po kuchni. Sprząta. Wpatruje się niewidzącym wzrokiem w ekran telewizora. Po raz kolejny otwiera lodówkę. Zajada swoje lęki. Coraz bardziej tyje a pokryte żylakami, spuchniete nogi z trudem dźwigają jej ciężkie ciało...
Hania jest najlepszą przyjaciółką syna oraz małomównej córki, nadwrażliwej Doroty. Troszczy się także o swoje przyrodnie rodzeństwo, zauważając w nim ze smutkiem wiele cech ojczyma. Co roku dla najbliższej rodziny i przyjaciół wyprawia w swym małym mieszkanku radosne, wspólne z mężem imieniny. Pełno na nich domowej roboty smakołyków (ach, te jej pieczone kurczaki, niezapomniane placki ziemniaczane czy sałatki jarzynowe!) wspólnego śmiechu, wspomnień, głośnych rozmów i śpiewów.Wszyscy dobrze czują się w towarzystwie tej serdecznej gospodyni. Mimo dużej ilości obowiązków Hania zawsze znajduje czas by porozmawiać z każdym na osobności, wysłuchać zwierzeń, coś doradzić, przytulić...
Basia, jej matka jest bardzo częstym gościem domu Hani. Jedyne, czego Hania nie potrafi zaakceptować to skłonności Basi do nieustannego udzielania rad. Do wtrącania się w jej małżeństwo.
Hania jest najlepszą przyjaciółką syna oraz małomównej córki, nadwrażliwej Doroty. Troszczy się także o swoje przyrodnie rodzeństwo, zauważając w nim ze smutkiem wiele cech ojczyma. Co roku dla najbliższej rodziny i przyjaciół wyprawia w swym małym mieszkanku radosne, wspólne z mężem imieniny. Pełno na nich domowej roboty smakołyków (ach, te jej pieczone kurczaki, niezapomniane placki ziemniaczane czy sałatki jarzynowe!) wspólnego śmiechu, wspomnień, głośnych rozmów i śpiewów.Wszyscy dobrze czują się w towarzystwie tej serdecznej gospodyni. Mimo dużej ilości obowiązków Hania zawsze znajduje czas by porozmawiać z każdym na osobności, wysłuchać zwierzeń, coś doradzić, przytulić...
Basia, jej matka jest bardzo częstym gościem domu Hani. Jedyne, czego Hania nie potrafi zaakceptować to skłonności Basi do nieustannego udzielania rad. Do wtrącania się w jej małżeństwo.
- Dlaczego sama nie słuchałaś rad babci, gdy ostrzegała Cię byś nie wychodziła
za tego sadystę? Dlaczego wolałaś jego zamiast mnie? – woła pewnego dnia Hania, urażając tym do żywego matkę i sprawiając, że na jakiś czas ich
kontakty ulegają ochłodzeniu. Potem, na szczęście, wszystko wraca do normy.
Basia spędza u Hani coraz więcej czasu, grzejąc się w cieple jej domowego
ogniska i nie próbując już wywierać nacisku na sprawy tego domu.
Razem opiekują się babką Hani – Zofią. Jest prawie osiemdziesięcioletnią
staruszką i nic już w niej nie zostało z dawnej tuszy, werwy oraz apodyktyzmu. Babka
choruje na sklerozę. Węszy wokół siebie spisek.
Brzydzi się zjeść cokolwiek, co przygotuje jej córka czy wnuczka. Tylko
męża Hani, jako nieźle zarabiającego górnika jeszcze poważa.. Jednak bez opamiętania trwoni jego w trudzie i znoju zarobione na kopalni pieniądze. Powoli traci kontakt z rzeczywistością. Nie poznaje
córki i wnuczki. Nocami wymyka się z domu i krąży po mieście. Pewnego dnia chce
zabrać ze sobą małego prawnuczka. Hania o drugiej w nocy widzi, jak jej babka
ciągnie gdzieś ze sobą jej synka, który półżywy od senności nawet nie oponuje. Od
tej chwili wszystko musi się zmienić. Zofia zostaje przewieziona do szpitala
psychiatrycznego. Tam, nagle odzyskuje pamięć i rozsądek. Płacze – Zabierzcie mnie
stąd! – woła – Ja nie chcę tu być. Błagam!
Hania i Basia wychodzą z sali szpitalnej ze ściśniętymi, pełnymi
wyrzutów sumienia sercami. Przecież obie bardzo kochają Zofię. Są jej wdzięczne za
wszystko, za całą pomoc, jakiej obie od niej w życiu doznały. Rozmawiają z lekarzem.
Ten radzi poczekać. Trzeba podleczyć babkę. Trzeba odpocząć od tego wiecznego
młyna w domu, który im ostatnio wciąż rozkręcała.
Tydzień potem Zofia ucieka ze szpitala. Nie wiadomo, w jaki sposób dociera
do odległego o czterdzieści kilometrów domu Hani. Płacze, skamle wręcz, by jej
nie odsyłać. Zostaje, ale kilka dni potem kołomyja się powtarza. Jest jeszcze
gorzej niż wcześniej. Zofia kradnie schowane na czarną godzinę pieniądze swej
wnuczki. Pali je w łazience, jako narzędzie szatana. Wybucha pożar. Na szczęście,
szybko daje się go ugasić. Znowu karetka pogotowia zabiera ją do znajomego
szpitala. W niedługi czas potem Zofia umiera na zapalenie płuc…
Hania i Basia ciężko przeżywają to zdarzenie. Nie potrafią się wyzwolić od
wyrzutów sumienia. Wciąż rozmawiają o tym, że babka na pewno by żyła, gdyby jej
jednak nie oddawać do szpitala.
Kilkanaście lat później pojawia się w życiu Basi Naiwnej późna, jesienna,
ostatnia miłość. Wraz z nią przychodzi oparcie, spokój i najcenniejsza rzecz pod
słońcem
– przyjaźń. Mąż jest spełnieniem jej marzeń. Jest odpowiedzią na prośby
małej
Basi o prawdziwe uczucie i spokój rodzinny. Jednak żadna baśń nie trwa
wiecznie. Mąż Basi, namiętny palacz tytoniu, umiera po krótkiej, wyniszczającej chorobie płuc. Basia
nie
potrafi odzyskać już blasku i napędu do działania. Coś tam jeszcze
pisze, coś
tam rysuje, lecz nic do końca nie zapełnia jej myśli. Jest
kochaną
przez dzieci i wnuki babcią, lecz przy tym samotną osobą. Straszliwie samotną,
gdyż tęsknota za ukochanym mężem zamiast gasnąć nasila się…Zaczyna się u niej
depresja.
Pojawia się dziwny rodzaj zapominania słów, imion i znaczenia czynności.
Serce Basi trzepocze lękliwie, niemiarowo. Jedyne czynne po ciężkich
przeżyciach wojennych płuco coraz mniej ma sił by odżywiać tlenem
niknące w oczach ciało.
Jej córka Hania
Promienna robi wszystko, co może, by zadbać o matkę. Jednak zrobić
można niewiele,
gdyż choroba postępuje bardzo szybko. W chwilach przejaśnień, w tych
rzadkich
momentach, gdy Basia pamięta, kto jest kim i wraca jej dawny charakter
oraz
miły nastrój siadają razem w kuchni i nucą rzewne piosenki, pamiętane z
dzieciństwa. Te same, które niegdyś spiewała z nimi babka Zofia. "O mój
rozmarynie, rozwijaj się...", "Na Podolu biały kamień, Podolanka siedzi
na nim...". I te nowsze, których słowa przenikają do sedna duszy - "Człowieczy los", "Och, życie kocham Cię nad życie"...
Córka Hani, Dorotka siaduje razem z nimi. Przytula się do mamy i babci. Nuci razem z nimi. Szczęśliwa i
niepragnąca niczego więcej, ponadto by ta chwila trwała, by ta cudowna jedność trzech
pokoleń kobiet nigdy się nie skończyła. Czuje się w tej kuchni tak bezpieczna,
tak spokojna…
Minęły lata. Nie ma już Basi Naiwnej. Dorota jest matką dorosłej córki
Aldony. Hania Promienna choruje. Już nie ma siły, by pomagać
komukolwiek. Teraz sama
potrzebuje pomocy. Przewlekłe, wrzodziejące zapalenie podudzi sprawia,
że musi się faszerować coraz większymi dawkami leków przeciwbólowych.
Potem dołączają się inne, na pozór błahe dolegliwości. Mimo to Hania nadal dużo czyta, ogląda namiętnie seriale telewizyjne,
interesuje się światem, dla każdego ma dobre słowo i uśmiech. Sama już
nic nie pisze, lecz dopinguje do pisania córkę Dorotę i wnuczkę Aldonę.
Wierzy w nie bardziej niż one w siebie same. Ofiarowuje im bezustannie swe ciepło, zrozumienie i bezgraniczną miłość. Kocha zwierzęta i zawsze
przy jej fotelu czy łóżku czuwa jakiś uwielbiający ją kot albo pies. Ale Hania cierpi, coraz bardziej cierpi i słabnie z każdym dniem. Już nie cieszy jej późnowrześniowe słońce...
Post scriptum.
Wreszcie pewnej pogodnej, październikowej niedzieli cierpienie Hani się kończy. Jej umęczona bólem twarz wygładza się. Zrozpaczonym bliskim zdaje się nawet, że po śmierci pojawił się na ustach Hani cień uśmiechu. Promiennego jak nadzieja i ulga. Jak prawdziwa miłość, która nie umiera nigdy...
A świat pędzi naprzód. Życie przynosi nowe troski, radości, blaski i smutki. Wszystko się zmienia, choć na pozór wszystko jest takie samo a historia zwykłych kobiet z tej rodziny, tych które pozostały, mimo wszystko toczy się nadal…
Wszystkie imiona w tej opowieści są wymyślone. Także niektóre opisane zdarzenia nie do końca odpowiadają rzeczywistości. Opowieści o Henryczku, mężu Hani można przeczytać na pomarańczowej zakładce u góry bloga...
Post scriptum.
Wreszcie pewnej pogodnej, październikowej niedzieli cierpienie Hani się kończy. Jej umęczona bólem twarz wygładza się. Zrozpaczonym bliskim zdaje się nawet, że po śmierci pojawił się na ustach Hani cień uśmiechu. Promiennego jak nadzieja i ulga. Jak prawdziwa miłość, która nie umiera nigdy...
A świat pędzi naprzód. Życie przynosi nowe troski, radości, blaski i smutki. Wszystko się zmienia, choć na pozór wszystko jest takie samo a historia zwykłych kobiet z tej rodziny, tych które pozostały, mimo wszystko toczy się nadal…
Wszystkie imiona w tej opowieści są wymyślone. Także niektóre opisane zdarzenia nie do końca odpowiadają rzeczywistości. Opowieści o Henryczku, mężu Hani można przeczytać na pomarańczowej zakładce u góry bloga...
I jeszcze na koniec wiersz. Napisałam go wczoraj...
Wiatr zaszumiał, zapłakał
Okno w sypialni trzasnęło
Z fałdów zielonego ręcznika
Wyfrunęła spłoszona ćma
Tyle jest znaków...
Czy to Ty Mamo?
Ćma chroni się w półcieniu
Nie boi się mnie wcale
Czy to Ty Mamo?
Niezwykle wzruszająca opowieść o życiu zwykłych kobiet...I ten wiersz pełen miłości i tęsknoty.
OdpowiedzUsuńTulę Cię mocno.
regian
Opowieśc z życia wzięta...O wiele rzeczy już nie zapytam a pamięc ludzka taka zawodna....
UsuńA wiersz...Bardzo tęsknię za Nią...
Dziękuję, Regian!*
Przepiękna, poruszająca opowieść, prosta i pełna miłości do bohaterek. Przeczytałam jednym tchem! I ten wiersz na zakończenie chwytający za serce...
OdpowiedzUsuńOd kilkunastu dni siedziałam nad tym tekstem...Bohaterki tak mi bliskie...A ostatnie wydarzenia tak bolesne...Wciąz nie wiedziałam czy powinnam go publikować, czy dam radę...Ale wczoraj ten wiersz i dzisiejsze zaduszkowe święto otworzyły mi jakąs bramę. I znowu płyną łzy, które przynoszą trochę ulgi...
UsuńDziękuję Ci!*
zajrzałam tylko, do czytania powrócę. Zaskoczona mile, bo też chciałabym o kobietach z mojego zycia napisać. Chyba wezmę przykład i jednak przygotuję sobie taki tekst...
OdpowiedzUsuńChyba warto spisywać wspomnienia...Nie spisane ulatują jakby ich nie było. A przecież były! Napisz o swoich bliskich sercu kobietach, Alis.To przynajmniej zostaje...
UsuńTa najważniejsza sama mnie sprowokowała do tekstu, nawet zabawnie było, gdy nie wiedziałam od której zacząć spisywanie, to Ona dała mi tak wyraźny i jasny sygnał, że do dziś się temu dziwię. Czas przygotować teksty o nastepnych , jesienne wieczory już dłuższe będą...
UsuńDała Ci sygnał? Ciekawam, kto to i jaki to był sygnał. Pewnie dowiem sie wszystkiego u Ciebie. A rzeczywiscie - jesienne wieczory w sam raz nadają się do wspominania i spisywania wspomnień...
UsuńUściski zasyłam Ci Alis!*
Jak pięknie opisałaś historie zwykłych niezwykłych kobiet. Wiele osób może znaleźć podobieństwa do swoich historii lub swoich bliskich. Te dni nastrajają nas wspomnieniowo. A Ty masz jeszcze świeże wspomnienia. Trzymaj się cieplutko.
OdpowiedzUsuńTak, myslę iż wiele osób ma podobne wspomnienia. Wszak zwykłe zycie plecie się drobnymi radościami i troskami, wspomnieniami i marzeniami. Zycie - póki trwa...
UsuńDziekuję, Olu!*
Ależ cudowna opowieść. Prawdziwa perełka i majstersztyk. W listopadzie powinno się w podobny sposób czcić pamięć o naszych bliskich. Bo to najlepszy z możliwych sposobów. Bez patosu, wybielania i upiększania. To, co najprostsze i najprawdziwsze jest właśnie najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńChciałam spisać to ,co pamiętam, póki pamiętam...Listopad to miesiąc pamiętania...I wolno wspominać, tęsknić, przywoływać, uczuć nie ukrywać, proste, zwyczajne zycie spisywać, żeby choć w tych zapiskach trwało...
UsuńDziękuje, Errato!*
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że miłość sięga poza grób...
Bo taka jest właśnie prawdziwa Miłość...I taki jest ból i tęsknota...
UsuńDziękuję, Iwono!*
Lubiłam z babcią obierać ziemniaki nie strofowała mnie że za grubo obieram, ale opowiadała o swojej mamie że lubiła tańczyć, o swoim ojcu z którym się zawsze kłóciła oboje raptusy wielkie. :) O swoim pierwszym mężu a moim prawdziwym dziadku Wawrzyńcu, co się podźwignął bo sam dźwigał przewrócony wóz ze zbożem. O ... :) Tak bardzo te chwile lubiłam. I Twoją opowieść o kobietach pracowitych zwykłych a jednak niezwykłych przeczytałam ze wzruszeniem. Serdeczności Oleńko. ♥
OdpowiedzUsuńCzłowiek pamięta tyle szczegółów, tyle wydawałoby sie nieistotnych chwil. Ale co jest naprawdę istotne? Przecież zycie składa sie z ze zwyczajności, dni podobnych do siebie, powtarzalnych, z obierania ziemniaków, zaparzania herbaty, kłótni o byle co i płaczu o byle co, z radosci z byle powodu i ze smutku, co trwa jak cień, tuż obok...
UsuńKobiety z mojej rodziny są dla mnie bardzo ważne. Żyją we mnie. Jestem nimi...
Dziekuję, Elusiu!*
WYRAZY glebokiego wspolczucia
OdpowiedzUsuńSCISKAM lapkie..............p.Gosia
Dziękuję, Gosiu za ciepły uścisk!*
UsuńImiona wymyslone, pewne fakty podkoloryzowane, ale czy dla Hani pierwowzorem byla Twoja Mamusia? Tak mi jakos sie skojarzylo...
OdpowiedzUsuńPiekna opowiesc.
Tak naprawdę prawie wszystkie fakty w tej opowieści są prawdziwe....A Hania...Tak, to moja Mamusia, a Henryczek - Tatuś.
UsuńDziekuję, Aniu!*
Wzruszające...do łez...
OdpowiedzUsuńW życiu tyle jest wzruszeń...Z radości, ze smutku...Wszystko sie przeplata. Raz jednego, raz drugiego jest więcej...
UsuńOleńko,przeczytałam obydwie opowieści,jestem pod wrażeniem,niezwykle wzruszające wspomnienia przepięknie napisane i wiesz od początku domyślałam się,że napisałaś o swoich Rodzicach.
UsuńI ten wiersz...
Przytulam Cię mocno♥
Z serca dziękuję Ci Elżbietko za to przytulenie!♥
UsuńMimo miłości smutne i trudne losy tych Twoich kobiet z przeszłości.
OdpowiedzUsuńW ich życiu było wszystko - radosć i ból, smutek i szczęście.Walka z losem, z samą sobą. Myśle, że u każdego jest podobnie. Prędzej czy później z czymś musimy się mierzyć.A najczęściej z czymś, czego się najbardziej obawialiśmy...
Usuń♥ (Leciwa)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Moniko!♥
UsuńPrzytulam... mocno... mocno i z glebi serca.......
OdpowiedzUsuńDziękuję, Marylko. Mocno, mocno!♥
UsuńOlu, to wspaniale napisana, wzruszająca prawda o życiu o jego kolcach i odrobinkach szczęścia. Twoje pióro mnie zachwyca, czego dotkniesz- zamienia się w piękną opowieść...A Mama czuwa nad Twoimi sprawami, wolna od trosk, szczęśliwa, spokojna...
OdpowiedzUsuńPisanie było ważne dla kobiet z mojej rodziny...Jakoś to pomaga znaleźc ujście dla uczuć. Łatwiej pisać, niż mówić. Każde życie jest opowieścią, ciekawą opowieścią. Wystarczy się wsłuchać...
UsuńCzy Mama jest szczęsliwa? Bardzo bym tego chciała.Chcę w to wierzyć...
Bardzo dziękuję Ci Basiu za dobre słowa, za serdeczną obecność, za ciepło które ze sobą przynosisz. Pamiętasz? Pisałam Ci kiedyś, że moja Mama lubiła Twoje pisanie, wiersze i obrazy!***
Przepiękny wiersz!
OdpowiedzUsuńOpowiadania mnie bardzo przygnębily ...
A dla mnie Madziu to właśnie ten wiersz jest bolesny...Bo to wołanie tęknoty, szukanie po omacku w pustce...A opowiadania? Samo zycie...Ono jest chyba w tym sensie przygnębiające, że choć tyle sie w nim dzieje, tyle jest uczuć, starań, prób i wysiłków, miliony przeróznych chwil to predzej czy później to wszystko znika i opowieść kończy sie tak samo...(jak żyć, skoro życie to sen ,co przemija...?)
UsuńPiękne opowieści, a wiersz taki...bardzo intymny. Mnie, mimo, że wiem, że to motyle kojarzą się z duszą człowieczą, zawsze trzmiele tak nastrajały. Może dlatego, że kiedyś, kiedy myślałam o zmarłej osobie, dość mi bliskiej, wleciała wielka matka trzmiela.
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie
Motyle, trzmiele, ptaki, a nawet liście...Wszystko może kojarzyć nam się z osobą, której nie ma, za którą tęsknimy, bo tak bardzo pragniemy jakiegoś znaku, pocieszenia...Projekcje pragnień naszej duszy są wokół. A w snach najwięcej...
UsuńDziękuję, Tupajo!*
Witaj Oli umieściłam swój komentarz nie tam gdzie chciałam i mam nadzieję,żę go znajdziesz a jeśli nie napisz inny pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńTak, Krysiu - znalazłam tamten komentarz. Jest przy poście pt. "A całkiem tam blisko". Dziękuję kochana i też pozdrawiam!♥
UsuńPamiętam, Olu Twoje poprzednie wspomnienia, dobrze, że wyciągnęłaś je na światło dzienne i umieściłaś na widoku :)
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno :*****
A życie i śmierć wespół w zespół dopisały zakończenie do jednej z tych historii...A wiesz, pisząc tę opowieśc kilka lat temu naprawdę nie spodziewałam się, że taki to przybierze obrót. Pełna byłam nadziei...Teraz pozostały mi tylko wspomnienia.
UsuńI ja ściskam Cie mocno, Lisusiu i dziękuję za Twoje odezwanie się!***
Cieszę się Olu,że znalazłas post,no cóż zdarzają się takie pomyłki. Mam nadzieję,że zaczniesz pisać do mamy i ta forma kontaktu da Ci ukojenie.Twoja mama odbywa ,,podróż,,lecz któregoś dnia Ty do Niej dołączysz /oby późno/.Kiedy po raz pierwszy zajrzałam na Waszego bloga jechaliście po Jacusia i to spowodowało,że rozgościłam się u Was na dobre.Ja mam wrażenie,że dobrze Was znam bo przecierz przeczytałam prawie całego bloga,odbyłam z Wami cudowne australijskie podróże,jadłam Wami a to mało istotne,że wirtualnie.Wkraczam pewnie na niedostępny teren,teren bardzo prywatny jeśli przkroczyłam granice przepraszam,ale i tak mi z Wami dobrze pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPodróżą każde życie jest...Czy moc miłości sprawi, że kiedyś wszyscy spotkamy się w tym samym miejscu? Bardzo bym tego pragnęła.Yo byłoby jakieś sprawiedliwe ukoronowanie naszej egzystencji. To byłby cudowny, dający ukojenie sens.
UsuńA co do tego, że poznałaś nas dobrze przez bloga, to prawda. Otwieram tu przecież serce. Ufnie i szeroko. Pewnie trochę jak naiwne dziecko a nie jak dorosła osoba...Razem z Cezarym pokazujemy sporą część naszego życia - jego radości i troski.Osoby czytające bloga, tak jak Ty Krysiu wiedzą o nas dzięki temu sporo.Ale i my też dowiadujemy się sporo o naszych czytelnikach. Kto ma taką potrzebę zwierza się nam w komentarzach albo w listach. A poza tym - jak to w internecie - jedni piszą, drudzy czytają.I tych czytających tylko a prawie nigdy nie wypowiadających się jest zdecydowanie najwięcej. Tak to działa...Na nic bunty.
Krysieńko kochana, nie przekroczyłaś żadnych granic. Jesteś ciepłą, dobrą, zyczliwą nam osobą. Dziękuję Ci za to, że odwiedzasz nas "Pod tym samym niebem", że otwierasz swoje serce!***
Olenko, dziekuje za podzielenie sie Twoimi uczuciami, emocjami, wspomnieniami.
OdpowiedzUsuńZwykle niezwykle kobiety - na zawsze beda w naszych sercach.
I wierzmy w to, ze One sa z nami zawsze i wszedzie.
Sciskam mocno :***
Tak, wierzmy w to Orszulko,że są z nami, czuwają, kochają, są wolne od cierpienia i smutku. Wierzmy bo to jedyna pociecha...
UsuńI ja ściskam Cię serdecznie, dziękując Orszulko za Twą bliskosć!***