piątek, 4 grudnia 2015

I nic nie jest takie samo…





   Doszli do domu tuż przed zmrokiem. Dokładnie wytarli ubłocone buty o słomianą wycieraczkę a potem zastukali pełni wiary, iż ktoś na nich czeka… Wszak tydzień temu Hanna wysłała depesze z ostatniego portu, że wracają i na miejscu będą na pewno pod koniec listopada czy też na początku grudnia. Wprawdzie dawno już nie miała wieści z miasteczka, ale przecież, kiedy tylko mogła pisywała listy do przyjaciół: do panny Szydełko i do pani Teresy a także do mamy Joasi, Barbary. Korespondencję od nich przyjmowała w skrzynkach na post restante. Zawsze z biciem serca otwierała pachnące różami albo jaśminem koperty. Choć cieszyła się wędrówką, to przecież bardzo tęskniła za ich twarzami, ciepłem, śmiechem, bliskością. Za rodzinnym miasteczkiem, w którym znała i kochała każdy kąt. Przyjaciółki pisały o wszystkim, co działo się w ich życiu, o swych radościach, nadziejach i obawach. Czekały na nią niecierpliwie a jednocześnie pragnęły, aby ta podróż była jak najdłuższa i jak najpiękniejsza. Należało się jej to przecież za całe samotne, przesiedziane w gospodzie życie. Należało, jako przedłużona podróż poślubna, będąca uwieńczeniem i baśniowym dopełnieniem historii Wędrowca i Hanny…
   Z zachwytem i wzruszeniem przyjmowały jej zdjęcia z ceremonii zaślubin, mającej miejsce na dalekiej plaży (na to wspomnienie Hanna znowu rozmarzyła się i spojrzała z tkliwym uśmiechem na szepczącego teraz coś cicho do Zosieńki męża…).Tak bardzo cieszyły się jej szczęściem i rozkwitającą coraz bardziej miłością. Życzyły Hannie jak najlepiej. Wiedziała o tym. Przecież tak samo było z nią. Wszystkie te kobiety mieszkały w jej sercu – bliskie i niezastąpione, jak siostry. Chciała je uściskać. Obdarować prezentami. Przygotować dla nich przyjęcie pełne zamorskich smakołyków. A co najważniejsze - pokazać córeczkę, która tak rozumnie patrzyła już na świat i taka była do taty podobna… O tym wszystkim myślała przedłużając ponad miarę to wycieranie butów i coraz głośniej stukając. Niestety, odpowiadało im tylko głuche echo. A gdzieś z tyłu gospody uniósł się w powietrze jakiś głośny trzepot i dało się słyszeć ponure krakanie… Obojgu im przeleciał wtedy po plecach zimny dreszcz klującej się obawy, ale czym prędzej ją w sobie zagłuszyli.

   Wreszcie nie doczekawszy się otwarcia Gospodyni chrząknęła zmieszana, wyciągnęła z przepastnej kieszeni kurtki stary, mosiężny klucz i z biciem serca przekręciła go w zamku. Pokrywając uśmiechem budzące się w jej sercu dziwne przeczucie popatrzyła na męża i córeczkę a potem otwarła drzwi na oścież i gestem zapraszając ich do środka pierwsza weszła. Z trudem namacała na ścianie kontakt i wcisnęła go z lekkim oporem. Gdzieś tam podskórnie oczekiwała, że pragnąc zrobić  im miłą niespodziankę przyjaciele wyskoczą nagle z kątów na powitanie. Że będą śmiechy-chichy, a może nawet baloniki i szampan… Tymczasem powitała ich kompletna ciemność i cisza.

   Wędrowiec czym prędzej wyciągnął z kieszeni zapałki i szybko zapalił jedną. Gospoda wyglądała tak samo, jak przed ich podróżą. Przez ten krótki, rozjaśniony płomykiem zapałki czas nie dostrzegli wokół nic podejrzanego. Jednak mimo wszystko odczuwali  swymi wrażliwymi zmysłami, iż w tym drogim sercu domu panowała nieokreślona martwota a żadne z nich nie pamiętało by kiedykolwiek z tego miejsca ziała tak dotkliwa pustka… Hanna nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać złapała stojącą na kontuarze lampę naftową i po chwili znajoma przestrzeń nabrała ciepłych odcieni…

- Widocznie przyjaciele nie doczekali się nas dzisiaj i poszli do swoich domów. Dni teraz takie krótkie… Nie martwmy się zatem, kochana!  - zawołał dziarskim głosem jej mąż.
- Jutro na pewno zobaczymy się ze wszystkimi a dzisiaj trzeba rozpalić w piecu, bo zimnica tutaj okropna! – dodał i dostrzegając z uśmiechem ulgi, stojącą pod oknem dębową kołyskę ułożył w niej córeczkę, z powodu dotkliwego chłodu okrywając ją dodatkowo własną kapotą.
- Widzisz, zgodnie z tym, co pisała Katarzyna Szydełko Bartłomiej zrobił wspaniałą kołyskę dla naszego dziecka. To prawdziwe cacko! Spójrz, jaka solidna a jednocześnie misterna. Widzisz, tu po bokach są nawet piękne płaskorzeźby. Widzę tu fontannę, studnię i dzikie róże! A tam chyba dostrzegam kapelusz wróżki Konstancji. A może mi się wydaje…? – Wędrowiec pochylił się i z podziwem pogładził delikatną fakturę kołyski.

- A widziałeś, jaką pościel dla naszej dzieciny uszyła Barbara? Cała w delikatne różyczki, zakładki i falbanki! To prawdziwe dzieło sztuki!
- A Katarzyna wydziergała prześliczne firaneczki, także z motywem róż! Zosieńka ma łoże niczym mała królewna – zaśmiała się uszczęśliwiona cudownymi niespodziankami Hanna i jakoś lżej zrobiło się jej na sercu.

- Niczym są przeczucia, lęki
  Wszystko dobrze jest i będzie
  Znów mam nuty do piosenki
  Dobre czary żyją wszędzie… - zanuciła tak, jak zazwyczaj, gdy wraz z Wędrowcem, radosną improwizacją i wspólnym śpiewaniem skracali sobie nieraz monotonną drogę.

-  Ach, jak dobrze być u siebie!
   Dom oddycha znów spokojem
   A ma miła pewnie ni wie
   Że jest całym szczęściem mojem! – odpowiedział na to śpiewnie zmierzający w stronę kominka Wędrowiec i podkręcając sumiastego wąsa spoglądał z zadowoleniem na roześmianą zonę.
  

- Tylko ty nic nie rób, moja złota ptaszynko! Ja szybciutko rozpalę a ty odpocznij. Mamy dzisiaj w nogach ponad dwadzieścia kilometrów. Domyślam się, że jesteś strasznie zmęczona…-  sapnął widząc, że jego żona zaczęła zakasywać rękawy i rozglądać się za jakowąś robotą.

- Właściwie to masz rację, Jaśku… Wstawię tylko wodę na herbatę a potem usiądę sobie na chwilę przy Zosieńce i nakarmię ją jak tylko otworzy oczka. Odetchnę troszkę a potem zrobię nam jakąś kolację – westchnęła skwapliwie i umieściwszy imbryk na piecu, usiadła na starym, bujanym fotelu i podwinąwszy pod siebie stopy zapatrzyła się w gęstniejący coraz bardziej za oknem mrok. Już nie wydawał się on jej ponury ani zwiastujący czegoś niedobrego. Uśmiechnęła się w myślach do wszystkich znajomych i przyjaciół zgromadzonych teraz zapewne w swoich domach wokół piecyków, kaloryferów i kominków a przy tym popijających gorącą herbatę, którą przegryzali najlepszymi na świecie czekoladowymi ciastkami od Joasi i pana Pierniczka…
   Błogie te wizje zniknęły dopiero wtedy, gdy w kilka minut potem obudziła się Zosieńka i rozejrzawszy wokół ciekawie, stęknąwszy, poczerwieniawszy i natężywszy się ze wszystkich sił spróbowała podnieść się i chwyciwszy boku kołyski samodzielnie usiąść. Hanna obserwując wysiłki swej pociechy wstrzymała oddech z przejęcia a potem syczącym z emocji szeptem szybko przywołała umorusanego sadzami męża. Rzucił wszystko i przybiegł chcąc być przy swoich ukochanych istotach w tak przełomowym momencie. Ich dzieciątko miało dopiero trzydzieści trzy tygodnie. Było to więc o wiele za wcześnie na takie dorosłe „umiejętności”. Rodzice patrzyli w skupieniu i zachwycie, bo oto ich maleńka już, już miała usiąść. I już jej tułów przybrał omalże pionową postawę, gdy wtem dało się słyszeć gwałtowne łomotanie w drzwi. Na ten dźwięk dziecko opadło z powrotem na poduszkę a jego twarzyczkę wykrzywił grymas płaczu. Matka czym prędzej porwała córeczkę na ręce i utuliwszy pełna złych przeczuć zerknęła struchlała na Wędrowca. Ten także zbladł nieco, zawahał się przez chwilę, ale potem otrząsnął z przykrego wrażenia i wziąwszy lampę naftową poszedł w kierunku drzwi…

