Na moje zaproszenie do zabawy blogowej
polegającej na wymyśleniu, w jaki sposób uratować miasteczko odpowiedziało pięć
osób. Ku memu pozytywnemu zdumieniu (bo, prawdę mówiąc, oczekiwałam raczej krótkich
pomysłów, czegoś w rodzaju burzy mózgów) dwie niezwykle kreatywne osoby - Basia Wójcik (http://5porroku.blogspot.com/ ) i Andzia P. (http://zapiskispodlasu.blogspot.com/) napisały
po prostu dalszy ciąg opowieści! Na dodatek zrobiły to tak wspaniałym stylem i
tak oryginalnie, że biję czołem z podziwu i wielkiego uznania. Są naprawdę niesamowite! I w związku z tym od siebie w treści niewiele
już miałam do dodania.
Kolejne dwie uzdolnione literacko dziewczyny – Zosia Samosia ( http://haftszyciedrutyszydelko.blogspot.com/) oraz bezblogowa Nola napisały w kilku zdaniach, jak wyobrażają sobie rozwiązanie problemów w baśniowym świecie. Zosia Samosia ratunek dla miasteczka zobaczyła omalże w tym samym, co Basia i Andzia. Nola napisała króciutką, pełną humoru opowiastkę nawiązującą do obecnych zagrożeń politycznych na świecie. A Amelia, (http://amelia10-amelia10.blogspot.com/), bardzo chcąc jakos pomóc w komentarzu na blogu zastanawiała się nad przyczynami pustki w miasteczku.
Wszystkim Wam raz jeszcze z całego serca dziękuję!:-)))♥♥♥
Kolejne dwie uzdolnione literacko dziewczyny – Zosia Samosia ( http://haftszyciedrutyszydelko.blogspot.com/) oraz bezblogowa Nola napisały w kilku zdaniach, jak wyobrażają sobie rozwiązanie problemów w baśniowym świecie. Zosia Samosia ratunek dla miasteczka zobaczyła omalże w tym samym, co Basia i Andzia. Nola napisała króciutką, pełną humoru opowiastkę nawiązującą do obecnych zagrożeń politycznych na świecie. A Amelia, (http://amelia10-amelia10.blogspot.com/), bardzo chcąc jakos pomóc w komentarzu na blogu zastanawiała się nad przyczynami pustki w miasteczku.
Wszystkim Wam raz jeszcze z całego serca dziękuję!:-)))♥♥♥
Czy jestem usatysfakcjonowana takim odzewem?
Oczywiście, że jestem! Wręcz ogromnie! A przy tym bardzo mile zaskoczona, bo
bałam się, że nie napisze nikt i pogrążę się w smutku, iż moim czytelnikom jest
wszystko jedno a z baśni po prostu dawno wyrośli…
Ale co teraz? Mam znowu problem, bo i Basia
i Andzia napisały tak cudownie, że żal byłoby nie wykorzystać obu ich pomysłów.
Najlepiej byłoby zatem jakoś sensownie połączyć je w jedno, ale choć łamię sobie
nad tym głowę od kilku dni, to niczego wymyślić nie umiem.
Dlatego postanowiłam razem z mym osobistym
doradcą Cezarym, że trzeba wyobrazić sobie tę historię miasteczkową jako
drzewo, z którego wyrastają w tym samym czasie dwie gałęzie. Gałęzie jak
równoległe rzeczywistości, w których bujnie rosną liście i kwiaty
fantastycznych wydarzeń. Niech wyrosną swobodnie, niech cieszą nas wspaniałą
obfitością dojrzewających owoców, aby spleść się wreszcie podczas szczęśliwego
finału we wspólną, cudowną ucztę.
A ponieważ uważamy, iż obie dziewczyny
zasługują na nagrody, to obie je dostaną. Poszperam w mojej spiżarce i wyślę im
trochę słodkich, zamkniętych w słoiczkach, pogórzańskich darów lata. Bardzo się
cieszę, że mogę tak utalentowane literacko dziewczyny obdarować (Adres Basi mam. Poproszę więc tylko Andzię o przesłanie na mojego maila swego adresu bym mogła wkrótce wysłać
paczuszkę)!:-))
Zgodnie z
obietnicą pomyślę także rzecz jasna nad tym, jak zgrabnie wpleść postaci Andzi
i Basi w akcję opowieści. Nie zapomnę także o Zosi Samosi, Noli i Amelii.
A póki co,
przeczytajcie niezwykłe opowieści Basi i Andzi (moje dopiski mają niebieski
kolor)…
Dziecko, największy dar – autor Basia Wójcik
Hanna stała nieruchomo przed zamazaną fotografią. Wydawało się jej, że
stare ramki wykrzywiły się w bolesnym grymasie. Próbowała sobie przypomnieć, co
przedstawiała niegdyś ta fotografia.
- Już wiem! - wykrzyknęła.
Na tym zdjęciu rozpromienioną szczęściem Kasię, obejmował jej
narzeczony. Stała urzeczona tym obrazem. I wówczas ciszę przerwał cichy płacz
Zosieńki, która nie mogła się już doczekać karmienia. Ów płacz zwiastował coś
innego. Hanna oderwała głowę od fotografii, a gdy na powrót zerknęła w jej
stronę, widok szczęśliwej pary zniknął, a pozostał tylko bolesny grymas ramki.
- Jak ja mogłam nie domyślić się, że w miasteczku stało się coś strasznego,
co musiało dotknąć tę szczęśliwą parę!
Odkąd w życiu Hanny pojawiła się Zosia, matka czuła, że to dziecko ma w
sobie wyjątkową moc. Szybko otuliła Dziecię, sama zarzuciła okrycie, pogłaskała
drzemiącego przy ogniu Jaśka i pobiegła w stronę lasu.
Las mruczał jakąś ponurą kołysankę, a każde drzewo boleśnie rozkładało
ramiona. Hanna znała tam wyjątkowe miejsce. Była nim polanka otoczona krzakami
dzikiej róży i głogu, pośród których królował stary dąb.
- Stary, wierny dębie, ty znasz wszystkie tajemnice tego świata, błagam,
opowiedz, co stało się w miasteczku?
Dąb zaszumiał, ale nie dał
głosu.
- Błagam cię dębie, przez wzgląd na tę Dziecinę, powiedz!
- Całe miasteczko znało historię miłości Katarzyny i Drwala, wydawać by
się mogło, że żaden wicher, żadna zawierucha nie są w stanie zniszczyć tej
nieśmiertelnej miłości. A jednak...W miasteczku pojawił się pewien piękny
nieznajomy. Krążył, wypytywał, podpatrywał. Był to zły czarodziej, który mieszkał w odległych, skalistych Górach Życiowych Rozczarowań i od dawna ścierpieć tego nie mógł, iż jego władza ni sięga w głąb tętniącego dobrem i spokojem miasteczka. Przyglądał się z daleka, zastanawiał, knuł...Aż wreszcie wpadł na szatański pomysł. Oto przybrał postać przystojnego, uwodzicielskiego poety i przywędrował na rynek przystrojonego w jesienne barwy miasteczka. Upatrzył tam sobie Katarzynę.
Wiedział, iż to istota pełna kompleksów i ukrytych pragnień, że łatwo mu będzie ją otumanić, zawładnąć jej sercem.
Dziewczyna nie chciała z nim rozmawiać, ale on nie dawał za wygraną, pisał
sonety, śpiewał pieśni o wschodzie słońca, snuł się przed jej domem, gdy słońce
barwiło niebo na zachodzie. W końcu Katarzyna zaczęła zwracać ku niemu swoje
myśli. Powoli, powoli, jej serce oddalało się od Drwala a lgnęło ku
nieznajomemu.
Aż w końcu przyszedł ten sądny dzień, gdy spakowała kilka rzeczy w
tobołek i nie oglądając się za siebie, podążyła śladami swojej nowej miłości.
Gdy Drwal powrócił z lasu, zastał otwarte drzwi, a u rygla przywiązany
na kawału sznurka zaręczynowy pierścionek. Zasmucił się bardzo, zapłakał, a
jego serce powoli zamierało, aż przestało bić dla świata. I w tym momencie
wyschło źródełko, zamilkła fontanna, a Konstancja zamieniła się w sarenkę,
która pobiegła swe łzy wypłakać pod dębem- królem lasu.
Hanna oniemiała. Cóż ona biedna może zaradzić na takie nieszczęście?
- Powiedz, królu puszczy, czy da się uratować to wszystko, co
straciliśmy przez niewierną miłość?
Dąb długo milczał, a gdy
Zosieńka zakwiliła, spojrzał na nią i odrzekł, że tylko dzieci mają moc
uzdrawiania świata i zamilkł.
Hanna wróciła do domu i opowiedziała całą historię Wędrowcowi. Ten się
zasmucił, zabrał siekierę i poszedł rąbać drwa by dać upust swojemu wzburzeniu.
Ułożona obok córeczki Hanna nie mogła długo zasnąć. Gdy umęczona w końcu
bólem, co rozsadzał jej serce, popadła w płytki sen, czy to we śnie czy na
jawie zobaczyła wędrującą wśród pobliskiej głuszy Katarzynę, która nie
wyglądała na szczęśliwą kochankę.
Miała potargane włosy, liche ubranie ledwie okrywało wychudzoną postać, a błędny wzrok nie wróżył nic dobrego.
Miała potargane włosy, liche ubranie ledwie okrywało wychudzoną postać, a błędny wzrok nie wróżył nic dobrego.
Hanna wylękniona zerwała się prędko i przytuliwszy Dziecię do siebie, pognała
do lasu. Zosia spała spokojnie jakby łomot serca matki dodawał jej tylko smaku
błogiego snu.
Kobieta przedzierała się przez gęste knieje dotąd, aż zrozumiała, że zgubiła się w gąszczu.
Kobieta przedzierała się przez gęste knieje dotąd, aż zrozumiała, że zgubiła się w gąszczu.
- Cóż ja teraz pocznę?- zapłakała gorzko, bo przecież nie zdążyła
wyjawić Wędrowcowi swego snu i swych zamiarów.
Zbudzona ze snu Zosieńka wyciągnęła rączkę w kierunku matczynej twarzy i
bezwiednie otarła łzę, a wtedy zza drzew wyłoniła się sylwetka sarenki
jaśniejącej księżycową poświatą. Hanna powoli podeszła do niej, a kiedy
Dzieciątko wyciągnęło rączkę mokrą od matczynych łez i dotknęło zwierzęcego
pyszczka, stał się cud. Las zamigotał srebrem, a ponad drzewami zawisła tęcza.
Zrobiło się tak jasno, że matka i córka zamknęły z przerażenia oczy. Gdy je
otwarły, las stał nieruchomo, świecił zwyczajny księżyc, a w miejscu sarenki
stała wróżka Konstancja.
- Konstancjo- krzyknęła Hanna - jak dobrze, że jesteś, bo tylko ty
możesz nam pomóc uratować miasteczko.
-Daj Dziecię w moje ręce-
rzekła wróżka - Bo tylko czyste serduszko dziecka zdoła mi przywrócić moc i
wiarę w drugiego człowieka.
Wzruszona matka wtuliła Zosię w dobrotliwe objęcia wróżki i tak ruszyły
przed siebie. Po kilku godzinach wędrówki, w oddali zamajaczyła sylwetka
przypominająca człowieka. Podeszły bliżej. Spod leżącej na ziemi twarzy
przysypanej liśćmi wypływał życiodajny strumień. Hanna delikatnym ruchem ręki obmyła leżącą postać i wówczas kobiety rozpoznały w niej...Katarzynę!
- Kasiu! - szepnęła Konstancja - Wstań i chodź z nami.
Wylękniona dziewczyna błagalnym wzrokiem prosiła by ją zostawić pośród liści i zimnej ziemi zawodząc gorzko o krzywdzie jaka za jej przyczyną stała się udziałem całego miasteczka. I na nic się zdały prośby i zapewnienia o przebaczeniu. Katarzyna nie chciała już żyć.
- Kasiu! - szepnęła Konstancja - Wstań i chodź z nami.
Wylękniona dziewczyna błagalnym wzrokiem prosiła by ją zostawić pośród liści i zimnej ziemi zawodząc gorzko o krzywdzie jaka za jej przyczyną stała się udziałem całego miasteczka. I na nic się zdały prośby i zapewnienia o przebaczeniu. Katarzyna nie chciała już żyć.
I wtedy stał się kolejny cud. Zosieńka wyciągnąwszy swoje maleńkie
różowe rączęta otarła kolejne łzy z oczu kolejnej kobiety. Jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, dziewczyna wstała i odmieniona poszła przodem, a przed
nią sączył się strumyk, który zawiódł kobiety do miasta.
Świtało już, właśnie pękało niebo, by wylać z siebie bezmiar różanego
błogosławieństwa.
Na to piękno przebiegające po nieboskłonie obudziło się źródełko i ożyła
fontanna, a ludzie, ci sami, co dawniej wychodzili nie wiadomo skąd
rozpromienieni i szczęśliwi.
Kasia upadła na kolana w oczekiwaniu na słowa potępienia. Teraz była
skłonna przyjąć wszystkie razy, by tylko w miasteczku zapanował spokój.
Ale, o dziwo, nikt nie krzyknął, nikt nie potępił, a cały orszak ludzi
przytulał dziewczynę do serca.
Nagle ktoś krzyknął - Popatrzcie na niebo!
Czy to obłoki, czy gra
kolorów, do dziś nie pamiętam, utworzyły na niebie sylwetkę Drwala, który
wyciągnął w miłosnym geście ręce i uniósł wpatrzoną w niego Katarzynę wprost do
nieba.
Nikt ze stojących nie śmiał powiedzieć ni słowa, ciszę przerwał jedynie
radosny śmiech Zosieńki, który przetoczył się nad głowami, a odbity echem od
starych drzew, którym przewodził dostojny dąb, zabrzmiał:
-" Prawdziwa miłość nigdy się nie kończy, wiara może zdziałać cuda,
a wy wszyscy, którzy staliście się jako dzieci, poruszyliście wszystkie moce
niebieskie. Bo największym darem jest Dziecko i nie ma większej bieli nad biel
jego serca."
Minęło wiele chwil zanim donośny głos Wędrowca oznajmił:
- Wracajmy bracia do domów,
wszak słońce wysoko na niebie i tyle przed nami pracy. Niech nikt nie będzie
samotny, a gdyby był, nasza chata ma zawsze otwarte drzwi, a w niej Zosieńka
uśmiecha się promiennie do każdego skołatanego serca...
A co stało sie ze złym czarodziejem? Obserwując to wszystko zmalał, zszarzał, zgarbił się i jak niepyszny, niezauważony przez nikogo odszedł w swoje strony. Tam wlazł w najgłębszą z jaskiń i zasnął w nadziei, że jeszcze kiedyś uda mu się zniszczyć miasteczko a przynajmniej skutecznie coś w nim zepsuć...
Kozie dziecko - autor Andzia P.
- Wróciła, wróciła! - Bartłomiej
biegł przez miasteczko głosząc radosną wieść. Mieszkańcy wychylali się z okien
a inni dołączali i biegli dalej razem z drwalem. W końcu zebrała się cała
gromada i tak wszyscy dobiegli do gospody Pod złotym liściem. Hanna i Wędrowiec
wybiegli przestraszeni hałasem - Cóż się stało , skąd ta wrzawa ?
- Wróżka Konstancja wróciła. Zaraz tu będzie - krzyczał uradowany tłum
mieszkańców.
Wszyscy czekali z niecierpliwością na Wróżkę. Co też ma do opowiedzenia,
gdzie była, skąd wraca ???
Tyle pytań cisnęło się na usta i wszyscy chcieli zapytać o to samo.
Kiedy wreszcie Wróżka przybyła wszyscy umilkli wystraszeni jej
zmienionym wyglądem. Widać było, że przeszła długą drogę a i twarz i cała
postać skurczyła się jakby i wyblakła.
- Mów, mów wreszcie co się stało,
gdzie byłaś, dlaczego zniknęłaś ???
Konstancja usiadła, napiła się wody i wreszcie przemówiła.
- Nie mam dobrych wieści - zaczęła z wysiłkiem.
-Ale zacznę od początku. Pewnego
dnia, gdy jak zwykle siadłam przy naszej cudownej fontannie, nagle krople wody
zaczęły ciemnieć, aż nabrały czarnego koloru. Krople zaczęły się układać w
linie a linie w litery. Gdy ujrzałam słowa zamarłam:
Przeczytałam, przeraziłam się ...
- Co, co przeczytałaś?! -
zakrzyknęli wszyscy przerażeni opowieścią Wróżki.
- Powiem wam. Krople ułożyły się w napis:
„Świat już niedługo pogrąży się w mroku. I wy mieszkańcy tego miasteczka
razem z nim. Uratować świat może tylko kozie dziecko , które zagra melodię na
instrumencie z drzewa wyrosłego na szczycie najwyższej skały za sprawą czarnego
ptaka. Szukajcie...a nie znajdziecie...”
I rozległ się złowieszczy chichot, a czarne krople opadły na bruk i
zniknęły. Fontanna wyschła.
Wszyscy zamarli, a w końcu ktoś zapytał:
- Dlaczego nie powiedziałaś nam
o tym wcześniej ?
Wróżka podparła głowę i zapłakała. A potem powiedziała:
- Kiedy tylko zobaczyłam ten złowieszczy napis natychmiast wyruszyłam w
drogę. Wydawało mi się, że gdy przejdę cały świat, zapukam do wszystkich drzwi
to znajdę kozie dziecko i drzewo i czarnego ptaka.
- Ale na nic moja wędrówka. Nie udało się. Małe kózki przecież nie umieją
grać. Drzewa nie rosną na wysokiej skale, a czarny ptak? Nie wiem jak
mógłby sprawić, aby tak wysoko rosło drzewo.
W gospodzie zapadła cisza.
Wszyscy milczeli. W końcu Wędrowiec powiedział:
- Przecież musi być jakiś sposób. Gdzieś na pewno znajdziemy kozie
dziecko.
- Czarny ptak zaprowadzi nas do drzewa na skale. Musimy uratować nasze
miasteczko.
- Ale jak to zrobić ?
- Podzielmy się na grupy, wtedy łatwiej będzie wędrować. Kiedy po określonym
czasie zgromadzimy się tutaj powiemy co znaleźliśmy i razem wymyślimy
rozwiązanie! - I tak zrobili.
Wyruszyli w drogę i zaraz okazało się, że w grupie poszukującej koziego
dziecka jest pewien starzec, który słyszał o samotnej kobiecie mieszkającej w
lesie, która podobno miała kozę. Wróżka wędrując ominęła to miejsce zaszyte daleko od
wszelkich dróg.
Ruszyli więc na poszukiwania.
I znaleźli przycupniętą za rozległymi bagnami, schowaną w głębokich śniegach maleńką, rozwalającą się chatkę , w której mieszkała matka z synkiem oraz koza z koźlęciem. Chłopiec bawił się z koźlęciem a wszyscy ze
zdziwieniem ujrzeli że pije mleko z koziego wymienia. Ach, to jest kozie dziecko
!
Wówczas z chatki wyłoniła się kobieta - matka chłopczyka i opowiedziała im jak to, gdy syn był mały
zachorowała i nie mogła się ruszać. Wtedy ostatkiem sił pokazała dziecku, że może pić
razem z koźlątkiem. Potem na długie godziny zaniemogła, a gdy się ocknęła
okazało się, że synek jest zdrowy i najedzony. I tak to sama nazywała czasem
swego synka " kozim dzieckiem"
I dalej pozwalała mu pić z koziego wymienia.
- Ach! Więc mamy kozie dziecko! - uradowali się mieszkańcy
miasteczka.
- Chodźcie z nami! Bez was nie uratujemy miasteczka!
I wyruszyli razem w drogę: Kobieta, Kozie dziecko, koza i koźlątko.
W tym samym czasie druga grupa namyślała się jak odnaleźć drzewo i czarnego
ptaka. Gdy tak głowili się nad tą zagadką jeden z mieszkańców przypomniał sobie
opowieść o krukach, które niosąc przez góry orzecha czasem upuszczały je w
locie. To pewnie z orzecha wyrosło drzewo. I takie drzewo trzeba odnaleźć.
Ruszyli śladami kruka, który zaprowadził ich w niedostępne góry. Znalazł
się jeden śmiałek, który odnalazł drzewo - orzech rosnący na niedostępnej
skale.
I tak oto grupa odnalazła drzewo rosnące na skale za sprawą czarnego
ptaka.
Jakiś śmiały młodzieniec poprosił drzewo o ratunek. Orzech upuścił jedną
gałąź, która upadając roztrzaskała się na dwa kawałki. A jeden z nich aż prosił
się o to, aby wystrugać z niego fujarkę.
Uradowani wrócili do gospody, gdzie już czekała reszta mieszkańców.
Wędrowiec czym prędzej wziął dłutko i drżącymi z przejęcia dłońmi wyrzeźbił maleńki instrument. Wszysy zgromadzeni wstrzymali oddech w napięciu. Syn Kobiety z bagien popatrzył na mieszkańców miasteczka, na swoją przejętą tym wszystkim matkę a wreszcie na kozy, swych zwierzęcych przyjaciół. One spogladając mu wiernie w oczy zameczały, jak gdyby chciałby dodać chłopcu wiary i sił.
Widząc to Kozie dziecko usmiechnęło sie promiennie a potem zagrało najpiękniejszą melodię na zaczarowanej fujarce...
Wtedy powiał tajemniczy, radosny wiatr. Przez otwarte okno gospody wpadły do wewnątrz kolorowe, wesołe liscie.Zakręciły młynka u powały a potem szeleszcząc i świszcząc niczym klucz wielobarwnych ptaków wyfrunęły na zewnątrz. Zdało się, iż zapraszają wszystkich by pobiegły za nimi. Kto żyw wybiegł więc z gospody. Wróżka Konstancja uniosła się w powietrze i łopocząc długą spódnicą poleciała na rynek miasteczka. Dotarła tam pierwsza. I płacząc ze wzruszenia ujrzała, że z fontanny znowu tryskają kaskady magicznej wody a w studni perlą się kropelki dobrych życzeń. Wokół fontanny trzymając sie za ręce tańczyli zaginieni do niedawna mieszkańcy. A na to wszystko z nieba spływały ogromne gwiazdeczki śniegu...
czytanie opowieści zostawiam na wieczór,w wolniejszej chwili
OdpowiedzUsuńsympatyczna zabawa blogowa, w sam raz na tę porę roku.
wesołe uśmiechy zostawiam i chłonę pozytywne nastawienie z wstępu postu
(opowieści nie znam a mogą czasem mrocznie się zakończy :))))0
Zapraszam Cię zatem Alis do uważnego przeczytania! Warto! A zabawa blogowa rzeczywiście jest przednia!Niesamowite jest, że ludzie potrafia wymyslać tak wspaniałe historie. Dzięki nim baśń nabrała niezwykłęgo blasku!:-)))
Usuńi tu zgodzę się z Tobą, bije ten blask niesamowicie.
UsuńBrawo Dziewczyny, obie opowieści bardzo mi się podobają. Miło było je przeczytać.
I oczywiście smacznych przetworów od Jaworów- pod choinką :)))
Opowieści obu dziewczyn bardzo ucieszyły moje serce. I teraz tylko mam nieśmiałą nadzieję, że moje przetwory będą im smakować!:-))
UsuńAleż niespodzianka ! Dziękuję za to wyróżnienie, które niezmiernie mnie cieszy ;)
OdpowiedzUsuńMusze tylko dodać trochę na swoje usprawiedliwienie, że ten tekst wysłałam bez przeczytania i skorygowania. A to dlatego, że komputer mam tylko w pracy - o 17 koniec, bo już trzeba gnać dalej. W domu nie mam możliwości pisania, czasem tylko połączę się z siecią przez komórkę - jak jest zasięg. Dziękuję Olu, że tak pięknie dokończyłaś. bo mój tekst urywał się właśnie tak bez sensownego zakończenia.
Już się cieszę na pyszności od Ciebie - adres wyślę oczywiście. Pozdrawiam serdecznie - i dziękuję za pomysł. Ucieczka w jakiś inny świat - świat baśni - jest wytchnieniem i ratunkiem przed złem, które zalewa nas zewsząd i nie daje oddychać.
Jak na tekst pisany w pracy, to jest on cudny - niesamowicie kolorowy, wzruszający i głęboki.Dokończyłam go, żeby wszystko jakos pasowało, ale przyznam Ci isę, że sama nie umiałabym wymyslić tak fantastycznej historii. I te kozy! Ach, jakie mi to bliskie! I ja uwazam, iż pisanie baśni, jej wymyslanie przenosi człowieka w jakiś piękny, spokojny świat. Tak, jakbyśmy znowu mogły być dziecmi.
UsuńI ja sie bardzo cieszę, że będę mogła wysłać Ci małą nagrodę, Andziu! Wyślij jak najprędzje adres, to niebawem paczuszka będzie u Ciebie.
Andziu! Ściskam Cię gorąco i jeszcze raz gratuluję Ci świetnego pióra!:-))***
Wiesz i w mojej głowie powstał pomysł na ratunek dla miasteczka, może uda mi się go napisać? :)
OdpowiedzUsuń♥
Eluś! Jeśli powstał pomysł, to spisz go koniecznie żeby nie uleciał jak sen!:-))♥
UsuńBardzo się cieszę Oleńko, ze spełniłam warunek dziecka kochającego baśnie. Dużo w dzieciństwie chorowałam, brat był starszy o 8 lat, więc miał inne zainteresowania, a ja zaczytywałam się w baśniach. Ta miłość sprawiła, że w wieku 4 lat nauczyłam się czytać i do dziś to jedna z moich ulubionych form relaksu.
OdpowiedzUsuńA na pogórzańskie dary już się cieszę, przecież w słoiczkach zamknęłaś również serce!
Baśń Andzi bardzo mi się podoba.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich wielbicieli baśni:-)
I mnie również przypadł do serca Twój pomysł. Gratulacje i pozdrowienia. :)
UsuńBasiu! Jakże podobne mamy wspomnienia! Jakze Cię rozumiem! Ja też duzo w dzieciństwie chorowałam i też w związku z tym pochłaniałam wręcz ksiazki. Biblioteka to był mój drugi dom.
UsuńMasz znakomity styl pisania, Basiu i ogromną wyobraźnię. Jestem dumna i szczęsliwa, że zechciałaś wziąć udział w mojej baśniowej zabawie blogowej.
I ja bardzo sie ciesze, że nareszcie będę mogłą Cie czymś obdarować!:-)))
Pozdrawiam Cię gorąco i zachęcam być poza poezją zajęła sie pianiem baśni. Na pewno wymysliłabyś wiele cudownych opowieści a czytelnicy byliby szczęsliwi mogąc wejsc w światy przez Ciebie stworzone!:-)))***
Lomatko! Dobrze, ze nie startowalam, bo tylko bym sie zblamowala przy takiej konkurencji. Alez te kobity maja zaciecie! Brawo, dziewczyny. :))
OdpowiedzUsuńJa też jestem zachwycona i zdumiona wysokim poziomem tych baśniowych opowieści. Ale znajac Twoje pióro Aniu wiem, że i Ty napisałabyś cos dobrego.Czemu tak uważam? Przecież w zeszłym roku organizowałaś u siebie konkursy literackie i sama brałaś w nich udział pisząc ciekawe opowiadania. Do dzisiaj pamietam też Twoje świąteczne opowiadanie o "Dziewczynce z zapałkami!:-))***.
UsuńWitąj, fajna zabawa. Teksty obu dziewczyn zadziwiające,pasujace do reszty nic tylko podziwiać pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Krysiu! I ja uważam, że fajna - przenosząca magicznie w inny świat, a dobrze jest czasem móc powędrowac w inną rzeczywistosc.
UsuńTak! Teksty dziewczyn są znakomite!
Pozdrawiam Cię i dziękuję za odwiedziny!:-)*
Ale fantazja, no no jakie talenty bajarskie, przeczytalam i przenioslam sie w swiat dzieciecego mego czytania...ale tez w blizsza przeszlosc, kiedy godzinami w samochodzie musialam opowiadac wnuczce bajki, bo sie nudzila w podrozy, wiac bajalam i bajalam a ona niezmiennie powtarzala " jeszcze Gradzi, jeszcze" a ja az takiej fantazji jak Wasza nie posiadam...dziekuje za te chwile basniowe..sciskam Cie Olu
OdpowiedzUsuńI ja Grażynko naopowiadałam sie mnóstwa bajek w życiu - mojej córeczce. I ona wymyslała swoje.To był cudowny czas. Wyobraźnia dzieci nie ma sobie równych. Jak przypomnę sobie jej błyszczące od emocji, ciekawości oraz magii baśni oczy, to od razu wzruszenie ściska mi gardło!
UsuńCieszę się, że dobrze czytało Ci się basnie naszych blogowych kolezanek i że baśnie nadal w Twoim sercu tętnią zywym strumieniem!:-))
Witaj Olu,zakończenia napisane przez obie Panie bardzo mi się podobają,teksty świetnie nawiązujące do początku Twojej baśni,gratuluję wyobrazni i chylę czoła przed kunsztem pisarskim autorce i uczestniczkom zabawy baśniowej.Pozdrawiam Elżbieta ♥♥
OdpowiedzUsuńWitaj, Elżbietko! Jestem dumna i zachwycona, że tak utalentowane jak Basia i Andzia osoby zechciały coś napisać na mego bloga. Bardzo mnie obie ucieszyły!
UsuńMiło mi, że czytasz to wszystko i że Ci się podoba. Czymże bowiem byłyby basnie bez czytelników, opowiadaczy czy słuchaczy...? Martwym, niepotrzebnym nikomu lasem. A dzięki życzliwym czytelnikom las tętni zyciem i wciaz sie rozrasta! Dziekuję Ci i pozdrawiam serdecznie!:-))♥♥
Juz wczoraj napisałam komentarz, ale dziwne nie ukazał się... więc jeszcze raz piszę.
OdpowiedzUsuńOba zakończenia przepiękne są i naprawdę trudno byłoby mi zdecydować się, które wybrać... nie wiem jak Ty Olu tego dokonasz?!Sciskam
Och, Amelio! Z tym znikaniem komentarzy już sie na paru blogach zetknęłam. Czasami widocznie machina blogowa fiksuje, zacina sie albo wariuje dostawszy sie w łąpy jakiegos złego, blogowego czarodzieja!Ale tymczasem baśń powyższa od czarodzieja tego typu jest wolna a wiec mozemy oddychać z ulgą i cieszyc sie pozytywnymi rozwiazaniami.
UsuńNie będę wybierać żadnego zakończenia Amelio. Przyjmuję je obie jako równorządne i jednoczesne. Sa jak gałęzie na tym samym drzewie. Mam nadzieję, że to drzewo nadal będzie bujnie rosło i wypuszczało z siebie mnóstwo cudownych gałęzi, listków i kwiatów.
Ściskam Cię serdecznie, Amelio!:-))*
Jestem zachwycona opowieściami!Jak cudnie jest móc przenieść się w świat baśni, gdzie zawsze można liczyć na szczęśliwe zakończenie :)) Baśnie,bajki, podania, klechdy, legendy... jak dobrze, że są i że kochana Oleńka zadbała o to by o ich istnieniu nam przypomnieć!
OdpowiedzUsuńDzięki Oleńko! Dzięki dziewczyny wspaniale się czytało!
Buźka Oleńko! :)***
Bo basnie to rodzaj mądrych opowieści z filozoficzna głębią i przesłaniem. Powinny żyć mimo, ze już dawno wyroślismy ze spódniczek na szelkach i warkoczyków. Basnie niosą nadzieję i wiarę w siłę dobra. A nam, dorosłym, to własnie jest coraz bardziej potrzebne. I mysle, ze nie ma to nic wspólnego z infantylizmem. Wręcz przeciwnie - potrzeba pewnej dojrzałosci serca by umieć widzieć w basniach ich wartość i moc.
UsuńDziękuję Ci Zosienko, ze zechciałaś wciaz udziałw tej blogowej zabawie.To cudownie, ze zawsze mogę na Ciebie liczyć!:-))
Buziaki serdeczne ślę Ci o mroźnym poranku!:-))***♥
Gratulacje dla piszących i rozgalęziających baśń!
OdpowiedzUsuńDobrze tu, wśród Was!
Ciepło mi na sercu,Madziu wiedząc że tu jesteś i dobrze sie czujesz w ten grudniowej, basniowej krainie. Dziękuję i serdeczne myśli Ci zasyłam!:-))*
Usuń