obrazek autorstwa mojej córki
Zaczynamy
tę rozmowę po otrzymaniu od Jagi A. pierwszego komentarza. Chcemy tą dyskusją wyjątkowo zastąpić tradycyjne
odpowiadanie na komentarze. To takie
novum na tym blogu, ale warto chyba czasem wyjść z utartych torów?
- Czy rzeczywistość można sklasyfikować jako
strasznie przygnębiającą? Czy nazwanie rzeczywistości po imieniu jest
przygnębiające? A więc trzeba wobec tego tkwić w udawaniu czy zaprzeczeniu
tego, co się dostrzega?
- Trzeba chyba
wpasować się w oczekiwania, w jakiś wzorzec, który sami sobie w życiu albo na
tym blogu wypracowaliśmy… Bezpieczniej, wygodniej jest nie zauważać. Lepiej być
posłusznym, niewiele myślącym trybikiem w maszynie. Myślenie sprowadza na nas
ból. A o ileż prościej jest zażyć jakiś popularny środek przeciwbólowy, czyli
schować się w rzeczach lekkich, łatwych i przyjemnych, nie obarczających nas
koniecznością bezustannego rozrachunku sumienia.
- A przecież
długo zażywane tabletki przeciwbólowe coraz częściej wyrządzają w organizmie spustoszenia
większe, niż ból czy choroba, na którą były brane. Największym zaś spustoszeniem jest przyzwyczajenie,
obojętność, bezwład, ślepota oraz stępienie uczuć. Dlatego
też nie warto zamykać się przed tym, co boli a wzorzec, zgodnie z którym
działamy powinien podlegać modyfikacji, bo nie można sobie z góry założyć
wszystkiego zgodnie z naszymi czy cudzymi oczekiwaniami.
- Jak myślisz,
dlaczego ta wiadomość o słoniach rodzących się bez kłów wywarła na nas tak duże
wrażenie? Bo przecież coraz mniej wiadomości nas porusza. Zdaje się, iż już zaczął
się w nas ten proces otępienia. Tyle jest zła na świecie, że człowiek przywyka.
Popada w coraz większe zobojętnienie. A jak słusznie zauważyła Artambrozja tkwienie
w internetowej magmie przyśpiesza ten proces.
- Ponieważ to,
co się dzieje ze słoniami jest kolejnym dowodem na destrukcyjny wpływ człowieka
na tę planetę a poza tym owo odcinanie kłów i i próba życia bez nich dotyczy
wszystkiego, co żyje. W tym nas, osobiście…
- Jakie właściwie kły
nam odcięto?
- Pierwsze, co
mi przychodzi do głowy to umniejszenie znaczenia naszej indywidualności oraz narzucenie chomąta poprawności politycznej, które zniewala nas i
zamyka usta. Niewiele jest osób, które mają odwagę przeciwstawić się temu i
pozostać sobą, tak np. jak czyni to na swoim blogu Pantera czy np. Star. One nie
boją się być kontrowersyjne, co sprawia, iż wielu czytelników tracą, ale też
wielu zyskują.
- A ja czuję, że nadchodzi fala zmian sprawiająca, że
coraz więcej osób będzie chciało zrzucić z siebie jarzmo konformizmu i wpasowania się w cudze,
narzucone wzorce . Coraz więcej osób się budzi. Coraz częściej dochodzi do nich
fakt, iż to, co jest przeciw elitom tego
świata zakłamuje się, wyśmiewa, zohydza. Tak by doszczętnie zamknąć ludziom
usta. Tak by osłabić w nich wolę działania i solidarność społeczną. To się
dzieje na każdym poziomie stosunków międzyludzkich…
- No właśnie!
I dochodzi do tego, że tak bardzo nauczyliśmy się mówić i myśleć tak, jak wypada,
tak jak powinniśmy, że nie dowierzamy samym sobie, gdy zrodzi się w nas
odbiegająca od ogólnie obowiązujących kanonów myśl. Zresztą opłaca nam się milczeć
i udawać posłuszne baranki. Boimy się o utratę pracy, prestiżu, stosunków
towarzyskich, dorobku życia nawet. Pochylamy pokornie głowy a władcy, czy
pracodawcy depczą po nas, co znosimy byleby ocaleć, byleby nasz święty spokój
nie pękł niczym bańka mydlana. A grozę tej sytuacji wzmacnia dodatkowo fakt,
iż, jak zauważyła Lidka nikogo tak naprawdę nie obchodzi, jacy jesteśmy. Mamy tylko
robić, co do nas należy. Mróweczki w mrowisku, które ślepo wierzą, że to
działanie ma jakiś sens. A nawet gdy nie wierzą godzą się z tym, w imię tegoż
bezcennego spokoju czy zagwarantowanej co miesiąc nagrody w postaci sumy nie wystarczającej nawet na godne przeżycie…
- Mimo
wszystko jest szansa, że my, jako ludzkość przetrwamy. Bo poza tym, że jest w nas
potworna skłonność do czynienia zła, to
jest też pierwiastek dobra. I te dwie rzeczy stale walczą ze sobą. Słonie nie
mają szans w rzeczywistości rządzonej przez bestię ludzką, jak słusznie
zauważyła Ewa2. Słonie i kilkaset innych gatunków zwierząt, które co roku
bezpowrotnie znikają z naszej planety, nie mając gdzie się podziać, jak uciec przez
ludzką zarazą…
- Dlatego też
tak przejął nas fakt, ż słonie mimo wszystko usiłują jakoś przetrwać, wyrzekając
się swych najwspanialszych, jakże potrzebnych im atrybutów, jakimi są ich kły… Człowiek
sprawił, iż coraz mniej jest na świecie słoni z kłami. A skoro ich nie ma, to niemożliwe
jest przekazanie potomkom informacji o konieczności istnienia kłów. I rodzą się
takie bezkłowe kaleki. Biedne mutanty...
- U ludzi jest
podobnie. I to tendencja postępująca. Zauważ jak w większości zachowawcza jest
współczesna młodzież. Jak zobojętniała na wiele spraw. Jak chętnie łykająca
wszystko, co się jej poda. Jak skupiona na rozrywkach, przyjemnościach i
płytkich związkach. Byleby samemu się nie zmęczyć, byleby nie wyjść poza
ogólnie obowiązujące mody i kanony. Czy ta młodzież jest taka dlatego, że rodzice
nie przekazali jej odpowiedniej puli genetycznej, w której zawarta byłaby informacja
o konieczności bycia odważnym, nietuzinkowym, prawdziwym, chcącym podejmować
nowe wyzwania? Czy dlatego, ż boi się być inna, bo posiadanie kłów mogłoby się dla
niej źle skończyć?
- Pewnie i
jedno i drugie. Czego uczymy nasze dzieci? Kiedy mamy czas na głębokie rozmowy
z nimi? A poza tym one wcale tych rozmów nie łakną. Nie widzą w nas
autorytetów. Obserwowały nas od lat i zapewne w wielu sprawach zawiedliśmy ich
oczekiwania. Ideały zamietliśmy pod dywan i idziemy z kornie pochylonymi
głowami tam, gdzie nam każą…
- Pokazujemy
dzieciom pozory, puste formy, które nas ośmieszają i sprawiają, że młodzi
odsuwają się od nas. Takie na przykład działanie,
o którym pisze Alis, że próbujemy imponować innym za wszelką cenę albo
obmawiamy ludzi, którym przed chwilą ściskaliśmy dłonie… Tak. Dużo jest w nas
winy, że kły naszym dzieciom nie wyrosły…
- Nie wyrosły,
ale przecież mogą wyrosnąć. I nam i dzieciom. Nie ma w przyrodzie nic
niemożliwego!
- W dniu, w którym
odrosną mi dwa brakujące zęby a siwe włosy znowu nabiorą koloru uwierzę we
wszystko. A na razie jestem sceptyczny, moja Ty wrażliwa Oluniu, która wciąż buntuje
się przeciw brakowi kłów. Tyle razy ta Twoja nadmierna wrażliwość była
przyczyną rozczarowań i bólu!
- Ale mimo
wszystko nie zamierzam się zmieniać, tak Emko. Ani chować w borsuczej norce…
- Jednak czasami tam włazisz Olu, jak my wszyscy zresztą, gdy czujesz, że słońce za bardzo opaliło Ci lotki albo gdy bezradność i wynikający z niej smutek przeważą nad Twoją siłą ducha.
- Takie zachowanie wynikać może z tchórzostwa albo z niewiary w siebie. A może potrzeba czasem po prostu odetchnąć, przeczekać, nabrać sił przed kolejnym wystawieniem kłów?
- Ewolucja zaprojektowała nas tak, że czasem się rozwijamy a czasem uwsteczniamy. Wszystko dla zachowania gatunku. I ja też tak, jak "Najlepiej u mamy" zachwycam sie matką naturą i wierzę w jej mądrość. Kiedy jednak natura uzna, że nasz gatunek za bardzo zagraża matce ziemi zrobi wszystko by nas usunąć. Może zmiany klimatyczne na świecie są tego zapowiedzią...?
- Pellegrina ma rację! Żal wszystkiego, co żyje i wymiera. Świat ubożeje w zastraszającym tempie. Nietrudno pójść łatwą ścieżką, wygodnie i bez zobowiązań. Jasne, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że przybrana maska wrosła na dobre(i złe) i tym samym wybielamy się, rozgrzeszamy(dotyczy również niewierzących) wierząc, że nasze postępowanie jest prawe i nie podlega potępieniu(do diaska!).
- Zapominanie, kim byliśmy jest tragedią dla każdego narodu. Jak sam widzisz często jesteśmy zmanipulowani do imentu i zachowanie właściwej postawy wobec losów tego świata może być niewykonalne w należytym stopniu, ba wierzymy, że nie może być inaczej…
- Jednak czasami tam włazisz Olu, jak my wszyscy zresztą, gdy czujesz, że słońce za bardzo opaliło Ci lotki albo gdy bezradność i wynikający z niej smutek przeważą nad Twoją siłą ducha.
- Takie zachowanie wynikać może z tchórzostwa albo z niewiary w siebie. A może potrzeba czasem po prostu odetchnąć, przeczekać, nabrać sił przed kolejnym wystawieniem kłów?
- Ewolucja zaprojektowała nas tak, że czasem się rozwijamy a czasem uwsteczniamy. Wszystko dla zachowania gatunku. I ja też tak, jak "Najlepiej u mamy" zachwycam sie matką naturą i wierzę w jej mądrość. Kiedy jednak natura uzna, że nasz gatunek za bardzo zagraża matce ziemi zrobi wszystko by nas usunąć. Może zmiany klimatyczne na świecie są tego zapowiedzią...?
* * *
- Pellegrina ma rację! Żal wszystkiego, co żyje i wymiera. Świat ubożeje w zastraszającym tempie. Nietrudno pójść łatwą ścieżką, wygodnie i bez zobowiązań. Jasne, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że przybrana maska wrosła na dobre(i złe) i tym samym wybielamy się, rozgrzeszamy(dotyczy również niewierzących) wierząc, że nasze postępowanie jest prawe i nie podlega potępieniu(do diaska!).
- Zapominanie, kim byliśmy jest tragedią dla każdego narodu. Jak sam widzisz często jesteśmy zmanipulowani do imentu i zachowanie właściwej postawy wobec losów tego świata może być niewykonalne w należytym stopniu, ba wierzymy, że nie może być inaczej…
- Nie dowierzam
samemu sobie i po wielekroć staję przed lustrem(nie takim na ścianie), by sprawdzić
czy mam czy nie mam tej maski, a jeśli była to czy się zmieniła…
- Z tym lustrem to przesada. Nawet te nie na ścianie potrafią być krzywe. Warto rozmawiać z samym sobą bez ceregieli i ograniczeń. Nawet na kolanach, jeśli zajdzie taka potrzeba nie wstydząc się łez i pokory.
- Z tym lustrem to przesada. Nawet te nie na ścianie potrafią być krzywe. Warto rozmawiać z samym sobą bez ceregieli i ograniczeń. Nawet na kolanach, jeśli zajdzie taka potrzeba nie wstydząc się łez i pokory.
- No, a jak
wrosła za głęboko to i tak nic nie widzę i jestem cały pomieszany…
- E tam, zawsze jest jakiś znak, symptom niekoniecznie widzialny, czas na opamiętanie się i wprowadzenie optymalnej drogi postępowania. Wyobraź sobie, że taka droga jest, trzeba tylko chcieć…
- E tam, zawsze jest jakiś znak, symptom niekoniecznie widzialny, czas na opamiętanie się i wprowadzenie optymalnej drogi postępowania. Wyobraź sobie, że taka droga jest, trzeba tylko chcieć…
- Przecież Star
sama po sobie wie, że Polacy są kreatywnym narodem!!! A my nie chcemy
pozostawać w ogonie i staramy się podle możliwości. A wychodzi, jak wychodzi bez cienia
zażenowania. Uśmiechała się, no no… teraz wiemy skąd ta tęcza na naszym
zachmurzonym niebie. I to zamieranie w bezruchu, to objaw stagnacji
przynajmniej duchowej, a i fizycznie też… tak myślę…
- Cezary nie bajeruj Star, ona to wszystko wie i
pewnie mogłaby sprowadzić Ciebie do pionu.
Prawdą jest, że częściej bywam optymistką, niż pesymistką. A może częściej tylko pokazuję tę
optymistyczną wersję, dla siebie i dla Ciebie pozostawiając bardziej gorzką
wersję? Najgorzej mam, jak niczym nieuzasadnione rozczarowania obalają mój
świat misternie dotąd budowany.
- Pewnie tak, najpierw trzeba zburzyć, by na zgliszczach zbudować coś lepszego przynajmniej na obecną chwilę. To tak, jak z naszym remontem. Trzeba zburzyć krzywą ścianę, by nowa była bardziej prosta… ha ha…
- W życiu jest podobnie, tylko, że tu nie chodzi wyłącznie o pieniądze czy czas… Uczuć, pamięci nie da się przeliczyć na żywą gotówkę. Są to rzeczy bardzo osobiste i podporządkowane naszej drodze. Kierowanie się duchem, dobrem w sensie całej ludzkości jest jedynym i słusznym wyborem.
- Pewnie tak, najpierw trzeba zburzyć, by na zgliszczach zbudować coś lepszego przynajmniej na obecną chwilę. To tak, jak z naszym remontem. Trzeba zburzyć krzywą ścianę, by nowa była bardziej prosta… ha ha…
- W życiu jest podobnie, tylko, że tu nie chodzi wyłącznie o pieniądze czy czas… Uczuć, pamięci nie da się przeliczyć na żywą gotówkę. Są to rzeczy bardzo osobiste i podporządkowane naszej drodze. Kierowanie się duchem, dobrem w sensie całej ludzkości jest jedynym i słusznym wyborem.
- Ale, ale… pozorna technicyzacja świata ma
drugie dno. Zaprzęga nas w dokładnie sprecyzowany kierat i my nawet o tym nie wiemy.
Idziemy po wyznaczonym kole, bo innej drogi nie znamy.
- Ach Cezary, zakrawa to na teorię spiskową. Czy
doczekamy się wyjaśnień? Choć wszystko zazębia się, to nie wiadomo, co z tego
galimatiasu wyjdzie.
- Popatrz, sami jesteśmy w słusznym wieku. Osobiście nie poddaję się i chyba jeszcze z grobu będę perorował o słuszności moich teorii czy wyobrażeń o tym, którą drogą świat powinien iść. Oczywiście mogę się mylić, ale któż nie błądzi.
- Wierzę, że oboje mamy właściwe poczucie sprawiedliwości, choć często miewamy odmienne zdania na tematy polityczne. A choć nasze poglądy na wiele spraw rozbiegają się to tu, to tam, to w końcu dogadujemy się nie terroryzując wzajemnie, lecz opierając się na szacunku oraz paru innych, łączących nas uczuciach. I o to właśnie chodzi. Poza tym w utrzymaniu wspólnoty i pionu pomaga nam wspólna praca w imię naszych celów. A propos, Czarek napal w piecu, bo palce mi marzną przy tym komputerze. A ja pójdę do kuchni pokroić warzywa na zupę i wstawić do pieczenia ciasteczka dla piesków. Potem znów tu zajrzymy, bo robi się coraz ciekawiej…
- Popatrz, sami jesteśmy w słusznym wieku. Osobiście nie poddaję się i chyba jeszcze z grobu będę perorował o słuszności moich teorii czy wyobrażeń o tym, którą drogą świat powinien iść. Oczywiście mogę się mylić, ale któż nie błądzi.
- Wierzę, że oboje mamy właściwe poczucie sprawiedliwości, choć często miewamy odmienne zdania na tematy polityczne. A choć nasze poglądy na wiele spraw rozbiegają się to tu, to tam, to w końcu dogadujemy się nie terroryzując wzajemnie, lecz opierając się na szacunku oraz paru innych, łączących nas uczuciach. I o to właśnie chodzi. Poza tym w utrzymaniu wspólnoty i pionu pomaga nam wspólna praca w imię naszych celów. A propos, Czarek napal w piecu, bo palce mi marzną przy tym komputerze. A ja pójdę do kuchni pokroić warzywa na zupę i wstawić do pieczenia ciasteczka dla piesków. Potem znów tu zajrzymy, bo robi się coraz ciekawiej…
* * *
- Wiesz Olu, z
ustosunkowaniem się do wypowiedzi, Maksiuputkowej mam problem. Przecież nie
mogę przyznać jej racji, a o 100% trzeba zapomnieć. Być może napisałem nazbyt
skrótowo, użyłem niewłaściwych wyrazów lub wyrazy te występują w niepopularnym
znaczeniu, co często robię. Użycie słowa ewolucja jest w tym przypadku mało
precyzyjne i bardziej myślałem o przeobrażaniu się.
- Mętne to tłumaczenie! I teraz wiem, że popełniłeś faux pas, bo ewolucja to nie dokładnie to samo, co przeobrażanie się, choć wyrazy te mają podobny kręgosłup. Nie idź w zaparte! Zapomnij o ewolucji i nie matacz. Co ja mam z…
- No dobrze, przecież wszystko, co żyje przeobraża się i adaptuje do ciągle zmieniających się uwarunkowań. Dotyczy to zarówno fauny i flory w szerokim pojęciu. Ba, nawet budulec tego świata ulega ciągłej degradacji w naszym rozumieniu… Nie bardzo też rozumiem, jak w pewnym momencie duch wcielił się w praczłowieka.
- Mówimy tu o teoriach i jak każda z nich ma przeciwników lub zwolenników. Odbieramy je poprzez naszą świadomość tak czy inaczej ukształtowaną i przez nasze potrzeby duchowo-materialne. Ludzie ciągle odchodzą od wiary, niektórzy powracają, a jeszcze inni dołączają, czyli przeobrażają się…
- Mętne to tłumaczenie! I teraz wiem, że popełniłeś faux pas, bo ewolucja to nie dokładnie to samo, co przeobrażanie się, choć wyrazy te mają podobny kręgosłup. Nie idź w zaparte! Zapomnij o ewolucji i nie matacz. Co ja mam z…
- No dobrze, przecież wszystko, co żyje przeobraża się i adaptuje do ciągle zmieniających się uwarunkowań. Dotyczy to zarówno fauny i flory w szerokim pojęciu. Ba, nawet budulec tego świata ulega ciągłej degradacji w naszym rozumieniu… Nie bardzo też rozumiem, jak w pewnym momencie duch wcielił się w praczłowieka.
- Mówimy tu o teoriach i jak każda z nich ma przeciwników lub zwolenników. Odbieramy je poprzez naszą świadomość tak czy inaczej ukształtowaną i przez nasze potrzeby duchowo-materialne. Ludzie ciągle odchodzą od wiary, niektórzy powracają, a jeszcze inni dołączają, czyli przeobrażają się…
- Znalazłem w
tekście kilka interesujących sformułowań odnośnie duchowości i bezduszności.
Czy rzeczywiście człowiek ma korzenie duchowe, a jeśli tak to, do jakiej
religii odnoszą się? Czy duch i człowiek
to jest coś zespolonego od samego początku? Tak by było najlepiej, ciało i duch
mieliby wtedy po równo do powiedzenia bez dominacji każdego z nich.
- Zapominasz o tym, że wiara i religia to dwie
różne rzeczy. Można wierzyć w coś, żyć w zgodzie z tym i nie być zrzeszonym w
konkretny kościół, jego biurokrację i sztywne ramy. Można czerpać z tej wiary
wolność, spokój i sens. A co do hermetycznych, spisanych w kanonach prawd
objawionych religii, to z całym szacunkiem uważam je nadal za teorię, domysły
ubrane w dogmat a potem w tradycję. Do tej pory niejeden fałszywy prorok udowodnił,
iż można stworzyć własną religię i będzie tak samo prawdopodobna, jak te już
istniejące. Ludzie tak bardzo pragną mieć w czymś oparcie, znaleźć jakiś sens w
życiu, że gotowi są pójść za każdym, kto im to obieca.
- Poza tym trwamy w przekonaniu, że używając
wolnej woli możemy decydować o nas samych. Hmm… byłoby zbyt pięknie…
Zastanawiam się, jaki może to mieć wpływ na naszych bliskich, ludzi, których
kochamy lub… na otoczenie, na środowisko itp….
- Używanie wolnej woli ma swoje ograniczenia, które powinny być stosowane z wymienionych powodów, czyli wolna wola ma swoje obramowania i chcąc pozostać „w porządku” wobec świata musimy tego rygorystycznie przestrzegać. Na przykład wolną wolą kłusowników jest bestialskie obcinanie kłów słoniom. Nie mają w sobie żadnych oporów moralnych by to robić. Najważniejsza jest bowiem żądza pieniądza albo wysoki poziom adrenaliny towarzyszący takim łowom. Jednak niekiedy takie polowania wcale nie są wolną wolą a przymusem wynikającym z tego, że owi myśliwi żyją wraz ze swymi rodzinami w krańcowym ubóstwie a uczestnictwo w takich łowach może zapewnić im środki do życia na jakiś czas. To jasne, że ważniejsze są dla nich ich dzieci, niż skrzywdzone słonie. Czują się więc usprawiedliwieni. Jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia to systemu, który zmusza ich do podejmowania takich działań. Co to za świat, w którym okrucieństwo jest codziennym, zwyczajnym sposobem na życie?
- Zgadzam się. Ewolucja na pewno nie jest temu winna. Winni są ludzie…
- Używanie wolnej woli ma swoje ograniczenia, które powinny być stosowane z wymienionych powodów, czyli wolna wola ma swoje obramowania i chcąc pozostać „w porządku” wobec świata musimy tego rygorystycznie przestrzegać. Na przykład wolną wolą kłusowników jest bestialskie obcinanie kłów słoniom. Nie mają w sobie żadnych oporów moralnych by to robić. Najważniejsza jest bowiem żądza pieniądza albo wysoki poziom adrenaliny towarzyszący takim łowom. Jednak niekiedy takie polowania wcale nie są wolną wolą a przymusem wynikającym z tego, że owi myśliwi żyją wraz ze swymi rodzinami w krańcowym ubóstwie a uczestnictwo w takich łowach może zapewnić im środki do życia na jakiś czas. To jasne, że ważniejsze są dla nich ich dzieci, niż skrzywdzone słonie. Czują się więc usprawiedliwieni. Jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia to systemu, który zmusza ich do podejmowania takich działań. Co to za świat, w którym okrucieństwo jest codziennym, zwyczajnym sposobem na życie?
- Zgadzam się. Ewolucja na pewno nie jest temu winna. Winni są ludzie…
* * *
- Ta dyskusja robi się coraz dłuższa… Czy myślisz
Czarku, że ktoś będzie miał to cierpliwość przeczytać?
- Niektórym to
na pewno nie przeszkadza. Jeśli czytają tak szybko jak Ty to łykną to w try miga! Zobacz, Ewa2 pisze, że podoba jej się pomysł
z tą dyskusją. Basia zapracowana nie ma czasu ani siły na wgłębianie się w jej
meandry , ale są i tacy, którzy w ogóle lubią rozmowy i długie wypowiedzi.
- A Pantera napisała fajną myśl o
towarzystwie, które powinno się zmienić, gdy ono nas nie akceptuje takimi,
jakimi jesteśmy. A propos! Zauważ, że na tym blogu zmieniło się trochę
towarzystwo. Jedni zniknęli w odmętach internetowej mgły albo w realnych
problemach. Inni się uaktywnili. I dobrze. Blog to żywy organizm. Obszar
wolności. Tu można, na szczęście, wejść i i wyjść kiedy się chce. No chyba, że
jest się uzależnionym od blogowania, ale to chyba nie nasz przypadek…
- Zdecydowanie
nie nasz. Nie odwiedzamy wielu blogów, bo nie w każde otwarte drzwi warto
wchodzić. Nie pchamy się tam, gdzie nas nie chcą, bo nie wszystkie zamknięte
drzwi warto wyważać… Tak, tak podoba sie nam podrzucona przez Ciebie myśl, Star!
* * *
- A to, co Star napisała o strachu jest dla mnie
bardzo ważne, bo myślę podobnie. Tak, strach o los najbliższych, zwłaszcza teraz,
po śmierci Mamy stał się wyrazistszy, bo namacalny. Jednak tak samo, jak nie
mogłam jej ustrzec przed śmiercią, tak nie ustrzegę ich. Mogę tylko robić
wszystko by być jak najbliżej, by kochać ich mądrze, świadomie i
odpowiedzialnie, by czuli mą miłość i troskę. Ale i tak lęk przed utratą
pozostanie we mnie już na zawsze…
- Czy mnie też ogarniasz tym lękiem?
- Oczywiście! Szczególnie Ciebie, bo bez
Ciebie… No wiesz, co będę pisać. Tymczasem Ty znowu palisz. Ile wytrzymałeś?
Osiem miesięcy?
- Coś koło
tego…I bardzo mi wstyd, że znowu uległem temu nałogowi. Nie ma dla mnie żadnego
usprawiedliwienia a mimo to, puszczam ten smrodliwy dymek.
- Z drugiej strony, choćbyśmy żyli jak najzdrowiej,
i tak może się nam cos przyplątać. Poza
tym nie wiadomo przecież, co nam pisane. A więc bez przesady. Nie ma co zabijać
radości życia ciągłym wyrzekaniem się tego czy owego. Dlatego też po kilku
latach przerwy wróciliśmy do beztroskiej konsumpcji zupek chińskich. Wiadomo,
to sama chemia i plastik, ale jakie to pyszne i wygodne w przygotowaniu…
- W ogóle uważam, że jedzenie samych niby to zdrowych rzeczy urosło w pewnych
kręgach do wymiarów obsesji.
- Tak, jak lęk przed brudem. Zobacz, ile jest
teraz przeróżnych środków czystości, ile płynów do płukania rąk. A tymczasem
alergików coraz więcej. Ta obsesja nadmiernej czystości łączy się też z lękiem
przed zarażeniem a nawet pogardą dla tych rzadziej się myjących, czy wręcz nie
myjących się wcale, z różnych przecież przyczyn. I tutaj przykład opowiedziany
przez Star, gdy wszyscy brzydzili się usiąść przy bezdomnym a dopiero
ona się zdecydowała. Zobacz, ile ludzi ma się za lepszych. A przecież tak niewiele
brakuje by i oni znaleźli się na miejscu tego bezdomnego. W życiu wszystko
zdarzyć się może.
- Tak, nie na wszystko mamy wpływ. A
wracając do meritum tej rozmowy, czyli tych biednych słoni bez kłów, to one
ratują się wręcz desperacko. To bardzo
mądre zwierzęta. Ale co to za życie? Co może zdziałać ułomny słoń, jak napisała
„Najlepiej u mamy”?
- Niewiele. Tyle, co bezdomny za swoją inność skazany
na ostracyzm i powolną śmierć w zapomnieniu…
* * *
- Maksiuputkowa tłumaczy mi różnice między duchowością a
religijnością. W zasadzie rozumiem to podobnie. I chciałbym wierzyć tak mocno
jak ona, że jest coś więcej poza ciałem. Ten duch, ta dusza. Coś, co nadaje głębszy
sens. Coś, co z nas zostaje, gdy nas nie ma… Natomiast nie rozumiem skąd można mieć
taką pewność, co do momentu kiedy dusza wchodzi w ciało… Ona napisała, że
wtedy, gdy płód zdolny jest do samodzielnych ruchów. Bo to, kiedy wychodzi zna
z własnego doświadczenia a przecież nie sposób by pamiętała cokolwiek ze swego
życia płodowego!
- Pewnie w tej kwestii opiera się na jakichś
mądrych książkach, rozmowach czy przemyśleniach. Temat duchowości jest dla nas
wszystkich ważny. A przynajmniej powinien być. I niektórzy studiują go przez
całe życie, chcąc znaleźć się jak najbliżej prawdy.
Ale także i ciało jest ważne. Jest z nami przez
tyle lat. Jest tym, co pokazujemy światu. Identyfikujemy się z tym, co widać w
lustrze (choć jak człowiek wstanie czasem wymięty i nieprzytomny po nocy, to
wolałby się nie identyfikować!:-)
- No właśnie a
propos ciała! Uwielbiam Twoje psie ciasteczka! Trzeba w najbliższym czasie
kupić składniki na następne, bo robisz ich stanowczo za mało i dla najbardziej
łakomego w tym domu zwierzaka, czyli mnie już ich niewiele po psiej uczcie
zostaje!
- A robi się te kruche i chrupiące ciasteczka
tak prosto! Wystarczy kostka masła, trzy jajka, trochę mleka, trochę soli, łyżeczka
sody albo proszku do pieczenia, szklanka cukru i tyle mąki, ile weźmie ciasto (zazwyczaj
niecały kilogram). Ciasto musi być takie, by dało się rozwałkować i wykroić z
niego szklanką cienkie kółeczka.
- A potem już hop
do pieca?
- Tak! Hop aż się porządnie zrumienią! Potem
tylko parę minut czekania aż ostygną i hop do czekających niecierpliwie pyszczków
i ust!:-)
* * *
- I oto nowy dzień nastał a wraz z nim jakaś
nadzieja na lepsze. Świat za oknem kompletnie zasypany śniegiem i nadal śnieży.
Śnieg pokrył wszystko nową, dziewiczą bielą. Jakże to symboliczne, swoją drogą.
W ogóle, każdy dzień jest jak obietnica kolejnego, wzbogacającego nas dziania,
nowego spojrzenia na rzeczywistość. Dlatego cieszę się, że nadal nie brakuje
nam inspiracji do naszej dyskusji. Zobacz, jaka ciekawa rozmowa nawiązała się między
Star i Maksiuputkową…
- To
prawda. Nawet się nie spodziewałem, że
ten pomysł z rozmową blogową tak przypadnie do gustu naszym gościom. To bardzo pozytywne zaskoczenie. Dobrze, że wciąż
się nam takie zdarzają.
- I zauważ, jak ta rozmowa meandruje. Zaczęło się
od słoni i ich odciętych kłów a teraz mamy dyskusję na tematy związane z ewolucją,
duchowością, wiarą, z opowieściami jak nasze trudne doświadczenia osobiste
wpływają na światopogląd, na podejście do życia.
- Zdaje się,
iż temat odciętych kłów mocno zahacza o sprawy duchowe, o dylematy moralne, z
jakimi każdy musi się jakoś zmierzyć.
- Na przykład kwestie reinkarnacji oraz karmy,
bliskie nam, bo w dość przekonujący sposób sposób tłumaczące
przyczyny i skutki tego, co jest a także będące źródłem nadziei, że poza tym, iż
nasze życie ma sens, to na dodatek jeśli popełniliśmy czy popełnimy tu jakieś
błędy zawsze możemy wrócić w przyszłych wcieleniach i je naprawić.
- Jak myślisz,
w jaki sposób kłusownicy naprawią swoje błędy? Bo mnie się zdaje, że przyjdą na
świat jako te słonie bez kłów aby dotkliwie przeżyć na własnym ciele to, czego
nie są w stanie zrozumieć teraz ich dusze.
- To byłoby coś w rodzaju nauki i kary. Ale
kara ma sens, o ile się wie, za co się ją otrzymuje. A czy owi ludzie w ciałach
słoni wiedzieliby o tym? Może w jakimś wymiarze ponadczasowym tak. W ogóle
myślę, że często człowiek człowieka nie rozumie a co dopiero zwierzęcia! I na
nic tłumaczenia, rozmowy, przykłady. Niektórzy zamykają się na to, co płynie z
zewnątrz, skostniali w swych poglądach, unikający przemyśleń i zmian.
- Dlatego
naprawdę dobre byłoby takie wcielanie się z zachowaniem pamięci o poprzednich
wcieleniach. Choć, jak pisze Maksiuputkowa
dusza ludzka nie wciela się w zwierzęce ciało. A szkoda!
- Jak to z tym
naprawdę jest, to się dopiero okaże, gdy przejdziemy na tamtą stronę i jakaś
zasłona zostanie podniesiona. Zresztą
nie trzeba koniecznie umierać by czegoś się nauczyć albo by zmienić swój
światopogląd. Ze wzruszeniem przeczytałam opowieść Star o jej bólu i szamotaninie po śmierci Ojca. Jakże to
wszystko mi bliskie. I jakoś się wykaraskała. Znalazła właściwą dla siebie
drogę. To samo z Maksiuputkową.
Stała na granicy życia i śmierci. Dane jej było zajrzeć „tam”. Ten moment był
chyba decydujący o całym jej dalszym życiu.
- Ciekawe jest
też to, co pisze Gorzka Jagoda
o pozytywnie zakręconych młodych ludziach, których dużo jest w jej otoczeniu, którzy
działają po cichu robiąc po prostu swoje i nie przejmując się tym, co wyrabia
świat. O jej wrażliwej, nie pasującej do krzykliwego, plastikowego i
bezdusznego świata córce. Też Olu masz taką właśnie córkę, więc dobrze to
rozumiesz. Dobrze, że i taka młodzież jest. Ona daje nam bardzo pozytywny
przykład nowej, obiecującej wiele drogi. Może z tej młodzieży urodzi się coś
nowego? Nadzieja na odrodzenie tego świata?
- Dobrze by było, bo kropla drąży skałę.
Byleby drążyła zawzięciej i szybciej, bo obawiam się, że ten swiat pędzi ku
destrukcji w tak zastraszającym tempie, że ci młodzi ludzie mogą nie zdążyć.
- I to Ty
Oluniu mówisz takie rzeczy? Ty, Aniu z Zielonego Wzgórza?
- No tak, ja. Bo za chwilę nie będzie na
świecie żadnego słonia z kłami a młodzi, wrażliwi ludzie mogą zejść w jeszcze
głębsze podziemie w obawie przed postępującym złem, przed wyśmianiem, nagonką…
* * *
- Nie pamiętam
czy w powyższym tekście użyte zostało sformułowanie; „wyjście przed szereg”.
Jak widać „ciepła woda w kranie” dotyka każdej dziedziny życia w tej czy innej
postaci. Chleb jest, smarowidło jest, więc czego więcej potrzeba? Ale są
ludzie, którzy pragną czegoś więcej i p.Gosia jest tego poprzez swoją
niestandardowość w pisaniu żywym przykładem. Chyba jest przed szeregiem…
- Rzeczywiście, jej wypowiedzi są często
skomplikowane, czy też wyrażone w tak skrótowy sposób, że i tęcza interpretacji
wykracza poza ilość dostępnych kolorów. Ale to nie krytyka, lecz pochwała,
gdyż m.in. dzięki Twoim komentarzom p.Gosiu mamy szansę rozruszać szare komórki! A swoją
drogą, ciekawi mnie, o czym będą dyskutować ludzie za 100 lat, bo tego typu dyskusja
mogłaby mieć miejsce 100 lat temu przy użyciu innej terminologii w odniesieniu
do rzeczy dziejących się wtedy.
- Jakoś nie
napawa mnie śmiechem to, że ludzie chodzili w czapkach z lisa czy szubach z
niedźwiedzia. Nie można oceniać ich stosując dzisiejsze kryteria. Wtedy też
młodzi ludzie byli uznawani przez starsze pokolenie za awangardę. A jakie
świadome! Ho, ho…
- Widać Czarku, że chichot powtarzalności w dziejach to nic nowego. Choć temat wolności przewija się poprzez kolejne pokolenia od zarania. Czas by z tym skończyć… ale jak…? Być może za 100 lat nie będzie dyskusji na temat cierpień zwierząt, bo ich nie będzie… albo pozostaną zmutowane tak by nie odczuwać cierpień…
- Widać Czarku, że chichot powtarzalności w dziejach to nic nowego. Choć temat wolności przewija się poprzez kolejne pokolenia od zarania. Czas by z tym skończyć… ale jak…? Być może za 100 lat nie będzie dyskusji na temat cierpień zwierząt, bo ich nie będzie… albo pozostaną zmutowane tak by nie odczuwać cierpień…
- Przebywanie
tylko w swojej przestrzeni zawęża krąg doznań, ogranicza pełnię tego
wszystkiego, co dzieje się wokół nas. Mamy piękny czas na nasze wyobrażenia…
- Tak, mamy siebie… Doceniamy piękno każdego dnia,
zmian przyrody, otoczenia, chmur na niebie i czeredy zwierzaków wokół nas. I
jeszcze tyle innych dobrych, codziennych rzeczy…na przykład muzykę. Jest dla mnie coraz ważniejsza.
I a propos, chcę serdecznie Ci podziękować p.Gosiu za
podesłanie linka do jednej z moich ulubionych kolęd „The Little Drummer Boy”.
Nie znałam jej dotąd w tym wykonaniu. Za oknem śnieży… Dobrze się teraz słucha
kolęd. A przynajmniej powinno się dobrze słuchać, o ile czas świąt kojarzy się
nam pozytywnie…
* * *
- Łaknę
pochwał, jak kania dżdżu. Oczywiście żartuję, zresztą, kto ich nie lubi? Chyba
wszyscy faceci a i kobiety też się przed nimi nie wzbraniają, o ile są wyrażone
prosto z serca! Więc radujmy się razem z Elką!
A co do strachu, to można oswoić, wziąć go na postronek,
uznać za swojego. Jest wtedy łatwiej. Pamiętam, kiedy wiele lat temu lekarz
pierwszej pomocy stwierdził u mnie raka po minutowym obejrzeniu. Wpadłem w
panikę, przyznaję. Oswoiłem strach na tyle, że poszedłem po poradę do innego
lekarza kilka dni później, a ten obejrzawszy mnie uśmiechnął się i powiedział;
panie to tylko banalna dolegliwość. Ten pierwszy lekarz był młody i chyba
nieodpowiedzialny czy też złakniony szmalu.
- O strachu już pisałam poprzednio. Uważam, że
można go zminimalizować, nie da się go jednak zupełnie wykluczyć. Siła strachu może nas samych zaskoczyć. Na
pewno nie miałabym odwagi tak jak Elka
postawić się milicjantom i obronić nieznajomego człowieka. Chapeau bas! Obudziła
się w niej prawdziwa lwica. Ja jednak jestem z gatunku myszek… Przypominają mi się
w tym miejscu dwa zdarzenia, kiedy po prostu ze strachu zmiękły mi kolana i
upadłam zupełnie poddana grozie sytuacji i gotowa na wszystko. Pierwsza była
wtedy, gdy zdawało mi się, że goni mnie niedźwiedź w Beskidach. Druga, gdy mnie
znienacka napadnięto w biały dzień na moim cichym osiedlu na Śląsku i nie było
komu mnie obronić, natomiast ja sama kompletnie do jakiejkolwiek obrony
straciłam siły…
- Jednak w
wielu momentach zaskakujesz mnie odwagą i determinacją działania. Nie jest więc
z Tobą tak źle, Olu.
- Jeśli mam przy sobie takiego, jak Ty rycerza
Czarku to wszystko jest OK. No prawie OK, poza moimi wewnętrznymi lękami, na które ani Ty ani nikt inny nic nie umie poradzić.
- A swoją drogą strach może paraliżować. Dużo zależy od okoliczności, od
naszych doświadczeń życiowych oraz np. od zachowania grupy, w której jesteśmy.
Jeśli grupa zachowuje się niczym barany idące na rzeź, to najczęściej jednostka
nie znajduje w sobie siły by postąpić inaczej. I tutaj przykład ludzi w obozach
koncentracyjnych. Była ich cała masa a strażników kilku a jednak zbiorowe bunty
i walki zdarzały się bardzo rzadko…
- To dotyczy także problemu obojętności. Jeśli
ktoś jest na coś obojętny, skoro nie reaguje, to po co ja mam się wychylać,
pyta jeden z drugim. I dalej siedzi na swoim miękkim fotelu i łyka telewizyjną
albo inną indoktrynującą papkę. I nie ma przy tym dozy krytycyzmu. Uwierzy we
wszystko, bo sam założył sobie klapki na oczy i uszy. Tak mu bezpiecznie. I nie
wie o tym, że w sąsiednich stajniach konie żyją inaczej i rżą głośniej a nikt
ich za to nie ruga, nie bije. A wręcz przeciwnie – mogą się czuć wolne niczym
mustangi i dostają więcej siana!
- To, co Elka opowiedziała
o swoim spotkaniu z jakąś osobą uparcie trzymającą się jednego stanu umysłu kojarzy
mi się z Twoją dziwną, poznaną przez bloga koleżanką korespondencyjną sprzed
kilku lat…
- No tak, ta osoba także ni stąd ni zowąd zareagowała
agresją, gdy tylko nie wpasowałam się we wzorzec jej oczekiwań. Wystarczyło, że na parę tygodni zawiesiłam
bloga a ona już wpadła w panikę i napadła na mnie strasznie. A może od dawna szukała powodu by mi dokuczyć,
bo była głęboko skrzywdzoną osobą, która nie umiała nikomu naprawdę zaufać i
agresja była u niej formą samoobrony? Maltretowane kiedyś psy często mają takie
zachowania. Pamiętasz, jak nasz Jacuś bał się na początku przyjaźnie wyciągniętej
do niego ręki? Jak się kulił i warczał a
raz nawet Cię ukąsił.
A wracając
do tamtej osoby, bardzo mnie to wtedy zaskoczyło i zabolało, bo zdawało mi się,
że znam i rozumiem ludzi…
- Myślisz o
nich zbyt pozytywnie, a tymczasem stale trzeba mieć na sobie choćby cienki
pancerz, żeby nie dać się wciąż ranić. Bo nie zbawisz świata. A tacy ludzie
wcale nie chcą zmian. I tak, jak napisała Elka
trzymają się kurczowo jednego stanu umysłu. Są niczym cyborgi, zaprogramowane
na wciąż to samo. Ulubiły w sobie pewne
cechy i tylko je potęgują zamiast zdać sobie sprawę, jak bardzo są one destrukcyjne.
A ten problem dotyczy dużej części społeczeństwa i rzeczywiście może on być
przyczyną stania wciąż w tym samym punkcie rozwoju.
- A jeśli o tym mowa, to też popadam ostatnio
w takie stany, z których nic nie umie mnie wyciągnąć a nawet nie chcę by mnie
wyciągano…
- Przeżywasz
żałobę, więc to u Ciebie naturalne. Musisz mieć czas na uspokojenie, na
ochłonięcie, na przejście wszystkiego w swoim tempie, na pogodzenie się. I wierzę
Oluniu, że tak się wreszcie stanie…
* * *
- Dyskusja blogowa wydłużyła się nam niepomiernie. Jest niczym te smugi na niebie, co to trudno ogarnąć ich początek i koniec a na dodatek po jakimś czasie szyja boli od wpatrywania się w nie...
- Blog ma jednak swoje prawa. Tu chyba lepsze, strawniejsze są krótkie formy. A poza tym czas ogranicza i uniemożliwia włączenie się wielu naszym gosciom do tej rozmowy, co my w pełni rozumiemy, bo sami też mamy przecież mnóstwo spraw na głowie i rzeczy do zrobienia.Zbliża się okres świąteczny. Ludzie coraz bardziej zalatani...
- Zalatani, ale nie wszyscy. Nie każdy ulega temu pędowi. I my też z roku na rok, coraz skromniej sie do tych grudniowych świąt przygotowujemy, coraz bardziej kameralnie, po swojemu ten wyjątkowy czas przeżywając.
Ale nie o tym chciałam mówić. Chcę powiedzieć, iż ogromnie wdzięczna jestem wszystkim, którzy się odezwali, którzy odnieśli się do meritum dyskusji lub chociaż dali nam znak, że są. Dziękuję zatem z całego serca Jadze A., Artambrozji, Annie Marii P. zwanej Panterą, Stardust, Lidii, Ewie2, Alis, Emce, Najlepiej u mamy, Pellegrinie, KrysiTrejt, Maksiuputkowej, Basi Wójcik, Gorzkiej Jagodzie, p.Gosi, Elce oraz Andzi.
- I ja Wam gorąco dziękuję, drogie panie. Kłaniam się nisko, zamiatając mym starym, australisjkim kapeluszem sprzed Waszych stóp wszystkie widzialne i niewidzialne pyłki! Wspaniale było spędzić czas w Waszym inspirującym towarzystwie. Czuliśmy się dzięki Wam trochę jak w międzywojennej kawiarni literackiej albo w ożywionej gospodzie "Pod złotym liściem", gdzie każdemu wolno zabrać głos a każdy głos jest ważny, wysłuchany, dający do myślenia.
- A więc kończymy już, Czarku?
- Nie kończymy a tylko przeskakujemy w inny nieco wymiar, w inny nastrój. Nie kończymy, bo jeśli ktokolwiek z czytających tego bloga miałby jeszcze chęć na rozwijanie tematu chętnie podejmiemy pałeczkę, o ile wena, czas i siły pozwolą...
Powyższą dyskusję można sukscesywnie uaktualniać w miarę nadchodzenia kolejnych komentarzy pod poprzednim czy też powyższym postem...
Bardzo, ale to bardzo podoba mi sie ta Wasza rozmowa w odpowiedzi na komentarze, brawo Jaworowie!!! Oczywiscie juz po tytule wiedzialam, ze nie przeczytalam poprzedniej notki wiec od niej wlasnie zaczelam. Nie komentowalam, bo bardzo wygodnie dla mnie Pantera napisala juz to co ewentualnie chcialabym powiedziec, wiec sie tylko do niej podczepilam z dwoma slowami "zgadzam sie".
OdpowiedzUsuńI prosze czytam te Wasza rozmowe i morda mi sie usmiecha co raz szerzej i szerzej, a juz jak zobaczylam, ze umiesciliscie mnie w towarzystwie Pantery to zamarlam w bezruchu na moment.
Dziekuje!!!
Ale wystarczy tych samozachwytow i nalezy sie wypowiedziec w temacie.
Zgadzam sie z Waszymi obserwacjami, chociaz podobnie jak Olga (wieczna optymistka) wierze, ze jeszcze sie ludzkosc obudzi. I to wcale nie znaczy, ze mlode pokolenie jest zobojetniale, moze w Polsce tego tak nie widac, w koncu sa inne warunki historyczne.
W Polsce pokolenie 25+ ma lepiej niz mieli rodzice w tym wieku, wiec w sumie moze w jakis sposob maja "prawo" do obojetnosci, bo maja tego czego inni nie mieli.
Natomiast w Ameryce widze oczywiscie tez obojetnosc i jednostki dla ktorych IPhone i Tablet sa centrum zycia, ale tez widze wiele zainteresowanej mlodziezy. Wyobrazcie sobie, ze jednym z moich politycznych przyjaciol na FB jest 15-letni chlopak.
Fakt, ze rodzice aktywni, ale on ma 15 lat i bardzo rzeczowe poglady. Skad sie to bierze poza genetyka i rodzinnym hobby?
Mysle, ze dzisiejsze mlode pokolenie amerykanskie zdaje sobie albo przynajmniej zaczyna zdawac sobie sprawe z faktu, ze sa pierwszym pokoleniem w Ameryce, ktore ma gorzej niz ich rodzice i jeszcze gorzej niz mieli dziadkowie. Oni nie maja po prostu szans i jesli sie nie obudza masowo to bedzie naprawde zle.
Piekny temat, jak jeszcze cos mi przyjdzie do glowy, a pewnie przyjdzie bo to dopiero 7 rano to wroce.
No prosze jeszcze nie odeszlam a juz jestem z powrotem:)))
UsuńJa wlasnie w starszym pokoleniu czesto slysze/widze pogodzenie sie z tym co jest. Calkiem niedawno (tuz po wyborach) moja kolezanka (starsza ode mnie 10 lat to fakt) powiedziala "wiesz ja juz nie mam sily na polityke (znamy sie od ponad 20 lat i jakos nie pamietam, zeby wczesniej byla bardziej zainteresowana, ja sie juz nawalczylam teraz niech walcza mlodzi, ja chce spokojnie zyc". Mozna i tak, tylko tak jak podkreslam w nawiasie nie pamietam zeby kiedykolwiek walczyla, ot dzwoni do mnie przed kazdymi wyborami zeby sie dowiedziec na kogo "warto glosowac". Moze to jest wlasnie walka, dla mnie dziwna forma, bo przeciez glosowac powinien czlowiek swiadomie biorac pod uwage swoje wlasne przemyslenia, potrzeby itp.
Ja osobiscie boje sie, ze jak kiedys dojde do takiego stanu apatii, to na serio nie pozostanie nic innego tylko umrzec, najlepiej nastepnego dnia, jak najszybciej. Po co zabierac miejsce na ziemi ludziom, ktorzy mysla?
Nie wyobrazam sobie, zebym kiedys swiadomie porzucila zainteresowanie polityka, zebym kiedys swiadomie przestala myslec o ludzkiej krzywdzie i to globalnie a nie tylko w zasiegu mojego nosa (wiecie, ze mam wielki nos:))
"Ewolucja zaprojektowała nas tak, że czasem się rozwijamy, a czasem uwsteczniamy. Wszystko dla zachowania gatunku"???
OdpowiedzUsuńTu wejdę w polemikę ze zdaniem Cezarego i zaprezentuję moje widzenie świata. Bo muszę stanąć w obronie ewolucji, żeby nie obarczać jej winą za obecny stan ludzkości. Ale najpierw trzeba podkreślić, że w obecnych czasach ścierają się ze sobą dwa światopoglądy. Zwolennicy materializmu zapewne traktują człowieka jako "lepiej rozwiniętą małpę". Natomiast według nauk duchowych do najbardziej rozwiniętego na skutek ewolucji ciała zwierzęcia, które uznajemy za praczłowieka w pewnym momencie wcielił się ludzki duch. W tym punkcie drogi ewolucji się rozeszły. Nie każda małpa stała się człowiekiem, ale te ciała zwierzęce, które zasiedlił ludzki duch uczyniły odnogę w tzw. darwinowskiej teorii ewolucji. Faktycznie, mamy wspólnych przodków, ale jedynie na poziomie ciała. Ludzki duch szybko to ciało zwierzęce uszlachetnił, wyprostował jego sylwetkę, rozwinął mowę. Pojawiła się samoświadomość i wolna wola. Zwierzęta kierują się instynktem i doświadczeniem gatunkowym. Nie posiadając wolnej woli nie ponoszą odpowiedzialności duchowej. Dlatego mówimy o nich "bracia mniejsi", bo posiadają duszę zbiorową, mają inne sedno. Ale zawsze są tym, czym miały być według naturalnych praw - zwierzętami.
Problemy rodzą się w tym momencie, jeśli człowiek zapomina o swoich duchowych korzeniach i zamiast przekształcać swoje otoczenie w piękny ogród, zaczyna ziemię eksploatować. Jeśli rozwija negatywne aspekty swojej osobowości (egoizm, żądza władzy, nadmierna chęć posiadania, zawiść, próżność, wyrachowanie itp.)
Może się to niektórym wydać dziwne, ale te negatywne cechy w subtelnym świecie mają swoje formy i mocno obciążają ducha. Wiele osób to czuje, stąd wywodzi się powiedzenie, że ktoś jest "bezduszny". To nie znaczy, że nie ma duszy, tylko duch, sedno człowieczeństwa, to co jedynie wieczne w człowieku, w nim "nie działa", nie przejawia się. Tacy ludzie funkcjonują na poziomie zwierzęcym, choć są bardziej intelektualnie rozumni.
Człowiek ma tak zwaną wolną wolę, czyli możliwość decydowania o sobie i własnym życiu. W każdym momencie podejmuje decyzję, za które jest osobiście odpowiedzialny. Nawet wówczas, kiedy warunki zewnętrzne nie są korzystne.
Są ludzie, którzy kierują się duchem, a nie strachem. Jest im trudno, bo zwolenników materializmu i wygód jest więcej. Wszyscy chyba znamy przypadek piekarza, który oddawał biednym nadwyżki chleba, za co fiskus nałożył na niego taki podatek, że stracił piekarnię. Ale po tych przykrych doświadczeniach powiedział, że nie żałuje swojej decyzji, ze ponownie postąpiłby tak samo. Duchowego człowieka strata w słusznej sprawie nie boli, choć może być uciążliwa i bardzo zmienić bieg życia. Niektórzy przecież oddają życie w imię swoich ideałów.
Gdyby wszyscy ludzie kierowali się wskazówkami ducha, z pewnością ten świat byłby inny. Nie było by też okaleczonych słoni. Ale póki co trwa walka i podział ludzi. Jedni rządzą się porządkiem " władcy tego świata", instynktami, inni porządkiem wyższym,ideałami - lub naprzemian.
Ale temu nie jest winna ewolucja!
Ciekawe nowum w odpowiadaniu na komentarze. Nawet mi się pomysł podoba, interesujacy dialog.
OdpowiedzUsuńDziś muszę przemilczeć bo mnie ewaluacja zewnętrzna przywaliła wywiadami i ankietami, a Wasz post Oleńko wymaga skupienia- wszystko poszło w kierunku tematów ewaluacyjnych :-)
OdpowiedzUsuńOstatnio przeczytalam na fb taka oto sentencje: Jesli nie pasujesz do towarzystwa, nie zmieniaj sie. Zmien towarzystwo.
OdpowiedzUsuńI tego sie trzymajmy, Olenko i Cezary.
To ja dopisze jeszcze jedna madrosc, z ktora wlasnie dwa dni temu zapoznala mnie blogowa kolezanka: Nie kazde zamkniete drzwi warto wywazac i nie w kazde otwarte warto wchodzic.
UsuńBardzo to madre moim zdaniem.
Mysle, ze w tym wszystkim strach odgrywa bardzo powazna role. Strach przed utrata pracy, utrata znajomych, zdrowia, a wreszcie i zycia.
OdpowiedzUsuńNie moge powiedziec, ze jestem zupelnie wolna od uczucia strachu, ale na pewno na ile moge to mu sie nie poddaje. Najwiekszy strach, ktorego nie potrafie sie pozbyc to strach o losy najblizszych.
Pracuje nad tym, w koncu mam niewielki wplyw na to co moze dotknac moich bliskich wiec to niby strach zupelnie nieuzasadniony, ale jednak silny.
Z drugiej strony tlumacze sobie, ze tak jak ja sobie radzilam (bo musialam) w roznych naprawde ciezkich sytuacjach zyciowych podobnie i oni sobie poradza (jak beda musieli). Jednak ta moja wewnetrzna "matula" tkwi we mnie bardzo gleboko i mam wrazenie, ze dopoki moge to ich jakos uchronie, z czego oczywiscie sama sie smieje, bo niby co ja moge?
Ale tak wlasnie jest, ze ludzie masowo poddaja sie strachowi, czesto nie analizujac ani jego przyczyn ani ewentualnych skutkow wyzbycia sie strachu.
Ja zawsze jak mnie nachodza takie lekliwe mysli (bo nachodza nawet nieproszone) to zawsze sie pytam "co sie moze najgorszego wydarzyc jesli stanie sie to czego sie boje?" I najczesciej jak gleboko pomysle to, to najgorsze wcale nie jest jakas zyciowa tragedia.
Prawie 3 lata temu (styczen 2014) uslyszalam RAK.
Oczywiscie pierwszy odruch to strach, lek, a zaraz potem pomyslalam "co sie moze stac najgorszego?" odpowiedz byla prosta "umre". I wtedy dotarlo do mnie, ze jak mam umrzec jako ta najgorsza wersja to raczej szybko powinnam sie zajac zyciem, bo ono calkiem realnie moze mi sie lada dzien skonczyc.
I juz przestalam bac sie smierci, zaczelam skupiac sie na zyciu i... tak... zalozylam maske chyba obojetnosci bo tylko w ten sposob moglam chronic moich bliskich przed moim i ich wlasnym strachem.
I tak jest zawsze, boimy sie smierci, boimy sie wojny, boimy sie masowych chorob, boimy sie latac samolotem i wreszcie jak ja... boje sie kotow:)))
Co sie moze stac najgorszego jak zetkne sie z kotem?
No mnie sama pusty smiech ogarnia, bo przeciez mnie ten kot nie zezre, mimo to nie kusze losu i kotow unikam. Tych na zdjeciach sie nie boje, wiec umowmy sie, ze to juz jakis postep :)))
Mysle, ze w znacznym stopniu podejmujac rozne decyzje nawet te male kierujemy sie strachem, lub chociaz lekiem.
Trzy dni temu weszlam do pociagu, padnieta bylam zupelnie bo wczesniej przeszlam ok. 6km, wszystkie miejsca zajete, oprocz jednego, obok bezdomnego.
Usiadlam, no bo przeciez co mi sie moze stac?
Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, bo facet oczywiscie smierdzial, ale ten zapach niedomytego ciala i niepranej odziezy tak samo wypelnial ich nozdrza jak i moje tyle, ze oni stali a ja siedzialam.
Nic mi sie nie stalo, po za tym, ze jak wychodzilam z wagonu to bezdomny zyczyl mi "milego dnia", ktore to zyczenia odwzajemnilam. Kto wie moze fakt, ze usiadlam obok a nie ucieklam to byl w jego zyciu jakis wartosciowy moment. Jesli tak, to warto zyc dla takich chwil.
Co może zdziałać słoń ułomny... Fajna dyskusja się wywiązała!
OdpowiedzUsuńDuchowość nie ma nic wspólnego z religijnością. Niby powinna, bo w rdzeniu tego słowa (re -ligio: ponowne połączenie ) jest zapowiedź ponownego połączenia z własną duchową naturą. Niestety, religie , jak wszystkie wytwory ludzkiego mózgu i różnych ludzkich interesów są mniej lub bardziej odległe od PRAWDY. Można być bardzo religijnym, ale to oznacza służenie kościołowi, do którego się należy. Czasem prowadzi to do fanatyzmu i jest zaprzeczeniem duchowości.
OdpowiedzUsuńKto nie zasypał całkiem swojego ducha odczuje właśnie tym duchem, że coś jest "nie tak" i nie będzie ślepym wyznawcą jakich religijnych kultów, będzie krytyczny wobec dogmatów, jakie dana religia narzuca. Na pewnym etapie rozwoju religie są potrzebne, ale kiedy człowiek zaczyna być zdolny do samodzielnego dojrzałego myślenia, powinien zacząć badać w swoim uczuciu, czy to, czego go nauczono, jest prawdą, czy to go czyni lepszym i czy nie przynosi szkody innym.
Zajmuje to wiele czasu, więc niewielu ludzi weryfikuje swoje poglądy. Ludzie często wolą gotowce i "prawdy", których się miło słucha.
Cezary pyta, czy duch i człowiek to coś zespolonego od samego początku. Trudno odpowiedzieć jednym zdaniem, ale odpowiedź jednym wyrazem brzmi "TAK".
W zasadzie to duch jest człowiekiem, on ożywia tylko na pewien czas ciało, które należy do świata materialnego i które podlega wszystkim materialnym procesom, w tym procesom gnicia i rozpadu. Duch może być obciążony mniej lub bardziej niskimi skłonnościami, ale jak się ich pozbędzie, to jest szansa, że powróci tam, skąd przyszedł, do duchowości. Ten poziom jest poza światem materialnym i nie podlega rozpadowi.
Ja akurat nie mam problemu ze zrozumieniem wcielenia. Połączenie duszy z ciałem, a więc wcielenie odbywa się na pewnym etapie rozwoju, mnie więcej w połowie ciąży, kiedy płód zdolny jest do samodzielnych ruchów. Kiedyś o mało "nie wyzionęłam ducha", więc nie jest to sprawa wiary, ale doświadczenia.
A przy okazji: Hania się pyta, jakie ciasteczka dla psów pieczesz Olu?
UsuńPodoba mi sie wypowiedz (w zasadzie obie wypowiedzi) Maksiuputkowej i rowniez odpowiedz Cezarego w kwestii ewolucji. Zastanawia mnie tylko pewna rzecz. Ewolucji podlegaja wszystkie zywe organizmy w tym czlowiek. I wlasnie tylko czlowiek ma wolna wole czyli w sumie czlowiek ma zdolnosc (przynajmniej powinien miec) kierowania swoja wlasna ewolucja, albo przynajmniej jej kierunkiem.
OdpowiedzUsuńTymczasem wszystkie inne organizmy ewoluja ze tak powiem nieswiadomie na skutek zmieniajacych (znow ewolucja) warunkow otoczenia i staraja sie przystosowac do nowego w jak najlepszy sposob. A czlowiek, ktory w sumie kieruje wieloma aspektami zycia codziennego, ktore wplywaja na ewolucje calego swiata, sam czlowiek jakos zatracil pojecie kierunku ewolucji ludzkosci.
Wymyslamy techniki, technologie i inne "ulepszacze" swiata i rzekomo zycia, a one akurat jak bumerang wracaja i uderzaja w nas.
Czy to aby nie bunt i samoobrona natury przed szkodnikami, jakimi jestesmy?
Celne spostrzeżenie. Ewolucji jako takiej również podlegają nasze ciała, ale to nie wszystko w wypadku człowieka. Człowiek posiadający wolną wolę powinien nadawać ewolucji duchowy kierunek. Zyskał by on sam i przyroda.
UsuńMickiewicz też celnie to ujął pisząc "Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy". Teraz się to określa trochę inaczej :"biurokrata", cyborg". Ale czy warto dla pieniędzy, sławy, bogactwa i władzy, dla kilkudziesięciu lat samozadowolenia zabijać w sobie ducha?
No wlasnie, czy warto? Moim zdaniem, nie warto, ale w pogoni za wiecej, lepiej, latwiej ludzie o tym nie mysla, sprawa duchowosci schodzi na dalszy plan, albo w ogole znika z horyzontu. Przykre to ale tak czesto jest.
UsuńPewność co do momentu wcielenia faktycznie wynika z różnych źródeł, z obserwacji, z przemyśleń, z literatury i doświadczenia. I z logicznego myślenia: jeśli dusza w momencie śmierci definitywnie opuszcza ciało, już go nie ożywia, to wcześniej musiała nawiązać z nim połączenie.
OdpowiedzUsuńNa tamtym świecie wiele dusz czeka na możliwość ponownego wcielenia, po to, by się doskonalić i dalej rozwijać. My dajemy naszym dzieciom ciała, ale w te ciała wcielają się duchy, które czasami rozczarowują rodziców. W genach możemy przekazać tylko cechy fizyczne, dziedzictwo duchowe nie istnieje. Ale w dużej mierze mamy wpływ na to, jakiego człowieka przyciągniemy poprzez duchowe podobieństwo do jednego z rodziców lub innej osoby z najbliższego otoczenia. Nawet w najlepszych rodzinach zdarzają się tak zwane "czarne owce". I ani teorie wychowania, ani genetyka nie jest tego w stanie wyjaśnić.
A co do ciasteczek dla piesków, to myślałyśmy, że jest wkład mięsny...
Bardzo mi bliskie to co piszesz.
UsuńPo smierci mojego Taty (trzy miesiace po moim wyjezdzie do Ameryki) nie moglam sobie z tym poradzic. Po pierwsze nie moglam wrocic nawet na pogrzeb, tzn. teoretycznie moglam, bo jako legalna imigrantka moglam wystapic o tzw. bialy paszport, ktorego udziela sie w takich wypadkach, ale finansowo nie bylo nas na to stac. Mialam na utrzymaniu dziecko, sama jeszcze nie pracowalam i zylismy z niewielkiej pensji Owczesnego. Bialy paszport i wyjazd tylko na pogrzeb oznaczal zapozyczenie sie potem dlugie splacanie, a tu nie bylo z czego.
Przezylam te smierc bardzo dotkliwie, nawet wyladowalam w szpitalu na trzy dni i przez kilka lat nie moglam sobie z tym poradzic. Jak juz opanowalam jako tako jezyk to moja kolezanka z pracy polecila mi tzw. Workshops na temat smierci. Te zajecia byly prowadzone przez hinduskich kaplanow, jak wiemy Hindusi wierza w reinkarnacje. I powiem szczerze, ze trudno mi z cala pewnoscia stwierdzic czy ja tez uwierzylam, ale jest mi taka teoria bardzo bliska.
Na pewno w tamtym czasie te wyklady bardzo mi pomogly poradzic sobie z poczuciem winy i generalnie z faktem utraty Taty.
Hindusi wlasnie wierza, ze dusze czekaja gdzies tam w przestrzeni kosmicznej na to zeby sie wcielic w odpowiednie cialo. Dusza ponoc wybiera sobie jakie doswiadczenia chce przezyc (czego ma sie nauczyc) w obecnym zyciu. Kierujac sie potrzeba konkretnych doswiadczen dusza wybiera cialo, w ktore sie wciela, bo juz wiadomo do kogo to cialo nalezy. Znani sa rodzice, ich sytuacja materialna, miejsce zamieszkania itp.
W sumie jest to jakis juz z gory ustalony zarys przyszlego zycia.
Pamietam jak mi tlumaczono, ze nie powinnam miec wyrzutow sumienia, a juz szczegolnie katowac sie nimi bo przeciez taki uklad (fakt smierci po moim wyjezdzie) zostal z gory zaplanowany zarowno przez moja dusze jak i dusze mojego Taty.
Nie potrafie powiedziec czy w to wierze na 100% ale daje to na pewno ogromny komfort psychiczny. Bylo tam tez duzo na temat Karmy i zwiazkow karmicznych, generalnie to bardzo mi sie podoba podejscie Hinduizmu do zycia i smierci.
Podobno sprawy konfliktowe miedzy duszami (moga to byc wspolmalzonkowie, rodzenstwo itp.) jesli nie zostaly rozwiazane w kolejnym zyciu to te dusze wracaja znow w jakis sposob razem, zeby je rozwiazac w nastepnym to wlasnie nazywaja Hindusi zwiazkiem karmicznym.
Pamietam jak w zartach mowilam mojemu bylemu mezowi, ze musimy sie rozejsc raz i na zawsze bo raczej nie mam ochoty spotkac go w przyszlym zyciu :)))
To tak w bardzo ekspresowym skrocie, ale Hinduizm mnie fascynuje i ciagle do niego wracam, gdybym chciala nalezec do jakiejs religii (uregulowanej przez czlowieka) to pewnie bylby to wlasnie Hinduizm. Wiele na ten temat czytalam i ciagle odkrywam cos nowego.
Pierwsi chrześcijanie też wierzyli w reinkarnację. Do tej pory w Biblii można znaleźć bardzo nieliczne wzmianki. Kościoły wyśmiewają tę teorię, mając na myśli wierzenia, że po śmierci możemy wcielić się w świnię czy muchę. Ale taka interpretacja tez nie jest prawdą, nie ma czegoś takiego jak możliwość mieszania gatunków. Jakie to by było niesprawiedliwe, gdyby człowiek miał tylko jedno krótkie wcielenie, w którym miałby osiągnąć doskonałość i samoświadomość.
UsuńA wierzę w doskonałego i sprawiedliwego Boga. Wierzę, że moje poprzednie wybory prowadzą do takich, a nie innych warunków i sytuacji życiowych.
Najważniejsze w życiu jest doświadczenie, opiszę wiec jedno z ważniejszych moich doświadczeń. Otóż kilkanaście lat temu znalazłam się w takim punkcie życia, że było mi bardzo ciężko. Już dokładnie nie pamiętam z jakiego powodu. Mieszkałam sama, była noc, strasznie płakałam. Może nawet bałam się czegoś. Z tej desperacji z głębi serca wytrysnęła taka prośba - niczym modlitwa do Boga, żeby mnie już odwołał z tego świata. Powiedziałam, że wyrzekam się wszystkiego i wszystkich, łącznie z ulubionymi papierosami. zasnęłam spokojnie, w poczuciu dobrego wyboru.
Ile bym dała, żeby choć raz jeszcze przeżyć uczucie, jakiego doznałam tej nocy. Śniło mi się, że leżę u czyichś stóp, i odczuwam głęboką, wprost nieziemską, intensywną MIŁOŚĆ i poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Jeszcze przez wiele tygodni byłam oszołomiona tym doznaniem. Dopiero po latach trafiłam na opis tego, że w duchowości, czyli w raju taki stan może trwać wiecznie. Nie twierdzę, że byłam w raju, ale w przedsionku raju z pewnością. szkoda, że tylko na jedna noc. Rano weszłam w stare schematy, stare stosunki, stare nawyki, tyle ze z nowym doświadczeniem.
Mój duch przez moment nie był obciążony i uniósł się wysoko. Tęsknię do tego stanu, ale ponieważ teraz nie jest mi źle, korzystam z ziemskich przyjemności.
Może Budda miał podobne doświadczenie, ale Budda żył przed Chrystusem i musiał wyrzec się tego świata, żeby zrozumieć sens swojego istnienia i doświadczyć duchowej natury. Niewypaczona przez ludzi nauka Chrystusa prowadzi wyżej, ale też wszystkiego nie wyjaśnia ("Jeszcze wiele miałbym wam do powiedzenia, ale nie unieślibyście.").
Ale nauka Chrystusa każe żyć w tym świecie, ale nie dla tego świata.
Kończę refleksją o tym, że nie liczy się to, co przeczytaliśmy, ale to, co sami przeżyliśmy. To, co czytamy może być tylko inspiracją do wyboru dalszej drogi.
I niech sie Olenka nie martwi czy ktos to przeczyta. Ja spijam kazda kropelke tej Waszej dyskusji jak najlepszy nektar zyciowy.
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała się odnieść do opinii o młodzieży. Nie wiem, czy mam szczęście, czy nieszczęscie, że wychowałam córkę kompletnie nieprzystosowaną do życia w myśl obecnych zasad. Jest wrazliwa, za wrażliwa na okrucieństwo świata (nie je mięsa, bo boli ją cierpienie zwierzat, jajka je tylko nasze, bo wie, że kury u nas są szczęśliwe, podobnie sery - od ekologicznych gospodarzy szanujących zwierzeta - co sprawia, że będąc na studiach wcina głównie roślinki), płacze nad wycinanymi drzewami i zbierała by wszystkie bezpańskie stworzenia. A one ją lubią, trzeba to przyznać. A poza tym jest silna i konsekwentna, ot, takie ździebełko, ale zrobione z hartowanej stali. Ani myśli wtłaczać się w normy, bo chyba nawet ich nie zauważa. A wynikłe stąd kłopoty i radości przyjmuje konsekwentnie. A niejako poprzez nią i przez to, co robimy (przyjmuję na staże młodziaków chcących uczyć się ogrodnictwa naturalnego) poznałam cały wachlarz rozmaitych wspaniałych młodych ludzi. To nie tyle, że oni walczą z systemem, oni go wręcz nie zauważają prawie i omijają jak zawalidrogę. Na pewno nie pozwolą nikomu po sobie deptać. Po prostu, cicho, spokojnie i bez szumu budują coś lepszego obok. I w nich jest nadzieja.
OdpowiedzUsuńHI !!ja na chwile !co to jest wyjscie przed szereg ?
OdpowiedzUsuńzalecam pieknie zyc w swojej przestrzeni
co do mlodziezy to piekne istoty a jakie swiadome !nie to co nasze pokolenie(MAM NA MYSLI MOJE )czapka z lisa i Borynowy kozuch kto MOWIL WTEDYo cierpieniu zwierzat!GAdalismy wtedy o wolnosci ,itd.
to taka dyskusja jak ktos w zartach powiedzial A KTO ZABRONIL BIEDNEMU BOGATO ZYC? -ZYJMY PIEKNIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!ok piekny czas mamy uwielbiam https://www.youtube.com/watch?v=DiXjbI3kRus nie oczekuje odpowiedzi ale zycze wszystko co najlepsze p.Gosia
Co za wspaniała dyskusja. Jam kobieta emocjonalna jest, to się cieszyłam każdym Waszym słowem. Raz jeszcze od początku przeczytam, może coś mądrego powiem albo i nie ale i tak mieć będę radość z Waszych słów i myśli. Bolała i boli mnie obojętność ludzi, na blogu często o tym piszę, szukając wytłumaczenia w strachu, uznając jak pewien Indianin z Meksyku że strach jest pierwszym i najgroźniejszym wrogiem człowieka, tak to postrzegam i jak Stardust zauważam swój strach usiłując sobie z nim poradzić. Najbardziej chodzi oczywiście o najbliższych a inne formy strachu staram się przekraczać, jak choćby bojąc się, ale jednak zaatakowałam milicjantów bijących pijanego, trzech młodych byczków, w stanie wojennym w miejscu całkowicie odludnym a strach u tyłka mi wisiał a jednak musiałam. Obojętność ludzi i młodych i starszych boli mnie i jak kto głupi walczę z nią, jak ten jak mu tam było co walczył z wiatrakami. :) Stardust kiedyś przyglądając się Hinduskiej religii sporo o tym czytając, przyjęłam ich wiedzę i dalej rozwijam bo uznałam że mają rację. To samo dotyczy pierwszych chrześcijan, gdyby te dwa tysiące lat temu chrześcijaństwo poszło w stronę gnostycyzmu, dziś ludzkość byłaby w innym punkcie rozwoju. Rzymskie chrześcijaństwo poszło w stronę materializmu a gnostycy uznawali ducha, za sprawczą siłę działającą w świecie. Maksiuputkowa miałam podobne do Twojego doświadczenie, jest w mojej wewnętrznej pamięci zapisane złotymi głoskami, byłam widziałam czułam doświadczyłam, ale kazano wracać to wróciłam, tyle że następnej nocy znów tam byłam i znów kazano wracać no i jestem.
OdpowiedzUsuńGorzka ja wierzę w młodych ludzi, z każdego świadomego młodego człowieka się cieszę. Ostatnio tak myślałam smutno, że młodzi wykształceni ludzie nie myślą samodzielnie, zwracają się do panów w czarnych sukniach, pytając: - to w co mam wierzyć? Jak ma to wyglądać? Otrzymują nauki od rodziców na religii w kościele i mówią -Aha tak i tak okey. Żadnej własnej myśli, żadnych pytań, żadnych poszukiwań odpowiedzi to JEST przerażające. Wiem co mówię, mam w rodzinie bardzo mocno wykształcone kobiety i każda jest jak kilkuletnie dziecko w rozwoju duchowości, naśladując rodziców, to nie jest wiara to tylko religijność. Dla mnie to straszne i poniżające człowieka, nie powiem żebym nic nie robiła w tym kierunku jak powiedziałam nie jestem popularna w rodzinie. Zawsze niepoprawna optymistka ciągle myślę że znajdę właściwe słowa które we właściwym momencie, trafią jak nasiona w grunt. Gorzka Jagodo czy to może dzieci nasiąkają atmosferą domu? Bo moja córcia podobna do Twojej a i dzieci brata mają w sobie coś podobnego.
To może coś jeszcze napiszę jak przeczytam ponownie.
Super Oleńko i Cezary. ♥♥
Dodam - no znów tu jestem,:) że my ludzie mamy jakąś potrzebę trzymania się jednego stanu umysłu, kurczowo. Boli i źle jest nam, ale ten stan trzeba utrzymywać i ani kroku dalej. Ostatnio u mnie pojawiła się kobieta, znana mi z innego portalu, jestem niezadowolona mocno że pisze komentarze, nie zamierzam z nią wchodzić w dyskusję, lub nie daj Bóg jej cokolwiek radzić bo skopie, prawy sierpowy kopniak i nożem poprawi. Znam niestety znam, potraktowana zostałam kiedyś takimi kopniakami mentalnymi to się nauczyłam że ona CHCE być samotna. Pisze o samotności, pisze o izolacji, pisze że jest jej źle samej z sobą. Mimo że odpowiedziałam jak najbardziej neutralnie, nie dotykając problemu, już nitki agresji się pojawiły. Takie właśnie trzymanie się jednego stanu umysłu postrzegam u ludzi, u wielu ludzi, może w tym tkwi przyczyna zła w polityce, w życiu rodzinnym, w byciu nieszczęśliwym? Może taki stan utrzymywać się w kilku wcieleniach :)). Jak pęknięta płyta.
OdpowiedzUsuńRozwój polega na przekraczaniu barier w sobie, na stawianiu wyżej poprzeczki by i ją przeskoczyć, ale trzymanie się kurczowo jednego stanu, mało tego utrzymywanie go energią, by był nieustannie żywy, ciągle aktywny i nie zauważanie że to innych ludzi boli czy rani, i inne żywe istoty krzywdzi a najwięcej samą osobę ten stan umysłu utrzymującą, to czyni z nas ludzi na ciągle niższym poziomie, mimo pewnych pozytywnych odruchów. Dlatego ten świat na tak w sumie niskim poziomie się utrzymuje i tyle tu bólu i cierpienia i nędzy. Tak myślę ale pewnie to bardziej złożony problem jest.
jestem, ale przez wszystko nie przebrnęłam, obiecuję nadrobić jeśli zwolni mój "pociąg"... :)
OdpowiedzUsuńOK!:-)
UsuńChciałabym włączyć się aktywnie w tę inspirującą rozmowę, niestety, mój czas a właściwie jego brak nie daje mi możliwości. I tak jak Alis przeczytałam wyrywkowo, a tak nie można. Wybaczcie, często o Was myślę, a na więcej brak możliwości( teraz). Mam sporo pracy, ważny koncert, warsztaty i wyjazd do NFM. Słowem - ogólny nawał. Kiedyś wrócę - pewnie i na swojego bloga również :)
OdpowiedzUsuńBędziemy czekać na Ciebie, Andziu!*
UsuńPozdrowienia ciepłe slemy!:-)
Niestety dzisiaj ani nie poczytam, ani nie podyskutuję. Przeczytałam "po łebkach" bo czasu brak, moja rzeczywistość skrzeczy, tort piekę.
OdpowiedzUsuńDyskusja tutaj ma jedną zaletę: nikt nikomu nie przerywa, nawet najdłuższej wypowiedzi. W realu by chyba nie przeszło. Wymaga też uwagi, bo bez przeczytania komentarzy i komentarzy do komentarzy traci się wątek.
Pozdrawiam serdecznie Gospodarzy i wszystkich dyskutantów.
Tak, nikt nikomu tu nei przerywa. Czyli jednak internet ma w jakiejś kwestii przewagę nad realem. Te dwie przestrzenie uzupełniaja sie wzajemnie.
UsuńI my pozdrawiamy!:-)
Witajcie,ciekawa dyskusja rozgorzała na Waszym blogu i dobrze, lecz ja chwilowo do niej nie dołączę choć z wieloma stwierdzeniami się zgadzam. Od kilku dni zmagam się z fatalną wiadomością o utracie wzroku i na razie trudno mi się z nią pogodzić więc moja obecność choć obowiązkowa,będzie trochę ograniczona.Pozdrawiam całą rodzinkę i wszystkich biorących udział za to,że jesteście.
OdpowiedzUsuńOch, bardzo mi przykro, Krysiu. Ściskam Cię mocno, mocno, majac nadzieję, że ta wiadomośc nie jest ostateczna, że da sie jeszcze coś zrobić!***
UsuńOboje z Cezarym serdecznie dziękujemy wszystkim za udział w dyskusji oraz za Waszą serdeczną obecność!:-) Jesteście wspaniałe, dziewczyny!:-))***
OdpowiedzUsuń