Panna
Katarzyna zawsze z podziwem i sympatią patrzyła na rudowłosą, wesołą gospodynię Hannę w gospodzie "Pod złotym liściem".
Obserwowała zwinne ruchy Hanny, zachwycała się jej pogodą ducha a od niedawna nowo
odnalezionym szczęściem. Zbyt nieśmiała, by zagadnąć, zbyt we własne kompleksy
uwikłana siedziała sobie czasami popołudniami w gospodzie, w cieniu wielkiego, dębowego kontuaru i
zajmowała się szydełkowaniem. To ono było jej największą pasją i spełnieniem artystycznej duszy. Potrafiła całymi dniami dziergać i tworzyć wspaniałe wzory misternych kwiatków, liści, gwiazdek, kształtów fantastycznie posplatnych winorośli i schowanych między nimi ptaków, motyli oraz nieistniejacych w rzeczywistości stworzeń. A chociaż była małomówna i w żaden sposób nie udzielała się towarzysko, to nie chciała siedzieć w domu sama. Pragnęła towarzystwa
ludzi, choć nie potrafiła nawiązywać z nimi bliskiej zażyłości.
Jej szydełkowane
obrusy, serwetki, stroiczki, makatki, firaneczki ozdabiały nie tylko gospodę w
miasteczku ale także wiele poważanych, bogatych domów w odległym mieście. Poza niewielką renciną to te robótki właśnie stanowiły główne źródło jej utrzymania. Jesienna w nastroju i barwie, delikatna, skupiona, zawsze pochylona nad swym kordonkiem, samotna pani w nieokreślonym wieku. Nazywano ją Panna Szydełko, bo prawie
nikt nie pamiętał o jej prawdziwym imieniu.
Panna Szydełko miała
swoje marzenia. Pragnęła choć raz w życiu zatańczyć na prawdziwym balu. Było to
dziwne, zważywszy na jej nieśmiałość. Ale Katarzyna umiała pięknie tańczyć, choć
nikt w miasteczku nie miał o tym pojęcia. Nauczyła się na profesjonalnym kursie kiedyś
tam, w młodości. Był jakiś chłopiec, którego wtedy tak bardzo kochała i dla
niego właśnie była w stanie góry przenosić. Ale on nie chciał od niej żadnych
gór. W ogóle nie chciał niczego a na balu maturalnym tańczył z
najładniejszą koleżanką z klasy. To marzenie jednak nie odeszło wraz
z młodością. Katarzyna często w zaciszu domowym tańczyła przed
lustrem i wyobrażała sobie siebie w ramionach księcia z bajki. A zupełnie
niedawno usłyszała przypadkiem, że gospodyni planuje wielką zabawę na przywitanie jesieni. Mieli się zejść na nią stali, zaprzyjaźnieni bywalcy gospody "Pod
złotym liściem" oraz niektórzy sympatyczni mieszkańcy miasteczka. Przygrywać miała kapela cygańska, specjalnie na tę okazję zaproszona z drugiego końca kraju.
- Swoją drogą, to nieco dziwaczny pomysł, by organizować bal na powitanie pory roku, której wiekszość ludzi przecież nie lubi a często się jej nawet obawia - sarkała w duchu, gdy Wędrowiec ze śpiewem na ustach malował wnętrze kuchni i bielił sufity a gospodyni pląsała wokół niego, uwijając się ze ścierka, zmiotką i łopatką. Wspólnymi siłami odnawiali teraz gospodę. Od dawna było jej to potrzebne, ale Hanna będąc wcześniej sama nie czuła się na siłach by brać się za tak poważne prace. Teraz najwidoczniej ubyło jej lat a przybyło energii, pomysłowości i determinacji do działania.
- Witają jesień, bo chyba każda pora roku spędzana we dwoje może mieć swój urok i blask. A ta jesień jest ich pierwszą wspólną, a więc przez to cudowną i godną uczczenia - zrozumiała nagle Katarzyna i pomyliły jej się oczka, gdy z rzęs skapnęła nagle nieposłuszna łza.
- Oni tak tańczą przy tej robocie, jakby już na jakimś balu byli! - szepnęła sama do siebie i przeniosła się ze swoją robótką w sam kącik gospody. Głupio jej było tak siedzieć i patrzeć na tamtych dwoje, ale jednocześnie ta para przyciągałą ją jakimś ciepłem, jakimś wytęsknionym magnetyzmem. Proponowała oczywiście wcześniej pomoc tym dwojgu , ale gospodyni słyszeć o tym nie chciała. A wręcz przeciwnie. Postawiła przed Katarzyną kubek pachnącej herbatki malinowej. Podała ciasteczka imbirowe i prosiła by się nie przejmowałą ich tupaniem, bieganiem i ogólnym rozgardiaszem.
- Katarzyno! Twoja obecność w gospodzie bardzo dobrze mi robi! - wyznała, ściskając serdecznie pannę Szydełko.
- Uwielbiam zerkać na Ciebie od czasu do czasu, gdy siedzisz taka piękna w swoim twórczym skupieniu,tak spokojna i pełna cichych, delikatnych zamysleń a spod twoich tanecznych palców wychodzą w tym czasie istne dzieła sztuki! - powiedziała dziś rano, gdy Katarzyna na widok trwajacego w najlepsze remontu chciała wycofać się dyskretnie zaraz po wejsciu do gospody.
- Hmm...tanecznych palców! - z lekkim przekąsem uśmiechnęła się na wspomnienie tych słow stara panna.
- Umiałabym zawirować, zakręcić się całą sobą. Potrafiałbym tak zatańczyć, że wszyscy by oczy w słup ze zdziwienia postawili - zachichotała głośno a Hanna, odrywajac się na chwilę od skrobania ściany spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Swoją drogą, to nieco dziwaczny pomysł, by organizować bal na powitanie pory roku, której wiekszość ludzi przecież nie lubi a często się jej nawet obawia - sarkała w duchu, gdy Wędrowiec ze śpiewem na ustach malował wnętrze kuchni i bielił sufity a gospodyni pląsała wokół niego, uwijając się ze ścierka, zmiotką i łopatką. Wspólnymi siłami odnawiali teraz gospodę. Od dawna było jej to potrzebne, ale Hanna będąc wcześniej sama nie czuła się na siłach by brać się za tak poważne prace. Teraz najwidoczniej ubyło jej lat a przybyło energii, pomysłowości i determinacji do działania.
- Witają jesień, bo chyba każda pora roku spędzana we dwoje może mieć swój urok i blask. A ta jesień jest ich pierwszą wspólną, a więc przez to cudowną i godną uczczenia - zrozumiała nagle Katarzyna i pomyliły jej się oczka, gdy z rzęs skapnęła nagle nieposłuszna łza.
- Oni tak tańczą przy tej robocie, jakby już na jakimś balu byli! - szepnęła sama do siebie i przeniosła się ze swoją robótką w sam kącik gospody. Głupio jej było tak siedzieć i patrzeć na tamtych dwoje, ale jednocześnie ta para przyciągałą ją jakimś ciepłem, jakimś wytęsknionym magnetyzmem. Proponowała oczywiście wcześniej pomoc tym dwojgu , ale gospodyni słyszeć o tym nie chciała. A wręcz przeciwnie. Postawiła przed Katarzyną kubek pachnącej herbatki malinowej. Podała ciasteczka imbirowe i prosiła by się nie przejmowałą ich tupaniem, bieganiem i ogólnym rozgardiaszem.
- Katarzyno! Twoja obecność w gospodzie bardzo dobrze mi robi! - wyznała, ściskając serdecznie pannę Szydełko.
- Uwielbiam zerkać na Ciebie od czasu do czasu, gdy siedzisz taka piękna w swoim twórczym skupieniu,tak spokojna i pełna cichych, delikatnych zamysleń a spod twoich tanecznych palców wychodzą w tym czasie istne dzieła sztuki! - powiedziała dziś rano, gdy Katarzyna na widok trwajacego w najlepsze remontu chciała wycofać się dyskretnie zaraz po wejsciu do gospody.
- Hmm...tanecznych palców! - z lekkim przekąsem uśmiechnęła się na wspomnienie tych słow stara panna.
- Umiałabym zawirować, zakręcić się całą sobą. Potrafiałbym tak zatańczyć, że wszyscy by oczy w słup ze zdziwienia postawili - zachichotała głośno a Hanna, odrywajac się na chwilę od skrobania ściany spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Ale któż chciałby tańczyć
ze starą, poszarzałą od codzienności panną Szydełko? Kto chciałby patrzeć na
jej pląsy i kto nie wyśmiewałby jej w duchu? - postawiła sie natychmiast do pionu kobieta i jeszcze bardziej pochyliła głowę, by nikt nie mógł dostrzec mieszaniny uczuć malujących sie teraz na jej twarzy.
- Katarzyno, czy mogłabyś zrobić dla
mnie na szydełku kilkanaście masek balowych? - wyrwało ją nagle z
zamyślenia pytanie, zadane przez gospodynię.
- Masek balowych? - wyjąkała
zdumiona - Czy to będzie bal maskowy?
- Tak sobie wymyśliliśmy to z
Wędrowcem - odrzekła gospodyni i nie wiadomo dlaczego zarumieniła się,
popatrując w stronę okna, spoza którego dostrzec można było jej ukochanego, naprawiajacego stare, drewniane okiennice gospody.
- A jakie to mają być maski?
- zapytała odważnie Katarzyna i z ciekawością popatrzyła w zielone oczy
gospodyni.
- Myślę, że takie małe, misterne, by nie zasłaniały twarzy lecz by stwarzały aurę tajemnicy i pobudzały ciekawość. Właściwie, to liczę na Twoją
wyobraźnię, Katarzyno. Masz niesamowity talent i wiem, iż wszystkich zadziwisz.
A chciałabym by każdy gość tej wrześniowej zabawy miał jakiś znak rozpoznawczy
zrobiony właśnie przez Ciebie. Coś prawdziwie magicznego. Często Cię obserwuję i uważam że powinnaś
wreszcie zabłysnąć, szydełkowa czarodziejko! - powiedziała życzliwie gospodyni i z czułością pogładziła
delikatny, misternie wydziergany obrusik leżący przed nią na kontuarze.
Pannę Szydełko ogarnęła fala ogromnej wdziecznosci za tak niespodziewanie miłe słowa a jednocześnie dziwnej, niepohamowanej goryczy. Bo owszem, chciałaby zabłysnąć, ale zupełnie
inaczej! I już miała odmówić, bo jakoś wcale nie chciało jej się robić niedorzecznych masek, dla tych, co będą się tutaj świetnie bawić,
podczas gdy ona gdzieś tam, sama... Ale zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć
gospodyni zbliżyła się do niej i przysiadła na brzeżku ławy, kładąc przed
Katarzyną zieloną kopertę.
- A oto Twoje zaproszenie na
bal, Katarzyno. Będziesz moim gościem honorowym. I ja i Wędrowiec bardzo
serdecznie Cię zapraszamy! A za Twoje maski, jeśli się zgodzisz zapłacę
Ci nazajutrz po balu. Mam teraz mnóstwo wydatków w związku z remontem i samą zabawą. Rozumiesz,
prawda? - gospodyni uśmiechała się do Katarzyny i spoglądała wyczekująco w jej orzechowe oczy.
- Rozumiem i zgadzam się!
Oczywiście, że się zgadzam! - odrzekła Katarzyna i w nagłym przypływie
odwagi wyciskała serdecznie zdumioną tym gospodynię. A potem szybko
zwinęła swoją robótkę, do przepastnej kieszeni szarej sukni schowała
kopertę z zaproszeniem i z rozwianym włosem pobiegła do domu. W myślach
tańczyły jej dwa zdania: Zatańczę nareszcie na prawdziwym
balu. I zrobię sobie cudowną maskę - kto rozpozna wtedy we mnie szarą
Pannę Szydełko...?
* zdjęcia zostały zrobione w urokliwej gospodzie "Pod Semaforem"w Dynowie
* Tym tekstem rozpoczynam cykl opowieści pod zbiorczym tytułem "Bal na powitanie jesieni". Postaram się tak spleść to z czasem by finałowa część ukazała się właśnie w pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. Zapraszam serdecznie do śledzenia kolejnych części "Balu"oraz dla przypomnienia, do zajrzenia na zakładce u góry do "Miasteczka odnalezionych myśli". Znajdziecie tam wiele z występujących w tej opowiesci osób i ich historii. Zanurzycie się w atmosferę samego miasteczka i gospody.
Oboje z Cezarym pozdrawiamy serdecznie wszystkich miłych gości oraz naszych stałych czytelników!:-))
* zdjęcia zostały zrobione w urokliwej gospodzie "Pod Semaforem"w Dynowie
* Tym tekstem rozpoczynam cykl opowieści pod zbiorczym tytułem "Bal na powitanie jesieni". Postaram się tak spleść to z czasem by finałowa część ukazała się właśnie w pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. Zapraszam serdecznie do śledzenia kolejnych części "Balu"oraz dla przypomnienia, do zajrzenia na zakładce u góry do "Miasteczka odnalezionych myśli". Znajdziecie tam wiele z występujących w tej opowiesci osób i ich historii. Zanurzycie się w atmosferę samego miasteczka i gospody.
Oboje z Cezarym pozdrawiamy serdecznie wszystkich miłych gości oraz naszych stałych czytelników!:-))
Czytam....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Oboje z Was (Cezarego z Olga i Olge z Cezarym) :)
Cieszymy się, że czytasz Echo!
UsuńŚciskamy mocno i zapraszamy do dalszej lektury!:-)
Oleńko znowu mam sporo zaległości. na jednym wdechu przeczytałam piękną opowieść o Pani Szydełko. Od przeszło tygodnia jestem u najstarszej córki, pomagałam jej w domu, bo zarobieni ,że na nic czasu nie mieli. 12-tego lecę na 6 dni do Wilna na promocję międzynarodowej Antologii w której są moje wiersze i trochę o mnie, mojej rodzinie, rodzicach.
OdpowiedzUsuńJak wrócę to poczytam o Balu zw roli głównej Katarzyna-szydełko.
Ściskam bardzo , bardzo serdecznie Ciebie i Cezarego.
Wszystkiego dobrego w Wilnie Alinko! Gratulacje z powodu wydania Twych tekstów w Antologii! Ależ sukces! Pięknie!:-))
UsuńSerdecznie pozdrawiamy!
Całusy!:-)))
Zaczyna się nieźle :) I czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńNo ciekawa jestem ,czy się nie zawiedziesz tym ciągiem dalszym Lidko!:-)
UsuńJak zawsze, piszesz bardzo zajmujaco i w kulminacyjnym momencie przerywasz. Az czlowieka skreca z ciekawosci, co bedzie dalej.
OdpowiedzUsuńA ja i tak nie polubie jesieni :(
Sciskam Was, Kangurki kochane
He, he! A propos jesieni, to wiedziałam, że tak własnie napiszesz Panterko! Juz trochę poznałam upodobania ulubionej, blogowej kocicy. A ja lubię wszystkie pory roku i już. A co, nie wolno?!
UsuńUsciski ciepłe zasyłamy!:-))
Jejku, ale fajnie się zaczyna. :)
OdpowiedzUsuńTylko nie wiadomo, czy ciag dalszy sprosta oczekiwaniom? No nic. Lecimy z dalsza częścią Jaskółko. Niech sie dzieje, co ma sie dziać!:-))
UsuńBędę śledzić na pewno. Piękna opowieść.
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę, że masz zamiar czytać dalsze części opowieści. Mam nadzieje, że nie zawiodę Twych oczekiwań Aniu!:-))
UsuńBardzo lubie Twoje opowiesci, Olu. Mam nadzieje, ze panna Szydelko zatanczy na balu czekam na cd.
OdpowiedzUsuńMoc serdecznosci dla Was :)
Cieszę się, kochana Ataner, że zawsze mam w Tobie wierną czytelniczkę i na dodatek jakos trafiam w Twój gust. Co do panny Szydełko, to cierpliwosci. Trzeba jeszcze poczekać chwilkę na to ,co co los jej szykuje w zanadrzu!
UsuńUsmiechy życzliwe Ci oboje z Cezarym zasyłamy!:-))
Mam nadzieję, że nie będziesz trzymała Nas długo w niepewności. Czy panna Szyedłko spotka swojego księcia? Bo zaczyna się jak przepiękna baśn o miłości:) Akurat idealna na jesienne, chłodne wieczory.
OdpowiedzUsuńWszystko sie okaże juz wkrótce. A póki co zapraszam do dalszej lektury tej opowieści, droga Weroniko!
UsuńNiech jesień zacznie nam się balowo i baśniowo!:-))
Nawet nie wiesz ile miałam takich snów, w których niesamowicie tańczyłam! Potrafiłam ciałem wyrazić każdą emocję, każde słowo.
OdpowiedzUsuńNo ale u mnie to sny, a Katarzyna naprawdę potrafi.
Pozdrawiam i czekam na dalej:)
Ja miałam w dzieciństwie duzo takich snów o tańcu. I migotliwych, powiewnych sukienkach wirujących w walcu. Teraz znowu latam we śnie. I jest to śmiesznie proste! Trzeba się rozkręcić jak dzieciecy bączek.Tak szybko, że znikają kontury ciałą i zostaje tylko oszalony wir. Potem człowiek ni stad ni zowąd unosi się w górę i nic nie waży. Hmmm... Tylko dlaczego sposób ze snu nie działa w rzeczywistości...? Muszę to jeszcze zbadać.
UsuńZapraszamy Cię Magduś do dalszej lektury tej wrześniowej opowieści!:-)
Ależ się cieszę na te opowieści!!! Przeczytałam pierwszą częsc, a pozostałe dokończe jutro..:) Pozdrawiam ciepło i jesiennie:)
OdpowiedzUsuńA ja sie cieszę, że Ty sie cieszysz Sznupciu miła, bo z tego, co widzę małe jest zainteresowani takimi basniowymi trochę opowiesciami. No trudno! Nie będę sie jednak zrażać. Pozdrawiam serdecznie!:-))
Usuń