Przeglądając zdjęcia do poprzedniego posta o
australijskich kwiatach natrafiliśmy z Cezarym na folder w całości poświęcony
wizycie w jednym z najpiękniejszych ogrodów, jakie dane nam było w życiu oglądać.
To Narodowy Ogród Rododendronów usytuowany w Olindzie, miejscowości mieszczącej
się w Górach Dandenongu położonych około 30 kilometrów od Melbourne. Ogród ów
zwiedzaliśmy kilkukrotnie, ale najpiękniejszy był zawsze na wiosnę (australijska wiosna trwa od września
do listopada). Wtedy kwitnie w nim większość kwiatów, krzewów i drzew a zieleń
ma najbardziej soczyste odcienie. Natomiast w marcu, gdy trwa australijska jesień odbywa się tam japońskie
Święto Kwitnących Wiśni, w czasie którego dużo młodych par lubi robić sobie w
ogrodzie ślubne sesje fotograficzne.
Poza piętnastoma tysiącami rosnących w
ogrodzie rododendronów podziwiać tam mogliśmy ponad dwanaście tysięcy azalii, trzy
tysiące kamelii, przeróżne odmiany
drzewek wiśniowych, narcyzów, łubinów i mnóstwo innych kwiatów. Ci z Was, którzy
bardziej interesują się roślinami kwitnącymi na pewno rozpoznają je bez
problemu. Cały ogród zajmuje około 25 hektarów. Uważne jego zwiedzanie trwa
niemalże cały dzień. Spaceruje się tam po trawie (w Australii nie ma zakazów wchodzenia
na trawniki), czy też po wysypanych żwirem lub asfaltowych alejkach, wspina po
malowniczo usytuowanych schodkach, przysiada na zacisznych ławeczkach. Cudowne
zapachy, barwy i odcienie kwietnego bogactwa wprost oszałamiają zwiedzających.
Wstęp do ogrodu jest bezpłatny a więc to bardzo popularne miejsce odwiedzin dla
mieszkańców Melbourne i turystów. Na miejscu znajduje się kawiarnia oraz kilka
miejsc piknikowych i zadaszonych pawilonów a także urokliwie położony staw, w którego pobliżu
można odpocząć w cieniu kwitnących krzewów i drzew.
Malowniczym tłem dla wszystkich kwitnących roślin
są ogromne eukaliptusy i paprocie oraz oszałamiające widoki na otaczające ogród
góry i doliny. Obserwować stamtąd można m.in. dolinę rzeki Yarra, szczyt Baw
Baw, góry Warburton oraz Silvan – wielki rezerwuar wody pitnej dla Melbourne. Dodatkową
atrakcję stanowią napotykane w ogrodzie papugi, chichotliwe kookabury, kaczki i
niezwykle rzadkie, podobne nieco do bażantów ptaki zwane lyrebirds ( któryś z
kolejnych postów poświęcić chcemy ptakom Australii).
Znalazłam na YT krótki filmik o tym australijskim ogrodzie rododendronów. Popatrzcie!
Ponieważ ten post jest 400 tekstem na tym
blogu chcielibyśmy uczcić to jakoś i z tej okazji obdarować Was którąś z poniższych fotografii. Każdy, kto miałby ochotę dostać od nas jedno wybrane przez
siebie pełnowymiarowe zdjęcie proszony jest o maila w tej sprawie lub
podanie adresu mailowego w komentarzu pod postem – z radością je Wam wyślemy. Każda fotografia w dolnym prawym lub lewym rogu oznaczona jest własnym numerem.
Piękne zdjęcia Oleńko, przejrzałam trzy razy. Mnie wystarczy, że się napatrzę i to już jest dla mnie radość. Serdecznie Was pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLubię w ten zimowy czas znaleźc dla oczu jakieś wytchnienie od wszechpotęznej bieli (ta biel jest piekna, ale jak czasem człowiek przemarznie albo umęczy się przy noszeniu drewna do pieca, albo przy odśnieżaniu to mu sie zgoła czegos innego chce!).
UsuńBuziaczki zerdeczne sasyłamy Ci Basiu!:-)*
Oesu, umarlam z oczarowania! Bardzo lubie rododendrony i azalie, a ich nagromadzenie w jednym miejscu i mnogosc gatunkow i kolorow wprost odbiera dech w piersiach. No cuda nad cudami! Z pewnoscia mieliscie podczas zwiedzania wspaniale doznania, ktorych zadne zdjecie nie jest w stanie oddac w 100%, brak jak dotad przekaznikow zapachow i dzwiekow. Tego brzeczenia owadow, pokrzykiwan ptakow, szumu lisci tracanych wiatrem - wszystkiego, coscie tam przezyli.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze po dluzszej przerwie znow wracacie do australijskich wspomnien, mnie ich nigdy dosc.
Ide ogladac od nowa!
Strasznie sie cieszę Anusiu, ze tak trafiłam w Twoje gusta! Tyle tych zdjec tu nawaliłam, że bałam się, iż nikt nie będzie miał cierpliwosci by to oglądac.Ale nie umiałam z niczego zrezygnowac, bo tyle miłych wspomnień mamy z tamtego ogrodu, tyle ciepłych uczuć budzą w nas te fotografie.Pieknie tam było, przestrzennie, swobodnie, ciepło i kolorowo. Jak w raju albo we śnie.Ogladając zdjęcia przypominalismy sobie z Cezarym nasze wędrówki. Dobrze, że mamy te wspomnienia, dobrze, że mamy mozność sie nimi dzielic tu na blogu, dobrze, że jest ktos, kto lubi te nasze australijskie wspomnienia. Dziękujemy, Anusiu!:-))***
UsuńPiękne, wyobrażam sobie jkie to wspaniałe uczucie tak wędrować wśeód kwiatów i zieleni. Dziękuję za wspaniałą ucztę dla oczu.
OdpowiedzUsuńTak, Ewo - to było wspaniałe uczucie, tym bardziej, że nie odczuwało sie w tym ogrodzie australijskiego gorąca, że było tam tyle niezwykłych kształtów, zapachów i kolorów, okrzyków papuzich i kookubarowych, harmonii w tym wszystkim. A napotkani ludzie, wprawieni w doskonały nastrój uśmiechali sie od siebie i zagadywali pogodnie!:-)
UsuńPiękne miejsce ... a od niektórych zdjęć bije takie ciepło, że ogrzać się przy nich można :)
OdpowiedzUsuńOch, ten ogród naprawdę wart jest zobaczenia - jesli nie na żywo, to choćby na fotografiach czy filmkach na YT.Ludziom potrzeba tego rodzaju obcowania z pieknem, harmonia, spokojem i ciepłem barw.Potrzeba wytchnienia od codzienności, od tego, na co nie ma wpływu, co go męczy, irytuje, obezwładnia.Oglądam zdjęcia i usmiecham sie na samo wspomnienie...!:-)
UsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńTak Aniu, po prostu piękne.Od razu przypomina mi się ta pieśc ze słowami Jonasza Kofty: "Pamiętajmy o ogrodach, czy tak trudno być poetą? W zar epoki nie użyczy nam chłodu żaden schron, żaden beton..."
Usuńkolory w te białozimowe dni, to cudo najfajniejsze, też lecę popatrzeć jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńAni się obejrzymy, jak będzie wiosna i zrobi sie kolorowo a póki co - proszę bardzo - oglądaj do syta te australijskie kolory!:-))
UsuńSerce sie cieszy, ze sa take miejsca na swiecie, ktore zapraszaja nas do relaksujacych odwiedzin :)
OdpowiedzUsuńTez mam podobne miejsce blisko Londynu - kraina rododendronow, azalii, zawsze najpiekniejsza wiosna :)
Olenko zdjecia piekne, kazdza fotografowana roslinka to piekny spektakl przyrody, w ktorym sie chce uczestniczyc bez konca :)
Jesli moglabym prosic o zdjecie, bede wdzieczna :)Numer 139 :)
Email - orszulkawm@gmail.com
Czterysetny post - wielkie gratulacje :)
Sciskam mozno ♥♥♥
Ciekawa jestem tego angielskiego ogrodu rododendronów - czy podobny do australijskiego? Masz jakieś zdjęcia stamtąd, Orszulko?
UsuńDzięki serdeczne za gratulacje. 400 postów to niby nie jest jakieś nadzwyczajne osiągnięcie jak na pięc lat istnienia bloga, ale zważywszy na to, że większośc z nich to naprawdę długie teksty a nieomal połowa z tekstów to wiersze, to juz wtedy ten bilans wyglada nieco lepiej!:-)
Spodobało Ci się zdjęcie przedstawiające wiosenne pąki paproci? Fajnie! To takie swojskie, bo przecież i w Polsce paprocie tak na wiosnę wygladają. Zaraz Ci wobec tego wybrane zdjęcie wyslę!:-)
Usmiechy serdeczne zasyłamy Ci o mroźnym, lecz słonecznym poranku!:-))♥♥♥
Olenko, mam duzo zdjec - musze je wygrzebac ze zdjeciowych skrytek :)
UsuńWiosna kroluja tam azalie, rododendrony, magnolie - przerozne odmiany. Cala oprawa jest bardzo podobna do ogrodu australijskiego - mozna sobie zrobic piknik na trawie, pospacerowac, wypic kawe w punktach gastronomicznych, oberwac szyszka po glowie od szczesliwie smigajacych po drzewach wiewiorek ;)
Juz niedlugo wiosna/tutaj zawsze wczesnie/, na pewno sie tam wybiore i zdam relacje na
moim blogu :)
Serdecznosci :***
Och, z radoscią i ciekawoscią obejrzę ten Twój angielski ogród, Orszulko!Australia i Anglia są ze sobą związane bliskim pokrewieństwem polityczno-kulturalnym a wiec i ogrody pewnie podobne.
UsuńJuż niedługo wiosna? Ach,u nas jeszcze ani słychu ani widu...
Ściskam Cię mocno!***
Az zapachnialo :). Zawsze marzylam o tamtej czesci globu, moze kiedys...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś wybierzesz sie w podróz do Australii, Moniko! Wszystko jest przecież mozliwe! A przypuszczam, że w Portugalii też są cudowne ogrody. Nieprawdaż?!:-))
UsuńPrzepiękne kwiaty :) Przypomniałaś mi nimi, że w tym roku muszę wybrać się do ogrodu z różanecznikami w trakcie ich kwitnienia :)
OdpowiedzUsuńNo własnie, Wietrzyku! Często blisko siebie mamy piekne ogrody a zapominamy o nich albo nie mamy czasu na ich odwiedzenie. I mnie od kilku lat kusi takie wspaniałe miejsce - arboretum w Bolestraszycach. To około 60 km ode mnie a ja wciaz nie mam czasu by tam pojechać i obejrzec tamtejsze okazy flory. Nie tracę jednak nadziei, że wszystko jeszcze przede mną!:-)
UsuńNawet magnolię tam zobaczyłam mam taką u siebie na swojej malutkiej działce :) Piękne one są ale może u siebie też posadzicie kilka rododendronów i azalii, azalia japonika jest mrozoodporna trzyma się dzielnie podczas mrozów a wiosną ślicznie kwitnie. :)
OdpowiedzUsuńBuziaki ciepłe dobranockowe. ♥
Tak, masz rację Eluś, że moglibyśmy u siebie posadzic azalię czy rododendron. Mielibyśmy tu kawałek Australii. Może by i mrozy nie dały tym roślinom rady - nie wiem tylko, czy i na psy nasze okazałyby sie one tak odporne? Psiska bowiem bez opamiętania tratują i obgryzają wszystko, co się da!Właściwie tylko drzewka są bezpieczne!:-)
UsuńBuziaki zasyłamy serdeczne na powitanie dnia!♥
Prawdziwa uczta dla oczu!
OdpowiedzUsuńCieszę się Basiu, że tak życzliwie to odbierasz!:-))
UsuńNiezwykły ogród !!! W takim to można spacerować bez końca. Roślinność zachwyca swym niepowtarzalnym urokiem . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDlatego też chcieliśmy go tutaj pokazać, bo zimą tęskni sie za takimi ogrodami, za zielenią i ciepłem. Ale od czego wspomnienia i podróze w wyobraźni?
UsuńI my pozdrawiamy serdecznie, Ulu!:-))
Też tak robię, w upały oglądam zimowe impresje a w zimie orgię kolorów lata. Ale takie cudeńka skłaniają mnie do zadumy, po co Dobry Bóg az taką rozmaitość zaplanował, nie tylko w kwiatach ale w całej florze i faunie i w człowiekach!
OdpowiedzUsuńA Bolestraszyce bardzo warto!
No rzeczywiście Krystynko, rozmaitość wszystkiego jest ogromna. Nic tylko podziwiać i dziwować się,pytać i szukać sensów. A i tak wiekszosć rzeczy pozostanie zakryta, niewiadoma, schowana w intuicyjnych przeczuciach, delikatnych muśnięciach, jak we śnie...
UsuńMoże w końcu uda nam sie tym roku zawitać do Bolestraszyc.W końcu z Przemysla to rzut beretem a w Przemyślu bywamy często, tyle że człowiek zawsze w pospiechu, bo do zwierzyńca kochanego sie śpieszy...
Może w święto derenia, tak gdzieś jesienią.
UsuńŚwięto derenia? Ale ciekawie to brzmi!Dzięki za podpowiedź, Krystynko!:-))
UsuńI znów mnie zaskoczyłas mnóstwem barw i rodzajów,piękny spacer po ogrodzie dziękuję zą towarzystwo.
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję, że z nami po tym ogrodzie pospacerowałaś wirtualnie!:-)
UsuńAleż bogactwo form i barw.
OdpowiedzUsuńTo prawda Urszulo, mineło juz wiele lat od naszych ostatnich odwiedzin w tym ogrodzie a nadal wizyte tam wspominamy jako odwiedziny w raju!:-)
UsuńWitam Cię serdecznie na naszym blogu i pozdrawiam!:-)