Cezary pisze...
Kilka lat temu opublikowałem na tym blogu
opowiadanie w dwóch częściach pt. "Lubieżne kobiety i bezbronni mężczyźni".
Bohaterem owego tekstu był niepozorny chłopak z pociągu zwany Johnem. A
ponieważ Olga od dawna uparcie namawiała mnie na kontynuację tego cyklu w końcu
uległem i napisałem kolejne, nieco inne od poprzednich części krótkie
opowiadanie… Inspiracją dla niego były ulubione przeze mnie i Olgę piosenki
Łucji Prus.
...Wejdź powiedział John do
kobiety z pociągu.
…A wokół panowała niczym
niezmącona cisza. Usiadła skromnie na przeciwległym łóżku zaciskając kolana. Po
obu stronach drżących nóg ustawiła walizkę i torbę podróżną, jakby chciała
zminimalizować widzialność swojego stanu emocjonalnego. Próby wydobycia
artykułowanych dźwięków nie miały szans na przebicie się. Z akademickiego
kołchoźnika leciała właśnie piosenka ...
„Nic
dwa razy się nie zdarza i zapewne z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i
pomrzemy bez rutyny”
Zdecydowanie podniosła wzrok podążając za słowami.
John, który wpatrywał się przenikliwie w postać z pociągu zwątpił na chwilę.
Przecież znam ją, znałem, to już kiedyś było…
Nie, to niemożliwe, a skupienie myśli w
laserową wiązkę przemykało się pomiędzy luźno ułożonymi zwojami. Przecież ona
została tam… w mieście odległego dzieciństwa, bardzo odległego. Popatrzył na
nią, na jej puszyste, wijące się w śmiałych płomieniach włosy i wpatrując się w
jej drżące usta przypomniał sobie słowa innej piosenki:
„Tak bardzo mi do ciebie blisko.
Ta cisza zrozumiała wszystko.
Poprowadziła
nas od gniewu, ku krzewom.
W ptaków śpiew…”
A poezja tej ciszy otworzyła
bramy jego następnemu wspomnieniu…
…Studiowała polonistykę na jednej z wyższych uczelni. Filigranowej postury, z burzą miedzianych loków i ciągle roześmianymi oczyma sprawiała wrażenie osoby zupełnie oderwanej od otaczającego marazmu codzienności. John lubił przebywać w jej obecności coraz bardziej i coraz częściej. Spacerowali trzymając niewypowiedziane uczucia w zaciskających się dłoniach. Świadomy i niczym nieograniczony przepływ natężeń potęgował się z każdym wymuszonym krokiem. Oboje wiedzieli, że spacer to nie wszystko, że istnieje potrzeba zatrzymania czegoś, co mogłoby okazać się ulotnością i zamknąć się w przeszłości. John, uczeń maturalny potrzebował kobiety z portretu, tego, który malował w samotnej ciszy niemych wyobrażeń. Ileż blejtramów zostało już wyciętych czy zamalowanych kolejnym wizerunkiem? Rama robiła się coraz cięższa od nakładających się wyobrażeń, a i coraz bardziej odrapane drewno zdecydowanie kontrastowało z misterium jego dążeń. Poczuł tak bolesną tęsknotę, że musiał ją jakoś wyrazić. Powiedzieć na głos to, co tętniło mu w żyłach coraz bardziej przemożnym pragnieniem…
„Nachyl
się ku mnie, mów
Milczenie
boleśniejsze niż słowa
Wokół
słów oplatam myśli
Jak
zielony bluszcz…”
- Ach! Przecież to ty
jesteś ten John, John - poeta ! - szepnęła zawisając nad nim na bliskość rąk.
Znał jej zapach z pociągu, znał zapach ciała i przenikliwość penetrujących
powierzchniowo ust, delikatnie, lecz stanowczo szukających wzajemności.
Teraz dotknął palcem jej wyschniętych ust, jakby zamarłych i czekających na nasycenie rozpływającą się rozkoszą połączenia. Oplotła go niczym bluszcz…
Teraz dotknął palcem jej wyschniętych ust, jakby zamarłych i czekających na nasycenie rozpływającą się rozkoszą połączenia. Oplotła go niczym bluszcz…
„Dookoła
noc się stała, księżyc się rozgościł
Jeszcze ci nie powiedziałam wszystkich słów
miłości…”
Zanuciła wtulając się w
jego ramiona i uśmiechając z taką tkliwością, że choć John nie widział tego
uśmiechu, to poczuł go jak rozlewającą się falę ciepła biegnącą z serca do
serca…
A potem znowu zanurzyli się w siebie podążając za mocą tego dzielonego wspólnie uśmiechu. Swymi ciałami i duszami malowali akty sztuki dziedziczone chyba po rozwiązłych aniołach. Było im z sobą tak dobrze…
A potem znowu zanurzyli się w siebie podążając za mocą tego dzielonego wspólnie uśmiechu. Swymi ciałami i duszami malowali akty sztuki dziedziczone chyba po rozwiązłych aniołach. Było im z sobą tak dobrze…
- John, pamiętasz łapanie ryb i raków w naszej rzece? - Pytanie to słyszał zawsze, kiedy zbaczał ze ścieżki i przypatrywał się innym możliwościom. Rozmarzenie sięgnęło apogeum, jak wtedy… nad rzeką. Kapryśne lato tylko niekiedy dawało szanse na przejaśnienia ciągle uwodzącej się parze. Wtedy rozebrani ciałami rozbijali leniwe fale. John pamięta, jak został rzucony na płyciznę i ją stojącą w rozkroku tuż ponad jego twarzą. Z mokrego ciała woda skapywała rozbryzgującym się strumykiem prosto w jego usta, oczy. Widziana na tle stabilnych chmur stawała się niebiańskim obiektem pożądania z twarzą rozmytą wszędobylskim cieniem. Rozpalony w mnogości wyobrażeń nie zauważył, kiedy uklękła tuż przy nim. Nawodnionymi dłońmi przeczesywała mu poplątane włosy, by kolejno przesuwać je po policzkach, stwardniałych oczekiwaniem sutkach, tęsknych udach. Ich ocierające się piersi z wzajemnością wywoływały ciągle windujące się uczucia. John podniósł się i objął ją ściśle ramionami. Postacie z kamienia, nierozłączne w uczuciach falowały zgodnym ruchem z prądem i pod prąd rzeki. W końcu utulony przez nią jak niewinne dziecię przymykał oczy i odpływał w błogi sen. Wówczas ona znowu nuciła, wplątując w znaną piosenkę nitki babiego lata i sploty czułych wierszy…
„Ale
teraz z moich marzeń zrobię ci kołyskę
Niech
cię miły nie poranią leśne trawy niskie…”
Po przebudzeniu John długo nie otwierał oczu. Choć czuł ją tuż obok siebie, to bał się, że to jednak sen, który pierzchnie, gdy odważy się zerknąć na bóstwo. Jej poruszane wiatrem włosy łaskotały jego policzki. Czułość jej obecności wypełniała wszystkie komórki jego ciała. Znalazł ją. Ona jego znalazła. Tylko ten moment się liczył… Potem ona wstawała i tańczyła. Bosa na pokrytej rosą przedświtu trawie. A widział ją tylko księżyc. Serce Johna tętniło tak mocno, jakby wyrwać się chciało z piersi. Nie chciał, za żadne skarby świata nie chciał przerywać tego snu, bo przecież, gdy raz kiedyś przerwał… Łąka, tylko łąka śpiewała mu wspomnieniem bliskości i czułości…
„Nie chcę cię dotknąć
Boję się, boję się twego bólu
Chcę ci zostawić twoją samotność
A swą obecność zmienić w czułość
Jesteśmy inni, każde z nas
Ma swoje tajemnice ciemne
Kolczasty, dziki, suchy chwast
Nadzieje nadaremne
Spotkali się któryś tam raz
Śpiąca królewna z ślepym królem
Chcę dać ci to, co mogę dać
Czule, czulej, najczulej”
Boję się, boję się twego bólu
Chcę ci zostawić twoją samotność
A swą obecność zmienić w czułość
Jesteśmy inni, każde z nas
Ma swoje tajemnice ciemne
Kolczasty, dziki, suchy chwast
Nadzieje nadaremne
Spotkali się któryś tam raz
Śpiąca królewna z ślepym królem
Chcę dać ci to, co mogę dać
Czule, czulej, najczulej”
Kobieta z pociągu usiadła
blisko, by następnie objąć go ramionami. Bezbronny John nie oponował.
W
powyższym tekście wykorzystane zostały fragmenty następujących piosenek Łucji
Prus:
„Nic
dwa razy się nie zdarza” – słowa Wisława Szymborska
„Bliskość
ciszy” – słowa Jonasz Kofta
„Dookoła
noc się stała” – słowa Agnieszka Osiecka
„Godzina
cienia” – słowa Jonasz Kofta
„Czułość”
- słowa Jonasz Kofta
Poniżej do posłuchania piosenka z ostatniej, wydanej juz pośmiertnie płyty tej artystki:
P.S.
W
powyższej opowieści panują ciepłe nastroje letnich dni. A tymczasem na naszym
drugim blogu: nitkilosu.blogspot.com kolejne
nitki rozwija zimowa opowieść Olgi pt. „Okiem pajęczycy”. Zima i lato splotły się
ze sobą w wielobarwnych niciach wspomnień…
Ciekawie wykorzystana inspiracja.
OdpowiedzUsuńPiosenka piękna, bardzo lubię jej piosenki.
A to wszystko dlatego, że kiedyś autorzy piosenek byli mistrzami słowa, a i wykonawcy potrafili bawić się nimi w prawdziwie artystycznym wykonaniu.
UsuńJa również lubię piosenki Łucji Prus.
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie lansuje się tego typu twórczości, choć i młode pokolenie często sięga po nie, co widać choćby po wpisach na youtube. A może to my zestarzeliśmy się nazbyt szybko.
UsuńCezary, po co motać i komplikować jak można prosto i wprost.
OdpowiedzUsuńAlbo inaczej - po co pisać wprost i po prostu jak można poetycko i nastrojowo.
Jasne. Wybór należy do nas i jest w pewnym stopniu odzwierciedleniem naszego zapotrzebowania(duchowego?). Rzeczy na wskroś proste są łatwo przyswajalne i trawienie nie zabiera czasu. Przelatuje bez echa.
Usuńto bardzo miło do WAs wpadać na tekst i przysiąć na chwilkę..
OdpowiedzUsuńTo miłe, że przysiadłaś na wirtualnej ławeczce, choćby na chwilę.
UsuńDziękuję także tym, którzy przesłali komentarze drogą emailową.
OdpowiedzUsuńBardzo poetycko i nastrojowo pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń