Mieszkanka domu z czerwonymi dachówkami,
Pani Teresa jak zwykle czuje lęk przed nadciągającą jesienią a po niej zimą. Boi się
nadchodzącej z nimi chłodnej melancholii, poczucia samotności i powracającej
fali wspomnień o Nim.
Ma tylko swojego
wiernego, lecz przecież starego już kota, który wiernie dotrzymuje jej
towarzystwa i spogląda wnikliwie w oczy, wyczytując z nich wszystkie jej
uczucia oraz rozumiejąc dobrze kolory duszy. I właściwie to dobrze im razem przy kominie o szarej godzinie...
Pani Teresa
jesień swego życia spędza pracowicie. Tak pracowicie, jak tylko się da. Robota
zagłusza myślenie oraz tępy, nawracający ból w sercu. Tęsknotę.
Kobieta sprząta
ludziom mieszkania, dorabiając w ten sposób do skromnej emerytury urzędniczej.
A że jest porządna, wytrwała i dokładna ma dość dużo zleceń. Ostatnio dowiedziała
się od pani Emilii, żony piekarza Wacława, iż ognistowłosa właścicielka gospody
„Pod złotym liściem”- Hanna ma zamiar urządzić bal na przywitanie jesieni.
- Pewnie chce
rozruszać jakoś klientelę i przyciągnąć nowych gości do swej gospody. Jej
interes nie kręci się najlepiej. Ludzie zbiednieli, posmutnieli, zamknęli się w
sobie i w większości wieczorami siedzą w domu zamiast spotykać się i bawić gromadnie, jak dawniej… - pomyślała pani Teresa, pucując okna w salonie
piekarzowej. Przed oczami miała zwłaszcza jeden, ważny dla niej wieczór, który
spędzała z Nim w pachnącej sosnowym drzewem i rozgrzanej ogniem z kominka
gospodzie. Tańczyli, wtuleni w siebie
bezpiecznie, zapominając o całym świecie. Na skrzypkach przygrywał im cudnie
rosyjskie romanse jeden z utalentowanych gości Gospodyni(zresztą dawna, wielka miłość Hanny). A potem pili
czerwone, grzane wino, patrzyli głęboko w swe oczy i chcieli, by ten moment
trwał wiecznie.
Chwilę potem pani Teresie runął cały świat
na głowę. Aleksander cichym, drżącym z tłumionych emocji głosem powiedział żonie o
strasznej diagnozie, o której sam wiedział już od jakiś dwóch tygodni. O swej chorobie, przed którą nie ma ratunku. Patrząc serdecznie w jej oczy mówił o czasie, który im
został i powinni go spędzić możliwie jak najpiękniej.
- Razem, póki się
da. Jeszcze tyle cudownych dni przed nami – wyszeptał z wiarą i mocą.
Ale to „razem”
nie trwało wcale tak długo, jak sobie zaplanował. Zimę spędzała już samotnie…
- Gdyby Gospodyni
nie poświęcała tak wiele uwagi temu przybyłemu nie wiadomo skąd mężczyźnie, temu
Wędrowcowi a zajmowała się więcej swą gospodą, to na pewno jej interes lepiej
by szedł! – ni stąd ni zowąd stwierdziła w duchu, wyżymając ścierkę i z trudem
łapiąc oddech, bo znowu ta uparta drzazga w sercu przypomniała o sobie.
- Skąd u mnie
takie złośliwe myśli?! – zgromiła siebie zaraz potem – Przecież ta kobieta nigdy
nie miała szczęścia do mężczyzn. Kilku ich się tu przewinęło a żaden nie
zagrzał długo miejsca przy jej boku. A biedna Hanna też przecież ma prawo do
chwili radości i zapomnienia. I powinna próbować, póki jest jeszcze młoda i ma w sercu
chociaż cień nadziei na miłość. Ja przynajmniej swoją w pełni przeżyłam. I mam
dobre wspomnienia. To naprawdę dużo. Tylko trzeba jeszcze przywyknąć do
samotności tak samo, jak przywyka się w końcu do starości – mruknęła,
wzdychając ponuro i przysunąwszy sobie krzesło usiadła na nim ciężko,
zapatrzywszy się na przechadzających się po rynku nielicznych turystów.
- Takie piękne
miasteczko a popada w zapomnienie. Więdnie, jak niezauważony przez nikogo
delikatny, parkowy kwiatek. Kolejka już się tu nie zatrzymuje. Autobusy prawie
puste. I tylko ludzie wciąż do pracy i z pracy. Chyba nikt już tu wierszy nie pisze. Nikt nie śpiewa tych wspaniałych, melodyjnych piosenek z dawnych lat... – westchnęła, oparłszy czoło o
chłodną ścianę.
I znowu wróciła
myślami do właścicielki gospody, Hanny. Córki jej serdecznej koleżanki z dawnych, szkolnych
lat, Doroty. Ile się kiedyś razem nabiegały po dzikich ogrodach i nad rzeką.
Ile się nachichotały z Dorotką, zerkając w głąb studni przy rynku. Pamięta, jak
brały się za ręce i tańczyły beztrosko wśród kropel z fontanny a Tereska
naśmiewała się z grubiutkiej koleżanki, która usiłowała nawet wycinać hołupce.
- „Ta Dorotka, ta
malusia, ta malusia
Tańcowała dokolusia, dokolusia…! –
podśpiewując, szczupła Tereska dokuczała tamtej a potem piszcząc uciekała przed
rozeźloną dziewczynką aż do parku.
Potem dorosły a
ich drogi rozeszły się i tylko z rzadka spotykały się właśnie w gospodzie,
która od pokoleń należała do męża Doroty.
Hanna
odziedziczyła gospodę po rodzicach, którzy zginęli młodo w tragicznym wypadku
samochodowym. Po tym fakcie miasteczko długo nie mogło otrząsnąć się z fali
plotek i bolesnych rozmyślań o podstępnym, niesprawiedliwym losie.
- Skąd, mimo smutków
i tragedii w życiu, skąd mimo tylu sercowych zawodów, jakich doświadczyła ta kobieta znajduje w sobie tyle radości i ufności, by
urządzać bale? Czy to tylko naiwność i egzaltacja? A może to właśnie dowód dojrzałości i niezatapialnej umiejętności cieszenia się życiem? – zapytała siebie samą pani Teresa, zabierając się za ciąg
dalszy zleconej roboty. Ale jakoś jej to dzisiaj nie szło. Znów spojrzała na
dobrze stąd widoczną studnię przy rynku. Kiedyś, jako młoda dziewczyna
wierzyła, że studnia potrafi spełniać życzenia.
- I chyba to moje
największe spełniła… - zaszeptało coś w jej głowie, a nieoczekiwana łza
głębokiej ulgi spłynęła po policzku.
Obok studni
przechodziła właśnie jakaś kobieta. Szła pogodnym, tanecznym krokiem a jej
fioletowo-błękitna spódnica falowała jak radosny strumień. W dłoni niosła opuszczoną do ziemi, kolorową parasolke i pozwalała by strumienie cichnącego właśnie deszczu obmywały jej twarz. Pani Teresa
przysłoniła oczy dłonią, bo rozbrykane promienie słoneczne, gotowe właśnie przebić się przez chmury i pomalować świat tęczą zaświeciły prosto w
szyby, które myła, oślepiając ją na chwilę więc nie bardzo mogła teraz rozpoznać,
któż to spaceruje tak lekko.
- Ach, to
przecież Gospodyni! Gdzież ona idzie? – zdziwiła się pani Teresa, dostrzegając
ze zdumieniem, iż rudowłosa kobieta puka do drzwi stojącego naprzeciwko domku z
czerwonymi dachówkami.
- Czyżby szukała
mnie? – zdumiała się a upewniwszy się, iż tak jest w istocie odchrząknęła i
schrypniętym głosem zawołała:
- Pani Hanno, Haniu! Tu jestem! U piekarzowej!
Gospodyni
usłyszawszy jej nawoływania uśmiechnęła się szeroko i trzymając w dłoni jakiś
zielony, podłużny prostokąt papieru zbliżyła się do balkonu piekarzowej.
- Dzień dobry
pani Tereso! Jaka tam ze mnie pani! Przecież zna mnie pani od dziecka! –
odkrzyknęła pogodnie, wycierając wierzchem dłoni mokrą od wrześniowego deszczu twarz.
- Mam do pani
dwie sprawy. Czy mogłaby pani zejść do mnie na moment? Ubłociłam kalosze
i nie chcę tam piekarzowej nabrudzić – poprosiła Hanna, wiedząc o tym, że
drugiej takiej pedantki jak piekarzowa Emilia w miasteczku nie ma. A teraz
stała pod oknem żony piekarza i zadzierając wysoko głowę patrzyła z podziwem na
wzorowo wypucowane okna.
- Już schodzę! –
pani Teresa wytarła dłonie w fartuch, poprawiła chustkę na głowie i jak mogła
najszybciej podążyła do płomiennowłosej, sympatycznej kobiety na dole.
- Droga pani!
Otóż chciałabym serdecznie prosić o rzecz następującą. Po pierwsze potrzebuję
pomocy w gruntownym sprzątaniu po remoncie, który kończę właśnie w mej
gospodzie.
- Bo widzi pani,
urządzam wkrótce u siebie bal na powitanie jesieni i chciałabym by było wówczas u
mnie jak najpiękniej. To dla mnie bardzo ważne – dodała Hanna, ni z tego ni z
owego oblawszy się rumieńcem.
- Pewnie będziemy
z gośćmi w większości biesiadować na zewnątrz. O ile pogoda dopisze,
oczywiście! Jednak, gdy się ochłodzi albo w razie deszczu gospoda musi być
gotowa na przyjęcie wielu zaproszonych, miłych memu sercu osób.
- Czy znalazłaby
pani trochę czasu by na początku przyszłego tygodnia pomóc nam nieco z
porządkami? Słyszałam, że nikt w miasteczku nie zrobi tego lepiej i dokładniej
niż pani, kochana pani Tereso! – Gospodyni uśmiechnęła się niezwykle miło a
pani Teresa zrozumiała, iż w ustach tamtej to nie jest żaden pusty komplement,
lecz wypowiedziana szczerze, pełna podziwu opinia. Dlatego kiwnęła od razu głową, chętnie zgadzając się na pomoc w sprzątaniu gospody.
- Rzecz jasna,
zapłacę ile tylko sobie pani zażyczy. Dobrze wiem, że sprzątanie po malowaniu
to trudna i żmudna praca – powiedziała jeszcze tamta i zanim pani Teresa
zdołała cokolwiek odpowiedzieć Hanna uściskała ją serdecznie i patrząc jej
prosto w oczy szepnęła:
- A ta druga moja
prośba jest taka, by zechciała pani przyjąć zaproszenie na ten bal. Będę bardzo
szczęśliwa mogąc panią gościć i posłuchać wraz z innymi pani pięknego śpiewu!
Pani Teresie aż
zakręciło się w głowie z wrażenia.
- A skąd Ty Haniu
wiesz o tym, że ja śpiewam? A właściwie śpiewałam kiedyś, dawno temu. Bo teraz
już głos nie ten. I w ogóle nie bardzo już się chce – wyjąkała spłoszona a
nawet wzburzona odezwaniem tamtej kobieta.
- Mama mi wiele
razy o tym opowiadała. Podobno śpiewałyście sobie razem w dzieciństwie a potem
należała pani nawet do jakiegoś zespołu muzycznego i występowaliście nie raz w
dawnych czasach w naszym parkowym amfiteatrze! – tłumaczyła się szybko gospodyni nieco
zmieszana wzburzeniem tamtej.
Pani Teresie
mnóstwo gorączkowych, rozlatanych myśli przebiegało w tym momencie przez siwą,
okrytą kwiecistą chustką głowę.
- Przecież odkąd
Jego nie ma już nie śpiewam, bo dla kogo i po co? Przecież ludziska śmialiby
się ze mnie, gdybym się odważyła znów publicznie wystąpić. To nie ma
najmniejszego sensu. Jestem już stara. Nie mnie pchać się na bale, na występy.
Wygłupiać się! – krzyczało coś w niej trwożliwie. A wówczas szalony wiatr
znienacka porwał z jej głowy chustkę i dmuchnął śmiało w pukle gęstych, popielatych,
jak jesienna mgła włosów. Zawirował nimi odważnie. Wziął je w w roztańczone, szalone sploty. Dodał im głębokiej barwy. Zaszumiał w głowie jak mocne wino. Nagle zrobiło jej się ciepło i dziwnie radośnie. Jakiś
ciężar zniknął z piersi. Jakiś dawno zapomniany, migotliwy blask młodości
wniknął w duszę. A czarodziejski, niepokorny wiatr rozwiał też nieoczekiwanie
dla niej samej stado uparcie dręczących myśli i obaw. I wówczas spontanicznie
uściskała zapatrzoną w nią z podziwem młodą kobietę, biorąc z jej rąk zieloną
kopertę z zaproszeniem.
- A zresztą! Dlaczegóżby
nie? Przyjdę na Twój bal i spróbuję znowu zaśpiewać! Dziękuję Ci Haniu, że o
mnie pomyślałaś! – wyszeptała a zaraz potem, wracając już na górę do swych
obowiązków, uśmiechała się sama do siebie, nucąc sobie cichutko popularną melodię
z dawnych lat:
- „Jak szybko
płynie życie, jak potok płynie czas. Za rok, za dzień, za chwilę, razem nie
będzie nas…”
A po chwili odchrząknęła i jej śpiew popłynął z pełną mocą. Dźwięcznie. Radośnie. Jak woda w wzburzonym strumieniu aż przechodnie przystaneli zdumieni pod domem piekarza, dziwiąc się odkąd to niczym nie wyrózniająca się dotąd piekarzowa Emilia tak pięknie umie śpiewać?!
A po chwili odchrząknęła i jej śpiew popłynął z pełną mocą. Dźwięcznie. Radośnie. Jak woda w wzburzonym strumieniu aż przechodnie przystaneli zdumieni pod domem piekarza, dziwiąc się odkąd to niczym nie wyrózniająca się dotąd piekarzowa Emilia tak pięknie umie śpiewać?!
Hanna wydaje się być ożywczym powiewem dla mieszkańców. Czekam na ciąg dalszy :) Druga część też bardzo się mi podoba :)
OdpowiedzUsuńDzięki za pozytywną opinię.No to jedziemy z trzecią częścią!:-)
UsuńJa takze czekam na dalszy ciag opowiesci...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Dziekuję, ze jesteś i czytasz Judyto!:-)
UsuńJuz nie moge doczekac sie samego balu i jestem bardzo ciekawa ile jeszcze kobiet zaprosi Hanna na uroczystosc powitania jesieni. Mam nadzieje, ze rowniez bedzie opowiadanie o Hannie.
OdpowiedzUsuńUsciski dla Jaworkow:)
Opowiadanie o Hannie zawarte jest w kilku innych poprzednich opowiadaniach toczących się w miasteczku odnalezionych mysli. A głównie w "Szkicu".
UsuńJaworki przesyłaja całusy dla szalonych wędrowników amerykańskich!:-)
I cos waznego przegapilam:( Musze siegnac do archiwum - jakies podpowiedzi:)
UsuńKochana! Zajrzyj pod tego linka:
Usuńhttp://wewanderers.blogspot.com/2013/05/szkic.html
Kangurki kochane, nie komentuje dzisiaj, bo leb mi peka, jestem straszliwie przeziebiona i nie moge myslec. Ale bylam tu.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Kuruj sie, bidulko Ty nasza kochana!:-)
UsuńPiękne. Takie ciepłe, spokojne. I ta melodia z dawnych lat "Ta Dorotka...." MNie też śpiewano tę piosneczkę.
OdpowiedzUsuńI mnie mama śpiewałą tę piosenkę. I jeszcze parę innych, równie słodkich. Ach, gdzie te czasy?!:-)
UsuńTen bal dla każdego będzie znaczący jak widać:) Ciekawa jestem co jeszcze się wydarzy.
OdpowiedzUsuńWidocznie dla każdego to będzie ponowne odkrywanie siebie samego i być może sięgnięcnie do własnego wnętrza po to, co wydawałoby się, stracili:)
Tego bym własnie pragneła, by mieszkańcy miasteczka odzyskali siebie, jakieś światło wewnętrzne i radośc.By mogli sie zarazić tym od Hanny. Czy sie uda? Zobaczymy!:-)
UsuńAchhh! Nigdy nie przestawajmy śpiewać, tańczyć, zaglądać do studni...
OdpowiedzUsuńi nigdy nie uzależniajmy swojego dobrego samopoczucia
od tej drugiej osoby - od niego, od niej...
Nie schodźmy z tego powodu na boczny tor, nie traćmy wiary w siebie,
nie dajmy zżerać się tęsknocie.
Wirtualnie wpraszam się na ten bal! ;)))
Już szykuję sukienkę z liści, wianek z kasztanów i grzane wino
z goździkami i cynamonem. Już suszę płatki późnoletnich róż,
aby rozsypać je wokół świec na stole.
I już czekam na niespodzianki, które na bal wymyślisz Ty, Olu :)
Och, Mar!Cudownie, ze wpraszasz sie na bal, bo taki mam własnie zamysł, by były tam osoby bliskie memu sercu, wyobraźni i wrażliwości.
UsuńPrzybądź kochana ze swymi cudownościami czarodziejskimi i ciesz sie tym wszystkim, co będzie!:-))
Czy Hanna jest wróżką i czarodziejką? Niesie ludziom radość. Ciekawe co będzie...
OdpowiedzUsuńHanna ma światło w sercu i bardzo pragnie sie tym światłem podzielic z innymi. Tylko czy da sie tak zrobić? Czy jej magia jest na tyle silna? Czy ludzie nie za bardzo zamkneli sie w swych suchych kokonach codziennych zmartwień i lęków o byt? Zobaczymy...
UsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne posty. Jakie niespodzianki szykuje Hanna Katarzynie i Teresie ?
OdpowiedzUsuńJaki będzie bal w gospodzie ?
Cieszę się, że wpadłaś do mnie Zofijanko:-)
UsuńPragnę by bal był czarodziejski i niezapomniany, wnoszący cos nowego w zycie oraz w mysli wszystkich mieszkańców miasteczka oraz innych miłych gości. Czy tak rzeczywiście będzie? To sie okaże wkrótce...