Drogi znany mi i nieznany jeszcze czytelniku
oraz czytelniczko tego bloga. Wy, którzy wiernie odwiedzacie nas tutaj i z
ciekawością czytacie kolejne opowieści mego czy też Cezarego autorstwa. Jesteście
nam bardzo potrzebni, gdyż Wasze komentarze sprawiają, że mamy ochotę pisać dalej,
bo komuś na tym pisaniu zależy. Każdy Wasz komentarz witamy z wdzięcznością i
radością, gdyż potwierdzacie tym samym, że nie jesteśmy z Cezarym sami, że ta
nasza blogowa twórczość nie jest sztuką dla sztuki. Dziękujemy Wam za to z całego
serca!:-)))
Jak wynika z Waszych ostatnich komentarzy
oraz z ilości wejść na bloga zainteresowała Was nowa opowieść tocząca się w
miasteczku odnalezionych myśli. Chcecie by skończyła się dobrze, by napełniła
nową nadzieją nasze strwożone wieściami ze świata serca, by przynajmniej w
baśni dobro tryumfowało. I ja o tym marzę! Dlatego potrzebuję Waszej
czynnej pomocy. Pamiętacie, iż w przedostatnim, listopadowym poście o baśniowym
miesiącu wspomniałam o tym, że będę chciała wciągnąć Was w kolejną,
miasteczkową opowieść? I oto teraz nadszedł ten moment.
Gorąco zachęcam Was
i proszę abyście popuścili wodze wyobraźni, poruszyli serca, przypomnieli sobie
ukochane baśnie z dzieciństwa i obudzili w sobie bajarzy, dzielnych rycerzy
oraz dobre wróżki. Zróbcie to wbrew ogarniającej nas wszystkich fali beznadziei
i złych wieści nadciągających zewsząd. A obudziwszy znów w sobie ufne w dobre
zakończenia baśni dzieci byście wymyślili, w jaki sposób można pokonać ten
napór tajemniczej pustki, zagarniającej wszystko złowrogiej nicości w miasteczku odnalezionych myśli.
Co będzie tym orężem, które pozwoli ocaleć temu przyjaznemu miejscu? Jak można pokonać
złe czary?
Dlaczego o to
proszę? Czyżbym nie miała pomysłu na wyjście z tego impasu, w który sama
wtrąciłam miasteczko? Otóż, jakiś tam projekt mam, ale może Wy wymyślicie coś
innego, lepszego? Przecież w gromadzie siła! A poza tym pragnęłabym aby baśń i nasza
realna rzeczywistość w cudowny sposób przeniknęły się, splotły, dodały sobie wzajemnie nadziei i
siły. Byśmy razem mogli zrobić coś niezwykłego . Udowodnijmy sobie samym, że mamy moc i
wspólnie potrafimy zdziałać wiele. Odczarować i uratować baśń… Uleczyć w sobie
czy też ogrzać zziębnięte i przerażone obecnymi wydarzeniami społeczno-politycznymi
dziecko.
Kochani! Do
dzieła zatem! Szable, magiczne różdżki i pióra w dłoń!:-))
Na Wasze
odpowiedzi czekam do siódmego grudnia, do północy! Proszę abyście wysyłali je
na mojego maila : wanderers147@ gmail.com
Dlaczego tak
krótki daję Wam termin? Bo chcę aby opowieść jak najszybciej mogła potoczyć się
dalej. Zresztą, jak wynika z Waszych komentarzy Wam też na tym zależy!:-))
Nie bójcie się
pisać najdziwaczniejszych rzeczy, jakie przyjdą Wam do głowy. Nie ma mowy o
żadnym ośmieszeniu czy negatywnej krytyce. Ucieszę się z każdego listu, z
każdego pomysłu. Uważnie wszystko razem z Cezarym przeczytam a potem
pogłówkuję, połączę, coś wymażę a coś
dodam i wreszcie wydziergam w głowinie kolejny odcinek opowieści, który tak szybko, jak tylko to możliwe ukaże się
na łamach bloga.
I co najważniejsze!
Będzie nagroda! Dla osoby, która według mnie i Cezarego wymyśli coś
najciekawszego, najoryginalniejszego czy też najbardziej korespondującego z
przesłaniem baśni będzie prezent rzeczowy. Dostanie od nas konfitury z czarnego
bzu a może i parę innych, drobnych niespodzianek z naszej spiżarki. Poza tym
osoba ta będzie odgrywać bardzo ważną rolę w dalszej akcji baśni. Wystąpi w
niej omalże realnie. Odwiedzi „Gospodę pod złotym liściem”. Zaprzyjaźni się z
Wędrowcem i Hanną…
Co więcej!
Wszystkie osoby, które wezmą udział w tej zabawie i wyślą na mojego maila jakiś
pomysł wystąpią w finałowym odcinku baśni. Postaram się by było nam wszystkim wówczas
pięknie, radośnie i naprawdę bajkowo!
Moi drodzy!
Zaczynam więc od teraz oczekiwanie na Wasze listy… Mam nadzieję, iż się nie
zawiodę, że nadal będziecie chcieli być tutaj, ze mną, z Cezarym, z wszystkimi
mieszkańcami miasteczka, którzy tak bardzo liczą teraz na Waszą pomoc!:-))
P.S.
Proszę byście
pomysły wysyłali na maila a nie pisali ich w komentarzach pod postem, ponieważ
chodzi o zachowanie niespodzianki, o nie osłabianie ciekawości czytelników związanej
z tym, co dalej będzie się tutaj działo…
A poniżej, jako
bonus i zachętę dla wszystkich czytelników zamieszczam niepublikowaną jeszcze
nigdy opowieść z miasteczka. Jest ona prologim napisanym wiele, wiele lat
temu…Ach! Jeszcze jedno! Otóż to ta własnie historia wędrująca zauroczyła onegdaj mieszkankę Bali - Wanyan...
Miasteczko wyłania się z mgły…
Z lotu ptaka widać niewielki ryneczek, pełen
drobnych, kolorowych domów, kamienic i rozchodzących się stamtąd promieniście
brukowanych uliczek. Wzrok zatrzymuje
się też na alejce klonów i platanów oraz na schowanych w ich cieniu ławeczkach.
Skwery obsadzone jaśminami, magnoliami i hortensjami tworzą tajemniczy, wabiący
swymi woniami i cieniami gąszcz. Wśród nich też schowane są stare, drewniane
ławki i stoliczki. Tak miło byłoby tam przysiąść. Wsłuchać się w pełną spokoju
ciszę albo w wiatr, w jego niekończące się opowieści, legendy, delikatne szepty
czy szalone pieśni. Ten sam wiatr przywiewa mnóstwo ciepłych, rozkosznych
zapachów pamiętanych z dzieciństwa. Z piekarni dobiega boski aromat świeżego,
żytniego chleba i bułeczek maślanych. Z cukierni dochodzi woń pierników,
czekoladek i pączków. A ze studni przy rynku i z maleńkiej, usytuowanej po
drugiej stronie klonowej alejki fontanny czuć świeżość i powiew delikatnych,
wzruszających wspomnień i wciąż rodzących się nowych pragnień czy postanowień…
Skąd wzięło się to miasteczko? Jego historia
zaczęła się toczyć jakiś czas temu jesienią, gdy pojawiła się tutaj pewna
smutna kobieta znikąd. Przywędrowała z bardzo daleka, choć już po przybyciu na
miejsce okazało się, że właściwie miała tu całkiem blisko…Myślała, że zostanie
tylko na chwilę. Odpocznie zanim obudzi się z tego dziwnego snu, by jak zawsze
odkryć na policzkach ślady łez a w sercu stado nieodłącznych zgryzot, bólu i
lęku przed jutrem. Lecz póki jeszcze tu jest rozejrzy się bezpiecznie.
Pozagląda w okna domów przy rynku. Odwiedzi mieszczącą się na skraju miasteczka
gospodę „Pod złotym liściem”. Przespaceruje się nad rzekę i do parku. Z
szacunkiem i delikatnością dotknie tajemnicy ogromnego lasu rozciągającego się
dookoła. Spróbuje zbadać skąd dochodzą i czym są te niezwykłe światełka
rozbłyskujące w nim niekiedy nocą. Może też muśnie swym spojrzeniem maleńką
wioseczkę przycupniętą na skaju boru? Pochyli się nad zgiętymi ze starości
strzechami drewnianych chatek, nad na poły baśniowymi opowieściami ich
mieszkańców. Potem znowu wróci myślą do miasteczka, by zobaczyć, co się w nim przez
ten czas zmieniło. Wsłucha się w jego ciche historie. Odetchnie przez chwilę tą
dziwną, pełną serdecznej melancholii atmosferą nie niepokojonego szumem
wielkiego świata miejsca a potem niezauważona przez nikogo odejdzie do swojej
zwykłej, codziennej rzeczywistości. Zresztą nie widziała tu przecież dotąd
nikogo. Był to pełen uroku, lecz dziwnie bezludny świat. Chyba wszyscy
mieszkańcy pochowali się w swoich kolorowych domkach albo wyjechali stąd, tak
jak ona, bezustannie szukając swego miejsca na świecie...
Wędrowniczka, nie wiadomo czemu, zapragnęła
dotknąć wody z fontanny przy rynku. Poczuć jej chłód i rzeźkość tak mocno, tak
wyraziście jak niegdyś, gdy była beztroskim, wierzącym w czyste uczucia, baśnie
i ich szczęśliwe zakończenia dzieckiem.
Tęczą malowane krople sączące się z ułożonej
w kształt serca róży rozbiegały się na boki i stukały melodyjnie w kamienną
posadzkę. Kobieta przysiadła na brzeżku fontanny i zapatrzyła się w tę
krystaliczną, serdeczną wodę. Ostrożnie zanurzyła w niej palce. Lecz nie
odczuła spodziewanego chłodu. Miała dziwne wrażenie jakby woda tańczyła i
wirowała. Jakby wołała ją po imieniu.
-
Ech, wydaje mi się! – westchnęła chwilę potem, zapatrzywszy się w bezustannie
przelewające się strużki…
- Co
ja tu właściwie robię? Czego szukam? Kim jestem?
-
Zapomniałam o swoich marzeniach i nadziejach, poplątałam ścieżki, cieniem
zasnułam dobre myśli – zaszeptało coś w
jej sercu nagłym zrozumieniem a ciepła łza stoczyła się po drżących rzęsach i
policzku a potem dołączyła do tamtych tanecznych kropel, łącząc się z nimi
harmonijnie i zlewając w szeroki, błękitny strumień.
Wówczas do kobiety znikąd zbliżyła się jakaś
pogodna, drobna staruszka, ubrana w staroświecką, długą do ziemi spódnicę oraz
w żółty, słomkowy kapelusik. Zerknęła na tamtą z nieco łobuzerskim błyskiem w
oczach a potem ni stąd ni zowąd nabrała w dłoń trochę wody i ochlapała twarz
pogrążonej w niewesołych rozmyślaniach wędrowniczki.
-
Ach! Co też pani wyprawia?! – zawołała z pełną zdumienia irytacją zmoczona tak
raptownie kobieta a przecierając oczy dostrzegła, że staruszka śmieje się
serdecznie.
Wówczas, nieoczekiwanie dla samej siebie,
smutna dotąd kobieta znikąd roześmiała się także. A potem dostrzegła ze
zdumieniem, że postać wesołej staruszki rozmywa się w kolorowej, unoszącej się
nad fontanną mgle. Natomiast na rynku pustego dotąd miasteczka zaczynają
pojawiać się przechodnie. Wychodzą ze sklepów i biur. Zagadują do siebie przyjaźnie.
Przystają przy krzewach magnolii i wystawiają twarze ku słońcu. Przysiadają na
zapraszających do odpoczynku ławeczkach. Spoglądają z życzliwą ciekawością na
wędrowniczkę. Ona patrzy na nich bez zwykłej u siebie nieśmiałości i
zawstydzenia. I czuje, iż zupełnie nie chce jej się stamtąd odchodzić. Oddycha
pełną piersią. Chce się jej być częścią tego miasteczka i zostać tu tak długo,
jak tylko czas i nastrój jej na to pozwolą. Wsłuchać się w żyjące tu historie,
opowieści i sekrety. Odnaleźć swoje zagubione dotąd myśli…
Toś nam zadanie dał, Olu :)))
OdpowiedzUsuńAle cóż ..... sami Cię do tego sprowokowaliśmy ;)
Ano własnie Lidusiu, dałam, dośc to ryzykowne z mojej strony, ale lubię kreatywne działania. Wszak zycie jest tylko jedno, więc czemu nie spróbować...?Ale jednoczesnie boję się, że nie będzie wcale odzewu...Obym sie pozytywnie rozczarowała!:-))
UsuńOjezu! No nie wiem... Cierpie ostatnio na upierdliwa przypadlosc pustoglowia chronicznego i z wielkim trudem ogarniam wlasny blog, a tu tak wielkie wyzwanie...
OdpowiedzUsuńZdaję sobie z tego sprawę, Aniu, ale tym bardziej powinnaś sie jakos przemóc i spróbować cokolwiek wysilić. Dla własnego dobra.
UsuńJa też miewam to straszne pustogłowie, bezmózgowie, pusta łepetynę i bolesną wręcz tępotę. I wówczas chwytam sie każdego światełka, każdej niteczki, zmuszam do najdrobniejszego działania, działania, żeby całkiem nie pogrązyć sie jakiejś obezwładniającej substancji...
Kiedys bardziej mi sie chcialo chciec, teraz kazda czynnosc to wyzwanie.
UsuńChyba jednak nie dam rady.
Jest jeszcze czas, może coś wykrzeszesz...Ale jesli nie..?.No cóz, przykro mi będzie, ale mimo wszystko zrozumiem.
Usuńnie ma już takich godpód w miasteczkach, nie ma klubów, gdzie można było przyjść i porozmawiać.....
OdpowiedzUsuńto chyba przygoda grudniowa czeka na tym blogu :)))
Tak, Alis! Chyba rzeczywiście nie ma takich miejsc albo mnie nic o nich nie wiadomo.Natomiast w basniach wszystko byc może i to jest jej siła.
UsuńMam nadzieję, że będzie fajna, wspólna przygoda grudniowa. W tej chwili najwiecej zalezy od czytelników. W zwiazku z tym na chwilę przekazuję Wam pałeczkę!:-)))
Hm....zadanie domowe.....Cezary w jury!!!!!!!!!..w głowie pustka....ręka drży....Elżbieta
OdpowiedzUsuńTo jury jest bardzo zyczliwe, Elżbietko. Liczy sie wspólna zabawa!:-)))
UsuńPomyłka, ma być-Szacowne jury itd.Przepraszam
UsuńOj, tam, oj tam! No co Ty, Elżbietko?! Przyjazne przeciez z nas jury, bliskie, zwariowane, pełne ufności, cierpliwe i usmiechnięte zyczliwie. Ola ma dwa warkoczyki jak Pippi Langstrumpf i szerokie, śmieszne galotki z lumpeksu a Cezary opaskę piracką i dwa sumiaste, usmarowane czekoladą wąsy!! I co, szacowne z nas jury???:-)))
UsuńWierzę,jury jest na pewno bardzo życzliwe,a jednocześnie bardzo utalentowane!!!!!!
UsuńPippi umiała konia podnosic jedna ręką a mimo to najbardziej na swiecie potrzebowała przyjaciół!!Bez Tommiego i Aniki była tylko ,smieszną, samotną dziewczynką...
UsuńNo tak to prawda.Olu rozśmieszyłas mnie niezmiernie opisem jury-galotki i opaska piracka he he,ale te sumiaste wąsy.......the best.♥♥
UsuńAno widzisz! Domyslam się, że i Ty nie wyglądasz bardzo powaznie i szacownie, Elżbietko! Przecież wciąz zyja w nas dzieci. Trzeba je tylko serdecznie połaskotać a zaraz sie rozchichotają!:-))♥♥
UsuńNie,nie wyglądam szacownie he he,a rozchichotac jest mnie bardzo łatwo,teraz tez chichotam pisząc,a my wogóle możemy tu tak chichotać?
UsuńA kto nam zabroni?! Mozemy wszystko i niczego sie nie boimy! Ola- Pippi w galotkach z lumpeksu łapie za ręce Elzunie-Anikę w kwiecistej spódniczce na szelkach i kręcą sie dookoła, chichocząc i lody truskawkowe z rozków zajadająć!Całe w truskawkowych plamkach i kropkach od tego, ale nic to, bo oczy im błyszczą a buzie sie smieją!:-))
UsuńNie wytrzymam ze śmiechu,nosiłam spódniczki na szelkach - w kwiatki!!!!!! Kręcimy się dalej? bo lody topnieją....
UsuńTeraz lecimy na łakę wić wianki i gonić baranki! Zajadać szczawiowe listki i cieszyć, cieszyc sie wszystkim! A potem frunąc nad łąką, bo przecież woła nas słonko. Upadać w mokrych łopianach, obijać sobie kolana. I brudzic sie w błocie beztrosko...I spiewać piosenkę prostą...
UsuńJuż zaraz sie wszystko nam przyśni, bo we snie jest wszystko mozliwe. Szalone Ola i Ela. Znów młode, swobodne, szczęsliwe...
Bardzo dziekuję, Ci Eluś za to tę zabawę słowami i wyobrażnią. Widzisz?Wszystko jest mozliwe! i nic nie jest straszne:-))Na pewno jeszcze nie raz sie tak pobawimy, prawda?:-))
Dobrej nocy, wesoła dziewczynko w spódniczce w kwiatki!:-))***♥♥
Super, lecimy wić wianki narobimy ich na upominki dla uczestników zabawy baśniowej.Świetnie sie bawiłam,dziękuję,dobrej nocy dla Pipi i właściciela sumiastych wąsów.Elżbieta ♥♥
UsuńŚwietny pomysł z tymi wiankami, Elzbietko!:-)) Będzie pieknie!:-))
UsuńWłaściciel sumiastych wąsów tak sie objadł ptasim mleczkiem w czekoladzie, że zasnął smacznie i pochrapuje sobie śniąc o pirackich przygodach. Ppipi też już leci na miłe chrapanko i snienie o niebieskich migdałach!!
Siarczyste całusy zasyłam Wam obojgu na dobranoc oraz...Karaluchy pod poduchy a szczypawki do zabawki!:-))***♥♥
He he szczypawki do zabawki ...odwzajemniam siarczyste.....migdałowych snów ♥♥
UsuńA ja już dzień dobry Ci mówię Elżbietko mówię z pachnącą kawką w kubeczku!:-))♥♥
UsuńSłoneczne dzień dobry Jaworowej Krainie zasyłamy i naszymi kubeczkami do Was przepijamy.Pięknej,słonecznej niedzieli życzymy.Pozostająca od wczorajszego wieczora w wyśmienitym humorze Elżbieta ♥♥
UsuńTo cudownie, Elżbietko! Buziaki kolorowe zasyłam o zachodzie słońca!:-))♥♥
UsuńMam straszne zaleglosci na Waszym blogu.Chyba musze rozpoczac od zaleglosci a jeszcze szykuje sie nam wyjazd. Nie dam rady Olu, przepraszam:((((((((((
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiscie dawno Cię u nas nie było, Ataner ale wiem przecież, że masz bardzo duzo zajęć i wyjazdów. Szkoda, że nie dasz rady teraz sie pobawić...Ale nie martw się o nic. Baśń najwyżej przeczytasz sobie kiedyś tam hurtem!:-)))
UsuńJa tylko mogę trzymać kciuki za pisanie przez innych. Niestety- umysł bardziej ścisły, konkretny, "naukowy". Nie potrafię barwnie i interesująco pisać opowiadań. Nawet nie próbuję. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa, ale....i tak macie we mnie wiernego czytacza:):):):)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z ciepłej Cieszyńskiej
Jakólko kochana! Przeciez ja nie wymagam od nikogo napisania opowiadania, ale wystrzelenia z jakims krótkim pomysłem. Wszak Einstein takze miał umysł ścisły a pomysłowości odmówic mu nie mozna! Spróbuj więc, ale jeśli nie dasz rady i pozostaniesz nadal tylko wiernym, lecz biernym czytelnikiem to też mi będzie miło Cie gościć, bo nie lubie pisać w powietrze, ale dla kogoś. Zatem, dziekuję że jestes i czytasz i pozdrawiam Cię serdecznie z bardzo jesiennego teraz Pogórza Dynowskiego!:-))*
UsuńI ja Olu pozostanę wiernym, aczkolwiek biernym czytelnikiem... ale to opowiadanie przypomina mi moja wedrówkę do domu. A o Ta rzeczywistośc okazała się również, no moze nie straszna, ale napewno ''nie oczekiwana'' ! Gdyby nie tak malo czasu, nawał pracy teraz zwiazanej z paleniem, problemami z piecem... wybacz pozostanę jednak czytelnikiem!
OdpowiedzUsuńCzęsto tak jest, że rzeczywstośc odbiega od naszych potrzeb i wyobrażeń. Całe zycie trwa nauka zatem, ociosywanie siebie, odkrywanie róznych, czasem bardzo bolesnych obszarów. Mam tylko nadzieję, że to wszystko po coś!
Usuń... a może,że wszyscy mieszkańcy wyjechali ''Za chlebem'' to teraz takie popularne... a miasteczko, domy straszą., zieją pustką.. no nie wiem, poki co nic mi do glowy nie przychodzi...
OdpowiedzUsuńDziekuję, Amelio!No widzisz? Coś jednak wymysliłaś.Każdy pomysł jest dla mnie cenny. Teraz ja pomysle, czy mogę jakoś Twój pomysł wykorzystać...
UsuńPozdrawiam Cię gorąco cieszac się, że spróbowałaś swoich sił, że nie pozostałaś tylko biernym czytelnikiem!:-))***
Myślę, myślę, myślę... cobym tylko myśliwym nie została ;)))
OdpowiedzUsuńŚciskam i buziaki zasyłam! :)***
Mysliwym? W żadnym wypadku! No chyba, że upolujesz jakiegoś dzikiego pomysła!:-)) Wierzę, że Ci się to uda. Masz w końcu jedno z lepszych piór, przymocowanych do lekkich strzał w zaczarowanym kołczanie swej utalentowanego duszy!:-))
UsuńTrzymam kciuki, by się udało i serdeczne mysli Ci Zosieńko zasyłam!:-))***
Kurczę...były imieniny, dziś już 7.12.Zaraz jadę do szkoły, w szkole to nawet nie dychnę dziś:-)
OdpowiedzUsuńJak się tu wstrzelić????
A może raptem Cie cos natchnie, Basieńko??? Ty wiesz, że z natchnieniem to róznie bywa i w najdziwniejszych miejscach oraz momentach potrafi człowieka dopaść!:-))*
UsuńWitajcie Olu i Czarku ja tylko będę czytała to co oboje stworzycie,jak narazie czytam Waszego bloga od początku tym samym przerobiłam cały 2012 rok i jestem pod wrażeniem Waszego czynu,wyzwania i odwagi w podejmowaniu decyzji.Pachnie mi tu heroizmem.Tak jak obiecalam pod każdym postem pozostawiam swój ślad i co dziwne w Kosztowej i Drohobyczce byłam dosyć często na rajdach organizowanych przez moją szkołę w Przemyślu.Pozdrawiam moich krajan choć nie mieszkam już tam,lecz moje serce zawsze tęskini i chyba już tak będzie.
OdpowiedzUsuńWitaj, Krysiu! Jesteś niesamowita z tym czytaniem bloga od początku i pozostawianiu wszędzie swojego komentarza. Bardzo Ci za to dziękujemy! czujemy się dopieszczeni, zaszczyceni i wyróznieni!:-))
UsuńHeroizm...? Może i tak. W końcu dwoje ludzi z miasta w dosc póxnym wieku wzięło się za naprawdę cięzką prace! raz nam to wychodzi lepiej, raz gorzej, ale w sumie wciaz toczy sie do przodu.
Będąc w naszych stronach na pewno przechodziłaś obok naszego domu, bo on leżu tuż koło zielonego szlaku!:-))
Pozdrawiamy Cię serdecznie i dalszej miłej lektury zyczymy!:-))***
Olu, naprawdę próbowałam, ale Twój styl jest niedościgniony. Nie umiem nawiązać do tych wspaniałych postaci. Już zaraz północ, a mnie nie idzie... Przepraszam, nie dam rady.
OdpowiedzUsuńGosiu, nie masz za co przepraszać. Cieszę się ,że jestes i czytasz i lubisz tu przychodzić. To wystarczy. Pozdrawiam Cie ciepło!:-))
UsuńDziękuję, choć mi żal, bo chciałam. :(
UsuńGosiu! Przecież jeszcze w zielone gramy~:-)) Na pewno jeszcze kiedyś wymyslę coś w tym stylu i wtedy spróbujesz i na pewno coś wymyślisz!:-))
UsuńWitaj baśniowa Olu,życzę Ci radosnego,urodzinowego dnia,w każdej chwili codzienności bądż szczęśliwa i radosna,pozdrawiam Elżbieta J.
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥ i całuski dołączam..
UsuńBardzo dziękuję, Elżbietko!
UsuńPiszę własnie nowego posta!:-))♥