Prowadzenie bloga to niezwykła, dająca
satysfakcję i sposobność do spotkania wielu ciekawych ludzi czynność. A kontakt
z Wami, osobami dalekimi a jednak jakoś bliskimi ma w sobie coś magicznego, coś
ocierającego się rdzeń duszy. Odsłaniamy przed sobą wzajemnie jakiś ważny
kawałek siebie. Pokazujemy to, co chcemy pokazać. To, co wydaje się nam
najważniejsze. Będące istotną cząstką nas. Czy odważylibyśmy się rozmawiać z
sąsiadami o tym, o czym rozmawiamy tutaj? Czy kogoś realnie obok nas stojącego obchodziłoby
to, co tu ukazujemy, z czego się zwierzamy sobie, co odsłaniamy? Pewnie nie, bo
realny świat pełen jest innych spraw. Tych codziennych, pełnych pragmatyzmu i
pogoni za sposobem przetrwania w trudnej rzeczywistości. A każdy ma swoje problemy
i mało jest tych, którzy mają czas i cierpliwość by uważnie nas wysłuchać.
Jednak Internet tworzy przez to złudne poczucie
bliskości. Przeważnie nie znamy się tutaj z imienia i nazwiska. Do niczego nam
to nie jest potrzebne zresztą. Jesteśmy istotami o wymyślonych nickach, bo
przez to zachowujemy część swojej bezpiecznej anonimowości i możemy otwarciej
pisać o tym, co naprawdę nas boli, martwi, cieszy, przejmuje, zastanawia. Ale
czasem przychodzi moment, że nadarza się okazja by spotkać się realnie. I wówczas
pojawia się zastanowienie, na ile bliska jest ta budowana do tej pory bliskość?
A może to wcale nie bliskość, lecz tylko jej pragnienie? Czy te wszystkie
serdeczne słowa rzeczywiście były takie, czy po prostu wpasowywały się w pewną
obowiązującą na blogach konwencję? Jacy jesteśmy naprawdę? Czy spotykając się
realnie zbliżymy się do siebie, czy wręcz przeciwnie oddalimy? Czy to spotkanie
wzbogaci, czy też zuboży nasze relacje? Jak się wzajemnie odbierzemy? Czy
rozczarujemy się sobą? Czy zniknie miedzy nami ta delikatna, nienazywalna,
magiczna więź blogowa? Jak to będzie?
Od kilku miesięcy szykowałyśmy się do
takiego realnego spotkania z Zofijanną, autorką bloga „Z rakiem w tle”.
Mieszkamy nie tak daleko od siebie i już od dawna planowałyśmy jej odwiedziny
na moim końcu świata. Pierwotnym powodem było kupno jajek zielononóżek z naszej
fermy. Jednak poprzez te miesiące dołożyła się jeszcze wzajemna ciekawość,
sympatia i odczucie podobnej wrażliwości. Coś nas wyraźnie ku sobie ciągnęło. Widać
to było na naszych blogach. Aż wreszcie ustaliłyśmy termin i obie szykowałyśmy
się do tego spotkania prawie jak na pierwszą randkę, czując w sobie mieszankę
radości i niepewności, nadziei i zwątpień.
Ja, jako gospodyni siedliska będącego w
stanie wiecznego remontu bałam się jak też zostanie odebrany panujący w nim
rozgardiasz i ogrom prac czekających wciąż na wykonanie. Przecież nie miałam
pojęcia, czy zjawi się u mnie osoba na luzie, czy też pedant i sokole oko? Ale
mąż widząc, jak sprzątam w pocie czoła dom powiedział mi na uspokojenie, że przecież
choćbym nie wiem jak sprzątała, to i tak wiele nie zmienię. Więc albo się
pogodzę z tym, co jest, albo zamęczą mnie własne kompleksy. A jeśli dla kogoś
byłby ważniejszy wygląd domu, niż gospodarze, to tylko o nim by źle świadczyło
a nie o nas. A więc odpuściłam, przyznając mu rację. Upiekłam ciasto ze
śliwkami i owsiane ciasteczka z lnem i kokosem. Ugotowałam wielki gar naszego
specialite de la maison, czyli leczo. Bo jak wiadomo – przez żołądek do serca!
A potem pozostawało tylko czekać i obgryzać pazury.
I wreszcie stało się! Popatrzyłyśmy na
siebie po raz pierwszy. Naprawdę z bliska. Oko w oko. Uściskałyśmy się
serdecznie. Po czym znowu popatrzyłyśmy. A we wzajemnych uśmiechach widać było,
że nasze dziwne obawy, niepewność i nieśmiałość ulatują gdzieś jak śmieszne bańki
mydlane. Bo został prawdziwy, dotykalny, ciepły człowiek. Zostało coś dużo
więcej niż może dać Internet.
Zobaczyłam Twój uśmiech Zofijanno.
Zobaczyłam wzruszenie. Już wiem, jak brzmi Twój głos. Jak patrzysz. Jak się śmiejesz.
Jak wyglądasz, gdy się zamyślasz, dziwisz, przejmujesz czymś. Jak krucha i
delikatna jesteś, gdy się Ciebie przytuli.
Jak pragniesz zrozumienia i ciepła ludzkiego. Z ufnością pokazałam Ci
swój świat. I nie żałuję tego, bo
przyjęłaś go z sympatią, otwartością, wrażliwością i ze spokojem.
Teraz, pisząc ten
post, popijam pyszne, czerwone winko, które dałaś mi w prezencie. Na dole,
w przedpokoju czekają na posadzenie zioła, które dla mnie przywiozłaś.
Dziękuję Ci za to
wszystko.
Dziękuję, że
nasza wirtualna znajomość zyskała nowy, ludzki i dotykalny wymiar.
Cieszę się tym i
uśmiecham się myśląc o swoich nie tak dawnych przecież, dziecinnych lękach. Mam
nadzieję, że jeszcze nie raz dane nam będzie się spotkać i rozmawiać, wędrując
razem poprzez łąki, lasy i góry naszego urokliwego Pogórza Dynowskiego…
Kocham te chwile, kiedy spotykam kogoś tak dobrze mi znanego i jednocześnie nieznanego wcale. I ten moment, gdy już wiemy, że to "TO", że nadajemy na tych samych falach i nie, nie będzie rozczarowania.
OdpowiedzUsuńAle i tak zawsze boję się, że "nie zaiskrzy"...
Pozdrawiam serdecznie - Was i Zofijannę:-)))
Asia
Bo to zaiskrzenie to rzecz nieprzewidywalna, wręcz magiczna a przy tym cudowna, jesli sie dzieje i obustronnie sieto czuje. Wydaje mi się, iż bywa też tak, ze w pierwszym momencie moze nie zaskoczyć, ale jesli da sie sobie drugą szansę, to jest wszystko dobrze. Niektóre znajomości wymagaja czasu i oswojenia.Przy dobrej woli obu stron wszystko jest mozliwe przecież!
UsuńDla mnie najwazniejsze było ujrzenie wzruszenai w oczach Zofijanny. To powiedziało mi wszystko!
Dziekujemy za pozdrowienia i Wam także zasyłamy ciepłe myśli!:-))
Mieszkam wprawdzie nie na koncu swiata, ale na tyle daleko, ze spotkania blogowe sa dla mnie utrudnione. Czytam o nich na innych blogach i nie moge pozbyc sie uklucia zazdrosci, bo w koncu dojrzalam do tego, ze chcialabym kilka osob poznac osobiscie. Ach, te odleglosci!
OdpowiedzUsuńMoze... kiedys... Bardzo bym chciala...
Dobrego tygodnia, Kangurki!
Widze, ze w czytelni nie ma aktualnego wpisu, tylko wczorajszy :(
UsuńMuszę sprawdzić, co z tą czytelnią.
UsuńA propos Twej gotowości do spotkania oko w oko, to ciesz się, że dojrzałaś do tego i udało Ci sie spotkać osoby, do których poczułaś tak silną wzajemną sympatię. Przy sprzyjajacych okolicznosciach i dobrej woli obu stron prędzej czy później dojdzie do takiego spotkania. Bo przecież Niemcy, to nie koniec świata. A Ty czasami odwiedzasz ojczyznę. Więc czemu nie...?
Trzymaj sie ulubiona kocico i nie spuszczaj noska na kwintę!:-))
Olgo piękne spotkanie :) szkoda że mieszkasz tak daleko , bo dawno już bym się z Wami spotkała, już tak z pół roku temu, ale co zrobić , za to Twój głos i Cezarego do dziś pamiętam .
OdpowiedzUsuńNie tracę nadziei, że odwiedzisz kiedyś rodzinne strony więc, może i my będziemy miały okazję się spotkać.
Dobrego dnia Wam życzę
Ilona.
Ilonko! Ja wierzę, że i my sie w koncu spotkamy - albo na Śląsku, albo tutaj, albo gdzie tam los nas pchnie. Jesteś jedną z tych swojskich, siostrzanych dusz, do których od początku mnie ciągnęło.I dla obu nas ważny jest prawdziwy człowiek a nie blogowa kreacja.Blogi powinny być początkiem czegoś większego, pełnowymiarowego...
UsuńŚciskam Cie mocno dziwczyno i usmiech serdeczny zasyłam!:-)
Olgo oby tak kiedyś było i się spełniło :))
UsuńJeszcześmy młode przecie
UsuńJeszcze nam dobrze na świecie
Jeszcze jest wszystko możliwe
Byle mieć zdrowie i siłę!:-))
Zawsze jest ten moment niepewności, ale fajnie, że między Wami zaiskrzyło i w realu :)) I teraz już następne spotkania mogą być na luzie i z radością :)
OdpowiedzUsuńTak! Już sie cieszę na nasze nastepne spotkania. Ilez to daje radości spotkać kogoś, kogo się lubi, szanuje i kto ma podobną wrażliwosć!:-)
UsuńAż łezka wzruszenia w oku się kręci, gdy czyta się takie posty:)Nie można bać się ludzi. Człowiek jest tym co nosi w środku. Szczerą rozmową, czułym uściskiem...Piękna historia z przyjaźnią w tle.
OdpowiedzUsuńTak, nie można bać sie ludzi. Trzeba starać się przełamywac w sobie te bariery, które sami sobie stawiamy naszymi kompleksami, resentymentami, złymi doswiadczeniami z przeszłosci, fobiami. Nowy człowiek jest i powinien byc dla nas jak biała kartka. On nie odpowiada za nasze lęki. Sami sie nimi zniewalamy.
UsuńA jesli sie przełamiemy, to pojawia się najczęściej ulga i zdziwienie, że moglismy rzeczy w gruncie rzeczy proste tak udziwniać i najeżać kolcami!:-)
i jak tu nie kochać Olgi, która po poznaniu w realu okazała się osobą jeszcze bardziej niezwykłą, serdeczną i sympatyczną.
OdpowiedzUsuńInternet, internetem, ale spotkanie oko w oko nadaje znajomości inny wymiar.
Nie spodziewałam się, że atmosfera będzie, aż tak gorąca, a gospodarze tak mili.
Nawet Zuzia rozdaje gościom buziaki.
Wasz dom- to jeden wielki plac remontowo- budowlany, a wykonawców- Dwoje.
Trzymam za Was kciuki, bo planów macie wiele i to bardzo ambitne.
Co ja się będę tutaj rozpisywać -należałoby wyskrobać kolejny pościk, podzielić się wrażeniami i podziękować za przemiłe przyjęcie...
Ściskam moooocno.
Za uściski odwzajemniamy sie juz na wstępie, droga Zofijanko!
UsuńTak sie cieszę tym naszym spotkaniem. Wciąz przeżywam je na nowo. Odmłodniałam chyba nawet, czy co?! Bo takie spotkania dodają wiatru skrzydłom i blasku oczom.Bo wciaz świat potrafi nas przyjemnie zaskoczyć. Bo zycie potrafi być po prostu piekne!Bo chodzą jeszcze po tej ziemi prawdziwe dobrzy, godni zaufania ludzie.
Całusy zasyłam roześmiane!:-)))
Takie spotkania blogerek są bardzo ciekawe,
OdpowiedzUsuńbo blogerki to są jednak wyjątkowe osoby :-)
Tak, blogerki to wyjątkowe osoby, które poznajemy najpierw od podszewki, od strony ich duszy a dopiero potem dane nam jest czasami ujrzeć ich realna, cielesną powłokę. Zawsze to mnóstwo ciekawości z obu stron i przeróznych emocji oraz zaskoczenia!:-)
Usuń...dobrze, że Wasze spotkanie stało się i w realu spotkaniem bratnich dusz! To piękne!
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam miliona takich spotkań:)
Serdeczności:)
I ja się tym spotkaniem bardzo cieszę. Cały czas się od wczoraj usmiecham!I wiem, że duzo jeszcze takich spotkań przed nami. A zycie potrafi człowieka w każdym wieku przyjemnie zaskakiwać!:-))
UsuńGratuluję i najserdeczniej pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziekuję Dobrochno. Uważam, że każdemu z nas dobrze zrobiłoby czasem przełamanie tej wirtualnosci i spotkanie z zywą, dotykalną osobą. Bo mogą z tego wyniknąc dobre rzeczy i wiele niespodziewanego, trudnego do zdobycia w internecie ciepła.
UsuńZasyłam Ci ciepłe pozdrowienia!:-)
Olgo, a ja nieustannie zazdroszczę Ci lekkiego pióra i zachwycającej umiejętności przelewania myśli na papier.
OdpowiedzUsuńCudownie napisałaś.
Aniu droga! Dziękuję za Twoje ciepłe słowa pod moim adresem!:-)
UsuńNie zauwazyłam byś Ty miała problem z przelewaniem swych mysli na papier. A piszesz wprost z serca i to się wyraźnie czuje. A poza tym robisz duzo ważnych rzeczy dla zwierząt. Dlatego przeciez masz tak wielu przyjaciół blogowych i chyba nie tylko blogowych!
Serdecznosci zasyłam!:-)
Pięknie, że trafił swój na swego:):) Oby ta znajomość mocno rozkwitła i przemieniła się w trwałą przyjaźń.
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze, że z Zofijanną mieszkamy nie tak daleko od siebie i te spotkania naprawdę mogą zdarzać się jeszcze wiele razy. Póki zdrowie i dobre chęci pozwolą!:-))
UsuńOlu! Wiesz, ze ja rowniez przetralam szlak pomiedzy swiatem wirtualnym i tym realnym. Spotkalam sie z kolezanka blogowa Serpentyna i to bylo niesamowite wrazenie, na poczatku mialam podobne obawy jak Ty,
OdpowiedzUsuńczy znajdziemy wspolny jezyk, czy nie bedzie sztucznie itd. Bylo fantastycznie!
Fajnie, ze z Zofijanna "nadajecie na tych samych falach" i wiecej takich spotkan zycze :)))))
Tak, kochana Ataner! Czytałam u Ciebie o spotkaniu z Serpentyną i pamiętam, jak ciepło zrobiło mi sie na duszy, gdy dowiedziałam się o Twoich odczuciach i pozytywnych emocjach po spotkaniu.
UsuńJakie to fajne, że dzięki blogom możemy poznawać ciekawych, przyjaznych, serdecznych ludzi a wirtual oblec w końcu w ciało. I spędzać razem dobry czas, czujac sie ze sobą swojsko i swobodnie.Budować i rozwijać tę znajomość. Jak Ty z Serpentyna. Jak ja z Zofijanną.
I nawet to, ze jest sie na dwóch końcach świata nie przesądza o tym, że realne spotkanie nigdy nie dojdzie so skutku. Ja wierzę, ze wszystko jest mozliwe Ataner!:-))
Ja czarownica! Mysle, ze dojdzie do naszego spotkania. Olu, rozumiem twoje rozterki, ze dom w remoncie i nie wszystko na swoim miejscu. Ale czy to ma znaczenie - nie ma !
UsuńTy jestes najwazniejsza:)
P.S. Bardzo intryguja mnie te ziola ktore pali Cezary:))))))) Tak powaznie, ostanio policja zaiteresowala sie naszym ogrodem, jakies kwiatki im przypominaly liscie "maryski" - dasz wiare, obled!
A u mnie w ogrodzie tylko rudbekie, ktore ledwo dychaja:)))
Wyprowadzam sie na wies, mam tego szalenstwa miastowego po kokardki:)
Och, Ataner kochana czarownico z Chicago!
UsuńTak, człowiek jest najwazniejszy i albo cos nas do człowieka ciagnie, albo nie. A czarownica czarownicę zawsze wyczuje. I miotły az furczą by potańczyc razem na Łysej Górze, winkiem ziołowym sie racząc oraz zupełnie dozwolonymi u wiedź ziołami!:-))
Na razie Cezary dał sobie spokój z ziołami i znowu pali prawdziwe papierosy w ilościach zaiste, hurtowych!A do ziół pewnie nie raz powróci, bo pełno na zimę ususzyłam kwiatów lipy, dziurawca, rumianku oraz dzikiego bzu.
A Policja ma kuku na muniu z tą podejrzliwoscią i prześwietlaniem swych zapedzonych w kozi róg obywateli. Tutaj tez biednej kobiecinie, co chciała maku sobie wyhodować na świąteczny makowiec karę wlepili, jak licho! A więc wszędzie człowieka inwigiluja - niestety! Tym niemniej Twój pomysł wyprowadzenia sie na wieś popieram z całego serca. Jednak wiecej tu świetego spokoju niz w mieście, no i jest czym oddychać!:-)))
A ja nie wiem, czy dojrzałam już do spotkań w realu. Nie mam zaufania do ludzi, boję się, że znowu próbuję czegoś bez sensu. Tyle fajnych niby znajomości skończyło się niczym, choć miały trwać i zostały tylko stracone złudzenia.
OdpowiedzUsuńPecha mam?
Gaju! Ja myslę, iż po prostu jeszcze nie trafiłaś na właściwą osobę. Wierzę,czy też chcę wierzyć ze każdy ma gdzieś na świecie swoje bliskie dusze. I spotka je wówczas, gdy los skieruje go na właściwe ścieżki a intuicja odrobinę podpowie, że to własnie ta osoba.A poza tym we wszystkim jest jakieś ryzyko i zawierzenie siebie. Takie jest zycie. Czasem ból, czasem radosc. Nie zawsze wiadomo co tym razem sie napotka.Tym niemniej uważam, że nie powinnismy obarczać nowopoznanych ludzi własnymi lękami, uprzedzeniami i fobiami.Niech wchodzą w nasze zycie niczym z carte blanche.A potem sie zobaczy!:-)
UsuńOch Olgo ... Grzeję się w cieple Waszego spotkania.
OdpowiedzUsuńSpotkania z ludźmi są bezcenne.
Ściskam Was z Zofijanną i ślę buziaki!
Tak, spotkania z dobrymi ludźmi są bezcenne.A po czym sie poznaje, ze są dobrzy? Myslę, ze po wzruszeniu w spojrzeniu, po życzliwym uśmiechu, po umiejętnosci cierpliwego słuchania i pytania we właściwym momencie.Po spokoju, który od nich emanuje. I po spokoju i ufności, które są w nas, gdy z nimi przebywamy. Tak właśnie było podczas spotkania z Zofijanną.
UsuńDlatego i ja nadal się grzeję wspomnieniem tych dobrych chwil.
Serdeczne myśli Ci Magdo zasyłamy!:-))
Całuję i ściskam gorąco M.
Usuńw internetach mamy do wyboru tyyylu ludzi, i jednak wybieramy/trafiamy na podobnych sobie- łączy nas mniej więcej zbliżony wiek, wrażliwość, te nasze blogowe odsłony, w końcu z niewieloma osobami w realu rozmawiamy na te różne głębokie tematy z naszych myśli.
OdpowiedzUsuńI już kilka razy doświadczyłam tego magicznego wrażenia, że widzisz kogoś po raz pierwszy, a znasz go i jest ci bliski, bo z bloga.
I ono trwa.
Na blogach mamy czas na poznawanie się.Na podążanie nowymi sciezkami.I na zaprzyjaźnianie się.Tutaj czas biegnie inaczej niz w naszej zwykłej rzeczywistości. I przychodzą do naszych blogowych światów, ci ktorych cos tu ciagnie - jakies podobinstwo wrazliwości, jakaś ciekawośc świata i innych ludzi. A otworzywszy sie przed sobą na blogach czasem mamy ochotę niekiedy na pogłębienie tej znajomości w realu, zawsze majac w sobie jednak trochę lęku czy to okaze sie pogłebieniem a moze wręcz sprzeciwnie - spłyceniem i ochłodzeniem tego, co było dotychczas.
UsuńJednak żywy człowiek jest dla mnie najwazniejszy. I czasem prawdziwe spojrzenie i uścisk mówia o nim wiecej niz wszystkie słowa tu napisane.
Witaj na tym blogu Megi i usiadź prosze na jak długo zechcesz na naszej fioletowej, jesiennej ławczce zamyslenia!:-)
Niech tych spotkan bedzie wiecej...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Niech będą i powracają falami, by ogrzewać nasze serca swoją realnością i płynącą z nich energią oraz wiarą w Człowieka.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło Judith!:-)
To miłe, że ludzie z wirtualnego w końcu świata utrzymują znajomość, spotykają się i znajdują frajdę w ciągłym pisaniu
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
To nie tylko miłe, ale wręcz niezwykłe! To jak przejście z jednego wymiaru w inny. A portalem jest nasza odwaga, ufnosć i ciekawość innych ludzi.
UsuńPozdrawiam i ja Siu i dziękuję za odwiedziny oraz zaproszenie do siebie!:-)
Ja też miałam takie spotkanie. Przyjechała do mnie z okazji urodzin Zosi cała rodzina z Ogarzego Pogórza, cała czyli mama, tata, Cyprian i dwa ogary, które mieszkały w salonie razem z Bezą i kotem. Rozczarowania nie było !
OdpowiedzUsuńOch, Łucjo! Pojawiła sie między nami wspólna rzecz. Sympatyczny łącznik! Bo widzisz, my jestesmy sąsiadami Gosi i Radka. To znaczy mieszkamy w tej samej wsi, gdzie jest ich wymarzone siedlisko. Kilka kilometrów od UchaDyni!:-)) I bylismy kiedyś razem w teatrze na "Iwonie kisęzniczce Burgunda". Było bardzo sympatycznie! Niestety, Gosia i Radek maja teraz mało czasu i rzadko pojawiają sie w swoim ukochanym siedlisku na Pogórzu Dynowskim...
UsuńSerdecznosci Ci zasyłam Łusiu i usmiechu pełnego bliskosci!:-))