Doszli do domu tuż przed zmrokiem. Dokładnie
wytarli ubłocone buty o słomianą wycieraczkę a potem zastukali pełni wiary, iż ktoś
na nich czeka… Wszak tydzień temu Hanna wysłała depesze z ostatniego portu, że
wracają i na miejscu będą na pewno pod koniec listopada czy też na początku
grudnia. Wprawdzie dawno już nie miała wieści z miasteczka, ale przecież, kiedy
tylko mogła pisywała listy do przyjaciół: do panny Szydełko i do pani Teresy a
także do mamy Joasi, Barbary. Korespondencję od nich przyjmowała w skrzynkach
na post restante. Zawsze z biciem serca otwierała pachnące różami albo jaśminem
koperty. Choć cieszyła się wędrówką, to przecież bardzo tęskniła za ich
twarzami, ciepłem, śmiechem, bliskością. Za rodzinnym miasteczkiem, w którym
znała i kochała każdy kąt. Przyjaciółki pisały o wszystkim, co działo się w ich
życiu, o swych radościach, nadziejach i obawach. Czekały na nią niecierpliwie a
jednocześnie pragnęły, aby ta podróż była jak najdłuższa i jak najpiękniejsza.
Należało się jej to przecież za całe samotne, przesiedziane w gospodzie życie.
Należało, jako przedłużona podróż poślubna, będąca uwieńczeniem i baśniowym
dopełnieniem historii Wędrowca i Hanny…
Z zachwytem i wzruszeniem przyjmowały jej
zdjęcia z ceremonii zaślubin, mającej miejsce na dalekiej plaży (na to
wspomnienie Hanna znowu rozmarzyła się i spojrzała z tkliwym uśmiechem na
szepczącego teraz coś cicho do Zosieńki męża…).Tak bardzo cieszyły się jej
szczęściem i rozkwitającą coraz bardziej miłością. Życzyły Hannie jak
najlepiej. Wiedziała o tym. Przecież tak samo było z nią. Wszystkie te kobiety
mieszkały w jej sercu – bliskie i niezastąpione, jak siostry. Chciała je
uściskać. Obdarować prezentami. Przygotować dla nich przyjęcie pełne zamorskich
smakołyków. A co najważniejsze - pokazać córeczkę, która tak rozumnie patrzyła
już na świat i taka była do taty podobna… O tym wszystkim myślała przedłużając
ponad miarę to wycieranie butów i coraz głośniej stukając. Niestety, odpowiadało
im tylko głuche echo. A gdzieś z tyłu gospody uniósł się w powietrze jakiś
głośny trzepot i dało się słyszeć ponure krakanie… Obojgu im przeleciał wtedy
po plecach zimny dreszcz klującej się obawy, ale czym prędzej ją w sobie zagłuszyli.
Wreszcie nie doczekawszy się otwarcia
Gospodyni chrząknęła zmieszana, wyciągnęła z przepastnej kieszeni kurtki stary,
mosiężny klucz i z biciem serca przekręciła go w zamku. Pokrywając uśmiechem
budzące się w jej sercu dziwne przeczucie popatrzyła na męża i córeczkę a potem
otwarła drzwi na oścież i gestem zapraszając ich do środka pierwsza weszła. Z
trudem namacała na ścianie kontakt i wcisnęła go z lekkim oporem. Gdzieś tam
podskórnie oczekiwała, że pragnąc zrobić im miłą niespodziankę przyjaciele wyskoczą nagle
z kątów na powitanie. Że będą śmiechy-chichy, a może nawet baloniki i szampan…
Tymczasem powitała ich kompletna ciemność i cisza.
Wędrowiec czym prędzej wyciągnął z kieszeni
zapałki i szybko zapalił jedną. Gospoda wyglądała tak samo, jak przed ich podróżą.
Przez ten krótki, rozjaśniony płomykiem zapałki czas nie dostrzegli wokół nic
podejrzanego. Jednak mimo wszystko odczuwali
swymi wrażliwymi zmysłami, iż w tym drogim sercu domu panowała
nieokreślona martwota a żadne z nich nie pamiętało by kiedykolwiek z tego
miejsca ziała tak dotkliwa pustka… Hanna nie chcąc się nad tym dłużej
zastanawiać złapała stojącą na kontuarze lampę naftową i po chwili znajoma
przestrzeń nabrała ciepłych odcieni…
- Widocznie
przyjaciele nie doczekali się nas dzisiaj i poszli do swoich domów. Dni teraz
takie krótkie… Nie martwmy się zatem, kochana!
- zawołał dziarskim głosem jej mąż.
- Jutro na pewno zobaczymy
się ze wszystkimi a dzisiaj trzeba rozpalić w piecu, bo zimnica tutaj okropna!
– dodał i dostrzegając z uśmiechem ulgi, stojącą pod oknem dębową kołyskę
ułożył w niej córeczkę, z powodu dotkliwego chłodu okrywając ją dodatkowo
własną kapotą.
- Widzisz,
zgodnie z tym, co pisała Katarzyna Szydełko Bartłomiej zrobił wspaniałą kołyskę
dla naszego dziecka. To prawdziwe cacko! Spójrz, jaka solidna a jednocześnie
misterna. Widzisz, tu po bokach są nawet piękne płaskorzeźby. Widzę tu fontannę,
studnię i dzikie róże! A tam chyba dostrzegam kapelusz wróżki Konstancji. A
może mi się wydaje…? – Wędrowiec pochylił się i z podziwem pogładził delikatną
fakturę kołyski.
- A widziałeś,
jaką pościel dla naszej dzieciny uszyła Barbara? Cała w delikatne różyczki,
zakładki i falbanki! To prawdziwe dzieło sztuki!
- A Katarzyna
wydziergała prześliczne firaneczki, także z motywem róż! Zosieńka ma łoże
niczym mała królewna – zaśmiała się uszczęśliwiona cudownymi niespodziankami Hanna
i jakoś lżej zrobiło się jej na sercu.
- Niczym są przeczucia, lęki
Wszystko
dobrze jest i będzie
Znów mam
nuty do piosenki
Dobre
czary żyją wszędzie… -
zanuciła tak, jak zazwyczaj, gdy wraz z Wędrowcem, radosną improwizacją i
wspólnym śpiewaniem skracali sobie nieraz monotonną drogę.
- Ach, jak
dobrze być u siebie!
Dom
oddycha znów spokojem
A ma miła
pewnie ni wie
Że jest
całym szczęściem mojem! –
odpowiedział na to śpiewnie zmierzający w stronę kominka Wędrowiec i
podkręcając sumiastego wąsa spoglądał z zadowoleniem na roześmianą zonę.
- Tylko ty nic
nie rób, moja złota ptaszynko! Ja szybciutko rozpalę a ty odpocznij. Mamy
dzisiaj w nogach ponad dwadzieścia kilometrów. Domyślam się, że jesteś
strasznie zmęczona…- sapnął widząc, że
jego żona zaczęła zakasywać rękawy i rozglądać się za jakowąś robotą.
- Właściwie to
masz rację, Jaśku… Wstawię tylko wodę na herbatę a potem usiądę sobie na chwilę
przy Zosieńce i nakarmię ją jak tylko otworzy oczka. Odetchnę troszkę a potem
zrobię nam jakąś kolację – westchnęła skwapliwie i umieściwszy imbryk na piecu,
usiadła na starym, bujanym fotelu i podwinąwszy pod siebie stopy zapatrzyła się
w gęstniejący coraz bardziej za oknem mrok. Już nie wydawał się on jej ponury
ani zwiastujący czegoś niedobrego. Uśmiechnęła się w myślach do wszystkich
znajomych i przyjaciół zgromadzonych teraz zapewne w swoich domach wokół
piecyków, kaloryferów i kominków a przy tym popijających gorącą herbatę, którą
przegryzali najlepszymi na świecie czekoladowymi ciastkami od Joasi i pana
Pierniczka…
Błogie te wizje zniknęły dopiero wtedy,
gdy w kilka minut potem obudziła się Zosieńka i rozejrzawszy wokół ciekawie,
stęknąwszy, poczerwieniawszy i natężywszy się ze wszystkich sił spróbowała
podnieść się i chwyciwszy boku kołyski samodzielnie usiąść. Hanna obserwując
wysiłki swej pociechy wstrzymała oddech z przejęcia a potem syczącym z emocji szeptem
szybko przywołała umorusanego sadzami męża. Rzucił wszystko i przybiegł chcąc
być przy swoich ukochanych istotach w tak przełomowym momencie. Ich dzieciątko
miało dopiero trzydzieści trzy tygodnie. Było to więc o wiele za wcześnie na
takie dorosłe „umiejętności”. Rodzice patrzyli w skupieniu i zachwycie, bo oto ich
maleńka już, już miała usiąść. I już jej tułów przybrał omalże pionową postawę,
gdy wtem dało się słyszeć gwałtowne łomotanie w drzwi. Na ten dźwięk dziecko
opadło z powrotem na poduszkę a jego twarzyczkę wykrzywił grymas płaczu. Matka
czym prędzej porwała córeczkę na ręce i utuliwszy pełna złych przeczuć zerknęła
struchlała na Wędrowca. Ten także zbladł nieco, zawahał się przez chwilę, ale
potem otrząsnął z przykrego wrażenia i wziąwszy lampę naftową poszedł w kierunku
drzwi…
- Kochani, po coście
wracali?! Wysłaliśmy wam depeszę, ale widocznie nie dotarła. Tymczasem tutaj nic
już nie jest tak samo. Jest bardzo źle! Trzeba uciekać! Ratować się! Coś bardzo
złego dzieje się z naszym miasteczkiem! – wydyszał stojący na progu Bartłomiej.
W świetle lampy widać było jego zbielałą ze zgrozy twarz. Lodowaty, silny wiatr
bezceremonialnie wepchnął drwala do wnętrza gospody. Natomiast na czarnym,
grudniowym niebie rozbłysła nagle wielka, jaskrawa błyskawica i lunął rzęsisty
deszcz…
- Ach, wchodź,
wchodź szybko przyjacielu, bo przemokniesz do suchej nitki! – zawołał zwany
zazwyczaj Wędrowcem Jan i usadziwszy drżącego z zimna drwala na fotelu stojącym
przy kominku dorzucił więcej drew do ognia. Następnie przysunął w jego pobliże
dębową ławę, okrył baranim futrem i usadowiwszy na nim żonę, otulił ją
dodatkowo ciepłym pledem, bo także dygotała teraz niczym w gorączce. Wróciły
wszystkie złe przeczucia. Miała tylko słabą nadzieję, że to jakiś koszmarny sen.
Zaraz się przecież obudzi w kajucie statku płynącego przez ocean a potem
wyruszą z Janem w drogę powrotną do domu, do zanurzonego jak zawsze w mgle bezpiecznej
nieprzemijalności i spokoju miasteczka…
Jednak mimo tego, iż ukradkiem szczypała się
w dłoń zły sen nie mijał. Nadal tkwiła w swojej dziwnie ponurej gospodzie i
miała przed sobą krańcowo przerażonego człowieka. Nigdy jeszcze nie widziała
Bartłomieja w tak okropnym stanie. Przecież był to zawsze potężny, mocarny
wręcz mężczyzna dający innym oparcie i siłę. Tymczasem teraz zamiast chłopa na
schwał siedział z nimi roztrzęsiony starzec. Hanna chciała zapytać, co z
Katarzyną Szydełko, narzeczoną drwala, ale jakoś nie potrafiła wydusić z siebie
słowa. Najzwyczajniej w świecie bała się odpowiedzi… Natomiast mała Zosia uspokoiła
się, łezki na jej policzkach szybko wyschły i spoglądała na drwala z pełnym
ufności uśmiechem na swej rumianej, bezzębnej jeszcze buzi. Ufnie wyciągała w
jego stronę rączki chcąc koniecznie dotknąć rosochatej, siwej brody…
- Słodka
dziecina…- szepnął Bartłomiej, uśmiechając się do Zosieńki i na moment
zapominając o strasznej nowinie, którą miał przekazać jej rodzicom.
- Chrońcie ją!
Chrońcie ponad wszystko! – załkał raptem – Jakaś straszna pustka zagarnia nasz
ukochany zakątek! Miasteczko zdaje się kurczyć w sobie i zanikać. Wyschła
studnia przy rynku. Z zaczarowanej fontanny też nic nie kapie. Kilkoro
mieszkańców przepadło bez wieści. A co gorsza zniknęła też wróżka Konstancja! I
kto nam teraz pomoże?!Kto wie, co jeszcze może się zdarzyć?!
Wędrowiec nie mógł uwierzyć własnym uszom. - Jak to? Trzy filary, na których opierało się
bezpieczeństwo miasteczka przepadły? Fontanna w rynku miasteczka mająca moc
budzenia marzeń i snów, potrafiąca także przywracać porządek poplątanym myślom.
Spełniająca życzenia studnia! I ukochana przez wszystkich stara wróżka Konstancja,
sprawiedliwa i mądra, trzymająca nad wszystkim pieczę i pomagająca w
przełomowych chwilach mieszkańcom… Czymże będzie miasteczko bez tych opok? Jaka
zła siła wtargnęła w tutejsze tak zawsze serdeczne, baśniowe życie i zrujnowała
spokój…? Gdzie to wszystko zniknęło…? – mężczyzna zastanawiając się nad tym podkręcał nerwowo wąsa i spoglądał w niedowierzaniu na rozdygotanego
drwala.
– A może
Bartłomiej zwariował? Może się upił i bredzi? Ach, pewnie wystarczy dać mu gorącej,
ziołowej herbaty z imbirem i jakoś wróci do normy! – Jan wstał i w wielkim,
fajansowym kubku umieścił garść dziurawca a potem drżącymi dłońmi z ledwością
nalał do pełna wrzątku. Trochę wody rozlało się i pociekło po kontuarze, skapnęło
na modrzewiową podłogę i płynęło w stronę Hanny, niczym niepowstrzymany strumień
łez…
Wówczas obezwładniająca słabość ogarnęła
Hannę, albowiem słuchając wieści drwala i śledząc biegnący w jej kierunku
strumyk ni stąd ni zowąd zerknęła na ścianę poza kontuarem i w nadzwyczaj
wyrazistym nagle płomyku naftowej lampy ujrzała, że wszystkie
ramki starych fotografii wiszących z tyłu są kompletnie puste! Gdzieś przepadli
uwiecznieni na nich, ustawieni w swobodnych czy też eleganckich pozach dawni
mieszkańcy miasteczka. I nie wyzierała spoza nich jak zwykle łobuzerska twarz
maleńkiej wróżki, ubranej w wesoły, słomkowy kapelusz i szeroką, falbaniastą
spódnicę. Brudnoszare tła wszystkich obrazków wyglądały teraz jak gdyby jakiś
pejzażysta zmieszał wszystkie farby i w ataku ciężkiej depresji kilkoma
maźnięciami zamalował burą nicością całą kolorową do niedawna rzeczywistość
miasteczka odnalezionych myśli…
o Matki i Córko........
OdpowiedzUsuńz dreszczykiem ta opowieść.........
z zaskoczenie po prostu nie wiem co napisać...
:)))))))))
do przemyśleń również skłoniła mnie Twoja baśń (?)
No cóz, wątki z naszej realnej rzeczywistosci przeplataja sie z tymi basniowymi. Bo według mnie baśń to nie jest świat odrębny, równoległy. Oan z naszych serc wypływa i tylko nasze serca są w stanie uratować w niej dobro...
UsuńAlis! Ściskam Cię serdecznie!:-)*
Robi się mrocznie .....
OdpowiedzUsuńszkoda, że miasteczko tak Wędrowców powitało, ale może jest dla niego jakaś nadzieja jeszcze? Mam taką nadzieję.
Lidusiu, wszak w basniach zawsze dobro zwycięża...Ale najpierw musi byc źle by potem było dobrze, by odczuc to jako ulge, jako tryumf nadziei i wiary...
UsuńPozdrawiam Cie ciepło!:-)*
Och. Wcale się nie zgadzam, takie miasteczko szare bure jak każde miasteczko nie może zostać. Proszę Twórczynię o odwrócenie uroku.
OdpowiedzUsuńCzekam!!
:))
Serdeczności ♥
Twórczyni postara sie spełnic Twe żądanie. Ale będzie potrzebowała do tego współpracy...Zreszta, cicho sza na razie...
UsuńUsmiech poranny zasyłam Ci Elus!:-)*♥
Olgo! Jestem pod wrażeniem Twojego "czarnego" nastroju - nawet nie umiem tego ująć. Twoje poprzednie opowiadania czytałam (pochłaniałam) jednym tchem. Teraz z dużą obawą co złego się stanie. Wiem, że w życiu bardziej jest do obecnej opowieści, ale każdy czytając chyba szuka radości - pozytywu. Nie wiem, czy to Twój specjalny zabieg czy faktycznie zawładnęły Tobą czarne myśli! Mam nadzieję, że jest to mroczny początek, aby zakończyć się pozytywnie. Mam również nadzieję, że nie obrazisz sie na mnie za to co napisałam. Pozdrawiam Mirella
OdpowiedzUsuńA ja sie ciesze Mirello, ze sie odezwałaś. Bo dla mnie - jak juz wiele razy na blogu podkreslałam - zywa reakcja czytelników jest bardzo ważna. Ona dodaje sił i sensu. Sprawia, że chce mi sie pisać, bo mam dla kogo...
UsuńGdzieżbym ja sie obrażała na Ciebie?! Wręcz przeciwnie!
Nie martw sie o ciag dalszy...Przeciez baśnie zwykły kończyć sie dobrze.
I ja pozdrawiam Cie serdecznie i zachęcam do dalszego odzywania sie tutaj!:-)*
Miasteczko znika powoli jak nasz bezpieczny swiat, tu tez nic nie jest, jak kiedys. Ogarnia nas mroczna fala kryzysu, zalewaja obcy, odbierajac nam poczucie bezpieczenstwa, wybuchaja nowe wojny, wzrasta terroryzm. Czuje sie prawie tak jak Hanka, nawet imie podobne...
OdpowiedzUsuńLosy tego fantastycznego miasteczka i rzeczywistego świata przeplatają się, uzupełniają, ale...o ile w zyciu realnym wydaje sie nam, iż mały mamy wpływ na pozytywne zmiany albo i nie mamy go wcale to w basni - wręcz przeciwnie! O tym zresztą jeszcze napiszę...
UsuńŚciskam Cię, Anuś mocno!:-)*
To pierwsze mroczne zdjęcie dało do myślenia,że u Ciebie nie będzie nudno,ależ zmiana, powiewa strachem,ci znikający ludzie i puste fotografie....brrr,ale wierzę,że Ty Olu, ta dobra wróżka odmienisz los miasteczka i jego mieszkańców....Ściskam Elżbieta ♥
OdpowiedzUsuńBardzo ładne imię ..Hanna
Elżbietko kochana! Oczywiscie, że nie mam zamiaru skazać mojego ukochanego miasteczka na kompletne unicestwienie. Az tak złą wrózką nie jestem przeciez!:-))Dobro musi ostatecznie zatryumfować wbrew wszystkiemu. Przeciez tyle dobra jest na swiecie! A wczorajszy dzień uzmysłowił mi to po raz kolejny!:-)***♥
UsuńPrzeczytałam z wielkim zaciekawieniem :)) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiesze sie, że czytasz i owa lektura budzi w Tobie ciekawosc. Dziękuje, że mi o tym napisałas.
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)*
Czytam i czytam, napiecie rosnie i mam nadzieje ze to tylko Twoja basn, ktora musi w koncu pokazac, ze bedzie lepiej, ze zwyciezy dobro, jak w dobrej basni...
OdpowiedzUsuńNapiecie musi urosnąć, aby w sercu obudziłą sie nadzieja, bunt, siła potrafiaca odbudować wszystko! Basń potoczy sie wkrótce ku szczęsliwemu, mam nadzieję, finałowi...
UsuńPozdrawiam Cie zyczliwie, Grazynko i cieszę się, że jesteś moja wierną czytelniczką!:-)*
Oleńko z jakąż radością powitałam ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńCzasem myślę, że opowieści, które w nas tkwi,ą gdzieś kiedyś już się zdarzyły... a może zdarzą się?! Może "heppiendami" ratujemy świat? ;)
Uwielbiam dreszczyk w opowieściach, ale przyznam się szczerze, że zawsze czekam na szczęśliwe zakończenie... :)
Ściskam Cię i buziaki zasyłam! :)***
To ciekawa mysl, droga Zosienko z tymi "happiendami", które zdarzyły sie lub zdarzą a są według mnie jak nigdy nie wysychajace źródło...Wszystko juz było...i wszystko sie powtarza. Z tego płynie nadzieja na przyszłosć.
UsuńI ja uwielbiam taki dreszczyk. On dodaje smaczku i sprawia, że jeszcze bardziej zalezy nam na dobrym zakończeniu, bo zaczynamy identyfikowac sie z bohaterami opowieści.
Całusy Ci slę gorące i zyczenia dobrego dnia!:-)*
Czyżby to co w świecie zaraziło miasteczko? Mam nadzieję, że chociaż oni ocaleją. Zbudzą się i zaczną działać.
OdpowiedzUsuńCzekam na cd...
Tak, właśnie sie stało, gdyz baśń czerpie siły z rzeczywistosci i chcąc nie chcąc powiązana jest z osobą autora, który nie zyje przecież na samotnej wyspie. Widzi, słyszy, czuje...Ale nie martw sie kochana Gosiu. Baśń pozostanie baśnia. wszystko sie odrodzi Potrzeba będzie tylko współpracy...O tym jeszcze napiszę.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło!:-)*
Jestem zaskoczona? O co kaman?:))
OdpowiedzUsuńTo świetnie, żeś zaskoczona, Errato!:-)) Opowieści powinny przecież zaskakiwać, budzic ciekawosć i zywe emocje a nie usypiać i nudzić!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie!:-)*
Ale trzymasz w napięciu, a ja jak małe dziecko- aż mi serce łomoce!!!!
OdpowiedzUsuńUsmiecham się, Basieńko czytajac Twoje słowa! Ciesze sie, że zyje w Tobie małą dziewczynka i żywo domaga sie pozytywnego zaskoczenia. To cudownie!
UsuńŚciskam Cię serdecznie, pobarbórkowo!:-)*
Czekam na więcejipozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę czasu trzeba wyczekać a może samej coć wymislic żeby baśń ruszyłą z kopyta...?
UsuńPozdrawiam, Krysiu!:-))