piątek, 31 maja 2013

Emigrantki, cz.2 - "Maneka"




   W grupie dla początkujących zaciekawiła mnie swoim egzotycznym wyglądem i pełnym wesołości zachowaniem pewna piękna, młodziutka dziewczyna ze Sri Lanki o imieniu Maneka. Ubrana zawsze w tradycyjne, kolorowe sari. Z gładko zaczesanymi do tyłu długimi, czarnymi włosami oraz z namalowaną między brwiami czerwoną kropką, z którą bardzo jej było do twarzy. Przyozdobiona w delikatne kolczyki i orientalny wiosiorek. Gestykulująca żywo, coś opowiadająca koleżankom na migi i wybuchająca raz po raz perlistym śmiechem. Niedługo potem dowiedziałam się, iż owa kropeczka na jej czole, zwana bindi, jest w hinduizmie symbolem i gwarantem pomyślnego małżeństwa.
   Siedziała przy sąsiednim stoliku. Widać było, że zna już dobrze parę osób i czuje się w ich towarzystwie swobodnie. W szerokim uśmiechu pokazywała bialutkie, równe zęby gwiazdy Bollywoodu i widać było jak bardzo podoba się nielicznym w klasie panom. Miała jednak ten sam problem z angielskim, co ja. Była dobra w gramatyce i pisowni a mierna w mowie. Wszystkie zadania i ćwiczenia odrabiała w lot, ale gdy przyszło do głośnego wypowiadania się na forum klasy czerwieniała gwałtownie, milkła i widać było, że marzy o tym, by jak najprędzej dano jej święty spokój. Czym innym jest przecież szeptanie do kogoś przy stoliku a czym innym wypowiadanie się pod obstrzałem kilkudziesięciu spojrzeń obcych ludzi. Toteż nauczycielka po kilku bezskutecznych próbach wyciągnięcia z niej choćby słowa wreszcie odpuszczała i zajmowała się innym delikwentem.
   Bo byli i tacy, co to uwielbiali mówić, za to pisanie nie szło im ani w ząb. Tak było na przykład z sympatyczną Sudanką – Ngabony. Ta dwudziestosześcioletnia matka pięciorga dzieci i właśnie spodziewająca się szóstego wypowiadała się z godną pozazdroszczenia łatwością a jej zasób słownictwa był imponujący. Potem, gdy poznałam ją lepiej dowiedziałam się, iż jest już w Australii od siedmiu lat. Ma australijskie obywatelstwo oraz prawo jazdy. Pracuje dorywczo jako sprzątaczka w fabryce. Ma zamiar dostać się na kursy zawodowe i zostać pielęgniarką. A gdy już to osiągnie to zrealizuje największe marzenie swego życia – powrót do Sudanu i pomoc rodakom, gnębionym wciąż przez kolejne wojny domowe i rewolucyjne przewroty. A dlaczego Ngabony miała taki problem z pisaniem? No cóż – z Sudanu przyjechała jako analfabetka. Wszystkiego uczyła się od podstaw w nowym kraju. I muszę przyznać, że dzięki odwadze, ambicji i uporowi osiągała naprawdę wiele!



   Ale wróćmy tymczasem do Maneki. Z kilku słów, które doleciały do mnie kiedyś w czasie przerwy śniadaniowej wiedziałam, iż jest w Australii od kilkunastu miesięcy. A tuż przed wyjazdem ze Sri Lanki ta niespełna osiemnastoletnia dziewczyna wyszła za mąż. Mąż pracuje tu w jakiejś orientalnej restauracji i nieźle się im finansowo wiedzie. Maneka marzyła więc o kupnie wielkiego domu i o sprowadzeniu do nowego kraju swojej wieloosobowej rodziny.
   Po kilku dniach w cichej, bezpośredniej rozmowie w cztery oczy Maneka zwierzyła mi się, że razem z mężem są uchodźcami. Na małym statku rybackim udało im się nielegalnie opuścić ojczyznę i po wielu męczących tygodniach żeglugi dotrzeć do wybrzeży Australii. Potem przebywali przez jakiś czas w obozie dla nielegalnych emigrantów a wreszcie po uzyskaniu oficjalnego statusu uchodźców politycznych zamieszkali z osiadłą tu już od kilkunastu lat daleką rodziną męża. Dla takich, jak ona emigrantów Australia była i jest niczym wyśniony raj. Oaza spokoju i dobrobytu. Prawie każdy w Sri Lance marzył o dostaniu się do kraju kangurów i o bajecznej odmianie swego losu. A ten, komu się to wreszcie udało uznawany był przez pozostawioną w ojczyźnie rodzinę za wielkiego szczęściarza!
Czy jednak sam fakt emigracji jest wystarczającym powodem do szczęścia?

   Maneka pragnęła nade wszystko przyjazdu swej matki i sióstr albowiem męża poznała zaledwie miesiąc przed ucieczką ze Sri Lanki i wciąż czuła się w jego towarzystwie samotna. Był od niej o wiele starszy, milczący, poważny i surowy, skupiony na swojej pracy i interesach, w które nie miał zamiaru jej wprowadzać. Na dodatek Maneka była w dość zaawansowanej ciąży i nie umiała sobie wyobrazić, iż podczas czekającego ją za kilka miesięcy porodu nie miałaby jej troskliwie w nim pomagać matka, czy też ukochana, starsza siostra. Jakie jednak były szanse na to, iż komukolwiek z jej rodziny uda się jeszcze wydostać z pogrążonego w chaosie bratobójczych walk kraju? Niewielkie! Mąż Maneki musiałby mieć obywatelstwo australijskie i zaprosić ich oficjalnie do siebie. Ani bowiem jej matka ani siostry nie poważyłyby się na szaleńczą, niebezpieczną i bardzo drogą podróż przez ocean do nowej ojczyzny Maneki.
   Samotna Maneka uwielbiała chodzić do naszej szkoły dla emigrantów. Dzięki niej poznała wiele sympatycznych rówieśniczek. Pokazała jak bystrą i inteligentną jest dziewczyną. Jak szybko rozwiązuje wszelkie łamigłówki językowe i jak w krótkim czasie umie poczynić ogromne postępy w nauce angielskiego. Nic dziwnego więc, że nasza nauczycielka doceniła jej możliwości i razem ze mną i jeszcze jedną emigrantką o imieniu Saheera przeniosła do nowej, bardziej zaawansowanej grupy. To był dla nas ogromny awans i wyzwanie. W starej grupie osiągnęłyśmy już wszystko, co się dało. Czas był na następny skok w nieznane!
   Nam, nowym zdawało się jednak, iż nigdy nie dorównamy umiejętnościom i zasobowi słownictwa kolegów i koleżanek z następnej grupy. Każdy wyrażał się tam z ogromną swobodą i pewnością, a my biedne, przerażone ich mądrością siedziałyśmy zacukane, słowa nie umiejąc z siebie wydobyć. Najchętniej wszystkie wróciłybyśmy natychmiast do poprzedniej grupy. Zdawałyśmy sobie jednak sprawę, że to niemożliwe. Rozumiałyśmy przecież, iż  nie wolno cofać się, ale docenić to i cieszyć się a nie bać, iż ktoś mądrze i odpowiedzialnie popchnął nas do lotu. Dlatego mnie i Saheerze po kilku dniach minął ten przytłaczający stan oszołomienia, lęku i niewiary w siebie. Niestety, Maneka zamknęła się w sobie i nie potrafiła przemóc nieśmiałości oraz lęku przed odezwaniem się na forum klasy. W czasie przerw śniadaniowych biegła do starych koleżanek z poprzedniej grupy i tylko tam się uśmiechała, jak dawniej.

   Kilka dni potem Maneka przestała przychodzić do szkoły. Martwiłyśmy się o jej stan, bo była już w siódmym miesiącu ciąży i miała prawo kiepsko się czuć. Nie wiedziałyśmy też czy ta jej absencja nie wynika przypadkiem z jej niechęci do nowej grupy i obaw z przeniesieniem do niej związanych. Czas mijał. Ja i Saheera nawiązałyśmy sympatyczne znajomości wśród koleżanek z klasy. Już nie czułyśmy się tak obco i nie na miejscu. Wszystko rozwijało się pomyślnie. Cieszyłyśmy się, że dane nam jest poszerzać swoją wiedzę, rozwijać zdolności i poznawać ciekawych ludzi. Tylko Maneki wciąż nie było…

   W jakiś czas potem nasza nauczycielka Gwen otrzymała informację, że Maneka urodziła zdrowego chłopca i zaproponowała, by specjalna delegacja z klasy poszła do jej domu z gratulacjami i prezentem od nas wszystkich.

- Na pewno Manece miło będzie wiedzieć, iż o niej pamiętamy i że czekamy na jej powrót! – powiedziała a nam bardzo się ten pomysł spodobał. Zebralismy się po dwa dolary od każdego, co starczyło na ładny bukiet i na album na fotografie.

  Kilka osób, w tym Saheera i ja pojechałyśmy do odległej dzielnicy, gdzie mieszkała Maneka. Nigdy tam jeszcze nie byłyśmy. Z trudem znalazłyśmy jej mieszkanie. Mieściło się w piętrowym, wielorodzinnym budynku z czerwonej cegły. Zapukałyśmy. Drzwi otworzył starszy mężczyzna w turbanie. Kiedy onieśmieleni wydukaliśmy, z jaką sprawą przyszliśmy spojrzał na nas z chłodnym zdziwieniem. Niechętnie wziął od nas kwiaty i album. Powiedział, że przekaże to żonie i bez ceregieli zamknął drzwi.
I to było tyle. Odeszliśmy jak niepyszni.

   Maneka nigdy więcej nie pojawiła się w naszej szkole. Kolejne próby kontaktu z nią  nie powiodły się. Nie wiem, czy jest szczęśliwa? Czy jakoś odnalazła się w nowej ojczyźnie? Czy doczekała się wreszcie przyjazdu matki i sióstr? Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że uśmiecha się do swego synka i wspomina czasem z sympatią naszą szkołę dla emigrantów…

26 komentarzy:

  1. Taki gburowaty maz umie na zawsze zgasic usmiech na ustach i radosc zycia w sercu. Szkoda dziewczyny, jest pozostawiona sama sobie na obczyznie, bez rodziny i bez wsparcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że jednak wywalczyła sobie wreszcie jakąś lepszą pozycję w tym małzeństwie i jest szczęśliwa jako zona i matka.

      Usuń
  2. Z przyjemnością czytam Twoje opisy, Olu :)
    Miejmy nadzieję, że rodzina Maneki w końcu do niej dotarła i to jej rozświetla niełatwe zapewne życie z mężem - gburem. Pewnie ma już gromadkę dzieci i mnóstwo pracy w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, bo w przeciwnym wypadku byłaby teraz smutną, niespełnioną kobietą z mnóstwem obowiązków i gromadką dzieci.Szkoda, że się nie dowiem...

      Usuń
  3. Nie przepadam za turbanami, za ciepło jest w nich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale chronią od słońca i są częścią tradycji muzułmańskiej.

      Usuń
  4. ...trzeba wierzyć, że jest w pełni szczęśliwa...zawsze wierzę, że Ci z którymi tracę kontakt żyją właśnie tak...
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chcę wierzyć. Była jeszcze bardzo młoda, więc wszystko jest mozliwe.
      Ściskam!:-)

      Usuń
  5. Ja nie mam meza z turbanem, ale jestem pewna, ze on by dal taka sama odprawe moim kolezankom gdyby przyszly bez uprzedzenia wszczesniejszego o wizycie :).
    Mysle jednak, ze mloda mama ucieszyla sie wasza checia odwiedzenia jej. Czy wczesniej rozmawialyscie na kursie o zwyczjach kulturowych z okazji przyjscia na swiat potomka rodu? Z pewnoscia jest to egzotyczne odczucie poznawac nowe 'kultury turbanowe'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mąz może i miał rację nie wpuszczając nas. Tyle, że już nigdy nie mielismy więcej z Maneką żadnego kontaktu.I nie wiem, czy ona tego nie chciała, czy mąż jej zakazał?
      Nie pamietam byśmy rozmawiali na kursie o zwyczajach kulturowych zwiazanych z narodzinami dzieci. Wiem tylko, ze to bardzo kobiece, intymne, wymagające zrozumienia i troskliwości wydarzenie, dlatego Manece tak źle było bez mamy i sióstr.

      Usuń
  6. Ciekawe losy dziewczyny , można się tylko domyślać i gdybać ...Olko piszesz zawsze tak interesująco,że z przyjemnością czytam. Pozdrawiam se3rdeczności moc zostawiam na weekend.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele ludzi pojawia sie w naszym życiu i znika...Jak mgła...

      Usuń
  7. Miało być Oleńko ale omsknęła się ręka na klawiaturze. buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się Alinko! Niektórzy mówią na mnie własnie Olka!:-)
      Pozdrowienia serdeczne zasyłam!

      Usuń
  8. Powodzenia w szkole życzę i serdecznie pozdrawiam, zaglądnęłam tu i zostaję:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej szkoły chodziłam wiele lat temu. Opisywane tu przeze mnie historie szkolne to wspomnienia.Przeczytaj sobie w wolnej chwili pierwsze wpisy na tym blogu z października ubiegłego roku.
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  9. Kolejna nostalgiczna historia kobiety, raczej smutna.
    Ile nacji, tyle różnych obyczajów i zwyczajów.
    Szkoda, że już nigdy więcej się nie spotkałyście.
    Mam nadzieję, że Pan mąż i władca przekazał Wasz prezent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wiekszosc tych historii jest nostalgiczna, choćby juz z racji tego, że nie wiem jak potoczyły sie dalsze losy tych kobiet. Mogę mieć tylko nadzieję, że dobrze i życzyć im właśnie tego z całego serca!

      Usuń
  10. I tylko nadzieja w tym, że synek będzie rozświetlał Jej życie.
    Smutne są losy kobiet wyrwanych z kraju rodzinnego i pozostawionych praktycznie na łasce męża gdzieś tam na obczyżnie.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    Przepraszam, że dopiero dzisiaj odpowiedziałam na Twój Oleńko komentarz u siebie, ale (wiem, że to żadne tłumaczenie) ciągle coś gonię, ciągle coś do zrobienia. A jak jest czas to są znajomi :)))
    U mnie ciągle pada :)
    Jak tam Wasze pierzaste maluszki ?
    I mam pytanie, czy taki ziołowy susz-mieta, jakieś zioła można palić jak kadzidełko ... czy tylko w fajce to się spala ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas desccz i pogoda przeplatają się. Dzisiaj słonecznie. Jutro znowu ma lać. Dla roslin to cudownie. Dla ludzi trochę gorzej, bo błoto ohydne wszędzie.
      Pierzaste maluszki mają ogromny apetyt. Rosną jak na drożdżach i byłby już czas by pobiegały po ogrodzie a ze względu na mokrą pogodę opóźni się to wszystko.
      Mireczko! Nie mam pojęcia czy miętę i inne ziołą mozna palić jak kadzidełka. Spróbuj i napisz jak Ci sie udało!
      Nie przepraszaj za brak czasu. Wszystko rozumiem.Ja też latam jak zwariowana - tyle jest wciaz do zrobienia. Przyjdzie słotna jesień, to znowu wiecej nas w necie będzie.
      Uściski gorące zasyłam!:-))

      Usuń
  11. Przeczytałam z radością obie opowieści o emigrantach. Jesteś bogata Olgo. Bogata we wspomnienia, a także w dar pięknego snucia opowieści. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie Twoja odwaga. Na samą myśl, że jestem w takie szkole robi mi się słabo ze strachu:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnień i opowieści w głowie rzeczywiście mam dużo. Ale odwagi mało. Wiele rzeczy robię z desperacji czy w przypływie większej dawki adrenaliny, a nawet ze strachu. Staram się o odwagę przez całe zycie.Raz mi to wychodzi lepiej, raz gorzej.
      Jak teraz wspominam ogrom emocji, jakich doświadczałam w tamtych chwilach, to sama sobie się dziwię, że dałam radę!:-)

      Usuń
  12. Opisalas Maneke jako pogodna i radosna dziewczyne, i miejmy nadzieje, ze tak wlasnie wyglada jej zycie. Jest mloda kobieta, wiec wszystko przed nia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno dojrzała,spoważniała, zrozumiała wiele rzeczy, okrzepła w małżeństwie i macierzyństwie. Oby tylko była w tym wszystkim szczęśliwa!

      Usuń
  13. Tak Olu masz rację pomimo przeciwnosci losu trzeba się rozwijać i iść do przodu a Maneka no cóż nie miała siły by walczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wiele innych kobiet - niekoniecznie muzułmańskich...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost