Gospoda powiększona magicznie przez wróżkę
Konstancję, przyozdobiona zimowymi dekoracjami, pachnąca piernikami, pieczonymi
pierogami z grzybami i chrupiącymi ziemniaczkami z ziołowym pieprzem gotowa
była na przyjęcie wielu gości. Przygotowania do balu zajęły raptem parę dni i
ze wszystkim zdążono na czas a stało się tak dzięki czarom obu wróżek oraz
dobrym ludziom zaangażowanym w organizację zabawy. Andzia zdołała zaprosić
najlepszą kapelę góralską i teraz w oczekiwaniu na przybycie gości z głównej
izby gospody dobiegały dziarskie, wygrywane na skrzypkach, wprost zapraszające
do tańca melodie.
W związku z koniecznością uszycia stroju dla
Pani Zimy, czyli mającej wystąpić w tej roli Hanny nawet jej przyjaciółka
Barbara postanowiła wrócić wcześniej z sanatorium. Przecież nikt tak jak ona
nie znał się w miasteczku na szyciu, nikt nie umiałby zrealizować najśmielszych
wizji i marzeń o balowej kreacji. A gdy Hanna dzisiejszego wieczora stojąc
przed lustrem w swej sypialni ubrała na siebie tę cudowną suknię wszystkie
zgromadzone wokół niej kobiety aż jęknęły z zachwytu. Oto stała przed nimi prawdziwa
królewna z zimowej baśni. Powiewne tiule mieszały się z atłasowymi wstawkami, z
cekinowymi gwiazdeczkami oraz z diamentowymi łezkami. Szerokie rękawy wyglądały
niczym motyle skrzydła a skrząca śnieżynkami siateczka i diadem na głowie Hanny
dopełniały wspaniałej całości.
- Jak cię Jan
zobaczy, to chyba padnie z zachwytu! Nigdy jeszcze nie byłaś taka piękna! –
zawołała Eulalia i aż zacmokała z podziwu.
- Ty Eulalio też
wyglądasz bardzo szykownie! – zaśmiała się uszczęśliwiona Gospodyni i ucałowała
pachnące anyżowo policzki starej kobiety odzianej w falbaniastą, granatową jak
nocne niebo suknię.
- A ja zachwycam
się naszą Andzią! Spójrzcie tylko same! – szepnęła Basia i wypchnęła stojącą
skromnie z tyłu jasnowłosą krasawicę ubraną w błękitną, prostą, lecz niezwykle
podkreślającą jej harmonijne kształty sukienkę.
Tamta zarumieniona i zawstydzona spuściła
oczy by przyjaciółki nie dostrzegły w nich pewnego niezwykłego błysku, który od
kilku dni oświetlał ją od wewnątrz ilekroć pomyślała o przystojnym kominiarzu Sewerynie.
Wczorajszego wieczoru podczas ostatniej próby ich wspólnego występu mężczyzna
spoglądał na nią z takim uwielbieniem, że raz po raz myliła się i za nic nie
umiała wygrać na swym ukulele prostej melodii, skomponowanej przez niego
piosenki. Ale on niczego nie zauważał. W olśnieniu i zapamiętaniu śpiewał o
miłości, która jest największym darem i najwspanialszym czarem…
Także i Basia Wu wyglądała dzisiaj niezwykle
pięknie. Miała na sobie czerwoną, elegancką kreację a czarne włosy przy pomocy
szpilek i pąsowych spinek w kształcie różyczek upięła w twarzowy, japoński kok.
Była z siebie bardzo dumna, albowiem udało jej się upiec wielki jak koło
młyńskie tort bezowy z migdałami i kokosem, przyozdobić gospodę wplecionymi
między gałązki świerku najpiękniejszymi białymi storczykami i fiołkami oraz, co
najważniejsze, przekonać do przyjścia na bal przyjaciółkę Hanny – panią Teresę.
Na ten jeden, niezwykły wieczór mieszkanka domu z czerwonymi dachówkami z wycofanej,
niechętnej wszelkim hucznym imprezom staruszki przedzierzgnęła się znów w
ciekawą życia, dojrzałą kobietę. Stała teraz wśród nich, ubrana w nową, bordową
garsonkę i pełna wzruszenia spoglądała na córkę swej dawnej przyjaciółki Hannę.
Przyszła tu właśnie dla niej. Jakże mogłoby jej nie być w dniu wesela?
- Jeszcze przecież zdążę nacieszyć się swą
domową ciszą, niezmiennością i spokojem. Dobrze jest czasem pobyć między ludźmi
nawet, gdy nie ma wśród nich najmilszej sercu osoby, zmarłego wiele lat temu
mego męża Aleksandra. Gdyby tu był cieszyłby się szczęściem naszej Hanusi,
cieszyłby się radością miasteczka! - rozmyślała pani Teresa i uśmiechając się
do Gospodyni ukradkiem ocierała łzy.
Basia Wu spoglądała na Teresę w dziwnym
poczuciu wspólnoty i sympatii. Ona też nie mogła być teraz z tymi, za którymi
tęskniło jej serce. Nie traciła jednak wiary, iż dzień odnalezienia córki i
wnuka jest bliski. I znowu jej wzrok nie wiadomo, czemu pobiegł w stronę chatki
drwala przycupniętej na skraju lasu, wyjątkowo dobrze oświetlonej teraz przez
promienie zachodzącego słońca. Nie zdążyła wybrać się tam przed balem a czuła,
bardzo wyraźnie czuła, iż tam może czekać na nią jakaś wskazówka. Trudno!
Wybierze się doń jutro. Pozna jej mieszkańców. Wypyta o wszystko, co jej serce
będzie podpowiadać.
- Drogie damy!
Czas schodzić na dół! Sanie zajechały. Gości trzeba powitać! – oznajmiła
podekscytowana wróżka ujrzawszy przez okno, że sznur sań i saneczek, dzwoniąc
dzwoneczkami zatrzymał się właśnie przed drzwiami gospody. Konstancja popłynęła
na dół pierwsza, unosząc się swoim zwyczajem jak bańka mydlana ponad ich
głowami. Ona jedna pozostała przy swym zwykłym stroju – szerokich spódnicach i
bluzce z wąskimi mankietami oraz bordowym szalem. Jedyną ekstrawagancją w jej
wyglądzie były rozpuszczone, srebrzyste włosy, które otaczały twarzyczkę mglistą,
wibrującą aureolą. Jak zawsze emanowała z wróżki świetlista siła oraz mocny
zapach dzikiej mięty i jaśminu…
U podnóży schodów stał Wędrowiec, który
także postanowił się dzisiaj przebrać nieco baśniowo. Miał na sobie srebrzystą
koszulę z szerokimi rękawami, niebieską czapkę z wielkim, białym pomponem oraz
lśniące szarawary wpuszczone w świeżo wypastowane czarne oficerki. Na widok
przystrojonych pięknie dam podkręcił wesoło wąsa i zaśmiał się wyobrażając już
sobie jak wywija z nimi kolejne mazurki i oberki. Chwilę potem jednak śmiech
zamarł mu na ustach i zastygł niczym słup soli. Oto ujrzał swoją żonę
zstępującą majestatycznie ze schodów i wyglądającą jak najprawdziwsza Królowa
Śniegu!
- I co tak się
rozdziawiasz, Jaśku!? Uściskaj swoją ukochaną, bo wielki z ciebie szczęściarz,
że taka piękna i dobra kobieta ci się trafiła! – zarządziła Eulalia a Jan
ocknąwszy się z chwilowej niemocy upadł na kolana przed damą swego serca i jedyne,
do czego był teraz zdolny, to złożenie pełnych uwielbienia pocałunków na jej
dłoniach.
Ona spłoniona i szczęśliwa popatrzyła z
ogromną miłością w jego oczy. Potem przyciągnęła męża ku sobie i wtuliła głowę
w jego ciepłe ramiona. Cały świat przestał teraz dla niej istnieć. Był tylko on
i ona. I ich miłość, która nigdy się nie skończy. I ich dzieciątko, które
zostawszy na razie w sypialni pod opieką Joasi smacznie sobie spało za nic
mając wszelkie bale i gości. Kilka miesięcy temu na plaży, gdzie brali ślub Hanna
czuła się podobnie. Ich świadkami byli wówczas niedawno poznani, egzotyczni
bardzo ludzie – rudowłosy kapitan kutra rybackiego oraz maleńka, czarnoskóra
wiedźma oceanu. Hanna ślubowała Janowi a on jej. Ich proste ślubowanie
przyjmował niezmierzony ocean oraz błękit nieba nad nimi. A najcudowniejszym
dla nich prezentem w tamtej chwili był noworodek, którego tulili w ramionach…
Ale oto w gospodzie przyszedł czas powitania
przybyłych ze wszystkich stron świata gości. Wędrowiec podał Gospodyni dłoń i
poszli otworzyć drzwi, na których progu ujrzeli ze zdumieniem zziębniętą nieco,
ubraną w gruby kożuszek wiedźmę oceanu oraz przystrojonego w czapę świętego Mikołaja
kapitana rybackiego kutra!
- Witajcie!
Drodzy goście! – Konstancja z miejsca pośpieszyła ku przybyłym, albowiem oboje
Gospodarze na ich widok stanęli osłupiali i nie bardzo wiedzieli co mają w tej
chwili powiedzieć.
- Gdybyście
wiedzieli, jak trudno było zorganizować tak błyskawiczne przybycie świadków
waszego ślubu i jak bardzo są oni zmęczeni daleką podróżą, to nie
wlepialibyście teraz w nich oczu, ale czym prędzej do ciepłej izby wołali i w
wygodnych fotelach przy kominku kazali siadać. No popatrzcie tylko na tę zmarzniętą
biedaczkę! Toż nos jej zaraz odpadnie! – marudziła wróżka a wiedźma oceanu
słysząc to roześmiała się serdecznie i bez zbędnych ceregieli uściskała
Wędrowca i Hannę. A ledwie weszła do środka zaraz zaczęła rozdawać prezenty,
których niezmierzoną ilość miała po kieszeniach pochowaną. Były to wspaniałe
muszle, rozgwiazdy, kamyki, bursztyny i wyrzucone przez ocean skarby.
- A wam, kochani
z okazji waszego wesela przywiozłam w darze zaczarowaną kulę. Ilekroć będziecie
chcieli na powrót przeżyć wasze najpiękniejsze przygody zerknijcie w nią a
wówczas moce oceanu przeniosą was w odległe strony bez konieczności ruszania
się z miejsca! – oznajmiła wiedźma wręczając gospodarzom niepozorną, szklaną
kulę, która początkowo zmętniała już po chwili pokryła się kolorowymi wirami i
blaskami.
- Wesela…?
Naszego wesela? – wyjąkała zdumiona Hanna i zdezorientowana spojrzała na męża
chcąc znaleźć w jego twarzy jakąś odpowiedź. Jednak on był równie zaskoczony.
Ale szybko się z tego otrząsnął i już po chwili widząc pełne napięcia twarze
przyjaciół roześmiał się i zawołał:
- A to ci
niespodziankę nam zrobili! I jakże tu was wszystkich nie kochać? Mamy zatem bal
na powitanie zimy połączony z weselem. Weselmy się zatem! I cieszmy się razem z
wszystkimi, którzy zechcieli przybyć tego wieczora do gospody!
Hanna płacząc ze szczęścia przytuliła się do
wróżki Konstancji i całym sercem dziękowała jej za zorganizowanie tak cudownej niespodzianki.
Ale oto już nowi goście przybywali do
gospody. Byli tam mieszkańcy miasteczka a wśród nich sam burmistrz, dalej
piekarz z piekarzową, Karol z Łucją a także przystojny, poszukujący wzrokiem
Andzi Pe kominiarz Seweryn. Z sań wysiadł następnie w towarzystwie Wojtka uwielbiany
przez wszystkich cukiernik, pan Pierniczek, za nimi szli liczni goście z krainy
mgły i pożegnań. Na ich przedzie wędrowała Zosia Samosia, Amelia oraz Nola. A
na końcu pojawili się idąc piechotą od strony lasu nowi mieszkańcy chatki po
drwalu: Anastazja wraz z synkiem Adasiem.
Jak wielkie było zdumienie zebranych, gdy na
widok tej młodej kobiety Basia Wu jęknęła i dygocząc niby w wielkiej gorączce
zaczęła powtarzać: To ty, to naprawdę Ty córeczko?
Anastazja dostrzegłszy nie widzianą od kilku
lat matkę, matkę, co do której żywiła głęboką urazę i przykrość w pierwszej
chwili znieruchomiała i zbladła niczym ściana. Potem chciała odwrócić się i
wyjść. Jednak widząc ogromne wzruszenie na twarzy Basi Wu poczuła, że i w jej
sercu zaczynają pękać lody. Wziąwszy więc za rękę synka podeszła do
rozdygotanej biedaczki szepcząc cichutko: Mamo, mamusiu, zobacz, to jest twój
wnuczek – Adaś….
Tymczasem góralska kapela zagrała ognistego
oberka. Ogień w kominku zatańczył, zachichotał. Wiry czasu i bezczasu
zaszumiały a wszystkie zaklęte na fotografiach postaci wyskoczyły z ramek i od
razu poszły w tany.
- Już dość się
wynudziłem, wisząc na ścianie! – wołał dawny burmistrz prosząc do tańca babcię
Adelajdę, znaną niegdyś jako wspaniała tancerka .
- Dokoluśka!
Dokoluśka! – wykrzykiwał drwal Bartłomiej unosząc do góry lekką jak piórko,
ubraną w suknię koloru śliwkowego Katarzynę Szydełko i kręcąc z nią szalone
młynki śmiał się od ucha do ucha.
- Andziu, czy
uczynisz mi ten zaszczyt i dasz się zaprosić do tańca? – wyszeptał Seweryn, gdy
udało mu się przecisnąć przez tłum patrzących i uścisnąć dłoń wybranki swego
serca.
- Bardzo chętnie,
tylko wolałabym raczej coś wolnego! – odrzekła zarumieniona wdzięcznie Andzia
Pe a wówczas kominiarz podszedł do skrzypka i coś mu szepnął na ucho. Tamten
uśmiechnął się, pokiwał głową a po chwili jego skrzypce zagrały rzewnego,
starodawnego walczyka.
Wszystkie pary znieruchomiały na moment a
potem tancerze chwycili się za ręce i utworzyli krąg, do środka którego
zaprosili Wędrowca i Hannę. Ci wyszli lekko onieśmieleni, ale westchnąwszy
głęboko spojrzeli w swoje oczy i ruszyli do walca. Przez moment zgromadzeni patrzyli
na nich pełni wzruszenia oraz zachwytu a potem słodka melodia także ich porwała
do tańca. I wirowali tak, wirowali bez końca a ponad wszystkimi, niczym
kolorowe bańki mydlane unosiły się Konstancja z Eulalią i nuciły w rozmarzeniu
piosenkę, napisaną niegdyś do owego walczyka:
Kiedy pada śnieg dokoła
Wtedy magia ciebie woła
Więc się nie bój i w nią wejdź
Jeśli tylko czujesz chęć
Tańcz walczyka, tańcz walczyka
Niech cię radość znów przenika
Niech się szczęście w krąg rozpyla
W płatkach śniegu, w dobrych chwilach
A miasteczka słodki blask
Niech na zawsze świeci w nas…
We wnętrzu gospody przez całą noc trwał w
najlepsze zimowy bal. Weselili się dobrzy, pełni szczerych, przyjaznych uczuć
ludzie. Ciepło im było razem i swobodnie. Ci, którzy się zmęczyli przysiadali
przy kominku i popijając grzańca albo pojadając pierożki albo pierniczki
patrzyli w kolorowy taniec ogni i iskierek… Jedni tańczyli, drudzy śpiewali,
inni deklamowali wiersze. Byli i tacy, co chcieli posłuchać bajek babki
Eulalii. Mała Zosieńka siedząc na kolanach rudowłosego szypra z fascynacją
wsłuchiwała się w szumy dalekiego oceanu zaklęte w wielkiej, migocącej tęczowo
muszli. Szyper zaś spoglądał w rozmarzeniu na bawiącą się w pobliżu Anastazję i
raz po raz podkręcał rudego wąsa!
Tymczasem za oknem Pani Zima wirując w
płatkach śniegu przyozdabiała świat w miliony srebrzystych diamentów i lodowych sukienek.
Uśmiechała się serdecznie do uczestników balu oraz do czarnego kota
Kalasantego, który z uniesionym wysoko ogonem w poszukiwaniu nowych przygód
wędrował właśnie po promieniu zimowego księżyca…
Koniec!
Czy są
jeszcze takie miasteczka? Nie wiem, ale od czego marzenia, od czego wyobraźnia?!
Wybaczcie, że przez cały miesiąc męczyłam Was tą
baśniową opowieścią, ale co zaczęłam, chciałam skończyć. Próbowałam w ten sposób oderwać się
od tego, co boli, niepokoi, obezwładnia. A poza tym myślę, iż skoro tak mało
jest baśni w życiu, niechże chociaż w przestrzeni blogowej znajdzie się czasem
dla niej miejsce!
Serdecznie dziękuję współtwórczyniom baśni - Andzi Pe oraz Basi Wu oraz wszystkim tym, co wytrwali ze mną do
samego końca!:-))
A jutro na blogu ostatni tego roku, nie związany już
z baśnią post!
Witaj moja droga,piękna baśń szkoda,że to już koniec.wszystkiego dobrego w Nowym Roku,dużo zdrowia dla Was o ojgą i dla całego zwierzyńca a i szczeglny uścisk łapek dla Zuzi i Jacusia pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńWitaj Krysiu!Baśń się skończyła i stary rok sie kończy, ale przed nami jeszcze wiele nowych rzeczy. Mam nadzieje, ze o wiele lepszych!
Usuń(Jutro mam zamiar pokazać troche zimowych zdjeć z Zuzią i Jacusiem. Ładnie wyglądaja oboje na śniegu!)
Serdecznie dziekuję za życzenia Krysiu i Tobie także wszystkiego dobrego zycze, ciesząc sie że mamy w Tobie tak uwazną i wierną czytelniczkę!:-))Pozdrawiamy gorąco!***
Ach!!piękny to był bal...dekoracje i piekne stroje...jestem zachwycona,alez Ty masz wyobrażnię!gratuluję. Witaj Oleńko miałam dzisiaj ucztę duchową, przeczytałam trzy zaległe odcinki,piękna baśń,żałuję szczerze,że to już koniec,tak bardzo mi potrzeba w obecnej rzeczywistości schować się na chwile w krainę magii i basni.Wierzę też,że jeszcze nie raz obdarzysz nas równie piekną opowieścią.Dziękuje,serdeczne pozdrowienia przesyłam od nas obojga i do jutra zatem.Elżbieta♥♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, Elżbietko, że przeczytałaś basń i znalazłaś w niej trochę oderwania i przyjemności.Trzeba mieć takie serdeczne krainy żeby ocalić w sobie dziecko, nie poddać się smutkom, bólom i frustracjom.
UsuńPozdrawiamy Cię gorąco!:-))♥♥
Fantastyczna opowieść! Masz smykałkę do pisania takich tekstów i oczywiście wielki talent! Szczęśliwego Nowego Roku! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za miłe słowa, Maksie! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!:-)
UsuńI żyli długo i szczęśliwie :)
OdpowiedzUsuńBo takie są prawa baśni!:-)
UsuńTo my Ci dziękujemy Oleńko za te cudowne baśniowe chwile. Jedna jest tylko w baśni nieścisłość, bo ja na wesele uforbowałam włosy na malinę i cały czub mam różowy, a reszta długich włosów jest bardzo ciemna, bo tam nie ma siwych. Bez wątpienia byłabym na tym weselichu atrakcją:-) Ale należę do osób odważnych i malina też mi się podoba:-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najpiękniejszego Oleńko Wam życzę na Nowy Rok. Bądźcie szczęśliwi i nadal dzielcie się z nami swoimi pięknymi sercami!
Już sobie Ciebie wyobrażam Basieńko z owym fantastycznym czubem! To Ty chyba trzecią wróżką jesteś i razem z Konstancją i Eulalią młynki szalone pod sufitem wywijasz wszystkie pajęczyny stamtąd zamiatając?!:-)
UsuńDziękuję Ci baśniowo i tak, po ludzku - zwyczajnie, że jesteś blisko!
Pozdrawiamy Cię z Cezarym gorąco i wielu dobrych rzeczy w Nowym Roku zyczymy!:-))
Wróżką chętnie zostanę:-) a szalona to jestem- jak na swój wiek:-)
UsuńMoja Synowa mówi do Wnusia: patrz jaka śmieszna baba, bo ja wiecznie coś wymyślam, a on się zaśmiewa:-)
Bardzo lubię smiech małych dzieci. Nie sposób sie też nie smiać, gdy one sie smieją!:-))Cudownie, ze masz Wnusia, Basieńko. Dzieci daja tyle radosci!
Usuń(Ja też jestem smieszna babazwłąszcza jak sie tarzam z pieskami po kanapie albo cała w kłosach siana uganiam sie z pieskami i kozami po ogrodzie, albo jak ubieram kupiona w lumpeksie czapkę z wielkim pomponem!:-))
Kiedy rzeczywistość brzydkim głosem skrzeczy, dobrze jest mieć miejsce gdzie można wrócić w krainę dzieciństwa z opowieściami z dobrym zakończeniem.
OdpowiedzUsuńOtóz to, Ewuniu! Wszyscy pragniemy dobrych zakończeń albo niekończących się opowieści, które płyną jak rzeka i pozytywnie zaskakują kolejnymi meandrami.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-))
Tak obrazowo piszesz, ze mozna by bylo film piekny nakrecic...na bozonarodzeniowy czas...sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńZaden film nie dorówna mocy wyobraźni - nie raz już sie o tym przekonałam! (na ten przykład bardzo byłam zawiedziona wizerunkiem Ani z Zielonego Wzgórza w ekranizacji powieści, albo ekranizacją "Ogniem i mieczem"!). Wiwat wyobraźnia, wiwat baśnie i wiwat magiczny czasie świąteczny!
UsuńUściski serdeczne zasyłam Ci Grazynko!:-))
Masz rację, baśnie to piękna ,,rzecz" :)))
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku :)
A tyle człowiek w dziecinstwie pięknych baśni sie naczytał. One w naszej pamięci nadal są - tylko trzeba je sobie przypominać i odnajdywać sobie ufne w dobre zakonczenia dzieci.
UsuńWszystkiego dobrego Ci zyczymy Agatku oraz dotyku pogodnej basni w zyciu!:-)))