Bartłomiej szedł po malowniczo usianej
złocistymi liśćmi dróżce i zastanawiał się, dokąd wiedzie go los? Czy zwariował
na stare lata żeby łazić za Cyganami i pragnąć zostać jednym z nich? Wkrótce
zapadnie przecież zmrok a on coraz bardziej oddala się od domu. A może
zdziecinniał już na starość i wydaje mu się, że tak ni z gruszki, ni z
pietruszki może nagle wszystko, ot tak po prostu, zmienić?! Spojrzał na
zaróżowione pogodnym zachodem niebo, szukając w nim odpowiedzi na swoje
pytania. Niebo jednak było tego dnia wyjątkowo milczące. Skupiało się na cichym
oczekiwaniu nadejścia Pani Jesieni. Wsłuchiwało się w jej muzykę, w jej szept
między drżącymi ze wzruszenia gałązkami brzóz i jeżyn.
- Och! Że też to
właśnie mnie zawsze musi się coś takiego przydarzyć! – usłyszał nagle
dobiegający go gdzieś z zarośli podenerwowany, damski głos.
- Zachciało mi
się kwiatów we włosach, to mnie pokarało! – znów ten sam głos użalił się nad
sobą a po chwili Bartłomiej ze zdumieniem dostrzegł wyłaniającą się spomiędzy
krzewów tarniny wielce dziwaczną postać. Była to nieco rozczochrana, lecz
całkiem powabna kobieta w odświętnej, sięgającej nieco poza łydki sukni koloru
śliwkowego. Na jej twarzy tkwiła dziwaczna, liliowa maseczka w kształcie
skrzydeł motyla. Na jego widok prychnęła
z rozpaczą i wstydem.
- Jeszcze i to!
Ja to mam pecha! Nawet na takim odludziu musiałam kogoś spotkać! – Istota,
patrzyła na niego z ogromnym zmieszaniem i podejrzliwością, a potem widocznie
rozpoznając w nim drwala poprosiła żałośnie.
- Panie
Bartłomieju! Proszę mi pomóc się stąd wykaraskać! Durnej, starej babie
zachciało się na stare lata na bale chodzić, to i ma teraz za swoje!
Panna Szydełko,
bo ona to właśnie była, uwięzła w tarninie i jeżynach, gdy godzinę temu
postanowiła poszukać dla siebie jakichś świeżych kwiatów do przystrojenia
głowy. Kwiatów nie znalazła natomiast potargała sobie rajstopy oraz kunsztownie
upięty kok i tak dalece rozstroiła sobie tym faktem nerwy, że w ogóle
zrezygnowała z pójścia na bal.
-Nie będę się
przecież ośmieszać! Bylebym tylko stąd wylazła, to po prostu wrócę do domu i
spróbuję zapomnieć o tym przykrym incydencie
– postanawiała, wyrywając nogi upartym gałęziom, które raz po raz, wręcz
czarodziejsko łapały ją i więziły w tym mało uczęszczanym lasku.
- Już, już
pomagam! Proszę się tylko tak nie miotać! – zarządził Bartłomiej, metodycznie
gałązka po gałązce odplątując śliczną w jego mniemaniu, nieznaną mu panią. Ona
widywała go czasem w gospodzie, więc nie był jej obcy. On natomiast nigdy nie
zwracał uwagi na jej szarą postać w kąciku. Dzisiaj więc dostrzegł ją po raz
pierwszy i zdziwił się, że ona go zna a on jakoś nie!
- I gotowe! –
zawołał po chwili, kiedy dama stała przed nim w całej krasie, usiłując poprawić
fryzurę oraz zakryć dziury w rajstopach, nerwowym obciąganiem zbyt krótkiej w
jej mniemaniu sukienki.
- Piękna suknia!
– odważył się powiedzieć mężczyzna, który nigdy w życiu nie powiedział kobiecie
żadnego komplementu i naprawdę nie miał pojęcia, jak się to robi. A żal mu się
zrobiło tej pięknej pani i nie wiadomo czemu zapragnął by spojrzała na niego
łaskawiej.
Tamta, zamiast
ucieszyć się jego miłymi słowami żachnęła się jeszcze bardziej:
- A gdzież tam
piękna?! Kompletnie zniszczona! Nie widzi pan tych dziur na delikatnej materii?
Tych pajęczyn omotanych wokół cekinów? Tych wiszących smętnie kokardek? Po
prostu wstyd się tak ludziom pokazywać na oczy…
Panna Katarzyna pociągnęła nosem, próbując
powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy. Nagle bowiem dotarło do niej, że
wszystkie starania, wszystkie jej marzenia i plany wzięły w łeb. I tylko sobie
samej i własnej głupocie to zawdzięcza. Jedyna okazja w życiu na poprawę losu
zmarnowana.
-Ech, lepiej wracać do swojego bezpiecznego,
codziennego szydełkowania, jak zawsze – postanowiła sobie w duchu. Ale
nieposłuszne łzy nieomal fontanną zaczęły wylewać się z jej podkreślonych
czarną kredką oczu.
Bartłomiej
zupełnie jej zachowaniem zdezorientowany i zmieszany nie wiedział co począć.
Nieporadnie więc przytulił do siebie tę zmartwioną nie wiadomo czym panią i
wyszeptał:
- Suknię się
przecież naprawi, zaszyje. I wszystko jeszcze będzie dobrze. Niech tylko pani
nie płacze, proszę! Bo i mnie się znowu na płacz zbiera. A już dość się dzisiaj
wypłakałem. Mężczyźnie to przecież nie przystoi…
- Ale nici z
balu! –wyjąkała Katarzyna, zanosząc się niepowstrzymanym szlochem.
Tak dziwnie
dobrze jej się zrobiło w ramionach tego krzepkiego, siwowłosego mężczyzny.
Nagle zrozumiała, że mogłaby tak stać bardzo długo, bo czuje się przy nim
nieoczekiwanie spokojnie i bezpiecznie. Na dodatek dotarło do niej naraz to, co
wyrzekł Bartłomiej. O tym męskim płaczu, który go dzisiaj męczył. Poczuła
ogromne współczucie oraz ciekawość, więc gładząc nieporadnie jego głowę
wyszeptała:
- Nie wiem jak
panu, ale mnie teraz nie bardzo się gdzieś śpieszy. Więc gdyby pan chciał
pogadać chwilę, zwierzyć się nieznajomej kobiecie, to ja mogę pana wysłuchać.
Czasem trzeba coś z siebie wyrzucić. Wiem to, bo sama tego nieraz potrzebuję, a
nie potrafię słowa z siebie wydobyć. Tutaj nikt nas nie usłyszy. Może tylko
las…
Bartłomiej słysząc tę nieoczekiwaną
propozycję zawstydził się, ale zaraz potem zerknął w orzechowe oczy tej
nieznajomej, sympatycznej kobiety i szepnął.
- Jeśli pani nie
ma nic przeciw temu, to odprowadzę panią do domu, czy gdzie tam pani właściwie
zmierza. A po drodze opowiem trochę o sobie. Może i pani by mi coś o sobie
opowiedziała? Wieczór taki piękny! Tam gdzieś Cyganie czekają z muzyką, ale nie
uciekną nam przecież, prawda?
- Nie uciekną! –
potwierdziła panna Szydełko i zarumieniła się nieoczekiwanie, dostrzegając ze
zdumieniem z jakim podziwem Bartłomiej omiata wzrokiem jej postać.
I poszli przed
siebie nieśpiesznie a las śpiewał im głosami ostatnich, wrześniowych świerszczy
oraz pachniał wilgotną ziemią i nie wiadomo czemu, jaśminem, dziką różą i
miętą…
* * *
Tymczasem w gospodzie „Pod złotym liściem”
wszystko było zapięte na ostatni guzik. Stoły pięknie ustrojone i zastawione
stały ustawione pod ścianami a cały środek był wolny, by jak najwięcej było
miejsca do tańca. Przed gospodą na zbudowanym specjalnie na ten dzień podeście
było miejsce dla cygańskiej orkiestry oraz dla występujących z nią śpiewaków i
tancerzy. Poniżej Wędrowiec wraz z Wojtkiem ustawił kilka rzędów siedzeń dla
tych, co woleli patrzeć i słuchać, niż tańczyć. Otoczony girlandami kwiatów i
wieńcami dzikich, leśnych owoców przygotowany był też plac dla roztańczonych
par. Wszędzie paliły się lampy naftowe i świece w mosiężnych lichtarzach. Z boku
płonęło ognisko a wokół niego stały koliście wygodne, drewniane ławy i stoliki.
Zachód słońca cudownymi barwami malował
niebo na różowo, fioletowo, pomarańczowo i złociście. Było ciepło. Wymarzony
wprost czas na towarzyskie spotkania i zabawy. Pachniało grzybami, kiełbaskami,
różami, jaśminami i wilgotnymi od wieczornej rosy liśćmi.
Hanna wraz z Barbarą, Joasią i Wojtkiem
kończyła ostatnie przygotowania we wnętrzu gospody. Poprawiała na stołach
kwiaty i owoce. Dosypywała orzechów i ciasteczek do misek. Układała na ladzie
tace z czekoladkami i pierniczkami.
Gospodyni wyglądała tego dnia wyjątkowo
urodziwie, o czym nie omieszkał jej co chwilę powiadamiać jej ukochany
Wędrowiec. W falujące, sięgające jej do ramion miedziane włosy wpięte były
owoce kaliny i białe drobne kwiatuszki łąkowe, których nazwy nigdy nie umiała
zapamiętać. Ubrana w powiewną, błękitną sukienkę oraz ciepłe, białe bolerko i
delikatną maseczkę przypominającą rozwartą muszlę prezentowała się wspaniale.
Wczoraj wieczorem panna Szydełko przyniosła wszystkie wydziergane przez siebie
wspaniałe maski balowe. I teraz leżały one tuż przy wejściu w wyłożonym
aksamitem pudle, by każdy z gości mógł od razu coś dla siebie wybrać i się w
nie przystroić.
Joasia miała na sobie delikatną,
rozkloszowaną dołem i sięgającą aż do kostek białą sukienkę. Przez kilka
ostatnich wieczorów szyła ją dla siebie zupełnie sama, korzystając tylko przy
tym z paru cennych rad swojej mamy oraz dając się ponosić fantazji i talentowi.
- Może jednak
Joasia powinna zostać krawcową! – zastanawiała się Barbara, patrząc z jaka
lekkością i polotem jej córka tworzy swoją kreację.
- A może zostanie
projektantką mody? Kto wie, ile talentów drzemie w tym moim dziecku! – myślała
ze wzruszeniem krawcowa, obserwując wszystkie poczynania przejętej
przygotowaniami do balu dziewczynki.
Sama też ubrała
się niezwykle elegancko i teraz lśniły jej oczy na myśl o tym wielkim dniu, gdy
tak wielu mieszkańców miasteczka zejdzie się do gospody w uszytych przez nią,
lub przerobionych przez krawcową specjalnie na ten dzień kreacjach.
Jak na razie jednak nikogo z gości nie było,
co pomału zaczęło niepokoić Gospodynię i tkwiącego w otwartych wrotach gospody,
ubranego odświętnie Wędrowca. Wszak na zaproszeniach i na porozwieszanych na
słupach ogłoszeniowych powiadomieniach napisano wyraźnie, że bal rozpocznie się
o zachodzie słońca! Niestety! Czekanie na pierwszych gości wydłużało się coraz
bardziej. Cyganie stroili w nieskończoność swoje skrzypki. Romskie tancerki w
bajecznie kolorowych, czekających na tańce sukniach, stały ze znudzonymi minami
przy ognisku i wzruszały ramionami, dziwiąc się tej pustce i ciszy wokół. Wszak
miały zaproszenie na występy w znanym uzdrowisku. Teraz mogły tam brylować i
cieszyć oczy wielu widzów. Zamiast tego tkwią tutaj, gdzie nawet pies z kulawą
nogą się nimi nie zachwyca. Jak długo można tak czekać i tracić czas?!
Od strony miasteczka nie było widać by
ktokolwiek nadchodził czy nadjeżdżał. Powoli zachód słońca chował się w mroku
gęstniejącego z każdą chwilą wieczoru. Tylko księżyc i gwiazdy rozświetlały się
na niebie coraz wyraźniej i mrugały porozumiewawczo do lampionów, płomyków
świec i lampek w dole.
Wojtek, stojący
dotąd wiernie przy Wędrowcu niczym giermek przy swym rycerzu znudził się
wreszcie i zajął się wraz z Joasią pieczeniem kromek chleba nad ogniem.
Dzieciom w brzuchach już nieźle burczało a od rana nic nie jadły, zbyt przejęte
i podniecone czekającym je balem, by przełknąć cokolwiek. Także Hannie głód
dawał się juz nieźle we znaki. Bo chociaż szykowała dzisiaj tyle pyszności w
kuchni i ustawiała stosy jedzenia na stołach, to do tej pory nie miała czasu
ani potrzeby by chociażby spróbować któregokolwiek z tych smakołyków.
Wreszcie po
godzinie takiego wypatrywania i nerwowego biegania od okna do okna, od ścieżki
do ścieżki Wędrowiec zwołał wszystkich do gospody i zawołał tak dziarsko i
optymistycznie, jak to tylko on potrafił:
- Kochani! Nasi
goście spóźniają się bardzo! Nie wiadomo, o której w końcu tu dotrą a mnie już
kiszki marsza grają. Co wy na to, byśmy przekąsili małe co nieco przy ognisku?
Nasi romscy przyjaciele też pewnie głodni. Siądźmy więc sobie razem kołem i
upieczmy kiełbaski! Co wy na to?
Gospodyni oraz pozostali zareagowali z
entuzjazmem na jego propozycję i już po chwili pełna napięcia i nerwowego
oczekiwania atmosfera pękła jak bańka mydlana. A wszyscy zgromadzeni poczuli w
sercach ulgę i dziwny spokój, że przecież prędzej czy później ktoś przecież
przyjdzie a póki co, trzeba jeść i pić, by w tym przedłużającym się czekaniu
nie opaść z sił!
* * *
Kochani czytelnicy i obserwatorzy naszego
bloga oraz wszyscy, których zainteresowała choć trochę opowieść o
przygotowaniach do balu w miasteczku odnalezionych myśli!
Oboje z Cezarym
bardzo prosimy Was o potwierdzenie krótkim przywitaniem pod tym postem, że tu jesteście
i chcecie poznać ciąg dalszy tej historii. Chcielibyśmy zaprosić Was serdecznie
do uczestnictwa w tym jesiennym balu. Gościć Was wprawdzie tylko wirtualnie,
ale tym niemniej bardzo, bardzo serdecznie na tej zwariowanej nieco,
zaczarowanej zabawie w gospodzie „Pod złotym liściem”.
Pobawmy się razem! Wejdźmy w nastrój tego
zanurzonego w magię miasteczka. Uwierzmy raz jeszcze w baśnie, wróżki oraz
szczęśliwe zakończenia.
Kochani! Czekamy na Wasze
zgłoszenia do jutra, czyli do godziny osiemnastej w niedzielę! Jeśli dacie nam sygnał,
potwierdzając swoją chęć do zabawy lub chociażby obecność tutaj, to wróżka
Konstancja obiecała, że zrobi wszystko, co w jej mocy byście byli częścią tej
historii, tego miasteczka, tych wrześniowych czarów i samego balu. Co Wy na
to???!
Ja wiem, że dopiero od wczoraj tu jestem...ale baaardzo chciałabym na tym balu potańczyć i poznać tych wszystkich ludzi osobiście.
OdpowiedzUsuńGospoda "Pod złotym liściem" tak pięknie wygląda, z tymi naftowymi lampami i ogniskiem.....
Szczerze, za bigosem nie przepadam...ale ciasteczka upieczone przez Joasię i Pana Pierniczka muszą cudownie smakować :)
Beatko droga! Witaj serdecznie! Jesteś pierwszym odważnym gościem i bardzo sie cieszę, żeś chętna do zabawy! Cudownie!Zaszalejmy razem na tym balu! Nie damy się chmurom i chłodom za oknem!
UsuńNa te ciasteczka oraz oraz na tance w długiej sukni też mam chęż ogromną! Niech zyje bal!
Ściskamy oboje z Cezarym gorąco, zapraszając jutro na wieczorny na bal. Całusy Beatko!:-))
Jakże się cieszę...idę szukać odpowiedniej kreacji :)
UsuńOch! Strasznie jestem ciekawa co znajdziesz Beatko!:-))
UsuńJa mam w szafie pewną sukienkę w sam raz na tę okazję. Długą do ziemi. Niebieską w białe kwiatki.Do tańców i wirowań nadaje się w sam raz!:-))
Chyba wybiorę się w białej, płóciennej, na ramiączkach...może za chłodno na taki "negliż"?....ale mam malutkie bolerko, to chyba będzie dobrze...zresztą mam zamiar tańczyć, to chyba nie zmarznę :)no i ona też troszkę rozkloszowana jest :)
UsuńNa balu będzie ciepło Beatko! Tańce oraz gorąca atmosfera, czary i czerwone wino zrobia, mam nadzieję, swoje! Jak fajnie, że będziesz!:-))
UsuńOooo, kochana, jak oni przy tym ognisku będą do jutra jeść i pić, to dla nas niewiele zostanie. Ja nie zamierzam do jutra czekać i dzisiaj wpisuję się na listę gości.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję Różo droga, że jadła i napitków starczy dla wszystkich. Jakby co, to poprosimy o pomoc wrózkę!
UsuńRadośnie mi na duszy, że zamierzasz przyjść na bal i pobawic się razem z nami!:-))
I ja jestem ciekawa co z tego wyniknie, mam wprawdzie wciąż ostatnie odcinki do przeczytania, ale planuje zrobić to jutro przy porannej kawce.
OdpowiedzUsuńCzuję się zapisana :)
Cieszę się Aniu droga, że mogę liczyc na Twoją obecnosć na balu!To wspaniale z twojej strony! Dziekuję serdecznie!:-)
UsuńTa historia żyje i wciaz się toczy a ja wplatam między nitki babiego lata i czary wróżki Konstancji nowe wątki...
Przeczytałam i teraz aż mam tremę, jak to będzie, czy nie będę się tam czuła wyobcowana, zakompleksiona, niepewna, niezgrabna... Ach...
UsuńZauważ Aniu, że tam wiekszość stremowanych i zakompleksionych sie wybiera. Takich, jak ja, Ty i parę jeszcze bliskich memu sercu osób.Idźmy mimo wszystko i nie bójmy się, bo to w końcu zaczarowany bal, gdzie magia ubiera nas w pożadane barwy, kształty i nastroje!:-))
UsuńCo ja na to? Jak to co? Mnie już nogi same chodzą do tego tańca!
OdpowiedzUsuńSmok, jak mniemam, już będzie zajęty, ale niech no tylko ogłoszą
białe tango! ;))
No! To ściągam mój słomkowy kapelusz i rzucam na najbliższe krzesło.
Zajęte! :)
Och, Ty tancerko szalona, we flamenco i tango zaprawiona! Usmiecham sie od ucha do ucha czytajac Twoje słowa i czując ten serdeczny entuzjazm z Twojej strony!
UsuńCieszę się ogromnie, że przybędziesz i zawirujesz na zaczarowanym balu w gospodzie!
Miejsce dla Ciebie, kochana Mar - zajęte i zaklepane!!!:-))
Czekam na bal; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę Marysiu i doceniam, że sie odzywasz i tym samym potwierdzasz zainteresowanie balem i tą opowieścia!
UsuńPozdrawiam Cię z całego serca i zapraszam na sam bal wieczorem!:-))
Olgo, wiesz że czytam. Nie wszystko na raz, tylko po kolei. Dopiero mi się 6 i 7 połączyły.
OdpowiedzUsuńOlgo, pewnie też wiesz, który odcinek wywołał we mnie dreszcze fascynacji i wielkiego strachu. Czy było tam troszkę Twojego niepokoju?
Ściskam serdecznie!
Och, Magduś! Nawet nie wiesz, jaką ulge czujesz, że sie odezwałaś i interesuje Cie to, co tu wypisuje. Oj, dałaś mi do myslenia tym odcinkiem, który wywołał w Tobie fascynacje i strach. Mysle i mysle, co to było?!!!:-))
UsuńNa razie lecę na spacer z kozami. A potem bedę kontynuowac pisanie ostatnia częśc balu.Strasznie sie ciesze, ze na nim będziesz!:-)))
To wtedy, kiedy robi się "słodko i dziwnie boleśnie", kiedy odzywa się uśpiona dzikość serca.
OdpowiedzUsuń6 :)
Nie wiem co z tym balem, bo ja nie mam się w co ubrać.
Chociaż, coś mi się przypomniało :)
Acha! To zerkne jeszcze raz wobec tego na ten fragment opowieści i wczuję sie w klimat słodki i bolesny!
UsuńMagduś! Ubieraj na siebie najlepiej coś, co już sie stęskniło w szafie za Tobą i za tą nieokiełznaną dzikoscia serca!:-))
Panna Szydełko już ma coś z mojej osoby;) Też nie umiem przyjmować komplementów i jestem im nieufna i zawsze mi się wydaje, że osoba kierująca je w moją stronę raczy sobie ze mnie żartować, a nie mówi na poważnie...Balu oczywiście wyczekuje z niecierpliwością. Poprzedniczki nie mają się w co ubrać, a ja nie mam pojęcie jakie buty założyć-chyba boso, jak rusałka- bo w szpilkach chodzić nie potrafię(aż wstyd się przyznawać, a może nie?), a na bal to inaczej chyba nie przystoi?
OdpowiedzUsuńNa ten bal przystoi wszystko, co tylko z potrzeby serca i z porywu chwili wypływa. Mozesz przyjsc boso Weroniko! Tam wszędzie pełno suchych lisći pod nogami.Będzie miekko i wygodnie! A w gospodzie ciepła, gładka podłoga z desek modrzewiowych.I ogień buzuje w kominku, że hej!:-))
UsuńCieszę sie niezmiernie, że przyjdziesz i znajdujesz w pannie Szydełko jakieś swoje alter ego. Wyznam Ci, ze ja jestem w prawie każdej osobie z tego miasteczka...
Ha, ha, ha. Przeczytałam wszystkie komentarze i śmiałam się sama z siebie :))). Inne kobietki o sukniach, komplementach, partnerach do tańca i nieśmiałości. A ja co? Jedzenie i picie. To tylko kolejny dowód jaki ze mnie "zwierz gastronomiczny". Zobaczysz Olgo, że jak przyjdę na bal, to zacznę podawać ciasteczka i serwować do nich kawę.
OdpowiedzUsuńHa! Znam podobny do Twojego przypadek! Jedna z moich sąsiadek - przesympatyczna swoją drogą osoba, która świetnie gotuje i zajmuje sie przygotowywaniem od strony kulinarnej wesel, gdy przychodzi do mnie w odwiedziny nie umie w spokoju przy stole usiedzieć tylko sie krząta, pomaga, podaje, do lodówki zagląda i o nowych eksperymentach kulinarnych opowiada!
UsuńZwierzu gastronomiczny - zobaczymy co tym razem z Ciebie wylezie?!Może jakowaś delikatna nimfa???!:-))
Do lodówek ludziom nie zaglądam ;), ale jak ktoś przy stole prosi o kawę lub coś innego, to odruchowo idę zrobić:). Jak siedzę za stołem, to zaczynam się nudzić i własnie zaczynam się krzątać. Zaprosić mnie na imprezę, to mieć ją w połowie "ogarnietą". Ale ja to tak lubię!
UsuńJa i delikatna nimfa??! Rzeczywiście masz kobieto fantazję!
No to jak tak lubisz tę krzątanine kuchenno-imprezowa, to masz to jak w banku na balu! Gospodyni chętnie sobie dychnie albo zakręci sie w walcu z Wędrowcem podczas gdy Ty polecisz po kolejną tacę chleba ze smalcem!Potem jednak zmiana ról. Zgoda?!:-))
UsuńPrzekonałaś mnie :) A swoją drogą - zobacz, jak potrafię zdobyć pracę :), nawet w bajce! Dobre i pół etatu :)))
UsuńJesteś niesamowita Różo! Nie zginiesz Ty w świecie mądra kobieto!
UsuńI wiesz co? Znamy sie od niedawna a ciepło mi w Twoim towarzystwie i swobodnie, jakbyśmy gawędziły sobie przyjaźnie juz od kilku miesięcy!:-))
Mnie też tu dobrze, ale skończę już te pogawędki, bo inni goście też potrzebują Twojej uwagi. Może następnym razem pogawędzimy u mnie? :)
UsuńTak Rózo! Jestem otwarta na wszelkie prozpozycje. A póki co wracam do pisania!:-)
UsuńZdążyłam w ostatniej chwili :)) Coś tam do ubrania z szafy wyciągnę i mimo chęci ucieczki, jestem.
OdpowiedzUsuńUff! Dobrze, że jesteś Liduś kochana! Kamień z serca mi spadł!Wciagaj na siebie cosik wygodnego i niczym sie nie troskaj. Razem raźniej!:-))
UsuńUbieram kiecę i lecę :) Na stopy balerinki, żeby było wygodnie i mi nie zmarzły, kurtkę, potem ją zdejmę i już :)Spódnica w kwiaty, zielona koszulka, bukiet, albo koszyk z wrzosami.
UsuńŚwietnie! Koszyk z wrzosami pieknie ozdobi stół w gospodzie!:-))
UsuńPrzygotowania do rozpoczęcia balu idą pełną parą!:-))
Super :) Mogę sie do czegoś przydać w przygotowaniach. Drabinę przytrzymać, w kuchni sprzątnąć, talerze rozłożyć ... i wiele innych rzeczy.
UsuńKażda pomoc będzie mile widziana. A póki co jeszcze piszę! Uff!
UsuńO matko, tylko "kwadrans akademicki" sie spóźniłam... jestem chętna do wszelakich prac :)
OdpowiedzUsuńWitaj Mirko serdecznie!:-)) Miałam nadzieje, że przybedziesz! I hurra! Nie pomyliłam się!:-))
UsuńA mnie mgły zastąpiły balową kreację, spadające kolorowe liście brzozy uwydatniły jej lotność jak i nietypowość ale i zdradziły większą chęć podróżowania i to, że celem nie był bal. Przybieram jednak maskę uśmiechu na twarzy, zaglądam do serca i prosto z niego życzę miłej zabawy... do samego rana.
OdpowiedzUsuńAle jednak wpadłaś, drogie Echo! Byłaś, odezwałaś sie swym pełnym ciepłą i zamyslenia głosem. Przypominasz mi własnie pania Jesień - ulotna, tajemnicza, pół radosna, półsmutną...
UsuńŚciskam Cię serdecznie pozdrawiam w twoich tajemnych podrózach!:-))
No i jestem spozniona:((
OdpowiedzUsuńChociaz nie!!!! U mnie niedziela godz.1.30 PM. Olenko jestem , zglaszam swoja obecnosc.
Nadrabiam dwa zalegle posty ( od konca, wiec juz jestem na biezaco).
Wiedzialam, wiedzialam, ze Pania Szydelko polaczysz z kims niezwyklym.
Pedze do szafy po kiecke, no i oczywiscie miotelke odkurzyc , aby zdazyc na bal:)))
Tak lubię szczęsliwe zakończenia! Więc myslałam, myslałam aż wymysliłam! I panna szydełko ma swojego księcia z bajki.Niech będzie szczęsliwa!Bo wzajemna, głeboka miłosc to najpiekniejsza w zyciu baśń.My dwie coś o tym wiemy Ataner!:-))
UsuńPoczytam sobie z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńA sporo tego czytania!:-)
Usuń