- Kochani, po coście wracali?! Wysłaliśmy wam depeszę, ale widocznie nie dotarła. Tymczasem tutaj nic już nie jest tak samo. Jest bardzo źle! Trzeba uciekać! Ratować się! Coś bardzo złego dzieje się z naszym miasteczkiem! – wydyszał stojący na progu Bartłomiej. W świetle lampy widać było jego zbielałą ze zgrozy twarz. Lodowaty, silny wiatr bezceremonialnie wepchnął drwala do wnętrza gospody. Natomiast na czarnym, grudniowym niebie rozbłysła nagle wielka, jaskrawa błyskawica i lunął rzęsisty deszcz…

- Ach, wchodź, wchodź szybko przyjacielu, bo przemokniesz do suchej nitki! – zawołał zwany zazwyczaj Wędrowcem Jan i usadziwszy drżącego z zimna drwala na fotelu stojącym przy kominku dorzucił więcej drew do ognia. Następnie przysunął w jego pobliże dębową ławę, okrył baranim futrem i usadowiwszy na nim żonę, otulił ją dodatkowo ciepłym pledem, bo także dygotała teraz niczym w gorączce. Wróciły wszystkie złe przeczucia. Miała tylko słabą nadzieję, że to jakiś koszmarny sen. Zaraz się przecież obudzi w kajucie statku płynącego przez ocean a potem wyruszą z Janem w drogę powrotną do domu, do zanurzonego jak zawsze w mgle bezpiecznej nieprzemijalności i spokoju miasteczka…
   Jednak mimo tego, iż ukradkiem szczypała się w dłoń zły sen nie mijał. Nadal tkwiła w swojej dziwnie ponurej gospodzie i miała przed sobą krańcowo przerażonego człowieka. Nigdy jeszcze nie widziała Bartłomieja w tak okropnym stanie. Przecież był to zawsze potężny, mocarny wręcz mężczyzna dający innym oparcie i siłę. Tymczasem teraz zamiast chłopa na schwał siedział z nimi roztrzęsiony starzec. Hanna chciała zapytać, co z Katarzyną Szydełko, narzeczoną drwala, ale jakoś nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Najzwyczajniej w świecie bała się odpowiedzi… Natomiast mała Zosia uspokoiła się, łezki na jej policzkach szybko wyschły i spoglądała na drwala z pełnym ufności uśmiechem na swej rumianej, bezzębnej jeszcze buzi. Ufnie wyciągała w jego stronę rączki chcąc koniecznie dotknąć rosochatej, siwej brody…

- Słodka dziecina…- szepnął Bartłomiej, uśmiechając się do Zosieńki i na moment zapominając o strasznej nowinie, którą miał przekazać jej rodzicom.

- Chrońcie ją! Chrońcie ponad wszystko! – załkał raptem – Jakaś straszna pustka zagarnia nasz ukochany zakątek! Miasteczko zdaje się kurczyć w sobie i zanikać. Wyschła studnia przy rynku. Z zaczarowanej fontanny też nic nie kapie. Kilkoro mieszkańców przepadło bez wieści. A co gorsza zniknęła też wróżka Konstancja! I kto nam teraz pomoże?!Kto wie, co jeszcze może się zdarzyć?!

   Wędrowiec nie mógł uwierzyć własnym uszom.  - Jak to? Trzy filary, na których opierało się bezpieczeństwo miasteczka przepadły?  Fontanna w rynku miasteczka mająca moc budzenia marzeń i snów, potrafiąca także przywracać porządek poplątanym myślom. Spełniająca życzenia studnia! I ukochana przez wszystkich stara wróżka Konstancja, sprawiedliwa i mądra, trzymająca nad wszystkim pieczę i pomagająca w przełomowych chwilach mieszkańcom… Czymże będzie miasteczko bez tych opok? Jaka zła siła wtargnęła w tutejsze tak zawsze serdeczne, baśniowe życie i zrujnowała spokój…? Gdzie to wszystko zniknęło…? – mężczyzna zastanawiając się nad tym podkręcał nerwowo wąsa i spoglądał w niedowierzaniu na rozdygotanego drwala.  

– A może Bartłomiej zwariował? Może się upił i bredzi? Ach, pewnie wystarczy dać mu gorącej, ziołowej herbaty z imbirem i jakoś wróci do normy! – Jan wstał i w wielkim, fajansowym kubku umieścił garść dziurawca a potem drżącymi dłońmi z ledwością nalał do pełna wrzątku. Trochę wody rozlało się i pociekło po kontuarze, skapnęło na modrzewiową podłogę i płynęło w stronę Hanny, niczym niepowstrzymany strumień łez…

   Wówczas obezwładniająca słabość ogarnęła Hannę, albowiem słuchając wieści drwala i śledząc biegnący w jej kierunku strumyk ni stąd ni zowąd zerknęła na ścianę poza kontuarem i w nadzwyczaj wyrazistym nagle płomyku naftowej lampy ujrzała, że wszystkie ramki starych fotografii wiszących z tyłu są kompletnie puste! Gdzieś przepadli uwiecznieni na nich, ustawieni w swobodnych czy też eleganckich pozach dawni mieszkańcy miasteczka. I nie wyzierała spoza nich jak zwykle łobuzerska twarz maleńkiej wróżki, ubranej w wesoły, słomkowy kapelusz i szeroką, falbaniastą spódnicę. Brudnoszare tła wszystkich obrazków wyglądały teraz jak gdyby jakiś pejzażysta zmieszał wszystkie farby i w ataku ciężkiej depresji kilkoma maźnięciami zamalował burą nicością całą kolorową do niedawna rzeczywistość miasteczka odnalezionych myśli…


26 komentarzy:

  1. o Matki i Córko........
    z dreszczykiem ta opowieść.........
    z zaskoczenie po prostu nie wiem co napisać...
    :)))))))))

    do przemyśleń również skłoniła mnie Twoja baśń (?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóz, wątki z naszej realnej rzeczywistosci przeplataja sie z tymi basniowymi. Bo według mnie baśń to nie jest świat odrębny, równoległy. Oan z naszych serc wypływa i tylko nasze serca są w stanie uratować w niej dobro...
      Alis! Ściskam Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
  2. Robi się mrocznie .....
    szkoda, że miasteczko tak Wędrowców powitało, ale może jest dla niego jakaś nadzieja jeszcze? Mam taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidusiu, wszak w basniach zawsze dobro zwycięża...Ale najpierw musi byc źle by potem było dobrze, by odczuc to jako ulge, jako tryumf nadziei i wiary...
      Pozdrawiam Cie ciepło!:-)*

      Usuń
  3. Och. Wcale się nie zgadzam, takie miasteczko szare bure jak każde miasteczko nie może zostać. Proszę Twórczynię o odwrócenie uroku.
    Czekam!!
    :))
    Serdeczności ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twórczyni postara sie spełnic Twe żądanie. Ale będzie potrzebowała do tego współpracy...Zreszta, cicho sza na razie...
      Usmiech poranny zasyłam Ci Elus!:-)*♥

      Usuń
  4. Olgo! Jestem pod wrażeniem Twojego "czarnego" nastroju - nawet nie umiem tego ująć. Twoje poprzednie opowiadania czytałam (pochłaniałam) jednym tchem. Teraz z dużą obawą co złego się stanie. Wiem, że w życiu bardziej jest do obecnej opowieści, ale każdy czytając chyba szuka radości - pozytywu. Nie wiem, czy to Twój specjalny zabieg czy faktycznie zawładnęły Tobą czarne myśli! Mam nadzieję, że jest to mroczny początek, aby zakończyć się pozytywnie. Mam również nadzieję, że nie obrazisz sie na mnie za to co napisałam. Pozdrawiam Mirella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie ciesze Mirello, ze sie odezwałaś. Bo dla mnie - jak juz wiele razy na blogu podkreslałam - zywa reakcja czytelników jest bardzo ważna. Ona dodaje sił i sensu. Sprawia, że chce mi sie pisać, bo mam dla kogo...
      Gdzieżbym ja sie obrażała na Ciebie?! Wręcz przeciwnie!
      Nie martw sie o ciag dalszy...Przeciez baśnie zwykły kończyć sie dobrze.
      I ja pozdrawiam Cie serdecznie i zachęcam do dalszego odzywania sie tutaj!:-)*

      Usuń
  5. Miasteczko znika powoli jak nasz bezpieczny swiat, tu tez nic nie jest, jak kiedys. Ogarnia nas mroczna fala kryzysu, zalewaja obcy, odbierajac nam poczucie bezpieczenstwa, wybuchaja nowe wojny, wzrasta terroryzm. Czuje sie prawie tak jak Hanka, nawet imie podobne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Losy tego fantastycznego miasteczka i rzeczywistego świata przeplatają się, uzupełniają, ale...o ile w zyciu realnym wydaje sie nam, iż mały mamy wpływ na pozytywne zmiany albo i nie mamy go wcale to w basni - wręcz przeciwnie! O tym zresztą jeszcze napiszę...
      Ściskam Cię, Anuś mocno!:-)*

      Usuń
  6. To pierwsze mroczne zdjęcie dało do myślenia,że u Ciebie nie będzie nudno,ależ zmiana, powiewa strachem,ci znikający ludzie i puste fotografie....brrr,ale wierzę,że Ty Olu, ta dobra wróżka odmienisz los miasteczka i jego mieszkańców....Ściskam Elżbieta ♥
    Bardzo ładne imię ..Hanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elżbietko kochana! Oczywiscie, że nie mam zamiaru skazać mojego ukochanego miasteczka na kompletne unicestwienie. Az tak złą wrózką nie jestem przeciez!:-))Dobro musi ostatecznie zatryumfować wbrew wszystkiemu. Przeciez tyle dobra jest na swiecie! A wczorajszy dzień uzmysłowił mi to po raz kolejny!:-)***♥

      Usuń
  7. Przeczytałam z wielkim zaciekawieniem :)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, że czytasz i owa lektura budzi w Tobie ciekawosc. Dziękuje, że mi o tym napisałas.
      Pozdrawiam serdecznie!:-)*

      Usuń
  8. Czytam i czytam, napiecie rosnie i mam nadzieje ze to tylko Twoja basn, ktora musi w koncu pokazac, ze bedzie lepiej, ze zwyciezy dobro, jak w dobrej basni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiecie musi urosnąć, aby w sercu obudziłą sie nadzieja, bunt, siła potrafiaca odbudować wszystko! Basń potoczy sie wkrótce ku szczęsliwemu, mam nadzieję, finałowi...
      Pozdrawiam Cie zyczliwie, Grazynko i cieszę się, że jesteś moja wierną czytelniczką!:-)*

      Usuń
  9. Oleńko z jakąż radością powitałam ciąg dalszy!
    Czasem myślę, że opowieści, które w nas tkwi,ą gdzieś kiedyś już się zdarzyły... a może zdarzą się?! Może "heppiendami" ratujemy świat? ;)
    Uwielbiam dreszczyk w opowieściach, ale przyznam się szczerze, że zawsze czekam na szczęśliwe zakończenie... :)
    Ściskam Cię i buziaki zasyłam! :)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawa mysl, droga Zosienko z tymi "happiendami", które zdarzyły sie lub zdarzą a są według mnie jak nigdy nie wysychajace źródło...Wszystko juz było...i wszystko sie powtarza. Z tego płynie nadzieja na przyszłosć.
      I ja uwielbiam taki dreszczyk. On dodaje smaczku i sprawia, że jeszcze bardziej zalezy nam na dobrym zakończeniu, bo zaczynamy identyfikowac sie z bohaterami opowieści.
      Całusy Ci slę gorące i zyczenia dobrego dnia!:-)*

      Usuń
  10. Czyżby to co w świecie zaraziło miasteczko? Mam nadzieję, że chociaż oni ocaleją. Zbudzą się i zaczną działać.
    Czekam na cd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie sie stało, gdyz baśń czerpie siły z rzeczywistosci i chcąc nie chcąc powiązana jest z osobą autora, który nie zyje przecież na samotnej wyspie. Widzi, słyszy, czuje...Ale nie martw sie kochana Gosiu. Baśń pozostanie baśnia. wszystko sie odrodzi Potrzeba będzie tylko współpracy...O tym jeszcze napiszę.
      Pozdrawiam Cie ciepło!:-)*

      Usuń
  11. Jestem zaskoczona? O co kaman?:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, żeś zaskoczona, Errato!:-)) Opowieści powinny przecież zaskakiwać, budzic ciekawosć i zywe emocje a nie usypiać i nudzić!
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)*

      Usuń
  12. Ale trzymasz w napięciu, a ja jak małe dziecko- aż mi serce łomoce!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usmiecham się, Basieńko czytajac Twoje słowa! Ciesze sie, że zyje w Tobie małą dziewczynka i żywo domaga sie pozytywnego zaskoczenia. To cudownie!
      Ściskam Cię serdecznie, pobarbórkowo!:-)*

      Usuń
  13. Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę czasu trzeba wyczekać a może samej coć wymislic żeby baśń ruszyłą z kopyta...?
      Pozdrawiam, Krysiu!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost