wtorek, 29 listopada 2016

W zaniku…






                                                                                 zdjęcie z Internetu
 
   Przeczytałam dzisiaj wstrząsający tekst o słoniach afrykańskich, które coraz częściej przychodzą na świat bez ciosów albo też z ciosami w zaniku. Ciosy to kły, czyli górne siekacze. Na kły słoniowe poluje się od stuleci. Dlatego osobniki z największymi kłami zostały już prawie do końca wytrzebione.  Nie ma więc komu przekazać właściwych genów. To pierwsza przyczyna. A druga? Zapewne mądrość natury. Ona broni się przed zupełną redukcją. Sama pozbawia się tego, co mogłoby być przyczyną jej zupełnego zniszczenia. Umniejsza się by ocaleć. Chroni swą istotę poświęcając  zewnętrzne atrybuty. Dlatego też rodzą się teraz słoniowe maluchy zupełnie bez kłów albo z tak maleńkimi, że prawie niewidocznymi siekaczami. Tym samym słoniątka są bezpieczne, bo zupełnie nieatrakcyjne dla kłusowników. Tyle, że życie bez ciosów jest trudne dla słoni. Do czego im właściwie te kły? Ano, do kopania w ziemi w poszukiwaniu wody albo do rozłupywania pni drzew w celu dobrania się do ich miękkiej, pożywnej miazgi lub do walk godowych, gdy przychodzi pora albo do obrony małych przed lwami i hienami. Coraz więcej słoni rodzi się bez kłów… Przystosowują się jak potrafią do życia takiego, jakie jest. Okrucieństwo człowieka wymusza zmiany w ich rozwoju ewolucyjnym. Czy dalej są słoniami, czy może to już jakieś dziwne, nowe, zaprzeczające idei słoniowatości istoty?

   Tekst o słoniach przywiódł mi na myśl nas – ludzi. Nas, którzy też dostosowujemy się do warunków, okoliczności, wymagań, oczekiwań i zagrożeń. Chcąc umknąć polowaniu (czytaj: wyszydzeniu, zignorowaniu, zakrzyczeniu, wyśmianiu, zapomnieniu, zagrażającej istnieniu zmianie) pozbywamy się naszych najważniejszych atrybutów. Chowamy w sobie głęboko wrażliwość, świadomość, odwagę, wolność, wiedzę i radość istnienia. Wiercamy się w głębokie, ciemne nory i tak tkwimy w lęku i ciszy. Byleby ocaleć. Byleby nie zagarnęła nas do szczętu fala buty, głupoty, pozerstwa, obezwładniającej cudzej pewności siebie, arogancji i obowiązującej poprawności politycznej. Byle nas nie zauważyła i nie unicestwiła.   

   A więc ocaleliśmy...I tak tkwimy w tych norkach bez kłów. Niewidoczni. Nieatrakcyjni. Zredukowani. Nie poznający samych siebie.Udający zadowolenie i klaszczący wtedy, gdy inni klaszczą. Byleby nie wyjść przed szereg. Popatrujący na innych, tak podobnych. Czy dobrze? Czy udało się nie zaburzyć tej zakleszczającej nas dokumentnie układanki? Dobrze...Och, jaka ulga...

   Ale kim jesteśmy w tej nowej, niby bezpiecznej formie? Czy dalej sobą? Czy dalej ludźmi takimi, jakimi marzyło nam się kiedyś, że będziemy? Ile w nas ludzkości, ile sztuczności, która jest najwygodniejszą maską, przepustką do istnienia w takich, w jakich przyszło nam żyć czasach? Dostosowujemy się wciąż i wciąż, zaprzeczając sobie, swojej prawdzie, która jest nami… Czy warto?

11 komentarzy:

  1. Straaaaasznie przygnębiające ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzkości w nas niewiele ... bardzo malutko, maleńko.
    Izolujemy się coraz bardziej od drugiego człowieka, jesteśmy niewzruszeni na cierpienie innych, na cierpienie zwierząt. Gapimy się beznamiętnie w telefony,mamy morze znajomych ale tylko z internetu.
    Nie wiem, czy oglądałaś film dla dzieci "Wall-e", upadek człowieka ( z szansą na zmiany ) nowoczesnego uzależnionego od elektroniki i robotów.
    Najtrudniej w tej rzeczywistości wychować dzieci, przekazać im miłość do przyrody, bliźniego , książek...
    smutna rzeczywistość;/
    buziole Olgo kochana.

    OdpowiedzUsuń
  3. A kto probuje plynac pod prad, nie chadza na cmentarze we wszystkich swietych, nie wykazuje entuzjazmu dla swiat, krytykuje wady innych, nie cmoka w zgodnym chorze nad tym, co mu nie w smak - temu wylewa sie wiadra pomyj na glowe, bo jest inny. Moze jednak bez specjalnego obrzydzenia popatrzec w lustro kazdego ranka. Nielatwo zadowolic wszystkich, ale trzeba otaczac sie wybranymi i podobnie myslacymi ludzmi, a wtedy ani nie trzeba im schlebiac, ani uwazac na slowa.
    Chyba nie warto sie wycofywac, bo zycie ma sie tylko jedno i spedzenie go w norce i bez klow to prawdziwe marnotrawstwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety tak jest. Nikogo, albo prawie nikogo nie interesuje, jacy tak naprawdę jesteśmy, tylko nasza przydatność do zapieprzania ku chwale pracodawcy.
    Mam nadzieję, że słonie przystosują się do życia bez kłów, człowiek to jednak nienasycona bestia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko słoni żal....bo bestia człowiecza utrzyma się przy życiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. to prawda, wiele osób się wycofuje i nie wychodzi przed szereg. Ale nie bardzo lubię takich typu: zastaw się a postaw się. Czasem trudno mi ich zrozumieć

    :)
    ciesze się, że link Cię zainteresował :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ewolucja... psia kość.... chciałoby się powiedzieć :(
    piękna jest Olguś ta Twoja wrażliwa dusza... nie chowaj jej przed światem...
    :*****

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka jest różnica między nami , a słoniami, że nie robią tego świadomie, z tchórzostwa, tak jak wielu z nas ludzi. Mam nadzieję, że ewolucja nie podąża w tym kierunku, bo to byłby koniec ludzkiej rasy. My ludzie, a przynajmniej wielu z nas korzysta z rozumu i ma w sobie tyle odwagi, by żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, nawet jeśli czasami trzeba stanąć do walki i potem lizać rany. A swoją drogą zachwyca mnie Matka Natura!

    OdpowiedzUsuń
  9. Słoni żal, koni żal i ludzi żal. I macie rację kochani wrażliwcy, ze przybieramy maski by się nie wyróżniać ale jak ta maska wrośnie i się zintegruje z resztą, jak zapomnimy kim byliśmy i moglibyśmy być to życie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Powierzchowne ale bezpieczne. Życie nie boli a to ważne jak się już przeżyło 70 lat i już się wie, że lepiej już było.
    Bądźcie sobą dla nas, dla tych z maskami. I dla przyszłych pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
  10. I cóż tu komentować człowiek największym niszczycielem,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost